Robert Gwiazdowski: Doktryna szoku: neoliberałowie i prostytutki”

Podczas debaty na Gdańskim Areopagu słuchając wypowiadanego prawie na „jednym wdechu” ataku na „neoliberalizm” wprowadzony w Chile przy pomocy czołgów i na prostytucję, miałem wrażenie jakby sutenerzy stanowili ikonę wolnego rynku. Chyba jeszcze większą od „rekinów” z Wall Street.

Pinochet, gdy przeprowadzał swój puch wojskowy we wrześniu 1973 roku nie robił tego, do cholery, w imię „neoliberalizmu”. On to zrobił dla władzy! Tak jak Jaruzelski osiem lat później. A jak to już zrobił miał do wyboru: przeprowadzić „atestację stanowisk pracy” i „przegląd kadr”, albo skoncentrować się na tym, do czego jest państwo – czyli na polityce i pozwolić działać rynkowi. Za namową niektórych swoich doradców zgodził się na rynek. Nie był w stanie zrobić tego Jaruzelski. Na tym bowiem polega różnica między autorytaryzmem i totalitaryzmem. Autorytaryzm można pogodzić zarówno z etatyzmem gospodarczym (Austria, Węgry, Polska w okresie międzywojennym) jak i z wolnym rynkiem (Portugalia Salazara, Chile Pinocheta). Zupełnie inaczej niż w totalitaryzmie, który nie pozostawia ludziom żadnego obszaru swobody, wyklucza więc z definicji możliwość działania praw rynkowych.

Że w Chile mordowano ludzi – to źle. A nawet bardzo źle. Pinochet jest za to odpowiedzialny, tak samo jak Jaruzelski z Kiszczakiem są odpowiedzialni za śmierć górników z Wujka i Księdza Jerzego. Ale co ma do tego liberalizm? Już pisałem w eseju na cześć Friedmana o kampanii wymierzonej w jego osobę przez różnych „postępowych humanistów” w przededniu przyznania mu nagrody Nobla. Arnold Herberger – ówczesny kierownik katedry ekonomii na uniwersytecie w Chicago – zapewniał co prawda, że sześciodniowa wizyta Friedmana w Chile, odbyta zresztą na zaproszenie prywatnej fundacji, połączona z wygłoszeniem kilku odczytów, była jedynym jego pobytem w tym kraju i nie zajmował się on doradztwem ekonomicznym dla chilijskiego rządu, a o jego stosunku do reżimu świadczy fakt nie przyjęcia doktoratów honoris causa dwóch tamtejszych uniwersytetów. W przekonaniu oponentów wina Friedmana polegała na tym, że w Chile wcielano w życie jego poglądy ekonomiczne, co samo w sobie miało być dowodem na to, że są one „reakcyjne”. Friedman replikował, że choć odcina się od wszelkich reżimów, w tym również od chilijskiego, to cieszyłby się widząc, że jego teoria przyczynia się do poprawy warunków życia ludności i, co za tym idzie, ułatwia ewolucję sposobu rządzenia krajem w kierunku bardziej demokratycznym. Możliwość taka istnieje tak długo, jak długo zachowany jest system własności prywatnej, będący motorem jego koncepcji ekonomicznych, utożsamiany przez niego z wolnością ekonomiczną, stanowiącą źródło pozostałych wolności.

Naomi Klein napisała książkę „Doktryna Szoku”, którą zaczytują się różnej maści przeciwnicy wolnego rynku, zachłystując się jej „odorem” jak, nie przymierzając, moi studenci ciągnący gdzieś po kątach jakieś skręty. Samego Friedmana oczywiście nie czytali, ale wystarczy im to co napisała Naomi. Ja przeczytałem nie tylko „Wolny wybór”, ale i „Doktrynę Szoku”. I jestem w szoku. Po tym jak Pani Klein w jednej części pod tytułem „Dwóch doktorów szok” raczyła połączyć „neoliberalizm” Friedmana i praktyki prania mózgu przez CIA (Część 1, Rozdziały 1 i 2), najwyższy czas powiedzieć stop intelektualnemu terroryzmowi, który przypomina metody stosowane przez Ulrike Meinhof.

Ciekawe dlaczego pani Klein, pisząc „książkę o szokach, o tym jak kraje poddawane są wstrząsom – wojnom, atakom terrorystycznym, zamachom stanu i katastrofom naturalnym” nic nie napisała o szoku, jakiemu poddawani są codziennie mieszkańcy Kuby czy Korei Północnej? Może dlatego, że tam dyktatorzy nie sięgnęli po recepty Friedmana, więc zgodnie z „logiką” pani Klein, nie ma tam „szoku” – ergo pewnie jest lepiej!

Możemy poczytać w „Doktrynie szoku” o tym jak „Rosja wybrała opcję Pinocheta” i wkroczyła w „epokę brutalnego rynku”!!! (Część 4, Rozdziały 11 i 12). Gazprom w główce Pani Klei stał się „koncernem rynkowym”, realizującym światowy spisek „neoliberalny”.

A co mają do tego wszystkiego prostytutki? Właśnie nie wiem, dlatego byłem w szoku jak usłyszałem, że handel kobietami to prawie kwintesencja „neoliberalizmu”. Sutenerstwo, z tego co mi wiadomo, jest przestępstwem. Więc niech państwo ściga sutenerów. Od tego w końcu jest, żeby ścigać i karać tych, którzy naruszają prawo. Mam jednak wrażenie, że wyznawczynie Naomi Klein chciałyby wprowadzić jakąś Komisję Nadzoru Erotycznego, która będzie sprawdzała, czy niektóre panie chodzą do łóżka z miłości, czy też za pieniądze. I jak ma się z tym problemem uporać państwo, które nie jest w stanie uporać się z problemem reklamówek usług seksualnych wtykanych za wycieraczki samochodów? Chyba trzeba będzie poprosić o pomoc generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka – za ich czasów nie do pomyślenia było, żeby w ten sposób „zanieczyszczać miasto”.

Obawiam się tylko, że panie, których zdjęcia są na tych reklamówkach nie będą chciały iść do roboty za średnią krajową i płacić składek na ZUS. Ale z tym nie powinno być problemu, bo jak obalimy „neoliberalizm” to wszyscy będą zarabiali krocie i kobiety (i oczywiście mężczyźni też) nie będą z powodów ekonomicznych musieli uprawiać prostytucji. Zresztą zarówno twórca socjalizmu utopijnego – Charles Fourier, jak i twórca socjalizmu naukowego – Karol Marks zakładali, że w ich idealnym społeczeństwie kobiety bedą wspólne. Jak byśmy wprowadzili taki „raj na ziemi”, to problem prostytucji natychmiast zniknie – przynajmniej od strony popytu, jak podaż zostanie wprowadzona obowiązkowo.

P.S. „Wielka Reforma Emerytalna ” z 1999 roku i OFE za wzór mają system… chilijski.

Robert Gwiazdowski
10.11.2008 r.
***
Tekst był wcześniej opublikowany na blogu autora

12 thoughts on “Robert Gwiazdowski: Doktryna szoku: neoliberałowie i prostytutki”

  1. „Doktrynie szoku” podziękowałem po obejrzeniu reklamówki. W reklamówce były dwa w/w punkty – CIA i o 'doktrynie szoku’ M. Friedmana. Z MF zaczerpnięto wspaniały cytat – kłopot w tym, że kilka dni przed obejrzeniem reklamówki akurat skończyłem „Capitalism and Freedom” – a cytat był ze wstępu do tej książki. O tym, że zupełnie wyrwany z kontekstu nie muszą wspominać [wyrywając z kontekstu można udowodnić wszystko – chodźby polecenie 'zabijaj’ z 10 przykazań…].

    PS. Przeczytałem „No Logo”.

  2. Dodam tylko, że Gwiazdowski polecał tę książkę w jednym z ostatnich numerów Wprost i napisał mniej więcej coś takiego: polecam, bo choć nie zgadzam się praktycznie ze wszystkim, to niemal każdy fragment książki mnie zaciekawił i pobudził do dowiedzenia się czegoś więcej.

  3. Z Naomi Klein jest taki sam problem jak z Chomskim czy innymi „wolnościowymi socjalistami” niby ich krytyka obecnego systemu jest w dużej mierze prawdziwa ale boją się oni pójść o jeden krok dalej , wyciągnąć wnioski by zakrzyknąć za Rothbardem :
    „Kapitalizm ( oczywiście ten wolnorynkowy) jest najpełniejszym wyrażeniem anarchizmu a anarchizm jest najpełniejszym wyrażeniem kapitalizmu”. To dosyć powszechna „przypadłość” którą ja osobiście nazywam „anarchistyczną schizofrenią” która skutkuje potem dziwnymi i nie trzymającymi się kupy dywagacjami. Może to skutek stereotypowego pojmowania niektórych idei czy ideologicznej zapalczywości , nie wiem.

  4. No nie całkiem.. Gwiazdowski ma w wielu punktach rację, Klein jest mocno pogubiona, ale brakuje wzmianki o sprawie moim zdaniem zupełnie podstawowej: ten neoliberalizm jest przede wszystkim doktryną powołującą się na wolny rynek a wcale jego nie promującą (a raczej wolny dla równiejszych). WTO, NAFTA np. Nie wiem czy patenty i ochrona praw koncernów muzyczno-filmowych należą do tej doktryny ale się w nią wpisują elegancko. Tego pewnie M.Fr. nie popierał, nie wiem co sądzi o tym do kto sobie ryje nim wyciera, Klein może gadać głupoty bo ma niezłą markę, ale Gwiazdowski się sam stawia na jej poziomie Klein jak udaje że neoliberalizm to taki wolny rynek i to jeszcze we Wproście.

  5. Czytelnik, a Chomsky moim zdaniem przegina jak się domaga interwencjonizmu (bo z tego nie może nic dobrego wyjść, bo państwo i koncerny to jedna szajka i każdy interwencjonizm zawsze zrobią tak żeby wyszło na ich), ale jest jednak dużo kumatszy a poza tym Klein chyba w ogóle nie anarchizuje – więc to inna bajka.

  6. „Może to skutek stereotypowego pojmowania niektórych idei czy ideologicznej zapalczywości , nie wiem.”

    Nie trzeba być geniuszem, by widzieć bagno obecnego systemu, który opiera się na zbyt bliskich relacjach korporacje-państwo.
    Nawet obserwacje Ikononowicza są całkiem zgodne z rzeczywistością, lecz wyciąga niesłuszne i błędne wnioski, bo: 1. nie zależy mu na słuszności, lecz na wygraniu wyborów 2. jest zbyt głupi.

  7. Zastanawia mnie, dlaczego osoby psioczące na dzisiejszy system władzy (dominacja korporacji) nie widzą, że jest to wyraźny skutek wprowadzenia Friedmanowskich rozwiązań w latach 70 – 80. Liberalizacja prawa gospodarczego, otwarcie się na międzynarodowy kapitał i prywatyzacja siłą rzeczy pchają nas w świat dominacji międzynarodowych megakorporacji. Nie ma innej siły, która była by w stanie wyłożyć kapitał na kupno prywatyzowanych przedsiębiorstw. Neoliberalna koncepcja, nieważne jak słuszna w teorii, w praktyce musi doprowadzić do wzrostu nierówności, oligarchii, i realnego zmniejszenia się sfery wolności. Rynek jako rozwiązanie mógł by być dobry tylko w momencie wprowadzania go w stanie natury, u początków rozwoju cywilizacji człowieka, a nie w czasach koncentracji kapitału, a i to tylko w momencie, gdy spełniony zostanie warunek racjonalności. Bo rynek nie jest racjonalny sam w sobie a jedynie o tyle o ile racjonalni są jego uczestnicy. Widać przecież gołym okiem, że ludzie tacy nie są. Pozdrawiam.

  8. Romański, Friedman nie był libertarianinem, na pewno jeśli mówisz o Miltonie (z kontekstu widać że tak). Jestem też skłonny przypuszczać, że dodatkowo realizowano tylko tą wygodniejszą dla władz część jego idei. I nie widzę, żeby ktoś tu lansował neoliberalne koncepcje niezależnie od krytyki N. Klein. Kolega dyskutant nawet Ikonowicza w pewnym stopniu docenia, a Ty takie buty tu szyjesz szerząc jakieś stereotypy godne mediów głównego nurtu. Ludzie sie starają, tłumaczą, piszą, próbują odzyskać wykrzywione pojęcia…

  9. >Liberalizacja prawa gospodarczego, otwarcie się na międzynarodowy kapitał i prywatyzacja siłą rzeczy pchają nas w świat dominacji międzynarodowych megakorporacji.

    Pod warunkiem, że otwieramy się tylko na wielki kapitał, na czym faktycznie polegają umowy handlowe, a prywatyzujemy stwarzając wcześniej ulgi podatkowe, jakieś specjalne strefy gospodarcze. Utrzymujemy też patenty i prawa autorskie. W innym przypadku korporacje by rzeczywiście mogły funkcjonować, ale by nie dominowały. Można by też, chociaż to taki mój własny koncept, zlikwidować ograniczoną odpowiedzialność, aby wielcy kapitaliści odpowiadali zawsze bezpośrednio swoim majątkiem za długi firmy.

  10. >Rynek jako rozwiązanie mógł by być dobry tylko w momencie wprowadzania go w stanie natury, u początków rozwoju cywilizacji człowieka, a nie w czasach koncentracji kapitału, a i to tylko w momencie, gdy spełniony zostanie warunek racjonalności. Bo rynek nie jest racjonalny sam w sobie a jedynie o tyle o ile racjonalni są jego uczestnicy.

    Koncentracja kapitału to właśnie skutek braku wolnego rynku, ale nie rozumianego tak, jak współcześnie. Zresztą, jak się zdaje, nigdy nie było prawdziwego wolnego rynku. Libertarianie rozumieją to w sposób jedynie teoretyczny, i wydaje się, że dobra teoria to coś, co jak najbardziej ma zastosowanie w praktyce.

    W Austriackiej Szkole Ekonomii nie zakłada się, że człowiek jest racjonalny. Zdecydowanie krytykowane były dążenia ekonomistów mainstreamowych do zdefiniowania wartości rzeczy przez wypełnianie jakichś ankiet przez obywateli – ponieważ człowiek podejmuje poprawne decyzje tylko w praktyce jako osoba działająca i wymieniająca się z innymi owocami swoich działań. Co więcej, działań tych często nie da się opisać nawet liczbowo.

    Chyba, żeby uznawać racjonalizm za ideał, który osiągać można kosztem indywidualności, ale to już kwestia natury filozoficznej. Czy też nawet psychologicznej. Od wielu wielu lat uważa się, że człowiek nie rozwija się tylko przez bycie coraz bardziej i bardziej racjonalnym. Krytykuje się iloraz inteligencji jako parametr nie orzekający o możliwościach życiowych, a jedynie wskazujący na pewien życiowy potencjał, który rozwinąć się może dzięki korzystaniu z umiejętności określanych jako inteligencja emocjonalna. Czy działania ekonomiczne mają być wolne od emocji, pozostać brutalnie racjonalne? Ci, którzy to niegdyś proponowali, przeoczyli fakt, że skoro można racjonalnie spowodować w ludziach jakąkolwiek aktywność, to może być to również aktywność wojenna. Dla racjonalistycznie ukształtowanej publiki nie przedstawiało problemu to, że była wiedziona na rzeź w czasie dwóch wojen światowych.

  11. „Krytykuje się iloraz inteligencji jako parametr nie orzekający o możliwościach życiowych, a jedynie wskazujący na pewien życiowy potencjał, który rozwinąć się może dzięki korzystaniu z umiejętności określanych jako inteligencja emocjonalna.”

    I słusznie się krytykuje. Jakby się bliżej przyjrzeć to IQ nic nie mówi ani o inteligencji ani o inteligencji emocjonalnej.
    Często gęsto IQ określa tak naprawdę przynależność kulturową i… „urodzoność” proszę Pana Dobrze Urodzonego.

    Kiedyś na początku lat 90-tych zrobiono badania, z których wynikało, że ponad połowa Polaków to funkcjonalni analfabeci. Czyli niezdolni do przeczytania JAKIEGOKOLWIEK tekstu ze zrozumieniem. Gdy przyjrzano sie temu bliżej, to okazało się, że były to żywcem przetłumaczone teksty amerykańskie, czyli na przykład teksty dotyczące kart kredytowych, albo obsługi bankomatu. Szanownej Młodzieży przypominam, że w tamtych czasach tylko „Wybrańcy Bogów” mieli jakiekolwiek karty bankowe a zatem nie były tak powszechne jak dzisiaj. Dlatego też dla ludzi czytających ten tekst były całkowitą ABSTRAKCJĄ. Ciekawe czy ktoś powtórzył te badania dziś gdy już większość z nas z bankomatów korzystała?

    Ciekawe jakby wypadli profesorowie z Berkeley gdyby zrobić im test posiłkując się japońskimi przepisami kulinarnymi w czasach, gdy kuchnie azjatyckie były w USA zupełnie nieznane? Przede wszystkim Azja jest zupełnie odmienna kulturowo. No i nawet określenia smaków mają zupełnie inne niż euro-łacińskie.

    „Ci, którzy to niegdyś proponowali, przeoczyli fakt, że skoro można racjonalnie spowodować w ludziach jakąkolwiek aktywność, to może być to również aktywność wojenna. Dla racjonalistycznie ukształtowanej publiki nie było więc problemu, by być wiedzioną na rzeź w czasie dwóch wojen światowych.”

    Tu się zgadzam w całej rozciągłości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *