O ile norweska akademia nauka nagradza za pieniądze Alfreda Nobla, o tyle koszty doktora honoris causa ponosi polski podatnik. Dobrze, żeby wiedział, na kogo wydał swoje ciężko zarobione pieniądze…
Najpierw mówiło się, że nasz bohater ma tendencję do “przekręcania faktów”. Później okazało się, że dla osiągnięcia szlachetnego, skądinąd, celu nie zawaha się przed “naciąganiem faktów do swoich potrzeb”. Miał to być skutek jego “chłopięcej skłonności do koloryzowania i przesady”. Potem jednak pojawiły się opinie, i to nawet w życzliwych mu mediach, że b. wiceprezydent USA, a obecnie laureat Nagrody Nobla, Al Gore jest zwykłym kłamcą.
Inklinacje do kłamstwa – tłumaczyli zwolennicy Gore’a – nabył rzekomo od swego mistrza – prezydenta Billa Clintona. Jest jednak różnica między tym, jak kłamał Clinton, a łgarstwami Gore’a. O ile ten pierwszy kłamał, aby ochronić się przed żoną, przed odpowiedzialnością, przed karą, o tyle Gore kłamie często bezinteresownie, żeby nie powiedzieć…patologicznie.
Skłonności do “upiększania” prawdy nie pojawiły się u laureata dzisiaj. Rzecznik prasowy jego kampanii senatorskiej sprzed 20 lat, Mike Kopp ujawnił, iż podobne problemy miał sztab kampanijny w 1987 roku, kiedy, w zależności od doraźnych potrzeb, kandydat wymyślał zdarzenia nie mające odbicia w rzeczywistości. Na spotkaniu z farmerami twierdził na przykład, że jest skromnym farmerem, który zajmuje się hodowlą bydła, gdy tymczasem rodzinne gospodarstwo Gore’ów posiadało zaledwie kilka krów. W czasie mityngu z przedstawicielami rzemiosła budowlanego twierdził, że jest zawodowym deweloperem, gdy w rzeczywistości posiadali razem z ojcem kilka niewiele znaczących działek budowlanych.
Łgarstwa te składano na karb młodości, braku doświadczenia, chwaląc kandydata za silną motywację do działalności publicznej, dzięki czemu Gore senatorem jednak został. Inklinacje do zmyślania pojawiły się u Ala Gore’a ponownie w trakcie przemówienia na Konwencji Partii Demokratycznej, gdy po raz drugi ubiegał się wraz z Clintonem o Biały Dom. Potępiając firmy tytoniowe powiedział, że odciął się od nich z chwilą śmierci swej rodzonej siostry, która zmarła w młodym wieku na raka płuc, wywołanego paleniem papierosów. Tymczasem skądinąd wiadomo, że nadal korzystał z wielomilionowych dotacji przekazywanych na konto kampanii przez producentów papierosów. Ale to była co najwyżej hipokryzja…Który z polityków od niej stroni!
Objawy poważniejszego problemu psychicznego pojawiły się rok później, gdy Gore oświadczył publicznie, że jest wynalazcą…Internetu. Początkowo sądzono, że to żart, kiedy jednak oświadczenie to powtórzył, zaczęto się zastanawiać nad stanem jego umysłu. W ślad za Internetem przyszła “Love story”. Gore wyznał światu, że popularna powieść Segala, a potem film, powstały na kanwie jego osobistych przeżyć z ówczesną narzeczoną, a obecnie żoną, Tipper.
Takich kiksów miał więcej. Oto na spotkaniu z działaczami związku zawodowego transportowców (Teamsters) wyznał, że kiedy był dzieckiem matka często śpiewała mu do snu kołysankę “Remember the Union Label” (“Pamiętaj o swoim Związku” (zawodowym – rzecz jasna). Problem w tym, że kołysanka została skomponowana, gdy Gore miał…27 lat. Podobną “roztropnością” popisała się niegdyś Hillary Clinton, gdy w czasie wizyty w Nowej Zelandii wyznała Edmundowi Hillary, legendarnemu zdobywcy Mount Everest, że rodzice dali jej na imię Hillary właśnie na jego cześć. Tymczasem panna Rodham przyszła na świat pięć lat przed wejściem Hillarego na najwyższy szczyt świata.
Później Gore oświadczył butnie, że jest pierwszym sponsorem ustawy o reformie finansowania kampanii wyborczych, tymczasem w chwili gdy ustawa ta została zgłoszona do Kongresu, nie był jeszcze senatorem. Został nim dziesięć lat później. Twierdził też, że przez rok walczył na pierwszej linii frontu w Wietnamie, gdy tymczasem wiadomo, iż wyjechał tam na kilka miesięcy jako “sprawozdawca wojenny”. Miał też pisać przemówienia kandydatowi Demokratów w wyborach 1968 roku, Hubertowi Humphreyowi, a dobrze wiadomo że pisał je ktoś inny; potem chwalił się, że jeszcze w latach 80. dyskutował z Gorbaczowem szczegóły “perestrojki”; że jego ojciec, również senator był liderem ruchu w obronie Czarnych, gdy tymczasem był zwolennikiem segregacji etc. etc.
Ale i te zdarzenia można by od biedy podciągnąć pod miano “niewinnych zmyśleń”. Ot, chciał swoim wyborcom zaimponować. Gore zawsze stwarzał wrażenie mężczyzny, który ma problemy z samooceną. Ten jego protekcjonalny ton, sposób mówienia jak do małych dzieci, chęć postawienia na swoim za wszelką cenę, pragnienie posiadania racji, ostatniego zdania, nawet wbrew faktom, nawet wbrew prawdzie świadczą o braku pewności siebie, o braku zdecydowanej tożsamości…Gotów jest zrobić wszystko, aby go ludzie lubili, chwalili, podziwiali…
Popularny komik amerykański, Jay Leno, dworując sobie kiedyś z charakterystycznej dla Gore’a ciągłej zmiany poglądów powiedział po którejś z debat prezydenckich, że powinien debatować sam z sobą.
W trakcie afery z Moniką Lewinsky Gore utrzymywał, że Clinton to najlepsza rzecz, jaka się mogła Ameryce przytrafić. Później, w trakcie swej kampanii prezydenckiej, czując, że elektorat ma Clintona i jego seksafer dość, potrafił bez żenady odciąć się od swego przełożonego. Twierdził nawet, że “on z nim nie ma nic wspólnego”. Tak jakby nigdy nie był wiceprezydentem.
Gore dla osiągnięcia doraźnej korzyści potrafi zanegować to, co powiedział przed tygodniem, ba, poprzedniego dnia. Byle by tylko się przypodobać. Byle tylko skorzystać. Nie czuje się z tego powodu w najmniejszym nawet stopniu zakłopotany. I to powinno być dla wszystkich swego rodzaju ostrzeżeniem. Ale jakoś nie jest o czym świadczą jego nieustanne sukcesy.
Normalny człowiek wstydzi się swoich kłamstw, chce o nich jak najszybciej zapomnieć, Al. Gore nie czuje się nawet zażenowany.
Forsując swój plan darmowych (tylko z pozoru) leków dla emerytów (pomysł przejął od niego George W.), dla wykazania machinacji koncernów farmaceutycznych, podawał przykład własnej matki, która (rzekomo) na lekarstwa przeciwko reumatyzmowi wydawała trzykrotnie więcej, niż on, syn, na takie same lekarstwa przeznaczone do leczenia reumatyzmu u jego…psa. Po sprawdzeniu faktów, bo od pewnego czasu wszystko co Al Gore powiedział podlegało weryfikacji okazało się, że są to różne lekarstwa; różnica w cenie nie jest aż tak duża, a poza tym matka Gore’a żadnych takich leków nie zażywa.
Wiedząc, że znaczna część elektoratu Demokratów to zwolennicy aborcji, Gore przypominał, że całe życie był zwolennikiem prawa do aborcji. Otóż nie zawsze. Przed wiceprezydenturą był normalnym, szanującym życie nienarodzonych, przyzwoitym konserwatystą.
W swojej pierwszej sztandarowej książce na tematy ekologiczne domagał się podniesienia cen benzyny do co najmniej 2 dol. za galon, widząc w tym sposób na ograniczenie konsumpcji paliw, tymczasem później, kiedy cena benzyny poziom ten osiągnęła uruchamiał rezerwy strategiczne (o których n.b. twierdził, że zostały wymyślone przez niego), aby spowodować jej spadek. Potępiał koncerny naftowe za nieuczciwość i chciwość, a jednocześnie posiadał akcje “Occidental Petroleum”. Krytykował infiltrację amerykańskiego życia politycznego przez wpływowe i potężne “grupy interesów”, nie przeszkadzało mu to jednak wyciągać rękę po pieniądze od “Standard Oil” czy “Texaco”. I tak dalej, i tak dalej…
W 2000 roku Gore chciał za wszelką cenę zostać prezydentem USA. Obserwując jego wystąpienie podczas dwóch debat prezydenckich odniosłem wrażenie, jakby dla niego życie kończyło się na tej prezydenturze. Jego determinacja była chorobliwa, a więc i niebezpieczna. Wynajął sobie nawet konsultanta, który uczył go upodabniania się do…Ronalda Reagana. Ćwiczył gesty znienawidzonego przez Demokratów i siebie prezydenta, charakteryzował się na Reagana, przyjął reaganowski styl mówienia. Tak jakby nie miał własnej osobowości, jakby się samego siebie wstydził. To jest już coś znacznie groźniejszego od zwykłej gry politycznej.
Najbardziej jednak denerwujące są te jego nieustające kłamstwa. Mówiąc o kryzysie bałkańskim utrzymywał, że jego wuj, Reginald zginął w czasie I wojny światowej właśnie na Bałkanach, wskutek zatrucia gazami bojowymi. Wuj istotnie został zagazowany, ale we Francji, i nie zmarł na polu bitwy, lecz wiele lat później wskutek komplikacji z powodu ran odniesionych na wojnie. W trakcie kampanii prezydenckiej 2000 roku Al Gore wymyślił wyciskającą łzy z oczu historię niejakiej Winni Skinner z Iowa, która – stając przed dylematem – kupić żywność czy lekarstwa, zbierać musiała biedaczyna puszki aluminiowe, aby sprzedawać je na złom. Tymczasem Winni miała własny dom, dobrą emeryturę, dodatek związkowy, a co najważniejsze syna, który jej pomagał. Pomógłby więcej, ale matka nie chciała. Lubiła zbierać puszki, miała takie dziwactwo.
Demagogia ma swój kres, jest nim poczucie godności, uczciwość czy chociażby strach i wstyd. W przypadku Al Gore’a kategorie te nie istnieją. Większość Amerykanów zorientowała się w tym i dlatego jego kariera polityczna runęła w gruzy. Problem w tym, że poza granicami kraju mało kto wiedział, kim naprawdę jest. Być może właśnie tej ignorancji zawdzięcza pokojową nagrodę Nobla i sławę, której odpryskiem jest m.in. doktorat honoris causa uniwersytetu w Poznaniu.
Piszę to ku przestrodze tych, którzy zatroskani słowami Al. Gore’a zastanawiają się teraz co też stanie się z naszą planetą, gdy spełni się jego wizja globalnego ocieplenia. Sądząc z życiorysu laureata szansa takiego zdarzenia jest bliska zeru.
Jan M Fijor
11.12.2008 r.
Wszelkie kopiowanie i wykorzystanie w celach publicystycznych dozwolone za każdorazową zgodą autora oraz za podaniem źródła
***
Tekst był wcześniej opublikowany na stronie autora
Nie sądzicie, że do tego potrzeba dużo źródeł? Zarówno że Al Gore to powiedział jak i że było to nieprawdą?
„Na spotkaniu z farmerami twierdził na przykład, że jest skromnym farmerem, który zajmuje się hodowlą bydła, gdy tymczasem rodzinne gospodarstwo Gore’ów posiadało zaledwie kilka krów. ”
Jak rozumiem Panie Fijorze farmerem ma prawo nazywać się tylko Wielki Latyfundysta?
Czyli rozumiem, że administrator szkolnej sieci, gdy nazwie siebie informatykiem, też jest kłamcą i też należy go rozstrzelać?
Gdyby nazwał siebie programistą a nie stworzył żadnego programu, wtedy BYŁBY kłamcą nawet wg moich kryteriów.
A Pańska pogarda względem DROBNYCH rolników jest iście zastanawiająca!
„W czasie mityngu z przedstawicielami rzemiosła budowlanego twierdził, że jest zawodowym deweloperem, gdy w rzeczywistości posiadali razem z ojcem kilka niewiele znaczących działek budowlanych.”
Jan Fijor przyjacielem WYŁĄCZNIE Wielkiego Bussinesu?
„Takich kiksów miał więcej. Oto na spotkaniu z działaczami związku zawodowego transportowców (Teamsters) wyznał, że kiedy był dzieckiem matka często śpiewała mu do snu kołysankę “Remember the Union Label” (“Pamiętaj o swoim Związku” (zawodowym – rzecz jasna). Problem w tym, że kołysanka została skomponowana, gdy Gore miał…27 lat. Podobną “roztropnością” popisała się niegdyś Hillary Clinton, gdy w czasie wizyty w Nowej Zelandii wyznała Edmundowi Hillary, legendarnemu zdobywcy Mount Everest, że rodzice dali jej na imię Hillary właśnie na jego cześć. Tymczasem panna Rodham przyszła na świat pięć lat przed wejściem Hillarego na najwyższy szczyt świata.”
Jak dla mnie zwykła mitomania!
Może kobieta chciała komuś sprawić przyjemność? To takie słodkie!
Już gdzieś widziałem takie ZAKUTOŁBISTE definicje prawdy!
„W swojej pierwszej sztandarowej książce na tematy ekologiczne domagał się podniesienia cen benzyny do co najmniej 2 dol. za galon, widząc w tym sposób na ograniczenie konsumpcji paliw, tymczasem później, kiedy cena benzyny poziom ten osiągnęła uruchamiał rezerwy strategiczne (o których n.b. twierdził, że zostały wymyślone przez niego), aby spowodować jej spadek. Potępiał koncerny naftowe za nieuczciwość i chciwość, a jednocześnie posiadał akcje “Occidental Petroleum”. ”
Większość Amerykanów posiada jakieś akcje. A akcji nie kupuje się z miłości ale po to żeby zarobić.
„Krytykował infiltrację amerykańskiego życia politycznego przez wpływowe i potężne “grupy interesów”, nie przeszkadzało mu to jednak wyciągać rękę po pieniądze od “Standard Oil” czy “Texaco”. I tak dalej, i tak dalej…”
W temacie hipokryzji lepsi są politycy PRAWICY. Jakoś nie zajął się Pan fantasmagoriami G. Debiliu Busha, któy utrzymywał, że osobiście rozmawiał z samym Panem Bogiem!
„W trakcie kampanii prezydenckiej 2000 roku Al Gore wymyślił wyciskającą łzy z oczu historię niejakiej Winni Skinner z Iowa, która – stając przed dylematem – kupić żywność czy lekarstwa, zbierać musiała biedaczyna puszki aluminiowe, aby sprzedawać je na złom. Tymczasem Winni miała własny dom, dobrą emeryturę, dodatek związkowy, a co najważniejsze syna, który jej pomagał. Pomógłby więcej, ale matka nie chciała. Lubiła zbierać puszki, miała takie dziwactwo.”
Może był niedoinformowany?
Prawicowcom też się zdarza. Jeden konlib ( znający mnie słabo ) uznał mnie kiedyś za bolszewika, bo dowiedział się, że na nowy rok piłem Sowietskoje Igristoje Połsuchoje Krasnoje. Faktycznie piłem, bo lubię i takie mam dziwactwo. W miniony nowy rok też.
„Demagogia ma swój kres, jest nim poczucie godności, uczciwość czy chociażby strach i wstyd. W przypadku Al Gore’a kategorie te nie istnieją. Większość Amerykanów zorientowała się w tym i dlatego jego kariera polityczna runęła w gruzy. Problem w tym, że poza granicami kraju mało kto wiedział, kim naprawdę jest. Być może właśnie tej ignorancji zawdzięcza pokojową nagrodę Nobla i sławę, której odpryskiem jest m.in. doktorat honoris causa uniwersytetu w Poznaniu.”
Cóż! Nie powinno to Pana szokować. Komisja Noblowska tez się myli. Ktoś kiedyś w latach 60-tych dostał Nobla za odkrycie promieni Q które rzecz jasna nie istniały.
„Piszę to ku przestrodze tych, którzy zatroskani słowami Al. Gore’a zastanawiają się teraz co też stanie się z naszą planetą, gdy spełni się jego wizja globalnego ocieplenia. Sądząc z życiorysu laureata szansa takiego zdarzenia jest bliska zeru.”
A gdyby jakiś komunista albo socjalista stwiedził że robaczywe mięso jest obrzydliwe i śmierdzi, to co? Dla Prawackiej Zasady twierdziłby Pan coś przeciwnego i wprowadzał obowiazek jedzenia robaczywego mięsa?
Globalne ocieplenie wymaga jeszcze głębszego zastanowienia. Nie do końca zbadano mechanizm Pompy Oceanicznej i Ekosystemów Pozasłonecznych dlatego nasza wiedza na ten temat jest co najmniej niepełna. I niczego tu nie zmienia życiorys Ala Gora.
Lecz Pańskie zacietrzewienie w tym temacie jako żywo przypomina amerykańskich kreacjonistów dla których INO Biblia jest prawdą.
Co do Clintona to po aferze z Moniką Levinsky facet bardzo urósł w moich oczach. Za to, że swojej byłej kochanki NIE ZLIKWIDOWAŁ jak to czynią politycy tzw Prawicy czyli w większości paniczykowie z bogatych domów i z tradycjami przez co mają większe możliwości likwidowania niewygodnych dla siebie osób.
To na razie tyle,
„”Większość Amerykanów posiada jakieś akcje. A akcji nie kupuje się z miłości ale po to żeby zarobić.””
-To się nazywa chyba hipokryzją, nieprawdaż? Większość czy mniejszość, grupa czy jednostka, jeśli ktoś chce, aby traktowano go poważnie, to powinien zachowywać się choć odrobinę jak na poważnego mężczyznę polityka męża stanu przystało. 😀
„W temacie hipokryzji lepsi są politycy PRAWICY. Jakoś nie zajął się Pan fantasmagoriami G. Debiliu Busha, któy utrzymywał, że osobiście rozmawiał z samym Panem Bogiem!”
-Wg tamtejszych kryteriów Bush to 'twardy lewak’.
Prawicą to prędzej byłby „prolifer” Paul. :>
„Globalne ocieplenie wymaga jeszcze głębszego zastanowienia. Nie do końca zbadano mechanizm Pompy Oceanicznej i Ekosystemów Pozasłonecznych dlatego nasza wiedza na ten temat jest co najmniej niepełna. I niczego tu nie zmienia życiorys Ala Gora.”
Panu Fijorowi radzę się jednak głębiej zastanowić , bo takie gadanie wynika z jego niewiedzy a nie z niewiedzy naukowców.
„“”Większość Amerykanów posiada jakieś akcje. A akcji nie kupuje się z miłości ale po to żeby zarobić.””
-To się nazywa chyba hipokryzją, nieprawdaż? Większość czy mniejszość, grupa czy jednostka, jeśli ktoś chce, aby traktowano go poważnie, to powinien zachowywać się choć odrobinę jak na poważnego mężczyznę polityka męża stanu przystało. „”
Fakt! To się nazywa hipokryzja. Z tym, że wypominanie posiadania akcji w USA gdzie jest to niemal Religią Narodową, to tak jak wypominanie Szwedce że jest blondynką. Chciałem tylko zaznaczyć że Gore nie odbiega rozmiarami hipokryzji od innych polityków. Zwłąszcza tych tzw prawicowych.
Jednym słowem zarzut wobec Gore’a jest PRAWDZIWY ale wygląda niepowaznie.
„“W temacie hipokryzji lepsi są politycy PRAWICY. Jakoś nie zajął się Pan fantasmagoriami G. Debiliu Busha, któy utrzymywał, że osobiście rozmawiał z samym Panem Bogiem!”
-Wg tamtejszych kryteriów Bush to ‘twardy lewak’.”
Formalnie rzecz ujmując jest Republikaninem, a Libertariańskie Standardy Lewactwa są zrozumiałem dla niewielkiej garstki osób. Fakt że G.W. Bush wpadł w neokonserwatyzm, ale o tym, że neokoni to byli trockiści co się obrazili na ZSRR też wie niewiele osób.
Dopóki libertarianie nie wyleczą się z Syndromu Przeintelektualizowanego Paniczyka to czarno widzę przyszłość tego Ruchu. To apel ogólny a nie tylko do Ciebie Kamilu.
„Prawicą to prędzej byłby “prolifer” Paul.”
Jakoś nie lubię „prolifer’ów”. Po bliższym poznaniu okazuje się że są religijnymi fundamentalistami. Tak na marginesie pojęcie Lewicy i Prawicy jest już zużyte o czym wiele razy pisano na tym forum. A skoro tak, to czemu wyzywanie od „lewaków” jest na tym forum standardem? Może któś mi powie.
„Fakt! To się nazywa hipokryzja. Z tym, że wypominanie posiadania akcji w USA gdzie jest to niemal Religią Narodową, to tak jak wypominanie Szwedce że jest blondynką.
Tak, ale większość Amerykanów, z tego co mi wiadomo, nie psioczy otwarcie na korporacje, które sama wspiera posiadając ich akcje.
„Chciałem tylko zaznaczyć że Gore nie odbiega rozmiarami hipokryzji od innych polityków. Zwłąszcza tych tzw prawicowych.”
To swoją drogą…