Co je Hydra?- Spytał nauczyciel. Cisza. Uczniowie zaskoczeni pytaniem, nie potrafili znaleźć w swoich głowach prawidłowej odpowiedzi, więc tylko pospuszczali oczy.
– Dobrze, może więc powiesz nam czym się żywi Hydra?- nauczyciel wskazał najbliższego ucznia.
– Zmieszany i zdumiony uczeń wymamrotał – Hmm… Centaurami?
– Może ktoś inny? Np. ty- wskazał nauczyciel.
– Ryby?
– A co ty sądzisz?- spytał innego ucznia.
– Pewnie ludzi.
– Jakieś inne opinie? Np. twoja?- wywołany został inny wychowanek.
– Po chwili namysłu spytany powiedział – Możliwe, że jest roślinożerna.
I tak w kółko, nauczyciel nie mógł wydusić z nikogo właściwej odpowiedzi.
– Panie profesorze, niech powie nam pan czym żywi się Hydra.- Zażądał jeden z uczniów.
– Czym żywi się Hydra? Nie wiem.- odpowiedział nauczyciel.
I była to jedyna sensowna odpowiedź.
Nasi dobrzy znajomi minarchiści tudzież liberałowie, żądają byśmy zachowywali się jak uczniowie w powyższej sytuacji. Byśmy zmyślali odpowiedzi wg własnego widzimisię na pytania, na które odpowiedzieć nie można. Wszystkie te pytania mają dwa początki. Pierwszy z nich to:
„W jaki sposób bezpaństwowe społeczeństwo poradzi sobie z… XYZ”.
Drugie to:
„A co jeśli w bezpaństwowym społeczeństwie wydarzy się… XYZ(najczęściej jakaś apokaliptyczna wizja)?”
Jak powinna brzmieć odpowiedź na te pytania? „Nie wiem”. Inna, w bardzo fundamentalny sposób, nie ma sensu. Przewidzenie tego jak zadziałają miliony ludzi w wolnorynkowej rzeczywistości jest ekwiwalentem planowania ewolucji, jest wewnętrznie sprzeczne. Moim częstym i sądzę, że trafnym argumentem, jest to, że gdybym umiał odpowiedzieć na wszystkie pytania odnośnie tego jak wyglądałoby społeczeństwo w rynkowej anarchii, byłbym zwolennikiem centralnego planowania, a nie libertarianinem. Naturalnie można bawić się w, swojego rodzaju, intelektualną grę wymyślając możliwe rozwiązania na problem budowy dróg, na problem wywozu śmieci, działań antymonopolowych, łapania przestępców etc. Część z wymyślonych rozwiązań może być bardzo inteligentna i trafna, ale nawet najbardziej błyskotliwa i oczytana osoba, nie zastąpi realnego poszukiwania rozwiązań w wolnym rynku, w sytuacji pozbawionej przymusu i przemocy.
Czy w wolnym rynku będą drogi? Oczywiście, że będą, sądzę, że będą wyglądały skrajnie inaczej niż obecnie, ale będą. Ludzie chcą przemieszczać się z punktu A do B, nie chcą jednak oglądać współczesnego żniwa śmierci jakie fundują nam państwowe drogi. Nie chcą fotoradarów, polowania nadgorliwych policjantów z drogówki czy niebezpiecznych, wąskich dziurawych i topiących się w upale dróg. Biorąc pod uwagę pierwsze, prawdziwe założenie stwierdzamy, że drogi wciąż będą budowane i utrzymywane, ale biorąc pod uwagę drugie, powinniśmy zdawać sobie sprawę, że będą wyglądać skrajnie różnie od obecnych, marnych rozwiązań, tak różnie, że ktoś kto nie jest ekspertem w tej dziedzinie, nie będzie w stanie prawidłowo przewidzieć tej różnicy. Zadziwia mnie też sposób rozumowania zwolenników państwowych dróg, prywatne firmy mogą budować statki długości ponad 300 m i wysyłać satelity w kosmos, a nie poradziłyby sobie z wylaniem asfaltu na ziemię?
Inna poruszaną kwestią jest państwowa policja. Czy w pełni wolnym rynku istniałaby policja? Naturalnie, zapotrzebowanie na bezpieczeństwo wciąż istniałoby nawet w bezpaństwowym społeczeństwie. Czy jednak policja wyglądałaby tak jak obecnie? Zainteresowana głównie dręczeniem obywateli fotoradarami, mandatami za zupełnie nieszkodliwe czynności czy polowaniem na nastolatków palących „trawkę”, a zupełnie bezużyteczna w przypadkach kradzieży czy brutalnych napaści? Z pewnością nie. Ludzie zainteresowani są głównie ochroną przed uciążliwą i brutalną przestępczością, nie polowaniem na zupełnie nieszkodliwych ludzi, nie wyrządzających nikomu krzywdy. Jedyne co można z pewnością powiedzieć o tym jak wyglądałaby prywatna policja to to, że zupełnie inaczej niż obecnie. Prawdopodobnie obecny kosztowny i inwazyjny proaktywny system policyjny zostanie zastąpiony siecią systemów reaktywnych. Po rezygnacji z ,zachęcającej do popełniania przestępstw i napędzających zyski mafiom, wojny z narkotykami, prostytucją i hazardem, zapotrzebowanie na reaktywną policję prawdopodobnie zmaleje z czasem.
Następnym razem gdy któryś z naszych dobrych znajomych minarchistów czy liberałów zażąda wiarygodnego rozwiązania problemu złego monopolisty, który podwaja cenę opróżniania szamb zakazując oczyszczania ich przez konkurencję, w sytuacji gdy drogi są oblodzone, nie postępujmy tak jak dotąd. Nie łapmy naszych egzemplarzy książek czy pism Rothbarda, Hoppego, von Misesa czy Konkina. To co oni wymyślili, jakkolwiek inteligentne i błyskotliwe nie jest, jest wciąż jak odpowiedź utalentowanego biologa na pytanie „czym żywi się Hydra?”.
Minarchizm- odłam libertarianizmu, najczęściej zakładający państwo zajmujące się wyłącznie kwestią wojska, policji i sądów.
PS chciałbym podziękować użytkownikom Mateo i Noqa z forum mikke.fora.pl za inspirację.
Rafał Modzelewski
13.08.2008 r.
***
Tekst ukazał się wcześniej na blogu autora
I to jest właśnie piękne w wolnym rynku – jego nieprzewidywalność.
Jakkolwiek lubię sobie pogdybać nad możliwymi rozwiązaniami takich-a-takich problemów. Bardzo fajne ćwiczenia umysłowe:)
tak, tylko w jakiejkolwiek debacie publicznej 'nie wiem’ jest nie wystarczajace
bowiem w debatach nie liczy sie prawda, ale racja 😉
silniejsze przepona i sprytniejsza retoryka
choc przyznaje, ze 'nie wiem’ to wygodna i najadekwatniejsza odpowiedz nt. wolnego rynku
Metalurg,
masz rację. Zwróć jednak uwagę, że na podstawie ekonomii i empirii jesteś w stanie wskazać kierunek, w którym prawdopodobne zmiany będą przebiegać. Najgorsze jest to, że umysł ludzki trudno jest odzywaczić od oczekiwania gotowego rozwiązania:)
„bowiem w debatach nie liczy sie prawda, ale racja
silniejsze przepona i sprytniejsza retoryka
choc przyznaje, ze ‘nie wiem’ to wygodna i najadekwatniejsza odpowiedz nt. wolnego rynku”
Tu się z Tobą zgodzę metalurgu.
Silniejsza przepona, sprytniejsza retoryka a to najczęściej wynika z lepszego urodzenia.
Skoro się czegoś nie wie, to najwyższy czas się dowiedzieć. Ale niekoniecznie można to zrobić siedząc i myśląc. Problemem libertarianizmu w każdej odmianie jest fakt, że brakuje nieco przykładów z życia dowodzących tego i tamtego. Radzę więc nie kombinować, a działać. Stworzyć wolnościową społeczność, której członkowie świadomie będą dążyli do realizacji własnych ideałów.
Bo jest jeden pogląd charakterystyczny dla demokracji, który może komplikować podejście do świata, obecny tym bardziej wtedy, kiedy ktoś jest demokratą. Zmiany mają się wyłaniać w drodze dyskusji, czy też, trudne słowo, dialogu. Jedni drugich przekonają do czegoś a potem to razem wprowadzą i wszyscy będą szczęśliwi. Czego mi tu brakuje? Nie zwrócenia uwagi na to, że rozumienie teoretyczne jest rozumieniem co najwyżej połowicznym. Z tego bierze się później brak szacunku obywateli dla prawa, a u prawodawców – brak szacunku dla swoich obietnic. Wszystko to jest bowiem tylko teoretyczne i może w każdej chwili zostać zmienione. Wiadomo, trzeba szukać kompromisu. Znowu teoria, a gdyby tak zamiast kompromisu szukać współpracy? To by było za trudne dla polityków, wszak ich głównym zadaniem jest spierać się. A kompromis to tylko przystanek dla dalszego dialogu.
Jak powiada Anthony de Mello, jeszcze nikt nigdy nie upił się intelektualnym rozumieniem słowa „wino”.
:), no cóż. To ja jestem jednym z tych co zadają „tego typu” pytania. I wcale nie uważam, je za kretyńskie. Tym odróżnia się w końcu człowiek od bydlęcia że potrafi zaplanować swoje działania.
Nie chodzi mi tu w szczegółowe planowanie rzeczy powszechnego „używania” – o to się nie boję, jeżeli coś jest potrzebne na co dzień (drogi/działalność gospodarcza/szkolnictwo/egzekwowanie prawa) to to w końcu „samo się” ureguluje pod warunkiem zachowania pewnych podstawowych praw (jak np. prawo własności). Chodzi mi o rzeczy rzadkie – ustanawianie praw lub ich zmiana i obrona przed agresją.
Problemem dla mnie – w pełnym libertarianizmie – jest:
– sprawa różnych systemów prawnych (nawet nie chodzi mi o egzekwowanie praw – bo mogę sobie spokojnie wyobrazić prywatnych sędziów, którzy swój sukces będą bazować na równym traktowaniu wszystkich podsądnych, nieprzekupności itp.)
– sprawa obrony przed zewnętrzną agresją
Historyjka dla zobrazowania pierwszego punktu (nie wiem czy fikcyjna czy nie – nie ma to znaczenia). Pewien taksówkarz wiózł faceta i w trakcie kursu wyszło, że właśnie ukradli mu najnowsze audi, ale nie ma strachu, bo GPS’a miał itp. Po tygodniu znowu wiózł tego samego gostka ale tym razem był on mocno podenerwowany – bo samochód się odezwał ale … za Uralem. Przykład w sumie to słabo trafiony (bo jest bardziej zarzutem odnośnie nie egzekwowania prawa niż samego prawa – jestem przekonany, że w Rosji kradzież dalej jest przestępstwem) ale boję się, że w przypadku gdyby umożliwić swobodne konstruowanie prawa gmina – dajmy na to Pruszków – stała by się schronieniem dla wszelkiej maści kryminalistów i odzyskanie swojej własności bądź uzyskanie rekompensaty za wyrządzone krzywdy było by bardzo utrudnione. Dlatego chciałbym mieć pewien uniwersalny zestaw praw (bardzo w sumie niewielki) z których nikt by nie mógł się wyłamać. Banicja działała dość dobrze gdy mobilność była całkiem mała. W tym momencie chyba każdy z nas jest w stanie bardzo łatwo spieniężyć cały posiadany dobytek przelać go po drucie na drugi koniec świata i przenieść się w zupełnie inne miejsce. Powiecie, ale ten problem występuje już teraz, potrzebne są odpowiednie umowy między państwowe i to się daje często wyegzekwować. No dobrze – ale przecież w Waszym ładzie nie ma państwa! Z kim chcecie negocjować umowy ekstradycyjne? Z każdą lokalną społecznością na świecie??!! Jak dla mnie utopia.
Proszę zwrócić uwagę, że nie mówię tu nic odnośnie policji (lub innych organów które miałyby egzekwować istniejące prawo). Jestem w stanie sobie wyobrazić wiele prywatnych ochroniarzy, którzy w razie konieczności (kosztowne badania kryminalistyczne) na początku (jak się jeszcze nie dorobią własnego laboratorium) zlecają odpowiednie badania obecnej państwowej policji.
Sprawa obrony terytorium. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak rozbite i małe oddziały ochrony bądź jakiejkolwiek innej organizacji miały stawić czoło zorganizowanej napaści Niemiec/Białorusi/… . Po prostu tego typu jednostki nadają się świetnie na wojnę partyzancką ale nie mają najmniejszej szansy na danie oporu – nawet tak samo liczebnej ale – zorganizowanej sile. O ile dawniej plemiona mogły się skrzykiwać w przypadku najazdu to teraz jest to już niedopuszczalne bo wojna/najazd może trwać kilka dni i nie ma czasu na wewnętrzną „dyplomację”. Jednostki obronne muszą być wyćwiczone, zgrane i umiejące ze sobą współpracować (co w sumie znaczy tyle, że muszą być jednym tworem – armią „krajową”).
Jeżeli więc w odpowiedzi na postawioną hipotetyczną sytuację mówicie „nie wiem, jakoś to będzie” nie wystawiacie sobie najlepszej laurki – w efekcie nigdy nie będziecie mieli szansy nawet zaprezentowania swojej ideologii na szerszym forum (nie mówiąc nawet o jej wprowadzeniu w życie).
Jeszcze raz na koniec. Tak jak kiedyś tu napisałem – pełny libertarianizm ma (moim skromnym zdaniem) problem skali i obrony przed wpływem z zewnątrz – co w sumie sprowadza się również do problemu skali.
Społeczności oparte na własnych prawach (tak jak kiedyś przytoczony tu – chyba w nieregularniku – przykład farmerów rządzących się własnym kodeksem) są jak najbardziej możliwe ale właśnie na małą skalę. Proszę zwrócić uwagę, że nie wykluczam również współistnienia ogólnego systemu prawnego z lokalnymi społecznościami rządzącymi się swoim kodeksem. Nie jestem zwolennikiem prewencji (zwłaszcza jak jednostki sobie nawzajem za obopólną zgodą czynią coś co się ogółowi nie podoba – np. branie narkotyków) lecz represji, dlatego też chciałbym mieć możliwość wyegzekwowania „sprawiedliwości” na kimś kto mnie skrzywdził – nawet jeżeli nie należy on do mojej wspólnoty. Chciałbym mieć zatem spójny system prawny (ale _bardzo odchudzony_ w stosunku do tego co jest teraz) który by obowiązywał powszechnie – a który być może społeczności lokalne mogłyby sobie doprecyzować. No i oprócz tego wspólna armia. Reszta – niech „każdy sobie rzepkę skrobie” :).
To tyle od ignoranta 🙂 – może trochę chaotycznie ale już nie mam czasu na korektę, czas wracać do obowiązków.
Pozdrawiam
W Pana myśleniu o anarchii widać rys indywidualny. Nowe wspólnoty byłyby, według Pana, bardzo małe i niezależne. W rzeczywistości nie wiadomo, jak by to było, czy Polska stałaby się tysiącem Liechtensteinów czy czterema Czechami. Tym bardziej, że nie wiadomo, jak to się stanie. Ważna jest jednak nie wielkość, tylko odrzucenie zasady terytorialności. A to sprawia, że między dwoma takimi wspólnotami jest możliwa tylko wojna partyzancka. Nie byłoby gdzie ustalić frontu, nie byłoby jak grupować sił. Jak sądzę. Co więcej, trudno by było prowadzić niektóre działania wojenne, skoro obywatele wrogich organizacji byliby sąsiadami…
Natomiast jeśli miałaby być wojna z Niemcami, to jest to właśnie problem tego indywidualizmu, ale zwróćmy uwagę, że I Rzesza, której do anarchizmu co prawda trochę brakowało, stworzyła sobie marchie – państwa wojskowe podległe bezpośrednio cesarzowi. Tak więc poziom centralizacji może być większy lub mniejszy – nie to jest istotą sprawy, ale to, czy utrzymuje się tą centralizację przymusem na jakimś zamkniętym terenie zamieszkanym przez konkretnych ludzi – w I Rzeszy przynajmniej niektórzy mogli się bez przeszkód przeprowadzić. A więc wybrać, które państwo jest lepsze.
Marchie okazały się skuteczne w obronie granic, a później nawet w ataku. U anarchokapitalistów to by pewnie były tylko bazy wojskowe jakiejś prywatnej armii posiadające pas przygraniczny i broniące wstępu na jego teren obcym armiom. Jeśli byłoby tylko jedno zagrożenie dla Poski, powstałaby jedna marchia, inaczej – jeszcze wschodnia czy południowa. W wypadku jakiejś większej wojny pewnie by współdziałały – tak jak robiły to kraje Rzeszy w Wojnie Trzydziestoletniej.