Niniejszy text stanowi głęboką refleksji na temat książki Amartya Sena „Rozwój i wolność”. Moje podejście do zagadnienia różni się od klasycznego, w którym porównuje się myśli autora z autorytetami dziedziny. Ostrzegam, że w pracy nie pojawią się tacy powszechnie cytowani klasycy filozofii społecznej jak Francis Fukuyama czy Robert Nozick. Bezpośrednią przyczyną takiej decyzji jest perspektywa z jakiej podejmuję temat. Postanowiłem zaatakować Amartya Sena ad personam.
Autor porusza w swojej książce całą mnogość tematów, ukazując wielość aspektów wolności. Ilość wątków i zagadnień jakie porusza może wprowadzać pewien chaos, jednak zdaniem autora jest konieczne, aby w pełni ukazać czym jest wolność. Różnorodność i złożoność problemów jakie trzeba brać pod uwagę wiąże się z pojęciem wolności, która według Amartya Sena jest właśnie różnorodna i złożona, bowiem wolność jednostki objawia się w ilości możliwości z jakich może ona wybierać, aby żyć tak, jak sama uważa za słuszne.
Definiowanie wolności w ten sposób jest nowatorskie i spotykane raczej okazjonalnie, dlatego też warto się właśnie nad nim zastanowić. Klasyczne podejście do tematyki wolności stawia zazwyczaj na rozróżnienie pomiędzy wolnością negatywną a wolnością pozytywną, zaś Hegel utożsamia wolność z koniecznością. Sen podchodzi do tego po swojemu – czemu tak robi?
Pojęcie „możliwości”
W szeroko pojętym językoznawstwie istnieje dziedzina zajmującym się badaniem struktur lingwistycznych w nawiązaniu do neurobiologii jest to programowanie neurolingwistyczne. Z tej nauki dowiadujemy się, iż wśród wielu filtrów jakie kierują ludzką percepcją istnieją takie, które nazywamy „metaprogramami”. Metaprogramy występują w opozycyjnych parach i określają perspektywę, z której jednostka wysyła i odbiera bodźce od otoczenia. I tak możemy wyróżnić metaprogramy takie jak: „autorytet wewnętrzny – autorytet zewnętrzny”, „wyszukiwanie podobieństw – znajdowanie różnic” i wreszcie „szukanie możliwości – wypełnianie konieczności”.
Osoba która działa zgodnie z metaprogramem „szukanie możliwości” interpretuje swoje działanie z perspektywy wykorzystywania nadarzających się okazji, a swoje wybory często tłumaczy okolicznościami w jakich zaszły. Używa przy tym zwrotów i słów takich jak: mieć możliwość, można, sprzyjały okoliczności, brak okazji, opcja i podobnych. Osoba o opozycyjnym „wypełnianiu konieczności” często zadaje sobie pytanie „Dlaczego powinienem to zrobić”, myśli kategoriami wewnętrznego przymusu i często używa słów takich jak: Powinni, muszę, nie musimy, jest konieczne, zostałem zmuszony.
Słownik Amartya Sena
Język jakim posługuje się Amatya Sen jest silnie nacechowany metaprogramem zwanym „możliwość”. Aby unaocznić ten fakt osobiście podjąłem się badania losowego rozdziału książki „Rozwój i wolność”. Padło na rozdział ósmy „ Problem kobiet a zmiana społeczna”. Analiza treści zaowocowała rezultatem, wykazującym przewagę zwrotów odnoszących się do możliwości kosztem zwrotów traktujących o konieczności w stosunku 11 do 1. Moją baczną uwagę zwrócił również pewien fragment jaki znalazłem w analizowanym rozdziale: „…ograniczenia wolności, między innymi narzucające im konieczność kolejnych ciąż i urodzeń.” Należy zauważyć, że autor opisując stan będący opozycyjny do tego, który popiera używa świadomie słowa „konieczność”, oznacza to, że autor stawia wielość możliwości jako dobro w opozycji do zła, które wyraża za pomocą konieczności. Wyraża to silną determinantę w myśleniu autora.
Słowniki filozofów są nierzadko nieredukowalne do siebie gdyż używają tych samych pojęć nadając im inne znaczenia semantyczne jak w przypadku idei Kartezjusza a Locke’a. Rozważania klasycznych filozofów są ugruntowane w pewnej kulturze zaś A. Sen chce być interdyscyplinarny. Moim zdaniem nie wychodzi mu. Podążmy dalej ścieżką krytyczną.
Można zarzucić Senowi to, o co oskarża się także Johna Rawlsa i jego słynną „Teorii sprawiedliwości”. Koncepcja Rawlsa opiera się na założeniu hipotetycznej sytuacji pierwotnej w której ludzie za zasłoną niewiedzy (veil of ignorance) podejmują decyzję odnośnie przyszłego ładu społecznego. Warunki w jakich to robią odbiegają od sytuacji faktycznej ponieważ mają oni bardzo ograniczoną wiedzę odnośnie świata i siebie samych. Można łatwo odrzucić „Teorię sprawiedliwości” twierdząc, że podjęta w hipotetycznej sytuacji decyzja nie ma charakteru wiążącej umowy, gdyż podejmowali ją inni ludzie. O ile Rawls preparuje zasłonę niewiedzy (lub alternatywnie – podaje ludziom serum prawdomówności) to Sen podąża jego krokiem i mówi o wolności jako wielości możliwości.
Stworzona w ten sposób otoczka liberalizmu jest jednak łatwa do zdemaskowania. W istocie kryje się pod nią pewna odmiana heglizmu. Człowiek jest wolny zdaniem Hegla, gdy sprawuje racjonalną kontrolę nad swoim życiem. Choć Hegel twierdzi, że wolność to uświadomiona konieczność to jego stanowisko, iż wolność polityczna realizuje się tylko przy aktywnym uczestnictwie w życiu społecznym jest zbieżna ze myślą autora „Rozwoju i wolności”. A Heglowi do liberalizmu prawie tak daleko jak Marxowi.
Głos moralny w kapitalizmie
Sen, głównie ze względu na indywidualizm oraz słynne stwierdzenie „żyjemy w czasach tyranii wspólnot” jest czasami uznawany za libertarianina jednak jest to interpretacja błędna. Senowski ideał jest z pewnością bliższy Frommowi, który dążył w imię „planowania humanistycznego” do dobudowy kolejnych instytucji państwowych, które w lepszy sposób mogłyby zaspokajać prawdziwe potrzeby natury ludzkiej. Choć Sen dużo mówi o wartości wolności „samej w sobie” jest konsekwencjonalistą, nie ma dla niego znaczenia czy rozwój (czyli powiększanie ludzkich możliwości) odbędzie się za pomocą mechanizmów państwowych czy dzięki wolnemu rynkowi. Może się wydawać, że preferuje on to drugie czego przykładem może być wielokrotne zachwalanie na łamach swoich prac jednego banku dla ubogich. Pochwalaną przez Sena inicjatywę należy traktować jednak raczej jako wyjątek od reguły i będąc obiektywnym trzeba przyznać, że gwarantem wolności będą instytucje państwowe. U Sena echa libertariańskich ideałów pojawiają się gdy pisze, że państwowe gwarancje nie muszą istnieć z konieczności – prawdopodobnie w wolnościowej kulturze mogłyby być one zastąpione na wielu płaszczyznach przez mechanizmy rynkowe. Może Sen faktycznie dąży do takiej kultury, ale obok wieloczynnikowego podejścia do rozwoju jest to w zasadzie jedyny element łączący jego przemyślenia z myślą i ruchem libertariańskim. Myślę, że mimo to Sen zgodziłby się z liberalnym aforyzmem, że „Bezpieczeństwo osiągniesz nie wznoszeniem ogrodzeń, ale otwieraniem bram” .
Większą korelację niż z klasycznym liberalizmem (czy wolnorynkowym anarchizmem ) można zauważyć właśnie z myślą wymienionego już przeze mnie Fromma. Znów wrócimy do pojęcia możliwości. Silną stroną politycznie rozumianej wolności negatywnej jest jej stałość i łatwość zastosowania w przeciwieństwie do wolności pozytywnej, którą można w sposób łatwy rozszerzać na zagadnienia, które z wolnością wspólnego nie mają nic lub prawie nic. Koncepcja Fromma wpisuje się w ten drugi nurt. Słabością pojęcia możliwości jest jego nieprecyzyjność.
Sen określa ubóstwo jako niedostatek możliwości. Takie określenie ekonomiczne nędzy jest zgrabne i poszerza naszą dotychczasową wiedzę na temat tego, czym jest ubóstwo. Przede wszystkim uświadamia nam, że wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu ubodzy, gdyż świadomie odrzucamy pewne możliwości. Tu właśnie leży słabość tego skądinąd trafnego rozumienia ubóstwa. Kierowanie się Senowskim terminem pozwala na niczym nieograniczoną interwencję w życie człowieka, gdyż niedostatkiem możliwości są zarówno braki w edukacji jak i w szerszym sensie niekompetencja towarzyska czy nawet negatywne cechy charakteru. Uważam, że używanie w filozofii społecznej Senowskiego pojęcia jest niebezpieczne i może doprowadzić do negatywnych konsekwencji.
Ekonomia… Jaka ekonomia?
Poszerzanie sfery wolności to u Sena nade wszystko powiększanie ilości możliwości jakie każdy człowiek ma przed sobą. Jest czymś wyjątkowo mnie nurtującym dlaczego Amartya Sen traktuje możliwości jedynie ilościowo. Zgodnie ze współczesnym podejściem preferencje należy traktować jako indyferentne moralnie i dlatego sobie równe. Niekoniecznie jest tak jednak w kwestii możliwości, gdyż tutaj jedne nie są równe innym. Można na to znaleźć dowolną ilość przykładów z życia codziennego.
Na gruncie ekonomii istnieją takie dobra, których ludzie pożądają a ich obfitość jest niewystarczająca. Zupełnie nie wiem jak zastosować pojęcie możliwości do dóbr ekonomicznych. Gwarantowanie możliwości dostępu do części z nich zamiast dania szansy utalentowanym to rywalizacji celem ich zdobycia to atak na wolny rynek – socjalizm czystej wody.
Sen dostał Nobla z ekonomii, ale w „Wolności i rozwoju” liczby, tabelki i inne ekonomiczne narzędzia są po prostu niepotrzebne. Autor umieszczając je praktykuje strategię jaką kierują się zazwyczaj politycy w debatach – dodaje sobie autorytetu dzięki podaniu pseudonaukowych danych. Świadomie piszę o pseudonauce ponieważ osoba biegła w statystce i z rocznikiem statystycznym w ręku bardzo szybko podałaby dane będące w sprzeczności do tych jakimi raczy nas Amartya Sen. Duża ilość liczb jaką podaje autor nic nie tłumaczy a jedynie utrudnia lekturę. Na miejscu jest także zadanie pytania: po co komuś tak bardzo szczegółowe dane na temat społeczeństwa? Z pewnością mierzenie rozwoju za pomocą PKB, średniego dochodu czy jakąkolwiek inną zmienną jest niewystarczające, ale takie zbieranie wielości danych może służyć tylko jednemu. Szczegółowe dane pozwalają lepiej monitorować społeczeństwo a biorąc pod uwagę Senowski paradygmat możliwości jestem bardziej niż pewny, że posłużą one za wytłumaczenie paternalistycznych akcji afirmatywnych. Z perspektywy jednostkowej akcje afirmatywne są niczym nie uzasadnione gdyż operują pojęciem grup lecz dla Sena ekonomia nie zaczyna się od działających jednostek.
Pisząc o tworzeniu możliwości i dawaniu szans Sen zapomina o prostej prakseologicznej zasadzie, którą można wyrazić przenośnią „apetyt rośnie w miarę jedzenia”. Dawanie ludziom okazji do zaspokojenia potrzeb, które dotąd były poza ich zasięgiem oznacza, że nastąpią kolejne roszczenia – na gruncie senowskiego „rozwoju” są one raczej nie do uniknięcia. Odpowiedzią na pytanie czy roszczeniowość jest synonimem wolności nie będę się zajmował, zwrócę zamiast tego uwagę że Sen musi przyjąć rozróżnienie potrzeb (natury ludzkiej) od (sztucznie kreowanych) pragnień. Ten sztuczny rozdział (Frommowski) jest jedyną drogą na uzasadnienia wspierania pewnych mechanizmów polityki społecznej i zmusza do normatywnego klasyfikowania preferencji.
Niezaprzeczalnie istnieje w filozofii politycznej problem związany z tym, że bogactwo wielu narodów wzrosło od początku XX wieku (albo nawet wcześniej) tak bardzo, że spora część ludzi jest przekonanych, iż moralnym obowiązkiem jest podzielić się nim z resztą świata. Można nazwać ten problem „kwestią konsumpcji” (lub też preferencji czasowej). Jest to próba odpowiedzi na pytanie kiedy dostatek wypracowany inwestycjami pokoleń będzie można wreszcie wykorzystać ku powszechnemu dobru a nie wciąż inwestować celem pomnożenia. Faktycznie pieniądze są jedynie dobrami pośrednimi i w pewnym momencie musi nastąpić konsumpcja. Najprostszym rozwiązaniem owych wątpliwości jest zostawienie decyzji o momencie wykorzystania zasobów samym jednostkom. Inna metoda zawsze i nieodłącznie będzie się wiązała z interwencjonizmem oraz doborem preferencji zgodnie z polityką społeczną. Tego chyba nie chcemy.
Powyższy problem pojawia się na kartach ksiażki Sena, ale niewprost – znów Sen boi się chyba postawić otwarcie (jak na przykład Rawls) problemu. Cóż znaczą słowa, że powiększanie społecznych sposobności (a w zasadzie państwowa pomoc i gwarancja praw) zwiększają wolność. Ze strony autora ryzykowne byłoby mocniejsze, obcesowe wręcz tupnięcie nogą i oburzenie: na przykład na tradycyjne instytucje, które budują „ład patriarchalny”, albo na niesprawiedliwe szkolnictwo prywatne. Wymienione myśli pojawiają się w „Rozwoju i wolności” przebrane w politycznie poprawne hasła walki o równość szans. Ekonomia Sena to popytowa ekonomia konsumpcji o czym świadczy używane przez niego słownictwo. Wystaczy prześledzić opisany przeze mnie na początku tekstu metaprogram „możliwości”, aby dowiedzieć się, że: „Ludzie z silnym metaprogramem możliwości są wręcz uzależnieni od zachowywania się w ten sposób. To oni przede wszystkim namiętnie korzystają ze wszystkich promocji, wyprzedaży […]” . Stwierdzenie, że dla Amartya Sena hołdowanie swoim pragnieniom staje się wyznacznikiem wolności wydaje się być prawdziwe. Tymczasem niezależność, kapitał i realna wolność powstaje zazwyczaj dzięki oszczędzaniu, a nie konsumpcji wspomaganej państwową preferencją.
Słowem zakończenia
Sen jest z pewnością człowiekiem kompromisów – stara się pogodzić interesy ubogich z bogatymi, nie neguje proceduralizmu będąc konsekwencjonalistą i docenia wysiłki różniących się myślicieli. Każdy rozdział książki poświęca innemu zagadnieniu a całą książkę okrasza sporą liczbą danych. Czytając ją mamy wrażenie głębi i wielopłaszczyznowego podejścia do tematu, ale równocześnie możemy zauważyć, że Sen nie podaje żadnych konkretnych rozwiązań problemów. Z pewnej perspektywy jest to całkiem zrozumiałe – skoro ludzkość wciąż się rozwija to nie możemy z wysokim prawdopodobieństwem przewidzieć tego, co oferuje nam przyszłość. Myślę jednak, że za faktem, iż nie możemy znaleźć u Sena bezpośrednich i konkretnych wskazówek kryje się coś innego. Nie wykluczam, że Sen pamiętając o ideach głoszonych przez klasycznych liberałów boi się sprecyzować i jasno powiedzieć: jedynym gwarantem wolności jest państwo i to ono jest odpowiedzialne za rozwój. Amartya Sen nie pisze tego wprost, prawdopodobnie wie, że powyższa teza jest co najmniej wątpliwa. Pewne ludzkie skłonności a także niektóre niesprawiedliwości powstające w ich wyniku są niezmienne niezależnie od środków zaangażowanych w walkę z nimi dlatego synonimem Senowskiego rozwoju będzie bardziej wynaturzenie niż wolność. Nie wykluczam, że za błędy jakie autor popełnia w pewnej mierze odpowiada jego ochota sprawienia, aby rodzime Indie (do których wielokrotnie się odnosi) stały się tak zamożne i cywilizowane niczym państwa Europy i Stany Zjednoczone. Jeśli faktycznie tak jest ekonomista powinien raczej pisać o liberalizmie gospodarczym, a kwestie takie jak walka o szeroko pojęte równouprawnienie czy o powszechną opiekę społeczną odstawić na czas o wiele późniejszy. Za cenne w książce należy uznać wieloczynnikowe podejście do ubóstwa i problemów społecznych, jednak jak spora część tych, którzy starają się być ponad podziałami i godzić opozycje tak i Amartya Sen wychodzi z tego ambitnego zadania na tarczy.
„Wolność polega na świadomym i dobrowolnym wyborze dobra.
Wolność to nie moc czynienia tego, co chcemy, lecz prawo bycia
zdolnym do czynienia naszej powinności.”
Lord Acton
Ludwik R. Papaj
21.05.2008
***
Tekst zostało wcześniej opublikowane na blogu autora