Konrad ”Turin” Kozioł: (pseudo)Naukowość, prakseologia i system.

Zainspirowany pewną dyskusją na pewnym forum zacząłem ostatnimi czasy zapoznawać się z argumentami przeciwników Austriackiej Szkoły Ekonomii, szczególnie zaciętymi na jej metody, kwitowane prostym stwierdzeniem “nienaukowości”.

Niezmierzoną ciekawością wiedziony, chciałem dowiedzieć się, czym w takim razie jest owa naukowość w naukach ekonomicznych. Liczyłem na zaskoczenie, może na coś, co byłoby w stanie zrewidować moje poglądy. Niestety, jedynie się w nich utwierdziłem. Ale – do rzeczy.

Prześledźmy historię innej nauki – mianowicie fizyki. Siłą rzeczy, metody badania praw fizyki muszą być ściśle naukowe. A jednak co pewien czas pojawia się teoria, która rewiduje poglądy wcześniejsze. W ten sposób mechanika Newtona, wywiedziona z czystej empirycznej obserwacji i ubrana w matematyczne równania, stała się częścią uogólnionej teorii Maxwella, która z kolei zawarta została w relatywistyce Einsteina, czekającej obecnie na unifikację z mechaniką kwantową i przyjętym modelem standartowym.

W każdym z tych przypadków najpierw powstawał teoretyczny model, oparty na logicznych stwierdzeniach i systemowych powiązaniach, którego empiryczne udowodnienie zajmowało sporo czasu. Innymi słowy: prawdziwość założeń musiała “wyjść w praniu”. Doświadczenia potwierdzające Einsteinowską teorię względności są, z pozytywnym efektem, przeprowadzane do dziś.

Wracając do ekonomii, a konkretniej do dominujących dziś neo-szkół (używam tego określenia w odniesieniu do wszystkich “sprawdzonych teorii dostosowanych do warunków XXI wieku”, na których opierają się takie potworki jak neokonserwatyzm, neoliberalizm czy neokeynesizm). Opierają się one na fundamencie, że spójną teorię ekonomiczną można wywodzić z bezpośredniej obserwacji rynku, na podstawie której tworzona jest “nieomylna” podstawa matematyczna – ekonometria. Niedoskonałość swoich prognoz tłumaczą dialektyką – i potrzebą dostosowywania doktryn do aktualnego czasu.

Naczelnym zatem twierdzeniem staje się to, że teorię należy przystosowywać do popełnionych błędów, korygując je antybłędami i nawarstwiając warstwę wynaturzeń zwanych regulacjami rynku, przez owe szkoły wprowadzonych. Nadzieja w tym, że systemy o dodatnim sprzężeniu zwrotnym prędzej czy później wykopyrtnąć się muszą. Współczuję jednak tym, którzy odczują to bum na własnej skórze – a mam uzasadnione obawy, że dotknie ono nie tylko nas, ale i nasze dzieci, może i jeszcze dalej…

W krótkim okresie, powiedzmy – kilku, kilkunastu lat – doktryna neoszkoły sprawdza się doskonale. Historia dostarcza nam jednak przykładów, co dzieje się, gdy system zostanie podtrzymany dłużej…

Początek XX wieku. Boom kolektywistycznych teorii społecznych, zapoczątkowany w wieku XIX, zaczyna odciskać swoje piętno na działaniach ekonomicznych państw. Nacjonalizm, marksizm, do tej pory będące konstruktami ideologicznym, zaczynają przybierać oblicze naukowe. Ukoronowaniem tego procesu są teorie Lorda Maynarda Keynesa, które pozwalają rozprzestrzenić popularny wówczas autorytaryzm na sferę ekonomii. W 1913 roku w USA, wbrew konstytucji powstaje System Rezerwy Federalnej, instytucja niby prywatna, lecz kontrolowana przez rząd i współpracujące z rządem korporacje chcące zabezpieczyć się przed konkurencją. Kilka lat później w Rosji wybucha marksistowska rewolucja. Jednoczesna koincydencja wielu przypadków etatyzacji na świecie doprowadza ostatecznie do kryzysu, nazwanego później Wielkim. Paradoksalnie, zamiast oczyścić światowy rynek z regulacji, efekt zostaje propagandowo wykorzystany do wprowadzenia jeszcze dalej idącej ingerencji. Naciągnięto sznurek jeszcze dalej – i nie ma się co dziwić, że wkrótce później świat stanął w ogniu największej wojny, jaką człowiek kiedykolwiek wywołał.

Po zakończeniu II Wojny Światowej nastąpiła odwilż. Głównie za sprawą zagrożenia ze strony ZSRR. Tylko szybko rozwijający się, kapitalistyczny Zachód mógł powstrzymać podbudowaną zwycięstwem militarną potęgę państw komunistycznych. Ze względów gospodarczych potęga ta nie mogła zostać długo utrzymana, z uwagi na co w 1989 roku gliniane nogi kolosa rozpadły się, pozbawiając świat zagrożenia. Piękny sen nie potrwał jednak długo, gdyż nadeszło to, czego świadkami jesteśmy dziś: centralizacja i postępująca lewoskrętność państw Europy Zachodniej i USA. Koncepcje zjednoczeniowe w stylu Unii Europejskiej. Obecny kryzys wreszcie, który jeszcze kryzysem się nie stał.

Nasuwa się zatem pytanie: czyowe “naukowe”, empiryczne teorie pokazały swą naukową skuteczność? Nie.

A co oferuje powszechnie krytykowana Szkoła Austriacka? Dokładnie to, co kolejne uogólnienia fizyki. Opiera się na pewnym fundamencie prakseologii, zakłada nie tylko elementarne prawa, dające opisać się równaniami, ale także prawa zmiany praw. Doświadczenie pokazuje, że potrafi trafnie przewidzieć to, na co inne doktryny pozostają ślepe (co chociażby potwierdza ta debata: http://www.youtube.com/watch?v=RYX1AgEV0vo ). Czy więc nie jest krytykowana przede wszystkim za swą skuteczność?

Po której stronie owego konfliktu stoi NAUKA, a po której pseudonauka?

Prawda jest najpierw wyśmiewana – później zwalczana – a na końcu przyjmowana jako oczywistość. Miejmy nadzieję, że i w tym wypadku słowa Schopenhauera się sprawdzą.

Konrad ”Turin” Kozioł
30.12.2008 r.
***
Tekst był wcześniej opublikowany na stronie autora

7 thoughts on “Konrad ”Turin” Kozioł: (pseudo)Naukowość, prakseologia i system.

  1. Ekonomia neoklasyczna też jest aprioryczna ??? 🙂

    „Thus, while the praxeology of Austrian economics means a aprioristic understanding of actual economic laws, the mathematics of neoclassical economics means a aprioristic understanding of….well, advanced mathematics. But it does not in any way help you gain a deeper understanding of the subject matter economics is supposed to be about, namely the causal relations of real world economic life.”

    http://stefanmikarlsson.blogspot.com/search?q=sweden+model

  2. @Iulius: Nie do końca. Przeczytasz tam o nauce w sensie anglosaskim. Niby kwestia definicji ale w Polsce zazwyczaj wrzuca się matematykę do nauki. Dla mnie znacznie bliższe jest znaczenie anglosaskie.

  3. Pomieszanie z poplątaniem. Neokonserwatyzm czy neoliberalizm to, przede wszystkim doktryny społeczno-polityczne. Skąd u autora wniosek, że opierają się o „neo-szkoły” w ekonomii? USA już miały prezydenta, ikonę neokonserwatyzmu i neoliberalizmu, który często i gęsto rzucał cytatami z… Misesa (mowa oczywiście o Reaganie).

    W ogóle takie przeciwstawianie sobie ASE i ekonomii neoklasycznej wydaje mi się mocno naciągane (nawet jeśli praktykują to sami ekonomiści). W wątku o metodologii austriackiej Przemek Zonik moim zdaniem bardzo trafnie stwierdził, że ASE jest (czy raczej powinna być) dla pozostałych, empirycznych szkół w ekonomii tym, czym matematyka jest dla inżynierii – czyli swego rodzaju metajęzykiem. Nie jest więc tak, że te szkoły głoszą sprzeczne, tylko różne treści, odnoszące się do różnych poziomów rzeczywistości.

    ASE dostarcza nam ogólnej wiedzy nt. mechanizmów ludzkiego działania w świecie powszechnej rzadkości. Ale tak jak inżynier nie zaprojektuje budynku wyłącznie opierając się na geometrii (musi jeszcze dysponować wiedzą nt. konkretnych materiałów, mechaniki gruntu itp), tak nie da się planować (wiem, brzydkie dla libertarian słowo, ale nie mam na myśli centralnego, państwowego planowania – raczej na małą, lokalną skalę z dobrowolnym uczestnictwem zainteresowanych) konkretnych rozwiązań społecznych, korzystając wyłącznie z tak ogólnej wiedzy nt. ludzkiego działania.

    Prędzej czy później staniemy przed dylematem, czy np. bardziej nam się opłaca zgłosić akces do przedsiębiorstwa „kapitalistycznego” (z szefem, pionową i sztywną hierarchią itp), czy do spółdzielni pracowniczej. O ile empiria może nie być dobrym fundamentem, jeśli chcemy sformułować ogólną teorię ludzkiego działania, to w takich konkretnych sytuacjach, z dobrze rozpoznanymi warunkami może być całkiem przydatna…

  4. No dobra, jeszcze raz sprawdziłem popularne definicje neoliberalizmu i neokonserwatyzmu. I zwracam honor autorowi, bo faktycznie stoi w nich napisane, że to „kierunki poglądów ekonomicznych”. Ale tylko częściowo zwracam 🙂 Bo znaleźć w nich można i takie kwiatki:

    Głównymi cechami neoliberalizmu są: antyetatyzm, i silna wiara w skuteczność mechanizmu rynkowego. Obejmuje kilka nurtów współczesnej myśli ekonomicznej różniących się między sobą głównie właśnie poglądami na zakres, skuteczność i kształt ekonomicznej roli państwa w rozwiązywaniu podstawowych problemów makroekonomicznych, tj. alokacji zasobów, stabilizacji i podziału. Zalicza się do nich: monetaryzm, nową ekonomię klasyczną, szkołę austriacką i ekonomię strony podażowej.

    (źródło)

    Widać więc, że dychotomia, którą zaproponował autor – z jednej strony czysta, nieskalana real politik ASE, a z drugiej ekonomia neoklasyczna robiąca za ideologiczną zasłonę dla etatyzmu – nijak ma się do rzeczywistości. Na Misesa czy Hayeka neoliberałowie i neokonserwy powołują się równie często, co na Friedmana seniora. Niestety.

  5. >Nie jest więc tak, że te szkoły głoszą sprzeczne, tylko różne treści, odnoszące się do różnych poziomów rzeczywistości.

    Cały problem w tym, że nie jest. Gdyby była, nie zastanawiano by się na przykład, jaką ustalić stopę procentową, tylko jak odpowiednio kształtować podaż konkurujących walut.

    >Na Misesa czy Hayeka neoliberałowie i neokonserwy powołują się równie często, co na Friedmana seniora. Niestety.

    Owszem, wycierają sobie nimi gębę, ale polecam najnowszy tekst Carsona.

  6. @Dobrze Urodzony

    Cały problem w tym, że nie jest. Gdyby była, nie zastanawiano by się na przykład, jaką ustalić stopę procentową, tylko jak odpowiednio kształtować podaż konkurujących walut.

    To, że neoklasycy mają ambicje sięgające daleko poza to, na co pozwala im wyznawany paradygmat, jest raczej bezdyskusyjne. Wystarczy pooglądać i posłuchać „guru” ekonomii pokroju prof. Balcerowicza. Tylko że ja nie pisałem o stanie faktycznym, tylko jak moim zdaniem powinny wyglądać relacje między ASE, a neoklasycznymi szkołami.

    Owszem, wycierają sobie nimi gębę, ale polecam najnowszy tekst Carsona

    Gwoli ścisłości, ja nie twierdzę, że rzetelnie i konsekwentnie odwołują się do tych ekonomistów. Tym niemniej faktem jest, że taki Hayek uchodzi za jednego z ojców neoliberalizmu. A tekst Carsona czytałem już wcześniej, w oryginale…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *