Wyobraźmy sobie typową monarchię w małej 100-osobowej wiosce. W owej monarchii mamy króla, który zarządza swoim 100-osobowym królestwem żelazną ręką, w typowo autorytarnym stylu. Jednak pewnego dnia, nasz monarcha przeraził się, że jeśli nie wprowadzi demokracji, spadną na niego demokratyczne bomby pokoju i tolerancji. Przystąpił więc do demokratycznych przemian niemal natychmiast, w demokratycznych wyborach samemu zostając wybranym prezydentem, po pokonaniu pozostałych dwóch kandydatów. Pierwsze zarządzenie młodej demokracji dotyczyło spędzenia wieczoru w restauracji, ale w prawdziwej demokracji prezydent nie może tak po prostu wydać polecenia, musi posłuchać woli ludu. Nasz ex-monarcha zarządza więc referendum, w którym każdy człowiek może wybrać czy chce spędzić wieczór we włoskiej restauracji czy w chińskiej restauracji. Zdecydowaną większością 79 do 21 wybrano restaurację włoską i tam też udali się mieszkańcy wioski by spędzić wieczór, zgodnie z demokratyczną wolą ludu.
Co jest nie tak w tej historyjce? Kwestia wyboru. Wydawać by się mogło, że mieszkańcy tej małej, demokratycznej wioski mają wybór niemal na każdym kroku, że niemal cały czas decydują o swoim losie. Nie jest to jednak do końca prawda. Po pierwsze mieszkańcy dostali wybór między włoską restauracją, a chińską. Co z fanami kuchni japońskiej, co z fanami kuchni polskiej, węgierskiej czy francuskiej? Nie dostali nawet opcji głosowania na swój ulubiony zestaw dań. Po drugie, co z ludźmi, którzy nie chcieli spędzać wieczoru w restauracji? Może ktoś chciał obejrzeć film, poczytać książkę lub po prostu poleżeć w spokoju? Wybór był jednak określony: jeden z dwóch typów restauracji. Wreszcie co z samym prezydentem? Czy ktokolwiek dostał wybór by nie mieć prezydenta? Nie, można wybrać prezydenta spośród trzech kandydatów, ale opcji „brak władzy” tam nie było.
Demokracja jest bardzo interesującym zjawiskiem, jest iluzją wolnego wyboru, w którym możemy decydować tylko spośród tego na co pozwala klasa rządząca, nie możemy dokonywać prawdziwie wolnych wyborów. Na szczęście, wolny wybór istnieje w takiej sferze jak związki międzyludzkie, możemy wybrać sobie przyjaciół, możemy wybrać sobie kochanka czy małżonka tak jak sobie tego życzymy. Jak by to jednak wyglądało gdyby tego typu sprawy załatwiano w demokratyczny sposób? Wybór z określonej puli kandydatów na małżonka? Skąd państwo wiedziałoby, że nasz wymarzony kandydat jest w puli? I wreszcie skąd państwo wiedziałoby, że w ogóle zainteresowani bylibyśmy ożenkiem? Czy dałoby się nazwać taką sytuację inaczej niż zinstytucjonalizowany gwałt? Pytanie jest chyba retoryczne.
Czy demokracja jest lepsza od autorytaryzmu? Pod wieloma względami tak. Nie dlatego jednak, że możemy wybrać sobie politycznych władców, bo to nie jest wolny wybór. Demokracja, jakkolwiek wielki krok naprzód w stosunku do brutalnych autorytaryzmów ją poprzedzających, wciąż pozostaje smutna parodią wolnego wyboru. Polityczny władca i podatki lub brak politycznego władcy i brak podatków, gdyby ludzie dostali taki wybór, jak długo utrzymałaby się ta maskotka intelektualistów?
Rafał Modzelewski
02.01.2009 r.
***
Tekst ukazał się wcześniej na blogu autora
„możemy wybrać sobie przyjaciół, możemy wybrać sobie kochanka czy małżonka tak jak sobie tego życzymy. ”
Całkowicie się nie zgadzam. ;]
O ile na to kto będzie naszym znajomym lub kolegą mamy jako taki wpływ, o tyle już go nie ma jeśli chodzi o to, kto będzie naszym przyjacielem lub kochanką (pisze w imieniu swoim!). Miłość i przyjaźń są spontaniczne.
W demokracji 51 osobom dużo łatwiej narzucić debilne pomysły 49-osobowej mniejszości niż jednemu monarsze zrobić to samo z 99 poddanymi. W monarchii państwo jest prywatną własnością jednej osoby, ale to nie jest tak, że może ona zrobić co chce z ludźmi żyjącymi w królestwie.
„W demokracji 51 osobom dużo łatwiej narzucić debilne pomysły 49-osobowej mniejszości niż jednemu monarsze zrobić to samo z 99 poddanymi.”
Czyli co ??? Niby demokracja jest bardziej zamordystyczna od monarchii ???
„W monarchii państwo jest prywatną własnością jednej osoby, ale to nie jest tak, że może ona zrobić co chce z ludźmi żyjącymi w królestwie.”
Nie można być właścicielem czyjeś własności – to zwyczajna uzurpacja.
„ale to nie jest tak, że może ona zrobić co chce z ludźmi żyjącymi w królestwie.”
Ależ może zrobić dokładnie to, co mu się podoba. Jeżeli chce poddać wszystkich kulawych batożeniu, to jest to decyzja odgórna, z którą mogą się nie zgadzać, ale której muszą się podporządkować. Bo monarcha ma w ręku wszystkie aparaty represji, jakimi dysponuje państwowość i tych opornych podda podwójnemu batożeniu 🙂
W rozmowach o plusach monarchii jej zwolennicy zdają się zakładać, ze władca zawsze będzie mądry, kochający lud i sprawiedliwy. A tak wcale nie musi być. Prawda?
Monarchia != autorytaryzm.
Owszem Monarcha bywa głupi, ale taki zazwyczaj rządzi krótko a w demokracji rządy głupców to reguła! W dodatku demokracja w 90% przypadków prowadzi do coraz większego socjalizmu,. Ja nie twierdzę, że monarchia jest systemem idealnym ale na pewno jest 10x lepsza od demokracji.
lolo,
a wiesz, jak demokrację rozumiał choćby Mises?
Nie, nie wiem jak demokrację rozumiał Mises.
Nie jestem pewien, czy nie wolę rządów głupców od rządów mądrych. Jeśli ten, kto rządzi ma interesy sprzeczne z moimi – np. zniewalanie mnie, okradanie – to lepiej, by ich nie realizował. A większa szansa, że nie zrealizuje ich głupiec – bo nie będzie potrafił…
Tu się absolutnie zgadzam z Jackiem, przed państwem chroni nas głównie jego niekompetencja. Natomiast gdyby kompetentnemu monarsze dać dostęp do wszystkich znanych nam technologii i bogactwa wytworzonego przez wolny rynek to marny byłby nasz los.
Opowiadam sie za rzadami madrych, bo tylko madry rozumie drugiego czlowieka. Prosze nie mylic z tymi wyuczonymi. Tylko glupi potrafi zniewalac, madremu to nie jest potrzebne. ( Glupota tez ma swoja skale).
Osobiscie odczuwam przesyt iluzji.
Nie wiem skąd to założenie, że monarcha (zwłaszcza mądry) jak tylko będzie miał taką sposobność, to będzie dręczył swoich poddanych? Mądry władca raczej da im możliwość spokojnego rozwoju tak, by pomnażali dobrobyt w jego Królestwie.
Zarówno demokracja jak i monarchia może się zamienić w totalitaryzm. Nie reguły, ale istnienie państwa jest już jednym krokiem w stronę pełnego zniewolenia.
>Nie wiem skąd to założenie, że monarcha (zwłaszcza mądry) jak tylko będzie miał taką sposobność, to będzie dręczył swoich poddanych?
Bo na tym polega rządzenie państwem?
Pobiera się podatki (okrada); daje jednym przywileje kosztem drugich (wedle widzimisie królewskiej mości)..
> Mądry władca raczej da im możliwość spokojnego rozwoju tak, by pomnażali dobrobyt w jego Królestwie.
A jaki będzie miał z tego interes?
Taki, ze zwiększy sie mu wartość kapitałowa jego własności. Czyli mneij więcej taki, jaki ma właściciel samochodu z dbania o njego, miast sprzedawania na części.
By później na nałożyć na ludzi większe podatki lub sprzedać królestwo jakiemuś innemu władcy.
Ale jedno tutaj się nie zgadza, a mianowicie, to kto tutaj jest właścicielem, kto pasożytem i złodziejem.
Jak nie trudno się domyślić właścicielami są ludzie, a pasożytem król. Jakim prawem od pretenduje do posiadania własności innych?
Wyobrazmy sobie Rewolucje Francuska…
No i ??????????
Mam propozycje. Założę się, że każdy z nas nie ma zbyt wiele czasu, aby móc długo przesiadywać przed komputerem czekając na rozwinięcie myśli przeciwnika, więc co powiecie na to, żeby od razu pisać pełne argumenty? :>
A wyobraźmy sobie taką sytuację:
Mam w swoim posiadaniu 500 ha ziemi. Grodzę ją i nazywam Wolnym Księstwem Krakowa (takie sobie tabliczki ustawiam na wjazdach). Samemu nie mam jak jej zagospodarować, więc ściągam ludzi i mówię „oto dostajesz ode mnie ziemię tę w lenno, w zamian za to będziesz mi płacił część dziesiątą swych zbiorów. Jakbyś miał problemy z sąsiadem, to ja będę ów spór rozstrzygał. Sztama?” I w ten właśnie sposób zasiedlam sobie te 500 ha ludźmi, a oni na tej samej zasadzie umawiają się z rolnikami. Jestem księciem, mamy ustrój monarchiczny i feudalny.
Jeżeli pojawi mi się na terenie mojego księstwa agorysta, który będzie pierdolił że nie mam prawa do władzy nad tymi terenami, to go rozerwę końmi.
Ciekawe założenie ad hoc.
Że każda osoba spośród tych 500 zgodzi się na indentyczne lub w miarę podobne warunki umowy.
😀
>Jeżeli pojawi mi się na terenie mojego księstwa agorysta, który będzie pierdolił że nie mam prawa do władzy nad tymi terenami, to go rozerwę końmi.
Nie możesz. Póki nie naruszy aksjomatu nieagresji twoich lenników…
Ale dobry przykład. Warto dodać:
1. czy umowy dotyczą, że dzieci, wnuki, prawnuki i pra(n)wnuki również będą zobligowane do przestrzegania umowy? albo inaczej:
2. kogo i na ile czasu kontrakt ma obowiązywać?
A już w kwestii rozwiązania:
1. agorysta raczej nie wpadnie, jeżeli umowa była dobrowolna z obydwu stron i nie wchodziło w grę wrabianie w to potomków (no, chyba, że sami złożą dobrowolnie podpis, pod taką umową).
2. jeżeli kontrakt obowiązywać na bezterminowo, to agorysta ma jak najbardziej prawo wpaść (choć z drugiej strony, narusza Twoją własność) i mówić, że skoro ziomki się na to nie zgodzili osobiście, to nagannym moralnie i niesprawiedliwym jest rzeczona sytuacja.
Proste?
@Ultrarecht
Na co prości ludzie, acz dobrze obeznani z radykalnym ujęciem Lockeańskich standardów własności prywatnej, które prezentował m.in. Rothbard (w myśl którego, żadne tomahawk improvements w postaci symbolicznego grodzenia na ten przykład, nie spełniają kryterium „wymieszania dobra natury z pracą ludzkich rąk”), odpowiedzieli w te słowa: „Jak se te dwa kunie weźmiesz i na roli będziesz z nimi popierdalał, w te i wewte przez równe 500 ha, to wtedy pogadamy. A tera możesz se w dupę swoje pretensyje do trybutu wsadzić!”.
Wybacz mi te, o wielki książę, wulgaryzmy. Wszak chłop prosty jest i nie pojmuje, jak można sobie rościć prawo do pobierania renty od ziemi, której się samemu nawet motyką nie ruszyło.
To w końcu która interpretacja Lockeańskich standardów własności jest właściwa ??? Słyszałem o jakiś wyjątkach ale w ogóle nie rozumiem o co chodzi.
Skoro libertarianie podpierają się tą zasadą ze własność nabywamy „mieszając” swoją pracę z przedmiotem to co w takim razie począć z lasami , rzekami , morzami ??? bo z drugiej strony libertarianie twierdzą że właśnie brak własności nad tymi zasobami sprawia że można je dowolnie eksploatować i niszczyć. Jak to w końcu jest z tym Lockiem ??? 🙂
@ Kamil
To ja wyznaczam warunki umowy, bo to ja jestem właścicielem, więc nie muszę się nad tym zastanawiać.
Jeżeli ustanowię konstytucję, na mocy której na moim terenie zakazana jest działalność agorystów (i karana jest śmiercią), to rozerwanie końmi jest wolną decyzją rozrywanego końmi agorysty.
@ Filip
Generalnie oddaję ziemię pod pewnymi warunkami. Spencer zauważył, że w monarchicznej (choć już parlamentarnej) Anglii właściwie wszyscy byli formalnie „dzierżawcami korony”, a nie właścicielami danej ziemi. W momencie przejęcia ziemi w spadku, następuje przejęcie ziemi obciążonej pewnymi warunkami, więc nie ma zasadniczo możliwości, aby dany kawałek z moich 500 ha podlegał prawu do secesji, która byłaby w tym przypadku naruszeniem mojej własności. Chyba, że w kontrakcie zaznaczono inaczej : )
Ach, własność to wszak kradzież, a jak pisał Rousseau wszelkie zło pochodzi od tego, kto pierwszy postawił sobie płot i rzekł „to moje”.
Locke uznawał za prawowite zawłaszczenie dóbr niczyich w pewnych granicach, stanowionych przez potrzebę zawłaszczającego. Ale to jest postulat moralny, którego w żaden sposób nie można egzekwować środkami politycznymi, bo to nie jest już wolność, ale centralne planowanie.
@Ultrarecht
Wystarczy, że wystarczająco wielu ludzi zaakceptuje tę, dość restrykcyjną wersję Lockeańskich standardów i żadne „centralne planowanie” nie będzie konieczne, żeby twoje roszczenia pozostały tylko roszczeniami, hyhy…
Btw, egzekwowanie tytułu własności do 500 ha już niby nie wymaga środków politycznych? Poważnie wierzysz, że ludzie (zwłaszcza nie sygnatariusze umowy, ale ich dzieci, wnuki etc) będą twoje roszczenia dobrowolnie akceptowali?
Ja nie mam żadnych roszczeń, roszczenia to ma lewactwo we wszelkich kolorach i odmianach. Ludzie akceptują dobrowolnie prawo własności? A ja myślałem, że istnieją złodzieje, mordercy, gwałciciele i inni. Od tego, żeby egzekwować prawo własności, jest w domu broń i trenowanie się w celności strzałów.
>To ja wyznaczam warunki umowy, bo to ja jestem właścicielem, więc nie muszę się nad tym zastanawiać.
Oczywiście, ale wątpię, by ktokolwiek się na takie warunki zgodził, a już z pewnością nie 500 ludu.
>Jeżeli ustanowię konstytucję, na mocy której na moim terenie zakazana jest działalność agorystów (i karana jest śmiercią), to rozerwanie końmi jest wolną decyzją rozrywanego końmi agorysty.
Wtedy to już szanse na zasiedlenie twojej ziemi przez 500 luda wynosiłyby zero. 🙂
@Ultrarecht
Sęk w tym, że ludzie wyznają różne standardy praw własności, niekoniecznie preferowane przez ciebie. W ich układach odniesienia, jak najbardziej możesz uchodzić za roszczeniowca, w związku z wysuwanymi żądaniami zapłaty w zamian za możliwość użytkowania „twojej” ziemi. I nie widzę powodu, czemu mieliby tak nie myśleć? Potrafisz uzasadnić, dlaczego akurat twoje kryterium tomahawk improvement miałoby wystarczyć, żeby uznać dane dobro za czyjąś „prawowitą” własność?
Z punktu widzenia właśnie pewnych standardów praw własności, to raczej ty mógłbyś uchodzić za kryminalistę, jako „właściciel” 500 ha, których nie użytkujesz i zmuszasz ludzi pragnących z jakąś ich częścią zmieszać pracę własnych rąk, do uiszczania renty.
Nie mam zamiaru czynić ci z tego powodu jakichś zarzutów o łamanie Wolnościowych Aksjomatów czy innych pierdół, ponieważ egzekwowanie preferowanej przeze mnie własności również wymagałoby użycia w pewnych okolicznościach „środków politycznych”, choćby w konfrontacji z typkami twojego pokroju. Tym się różnimy, że ja piszę o tym otwarcie, podczas gdy ty maskujesz swoje autorytarne zapędy libertariańskim bzdeceniem o „dobrowolności”.
Włączyłem się w tę dyskusję, bo korciło mnie żeby sprawdzić, czy to, za czym optujesz w praktyce w ogóle czymś się różni od wizji monarchistów, faszystów i reszty skrajnie prawicowego tałatajstwa. Teraz już wiem, że niczym, a „anarcho-hoppeanizm” to zdecydowanie nie moja bajka. Dzięki za te jakże pouczające posty, miłego dnia i (tymczasowo) bez odbioru 🙂
A kimże jest ten Ultrarecht?
Czy się już nie widzieliśmy kiedyś pod innym nickiem?
Olgierd Sroczyński = Ultrarecht = Dieuleroi = Z Krakowa (?)
Od początku mej bytności na tej stronie używam jednego nicka, nigdy nie podpisywałem się jako „Dieuleroi” (to adres mojego bloga na salonie) ani jako „Z Krakowa”. : ))))))
Całe szczęście istnieje jeszcze broń, z pomocą której będzie można wpuścić nieco powietrza do mózgów agorystów porywających się na moje 500 ha i niczego nie będę musiał tłumaczyć : )))))
Dzięki za informacje 🙂
@Ultrarecht
Spróbuj najpierw zdobyć te 500 ha i założyć swoje wyśnione księstwo, to wtedy pogadamy, kto komu będzie „mózgi wietrzył”. Podobnie jak większość przedmówców jestem zdania, że nikt przy zdrowych zmysłach nie zawarłby z tobą takiej umowy – i myślę, że tym optymistycznym akcentem mogę zakończyć dyskusję 🙂
PS. No, ewentualnie miałbyś szansę zostać Panem na Wypizdowiu, władcą jednoosobowego księstwa 😀 Ostatecznie, po Rewolucji wolnej ziemi do wzięcia byłoby tak dużo, że chyba mało komu chciałoby się użerać o jakieś 500 ha…
>Tym się różnimy, że ja piszę o tym otwarcie, podczas gdy ty maskujesz swoje autorytarne zapędy libertariańskim bzdeceniem o “dobrowolności”.
Ale przecież nie napisał, że chce kogoś zmuszać do użytkowania jego hektarów.
Po prostu wierzy, słusznie lub nie, iż to mu się uda.
Nie ma niczego złego w marzeniach. 🙂
>Sęk w tym, że ludzie wyznają różne standardy praw własności, niekoniecznie preferowane przez ciebie. W ich układach odniesienia, jak najbardziej możesz uchodzić za roszczeniowca, w związku z wysuwanymi żądaniami zapłaty w zamian za możliwość użytkowania “twojej” ziemi. I nie widzę powodu, czemu mieliby tak nie myśleć? Potrafisz uzasadnić, dlaczego akurat twoje kryterium tomahawk improvement miałoby wystarczyć, żeby uznać dane dobro za czyjąś “prawowitą” własność?
Czyli mam rozumieć, że jeśli po zawłaszczeniu (zmieszaniu swej pracy z ziemią) jakiegoś dużego obszaru, a następnie pozostawieniu go nieużywanym (ale ogrodzonym), gdyż w najbliższym okresie nie mam jak go zabudować, więc z punktu widzenia sąsiadów wygląda to jakby ziemia leżała „odłogiem”, to postawa roszczeniowa w stosunku do mojej ziemi jest uzasadniona?
Ja w nic nie wierzę, myślałem że to dyskusja teoretyczna a nie planowanie sobie przyszłości. Założyłem teoretyczną możliwość powstania monarchii i feudalizmu na zasadach umów (co nie jest wyssanym z palca założeniem, jako że lenno faktycznie w dużej mierze było umową – czy to wynikającą z potrzeby serca wasala, czy też z powodu jego przegranej w wojnie).
Zresztą do tego też odnosi się kwestia „akceptowania lub nie” mojego tytułu własności do 500 ha. Słusznie zostało napisane, że skoro istnieją różne standardy praw własności, to znaczy, że należałoby uznać również te, jakie wyznaje złodziej mojej komórki lub pieniędzy. Co mnie obchodzi, czy ktoś będzie akceptował to, że właścicielowi 500 ha powodzi się lepiej niż zaćpanemu agoryście – podobnie jak nie obchodzi mnie to, czy ktoś akceptuje, że ja mam np. skórzaną kurtkę lub skórzane rękawiczki, a on chodzi w ortalionie i mu zimno.
„Ja w nic nie wierzę, myślałem że to dyskusja teoretyczna a nie planowanie sobie przyszłości. Założyłem teoretyczną możliwość powstania monarchii i feudalizmu na zasadach umów (co nie jest wyssanym z palca założeniem, jako że lenno faktycznie w dużej mierze było umową – czy to wynikającą z potrzeby serca wasala, czy też z powodu jego przegranej w wojnie).”
Ha ha ha… Dobre!
„niż zaćpanemu agoryście – podobnie jak nie obchodzi mnie to, czy ktoś akceptuje, że ja mam np. skórzaną kurtkę lub skórzane rękawiczki, a on chodzi w ortalionie i mu zimno.”
Bo pijany i brudny monarchista będzie wyjadał najlepsze resztki ze śmietnika temu 'zaćpanemu agoryście’. :>
Kamil, obadaj proszę artykuł Pera Bylunda, w którym starał się dokonać syntezy idei użytkowania i Lockeańskiej własności prywatnej. Myślę, że znajdziesz tam wskazówki, jak rozwiązać twój dylemat (zwłaszcza w treści akapitu pt. Use-Right Theory).
Późnym popołudniem postaram się sam coś skrobnąć, w tym momencie niestety nie cierpię na nadmiar wolnego czasu.
Cześć Rafał,przesyłam pozdrowienia, napisz co u Ciebie na urtica@poczta.onet.pl