Zamiast zastanawiać się gdzie zlokalizować stadion narodowy Polacy powinni zadać sobie pytanie, co zrobić, aby stadion wybudowała prywatna firma, za swoje prywatne pieniądze? Zwłaszcza, że ani stadion, ani te Euro 2012 nie są narodowi do szczęścia potrzebne.
Deficyt narodowy
Gdyby stadion narodowy był Polakom naprawdę potrzebny, o przywilej jego budowy konkurowałyby ze sobą liczne firmy krajowe i zagraniczne, tak jak konkurują ze sobą na rynku samochodowym, komputerowym, czy odzieżowym. Nissan, Reserve, czy Maspex powstały bez dyskusji narodowej, wręcz w tajemnicy, w oparciu o kapitał prywatny założycieli lub inwestorów. Wyłożyli go dobrowolnie, wiedząc, że czynią roztropnie tworząc biznes, który będzie zaspokajał potrzeby konsumentów, a tym samym przynosił im zyski, dochody, dywidendy itp.
Dlaczego w Polsce nikt nie chce budować stadionu narodowego za własne pieniądze i trzeba się w tej sprawie rozglądać za rządem? Bo taki stadion to przeważnie wyrzucony pieniądz. Wiedzą o tym biznesmeni, wiedzą i kibice sportowi. Ani jedni, ani drudzy nie chcą wydać na budowę stadionów własnych pieniędzy, gdyż boją się straty. Tak dzieje się w Polsce, ale i w Sierra Leone, Boliwii czy w Stanach Zjednoczonych. Obiekty sportowe budowane za pieniądze podatników są najczęściej deficytowe, co samo w sobie świadczy o ich zbędności.
I odwrotnie. Spośród 14 stadionów futbolowych wybudowanych w Stanach Zjednoczonych w latach 1954 – 1986, tylko jeden (sic!) nie przynosi strat, które wahają się od ok. 1 miliona do 70 milionów dolarów rocznie, w przeliczeniu na stadion. Tym jednym jedynym obiektem przynoszącym zyski jest – zbudowany za pieniądze prywatne – stadion klubu Dodgers. Podobnie ma się sprawa w Wielkiej Brytanii, gdzie dochodowe są tylko prywatne boiska piłkarskie. Większość, nawet najbardziej popularnych stadionów, o ile tylko są one państwowe, przynosi deficyt. Bliskim nam przykładem jest najpopularniejszy w kraju tzw. Stadion Śląski w Chorzowie. Ten wspaniały obiekt, duma narodu i jego szczęście spędza sen z powiek władz województwa śląskiego. Nawet szczelnie wypełnione trybuny podczas meczów międzynarodowych czy koncertów brytyjskiego rocka nie są w stanie pokryć wielomilionowych kosztów jego utrzymania. Zamiast ten „kocioł czarownic” sprywatyzować zmuszają podatnika pod groźbą więzienia do utrzymywania go. To ma być sport?!
Anty Janosiki
Prawda obiegowa głosi, że budowa stadionów sportowych i utrzymywanie ich za pieniądze podatnika ma (mimo wszystko) swój głęboki sens. Na takich stadionach rozgrywane są przecież zawody, które przyciągają kibiców, ci kibice płacą za bilety, dają więc pracę ochroniarzom, bileterom, personelowi porządkowemu czy parkingowym. Wracając z meczu wstąpią do pobliskiego pubu, restauracji czy kręgielni, gdzie wydadzą swoje pieniądze, zarobi więc personel pubu, kręgielni i restauracji. Na stadionie wystawione zostaną reklamy, z których dochód wpłynie do kasy gminy, osiedla, czy klubu. Pieniądze to zostaną przeznaczone na poprawę bytu okolicznej ludności i tak dalej, i tak dalej.
Pieniądze można wydać tylko raz. Jeśli wydamy je na budowę stadionu, nie wydamy na akcelerator, służbę zdrowia, czy tor saneczkowy. Jeśli kibic wyda je na hot doga czy klubowy szalik, to nie wyda na coś innego. Puby w pobliżu stadionów zarabiają kosztem pubów, które są od tych obiektów oddalone. Parking przy stadionie zarabia to, czego nie zarobią inne parkingi. Zysk netto wyniesie…zero, a cała ekonomia opiera się na przekładaniu pieniędzy z kieszeni jednych do kieszeni drugich. Kosztem milionów „statystycznych” podatników, a miłośnicy futbolu to z reguły ludzie żyjący raczej skromnie, korzystają elity żyjące ze sportu: wysoko opłacane gwiazdy futbolu, mniej lub bardziej skorumpowani sędziowie, tzw. działacze oraz politycy, którzy to wszystko za nasze pieniądze finansują, zatrzymując dla siebie splendor i prowizję za pośrednictwo. Milionowe fortuny zamożnej elity sportowej to podatek nałożony na naród; państwo zabiera biednym i daje bogatym, nie dając tym pierwszym wyboru, a przecież większość podatników ma na co swoje pieniądze wydać.
Jeśli się mylę i sport jest naprawdę tak popularny, to stadiony powinni fundować kibice, a ściślej właściciele drużyn sportowych, którzy na tych ostatnich zarabiają. Tak jak zrobił to Jerry Reinsdorf (właściciel drużyny koszykówki Chicago Bulls) i Bill Wirtz (właściciel drużyny hokejowej Chicago Blackhawks), budując za własne pieniądze chicagowską halę United Center, gdzie odbywają się mecze hokeja, koszykówki, wystawy, bale, koncerty i inne imprezy przynoszące właścicielom dochód. Dlaczego więc nie skopiować tego przykładu i nie pozostawić budowy stadionu narodowego kilku przedsiębiorczym Polakom, albo i nie Polakom, nam zaś zostawić możliwość oceny ich pomysłu, Jeśli jest trafiony, damy im zarobić, jeśli chybili, na biednego nie trafiło. Państwu zaś pozostawmy rolę stróża, który będzie pilnować, aby sędzia podczas meczu nie oberwał butelką, a po zakończonym meczu kibice nie palili sklepów czy samochodów. To wystarczy!
Równe szanse
Nie jestem przeciwnikiem sportu. Oglądam mecze i pasjonuję się zwycięstwami „biało-czerwonych”. Byłem na 4 Mundialach (Argentyna, Hiszpania, Meksyk, USA). Nigdy jednak nie wydałbym 2100 złotych (tyle wydał jeden z gdańskich kibiców, aby dostać się na ostatni mecz Polska – Belgia), nawet gdybyśmy grali z reprezentacją Marsa. Wolałbym w tym czasie, i za te pieniądze polecieć na Sri Lankę czy do Maroka. Bo takie są moje preferencje. Z tym, że ja nikogo nimi nie obciążam i tego samego domagam się od innych. Jeśli państwo chce dofinansowywać stadiony piłkarskie, to niech dofinansuje także moje egzotyczne podróże, biżuterię dla żony mego przyjaciela, obrazy francuskich impresjonistów sąsiadki, czy ulubione gry komputerowego mego siostrzeńca. W przeciwnym razie uznam, że cały ten sport to rabunek w majestacie prawa.
Jan M Fijor
20.11.2007 r.
Wszelkie kopiowanie i wykorzystanie w celach publicystycznych dozwolone za każdorazową zgodą autora oraz za podaniem źródła
***
Tekst był wcześniej opublikowany na stronie autora