Teoretyczny czy może raczej ekonomiczny libertarianizm był, i do pewnego stopnia jest, dość dla mnie ważny. Takie rzeczy jak podatki, wojny, trzymanie w więzieniach ludzi za nieagresywną działalność, sztucznie wywoływane kryzysy gospodarcze itd. itp. są dość istotne i warto o nich mówić. Są one jednak, wciąż tylko „małymi prawdami”, o które nie powinny przysłaniać nam „wielkiej prawdy”. Czemu podatki są moralnie niedopuszczalne? Z tego samego powodu, dla którego kradzież portfela jest zła. Czemu wojna jest moralnie zła? Z tego samego powodu, dla którego uderzenie kogoś jest złe. Wszystkie te rzecz to swoiste małe prawdy, które są prawdziwe dlatego, że istnieje wielka prawda: „inicjacja agresji jest moralnie zła”.
Czemu o tym mówię? Dlatego, że nie potrzebujemy kolejnej dyskusji czy kolejnego artykułu o tym, że Bank centralny to wielkie zło. Dlatego, że nie potrzebujemy kolejnego UPR, nie potrzebujemy też nowej Libertarian Party. Czy jeśli napiszę kolejny artykuł/wpis o tym jak to państwo spowodowało wielki kryzys, zmienię cokolwiek? Oczywiście, że nie. Są ludzie, którzy zrobią to 100 razy lepiej i tacy ludzie pisali to wielokrotnie, wiele lat temu. I kto by pomyślał, nie zmieniło to nic. Zastanawianie się po raz kolejny, jak to świetnie będzie po przywróceniu standardu złota, czy legalizacji narkotyków czy może prywatyzacji dróg… może to jest i fajne, może ciekawie jest poczytać o tym na liberalis.pl(świetna strona, zresztą są na tyle mili, że opublikowali kilka moich wpisów, co bardzo mnie cieszy i daje sporą satysfakcję), ale co to zmieni w naszym życiu? Pogratulujemy komuś jak to pięknie zniszczył marksizm/keynesizm/neoliberalizm i jak zwykle nic się potem nie stanie?
Skoro libertarianizm ponosi taka klęskę jako ruch polityczny i ekonomiczny, to czy jest dla niego miejsce w obecnym świecie? Gdzie, na dobrą sprawę, nikt nie zwraca na nas uwagi i w najlepszym wypadku traktuje jako grupę kompletnie niepraktycznych idealistów? Oczywiście, że tak. Tym miejscem jest nasze życie, nasze ideały, wartości, a przede wszystkim czyny. Chcemy zmienić świat? Świetnie, najpierw może zmieńmy siebie, najpierw sami zażyjmy leki, które chcemy dać całemu światu. Całemu światu! Jaka to jest niedorzeczna megalomania, gdy chcemy by 6 mld ludzi zrobiło co my uważamy za słuszne. Czy taka masa ludzi zrobi to gdy przeczytają kolejny artykuł o FED, kolejny wpis o hipokryzji socjalistów, o klęskach interwencjonizmu? Nie, gdyby tak było, już dawno świat byłby wolny, państwa, wojny, interwencjonizm gospodarczy etc, dawno już trafiłyby na śmietnik historii.
Dlatego też moje zainteresowania i energia, ostatnimi czasy dość mocno oddalają się od głównego, libertariańskiego nurtu. Etyka, uniwersalna moralność i jej zastosowanie w życiu to tematy wystarczająco trudne, nie trzeba do tego dorzucać sporów dotyczących tego czy lubimy Konkina, Rothbarda, Hoppego czy może jednak zagłosujemy na Korwina(tego akurat nie zrobię :P). Dlatego, między innymi, coraz częściej rezygnuję z udzielania się na dużym i relatywnie znanym forum liberałów. Nie podoba mi się zarówno treść, jak i atmosfera tam panująca(mimo kilku użytkowników, których cenię), wątpię, czy będą za mną płakać i nieszczególnie mnie to interesuje. Teoretyzowanie po raz kolejny na te same tematy, zagłębianie się w te same „małe prawdy”, o których rozmawiano już tyle razy nie zmieni nic, a wydaje się, ze to jest główny przedmiot zainteresowania znacznej większości liberałów czy libertarian w polskim Internecie.
Szkoda bo potencjał tych ludzi jest ogromny. Potencjał nie do tego by rozważać zło pieniądza fiducjarnego, a do tego by coś zmienić w swoim życiu. By zniszczyć wewnętrznego tyrana, a uwolnić w sobie wewnętrznego libertarianin, prawdziwego woluntarystę. By swoim życiem udowodnić, że państwo, ukryte niewolnictwo, którym żyjemy jest niedorzeczne. By ludziom, którzy patrzą na nasze życia i działania przez myśl nie przeszło, że możemy być niewolnikami, parobkami feudalnymi naszych panów. Niestety, jako ruch polityczny, potwierdzamy raczej wizje frustrata, wiecznie narzekającego i zdenerwowanego na elitę rządzącą. I nie mówię starając się wyglądać na nieomylnego, sam robiłem te rzeczy i sam pewnie byłem potwierdzeniem wizerunku „libertarianin-pesymista”. Ale w filozofii chyba o to chodzi by móc się zmienić.
PS to są całkowicie wyrywkowe przemyślenia, pisane raczej spontanicznie. Ostatnimi czasy staram się, z różnym skutkiem, traktować libertarianizm jako filozofię życiową, która może być błędna, co przyznam gdy ktoś mi to wskaże, a nie jako mój stały punkt widzenia, do którego chcę przekonać innych. Jeśli ktoś chciałby to zrobić lub po prostu porozmawiać o filozofii, trochę o ekonomii i państwie(ach, nie da się od tego uciec wśród libertarian) to zapraszam na rewelacyjne moim zdaniem forum: http://liberalne.pl/. Jak dotąd, chyba moje ulubione miejsce w sieci, rewelacyjni użytkownicy i dyskusje także o wolności osobistej, najważniejszej ze wszystkich.
Na forach internetowych człowiek znajduje ukojenie po całodniowym wałkowaniu etatyzmu w mediach, na który nie potrafi, z własnej ułomności bądz przyczyn niezależnych, odpowiedzieć. Ale trzeba znać umiar, by takie ukojenie nie przerodziło się w zwykły fetyszyzm i masturbacje własnego intelektu. :>
Oczywiście, by zmieniać świat, najpierw trzeba zacząć od siebie. Kurczę, sam chciałem napisać taki tekst jak ten powyżej.
Oczywiście, by zmieniać świat, najpierw trzeba zacząć od siebie. Kurczę, sam chciałem napisać taki tekst jak ten powyżej.
Wolnościowy pozytywizm! To jest chyba jedyna droga 🙂
Praca u podstaw? Wydaje mi się, że spora część z nas już się w to bawi:P
Autorze zgoda, ale co proponujesz? Jakie podjąć działanie?
Bo co jakiś czas pojawiają się teksty, w stylu „zróbmy coś!” ale mało co kto robi.
Na czym polegać ma to libertariańskie działanie?
„Czy jeśli napiszę kolejny artykuł/wpis o tym jak to państwo spowodowało wielki kryzys, zmienię cokolwiek? Oczywiście, że nie. Są ludzie, którzy zrobią to 100 razy lepiej i tacy ludzie pisali to wielokrotnie, wiele lat temu. I kto by pomyślał, nie zmieniło to nic.”
Jak nic? Gdyby nie to „nic” to teraz wiele z nas pewnie nic nie wiedziałaby o libertarianizmie, a wiemy właśnie przez pracę u podstaw. Poza tym celem działania wcale nie musi być jakieś zbawienie świata tylko uniezależnienie się od aparatu państwowego, zgodnie z tym punktem widzenia można osiągnąć bardzo wiele.