Filip Paszko „Czyją w końcu winą jest inflacja?”

Tak sobie właśnie przeczytałem informację, jakoby politycy miłościwie nam panującej partii przekonywali, że inflacja w Polsce jest w całości winą NBP, a rząd nie ma z tym nic wspólnego.

Tzn. ma – jak twierdzi Paweł Olszewski, skarbnik klubu PO, byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie działania rządu, dzięki którym umocnił się złoty. Gdy przeczytałem te słowa, podzielę się z Wami odczuciami, najnormalniej w świecie mi ulżyło. Uff, pomyślałem sobie, jak to dobrze, że rząd się troszczy o moje pieniądze. Jeszcze tylko tego ćwoka z NBP wyabortować i będzie pięknie.

Tak, dokładnie tak sobie pomyślałem! No dobra, dodam jeszcze, że miałem na ustach taki głupi szyderczy uśmieszek. Wróćmy jednak do naszego problwemu, czyli pytania, kto w Polsce odpowiada za inflację.

Przyjmijmy w tym miejscu, że inflacja jest właśnie wzrostem cen, jak to sobie wylicza NBP. Do wyliczenia inflacji nasz bank centralny zlicza ceny ok. 2000 produktów, wchodzących w skład zakupów przeciętnego gospodarstwa domowego. (dodam tylko, że zupełnie nie zgadzam się na taką definicję inflacji, a tutaj operuję nią tylko dla jasności). Pozostaje nam więc pytanie o przyczynę inflacji.

Zacznijmy od przyczyn monetarnych. Gdy w sklepie jest 5 lodówek, ich cena zostanie ustalona jako stosunek do ilości klientów, mających zamiar kupić sobie lodówkę. Przypuśćmy, że liczba klientów pozostaje niezmieniona, a do sklepu przyjeżdża dostawa kolejnych 5 lodówek. W tym momencie sprzętu jest dwa razy więcej. Konsekwencją tego będzie spadek ceny lodówki. A co tam, powiedzmy nie do końca zgodnie z teorią, jedna lodówka jest teraz mniej warta, niż była. Taki przykład podaję, żeby ukazać, że to samo dzieje się ze złotówką. Im więcej jest złotówek na rynku, tym mniej każda jednostka jest warta w konkretnym towarze. A złotówek jest coraz więcej. Oto pierwsza przyczyna. I za nią odpowiada NBP, poprzez manipulacje na pustym pieniądzu, kontrolę stóp procentowych i zakupy na otwartym rynku.

Drugiej przyczyny możemy upatrywać w drożejącej ropie i energii. Jak już wspominałem w kilku tekstach problemem drożejącej ropy jest wzrost podaży dolarów na amerykańskim rynku. Trzeba bowiem wiedzieć, że podczas pewnego deal’u na początku lat 70. prezydent USA ustalił z państwami zrzeszonymi, eksportującymi ropę naftową, że od tej pory tylko i wyłącznie za dolary będzie można kupić ropę. I analogiczny przykład z lodówkami. Ponieważ jest coraz więcej dolarów, to coraz mniej są one warte. [warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, że wiele krajów z ropą naftową postanowiło przerzucić się w rozliczeniach na euro; konia z rzędem temu, kto wie, jaki kraj zasygnalizował taką chęc w 2002 roku i jak to się skończyło. – odpowiedź? Tak, to Irak rzucił taką propozycję. A w zamian za to Amerykańce rzucili Irakowi „ofertę nie do odrzucenia” i teraz mamy to, co mamy]. Oczywiście nie uważam, że jest to jedyna przyczyna wzrostu cen ropy, jakkolwiek nie można jej bagatelizować. A kto w Polsce odpowiada za ceny ropy, czy benzyny, mówiąc wprost? Główną przyczyną tego, że w Europie galon kosztuje ponad 8 dolarów (a w USA są to 4 dolary:) jest ogromna interwencja państwa. Interwencja, która powoduje sytuację, że w Polsce 58% ceny benzyny to wszelkie podatki, VATy, akcyzy i opłaty paliwowe. Drożejąca benzyna powoduje, że drożeje w zasadzie wszystko inne. A za cenę benzyny głównie odpowiada rząd (obniżenie akcyzy) i Unia Europejska (minimalne stawki VAT i akcyzy). Mamy więc wynik 1:1. Ceny energii zostawiam na boku, gdyż ten temat mam dosyć słabo opanowany, nie będę więc robił z siebie głupka. Jakkolwiek wydaje mi się, że i tutaj wina leży po stronie rządu.

Dodam jeszcze, że sytuacja, jaka panuje w NBP jest winą rządu, tzn. legislatora, który zezwala na nieregulowane (5% rezerwy obligatoryjnej jest doprawdy niczym) manipulacje w podaży pieniądza. Winę więc powinien ponosić również rząd. Chociaż ja się skłaniam po temu, że to od NBP zależy, jak będzie korzystać ze swoich uprawnień. A korzysta nad wyraz chętnie. Dlatego w moim przekonaniu to Narodowy Bank Polski jest głównym organem odpowiedzialnym za inflację. Nie możemy jednak popadać w taką paranoję, że nie będziemy dostrzegać, kto stoi za tym, że NBP może robić to, co robi. To tak, jakby mieć rottweilera przywiązanego smyczą do drzewa. Smyczą na tyle długą, że ten może sobie gryźć przechodniów na chodniku i kotki, błąkające się po dworzu. Zagryzie wszystko, co jest w jego zasięgu. Ale gdy spojrzymy, kto jest poza jego zasięgiem, okazuje się, że jest to tylko starsza pani, chodząca o lasce. Pani, na którą nasz pies i tak by się nie połasił. NBP jest naszym psem. Pozostaje pytanie, kto tak nierozmyślnie związał smycz?

[EDIT]: Jak podał nie tak dawno NBP: „Począwszy od czerwca br. Narodowy Bank Polski rozpocznie obliczanie i publikację nowej miary inflacji bazowej – inflacji bazowej po wyłączeniu cen żywności i energii. W ramach nowej miary inflacji bazowej z koszyka CPI wyłączane będą – oprócz cen żywności i napojów bezalkoholowych – także ceny energii, na które składają się ceny paliw oraz ceny nośników energii (gaz, energia elektryczna, opał etc.)”. I tak oto wystarczy pstryknąć palcem i wzrost cen zniknie:) I po co się martwić?

Filip Paszko

Tekst pochodzi z bloga autora smootny-clown.salon24.pl

One thought on “Filip Paszko „Czyją w końcu winą jest inflacja?”

  1. no oczywiście winny jest obecny system , czyli rezerwy cząstkowe i pusty pieniądz !!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *