Każdy, kto choć raz czytał moje teksty, orientuje się mniej więcej, jakie poglądy wyznaję i staram się propagować. Dla tych, których jest to pierwszy raz, pozwolę je sobie krótko streścić.
W skrócie można powiedzieć, że jestem wrogiem państwa samego w sobie, państwa – jako instytucji. U podstaw takiej postawy leży stwierdzenie prostego faktu, że państwo jest w zasadzie jedyną instytucją w społeczeństwie, która swe dochody czerpie poprzez stosowanie przymusu i przemocy. Podczas gdy ludzie w przeważającej większości wybierają pokojową współpracę i koegzystencję, o tyle państwo zawsze korzysta z drogi siły. Społeczeństwo oznacza środki ekonomiczne w drodze do osiągnięcia celów, państwo natomiast – środki polityczne. Stąd też państwo określam instytucją antyspołeczną i przeciwstawiam je społeczeństwu.
Prostą implikacją tego twierdzenia będzie twierdzenie kolejne: każdy ma prawo podejmować wszelkie działania, których celem jest osłabienie państwa. Żadna dobrowolna interakcja międzyludzka nie ma prawa być zakazana ze względu na rzeokomą szkodliwość, czy jakiegokolwiek innego. Tak samo żadna „niedobrowolna interakcja” nie ma prawa być nakazywana. Omijanie przepisów podatkowych, nierejestrowana działalność gospodarcza, handel na zasadach wymiennych, czy wspieranie tych obszarów gospodarczych, które nie są regulowane prezz prawo, to tylko niektóre z dopuszczalnych, a nawet porządanych działań. No i stanowczy sprzeciw, przynajmniej w moim poglądzie na tę kwestię, wobec pomysłów legalizacji chociażby narkotyków. Ktoś spyta, że jak to, skoro uważam, że żadna dobrowolna wymiana nie powinna być zakazywana? Ale odpowiedź jest prosta – nie mam nic do handlu narkotykami (chociaż samego w sobie nie popieram), natomiast legalizacja doprowadzi tylko do umocnienia instytucji, którą zwalczam. Wpływy z akcyz, VATów i innych podatków są krwią państwa. Są jak nektar dla władzy i jak trucizna dla społeczeństwa.
A dlaczego nie sprzeciwiamy się rządowi siłą? Z tego samego powodu, z jakiego nie dyskutujesz ze złodziejem, który z wycelowanym w ciebie pistoletem rząda pieniędzy. Nie zmienia to jednak faktu, że ze złodziejem starasz się walczyć innymi drogami – unikasz niebezpiecznych miejsc, nie włóczysz się ciemnymi uliczkami w środku nocy. Dlatego moralnym jest unikanie państwa i władzy jak tylko można najczęściej. A jak się zabezpieczyć przed „wyzyskiem” pozapaństwowym? W taki sam sposób, w jaki radzimy sobie z naszymi potrzebami. Rynek ma to do siebie, że popyt jest zaspokajany przez podaż – gdy klienci rządają konkretnego towaru, otrzymają go – bo tak się wszystkim opłaca. Biznes się kręci. W jaki więc sposób można osiągnąć wysoki poziom bezpieczeństwa w szarej strefie (szara strefa to dobrowolne działania „pozapaństwowe”, jak handel narkotykami, prostytucja, praca na czarno, etc., tymczasem czarna strefa jest sprzeczna z prawem natury, np.: handel ludźmi, etc.)? Ponieważ te sektory gospodarki nie mogą udać się pod kuratelę i osłonę rządu, popyt na usługi ochrony również będzie musiał być zapewniony szarostrefowo, pozapaństwowo.
W stronę wolności? Na pewno z dala od zniewolenia.
Filip Paszko
26.09.2008
***
Tekst został wcześniej opublikowany na blogu autora.
Pozwól, że się przyczepię do jednej rzeczy. Handel ludźmi i inne czyny związane z łamaniem praw naturalnych to czerwony rynek, a nie czarny. Czarny rynek to np. handel narkotykami, prostytucja, czyli rzeczy zakazane przez prawo państwowe. Zaś szary rynek to handlel legalnymi rzeczami w nielegalny sposób (nie płacanie podatków, brak zarejestrowanej działalności gospodarczej).
hm.. no może i tak:) średnio się na tym znam.
„legalizacja doprowadzi tylko do umocnienia instytucji, którą zwalczam. ”
konsekwentnie powinieneś żądać delegalizacji handlu pieczywem. sam jestem sceptyczny w stosunku do kolaboracji z lewiatanem, ale jeśli już jest, to niech zniesie prohibicję, bo zarabia na niej mafia współpracująca z policją, a tracą najbardziej ludzie chorzy, których państwo kara i tworzy tym samym w oczach społeczeństwa obraz tych ludzi jako przestępców, tymczasem zasługują oni w mym mniemaniu na pomoc. zresztą legalizacja usunie przynajmniej komórki policyjne i sądowe przeznaczone do walki z handlem narkotykami.
To może uzupełniająco
Na niemieckojęzycznych stronach dostępne są takie definicje szarego i czarnego rynku
Szary rynek (czyli „grey market“ bądź „gray market“) oznacza przepływ dóbr poprzez drogi dystrybucji, które nie są autoryzowane przez producenta danego dobra.
Inaczej niż w przypadku czarnego rynku, produkty dystrybuowane na szarym rynku nie są dobrami nielegalnymi. Sprzedawane są poza normalnymi kanałami dystrybucji przez firmy (podmioty), które nie są związane z producentami tych wyrobów.
Jeżeli chodzi o dobra rynkowe, których dystrybucja w poszczególnych krajach może zostać zabroniona przez właściciela danej marki, możliwe jest przekroczenie granicy czarnego rynku, nawet jeżeli chodzi o „autentyczne” i „prawdziwe” towary.
Inny przypadek opisuje stosowane w Holandii określenie „grijze markt” – szary rynek oznacza w tym przypadku sprzedaż uliczną środków przepisywanych na receptę, stosowanych jako substytuty narkotyków – takich jak metadon bądź środki nasenne i usypiające (Rohypnol). Sprzedawcami są sami pacjenci, profity z takiej działalności nie są jednak „tak spektakularne” jak na czarnym rynku.
Czarny rynek (zwany również rynkiem pokątnym) rozumiany jest jako rynek, na który państwo nie wyraża zgody. Należy do „gospodarki cienia”. Czarne rynki powstają tam, gdzie państwo włącza określone czynniki rynkowe (np. wprowadza prawa cenowe bądź racjonowanie) albo też całkowicie zabrania danych rynków.
Czarny rynek różni się od szarego tym, że handel, który się na szarym rynku odbywa nie jest wprawdzie pożądany z punktu widzenia porządku politycznego, ale jednak jest legalny. Czarny rynek charakteryzuje się wprawdzie pewnymi funkcjami rynku (np. kształtowane są ceny, dobra podlegają alokacji, wprowadzana są innowacje), z reguły nie wnosi jednak niczego do kształtowania powszechnego i ogólnego dobrobytu państwa (bowiem państwo nie czerpie z niego żadnych korzyści)
Na czarnym rynku handluje się głównie bronią, alkoholem i narkotykami, papierosami, dewizami.
W niektórych krajach – tam gdzie występują znaczące ograniczenia cenowe i ilościowe – towarem czarnorynkowym jest benzyna.
Na czarnym rynku dostępne są również świadczenia i usługi – pornografia, aborcja oraz przemyt.
A takie wyjaśnienie poszczególnych rynków znajduje się w Manifeście Konkina.
„Podczas gdy niektórym wymuszonym działaniom, takim jak morderstwo bądź kradzież często przypina się etykietkę „czarnego rynku”, znaczna cześć „przestępczości zorganizowanej” dla libertarian jest legalna, tyle, że czasami może wywoływać niesmak.
Mafia na przykład nie jest czarnym rynkiem, ale funkcjonuje i działa jako zarządzający (władza) wybranymi częściami czarnego rynku, w momencie kiedy pobiera od swoich ofiar pieniądze za ochronę (podatki) oraz kontroluje poprzez egzekucje i „spuszczanie batów”, a nawet toczy wojny, kiedy zagrożony jest jej monopol.
Działania te określane są jednak tutaj jako czerwony rynek, po to, aby odróżnić je od moralnych czynów i postępowania na czarnym rynku.
Krótko mówiąc, czarny rynek jest wszystkim tym, co dzieje się bez użycia siły i przemocy i mimo, że zabronione jest przez państwo, jest realizowane.
Odnośnie szarego rynku mówi się o czynach, w przypadku których handluje się dobrami i usługami, które same w sobie nie są nielegalne, ale są nabywane bądź rozdzielane w sposób niezgodny z prawem. Duża cześć tego, co nazywane jest „przestępczością gospodarczą” przypada właśnie pod tę kategorię i wyśmiewana jest przez znaczną cześć społeczeństwa.
W którym miejscu należy oddzielić czarny rynek od szarego w dużym stopniu zależy od stopnia świadomości, jakim dane społeczeństwo się charakteryzuje. Jasna jest granica oddzielenia czerwonego rynku. Morderstwo przypada do kategorii czerwonego rynku; ale obrona przed przestępcami – włącznie przed policjantem (jeżeli państwo zabrania samoobrony) podpada pod kategorię czarnego rynku w Nowym Jorku, a do szarego w Orange County.
Dużo tych kolorków.:D
A co z różnymi odcieniami?