Olgierd Sroczyński „Konsumpcjonizm, demokracja i kapitalizm”

„Myśmy szczęście wynaleźli” – mówią ostatni ludzie i mrużą oczy.
Fryderyk Nietzsche

Narodziny bohatera konsumpcji

Jeden z czołowych filozofów postmodernizmu, Jean Baudrillard, zauważał dokonujące się w latach sześćdziesiątych zastąpienie modelu self-made mana, zdolnego i agresywnego przedsiębiorcy który podporządkowywał sobie rzeczywistość, modelem bohatera konsumpcji, którego egzemplifikacjami były postacie pop kultury, wzbudzające podziw przez swą zdolność do marnotrawstwa.[1] Wybory determinowane racjonalną analizą w warunkach kultury masowej przestają mieć dlatego zastosowanie – już nie możliwości produkcji i zarabiania, ale skala konsumpcji zaczyna być wyznacznikiem prestiżu społecznego. Baudrillard czyni subtelne porównanie do obserwowalnej u amerykańskich Indian praktyki potlaczu – jako ostentacyjne marnotrawstwo nie miał on w zamierzeniu żadnej praktycznej funkcji, prócz zdobycia powszechnego uznania. [2]

W czym jednak dokładnie upatrywać przyczyn takiej zmiany? Zjawisko postmodernizmu i konsumpcjonizmu bywa nierzadko interpretowane przez krytyków w sposób zgodny z tezą Maxa Webera, mówiącej o nieuchronności upadku tradycyjnych światopoglądów wskutek działania mechanizmów rynkowych – w środowisku konkurencji wartości na wolnym rynku zyskiwać ma przewagę to, co jest w pewien sposób nowatorskie, lub też po prostu wygodniejsze od tradycyjnego kanonu światopoglądowego.[3] Postmodernizm sensu largo – ujmowany jako całokształt zmian kulturowych – jest też przez niektórych teoretyków kojarzony z logiczną konsekwencją rozwoju kapitalizmu, a ściślej jego przejścia w fazę późną (postindustrialną)[4]. Ujmując rzecz skrótowo, możliwości produkcyjne kapitalizmu miały stać się warunkami dla wytworzenia społeczeństwa konsumpcyjnego, zalewanego łatwą w produkcji, tanią i w istocie bezwartościową kulturą masową.

Jakkolwiek ujęcie to jest również współcześnie bardzo popularne w literaturze krytycznej, jest ono zbyt proste i – co za tym idzie – obarczone znacznymi błędami. Nietrudno bowiem zauważyć związek, jaki zachodzi pomiędzy tą tendencją kulturową a przemianami politycznymi, nie ograniczający się wszakże jedynie do zbieżności chronologicznej.

Postmodernistyczny koniec historii

Często pojawiającą się charakterystyką kultury postmodernistycznej, jest pojęcie „świadomości wyczerpania”, dotyczące wizji twórczości w czasach kiedy nie tylko przedmiot (rzeczywistość obiektywna), ale i subiektywny podmiot uważane są za zniesione. Proklamacja zaniku podmiotu rodzi świadomość niemożliwości osiągnięcia własnego, unikalnego stylu, w którym mogłaby się indywidualność podmiotu objawiać.[5] Świadomość wyczerpania wzorców tradycyjnie obecnych w szeroko pojętym okresie modernizmu, jest przyczyną ujmowania głębokich przemian, jakie po II Wojnie Światowej nastąpiły, jako Heglowskiego końca historii – zaniku gwałtownych wydarzeń, stanowiących podstawę historii politycznej świata. Innymi słowy, trwający od 1789 roku proces politycznego postępu, w zwycięstwie demokracji liberalnej znajduje swój finał.[6]

Aby zobrazować tradycyjną, liberalną wizję postępu możemy odwołać się do filozofii Johna S. Milla jako najbardziej reprezentatywnej. W koncepcji Milla o postępie stanowiły jednostki wybitne, wyróżniające się spośród – z zasady konserwatywnych – społeczności, rządzonych przyjętymi bezrefleksyjnie normami moralnymi.[7] Koncepcja Milla miała niewątpliwie charakter liberalny, a zarazem wyraźnie antydemokratyczny – egalitaryzm, będący warunkiem sine qua non demokracji, przeczył zasadzie postępu poruszanego przez geniuszy. Dążenie do równości społecznej byłoby bowiem ograniczeniem wybijających się ponad przeciętność jednostek – a jak pisze w tym miejscu Mill, „geniusz może oddychać swobodnie tylko w atmosferze wolności”[8].

Takimi egalitarnymi dążeniami były niewątpliwie reformy instytucji państwa, które umożliwiły politykom ingerencję w rynek i stosowanie w praktyce tzw. wolności pozytywnej, czego najpełniejszym wyrazem było powołanie do życia przymusu kształcenia. Dlatego też wedle Arnolda Tonybee’ego właśnie lata siedemdziesiąte XIX wieku stały się początkiem schyłkowej fazy epoki modernizmu, którą nazwał on „post -Modernizmem” – fazę, cechującą się narodzinami społeczeństwa masowego[9]. System jednolitego kształcenia w sposób konieczny uniformizował społeczeństwo, nakładając nań jednolity kanon wartości i celów – w założeniu po to, aby dać równe szanse wszystkim członkom społeczeństwa[10]. Ten zestaw narzędzi politycznych spowodował właśnie zanik różnie rozumianej hierarchizacji społecznej i uśrednienie całej zbiorowości, tworząc idealnych odbiorców kultury masowej, poprzez swój tryb życia nie mających możliwości do pogłębiania wiedzy o wytworach kulturowych.

Cały czas jednak istniała w pierwszej fazie wyraźna opozycja pomiędzy sztuką wysoką, elitarną a owymi mitycznymi masami, które samej sztuki nie mogły rozumieć. Taka sytuacja rodziła co jakiś czas deklaracje awangardy w sensie szerokim, grupy przewodniej stawiającej sobie za zadanie edukację społeczeństwa i wyzwalanie go z nienaturalnych oków tradycyjności. Jeszcze przed powstaniem kultury masowej grupą taką byli romantycy, widzący w narodzie organiczną całość, którą trzeba podporządkować wspólnemu celowi; w wieku XX nastąpił natomiast wykwit manifestów ideologicznych rozmaitych „przednich straży”.

Ogólny postęp i przełamywanie barier, do czego awangardyści dążyli, był wedle ich założeń rzeczą w teraźniejszości nieosiągalną – każda rzecz przyjmowana przez rzekomo edukowany lud stawała się już niepostępową, tradycyjną i popularną. Pozostawało jednak coraz mniej barier do przełamywania, jaką to praktykę przejmowała kultura masowa bardzo szybko – lud podążał za awangardą tak szybko, że awangarda nie była w końcu w stanie go już wyprzedzać.

W taki właśnie sposób zanikała ostatnia ostoja liberalnego postępu, którego pojęcie projektowało przyszłość w oparciu o doświadczenie teraźniejszości – w kulturze masowej dynamiczne wyobrażenie przyszłości przestało mieć znaczenie. Współistnienie mnogości wzorców i koncepcji przyszłości, zaowocowało zatem stworzeniem społeczeństwa egalitarnego, niechętnie projektującego przyszłość, które łatwo poddawało się hedonistycznej atmosferze „życia dniem dzisiejszym” i odrzucało krępujące tę praktykę bariery moralne. Na bazie rozwoju demokratycznego egalitaryzmu nastąpił zatem powszechny wzrost preferencji czasowej, co działało destrukcyjnie na system kulturowy i skutkowało wspomnianą na początku zmianą modelu jednostki działającej na rynku, wraz z konkretnymi, odpowiadającymi mu rozwiązaniami o charakterze polityczno-ekonomicznym i prawnym.

Zmierzch kapitalizmu

Joseph Schumpeter wskazywał na rozpoczęty po II wojnie światowej rozkład zasad stanowiących podstawę wolnorynkowego kapitalizmu przez liberalnych ekonomistów, którzy uważając się za przeciwników socjalizmu w sensie ścisłym, zaczęli powoli akceptować rozmaite rozwiązania interwencjonistyczne i socjalno-opiekuńcze, takie jak m.in. elementy polityki stabilizacyjnej, redystrybucję dóbr (zapewnienie większej równości dochodów), czy też publiczną kontrolę rynku pracy i pieniądza.[11] Na pierwszy rzut oka trudno jednoznacznie wskazać główną przyczynę tego stanu rzeczy, ponieważ wszystkie ważniejsze zjawiska zdają się być nawzajem powiązane, jednakże bliższa analiza pozwala uszeregować je w związku przyczynowo-skutkowym.

Podstawą współczesnego systemu jest egalitarystyczna filozofia polityczna, uzasadniająca konieczność ingerencji państwa w samorzutny porządek z jednej strony zasadami „społecznej sprawiedliwości” (jak u Rawlsa[12]), jak również zaczerpniętym z myśli Marksa poglądem o nieuchronnej polaryzacji społeczeństwa na dwie klasy, prowadzącej do społecznych niepokojów.[13] Innymi słowy, fundamentalna zasada klasycznego liberalizmu uznająca nienaruszalność prawa własności i dopuszczająca hierarchizację społeczną na takiej bazie, została uznana tak za niesprawiedliwą, jak i nieużyteczną.

Nie tylko zatem konserwatywne przekonanie o naturalnej hierarchii, ale również nakreślona wyżej liberalna wizja jednostek wybitnych zostały przekreślone. W demokratycznej praktyce podejście takie może być wyjaśniane resentymentem warstw biedniejszych, jako wygodnym gruncie dla wyborczych obietnic[14], jednakże jest to raczej zjawisko wtórne w stosunku do samej idei egalitaryzmu, opierającej się na błędnych przesłankach teoretycznych. Jako że jest to zagadnienie rozległe, przyjrzyjmy się tylko jednemu z jego aspektów.

Jak zostało wspomniane, filozofia polityczna klasycznego liberalizmu uznawała za uprawniony porządek hierarchiczny jeżeli tylko jego powstanie nie opierało się na łamaniu prawa własności. Biorąc pod uwagę, że wedle teorii liberalnej w bezpaństwowym stanie natury wszystkie jednostki były absolutnie wolne i absolutnie równe sobie, usankcjonowanie przez nierówności społecznych musiało skutkować przekonaniem – zarówno w oczach krytyków, jak i zwolenników liberalizmu – o pochodzącym z natury zróżnicowaniu cech ludzkich, z których jedne były lepsze, inne natomiast gorsze. [15] Innymi słowy, tak bogaci jak i biedni byli do swej pozycji niejako predestynowani. Posługując się terminologią ekonomiczną możemy powiedzieć – pozostawiając na boku rozważania na temat ważności cech wrodzonych dla tej kwestii – że ci, których udziałem stał się sukces, dysponowali niższą preferencją czasową od tych, którym się nie powodziło.[16]

Niższa preferencja czasowa, a więc przypisywanie większej wartości satysfakcji przyszłej w stosunku do teraźniejszej, jest podstawą inwestowania, a więc również pomnażania bogactwa. Człowiek mający nadzieję zdobycia większego zasobu dóbr w przyszłości jest zatem bardziej umiarkowany w konsumpcji bieżącej, co prowadzi do konkluzji, że podstawą rozwoju ekonomicznego jest niższa preferencja czasowa w skali ogółu.

W wydanej po raz pierwszy w 1936 roku Ogólnej teorii zatrudnienia, procentu i pieniądza, John M. Keynes wysnuł jednak wniosek wprost przeciwny, skupiając się na udowodnieniu, że wyższa konsumpcja nie tylko dobrze współgra, ale jest warunkiem zaistnienia inwestycji. „Nasze rozumowanie – pisał Keynes – prowadzi zatem do wniosku, że w dzisiejszych warunkach wzrost bogactwa nie tylko nie zależy, jak się powszechnie przypuszcza, od wstrzemięźliwości bogaczy, ale jest raczej przez nią hamowany. Odpada wskutek tego jeden z głównych argumentów usprawiedliwiających istnienie wszelkich nierówności majątkowych względami społecznymi.”[17] Inaczej rzecz ujmując, zadaniem państwa ma być dokonanie redystrybucji dóbr w celu pobudzenia konsumpcji.

W ten sposób dochodzimy do sedna rozpatrywanego problemu. Konsumpcjonizm, jako element konstytutywny współczesnej kultury demokratycznej, nie był logiczną konsekwencją działania mechanizmów kapitalizmu, ale – jak pisał polski ekonomista Mirosław Dzielski – jego całkowitym przeciwieństwem: wynikiem odejścia „od ideału opartego na zasadach katalaktycznych, związanego przecież nie z konsumpcjonizmem, ale przeciwnie – z produkcyjnym i twórczym nastawieniem.”[18]

Przyjęty niechętnie przez część środowiska libertariańskiego wniosek Hansa-Hermanna Hoppe o całkowitej i koniecznej zgodności prakseologicznej kulturowego konserwatyzmu i libertarianizmu[19] zyskuje zatem mocne poparcie. Poprzez przemianę modelu kulturowego, cechująca dotąd agresywnego przedsiębiorcę racjonalność ustąpiła miejsca w działaniu ludzkim sferze zmysłów, czyli – trzymając się pierwotnego znaczenia tego terminu – wrażliwości estetycznej i hedonizmowi. Powszechność takiej postawy wynika w prostej linii z demokratycznego egalitaryzmu, co prowadzi nas do koniecznego wniosku, że podstawą konsumpcjonizmu były więc umożliwione przez interwencję państwa narodziny demokratycznego społeczeństwa masowego, a więc destrukcja opartej na hierarchii kultury tradycyjnej.


[1] J. Baudrillard, Społeczeństwo konsumpcyjne. Jego mity i struktury, tłum. S. Karolak, Warszawa 2006, s. 40.

[2] Por. M. Harris, Potlacz, [w:] Idem, Krowy, świnie, wojny i czarownice, tłum. K. Szerer, Katowice 2007.

„Celem potlaczu było rozdać lub zniszczyć więcej dóbr od rywala. Jeśli urządzającym potlacz był potężny wódz, mógł starać się zawstydzić swych rywali i osiągnąć wieczny podziw u własnych podwładnych niszcząc żywność, odzież i pieniądze. Czasami mógł nawet w pogoni za prestiżem spalić własny dom.”

[3] Por. D. Karłowicz, Dylematy demokratycznego kapitalisty, [w:] Idem, Koniec snu Konstantyna, Kraków 2004, ss.84 – 85.

[4] F. Jameson, Postmodernizm albo kulturowa logika późnego kapitalizmu, „Pismo Literacko- Artystyczne” 1988, nr 4, ss. 65 – 66.

[5] Ibidem., s.72.

[6] F. Fukuyama, Koniec historii, tłum. T. Bieroń, M. Wichrowski, Poznań 1996, s. 81.

[7] J.S. Mill, O wolności, tłum. A. Kurlandzka, Warszawa 1999, ss. 20 – 21.

[8] Ibidem, s. 23.

[9] S. Solecki, Postmodernistyczne tendencje w kulturze końca XX wieku, [w:] Społeczne aspekty transformacji systemowej, red. M. Malikowski, Rzeszów 1997, s. 212.

[10] Por. E. Gellner, Społeczeństwo industrialne, [w:] idem, Narody i nacjonalizm, Warszawa 1991. Gellner pisze:

„Społeczeństwo, którego cały system polityczny, a nawet światopogląd i porządek moralny, wspiera się w ostatecznym rozrachunku na rozwoju ekonomicznym (…) takie społeczeństwo musi wciąż szukać innowacji, a więc musi mieć elastyczną strukturę zatrudnienia. Jego członkowie (…) muszą być gotowi do podjęcia nowych zadań. Przechodzą zatem jednakowy trening ogólny, owe zaś dodatkowe umiejętności związane z poszczególnymi zawodami nie są zwykle czymś nadzwyczajnym i można je opanować posługując się podręcznikami zrozumiałymi dla każdego, kto posiadł wiedzę elementarną (…)”. (ss. 44 – 45). Por: M.N. Rothbard, Manifest libertariański, tłum. W. Falkowski, edycja online: http://www.mises.org.pl/o-nowa-wolnosc-manifest-libertarianski/rozdzial-7/

[11] J. Schumpeter, Kapitalizm, socjalizm, demokracja, , tłum. M. Rusiński, Warszawa 1995, s. 383.

[12] J. Rawls, Teoria sprawiedliwości, PWN, Warszawa 1994, s. 28.

[13] Por. J. Rifkin, Koniec pracy. Schyłek siły roboczej na świecie i początek ery postrynkowej, tłum. E. Kania, Wrocław 2001., ss. 226 – 232.

[14] G. Le Bon, Psychologia socjalizmu, tłum. M. Osiński, Warszawa 1997, s. 31 – 32. Por: R. Scruton, Źródło totalitaryzmu, [w:] Totalitaryzm a zachodnia tradycja, red. M. Kuniński, Kraków 2004, s. 61. J. Schumpeter, op. cit., s.327.

[15] J.J. Rousseau, Rozprawa o pochodzeniu i podstawach nierówności między ludźmi, PWN, Warszawa 1954, s. 92 – 93. Por. L. von Mises, Mentalność antykapitalistyczna, tłum. J. Małek, Warszawa 1991, s. 11 i dalej: ss. 20-21.

[16] H.H. Hoppe, Demokracja – bóg, który zawiódł, tłum. W. Falkowski, J. Jabłecki, Warszawa – Chicago 2006, s.149.

[17] J.M. Keynes, Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza, tłum. M. Kalecki, S. Rączkowski, Warszawa 1985, s. 405. Por. H.H. Hoppe, Misesowskie argumenty przeciwko Keynesowi, tłum. W. Falkowski, wersja online: http://www.mises.pl/368, s.29 – 31.

[18] M. Dzielski, Bóg, wolność, własność, Kraków 2001, s.104.

[19] H.H. Hoppe, Demokracja…., op. cit., s. 271 i nn.

Olgierd Sroczyński

4 thoughts on “Olgierd Sroczyński „Konsumpcjonizm, demokracja i kapitalizm”

  1. Też planowałem napisać kiedyś o bohaterze konsumpcji, oczywiście wnioski byłyby nieco odmienne.

    Tekst dobrze ukazuje nonsens keynesizmu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *