„Nasz problem z olimpiadą w Chinach nie polega na tym, że Chiny są, jakie są, i nic na to nie umiemy poradzić – pisał w sierpniu 2008 r. Jacek Żakowski – Nasz problem polega na tym, że przeszliśmy nad sytuacją w Chinach do porządku dziennego”. Telewizja – zauważył – podaje, ile dni zostało do rozpoczęcia igrzysk ale informacja ta jest „moralnie obojętna” w „ojczyźnie Solidarności”, jeśli brak jest dodatkowej „informacji, ile osób zostało w związku z tą olimpiadą wysiedlonych, aresztowanych, skazanych na wieloletnie więzienie, czyli ilu Chińczyków musi zapłacić życiem, żebyśmy się mogli rozerwać, przeżywając sportowe wzruszenia”. (1)
Refleksja pana Żakowskiego, która nieoczekiwanie wystawiła go „na lewo od ściany”, ma interesujący choć bardzo mało znany w naszej kulturze kontekst. Dotyczy on kosztów rozwoju przemysłowego i ofiar przemocy, jaką eksploatacja przemysłowa powoduje. „Umiejętność” ignorowania przemocy, będącej jedną z najbardziej charakterystycznych cech ery przemysłowej, wykształciła się w określonym klimacie intelektualnym, który rozwinął się z kolei pod silnym wpływem przemysłu. Bardzo ściśle potrzebom przemysłu podporządkowany został przecież system edukacji, rozwój nauki i niemal całkowicie sponsorowana przez przemysł kultura medialna i rozrywkowa.
Trzeba podkreślić też, że ta specyficzna „umiejętność” banalizowania przemocy przemysłowej jest jednym z ważniejszych i niezbędnych narzędzi „warsztatu” współczesnej inteligencji. Potwierdził to pan Żakowski w roku 2004, gdy – stojąc wówczas „na prawo od ściany” w swym wywiadzie zasypał Noama Chomsky’ego serią stereotypowych pytań, ujawniających naiwność i ignorancję, na jakiej zasadza się dominujący wśród „przemysłowo” wykształconej inteligencji mitologiczny fundament wyobrażeń na temat kultury industrialnej, a zwłaszcza źródeł jej legendarnych sukcesów. Trudno jest jednak tę postawę krytykować, skoro wszyscy jesteśmy ofiarami filozofii przemysłowej i w mniejszym bądź większym stopniu współtwórcami „monokultury”, której iluzoryczne bogactwo wyznacza nam dziś szerokość pułki sklepowej. Dzięki hojnym inwestycjom w rozwój technik public relations industrializm nauczono nas oglądać najlepiej w świetle fajerwerków i na wyretuszowanej fotografii. Warto jednak szerzej otworzyć oczy, by dostrzec pełną skalę naszych prawdziwych dokonań. A jest rzeczywiście na co patrzeć.
„Późnym wieczorem, 29 czerwca 1973 r., niespełna miesiąc od otwarcia oddziału Chase Manhattan Bank w Moskwie – wspominał David Rockefeller, wnuk twórcy najpotężniejszego imperium przemysłowo-finansowego w historii ludzkości, Standard Oil – moja żona Peggy i ja zasiedliśmy w Wielkiej Sali Ludowej w Pekinie do rozmowy z premierem Zhou Enlai, drugim człowiekiem pod względem prestiżu i władzy zaraz po Mao Zedong. Była to moja pierwsza wizyta w Chinach – podkreślał Rockefeller – i miała znaczenie historyczne bo byłem pierwszym amerykańskim bankierem, który przybył do Chińskiej Republiki Ludowej. Tego wieczoru podpisałem porozumienie, czyniące Chase Manhattan Bank pierwszym amerykańskim bankiem, który nawiązał współpracę z Bankiem Chin od czasu przejęcia władzy przez komunistów 25 lat wcześniej”. (2)
W relacji tej nie byłoby pewnie nic zdumiewającego, gdyby pominąć fakt, że w tym czasie każdy inny obywatel USA, który nawiązałby jakąkolwiek współpracę z wrogim, komunistycznym rządem Chin wpadłby w wielkie problemy prawne nie wykluczając możliwych oskarżeń o zdradę państwa. Kuba, posiadająca nieporównywalnie mniej represyjny system polityczny, była – bez większego sprzeciwu zachodniej prasy – przez długie lata poddana blokadzie handlowej, której surowe respektowanie Stany Zjednoczone narzucały nawet kontrahentom z innych państw zachodnich. Trzeba tęgiej, „zachodniej” głowy, by zrozumieć, z jakich powodów Chiny potraktowano inaczej, tym bardziej, że David Rockefeller, jak sam podkreślał, był zagorzałym zwolennikiem eskalacji wojny w Wietnamie i mimo wielkiej liczby ofiar ludobójstwa, jakiego dokonano podczas tragicznego konfliktu, jest do dzisiaj z tego wyboru dumny. Umocnił go nawet w swym przekonaniu po latach, w roku 1998 – jak sam podkreślał – premier Singapuru, który prywatnie wyznał mu – o dziwo to, o czym cała propaganda zachodnia huczy od lat – że „gdyby nie amerykańska interwencja, cała południowo-wschodnia Azja wpadłaby w sferę komunistycznej dominacji Chin”, czyli tego kraju, któremu Rockefeller jako pierwszy zaoferował finansową pomoc na rozwój przemysłowej infrastruktury.(3) Jednak, co szokujące, w roku 1973 Rockefeller obwieścił narodowi amerykańskiemu na łamach New York Times, że „bez względu na koszty, jakich wymagała rewolucja chińska, widoczne są jej pozytywne efekty, nie tylko w budowie bardziej wydajnej i zaangażowanej administracji ale również w wytworzeniu wysokiego morale i realizacji celów społecznych. Ogólny postęp socjalny i ekonomiczny jest również zdumiewający… społeczny eksperyment w Chinach, jaki dokonał się pod wodzą przewodniczącego Mao jest jednym z najbardziej znaczących i pomyślnych w historii.” (4) Tak twierdził publicznie najbardziej wpływowy bankier drugiej połowy XX wieku, który jednocześnie nie miał żadnych oporów, by „rozprzestrzenianiu się komunizmu w Azji” pod „przewodnictwem Chin” przeciwstawiać się przy pomocy napalmu. Ci z nas, którzy nie rozumieją kapitalizmu i historii bankowości, mają prawo się dziwić. Nie powinni jednak zapomnieć podziękować bogu, że w swej zajadłej walce z komunizmem amerykańskiemu establishmentowi nie przyszło do głowy, aby w latach 70. okolice socjalistycznej Warszawy obsypać napalmem w przejawie szlachetnej troski o powstrzymanie dalszego rozprzestrzeniania się zarazy komunizmu.
Przyznajmy, że dla większości z nas polityka jest rzeczą trudną do ogarnięcia zmysłami. Jest tak przede wszystkim dlatego, że najbardziej dochodowe przedsięwzięcie bankowe, polegające na finansowaniu dwóch stron konfliktu, nazywane jest przez współczesnych ekspertów politycznych „teorią spiskową”, a o spiskach w kulturze przemysłowej nam, prostym ludziom, dyskutować jeszcze nie wolno. Odłóżmy więc posłusznie na bok tę plątaninę kłamstw najwspanialszego kapitalisty i filantropa XX wieku i …let’s talk business 'cos „a dollar is always a dollar”, jak mówią Amerykanie. A to przynajmniej ma dla nas zrozumiały sens.
Zainteresowanie Stanów Zjednoczonych regionem Azji Południowo-Wschodniej tłumaczą zasoby ropy naftowej, odkryte w Morzu Południowochińskim – pisał Peter Dale Scott. Jednym z najbardziej aktywnych lobbystów, nawołujących za eskalacją militarną w tym regionie, był William Henderson, członek prowojennej organizacji American Friends of Vietnam i równocześnie doradca Socony Oil (czyli Standard Oil of New York przekształconego później w Mobil), głównego inwestora naftowego w Indonezji. Inwazja USA na Kambodżę i masakra tego kraju, rozpoczęta w 1969 r. bestialskim atakiem bombowców B-52, w operacji Menu, umożliwiły rozpoczęcie eksploracji naftowej i w konsekwencji zdobycie przez Union Oil of California (obecnie Unocal) tzw. koncesji na eksploatację wszystkich lądowych i znacznej część morskich złóż ropy naftowej w tym kraju. (5) Tak wygląda walka z komunizmem no i tak rzecz jasna działa nasz tzw. „wolny rynek”, w którym przemysł podobno nie lubi interwencji państwa.
Tragiczna historia Kambodży, będącej przerażającą ofiarą ery przemysłowej zasługuje na szczególną uwagę nie tylko ze względu na okrucieństwa ale również na kłamstwo, jakie zachodnia prasa zdołała na ten temat wykreować. Swego czasu, wypowiadający się na ten temat publicznie, Noam Chomsky okrzykiwany był (również po latach na łamach magazynu „Wprost”) mianem osoby, która „zaprzecza zbrodniom Pol Pota”, (o tym szerzej w przypisie*). Oświadczenie eksperta amerykańskiej geostrategii i wielkiego strażnika „globalnych interesów Stanów Zjednoczonych”, a jednocześnie prawej ręki Davida Rockefellera, Zbigniewa Brzezińskiego, który wyjawił otwarcie w roku 1979, że osobiście „zabiegał w Chinach o wspieranie Pol Pota” i „zachęcał Tajlandię do popierania [Czerwonych Khmerów]” – nie wywołało publicznej dyskusji w masmediach. I prawdę mówiąc nie ma się czemu dziwić. Taka jest nasza tradycja i stosunek do przemocy, dokonywanej w interesie przemysłowego establishmentu, czyli w interesie naszego „rozwoju”.(6)
Przyjrzyjmy się innej, chyba największej jak dotąd masakrze przemysłowej w historii ludzkości, o której wiedza w „ojczyźnie Solidarności” nie jest „moralnie obojętna”, jak z pewnością mógłby potwierdzić pan Żakowski. „W przeciągu dwóch lat - donosił w styczniu 1933 r. attache handlowy ambasady amerykańskiej w Berlinie w specjalnym raporcie przygotowanym dla Departamentu Stanu w Waszyngtonie – z węgla kamiennego Niemcy wytwarzać będą ropę i paliwo napędowe w ilości wystarczającej do prowadzenia długiej wojny. Standard Oil of New York przeznacza w tym celu miliony dolarów na pomoc”. „Grupa korporacji Standard Oil, w których rodzina Rockefellers posiadała jedną czwartą udziałów i władzę kontrolną – pisał Antony C. Sutton w książce „Wall Street and the Rise of Hitler” – przyczyniła się w decydujący sposób do przygotowania nazistowskich Niemiec do II wojny światowej. (…) niewielkie niemieckie zasoby ropy naftowej nie były wystarczające do prowadzenia nowoczesnych zmechanizowanych działań wojennych; dla przykładu w 1934 r. około 85% gotowych niemieckich produktów naftowych było importowane. Rozwiązaniem tego problemu, przyjętym przez faszystowskie władze, była produkcja benzyny syntetycznej z wykorzystaniem bogatych lokalnych zasobów węgla kamiennego. To dzięki procesowi hydrogenizacji zastosowanemu do produkcji syntetycznego paliwa i wytworzenia określonych właściwości izooktanowych benzyny Niemcy były w stanie przystąpić do wojny. Ten proces hydrogenizacji rozwinięto i sfinansowano w laboratoriach Standard Oil w USA przy współpracy z I.G. Farben”. Co więcej, dowody przedstawione Trumanowi i Komisji Kilgore’a po wojnie, potwierdziły, że Standard Oil w tym samym czasie „poważnie utrudniał przygotowania wojenne Stanom Zjednoczonym”. W podsumowaniu raportu stwierdzono, że korporacji Standard Oil w pełni udało się osiągnąć plan I.G. Farben, by uniemożliwić w USA produkcję gumy przez odradzanie amerykańskim producentom podejmowanie niezależnych badań nad rozwojem procesów produkcji syntetycznej gumy”. (7)
Kompleks przemysłowy I.G. Farben był przed II wojną światową największym chemicznym przedsiębiorstwem na świecie. Posiadał w Niemczech nadzwyczajne wpływy polityczne i gospodarcze. O przedsiębiorstwie powszechnie mówiono jako o „państwie w państwie”. Jednakże „bez kapitału z Wall Street nie byłoby I. G. Farben” – podkreśla profesor Antony Sutton, a zgodnie z jednym z powojennych raportów Departamentu Wojny USA, „bez olbrzymich możliwości produkcyjnych, programu intensywnych badań i szerokich międzynarodowych powiązań I. G. Farben zaangażowanie Niemiec w wojnę byłoby niewyobrażalne i niewykonalne”. Wśród niemieckich bankierów, zasiadających w ławie nadzorczej I. G. Farben pod koniec lat 20. był hamburski bankier Max Warburg, którego brat Paul [w tym czasie już obywatel USA] był głównym twórcą Systemu Rezerw Federalnych USA, a także pierwszym przewodniczącym najbardziej wpływowego klubu amerykańskiego biznesu Council on Foreign Relations. Nie przypadkowo Paul Warburg zasiadał w ławie nadzorczej amerykańskiego oddziału I. G. Farben, będącego w całości własnością amerykańską. Poza Maxem Warburgiem i Hermannem Schmitzem, głównym twórcą imperium I.G., w gronie pierwszych zarządców przedsiębiorstwa byli również: noblista Carl Bosch, Fritz ter Meer (współtwórca planów obozu koncentracyjnego Auschwitz Monowitz), Kurt Oppenheim (bankier pochodzenia żydowskiego, naturalizowany przez Hitlera „aryjczyk”) i George von Schnitzler. Wszyscy oni, z wyjątkiem Maxa Warburga (związanego z Wall Street), byli po wojnie sądzeni jako zbrodniarze wojenni przed Trybunałem Norymberskim. (8)
„Jednym z pierwszych filantropijnych przedsięwzięć podjętych przez Rockefeller Foundation w latach 20. – pisze William Engdhall w książce „Seeds of Destruction” – było finansowanie Amerykańskiego Towarzystwa Eugenicznego i Biura Ewidencji Eugenicznej w Cold Spring Harbor, New York, któremu John D. Rockefeller udzielał od roku 1917 największego wsparcia finansowego zaraz po rodzinie Harrimanów.” Eugenika, pseudonauka powstała w USA, poświęcona była, jak wiemy, trosce o czystość rasy i odpowiedzialna była za stworzenie ideologicznego fundamentu nazizmu. „Entuzjazm, jakim Rockefeller darzył eugenikę w latach 20., nie ograniczał się do inicjatyw na terenie USA. Fundusze Rockefeller Foundation odegrały instrumentalną rolę w finansowaniu eugeniki w Niemczech w latach 20. (…) W 1926 r. [fundacja] przekazała pokaźną sumę 250 000 $ (odpowiednik 26 milionów w 2004 r.) na otwarcie wydziału Psychiatrii w Instytucie Cesarza Wilhelma w Berlinie.” (9) Owoce badań, które w tym instytucie prowadzono, poznano po latach nie tylko w Oświęcimiu.
Do grona najbardziej zagorzałych sympatyków Hitlera wśród amerykańskich przemysłowców należał Henry Ford, znany powszechnie w Ameryce ze swych antysemickich poglądów. To właśnie z tego powodu do dzisiaj duża część społeczności żydowskiej w Ameryce nie kupuje samochodów marki ford. W roku 1920 Ford sponsorował w USA publikację angielskiego tłumaczenia „Protokołów mędrców Syjonu” w nakładzie 500 tys. egzemplarzy. Fragmenty jego późniejszej publikacji o podobnej wymowie, „International Jew”, tłumaczone były przez faszystów na kilkanaście języków, a „fragmenty tekstu wykorzystane zostały przez Hitlera przy pisaniu Mein Kampf”. W roku 1938 „Henry Ford odznaczony został przez Fuehrera Wielkim Krzyżem Niemieckiego Orła” (Verdienstorden vom Deutschen Adler). Zgodnie z raportem wywiadu sił powietrznych USA z 1943 r., „podstawową działalnością wojenną [zakładów Forda] była najprawdopodobniej produkcja lekkich ciężarówek i części zamiennych dla wszystkich pojazdów będących na wyposażeniu państw osi”.
„Mimo iż są dowody na to, że europejskie zakłady przemysłowe, będące własnością kapitału Wall Street, nie były bombardowane przez amerykańskie siły powietrzne – podkreśla profesor Sutton – ograniczenia te najwidoczniej nie objęły brytyjskiego dowództwa bombowego” i za powstałe zniszczenia, amerykańskie koncerny otrzymywały po wojnie – zamiast oskarżeń o wspieranie armii wroga – odszkodowania, płacone rzecz jasna z kieszeni amerykańskich podatników. Korporacja IT&T otrzymała od rządu USA odszkodowanie w wysokości 27 milionów dolarów, General Motors – 33 mln. James Stewart Martin, dowódca powojennego rządu wojskowego w Niemczech tak opisywał swoje pierwsze wrażenia z Nadrenii: „krótko po tym, gdy armie dotarły nad Ren, na wysokości Kolonii jechaliśmy wzdłuż zachodniego brzegu niedaleko niezniszczonych fabryk I. G. Farben, w okolicach Leverkusen. Nie wiedząc zupełnie kim jestem, kierowca jeepa dał mi wykład na temat I. G. Farben, pokazując różnicę między zbombardowaną zabudową Kolonii i trzema nietkniętymi fabrykami na obrzeżach miasta: zakładami Forda i United Rayon na zachodnim brzegu oraz I. G. Farben na wschodnim.” Nic dziwnego, że w czasie bombardowań wielu miast niemieckich amerykańskie zakłady przemysłowe służyły mieszkańcom za schron. Przynajmniej 50 amerykańskich korporacji przemysłowych działało w Niemczech w latach 1933-45. (10)
Ci, którzy w latach 70. i 80. mieli szansę studiować zagadnienia z dziedziny informatyki, pamiętają zapewne charakterystyczne podłużne perforowane karty ze ściętym rogiem, służące wtedy do zapisu kodu programowego maszyny cyfrowej, czyli komputera. Pamiętają też pewnie, że jednym z pierwszych zadań, jakie polecono im wykonać, było tworzenie programu do sortowania nazwisk. Choć nie mogli zdawać sobie z tego sprawy, ich kurs informatyki do złudzenia przypominał historię rozwoju korporacji przemysłowej International Business Machines, z którą związane jest jedno z najbardziej ponurych przestępstw ze wszystkich dokonanych przez amerykańskie koncerny. Ujawnił je przed kilkoma laty Edwin Black w swojej obszernie udokumentowanej pracy historycznej „IBM i holocaust”. Od pierwszego do ostatniego dnia hitlerowskiego reżimu korporacja IBM, poprzez swą berlińską filię Dehomag, sprzedawała rządowi Niemiec sprzęt i myśl techniczną, umożliwiające przeprowadzanie spisów ludności i organizację logistyczną sztandarowego przedsięwzięcia faszystowskiej dyktatury: „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, czyli holocaustu. Urządzenia sortujące Holleritha – prototypy dzisiejszych maszyn cyfrowych – instalowane były we wszystkich obozach koncentracyjnych, umożliwiały kontrolę transportów kolejowych, stanowiły usprawnienie administracyjnego zarządu nad operacją odszukania, przemieszczenia i wymordowania wielu miliomów ludzi w całej Europie. Prezes IBM, Thomas Watson, uchodzący za jedną z najbardziej wpływowych postaci amerykańskiego biznesu i prawą rękę Franklina Roosevelta, otrzymał z rąk Adolfa Hitlera w 1937 r. najwyższe odznaczenie, jakim „honorowano obcokrajowców zasłużonych dla Rzeszy Niemieckiej”. Maszynę sortującą Holleritha – patent korporacji IBM – można dziś oglądać w amerykańskim Muzeum Pamięci Ofiar Holocaustu (U.S. Holocaust Memorial Museum) w Waszyngtonie.(11)
Wojna to business. Business to kapitalizm. Wie o tym nie tylko rodzina Rockefellers. Roczne zyski korporacji Du Pont w latach 1910-1914 wynosiły 6 mln. dolarów ale w czasie I wojny światowej, a więc w latach 1914-1918, wzrosły gwałtownie do 58 mln. Producent stali Bethlehem Steel przed wojną (1910-14) zarabiał również 6 mln, jednak w latach wojny (1914-1918) ośmiokrotnie więcej bo 49 mln dolarów rocznie. United Steel w tym samym okresie odnotował wzrost zysków o 220%. Zyski roczne spółki miedziowej Anaconda w tym samym okresie wzrosły z 10 mln do 34 mln. Przedsiębiorstwo Central Leather Company zwiększyło swe zyski w tym samym czasie o 1100%, a General Chemical Company – o 1400%. Korzyści finansowe przemysłu płynące z wojny wyliczać można by w nieskończoność. (12)
Nasz problem nie polega zatem na tym, „że przeszliśmy nad sytuacją w Chinach do porządku dziennego”, jak obłudnie stwierdził pan Żakowski. Nasz problem polega na tym, że przeszliśmy nad zachodnią machiną przemocy i dyktaturą przemysłu do porządku dziennego. Fakt, że Chiny są najcudowniejszym rajem inwestycyjnym dla zachodniego kapitału, jest tego logiczną konsekwencją ale przede wszystkim niezbitym dowodem bankructwa wartości etycznych i intelektualnej próżni, w jakiej funkcjonuje współczesna zachodnia kultura polityczna – prostytuująca się niewolnica przemysłu.
Zbigniew Jankowski
* W jednej z najbardziej znanych publikacji Noama Chomsky’ego – napisanej z historykiem ekonomii Edwardem Hermanem, profesorem Wharton School of the University of Pennsylvania – pt. „Manufacturing Consent. The Political Economy of the Mass Media” w rozdziale „Cambodia – the decade of the genocide” (Kambodża – dekada ludobójstwa), czytamy:
„Niewiele państw cierpiało więcej nieszczęść niż Kambodża w latach 70. ‘Dekada ludobójstwa’, jak nazwała ten okres Fińska Komisja Dochodzeniowa, która podjęła się oszacowania, tego co się tam wydarzyło, składa się z trzech okresów:
1. od 1969 roku do kwietnia 1975 bombardowania amerykańskie na skalę historycznie bezprecedensową oraz wojna domowa utrzymywana przez USA doprowadziły państwo do całkowitej ruiny. Pomimo iż Kongres zarządził zakończenie bombardowań w sierpniu 1973 roku, udział władz amerykańskich w masakrze trwał aż do momentu zwycięstwa Czerwonych Khmerów w kwietniu 1975 roku.
2. od kwietnia 1975 do 1978 Kambodża skazana została na mordercze rządy Czerwonych Khmerów (Demokratyczna Kambodża, DK) obalone przez wietnamski najazd na Kambodżę w grudniu 1978 r.
3. Wietnam narzucił reżim Heng Samrin w Kambodży jednak koalicja Demokratycznej Kampuczy wspierana głównie przez Czerwonych Khmerów pozostawała siłą rządzącą państwa, uznawaną przez całą społeczność międzynarodową z wyłączeniem bloku sowieckiego.”
„Fińska Komisja Dochodzeniowa szacuje, że około 600 000 ludzi z populacji ponad 7 milionów straciło życie w czasie fazy pierwszej, a dwa miliony uciekło z kraju. Faza druga, jak oceniają wg „realistycznych oszacowań” przyniosła 75 000 do 150 000 ofiar bezpośrednich egzekucji i liczbę około 1 000 000 ofiar zabójstw, głodu, chorób i wycieńczającej pracy” [z czego część była naturalną konsekwencją fazy pierwszej]. Inna analiza dokonana przez Michaela Vickery, sugeruje, że możliwe były „straty wojenne ponad 500 000 ofiar dla fazy pierwszej, wg obliczeń dokonanych na podstawie szacunków CIA…” „Szacunki powyższe, najbardziej szczegółowe, jakie wg naszego rozeznania publikowano – piszą Chomsky i Herman – sugerują, że „ludobójstwo” fazy II jest wyższe niż w fazie I, jednak nie jest radykalnie odmienne w skali.” Oto, w jaki sposób Chomsky „zaprzeczał zbrodniom Pol Pota”, kiedy pierwsze wydanie książki ukazało się w roku 1988.
Ludobójstwo fazy I będące rezultatem bestialskiego ataku amerykańskich sił powietrznych na azjatyckie państwo media zachodnie skomentowały milczeniem. Odpowiedzialny za zbombardowanie bezbronnego państwa Henry Kissinger otrzymał pokojową Nagrodę Nobla. Faktowi temu poświęcono film dokumentalny pt. „The Trials of Henry Kissinger” – dostępny w sieci – którym nie zainteresowały się jeszcze polskie media. Ludobójstwo fazy II będącej następstwem masakry, wywołanej przez amerykańskich geostrategów, doczekało się komentarza medialnego, jako holocaust zasługujący na porównanie z najcięższymi zbrodniami Hitlera i Stalina. Czynnik najaktywniejszy w całej tragedii, rząd Stanów Zjednoczonych, nie otrzymał w środkach masowego przekazu większych wyrazów potępienia, choć Zbigniew Brzeziński, wyjawił otwarcie w roku 1979, że „zabiegał w Chinach o wspieranie Pol Pota” i „zachęcał Tajlandię do popierania [Czerwonych Khmerów]”.
PRZYPISY__________________________________________________
(1) J. Żakowski, Ryzyko olimpijskie, Gazeta Wyborcza, 4.8.2008.;
(2) D. Rockefeller, Memoirs, Random Hause Trade Paperbacks, 2003, s. 242.;
(3) tamże, s. 332.;
(4) D. Rockefeller, From a China Traveler, The New York Times, 10.8.1973, cytowany w D. Cuddy, Secret Records Revealed, Heartstone Publishing Ltd, 1999, s. 117-118;
(5) P. D. Scott, Drugs, Oil, and War. The United States in Afganistan, Colombia, and Indochina, Rowman & Littlefield Publishers, Inc, 2003, s. 40.;
(6) Z. Brzeziński, Public Affairs, New York 1998, s. 435, cytowany w W. Blum, Państwo zła, Refleksje, Warszawa, 2003, s. 114.;
(7) A. C. Sutton, Wall Street and the Rise of Hitler, GSG & Associates, 2002, s. 67.;
(8) tamże, s. 33-35.;
(9) F. W. Engdahl, Seeds of Destruction. The Hidden Agenda of Genetic Manipulation, Global Research 2007, s. 75, 79., czytaj także E. Black, Wojna przeciw słabym. Eugenika i amerykańska kampania na rzecz stworzenia rasy panów, Muza SA, 2003;
(10) A. C. Sutton, Wall Street and the Rise of Hitler, s. 89-96, 155;
(11) E. Black, IBM i Holocaust. Strategiczny sojusz hitlerowskich Niemiec z amerykańską korporacją, Muza SA, 2001;
(12) S. D. Butler, War is a Racket, Feral Hause, 2003, s. 27-9.
Zajebisty artykuł.
Od siebie dodam tylko, że Hitlera wspierał też Ernst S. „Putzi” Hanfstaengl, wielki przyjaciel Roosevelta. To z polityki. A z biznesu:
E.R. Harriman, Union Banking Corporation,
J.P. Morgan, International General Electric
Edsel Ford, Rord Motor Company (Fordowie i Warburgowie w ogóle mają ciekawą przeszłość pod tym względem)
J.D. Rockefeller, Standard Oil of New Jersey
i tak dalej…
A Heinrich Himmler wysyłał ekspedycje do Tybetu i podziwiał „naturalną eugenikę” żyjących w ciężkich warunkach Tybetańczyków (uważanych przezeń za potomków Atlantów).
możesz mi skminić, o co chodzi w tej eugenice? „prawicowcy” bez przerwy się nią zachwycają, a ja nie mam pojęcia o co cho…
W tekście napisano że to pseudonauka o czystości rasy…
>A Heinrich Himmler wysyłał ekspedycje do Tybetu i podziwiał “naturalną eugenikę” żyjących w ciężkich warunkach Tybetańczyków (uważanych przezeń za potomków Atlantów).
I nauczał młodego Dalejlamę panującego obecnie w Tybecie.
Może pomyliłem Himmlera z innych nazistą. Juz nie pamietam..
Mam zarzut do autora. Czy pan stara się tylko ironizować, że kapitalizm i technologie są złe, czy pan tak na serio uważa, bo trudno wysnuc to z powyższego tekstu.
Po drugie, w skoro już mówi pan o 'tradycji’, to wypadałoby napisać: „Boga”, o którego chyba chodziło? Bo jeżeli pisze pan z małej litery, to nie wiadomo czy chodzi o Posejdona, Dzuesa, Re. Nie ma znaczenia czy pan w niego wierzy. 😉
Maciek – no dobra, a coś więcej? Każdy tylko pierdoli o jakiejś eugenice, więc niech mi po ludzku wyjaśni, bo nie będę szydził z nieznajomych;]
Kamil – ja również uważam, że kapitalizm jest złem, i co z tego?
smootny – w skrócie chodzi o to że państwo wydaje zezwolenia na to kto moze miec dzieci a kto nie może. Chodzi o to aby „wychodowac” takiego nadczłowieka żeby pomóc doborowi naturalnemu i wykluczyć z przekazywania genów ułomnych. Pomysły na to sa rózne i w takiej czy siakiej skali dzieje sie to własciwe od zawsze. Nawet z tego co wiem Platon gadał że pańśtwo ma wydawac zezwolenia na dzieci tylko jednostka wybitnym intelektualnie i fizycznie. W skrajnych przypadkach dochodziło do kastracji wariatów, głuchych, itp. A najfajniejsze było to że najbardziej nie przydatni oczywiście byli wszyscy z nizin społecznych i cała biedota. Więc wiesz miał byc raj na ziemi – zlikwidujemy patologie i biede poprzez zakaz rozmnażania się takich jednostek. Jakby nie było zwykły komuszy pomysł.
suuuuuper;p
Witaj Filipie!
„smootny – w skrócie chodzi o to że państwo wydaje zezwolenia na to kto moze miec dzieci a kto nie może. Chodzi o to aby “wychodowac” takiego nadczłowieka żeby pomóc doborowi naturalnemu i wykluczyć z przekazywania genów ułomnych. Pomysły na to sa rózne i w takiej czy siakiej skali dzieje sie to własciwe od zawsze. Nawet z tego co wiem Platon gadał że pańśtwo ma wydawac zezwolenia na dzieci tylko jednostka wybitnym intelektualnie i fizycznie. W skrajnych przypadkach dochodziło do kastracji wariatów, głuchych, itp. A najfajniejsze było to że najbardziej nie przydatni oczywiście byli wszyscy z nizin społecznych i cała biedota. Więc wiesz miał byc raj na ziemi – zlikwidujemy patologie i biede poprzez zakaz rozmnażania się takich jednostek. Jakby nie było zwykły komuszy pomysł.”
W praktyce nigdy nie zdecydowano się na wytępienie nizin społecznych, bo one… stanowią WIĘKSZOŚĆ i gdyby się biedaków wytłukło to okaże się że nie ma komu świń paść ani służyć Jaśnie Panu.
W praktyce chodziło o oczyszczenie świata z „niepełnowartościowych ras”.
Co to oznacza? Chyba się domyślasz smootny.
OTO DEFINICJA Z WIKIPEDII
„Eugenika (gr. eugenes = dobrze urodzony) – pojęcie wprowadzone w 1883 roku przez Francisa Galtona, kuzyna Karola Darwina, które dotyczyło selektywnego rozmnażania zwierząt lub ludzi, aby ulepszać gatunki z pokolenia na pokolenie, szczególnie jeśli chodzi o cechy dziedziczone. W ciągu następnych lat Galton poprawił swoją definicję, aby uwzględnić specyfikę eugeniki pozytywnej, zachęcającej do częstszego reprodukowania się najlepszych osobników, oraz eugeniki negatywnej, zniechęcającej do reprodukcji osobniki mniej wartościowe.
Współcześnie jest to bardziej neutralny ideowo system poglądów zakładający możliwość doskonalenia cech dziedzicznych człowieka, którego celem jest tworzenie warunków pozwalających na rozwój dodatnich cech dziedzicznych i ograniczenie cech ujemnych. W zakres eugeniki wchodzą m.in. poradnictwo genetyczne i świadome rodzicielstwo. Złe konotacje pojęcia wiążą się przede wszystkim z nadużyciami eugeniki nazistowskiej.”
A tu cały link.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Eugenika
TU LINK RZEPOWY
http://www.rp.pl/artykul/116390.html
A TU LINK KORWINISTYCZNY
http://nczas.com/numer-biezacy/eugenika-w-polsce/
LINK Z „WIEM” TROCHĘ ODCZAPNY
http://portalwiedzy.onet.pl/62643,,,,eugenika,haslo.html
TU LINK ZE „ŚCIĄGI”
http://www.sciaga.pl/tekst/35969-36-eugenika_jako_przejaw_rasizmu
Wystarczy?
Zatem to nie jest pomysł komuszny ale raczej arystokratyczno-nazistowski.
Wysłałem post o eugenice dla Filipa. Wcięło go! Czyżby zatrzymany za zbyt dużą liczbę linków?
za dużo linków i go przytrzymało czy aby przypadkiem nie spam
„Zatem to nie jest pomysł komuszny ale raczej arystokratyczno-nazistowski.”
ja tam nie rozróżniam nurtów debilizmu.
Czyli jak rozumiem uznałeś nurt komuszny i arystokratyczny za jednakowo debilny Quatryku?
no chyba przecież od zawsze tak uznaje…
A to miło mi to słyszeć Quatryku 🙂
Do autora:
Gratuluje kolejnego świetnego arta. Co prawda nie znam źródeł i nie mogę polemizować, ale temat przedstawiony bardzo wyczerpująco. Nie podoba mi się również podsumowanie, które stawia na pierwszym miejscu w gwałceniu wolności korporacje, a nie rząd, ale polemizowaliśmy już na temat temat ostatnio, więc to zostawmy.
Mam takie pytanie: Czy mógłbyś coś napisać tez o korporacjoniźmie w warunkach polskich? O ile się nie mylę, hipermarkety i również np. Mc Donalds ma jakieś udogodnienia zapewnione przez polski rząd. Fajnie by było coś dowiedzieć sie szerzej na ten temat.
Pozdrawiam!
@Antoni
Jak zauważył Domhoff (ten sam Domhoff, z którego dorobku korzystał Rothbard w swoich historycznych analizach Lewiatana), pomiędzy korporacjami a rządami zachodzi nieustanna wymiana „zasobów ludzkich”. W związku z tym, rządy z reguły gwałcą wolność właśnie na rzecz korporacyjnie definiowanego „dobra”. Nie umniejszając roli korupcji, nepotyzmu i spisków, politycy po prostu nie potrafią myśleć w innych kategoriach; zostali ukształtowani przez wielkie, hierarchiczne i scentralizowane ośrodki władzy (politycznej i ekonomicznej).
Między innymi z tego powodu, nie widzę większego sensu w ścisłym rozdziale rządów od korporacji, gdyż zazwyczaj to jedna i ta sama klika.
DysKordian
Zgadzam się z tym w pełni.
Można rzecz ująć jeszcze tak: Organizacja przemysłu, wspierana przez teorię optymalizacji procesów produkcyjnych, jaka ewoluowała w cywilizacji zachodniej, jest organizacją stricte autorytarną o tendencjach ekspansjonistycznych. Giełda inwestycyjna wymusza nawet tego typu tendencje imperialne. Nie można wyobrazić sobie przedsiębiorstwa, które postanowiłoby w pewnym momencie przestać się rozrastać. Taka decyzja oznacza po prostu bankructwo. Te rozrastające się struktury przemysłowego totalitaryzmu osiągają w pewnym momencie takie rozmiary i wpływy, że zaczynają dominować (poprzez zwykłe mechanizmy korupcji) nad ciałem politycznym (jakimkolwiek ono nie jest: quazidemokratycznym czy w pełni autorytarnym). Ten proces ścisłej współpracy przemysłu z państwem zachodzi od początku ery masowej produkcji i nazwano go faszyzmem lub korporacjonizmem. To zjawisko z kolei doprowadziło do niezwykłej eksplozji przemocy w postaci dwóch wojen światowych i w konsekwencji do powstania tzw kompleksu militarno-przemysłowego po II wojnie światowej, który istnieje do dziś i skutkuje tworzeniem się światowego (globalnego) systemu korporacyjno przemysłowego. To co mamy przed sobą, to perspektywa przemysłowego totalitaryzmu, w którym człowiek jest absolutnie podporządkowany interesom i wizjom zarządców przemysłu. W takim świecie tak naprawdę już żyjemy. Tylko dzięki iluzjom, jakie wytwarza dla nas kontrolowana przez przemysł prasa i telewizja, wydaje nam się, że funkcjonujemy w czymś, co nazywamy wolnością. Człowiek pozbawiony dostępu do ziemi i jej bogactw, do darów natury, zmuszony do płacenia dzierżawy za grunt, za wodę i wkrótce za powietrze, człowiek rodzący się z długiem wkomponowanym w schemat „rozwoju przemysłowego”, człowiek pozbawiony prawa do skutecznej, publicznej krytyki systemu gospodarczego, w którym żyje, jest zwykłym niewolnikiem. Co najbardziej tragiczne jednak, jest to niewolnictwo nie tylko fizyczne ale również umysłowe ponieważ jest w większości niewolnictwem nieuświadomionym.
Zgadzam się z Tobą Autorze!
Autorze, fajnie jakbyś mi odpowiedział na moje pytanie, a oprócz tego, miałem nie ponawiać polemiki, ale jak tyle już napisałeś, to odpiszę.
„Organizacja przemysłu, wspierana przez teorię optymalizacji procesów produkcyjnych, jaka ewoluowała w cywilizacji zachodniej, jest organizacją stricte autorytarną o tendencjach ekspansjonistycznych. Giełda inwestycyjna wymusza nawet tego typu tendencje imperialne. Nie można wyobrazić sobie przedsiębiorstwa, które postanowiłoby w pewnym momencie przestać się rozrastać. Taka decyzja oznacza po prostu bankructwo. Te rozrastające się struktury przemysłowego totalitaryzmu osiągają w pewnym momencie takie rozmiary i wpływy, że zaczynają dominować (poprzez zwykłe mechanizmy korupcji) nad ciałem politycznym (jakimkolwiek ono nie jest: quazidemokratycznym czy w pełni autorytarnym)”
No i znów jedziesz na to samo kopyto.. Rząd nie jest taki zły, ale Ci źli przemysłowcy, skupieniu na optymalizacji przyszli i kazali im zrzucać napalm. Pisałem już, że gdyby nie rząd, to oni mogliby sobie co najwyżej pomarzyć o czymkolwiek. Poza tym sorry, nie jestem w stanie sobie wyobrazić sprzedawcy nawet pietruszki, który nie optymalizowałby produkcji i nie chciał się rozrastać. I ja wiem, że Ty masz na to odpowiedź drogi autorze (popraw się jeśli się mylę), bo już to się przebijało w poprzednich Twoim postach, czyli stworzenie nieokreślonej kontroli społecznej, a to już mi pachnie komunizmem. I ja jako człowiek sympatyzujący z libertarianizmem mówię takiej kontroli NIE. Rozwalić rząd tak, kontrola społeczna nie.
Oprócz tego Dyskordian napisał:
„nie widzę większego sensu w ścisłym rozdziale rządów od korporacji, gdyż zazwyczaj to jedna i ta sama klika.”
Ja rozumiem, że układy biznesu z rzadem są do dupy, ale może nie zapędzajmy się aż tak.
Buty Nike’a nie rozpadają sie po jednym dniu. W McDonaldach są kolejki, a wszyscy tu piszący jadą osprzęcie komputerowym z Chin i pewnie używają komórek też z Chin. Sorry, ja wiem, ze Chińczycy zarabiają psie pieniądze, ale jednak zależność korporacji od konsumentów jest nieporównywalnie większa niż rządu, który ma generalnie na ludzi wyjebane i nieporównywalnie gorzej wywiązuje się z umów niż korporacje.
Do Antoniego
Co do pytania o warunki Polskie: Dzięki nieświadomości i nieumiejętności walki o swoje interesy korporacjonizm (faszyzm) polski doprowadził w przeciągu kilku lat do największej dywersyfikacji dochodów w Europie. Dla niektórych jest to rzecz jasna powodem do dumy, gdyż odzwierciedla tendencje regionu południowoamerykańskiego i USA, a to są nasze korporcjonistyczne wzorce.
W komentarzu widzę kolejne uporczywe próby stereotypizacji. („No i znów jedziesz na to samo kopyto.. Rząd nie jest taki zły, ale Ci źli przemysłowcy, skupieniu na optymalizacji przyszli i kazali im zrzucać napalm”.) Wydaje mi się właśnie, że to ty „jedziesz na to samo kopyto”. Ja w żadnym miejscu nie napisałem, „rząd nie jest taki zły”. Ty natomiast „jadąc ciągle na to samo kopyto” poszukujesz nieustannie potwierdzenia swojego poglądu, że przyczyną wszelkiego zła jest rząd. Z tą tezą jesteś w stanie się zgodzić bez podawania żadnych argumentów. Ja natomiast próbuję z równym uporem dowieść, że przyczyną zła jest jest najogólniej autorytaryzm i to w każdej formie, nie tylko państwowej. Przejawy autorytaryzmu są głęboko zakorzenione w chrześcijańskiej tradycji. W naszej mentalności. Są w istocie jej kwintesencją. Sam wypowiadasz nawet zdanie „kontrola społeczna nie”. Zastanów się nad sensem tego zawołania. Czy gdy pewnego dnia dowiedziałbyś się, że przed twoim domem ma powstać wysypisko śmieci, czy wyszedłbyś wtedy na ulicę z transparentem „kontrola społeczna NIE”? W domu w którym mieszkam lokatorzy nie wyrazili zgody na to aby należący do wspólnoty lokal handlowy mógł dalej sprzedawać alkohol, ponieważ ta działalność w ich opinii wywołuje nieporządek nocny, którego sobie nie życzą. Możliwe, że ty nazywasz to przejawem marksizmu. Ja twierdzę natomiast, że mieszkańcy po prostu dbają o swoje interesy i mają do tego prawo. I to prawo jest właśnie kwintesencją idei republiki czyli „rzeczy wspólnej”, wspólnego publicznego dobra tłumaczonego na język polski jako „rzeczpospolita”.
Idea państwa (myślę o idei jeffersońskiej) jaka powstała w Ameryce była oparta na walce przeciwko wszelkim przejawom autorytaryzmu i wszelkim przejawom niszczenia indywidualnej wolności, takim jak funkcjonowanie kościołów i korporacji handlowych, których siła zagrażała wolności obywatela. Tej wolności nie udało się obronić. Z czasem na skutek korupcji korporacje handlowe wywalczyły w sądach status „osobowości prawnej” żądając aby były traktowane tak samo jak obywatele państwa asekurując się jednocześnie tzw. „ograniczoną odpowiedzialnością”. Instytucje te stały się w tyraniami, które (TAK! WRAZ Z PAŃSTWEM) zorganizowały wojny, politykę, prawo, systemy edukacji i pokierowały rozwojem nauki. Fakt, że dzisiaj jako obywatel polskiej republiki pytasz o to jak funkcjonują supermarkety czy inne korporacje w Polsce jest dowodem tego, że mimo iż się tym interesujesz, nie masz dostępu do tej wiedzy, bo wiedza ta jest w istocie niedostępna społeczeństwu. Jest utajniona. I musi być utajniona bo, w przeciwnym razie, jak wołał donośnie Andrew Jackson, gdy niszczył Second Bank of the United States, „If the people only understood the rank injustice of our money and banking system there would be a revolution before morning”. A jak pisał Rothbard „Jacksonians were libertarians, plain and simple”. Jednak nie jest to takie „plain and simple”, jak mogłoby się wydawać.
No bo jak można zinterpretować argument:
„Buty Nike’a nie rozpadają sie po jednym dniu. W McDonaldach są kolejki, a wszyscy tu piszący jadą osprzęcie komputerowym z Chin i pewnie używają komórek też z Chin.” ?????
:)))))))))
To jest taki dokładnie argument: „Wszyscy palą papierosy i ty mi chcesz powiedzieć, że papierosy wywołują raka?” albo: „Wszyscy jeżdżą samochodami i ty chcesz mi powiedzieć, że samochody niszczą środowisko”?
Ale ten będzie dla ciebie najstosowniejszy: „wszyscy żyją w państwie, a ty chcesz mi powiedzieć, że państwo jest „be”? Zastanów się nad logiką argumentów z jakich korzystasz. Bo brzmi to jak typowe mędrkowanie Korwina M.
Ja zaryzykuję i postawię tezę w obronie twojej inteligencji. Tak naiwnych mechanizmów argumentacji nie byłby w stanie wykreować samodzielnie człowiek wolny. Zostały one wpojone nam do interpretacji świata, w którym żyjemy, przez przemysłowy PR.
Wyobraź sobie słowa reklamę:
„Buty Nike’a nie rozpadają sie po jednym dniu. W McDonaldach są kolejki, a wszyscy tu piszący jadą osprzęcie komputerowym z Chin i pewnie używają komórek też z Chin.”
TY TEŻ MOŻESZ ŻYĆ W NASZYM RAJU. BO KAŻDY MOŻE ZOSTAĆ NASZYM NIEWOLNIKIEM. BYLE TYLKO GŁOŚNO NAUCZYŁ SIĘ KRZYCZEĆ: KONTROLA SPOŁECZNA NIE!!!
@Antoni Wiech
„stworzenie nieokreślonej kontroli społecznej, a to już mi pachnie komunizmem. I ja jako człowiek sympatyzujący z libertarianizmem mówię takiej kontroli NIE. Rozwalić rząd tak, kontrola społeczna nie.”
Nawet Hoppe, którego alergicznie nie znoszę, wzorem Rothbarda opowiedział się za uspołecznieniem tych podmiotów gospodarczych, które ściśle kooperują z państwem (wypisz wymaluj, schwarz charaktery z artykułów p. Jankowskiego), więc nie bardzo rozumiem porównania z komunizmem. Mam zresztą wrażenie, że „kontrolę społeczną” rozumiesz dosłownie, jako postulat totalnej współwłasności, podczas gdy moim zdaniem można ją odczytać znacznie bardziej ogólnie, jako dążenie do większej kontroli nad własnym życiem, tak zbiorowo jak i indywidualnie. W tym ujęciu, opozycja komunizm/absolutna, indywidualna własność prywatna to raptem dwie skrajności, pomiędzy którymi można zmontować multum kombinacji.
„Ja rozumiem, że układy biznesu z rzadem są do dupy, ale może nie zapędzajmy się aż tak.
Buty Nike’a nie rozpadają sie po jednym dniu. W McDonaldach są kolejki, a wszyscy tu piszący jadą osprzęcie komputerowym z Chin i pewnie używają komórek też z Chin. Sorry, ja wiem, ze Chińczycy zarabiają psie pieniądze, ale jednak zależność korporacji od konsumentów jest nieporównywalnie większa niż rządu, który ma generalnie na ludzi wyjebane i nieporównywalnie gorzej wywiązuje się z umów niż korporacje.”
Nie wiem, co ma piernik, czyli domniemana efektywność korporacyjnych usług i popyt na nie zgłaszany, do wiatraka – korporacjonizmu, czyli ścisłej kooperacji instytucji państwowych z korporacjami. Przecież pierwsze nie wyklucza drugiego (na marginesie: państwa, na co już zwrócił uwagę David Hume, a wbrew temu co piszesz, nie mogą mieć zupełnie na obywateli wyjebane, gdyż muszą przynajmniej stwarzać iluzję zaspokajania pewnych społecznych potrzeb – bez tej ideologicznej zasłony upadłyby z dnia na dzień). Jeśli już jednak o popycie mowa… Konsumpcyjna kultura, zorientowana na korporacyjne dobra i usługi, nie byłaby możliwa bez mass-mediów, którym infrastrukturę niemal zawsze fundowało państwo i publicznego, państwowego szkolnictwa. Więc nie mamy tu do czynienia z „suwerennym wyborem konsumenta”, ale z „konstruowaniem przyzwolenia”, za pomocą ordynarnego prania mózgów, na ogromną skalę. Przykładowo Carson opisuje (nie mam teraz pod ręką linka), jak to w USA, od Progressive Era począwszy, usiłowano zniszczyć za pomocą medialnych i szkolnych kampanii (hojnie współfinansowanych przez Wielki Biznes) tradycje małych, samowystarczalnych żywieniowo gospodarstw domowych – choćby przez wyszydzanie i prezentowanie w kategoriach „atawizmu” zwyczaju robienia powideł, dżemów itp. Oczywiście po to, żeby zbałamuceni konsumenci przestawili się na kupowanie masowo produkowanej, korporacyjnej alternatywy. Takich przykładów współdziałania państwa i biznesu w „konstruowaniu przyzwolenia” można znaleźć znacznie więcej…
Można jeszcze inaczej rzecz ująć: nie znam kraju, w którym akces do państwowych służb policyjnych byłby przymusowy, a jednak wielu ludzi chętnie podejmuje się tego zawodu. Tym niemniej, nikt zdrowy na umyśle nie twierdzi, że policja działa od początku do końca na woluntarystycznych zasadach. Analogicznie ma się sprawa z korporacjami – prawdą jest, że nikt ci z bronią w ręku nie nakazuje nabywać ich dóbr i usług. Jednak fakt, iż prominentni przedstawiciele Wielkiego Biznesu nie tylko korzystają z państwowego wsparcia, ale też aktywnie za nim lobbują, a nawet partycypują w projektowaniu konkretnych, rządowych rozwiązań (choćby plan Paulsona), stawia ich w jednoznacznej pozycji, pozycji członków realnego aparatu władzy – nawet jeśli nominalnie reprezentują „sektor prywatny”. A jeśli się nie mylę, to właśnie realne, jednostkowe działania są dla libertarian ważniejsze w ich percepcji rzeczywistości od kolektywnych abstrakcji…
Do autora, jeśli chodzi o korporacjonizm polski to miałem na myśli, żeby napisał jakiegoś arta, oczywiście, jakbyś miał ochotę.
A co reszty, napisałeś:
„Wydaje mi się właśnie, że to ty “jedziesz na to samo kopyto”. Ja w żadnym miejscu nie napisałem, “rząd nie jest taki zły”. Ty natomiast “jadąc ciągle na to samo kopyto” poszukujesz nieustannie potwierdzenia swojego poglądu, że przyczyną wszelkiego zła jest rząd. Z tą tezą jesteś w stanie się zgodzić bez podawania żadnych argumentów”
Wiem, że nie napisałeś wprost, ale tak wynika (przynajmniej dla mnie) z Twoim postów. Co do argumentów podawałem je, żadna korporacja nie działa bez pomocy państwa i to państwo stosuje przemoc.
„W domu w którym mieszkam lokatorzy nie wyrazili zgody na to aby należący do wspólnoty lokal handlowy mógł dalej sprzedawać alkohol, ponieważ ta działalność w ich opinii wywołuje nieporządek nocny, którego sobie nie życzą. Możliwe, że ty nazywasz to przejawem marksizmu. Ja twierdzę natomiast, że mieszkańcy po prostu dbają o swoje interesy i mają do tego prawo.”
A jakby wspólnota przyszła do Zbigniewa Jankowskiego i powiedziała delikatnie, że ma „wypierdalać”, bo to podejrzany intelektualista, to spakowałbys grzecznie walizki i się wyprowadził? Nie sądze, i o takiej kontroli społecznej mówię. Nie mówiąc, o tym, że kontrola społeczna lubi korzystać ze stróżów prawa. Babcie lubią nasyłac policję na małolatów stojących pod blokiem, którzy nic złego nie robią. Policja ich regularnie przetrzepuje, nienawiść rośnie, dlatego wsród małolatów słowo „społeczniak” to obraza.
Co do Nike’a itd, to wiedziałem, że się zrobi zaraz wielkie „haha” ale nie zrozumiałeś mojego argumentu. Nie chodziło mi o powszechność stosowania. Chodziło mi, że te produkty/usługi są bardzo dobrej jakośći, w odróżnieniu od tego co proponuje nam państwo. A jednym z argumentów przeciw państwowej przemocy jest nie tylko to, że jest to przemoc, ale to, że usługi państwowe są zwyczajnie kiepskie. Tego nie można powiedzieć o korporacjach, i o taką różnicę mi chodziło.
Obrzydliwość
http://metapedia.konserwatyzm.pl/wiki/Autorytaryzm
Dosyć słabo próbujesz dowieść, że 'przejawem wszelkiego zła jest autorytaryzm’, bo wygląda to tak jakbyś w ogole nie wiedzial co to jest.
Imputujesz innym wąskie horyzonty w myśleniu oraz stereotypizacje, choć oficjalnie odżegnujesz się od wszelkich przejawów egalitaryzmu (hipokryzja?).
To jest dla mnie bardziej obrzydliwe od działań wszystkich korporacji i rządów razem wziętych. Kłamstwo i hipokryzja.
Może się mylę, bo nie znam poglądów Antoniego, ale wydaje mi się, że sam sobie dorobiles jego poglad na kwestie rzadu.
„Nie można wyobrazić sobie przedsiębiorstwa, które postanowiłoby w pewnym momencie przestać się rozrastać.”
Dlaczego? Akurat wyobrazac sobie mozna wiele, bo ten zmysl wewnetrzny podobno nie zna granic. 😉
Ale chyba nie zamierzamy pisac bajek, tylko dyskutowac powaznie o tym, jak jest naprawde. Potepiasz zysk, chciwosc, przedsiebiorczosc?
„Ja zaryzykuję i postawię tezę w obronie twojej inteligencji. Tak naiwnych mechanizmów argumentacji nie byłby w stanie wykreować samodzielnie człowiek wolny. Zostały one wpojone nam do interpretacji świata, w którym żyjemy, przez przemysłowy PR.”
Czlowiek nie jest wyspa na oceanie. Zreszta sama wyspa nie jest nigdy calkowicie odizolowana od reszty swiata, bo fale czesto przynosza rozne przedmioty, uschle koralowce, kawalki statkow, muszle..
Prawda jest, ze na tym swiecie nie ma calkowicie wolnej mysli, pozbawionej 'narzuconej’ interpretacji swiata… (smiech)…
„W domu w którym mieszkam lokatorzy nie wyrazili zgody na to aby należący do wspólnoty lokal handlowy mógł dalej sprzedawać alkohol, ponieważ ta działalność w ich opinii wywołuje nieporządek nocny, którego sobie nie życzą.
Nie ma w tym nic zlego pod warunkiem, ze lokal, w ktorym znajdowal sie ow sklep, nalezal do wspolnoty, ale jesli nie nalezal to wspolnota nie miala prawa tego robic.
Zgodzisz sie ze mna?
„Takich przykładów współdziałania państwa i biznesu w “konstruowaniu przyzwolenia” można znaleźć znacznie więcej… ”
Na przyklad domowe pędzenie bimbru w czasie PRL, ale nawet i teraz.
Czy to dlatego, ze Polacy sa mnie 'zindoktrynowani konsumpcyjnie’ niz Amerykanie? Watpliwe. Po prostu sa prawa i aparat wladzy, ktory zabrania albo surowo albo lagodnie, albo czesto wcale za takie 'wystepki’ jak domowa produkacja alkoholu, powidel. Ale zastanowmy sie czemu obecnie ludzie nie robia wlasnych powidel, w Polszy.. wysokie podatki, ktore implikuja wiecej czasu spedzonego w pracy? mozliwe… niee.. takie drobnostki jak podatki, regulacje, zakazy.. nie ma takiego wplywu na umyslu ludzi jak szkolna indoktrynacja, oglupiajace reklamy, pranie mozgu…
a mnie sie wydawalo, ze takie argumenty sa domena jedynie 'konserwatywnej prawicy’.
Nie dorobiłem sobie żadnego poglądu na kwestię rządu Antoniego, ale odpowiadam jedynie na zarzut jakobym ja twierdził, że państwo kooperujące z korporacjami jest „dobre”. Absolutnie tego nie powiedziałem. Twierdzę jedynie, że obywatele mają prawo wykorzystywać mechanizmy prawne (ogólnie ustanowione) by walczyć wspólnie z wszelkimi przejawami autorytaryzmu, który pozbawia ich swojej własnej wolności. Czyli mają prawo a nawet obowiązek walczyć z tymi korporacjami. To po pierwsze.
Po drugie nie zgadzam się absolutnie z tym, że społeczność która zbudowała sobie domy, nie ma prawa wspólnie czyli demokratycznie decydować o tym, jakie ma być zastosowanie gospodarcze tych lokali. OCZYWIŚCIE ŻE MA!!! I nie rozumiem dlaczego miała by nie mieć. Jeśli razem zdecydowali, że zamierzają nie dopuścić aby którykolwiek z lokali przeznaczony był pod działalność prostytucji czy handlu alkoholem, to jest to takie samo prawo, jak prawo prywatnego właściciela posesji do wynajmowania jej w sposób jaki jest jego życzeniem i nikt nie jest w stanie zmusić go do wynajmowania swojego lokalu do celów, których on nie akceptuje. Plain and simple.
Nie rozumiem skąd na forum wolnościowym tego typu wątpliwości.
Problem polega na tym, że samo słowo „społeczność” czy „wspólnota” wywołuje dziką furię wściekłości. I jest to tylko i wyłącznie rezultat głębokiej korporacyjnej indoktrynacji, która pozbawia ludzi rozumu. Bo korporacjom wolno wszystko, ludziom nie wolno nic.
Co do autorytaryzmu:
Według słownika języka polskiego PWN:
„Autorytaryzm – system wartości jednostek i grup wyniakący z całkowitego podporządkowania się intelektualnego i emocjonalnego jednostki lub grupy zewnętrznemu wobec niej autorytetowi indywidualnemu lub zbiorowemu”
oraz
„Autorytarny – oparty na bezwzględnym posłuszeństwie”
Rozumiem, że brzydzą ciebie te definicje. Mnie też. Dlatego brzydzą mnie korporacje.
„Po drugie nie zgadzam się absolutnie z tym, że społeczność która zbudowała sobie domy, nie ma prawa wspólnie czyli demokratycznie decydować o tym, jakie ma być zastosowanie gospodarcze tych lokali.”
To jest oczywista oczywistość. Prawa własność to prawo własności. Niezależnie od tego czy posiadaczem jest jeden, dwóch czy kilkoro ludzi (czyli wspólnota). Ale w takim kontekście nie rozumiem dlaczego tak mocno podkreśliłem znaczenie tego prawa, gdyż nie zauważyłem, by ktokolwiek z tutaj obecnych je negował.
„Problem polega na tym, że samo słowo “społeczność” czy “wspólnota” wywołuje dziką furię wściekłości. I jest to tylko i wyłącznie rezultat głębokiej korporacyjnej indoktrynacji, która pozbawia ludzi rozumu. Bo korporacjom wolno wszystko, ludziom nie wolno nic.”
Nie, nie, nie… 😉 Problem z pojęciami odnoszącymi się do kolektywu polega na ludziach, którzy powołują się na takie pojęcia w czasie różnych debat i dyskusji. Konserwatyści, socjaliści, komuniści oraz wszyscy inni, którzy próbują usprawiedliwić swoje głupie i niekiedy nikczemne zamiary 'dobrem ogółu’. To przez takich ludzi każdy porządny libertarianin podchodzi z wielkim sceptycyzmem do wszelkich rzeczowników w liczbie mnogiej.
Podałem definicje, z którą się zgadzam, bo nie uważam w żadnym razie, że istnieje coś takiego jak 'autorytaryzm jako system wartości’. Dla mnie to rodzaj ideologii legitymizującej konkretny rząd w konkretnej kulturze.
Potocznie mówi się o 'autorytarnym’ narzucaniu komuś swoich wartości, ale to dla mnie taki sam sens jak potoczne rozumienie 'ekonomiczności’ (jako oszczędności).
Nie ma czegoś takiego jak 'autorytarne wartości’; dogmatyzm to kwestia charakteru, usposobienia, nie treści poglądów.
„Ale zastanowmy sie czemu obecnie ludzie nie robia wlasnych powidel, w Polszy.. wysokie podatki, ktore implikuja wiecej czasu spedzonego w pracy? mozliwe… niee.. takie drobnostki jak podatki, regulacje, zakazy.. nie ma takiego wplywu na umyslu ludzi jak szkolna indoktrynacja, oglupiajace reklamy, pranie mozgu…”
Końcowy wniosek już sam sobie dośpiewałeś. Ja nigdzie czegoś takiego nie stwierdziłem.
„a mnie sie wydawalo, ze takie argumenty sa domena jedynie ‘konserwatywnej prawicy’.”
o_0
Konserwatywna prawica i krytyka korporacjonizmu? Pierwsze słyszę…
Moja pierwsza robiła domowe powidła. Super było! 🙂
Kamil Sz. napisał:
„Problem z pojęciami odnoszącymi się do kolektywu polega na ludziach, którzy powołują się na takie pojęcia w czasie różnych debat i dyskusji. Konserwatyści, socjaliści, komuniści oraz wszyscy inni, którzy próbują usprawiedliwić swoje głupie i niekiedy nikczemne zamiary ‘dobrem ogółu’. To przez takich ludzi każdy porządny libertarianin podchodzi z wielkim sceptycyzmem do wszelkich rzeczowników w liczbie mnogiej.”
Otóż to, nic do dodania.
„Ja rozumiem, że układy biznesu z rzadem są do dupy, ale może nie zapędzajmy się aż tak.
Buty Nike’a nie rozpadają sie po jednym dniu. W McDonaldach są kolejki, a wszyscy tu piszący jadą osprzęcie komputerowym z Chin i pewnie używają komórek też z Chin. Sorry, ja wiem, ze Chińczycy zarabiają psie pieniądze, ale jednak zależność korporacji od konsumentów jest nieporównywalnie większa niż rządu, który ma generalnie na ludzi wyjebane i nieporównywalnie gorzej wywiązuje się z umów niż korporacje.” Antoni, administracje państwowe też są różne, stąd ludzie emigrują z Kuby do Stanów, a nie na odwrót. jak najbardziej rządy też potrafią działać korzystnie dla poddanych. tyle, że dalej nimi rządzą, w ostatecznym rachunku.
Dys, zaczynasz mnie przerażać, gdzie nie wdepnę, Ty też tam jesteś. biorąc pod uwagę podobieństwo poglądów, zaczynam podejrzewać się o jakieś rozmnożenie jaźni. 😀
do autora – co Ty nazywasz korporacjami? sprecyzuj, chodzi Ci tylko o osoby prawne, czy po prostu o autorytarnie zbudowane grupy ludzi?
Problem polega na manipulacji ideologcznej a nie na samej koncepcji dobra ogółu, czyli dobra wspólnego. Dobro ogólu jest po prostu dobrem ogólu i jak podkreślali republikanie w oświeconej Ameryce jest to dobro wyższe od dobra jednostki.
Wodzenie za nos i manipulacja ideologiczna czyli kłamstwo nie dotyczy, jak wydaje się na tym forum większości pseudolibertarian, tylko i wyłącznie koncepcji związanych z dobrem publicznym (społecznym) ale również i przede wszystkim w dzisiejszych czasach koncepcji związanych z kapitalizmem, jak np. hasło „tworzenia miejsc pracy”. Jest ono dokładnie tym samym elementem manipulacji politycznej, co „dobro społeczne”. W tworzeniu miejsc pracy tak samo jak w dobru społecznym nie ma absolutnie niczego „złego” dopóki ktoś nie zaczyna tym pojęciami manipulować i zwodzić elektorat, że to jest jego cel działania. Tworzenie miejsc pracy nie jest żadnym celem aktywności kapitalistycznej. Wręcz przeciwnie redukcja miejsc pracy jest celem, które przynosi wymierne korzyści przedsiębiorstwom prywatnym. Zaden przedsiębiorca nie prowadzi swojej działalności w celu tworzenia miejsc pracy. Wręcz przeciwnie, jego głównym celem jest minimalizacja kosztów związanych z pracą. Jeśli ktoś chciałby sprawdzić, to o czym mówię, propounję mu, aby spróbował znaleźć sobie pracę zaznaczając w liście motywacyjnym, że jego celem i ambicją jest stworzenie w przedsiębiorstwie, w którym zamierza się zatrudnić, nowych miejsc pracy i ma pomysł, jak tego dokonać. Przypuszczam, że zostanie wyśmiany.
Tworzenie miejsc pracy w kapitaliźmie jest tylko jednym z przykładów manipulacji, jakimi posługuje się każda agitacja polityczna i nie jest to bynajmniej domeną „lewicowości”, co tak usilnie próbują tu „libertarianie” podkreślać.
Wielu współczesnych pseudolibertarian jest jak się wydaje zmanipulowanych antyspołeczną ideologią, pochodzącą z agencji korporacyjnego PR-u i dlatego warto im przypomnieć, czym była idea wolności w oświeceniowej Ameryce.
W XVIII w. republikanizm był ideologią egalitarną, oświeceniową i antypaństwową. Zrodził się w silnej opozycji do europejskiej tradycji społeczeństwa opartego na hierarchii i przywilejach. Republikanie rozumieli, że to instytucja państwa deformuje ludzką naturę i świadomość człowieka i to ona, poprzez wojny, opresyjne systemy podatkowe, korupcję i sztucznie ustanowione zasady dystrybucji przywilejów, odpowiedzialna jest za nierówności społeczne i patologie monarchistycznej Europy. Radykalni republikanie w Pensylwanii żądali, aby państwo przeciwdziałało wysokiej koncentracji bogactwa. Głosili, że „nieograniczona akumulacja własności w rękach jednostek jest niebezpieczeństwem dla prawa i zagrożeniem dla powszechnego szczęścia ludzkości; dlatego każdy wolny stan ma prawo przeciwdziałać koncentracji takiej własności”. Noah Webster, „ojciec amerykańskiej nauki i edukacji”, pisał w latach 1780., że „równość pod względem własności… jest samą istotą republiki”.
Warunkiem szczęścia, wolności i niezależności człowieka, w opinii republikanów, była własność ziemi, ale taka, która przysługiwać powinna każdemu, wolnemu obywatelowi państwa. „Powszechna i stosunkowo równomierna dystrybucja własności ziemskiej – deklarował Webster – jest fundamentem narodowej wolności”. Republikański rząd powinien przy tym działać z myślą „o wspólnej korzyści, ochronie i bezpieczeństwie narodu lub społeczności, a nie dla pożytku pojedynczego człowieka, rodziny czy grupy osób, będących jedynie częścią tego społeczeństwa”, albowiem „dobro publiczne nie jest sprzeczne z dobrem jednostki”.
@jaś s
Hyhy…
Chyba nam, z uwagi na libertariańsko-@indywidualistyczne korzenie, podobnie św. Max przemaglował szarą masę w garach 😀 😉
@ smootny
Sorewicz, nie było mnie tutaj, więc nie zauważyłem pytania.
Z tego co mi wiadomo (a wiadomo mi, oj wiadomo), prawica jest ostro sprzeciwia się eugenice, więc nie rozumiem pytania. Eugenika to aborcja i eutanazja, wynalazki oświeceniowo-darwnistyczne.
„Z tego co mi wiadomo (a wiadomo mi, oj wiadomo), prawica jest ostro sprzeciwia się eugenice, więc nie rozumiem pytania. Eugenika to aborcja i eutanazja, wynalazki oświeceniowo-darwnistyczne.” prawicowcy dowiedli tego, organizując niezwykle prężne podziemie antyeugeniczne w nazistowskich Niemczech. zanim rozstrzelali Stauffenberga, wykrzyknął: „W imię godności ludzkiej, waszej i naszej, śmierć przebrzydłemu reżimowi egenicystów… ahrghark!” 😀 .
„równość pod względem własności… jest samą istotą republiki”.
Bełkot.
„Powszechna i stosunkowo równomierna dystrybucja własności ziemskiej – deklarował Webster – jest fundamentem narodowej wolności”. Republikański rząd powinien przy tym działać z myślą „o wspólnej korzyści, ochronie i bezpieczeństwie narodu lub społeczności, a nie dla pożytku pojedynczego człowieka, rodziny czy grupy osób, będących jedynie częścią tego społeczeństwa”, albowiem „dobro publiczne nie jest sprzeczne z dobrem jednostki”.
Czy to jeszcze trzeba komentować? Ja mam nadzieję, że nie, bo po pierwsze to jest jakiś bełkot. Jak dobro publiczne nie jest sprzeczne z dobrem jednostki? I co to jest dobro publiczne?
Po drugie, dlaczego redystrybucja przywilejow jest zla, a ziemi juz nie? Niby przywilejami w starej Europie nie bylo takze posiadanie ilustam akrow ziemi nadanych przez krola?
Jasne, bo jest po szyje w propagandzie, manipulacji..bla bla bla…
Przynajmniej utwierdziłem się w przekonaniu, że republikanizm jest kolejną mrzonką na równi z monarchizmem (lub tradycjonalizmem katolickim). :)))
Jako prawdziwy miłośnik wolności nie mogę sobie pozwolić na taki idealizm.
@ jaś skoczowski
Jeszcze raz – ale z dykcją.
Ale przygrzałeś, pseudolibertarianinie. Podobasz mi się!
Nie wiemy nawet, co to jest dobro publiczne, prawda? Widzisz, tacy jesteśmy właśnie mądrzy. I ciekawe skąd ta mądrość? Może pochodzi z genów? A może z telewizji?
Zapamiętaj więc sobie, że dobro publiczne to jest np. powietrze. Może być czyste, a może być brudne. Oczywiście pseudolibertarianina to nie interesuje tak długo dopóki powietrza nie zobaczy na sprzedaż w sklepie za pieniądze. To jest jasne. Bo pseudolibertarianina może zainteresować tylko coś, co jest prywatne i może zamknąć na klucz i zrobić sobie z tym zdjęcie w fotelu. Tak jak np woda. Gdy jest prywatna w butelce to ma wtedy wartość. Ale dopóki jest w strumieniu i jest publiczna to co to w ogóle jest? Jakiś bełkot chyba!!! I to bełkot Marksa.
Na tym właśnie bracie polega pseudolibertarianizm – no wiesz, taki korwinizm-mikizm dla ofiar kapitalizmu, które przetrwały silne bombardowanie telewizyjne i czekają na więcej. „Zostańcie z nami!”
Do autora, napisałeś:
„Tworzenie miejsc pracy nie jest żadnym celem aktywności kapitalistycznej. Wręcz przeciwnie redukcja miejsc pracy jest celem, które przynosi wymierne korzyści przedsiębiorstwom prywatnym. Zaden przedsiębiorca nie prowadzi swojej działalności w celu tworzenia miejsc pracy. Wręcz przeciwnie, jego głównym celem jest minimalizacja kosztów związanych z pracą.”
Po pierwsze co do prania mózgu i korwinizmu: Ja nie jestem fanem Korwina, ale on akurat propagandę tworzenia nowych miejsc pracy sam obśmiewał nie raz mówiąc np. że zwolni wszystkich z „Naj-Czasu” a później ich przyjmie, i w ten sposób powstaną nowe miejsc pracy – więc strzeliłeś jak kulą w płot.
Co do samego meritum, pogmatwałeś wszystko ze wszystkim, cele, ze środkami. Celem przedsiębiorcy jest zawsze zysk. Jasne, w niektórych przypadkach redukcja zatrudnienia jest jednym z czynników, które pozwalają osiągać zysk, ale również jego zwiększenie może powodować zwiększenie zysku – bo właśnie zysk jest celem. I jasne, celem firmy jest minimalizacja kosztów związanych z pracą, ale to nie oznacza automatycznie czerpania profitów z redukcji miejsc pracy! Idąc tropem Twojego myślenia dochodzimy do sensowności tego o czym ironicznie mówił Korwin.
Swoją drogą mam do Ciebie pytanie: Czy jakbyś sam sprzedawał pietruszkę i jej sprzedaż by rosła, tak, żebyś sam nie wyrabiał z jej dystrybucją to byś zatrudnił nowych pracowników czy nie? 🙂 Być może to pytanie urąga Twojej przenikliwości, ale przyjmę, że masz zmanipulowany mózg przez anty-korporacyjną propagandę.
Pozdro.
Do pseudolibertarianinia, „prawdziwego miłośnika wolności”.
Republikanizm z pewnością nie jest wolny od perspektywy inicjowania agresji, ale w równym stopniu dotyczy to także Ładu Naturalnego. Oczywiście jeżeli zakładamy, że w obu przypadkach chodzi o jakiś zbiór reguł, które mają być przestrzegane społecznie – prawo, prościej rzecz ujmując – a nie o jednostronne, indywidualne życzenia czy deklaracje. Innymi słowy, jeżeli prawa własności mają być tym, czym wg libertarian mają być, tj. wyłączną kontrolą nad „zasiedziałymi” lub pozyskanymi z dobrowolnej wymiany dobrami, to implikują użycie przemocy wobec osób, które chciałyby uzyskać do nich dostęp wbrew woli pierwotnego nabywcy.
Napiszesz pewnie, że z Lockeańskiego punktu widzenia to bzdura (wszak przemoc stosuje ten, kto łamie prawa własności). Sęk w tym, że mnie np zwisają i powiewają pretensje zgłaszane przez wyznawców jakiegoś „Prawa Naturalnego”. W tym znaczeniu, że nie znajduję żadnego powodu, żeby traktować ich roszczenia inaczej niż inne, subiektywne życzenia otaczających mnie jednostek. Żaden Perun czy inny Duch Św. póki co nie zstąpił w mojej obecności i nie wyrył w kamieniu „oto Prawo Naturalne, jedyna gwarancja wolności” 🙂
Tak więc, trochę więcej pokory proponuję, zarówno „prawdziwemu miłośnikowi wolności”, jak i autorowi. Wolność to może ładne słowo, ale nic znaczy bez dookreślenia o czyją wolność chodzi, względnie od czego lub do czego. Stirner się kłania, moi mili 🙂