To smutne, że z powodów politycznych nie można wprost mówić tego, co wszyscy wiedzą – że wojna w Iraku toczy się głównie o ropę” – pisał w swoich wspomnieniach były szef banku centralnego USA, Alan Greenspan. (1) Tymczasem prawdę o wydarzeniach 11 września, które były bezpośrednim powodem wojny, poznaje coraz większa liczba mieszkańców globalnego imperium.
Prawda o 11 września
Wielu specjalistów w dziedzinie inżynierii budownictwa i architektury wyraziło publicznie poważną krytykę raportu rządowej komisji, powołanej do zbadania przyczyn katastrofy 11 września.
Publiczne oświadczenia ponad 310 inżynierów i architektów podważają lub wyrażają ostrą krytykę raportu komisji. Ignorowanie tych opinii, jako przejawów braku odpowiedzialności czy głupoty wyznawców mitycznych teorii spiskowych, świadczyć może tylko o braku zaufania do logiki i argumentów, jakimi posługuje się nauka. Ponura cisza w środkach masowego przekazu, jaka towarzyszy dyskusji, toczącej się niezależnie, prowadzi do niemniej ponurej konkluzji, że społeczeństwa Zachodu pozbawione są obecnie skutecznych środków wymiany poglądów, od których zależy funkcjonowanie systemu demokratycznego. Sytuację tę pogarsza fakt, że publiczne wyrażanie jakichkolwiek wątpliwości czy hipotez, różniących się od oficjalnej wersji wydarzeń, skazane jest na konfrontację ze ślepą, irracjonalną i głęboko zakorzenioną wiarą w uczciwość postępowania przywódców światowego imperium ekonomicznego.
250 amerykańskich architektów i inżynierów podpisało się pod petycją zawierającą następujące oświadczenie: „W imieniu narodu Stanów Zjednoczonych Ameryki, niżej podpisani architekci i inżynierowie (…) apelują i żądają przeprowadzenia całkowicie niezależnego dochodzenia wraz pozwem sądowym w celu ujawnienia pełnej prawdy, dotyczącej wydarzeń 11 września 2001 r., w szczególności zniszczenia wież World Trade Center i Budynku 7. W naszym przekonaniu istnieją powody zmuszające do podważenia oficjalnej wersji wydarzeń i z tego względu wszczęcia dochodzenia, uwzględniającego pełne zbadanie możliwości użycia środków wybuchowych, które mogły być rzeczywistym powodem zniszczenia wieżowców WTC wraz z Budynkiem 7″.
20 kwietnia 2007 r. Richard Gage, członek Amerykańskiego Stowarzyszenia Architektów z dwudziestoletnim doświadczeniem w pracy przy większości typów konstrukcji budowlanych nie wyłączając konstrukcji stalowych, na odczycie w Saloma State University oświadczył: „kolejny sondaż opinii publicznej przeprowadzony w roku 2006 przez Uniwersytet w Ohio ujawnił, że 16% społeczeństwa uważa, że wieże WTC zostały zniszczone przy użyciu ładunków wybuchowych. Na nieszczęście, badania przeprowadzone przeze mnie, również prowadzą do wniosku, że twierdzenie to jest prawdziwe. Dzisiejszego wieczoru zaprezentuję państwu bardzo przejrzyste dowody na to, że wszystkie trzy wieżowce World Trade Center, a więc Twin Towers i Budynek 7 zostały zniszczone nie na skutek pożaru, jak oświadczyły nam władze, ale w wyniku kontrolowanego zburzenia, przeprowadzonego przy użyciu materiałów wybuchowych”.
Profesor Jack Keller, z Uniwersytetu Stanowego Utah, członek National Academy of Engineering, zaliczony w roku 2004 przez magazyn Scientific American do grupy 50 najwybitniejszych naukowców świata, zaangażowanych w programy promocji nauki i technologii przyjaznych społeczeństwu, międzynarodowy doradca w zagadnieniach związanych z pozyskiwaniem wody i jej rolniczego zastosowania, odznaczony orderem Medal of Science and Technology przez gubernatora stanu Utah w 1988 r. oświadczył: „badania dowodzą, że obecna administracja rządowa nierzetelnie przedstawiła wypadki w Nowym Jorku i Waszyngtonie. Budynki World Trade Center były prawie na pewno zburzone w wyniku kontrolowanej detonacji, a dostępny materiał dowodowy nasuwa poważne wątpliwości na temat oficjalnej, rządowej wersji wydarzeń ataku na Pentagon”.
Po katastrofie część dolnego Manhattanu pokryły olbrzymie ilości sproszkowanego betonu. „Pył powstał z lekkich, betonowych murów i podłóg w przeciągu 10 sekund – komentował architekt Thomas Spellman, członek Rady Miejskiej w Lake Geneva, Wisconsin – Jak mógłby on powstać bez użycia ładunków wybuchowych? Jeśli nie można udowodnić, że spadające części budynku mogą wytworzyć pył w przeciągu 10 sekund metodą mechaniczną, wówczas trzeba rozważyć użycie ładunków wybuchowych, wszyscy przecież widzieliśmy pył i widoczny jest on na każdym dostępnym filmie. Dowodziłoby to bez cienia wątpliwości, że była to wewnętrznie przeprowadzona operacja”.
William Rice, inżynier budownictwa z doświadczeniem w konstrukcjach stalowych, były profesor wyższej szkoły technicznej w Vermont, twierdził: „interesującym faktem jest to, że obydwa 110-piętrowe budynki WTC zawaliły w przeciągu 10 sekund z prędkością bliską swobodnego spadania. To przeczy prawu zachowania pędu dynamiki Newtona, które sprawiłoby, że przezwyciężenie siły bezwładności każdego piętra i związany z tym przyrost masy układu skutkuje zmniejszeniem się prędkości spadania.
Nawet jeśli zignorowalibyśmy zasady dynamiki Newtona, musielibyśmy uwierzyć w to, że każda z wież WTC w sposób niewytłumaczalny zawaliła się, zgniatając pod sobą 287 masywnych kolumn na każdym piętrze zachowując jednocześnie prędkość swobodnego spadania, tak jakby ponad 100 000 ton, wspierających poniżej stalową konstrukcję, w ogóle nie istniało.
Kontrolowane zburzenie jest tak bardzo nie akceptowalne z powodów politycznych, że media nie tylko poniżają tych, którzy o nim mówią, ale również – zamiast zabiegać o dostarczenie szczegółowych relacji wydarzeń – kpią z takiej ewentualności. Zdumiewające, że podjęcie decyzji zbadania przyczyn tragedii, która pochłonęła ponad 2500 ofiar w WTC, zabrała prezydentowi aż 441 dni. Komisja dochodzeniowa również nie wzięła pod uwagę możliwości kontrolowanego zburzenia i także nie podjęła się zbadania „niezwykłego i bezprecedensowego” zdarzenia, jakim było zawalenie się Budynku 7″.
„Przez lata zajmowałem się konstrukcjami stalowymi i studiowałem zagadnienia przyczyn największych katastrof budowlanych” – oświadczył inżynier Joseph Testa – „Jestem zdania, że zburzenie, którego byliśmy świadkami, nie byłoby możliwe z powodu uderzenia samolotów i następującego po tym pożaru. Uważam, że pionowe trzony konstrukcji nie mogły załamać się – jak się powszechnie twierdzi – w sposób inny niż zniszczenie ich od dołu”.
Emerytowany inżynier z Kansas City zaproponował, że „idealnym rozwiązaniem byłaby dokładna analiza, wykonanego w odpowiedniej skali, modelu lub przynajmniej szczegółowa symulacja komputerowa i rekonstrukcja, pozwalające wykazać, że całkowite i błyskawiczne załamanie się głównych kolumn nośnych jest w ogóle fizycznie możliwe”. (2)
Wygląda na to, że władze imperium Stanów Zjednoczonych Ameryki mają dużo pilniejsze wydatki niż inwestowanie w badanie bezpieczeństwa konstrukcji budowlanych. Na subwencje czeka przemysł zbrojeniowy. Imperialna mobilizacja, konieczna do przejęcia ostatnich znanych zasobów ropy naftowej na ziemi wymaga niemałych nakładów.
Zachodnia machina przemocy
Trzeba zdać sobie sprawę, że poznanie przyczyn zburzenia budynków na Manhattanie nie może być traktowane jako źródło inspiracji do detektywistycznej zagadki dla taniej prasy brukowej. Prawda o 11 września ma dużo szersze polityczne implikacje o kluczowym znaczeniu dla interpretacji współczesnej historii cywilizacji zachodniej, a zwłaszcza jej najbardziej zignorowanego aspektu, na który tylko mimochodem zwrócił uwagę harwardzki politolog, Samuel Huntington, gdy pisał w „Clash of Civilizations”, że Zachód podbija świat „nie dzięki wyższości swojej myśli filozoficznej, wartościom etycznym czy religijnym ale raczej wskutek przewagi w stosowaniu zorganizowanej przemocy”. (3)
Wydarzenia 11 września i wywołana nimi propaganda antyterrorystyczna spowodowały, że w USA nastąpił zauważalny wzrost poparcia opinii publicznej dla stosowania tortur w technice przesłuchiwania więźniów politycznych. Poparcie to było wynikiem dyskusji, jaką zainicjowały massmedia.
Profesor prawa z Uniwersytetu Harvarda, Alan M. Dershovitz, w programie telewizyjnym „60 Minutes”, nadawanym przez CBS Television, stwierdził, że tortury okazują się niezbędne. „Jeśli mamy do czynienia z przepadkiem bomby zegarowej i terrorystą, który wie dokładnie gdzie i kiedy bomba wybuchnie i jest to jedyny sposób by uratować życie 500 czy 1000 ludzi – snuł wodze fantazji profesor – każde demokratyczne społeczeństwo wykorzystałoby tortury”. Okazało się, że zachodnie demokracje marzą wprost o torturach. Czekały tylko na harwardzkie błogosławieństwo. Los Angeles Times publikował w tym czasie poważne dyskusje, prowadzone przez ludzi związanych z wywiadem. Wśród nich pewien weteran CIA stwierdził, że „wiele osób uważa, że potrzeba w agencji kogoś, kto potrafiłby wyrywać paznokcie”. Pojawiały się też propozycje, aby „techniki przesłuchań, których my nie stosujemy, mogły być prowadzone przez innych. Jedyną kwestią pozostaje, czy ludzie z CIA powinni być obecni w sali przesłuchań”. (4)
Sygnał do działania podany został wyraźnie przez prezydenta Busha już 11 września, gdy poinstruował on personel w Białym Domu, że w kwestii antyterroryzmu „wszelkie bariery, jakie stoją na drodze, są odtąd zniesione”. Na uwagę Sekretarza Obrony, Donalda Rumsfelda, że niestety istnieją ograniczenia prawne w tym względzie, prezydent odkrzyknął jedynie: „nie obchodzi mnie, co mówią prawnicy na świecie, kiedy my mamy zamiar kopnąć kogoś w dupę”. (5)
Już w styczniu 2002 roku, gdy pierwsi jeńcy afgańscy zaczęli napływać do więzienia Guatanamo Bay na Kubie, Donald Rumsfeld odmówił im statusu więźniów wojennych, komentując, że „bezprawni kombatanci nie mają żadnych praw, wynikających z Konwencji Genewskiej”. 18 stycznia 2002 r. radca prawny Białego Domu, Alberto R. Gonzales poinformował prezydenta, że Departament Sprawiedliwości „wydał oficjalną opinię prawną, stwierdzającą, że III Konwencja Genewska, dotycząca traktowania więźniów wojennych, nie ma zastosowania w konflikcie z Al Kajdą”. Jeszcze tego samego dnia prezydent Bush oświadczył, że „wojna z terroryzmem jest nowym rodzajem wojny”, który „stawia na pierwszym miejscu (…) zdolność do szybkiego pozyskania informacji od schwytanych terrorystów (…) w celu uniknięcia dalszych okrucieństw, których ofiarami są amerykańscy cywile”. Zgodnie z tym prezydent zarządził, że Konwencja Genewska „nie stosuje się do Al Kajdy i Talibów” i konsekwentnie ich reprezentanci „nie są więźniami wojennymi”. Oświadczenie to, już następnego dnia, Donald Ramsfeld przekazał swoim podwładnym. Stwierdził też autorytatywnie, że „obecna wojna z terroryzmem nie jest konfliktem, jaki wyobrażali sobie twórcy Konwencji Genewskiej”. Newsweek podsumował, że strategia Białego Domu „przygotowała scenę dla nowej praktyki przesłuchań, nieobjętych międzynarodowym prawem”. (6)
„W grudniu 2001 r. administracja Busha wprowadziła Special Access Program (Program Specjalnego Dostępu), który dawał prawo do tajnych zatrzymań, aresztowań, przesłuchiwania osób i poddawania ich torturom. Tortury obejmowały m.in.: waterboarding,* bicie, stosowanie elektrowstrząsów i ekstremalnych temperatur, odmowę użycia środków przeciwbólowych dla rannych, ciężkie opalanie ciała, pozbawianie jedzenia i wody, grożenie śmiercią i seksualnym wykorzystaniem członków rodziny”. (7)
W ten sposób Waszyngton uzyskał to, o czym marzy każdy totalitarny władca: przywilej bezkarności. Okropności, jakich dopuszczały się służby militarne i wywiadowcze wyszły wkrótce na światło dzienne. Opinia publiczna miała okazję poznać również inne efekty wojny z terroryzmem. Według raportów służb militarnych USA 90 procent aresztowanych stanowili całkowicie niewinni cywile, a „torturowanie podejrzanych – jak poinformował profesor James Corum ze sztabu armii – nie doprowadziło do pozyskania żadnych użytecznych dla wywiadu informacji”, co nie wydaje się dziwne, gdy walczy się z wyimaginowanym wrogiem. „Oprawcy nie mogli nawet tłumaczyć się zasadą ‘cel uświęca środki’, ponieważ jedynym rezultatem była straszliwa porażka propagandowa Stanów Zjednoczonych”, polegająca na drastycznej utracie prestiżu państwa na arenie międzynarodowej. Jednocześnie wzmożone techniki represji wobec ludności cywilnej sprawiły, że to „więzienia stały się głównymi wylęgarniami terroryzmu i siły oporu”, jak poinformował konsultant Rand Corporation w Iraku.
W listopadzie 2003 r. reporter Mark Danner zapytał młodego Irakijczyka z Falludży o przyczyny powstania tak silnego ruchu oporu wobec okupacji amerykańskiej w jego państwie. Usłyszał z jego ust słowa, które powinny skłonić nas do refleksji nad tym, jak wyglądają lekcje demokracji i wolności, udzielane światu przez oświecony Zachód. „To HAŃBA by obcokrajowiec wkładał worek na głowę człowieka i kładąc go na ziemi przyciskał butem jego szyję” – mówił z oburzeniem Irakijczyk. „To wielka HAŃBA, rozumiesz to? Wielka HAŃBA dla całego rodu. Obowiązkiem zarówno tego człowieka, jak i całego rodu jest zemścić się na tym żołnierzu – i zabić go. Obowiązkiem jest pokonać go i zmyć tę hańbę. Bo hańba jest jak plama, brudna rzecz – i oni muszą ją zmyć. Nie zaśniemy w spokoju bez zemsty za te czyny”. (8)
Jak wiele miał z tą hańbą wspólnego budynek WTC 7 z Greenwich Street na Dolnym Manhattanie, którego kontrolowane zburzenie – jak potwierdził publicznie właściciel Larry Silverstein – przeprowadzono 11 września 2001 r. o godzinie 17.20 i w przedziwny, niewytłumaczalny dla opinii publicznej sposób nie zdołał on zainteresować komisji badającej przyczyny katastrofy wieżowców World Trade Center?
Zbigniew Jankowski
* Waterboarding – tortura i zakazana metoda przesłuchań, stosowana przez CIA, polegająca na przywiązaniu skrępowanego więźnia do ławki, umieszczeniu jego głowy poniżej poziomu stóp, przykryciu twarzy celofanem i polewaniu więźnia wodą; efektem jest dławienie się i wierzganie nogami oraz wywołanie wrażenia tonięcia i duszenia się.
_________________________________________
PRZYPISY:
(1) M. Bosacki, Greenspan: Wojna w Iraku była o ropę, Gazeta Wyborcza, 18.09.2007;
(2) treść petycji i wszystkie przytoczone wypowiedzi, wraz ze źródłami, dostępne na stronie www.patriotsquestion911.com;
(3) S. Huntington, The Clash of Civilizations and the Remaking of World Order, Simon and Schuster, 1996, s. 51;
(4) A. W. McCoy, A Question of Torture. CIA Interrogation, from the Cold War to the War on Terror, Metropolitan Books, 2006, s. 111;
(5) R. A. Clarke, Against All Enemies: Inside America’s War on Terror, Free Press, New York, 2004, s. 24;
(6) A. W. McCoy, A Question of Torture., s. 114-116;
(7) Bush Crimes Commission, International Commission of Inquiry on Crimes Against Humanity Commited by the Bush Administration of the United States, 13.9.2006 r., www.bushcommission.org;
(8) A. W. McCoy, A Question of Torture., s. 196, 201.
Taki rozrywkowy temat a nikt się dotąd nie odezwał.
Ciekawe dlaczego?…
teorie spiskowe to domena wiary a nie faktów
Zastanawiające, że w artykule nie napisano ani słowa na temat „teorii spiskowej”, ale czytelnik zdołał jednak dostrzec w dyskusji o faktach „teorię spiskową”. Może więc domeną wiary są urojenia. A może są fakty, którym przeciwstawić można tylko głęboką wiarę … w Świętą Amerykę.
Sformułowanie „wojna o ropę” jest trochę mylące. Wojna w Iraku kosztuje więcej niż wszystkie dochody ze sprzedaży irackiej ropy od jej początku. Więc to nie jest tak, że naród amerykański postanowił za pośrednictwem swojego państwa napaść na Irak, by zdobyć tamtejszą ropę. Taniej byłoby mimo wszystko ją kupić. Zresztą złoża irackie nie są jedyne.
Tak naprawdę jest to wojna o kontrolę nad złożami ropy prowadzona w interesie określonych korporacji (tych, które eksploatowały złoża podczas wojny oraz tych, które niedawno zostały wybrane do zawarcia umów – 35 firm z całego świata, notabene bez polskich) na koszt amerykańskich podatników (i reszty świata, która ponosi koszty amerykańskiego deficytu oraz nadmiernego wzrostu cen ropy wywołanego wojną). Zyski będą mniejsze od kosztów, ale kto inny ponosi koszty, a kto inny zyskuje. W taki sposób państwo subsydiuje nielicznych kosztem większości, bogatych kosztem biednych.
Witaj Inny Czytelniku! Twoja sentencja o Świętej Ameryce bardzo mi się spodobała. Sam bym lepszej nie napisał.
No i sam widzisz Sierp. Mnie też wkurzają korporacje podczepione pod państwowy cycek które czerpią zyski kosztem całych społeczeństw i narodów. Mnie też sformuowanie „wojna o ropę” wydaje się zbyt lakoniczne. Moim zdaniem stosowniejsze by było „Wojna o Zyski Korporacji Probushowskich i Blondynek co i Ich Prezesami Sypiają”.
A także słusznie zauważyłeś Drogi Sierpie że polskie korporacje zostały z tego bussinesu wyślizgane totalnie co nie było dla mnie zaskoczeniem.
A z Tarczy Antyrakietowej też będą nici?
Czy ktoś na tym forum będzie przyjmował w tym temacie zakłady?
Pozdro,
PS Cieszę się, że przynajmniej ten temat nie został totalnie zamilczany i że jakiś „ruch w interesie” w końcu się zrobił.
Jacku, piszesz w pierwszym zdaniu, że tytuł jest mylący, i że nie jest to wojna o ropę ale potem, w kolejnym, że
'Tak naprawdę jest to wojna o kontrolę nad złożami ropy’.
Czyli nie jest to wojna o ropę ale jest to wojna o kontrolę nad złożami ropy.
To przecież jedno i to samo. 🙂 Kto zyskuje a kto traci, jest ciekawym zagadnieniem ale jest to z pewnością temat na inny artykuł albo książkę
Dla mnie jest to oczywiste, że tytuł podkreśla zaledwie, że NIE jest to wojna z terroryzmem i NIE jest to wojna o demokrację i NIE jest to wojna przeciwko zagrożeniom nuklearnym państwa irackiego i wcale nie uważam, że w jakimkolwiek stopniu jest mylący, gdyż napaść zbrojna została podyktowana interesami naftowymi.
Poza tym artykuł nie dotyczy samej wojny z Irakiem ale 11 września, i polityki przemocy która została zastosowana w konsekwencji katastrofy 11 września.
Timurze, myślę, że to nie jest forum do przyjmowania zakładów dotyczących bestialstwa międzynarodowej polityki USA ale wymiany poglądów i kształcenia społeczeństwa w sprawach dotyczących jego teraźniejszości i przyszłości. Żyjemy w czasach wielkich przemian prowadzących do totalitaryzacji życia na całym świecie i warto sobie to najpierw uświadomić, a następnie kreować inicjatywy i postawy oporu wobec eskalacji przemocy państwowych. Chyba nie ma w tej chwili zagadnienia o większej wadze.
Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że mówienie: „Sformułowanie “wojna o ropę” jest trochę mylące.”, jest kolejną próbą kamuflażu, próbą przeintelektualizowania prostego (jak działanie cepa) tematu. Trudno jest natomiast stwierdzić, z czego to wynika. Sądzę, że z różnych względów. Warto jednak zauważyć, że przeszkadza to w budowaniu obrazu rzeczywistości, który mógłby okazać się niezwykle ważny w tworzeniu solidarnych inicjatyw oporu przeciwko przemocy.
Poza tym: „Więc to nie jest tak, że naród amerykański postanowił za pośrednictwem swojego państwa napaść na Irak, by zdobyć tamtejszą ropę” – jest nieporozumieniem. Żaden naród nigdy nie „postanawia” napaść na inny naród. W artykule trudno jest dostrzec tego typu sugestie. Z czego więc wynika chęć ich dementowania?
Jest dokładnie odwrotnie: to państwo „postanawia”, a naród jest mobilizowany do wojny.
Operowanie wyrażeniem „państwo” zawsze wywołuje nieporozumienia. Państwo to nie naród! Państwo to struktura władzy. To zarząd. To elita. Jej główną cechą jest stosowanie przemocy i mobilizowanie do tego celu narodu, który strukturze tej podlega.
Gdy mówimy USA napada na na Irak, nie wolno rozumieć, że to naród amerykański jest tego czynu inicjatorem. Choć prawdą jest, że naród jest do tego celu mobilizowany i często nakłaniany do solidaryzowania się z „przedsięwzięciem”. Jednak zarządza tym właśnie „państwo” – struktura, hierarchia władzy.
Poza tym państwo nie walczy o ropę dla swojego narodu (często jest to też przedmiotem mylnych interpretacji). To absurdalne założenie i nie wiadomo dlaczego miałoby tak być.
Dlatego też kalkulacje typu: „Wojna w Iraku kosztuje więcej niż wszystkie dochody ze sprzedaży irackiej ropy od jej początku” – jest nieporozumieniem kolejnym.
Co jednak ciekawe, autor komentarza stawia mylną tezę ale interpretuje o dziwo sensownie: Zyski będą mniejsze od kosztów, ale kto inny ponosi koszty, a kto inny zyskuje.
Tak więc prawdą jest, że zarówno naród iracki jak i amerykański są ofiarami wojny. Wojna ta (i każda inna) jest bowiem przedsięwzięciem ekonomicznym struktur przemysłowych powiązanych i kooperujących z instytucją państwa.
I chyba artykuł temu nie zaprzeczył. Ani jego tytuł nie był „mylący”, jak zasugerował pan Jacek.
Podsumowując: państwo amerykańskie nie napada na Irak, żeby przynieść korzyści swojemu narodowi. I nie koniecznie dlatego aby naród z tej ropy korzystał. Państwo napada na Irak żeby pewne korporacje mogły pośredniczyć w sprzedaży surowca np do Chin. I zyskać prawo do decydowania o dystrybucji tego surowca.
Pisząc, że „sformułowanie „wojna o ropę” jest trochę mylące” nie miałem na myśli zasadniczych tez akurat tego artykułu, a o to, że takie sformułowanie jest często rozumiane w sposób następujący: „Stanom Zjednoczonym zaczyna brakować (taniej) ropy naftowej, więc postanowiły napaść na Irak, by zabezpieczyć ciągłość dostaw ropy dla swojej gospodarki”. Gdyby chodziło o to, że rządowi amerykańskiemu chodzi o ropę dla swojej gospodarki (tzn. dla siebie, amerykańskich firm i reszty narodu), to by tę ropę kupił, zamiast rozpętywać kosztowną wojnę.
Okazuje się jednak, że gospodarka amerykańska jako całość na tej wojnie straciła. Zyskały jedynie niektóre korporacje, w tym firmy, które będą eksploatować irackie złoża (większość z nich nie jest amerykańskich!). Oczywiście, te korporacje nie poniosły kosztów wojny. Co najwyżej koszt lobbingu, znikomy w stosunku do kosztów wojny i niższy od ich spodziewanych zysków.
W tym sensie była to rzecz jasna „wojna o ropę”, a dokładniej o złoża ropy. Myślę, że tu obaj się zgadzamy.
Pisalem o tym jakiś czas temu w notce na swoim blogu:
http://sierp.libertarianizm.pl/?p=108
Choć można zastanawiać się, czemu mimo wszystko lobbing korporacji naftowych nie poszedł np. w kierunku zaangażowania się rządu USA w kupowanie dla nich irackiej ropy (subsydiowanie) lub nawet złóż (np. poprzez przekupienie Husajna, by dał licencje określonym firmom – myślę, że za marne powiedzmy 200 mld dolarów i sojusz z USA spokojnie by na to poszedł). Dla państwa amerykańskiego wyszłoby taniej niż wojna, a dla korporacji naftowych na to samo.
Być może wojnę łatwiej „usprawiedliwić” ideologicznie i prawnie niż jawne subsydia dla firm naftowych, a być może grały tu rolę i inne interesy (np. lobby zbrojeniowego).
Zwrócę uwagę na jeszcze jedną rzecz: gdyby nie było państwa, a firmy naftowe dysponowałyby nawet własnymi siłami zbrojnymi (finansowanymi jednak nie z podatków, ale z własnej działalności gospodarczej), to prawdopodobnie okazałoby się, że wojna jest dla nich nieopłacalna. Państwo to coś, co zwiększa opłacalność wojen.
Jasne jest że wojny nie daje się wytłumaczyć w sposób do końca racjonalny i wiele rzeczy (albo wiele czynników gra rolę). Nie jest natomiast tak, że „rząd amerykański zajmuje się kupowaniem ropy dla swojej gospodarki”. Przemysł płaci swoje rachunki za energię – to chyba jasne. Rząd nie robi zakupów dla przemysłu. Rząd podejmuje decyzje polityczne. I wojna nie jest tylko i wyłącznie związana z przemysłem naftowym ale w równym stopniu z przemysłem zbrojeniowym, który zarabia krocie. Dlatego ta kalkulacja którą zaproponowałeś nie do końca jest uzasadniona.
Co więcej, wojny w Iraku nie można rozpatrywać jako pojedynczego konfliktu zbrojnego ale początku długiej ery wojen i przygotowania społeczeństw zachodnich do eskalacji działań wojennych i usankcjonowania metod polityki policyjnej i militarnej na najbliższe dziesięciolecia. Warto zwrócić uwagę, że stajemy się w coraz większym stopniu społeczeństwem policyjnym o coraz bardziej rozbudowanych technikach inwigilacji, zastraszenia i kontroli.
Zastanawiam się nad jeszcze jedną rzeczą.
Wojna z pewnością opłaciła się przemysłowi zbrojeniowemu i różnym korporacjom naftowym. To widać gołym okiem. Jednak w USA jest wiele gałęzi przemysłu, tysiące firm, w tym równie wielkich. Dla większości z nich biliony topione w wojnie nie są na rękę. Gospodarka amerykańska przeżywa kryzys. Dlaczego ich lobbing nie był skuteczniejszy, o ile w ogóle był?
Może nie widać „bezpośredniego przełożenia” kosztów wojny na koszty poszczególnych firm? Może potrafią one skalkulować ewentualne krótkoterminowe zyski (np. kontrakty na różne inwestycje w Iraku), ale nie potrafią dostrzec długofalowych strat?
wysadzanie wież WTC przez rząd USA by usprawiedliwić w ten sposób najazd na Irak , jest bezmyślne – o wiele mniejszymi środkami można spreparować byle pretekst ! więc całą tą spiskową otoczkę uważam za wymysł , niestety wielu ludzi w zbiegach okoliczności i dziwnych zdarzeniach widzi macki jakiś spisków – jakiż wtedy swiat jest prosty , gdy mamy jedynego wroga i możemy wszystko zwalać na niego , co nie ???
Widzę następujące inne możliwe wyjaśnienia:
– Inne wielkie korporacje nie są z tego establishmentu i nie mają aż takich możliwości wpływania na rząd.
– Rzeczywistą przyczyną wojny nie jest nawet zysk korporacji zbrojeniowych i wydobywających ropę, a przekonanie obywateli do tego, by byli gotowi zgodzić się na większe ustępstwa w kwestii wolności, jak to się dzieje zawsze podczas wojny. Długoterminowo umocni to cały establishment i utrwali jego pozycję.
– Jak zwykle chodzi im o coś straszniejszego, niż można by się spodziewać.
sie zgodze z przedmówcą. Sądze że to raczej było na zasadzie coby dać pretekst do róznych patriot actów i usprawiedliwić je społecznie, a co za tym idzie aby posiąść jeszcze wiekszą władzę. Dla kogo, po co etc to juz kwestie drugorzędne.
Nasunęła mi się taka smutna refleksja odnośnie anarcho-kapitalizmu. Jeżeli gdzieś by funkcjonował i obywatele posiadali by własną nierejestrowaną broń, ukryte sztabki złota, bomby pod mieszkaniami i determinację by nic za żadną cenę nie oddać ewentualnemu najeźdźcy, a wyrządzić mu jak największe szkody, to i tak takie socjalistyczne państwo jak Stany Zjednoczone, mogłoby zmieść taki anarcho-kapitalizm, ze względów politycznych, nawet musząc do tego dopłacić. Nie zmienia to faktu, że podobnie mogą zmieść inne państwo etatystyczne, ale z historii wiemy, że zawsze napadano tych co się odłączali i robili wszystko po swojemu, zwłaszcza, jeżeli szło im dobrze:( Podobnie sytuacja wygląda nawet z państwem minarchistycznym, chyba, że miałoby silną sieć agentów.
@ czytelnik
„wysadzanie wież WTC przez rząd USA by usprawiedliwić w ten sposób najazd na Irak , jest bezmyślne – o wiele mniejszymi środkami można spreparować byle pretekst ! więc całą tą spiskową otoczkę uważam za wymysł , niestety wielu ludzi w zbiegach okoliczności i dziwnych zdarzeniach widzi macki jakiś spisków – jakiż wtedy swiat jest prosty , gdy mamy jedynego wroga i możemy wszystko zwalać na niego , co nie ???”
Wysadzanie wież WTC miało głęboki sens.
Właśnie dlatego, że nie chodziło o samą wojnę z Irakiem tylko o coś innego.
Taki „byle pretekst” wywowałby wojnę w Iraku ale nie spowodowałby wstrząsu wśród ludzi jaki dał WTC.
„Byle pretekst” spowodowałby jeszcze jedną wojenkę i tyle.
A taki wstrząs jak 11 wrzesnia upodatnia całe społeczeństwa na indoktrynację i pranie mózgów po to by… pogrzebać Wolność i dać jeszcze więcej władzy Bushystom.
Zwróćmy uwagę, że gdyby faktycznie 11 września był spowodowany przez Bin Ladena i gdyby faktycznie ZASKOCZYŁ całą Amerykę i nawet CIA, toby wszelakie „patriot acty” i cała infrastruktura by je wyegzekwować powstały co najmniej z 4 letnim poślizgiem.
Tymczasem było inaczej. Tak jakby USA były DOSKONALE przygotowane na taką ewentualność. Jakby WIEDZIAŁY o spodziewanym zamachu.