Uważam, że przypuszczony niedawno przez salonowiczów atak na Wałęsę jest chybiony z prostego powodu. To nie Wałęsa i jego ewentualna współpraca ze służbami PRLu są problemem nad którym należy się głowić. Tym problemem jest sama instytucja IPNu.
Czym tak naprawdę zajmuje się IPN? Jest to dobre pytanie z tego powodu, że w zasadzie nie zajmuje się ona niczym konkretnym. Do obowiązku instytucji należy badanie zbrodni przeciw narodowi polskiemu, ściganie ich, działalność edukacyjna oraz przechowywanie dokumentów organów bezpieczeństwa państwa do 1989 roku. Innymi słowy jest to organizacja zajmująca się wszystkim po trochu. Na taką działalność IPN potrzebuje 10 oddziałów na terenie Polski, 7 delegatur, a w samej Warszawie okupuje 7 budynków. Za te same pieniądze można by utrzymać wiele instytucji które zajmują się czymś konkretnym np. 10 szkół lub z 2-3 nowoczesne szpitale.
To jest jednak nic, gdyby IPN zajmował się li tylko niczym konkretnym. Otóż jednak czymś się on zajmuje – a mianowicie prowadzeniem polityki historycznej. I to takiej, która opiera się na wątpliwych źródłach jakimi są dokumenty służb PRLu – wykorzystuje się je w bieżącej polityce (lista Wildsteina). Czy naprawdę potrzebujemy sztabu naukowców którzy będą badać to samo co część historyków pracujących na uczelniach? Czy uważamy że instytucja która ma ścigać może publikować jakiekolwiek obiektywne teksty naukowe?
Rozwiązanie jest, jak zazwyczaj dość proste. Akta prawdopodobnie najlepiej byłoby w całości zniszczyć. Nie da się tego zrobić dlatego, co może jest nawet lepszym rozwiązaniem, należałoby całe archiwum IPN na pięćdziesiąt lat zamknąć na klucz. Tym samym można ograniczyć wszystkich pracowników instytutu do jednej osoby strzegącej archiwum. Po okresie lat pięćdziesięciu w odtajnionych danych mógłby każdy szukać czego chce, lecz nie byłyby one już narzędziem politycznym a jedynie ciekawostkami historycznymi. Czekam na głosy poparcia.
Tekst został wcześniej opublikowany na stronie autora.
Wpis dość kontrowersyjny i pozwoliłem sobie go już skomentować u autora na blogu. Żeby się nie powtarzać pozwolę sobie ino skopiować co tam napisałem:
Troche nie za bardzo skumałem o co ci de facto chodzi – o to aby utrzymać status qou czy o to aby zlikwidowac niepotrzeby urząd?
Z IPN jest porblem tego typu że dawkuje nam wiedze i każdy sobie może oceniac to dawkowanie róznie, ale najbardziej prawdopodobne jest że przewaznie sa to działania na polityczne zlecenie. Dlatego sama idea IPNu gdzie garstka politycznie wybranych urzedasów dysponuje cała wiedzą SB jest i moim zdaniem conajmniej kontrowersyjna.
Dlatego np nie kumam co masz do listy Wildsteina – jakby nie było ta lista wbrew pozora zrobiła wiele dobrego – ludzie dostali wiedzę na temat swojej przeszłości. I zarówno ofiary jak i donosiciele mogli ta przeszłość w końcu oczyścić.
IPN byc może powinen pełnić rolę jakiejś państwowej komórki do gromadzenia dowodów przeciwko zbrodniom komunizmu i wystepowania przeciwko tym ludziom w sądzie skoro politycy i ludzie chca sie w tym babrać.
Z drugiej strony nie możesz odmawiac ludziom dostepu do wiedzy na temat ich przeszłości – zdecydowanie takie dokumenty powinny być ogólnodostępne.
To zdecydowanie przysłużyłoby się badaniom historii i ich obiektywności – tak jest tak że tylko garstka zatrudnionych de facto przez polityków historyków ma do tej wiedzy dostęp i de facto nie ma żadnej dyskusji w tym środowisku.
W każdym razie nawoływanie do spalenia tych archiwów jest co najmniej niepoprawne z punktu widzenia ludzi którzy wtedy nie mieli wyboru i teraz tez im sie odmawia takowego. Jasne że pewnie jest tam kupe kłamstw ale kłamstwo staje się prawdą gdy nie masz pełnego obrazu. Zamkniecie tych akt bądź co gorsza ich zniszczenie jest tak de facto pozbawieniem ludzi tego pełnego obrazu. Bo to jest tak jakbyś nie mógł sobie porównac rosyjskiej, niemieckiej i polskiej historii polski – ktoś ci selekcjonuje i daje dostęp tylko do tej rosyjskiej z której dowiadujesz sie że dajmy na to Katyń to była robota hitlerowców a NKWD to jeszcze zapewne chciało ratowac polskich oficerów.
Jezeli masz dostep do wszystkich kłamstw prawdę predzej czy później odkryjesz – jak Zbyszek mówi że wczoraj dupczył Kasie, Jarek mówi że pił z nią wódkę o tej samej porze, Kasia mówi że dupczyła się z Jarkiem, a wszyscy maja kaca to choćby każdy z nich ubarwiał i kłamał to prawdą jaka się wyłania z tego wszystkiego jest to że ostra balanga musiała być.
Mam wątpliwości. Za ujawnieniem sugeruje to, że osoby nie mogą być nimi szantażowane – wyciekiem pewnych akt.
> Dlatego np nie kumam co masz do listy Wildsteina – jakby nie było ta lista wbrew
> pozora zrobiła wiele dobrego – ludzie dostali wiedzę na temat swojej przeszłości.
> I zarówno ofiary jak i donosiciele mogli ta przeszłość w końcu oczyścić.
Tak – ofiary i agenci (i agenci, którzy byli ofiarami) zostali wrzuceni na jedną listę – nazywaną 'listą agentów’.
„Akta prawdopodobnie najlepiej byłoby w całości zniszczyć.”
Zniszczenie akt byłoby z pewnością w interesie wszystkich tych, którzy mają zabazgrany życiorys, a zajmują (być może czasami właśnie dlatego) prominentne stanowiska, oczywiście nie przyznając się do swoich powiązań. Byłoby w interesie rozmaitych nieujawnionych jeszcze „Ketmanów” i im podobnych.
Ale czy byłoby w interesie reszty społeczeństwa?
Z jakiej racji uniemożliwiać jej dotarcie do prawdy?
Uważam przeciwnie – że wszystkie akta IPN powinny być udostępnione, w szczególności te dotyczące osób publicznych.
Prosze sobie przypomnieć Leszek Czarneckiego. Pomijając szczegóły – biznesmen stracił wiele milionów na giełdzie zaraz po artykule w Rzeczpospolitej.
IPN jest rzecz jasna instytucją zbędną, ale z pewnością lepsze jest jego istnienie aniżeli spalenie tudzież zamknięcie na cztery spusty wszystkich akt. Jeżeli akta osób publicznych zostałyby udostępnione, to całą robotę którą aktualnie wykonują pracownicy IPNu mogłyby wykonywać osoby czy instytucje prywatne. Zapotrzebowanie na publikacje historyczne jest dość duże, myślę więc że szperacze piszący ciekawe kompilacje czy artykuły mogliby bardzo dobrze zarabiać, społeczeństwu nie zabrakłoby zatem informacji. Wyeliminowane zostałyby także oszczerstwa i insynuacje, każdy bowiem mógłby sprawdzić prawdziwość podanych informacji. Do grona osób, których akta zostałyby odtajnione można doliczyć jeszcze na przykład biznesmenów, któ¶zy dorobili się na prywatyzacji. Mogłoby to rzucić wiele światła na pewne sprawy.
Jeżeli ktoś naprawdę nie chciałby ujawniać swoich akt – jedynym wyjściem byłoby byłoby zaprzestanie działalności osoby publicznej: coś za coś. Ujawniania akt zwykłych obywateli nie uważam za właściwe, ponieważ często zawierają one informacje, których ujawnienie wiązałoby się z kompromitacją, a uważam, że osobom która nie chce być swego rodzaju autorytetem dla społeczeństwa nie jest potrzebna pełna jawność, co nie znaczy że nie powinno być możliwości składania żądań odtajnienia swych akt (np. aby oczyścić się z zarzutów krążących w środowisku).
Wszyscy zdają się postrzegać IPN poprzez pryzmat „Bolka” 🙂
Otóż może to być dla Was zaskoczeniem ale popatrzcie na publikacje IPN’u. Ile z nich uznalibyście za „robione na zamówienie”. Nawet ostatnia głośna publikacja jest uznawana za bardzo stonowaną (przez tych co przeczytali – bo tych odsądzających od czci i wiary bez znajomości treści nie brakuje).
Oczywiście może dochodzić do „robótek na zamówienie” i jeżeli tak się faktycznie dzieje to jest to karygodne! Niemniej jednak nie potępiałbym w czambuł IPN’u tylko dlatego że ktoś próbuje wykorzystać te archiwa do walki politycznej (nota bene nikt mi chyba nie wmówi, że IPN fabrykuje dokumenty). Ja osobiście jestem za całkowitym otwarciem tych archiwów ale nawet w obecnym kształcie uważam istnienie tego instytutu (przy czym bardziej by mi się podobało gdyby to była zupełnie niezależna instytucja z własną fundacją – podejrzewam, że z własnych publikacji jednak by nie byli w stanie wyżyć). Jako pozytywne przykłady mogę podać publikacje na temat Wołynia i rotmistrza Pileckiego (pilecki.ipn.gov.pl).
Pozdrowienia