Jak głosi jedna z demokratycznych prawd wiary, wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze. I nie chodzi tu bynajmniej o zainspirowany przez Petera Singera tzw. projekt wielkich małp, który w skandaliczny sposób dyskryminuje w przyznawaniu praw człowieka m.in. rybki akwariowe i pantofelki, ale o coś, co nazwać moglibyśmy stałą egalitarną.
Zasada ta jest banalnie prosta – jako że wściekły egalitaryzm opiera się na postawach roszczeniowych, najwięcej żądań mają ci, którzy w sytuacji nierówności okupowali społeczne doły. Nowy „ład” uzasadniany jest zatem prawem do odszkodowania za wycierpiane krzywdy, co skutecznie hamuje każdy sprzeciw wobec nowym wcieleniom dyktatury proletariatu.
Nie będzie niczym odkrywczym stwierdzenie, że aktualnym wrogiem systemu jest biały heteroseksualny chrześcijanin, który jako niegdysiejsza większość ponosi odpowiedzialność za wszelkie nieszczęścia w historii, dotykające oczywiście przede wszystkim różnorakie mniejszości i w związku z tym nie ma prawa domagać się równego traktowania z innymi.
Białego heteroseksualnego chrześcijanina nie są w stanie na przykład obrazić filmiki na YouTube przedstawiające profanację hostii, natomiast jego zwyczaje żywieniowe – jak spożywanie alkoholu – bez wątpienia obrażają zamieszkałych w europejskim kraju (Anglia) muzułmanów. Biały heteroseksualny chrześcijanin nie może powiedzieć, że jego przodkowie umierali w niemieckich obozach koncentracyjnych, ponieważ wszyscy doskonale wiedzą, że on – jako biały heteroseksualny chrześcijanin właśnie – za powstanie tych obozów ponosi bezpośrednią winę.
Biały heteroseksualny chrześcijanin ma również ograniczone prawo do posiadania broni, ponieważ – jak powszechnie wiadomo – gdyby tylko dostał ją w swoje zbrodnicze ręce, z miejsca wymordowałby wszystkich nie-białych nie-heteroseksualnych nie-chrześcijan. Niestety jednak niektórzy biali heteroseksualni chrześcijanie broń posiadają, zatem należy dbać o to, aby nie-biali nie-heteroseksualni nie-chrześcijanie również byli uzbrojeni. Dla obrony przed tymi pierwszymi, rzecz jasna.
Udowodnienie istnienia antysemityzmu w Polsce przy uciążliwym dla jego odkrywców braku pogromów i płonących synagog nie jest aż tak trudne jak wydawać by się mogło, zwłaszcza jeżeli dotyczy to izraelskiej młodzieży, która z dala od bestialskich polskich żydożerców może do woli wysłuchiwać izraelskiej propagandy o polskich obozach koncentracyjnych. Niewielki problem pojawia się w momencie, kiedy wypada Polskę obejrzeć z bliska, jako że zorganizowanie odpowiedniego przedstawienia (brunatna koszula u co drugiego przechodnia, płonące stosy itd.) kosztowałoby jednak zbyt dużo.
Propagandowa zasada jest jednak prosta – tak jak widok ludzi z rozłożonymi parasolami nad głową wywołuje głębokie przeświadczenie, że deszcz pada, tak też ścisła ochrona stwarza sytuację napięcia i zagrożenia. O to też chodzi w skandalicznym prawie do posiadania broni na terenie Polski przez izraelskich ochroniarzy, którego sprawa ciągnie się już od wielu lat i żaden rząd nie jest w stanie zrobić z tym porządku. Jeżeli wycieczka krajoznawcza odbywa się w trybie wojskowej misji na wrogie terytoria, to nie ma powodów żeby jej uczestnicy nie mieli wrażenia, że tak jest w istocie. Skoro nastąpił taki a nie inny skutek, to wywołała go taka a taka przyczyna. W końcu kto przedsiębierze środki do niczego niepotrzebne? Nikt. Co było do udowodnienia.
Nie sposób zatem dziwić się pojawiającej się coraz częściej agresywnej kampanii antypolskich oszczerstw. Uzbrojona eskorta prowadząca z jednego obozu koncentracyjnego do drugiego i bezprawnie kontrolująca samowolnie dobranych podejrzanych, wysłuchiwanie ubarwionych szczegółami anatomicznymi historyjek wątpliwego pochodzenia (wszak pytanie o źródła to już grzech ciężki rewizjonizmu) – wszystko składa się na obraz przerażający, a przerażający tym bardziej, że widziany z bliska i nabierający cech realności.
Istniejący obecnie podział na pod- i nadludzi, gdzie drugą pozycję zajmują rzekomo prześladowane mniejszości jest więc swoistym perpetuum mobile, gdzie niechęć w stosunku do znienawidzonej „większości” przybiera na wadze w tempie geometrycznym, karmiąc się sama sobą.
Olgierd A. Sroczyński
10 październik 2008
Tekst wcześniej opublikowano na blogu autora dieuleroi.salon24.pl
Tekst w pewnym sensie słuszny. Antysemityzm w Polsce jednak istnieje. Oczywiście:
1. Jak to wygląda w porównaniu do innych krajów
2. Raczej on-jest-jeden-a-nas-jest-dziesięciu a nie ich-jest-ponad-30.
Taaaa, tylko, że Nieznalska dostała pół roku ograniczenia wolności za jaja na krzyżu, a koleś, który zrobił koncert Gorgoroth z laskami na krzyżach dostał 10 tysięcy grzywny.
Jeśli Pan Olgierd uważa, że system nie troszczy się o chrześcijan i rzeczywiście wierzy w to co napisał, a nie tylko chlapie jęzorem, to niech publicznie napisze coś wulgarnego o Papie, zobaczy co się wtedy stanie.