Wczoraj napisałem sobie tekst w zasadzie o tym jak to do publicznej wiadomości dopuszcza się informacje i opinie wygodne jedynie pewnym grupom ludzi. Nie koniecznie chodzi mi o to że mam racje (choć oczywistą oczywistością jest że ją mam) – ale o to że argumenty i logika w dzisiejszej ekonomii nie ma najmniejszego znaczenia. Słucha się tych samych osób i tych samych opinii które do całego tego bagienka doprowadziły.
Zatrważa mnie przy tym cały ten schemat w którym ten wolny rynek to kukła w która jedni z lubością walą wieszcząc jego koniec, a drudzy wychwalają tę kukłę która z kapitalizmem wolnorynkowym nie ma za wiele wspólnego.
Lata ględzenia że cały ten korporacjonizm to jedno i to samo co kapitalizm wolnorynkowy robią swoje. Redefinicja pojęć sprawia że w zasadzie to już nie wiadomo co jest co, a w obszarze pojęć ekonomicznych mamy już taki kompletny miszmasz że trudno w zasadzie już znaleźć kogoś z kim dyskusja na temat ekonomii nie musiałaby się zacząć od uzgodnienia pierwotnych definicji np pieniądza.
W każdym razie, wczorajszy mój wpis pojawił się w kontekście odrzucenia przez kongres hamerykański tego planu ukradzenia amerykańskiej społeczności ładnych parę dołków. Dziś oczywiście już wiadomo że moje przewidywania że i tak i tak co miało zostać skradzione, skradzionym będzie się urzeczywistniają. Przed tym przez świat oczywiście przewinęła się fala krytyki, w każdym dzienniku przez dwa dni bezstronni dziennikarze informowali nas o tym jacy to kongresmani są brzydcy i fe że, każdy rozsądny człowiek powinien wiedzieć że to jedyne wyjście, a ci okrutni kongresmani postradali rozumy. Do tego chóru bezstronnych fachowców, którzy doskonale wiedzą jak funkcjonuje rynek i są znacznie mądrzejsi od bandy kongresmanów dołączył również i młodziutki publicysta sam deklarujący sie jako liberał i wolnorynkowiec – Jan Rokita.
Rokita pisze tak:
Wielkość kapitalizmu polega na jego zdolności do uczenia się.
zasadniczo się zgadza. Ale kolejne zdanie brzmi arcyciekawie:
W czasie obecnego kryzysu kapitalizm po raz kolejny wykazał tę zdolność.
Po pierwsze słowo kapitalizm od jakiś 100 lat należałoby zastąpić słowem korporacjonizm i byłoby całkiem ok. Wtedy jednak poprzedni zdanie nie miałoby najmniejszego sensu.
Korporacjonizm nie ma nic wspólnego z wolnym rynkiem. W korporacjonizmie nie chodzi o efektywność. Głównym celem korporacjonizm jak i kapitalizmu jest zysk z tym że w korporacjonizmie droga do zysku nie polega na byciu efektywnym, konkurencyjnym. Korporacjonizm zdecydowanie stawia bardziej na monopolizacje rynku wszelkimi środkami a przede wszystkim tymi politycznymi.
W tym sensie Pan Jan myli się twierdząc że jakakolwiek forma kapitalizmu, a w szczególności korporacjonizm wykazuje zdolność uczenia się. Scenariusz tak samo jak w poprzednich kryzysach powtarza się i to raczej nie ma nic wspólnego z uczeniem się i wyciąganiem wniosków. Tzn ma ale raczej z uczeniem sie jak jeszcze skuteczniej okradać ludzi w majestacie prawa.
Doświadczenie XX wieku, w tym zwłaszcza Wielkiego Kryzysu lat 30., ale także kryzysów peryferyjnych w Meksyku, Azji i Rosji w latach 90. i tzw. bańki internetowej roku 2000 dowiodło ponad wątpliwość, że dysponujemy dwoma instrumentami zdolnymi zapobiegać pogłębianiu się i rozprzestrzenianiu już zaistniałych kryzysów. Jest to względnie tani pieniądz, który lepiej od restrykcji monetarnych pozwala odbudowywać się zagrożonym instytucjom finansowym. I szybka interwencja umożliwiającą izolowanie tzw. toksycznych aktywów.
Wszystko zależy jak na to spojrzymy. Nie za bardzo rozumiem czemu jeżeli ktoś stawia piekarnie obok piekarni już istniejącej to nikt nie pomaga takiemu piekarzowi gdy okazuje się że jakoś mu chleb nie schodzi. Zgodnie z logiką zaprezentowaną przez Pana Jana państwo winno nakazać obywatelom kupno codziennie w jednej i drugiej piekarni (albo raczej zgodnie z rzeczywistością zakup jedynie u nowego piekarza, który przypadkiem ma w rządzie znajomości – przecież ten pierwszy radzi sobie doskonale więc czemu by zmieniać dla niego reguły wolnorynkowego handlu).
Doświadczenie poprzednich kryzysów pokazało doskonale, co było dowodzone przez różnych ekonomistów i to nie tylko tych skrajnych wariatów jak Rothbard, że problemy te powstają i wydłużają się pogrążając znaczne obszary gospodarcze wcześniej nieskażone kryzysem poprzez ciągła interwencje państwa. Każda interwencja to koszty i przenoszenie strat na całe społeczeństwo. Aby móc interweniować, skupiać toksyczne aktywa trzeba komuś zabrać – i jakoś zawsze się tak dziwnie składa że zabiera się szaremu Kowalskiemu. Zabiera się szefowi Kowalskiego który zatrudnia Kowalskiego. A potem się dziwić że Kowalski traci prace. Skoro zabiera się Kowalskiemu i sąsiadowi Kowalskiego który wcześniej kupował w firmie szefa Kowalskiego dżem, to nie ma się co dziwić że z torbami idą szef Kowalskiego, Kowalski i jego sąsiad. Ot do tego się najprościej ujmując sprowadza interwencjonizm.
Oczywiście następnym krokiem jest zatrudnienie Kowalskiego, jego szefa i sąsiada poprzez państwowy program walki z bezrobociem przy kopaniu dołów. To że Kowalski robił bez pomocy państwa dobry dżem i nie dość że przynosiło mu to satysfakcje a i zysk miał znacznie większy niż przy kopaniu dołu jest bez znaczenia.
Ale wróćmy do artykułu Pana Jana:
Dowodzili tego Milton Friedman czy Paul Samuelson, analizując Wielki Kryzys. Pisał o tym wiele lat temu dzisiejszy szef Fed Ben Bernanke. Pouczający raport opublikowany w tych dniach przez „The Economist” pozwala sobie uświadomić, że o ile w latach 30. właściwa reakcja stała się możliwa po przeszło trzech latach trwania kryzysu – gdy bezrobocie w Ameryce sięgnęło 25 proc., a 40 proc. kredytów hipotecznych miało charakter toksyczny – to obecnie plan ratunkowy skonstruowano po roku kryzysu, gdy bezrobocie wynosi 6 proc., a kredytów prawdziwie toksycznych jest 4 proc. Nie trzeba być ekonomistą, by dostrzec odrobioną lekcję przeszłości.
Czyli po kolei. Mamy ludzi którzy doprowadzają do kryzysu, bo to przecież oni albo im podobni prowadzą według własnego widzimisię gospodarkę od dziesięcioleci, i teraz podczas tego kryzysu to ich należy się słuchać bo zasadniczo napsuł wolny rynek a oni tylko siedzieli i czekali aż przyjdzie kryzys żeby udzielić nam wszystkim kilku dobrych rad jak wolny rynek naprawić. Zaiste jest to teza ponadprzeciętnego geniusza.
Wymienianie przy tym Bena Helikopterka Bernanke zakrawa wręcz na czarny humor. Idzmy dalej:
Kapitalizm się uczy, ponieważ jest wytworem życia, a nie ideologii. Istotnie, jeśli komuś zdawało się w ciągu ostatnich 15 lat, że Zachód z pomocą Alana Greenspana odkrył panaceum na wieczysty wzrost, to popełnił błąd w rozumieniu natury kapitalizmu. Kapitalizm właśnie dlatego, że nie jest konstruktem myślowym, ale samym płynącym życiem, nigdy nie wyzwoli się ani od cyklów, ani od kryzysów.
I znów mieszanie pojęć. Pierwsze zdanie jak najbardziej prawdziwe. Ostatnie – byłoby prawdziwe gdyby zastąpić słowo kapitalizm słowem korporacjonizm.
Cykliczność gospodarki nie wynika z jakichś naturalnych mechanizmów rynkowych – cykliczność jest konsekwencją gmerania w mechanizmach kapitalizmu wolnorynkowego. Cykliczność wynika właśnie z chęci sterowania i interweniowania na rynku. A sięgając głębiej cykliczność gospodarki zaczyna się tam gdzie zaczyna się współczesny pieniądz bez pokrycia, oparty jedynie na państwowym monopolu na przemoc (mówiąc ładniej – na zaufaniu do państwa i bankierów). O tym swego czasu napisałem dość wydaje mi się systematyczny artykuł pt. “Krótka historia pieniądza z kryzysem lat 30-tych w tle”, więc dalej nie będę sie rozpisywał. Kto zechce ten przeczyta a kto nie ten trąba.
Wracając do Pana Jana i powyższego cytatu – swoją droga jeżeli stwierdza się że trzeba być naiwny wierząc że Alan znalazł sposób na wieczysty wzrost, to czyż nie trzeba jednak zweryfikować swojego zaufania do takiej osoby która jeszcze parę lat temu twierdziła jednak że to panaceum znalazła? Czyż dziś ufając takim ludziom, ich diagnozom i zaleceniom zwyczajnie nie wychodzi się na jeszcze większego naiwniaka?
Dalej Pan Jan coś znów tłumaczy i pada zdanie jakże prawdziwe:
Nie tylko będą powracać kryzysy, ale co jakiś czas będzie pojawiać się kłopotliwa, lecz oczyszczająca rynek z kiepskich graczy recesja.
No i właśnie po to jest recesja, po to ten kapitalizm resztkami sił ją powoduje aby jednak mimo wszystko oczyścić tą stajnie korporacyjnego Augiasza. Optując za interwencjonizmem nic tylko przeciwdziała się temu mechanizmowi, zakazując tej wolnorynkowej naturze oczyszczania z kiepskich graczy. Co więcej uczy się ich że mogą hulać ile wlezie – zawsze przyjdzie mamusia i przytuli, pogłaszcze.
Uczyniła to w imię jakiegoś libertariańskiego konstruktu ideologicznego, który sprawdzoną metodę izolacji toksycznych aktywów każe nazywać równią pochyłą prowadzącą do socjalizmu.
Po pierwsze nie jakiegoś, bo ja też mogę powiedzieć że powiedział co wiedział jakiś tam Janek Rokita. Dobrze wiedzieć co się krytykuje i mieć w tej krytyce choć pozorne argumenty a nie ograniczać sie do inwektyw, bo takie wyniosłe traktowanie “jakiś” idei świadczy nie o ideii a o tym który sąd taki wypowiada.
Po drugie Pan Jan wcześniej nakreśla jakieś tam procenty porównując dzisiejszy kryzys z tym z lat 30-tych. Tylko że nie zwraca uwagi na liczby i skalę.
Tu możemy wrócić do pytania które zasadniczo każdy człowiek powinien jednak sobie postawić – czemu ten rynek niczego się nie uczy? Czemu jednak każdy kolejny kryzys kosi znaczna część rynku i najważniejsze gdzie podziewa się ten cały kapitał który przecież nigdzie nie wyparowuje jak czasem każą nam myśleć?
No cóż pozwolę sobie już w tym miejscu zamilknąć i przytoczyć jedynie cytat z artykułu który znalazłem wczoraj na stronie Instytutu Misesa:
(…)Pikanterii całej historii dodaje fakt, że – jak poinformował w zeszłym tygodniu Financial Times – Goldman otrzymał zastrzyk finansowy w kwocie ok. 5 mld dolarów od legendarnego inwestora Warrena Buffetta, a kwotę tę planował przeznaczyć na zakup tzw. toksycznych aktywów, które od miesięcy paraliżują rynek międzybankowy. Dlaczego Goldman kupował coś, co wszyscy inni chcieli sprzedać? Po pierwsze – w przeciwieństwie do wielu innych instytucji finansowych – miał pieniądze, także dzięki pomocy Buffetta. Po drugie, jak można tylko domniemywać, bank liczył na to, że uda mu się kupić śmieciowe aktywa po rynkowej, czyli często bardzo niskiej, cenie i odsprzedać je później ministerstwu skarbu w ramach planu Paulsona, który – przypomnijmy – przewidywał przeznaczenie 700 mld dolarów na ściągnięcie z rynku toksycznych papierów (bez)wartościowych po ich tzw. fair value, czyli wartości, jaką teoretycznie powinny mieć. Goldman najprawdopodobniej zrobiłby na takiej operacji spore pieniądze, a wszystko odbyłoby się w dodatku całkowicie w majestacie prawa. Plan Paulsona wprawdzie nie przeszedł przy pierwszym głosowaniu, ale wszystko wskazuje na to, że jego przyjęcie jest tylko kwestią czasu. Wszak do pomocy Wall Street namawiał kongresmanów nie kto inny jak Warren Buffett, oczywiście w emploi znawcy rynków, a nie strategicznego inwestora Goldman Sachsa…
Patryk Bąkowski
2 październik 2008
Bo i Jan (Maria) Rokita to nieciekawy typ co onegdaj przeistoczył Unię Demokratyczną w Unię Dulskich a poza tym taki z niego wolnościowiec jak z koziej dupy trąba.
Zwykła mieszczańska konserwa i Krakus kraczący.
jaka konserwa? on to typowy cwiercinteliegent, nie zaden konserwatysta.
Jedno drugiemu nie zaprzecza. Konserwy i krakowscy mieszczanie zwykle są ograniczeni umysłowo.
Timurze,rece opadaja po bzdurach jakie wypisujesz.
A co to! Ja jakiś autorytet jestem, że tak się przejmujesz tym co piszę Kapronie?
dokladnie
@Timur
„Konserwy i krakowscy mieszczanie zwykle są ograniczeni umysłowo.”
Przypomne tylko ze w innym artykule piszesz o Ayn Rand: „Po prostu jej twórczość obnaża jej osobowość i sposób bycia”…
A cóż to Konradzie. Czy ma OBOWIĄZEK podobać mi się osobowość Ayn Rand?
Timurze, czy ja gdzies pisalem o obowiazku? Najzwyczajniej Twoja tworczosc tez moze obnazac Twoja osobowosc i sposob bycia. Zreszta nie udawaj ze sie nie domysliles o co mi chodzi 🙂 Milego wieczoru!
Fakt! Nie lubię konserw Konradzie. Ale i tak słabszy ze mnie bluzgajło niż Korwin Mikke tudzież inni konlibowie.
O, ja za konserwami tez nie przepadam. Bo jak to z konserwami – zawartosc wlasciwa zazwyczaj znikoma a reszta to wypelniacze i ulepszacze. Do tego jeszcze wszelakiej masci obrobka. Moga szkodzic. O Korwinie wole nie wspominac bo im mniej sie o nim mowi tym lepiej.
Pozdrowienia z Krakowa 😉