Niczego nie ceni się obecnie bardziej, niż niezależności – bez przesady można rzec, iż niezależność i indywidualizm to główne przedmioty bałwochwalczego kultu demokracji. Początków takiego podejścia można upatrywać na przełomie XVIII i XIX wieku, kiedy królować zaczynał romantyzm, w genialnych, osamotnionych jednostkach widzący główną siłę narodów, a nawet – w romantycznym liberalizmie Milla – ostoję postępu powszechnego.
Kiedy zaś edukacja zaczęła docierać pod strzechy za pomocą przymusu edukacji, genialnych, niezależnych i jedynych w swoim rodzaju jednostek zaczęło przybywać w postępie geometrycznym. Następcy Romantyków, skupieni we wszelakich awangardach starali się nadal łamać zastane bariery, ale że liczba tych ostatnich była raczej ograniczona, w końcu niemożliwym stało się wyróżnianie w jakikolwiek sposób. To znaczy można było wyróżnić się wracając do przestrzegania łamanych powszechnie tradycyjnych reguł, lecz ta opcja nie mogła konkurować atrakcyjnością z pędem do ciągłego wyzwalania i zmiany na rzecz postępu.
Tak też niezależność od opinii większości (czy też ogólnie niezależność) albo wypracowanych przez pokolenia reguł współżycia stała się drugą najważniejszą zaletą po zdrowiu fizycznym, tworząc w efekcie tłum identycznie myślących ludzi, którzy w swoim mniemaniu wyprzedzali pod jakimś względem wlokące się za nimi ciemne masy – w momencie bowiem, kiedy wszystko jest „niezależne” i „dla ludzi samodzielnie myślących”, pojawia się pytanie o to, kto jeszcze pozostaje zależny i myśli niesamodzielnie.
Na portalu Wykop.pl pojawiła się niedawno reklama kanadyjskiej wersji międzynarodowego pisemka „Metro” (w Polsce – ze względu na przejęcie pierwotnej nazwy przez Agorę – „Metropol”), doskonale ukazująca ten mechanizm. Na pierwszy rzut oka wybija się oczywiście bardzo chwytliwe zestawienie na jednej linii chuligaństwa i przestępczości z religijnością (tzn. malowanie graffiti – i to na dodatek prawdopodobnie ze swastyką – ma taką samą wartość jak wieczorna modlitwa), aczkolwiek jeszcze ciekawszy jest sam slogan.
Przypomina on w swojej wymowie bardziej znany, stosowany przez popularnego producenta napojów – „Bądź sobą, wybierz Pepsi”. Ergo: jeżeli nie posłuchasz nakazu reklamy i Pepsi nie wybierzesz, sobą nie będziesz. I kto by się przejmował sprzecznością – ważne jest wskazanie przeciwnika, którego należy na drodze do samodzielności, indywidualizmu i niezależności pokonać, bo kiedy w nim się utkwi oczy, to wszystko dookoła przestanie mieć znaczenie.
Dokładnie w ten sam sposób działa demokratyczna scena polityczna, obecnej polskiej nie wyłączając. Dana opinia jest niezależna tylko wówczas, kiedy zlewa się w jedno z tym, co mówi niezliczony obóz niezależnych i niepoprawnych. Jeżeli natomiast zaczyna się wyróżniać, wówczas traci swoją niezależność i przybiera formę oficjalnej, zniewalającej propagandy. Od samodzielnego myślenia i rozważania argumentów dużo prostsze jest bowiem zdefiniowanie wroga i jego agentów.
Olgierd A. Sroczyński
2 wrzesień 2008
Tekst uprzedno ukazał sie na blogu autora dieuleroi.salon24.pl