Rafał Modzelewski: List otwarty do Baracka Obamy

Nowy Prezydent USA, pierwszy raz o takim kolorze skóry, o takim drugim imieniu i o takiej religii, w stosunku do tradycyjnych amerykańskich prezydentów rzecz jasna. Właściwie chyba tylko tyle zmieniło się w stosunku do poprzedniego prezydenta, co jest ekwiwalentem wymiany znaczka firmowego w starym samochodzie- silnik pozostaje ten sam.

Z racji dość irytujących, a jednak popularnych poglądów na nowego potusa(president of the United States) poglądów, zamieszczam list otwarty do Baracka Obamy na moim skromnym blogu. Gdyby było to powtórzenie po raz n’t jak to lud amerykański wybrał zmiany, jak to John McCain okazał się człowiekiem z klasą, a Barack Obama, nową wspaniałą perspektywą wyrażoną hasłem „yes we can”, byłoby to obrazą inteligencji czytelników.

List otwarty do Baracka Obamy, prezydenta- elekta Stanów Zjednoczonych

Szanowny Panie. Pańskie przemówienie inauguracyjne było równie szczere, sensowne i konsekwentne jak przemówienia wszystkich prezydentów od pięćdziesięciu lat, a być może jak przemówienia wszystkich prezydentów od początku tego państwa. Jeśli było ono fałszywe, absurdalne, pełne sprzeczności i niedorzeczności, to nie uważam by wynikało to z braku szczerości i rozsądku w porównaniu z Pańskimi poprzednikami, ale z powodu istnienia samego państwa. Tym bardziej, że zgodnie z Pańską definicją, na podstawie ponad 200 lat jego istnienia, można stwierdzić, że jest ono instytucją fałszywą, absurdalną i przestępczą. Zatem wszelkie pochwały tej instytucji muszą być absurdalne, fałszywe i niedorzeczne.

Opisuje Pan swoje państwo jako: „rząd, który odda sprawiedliwość i równość każdemu człowiekowi”. Czy choć przez chwilę zastanowił się Pan co to znaczy? Jak widać, nie, inaczej nie posunąłby się pan do powiedzenia tak wewnętrznie sprzecznego zdania. Pozwolę sobie przypomnieć, że sprawiedliwość jest stałym, naturalnym prawem, które nie może zostać zmienione przez żadnego człowieka. Sprawiedliwość jest przedmiotem zainteresowania nauki, należy się jej uczyć, podobnie jak matematyki lub innych dziedzin nauki. Jej wartość nie wywodzi się z nakazów, woli, przyjemności czy osądu ludzi, choćby nazywali siebie państwem lub jakimkolwiek innym imieniem.

Sprawiedliwość jest też nadrzędnym prawem zawsze i wszędzie, a zatem powinna być jedynym obowiązujący prawem. Tak zwani prawodawcy nie mogą nic do niej dodać, ani nic jej odebrać, a zatem ich „prawa” nie mają nawet śladu zasadności ich przestrzegania. Fałszem jest nazywanie ich „prawem”, gdyż nie wnoszą nic do ludzkich obowiązków i praw, ani do ludzkiego poznania w tym zakresie. Nie ma w nich nic prawnie zobowiązującego i nikt nie ma obowiązku zwracania na nie uwagi, najwyżej po to by odrzucić je jako oczywiste uzurpacje prawa. Jeśli nakazują człowiekowi sprawiedliwość, nie dodają nic ani do ludzkiego zobowiązania wobec niej, ani do prawa jej egzekwowania. Są zatem słowami niepotrzebnymi, podobnie jak byłby przepis stwierdzający, że dzień to dzień, a noc to noc. Jeśli nakazują czynienie niesprawiedliwości lub nakazując człowiekowi więcej niż nakazuje sprawiedliwość, stają się przepisami jawnie przestępczymi i tyrańskimi. Jeśli zakazują czynienia sprawiedliwości, stają się naruszeniem wrodzonej człowiekowi wolności. Z jakiejkolwiek strony byśmy na nie patrzyli, są albo przestępczym działaniem tyranów, łupieżców i morderców lub też bezsensowną pracą bezmyślnych ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy z tego co robią.

Sprawiedliwość lub prawo naturalne, w przeciwieństwie do ludzi lub grup ludzi, jest jedyną nauką, która mówi nam o naturalnych, wrodzonych, niezbywalnych i indywidualnych prawach. Dlatego utrzymanie sprawiedliwości lub prawa naturalnego jest jedynym celem, dla realizacji którego może istnieć przymusowa władza lub cokolwiek, co nazwalibyśmy państwem. Doprawdy niedorzecznym jest by, tak zwani, prawodawcy mogli wymyślać prawa wg własnego uznania. Arbitralne ustalanie indywidualnych praw, mających władze nad człowiekiem lub praw, których ludzie musieliby przestrzegać ma tyle samo sensu, co twierdzenie, że w ten sam sposób można ustalić prawa matematyki, chemii, fizjologii lub innych nauk, wedle uznania, a następnie można zobowiązać ludzi do ich przestrzegania.

Tak zwani prawodawcy mogliby twierdzić, że swoim edyktem mogliby obalić grawitację, światło, elektryczność, oraz każde prawo materii i umysłu, a także, że są w stanie zastąpić je dowolnym prawem, wedle własnego uznania. Do tego, mogliby twierdzić, że są w stanie zobowiązać innych do przestrzegania tych, zmyślonych przez siebie, praw, ustalonych w zastępstwo praw natury.

Zadam Panu pewne pytanie. Jak Pan sobie wyobraża, że ci tak zwani prawodawcy mogą „oddać sprawiedliwość i równość każdemu człowiekowi” poprzez swoje prawa? Jeśli te prawa nakazują więcej lub zakazują więcej niż sprawiedliwość, same są niesprawiedliwe i zbrodnicze. Jeśli po prostu nakazują sprawiedliwość, nie dodają nic do ludzkich zobowiązań wobec niej. Wykazują się zatem wielką zuchwałością twierdząc, że ich nakazy mają jakąkolwiek wartość same z siebie. Równie aroganckie jest twierdzenie, ze to właśnie ich nakazy uczą ludzi co jest, a co nie jest sprawiedliwe. Nauka o sprawiedliwości jest otwarta dla wszystkich ludzi, jest ona jednocześnie tak prosta, że mogą to zrobić sami i nie potrzebują żadnego człowieka lub grupy ludzi, która robiłaby to za nich, narzucając im ją dzięki swojej władzy.

Z tych powodów, każde(tak zwane) prawo ustanowione przez 110 kongresów przez ponad 200 lat pozbawione są wszelkiego uzasadnienia. Innymi słowy miały albo charakter przestępczy nakazując więcej niż każe sprawiedliwość lub zakazując tego co ona nakazuje, albo były zbędne, nie zwiększyły bowiem ludzkiej wiedzy o sprawiedliwości, ani jego zobowiązań wobec niej.

Jakie zatem ma Pan usprawiedliwienie dla swoich prób narzucenia ludziom zbędnych lub zbrodniczych przepisów, które już tyle lat były tworzone przez głupich, bezczelnych lub występnych ludzi? Którzy to ludzie tworzyli, ogłaszali i narzucali te prawa, gwałcąc sprawiedliwość, a także ludzkie, naturalne, wrodzone i niezbywalne prawa?

Lysander Spooner, Boston 15 maja 1886 rok.

Jest to list, który Lysander Spooner napisał do ówczesnego prezydenta Grovera Clevelanda. Oczywiście odniesienia czasowe zostały zmienione na potrzeby tego wpisu. Jak pan widzi panie Obama, nie jest pan pierwszym człowiekiem, który obejmując urząd prezydencki największego mocarstwa świata, ukrywa się pod maską szlachetnego i życzliwego sługi, a w rzeczywistości zachowuje się jak złośliwy tyran, władca-półbóg.

Tymczasem Lysander Spooner, mimo że nie żyje już od ponad 125 lat, wie o panu i pańskim rządzie więcej niż pan sam.

***

Tekst został pierwotnie opublikowany na blogu autora.

4 thoughts on “Rafał Modzelewski: List otwarty do Baracka Obamy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *