Moim osobistym zdaniem na tytuł człowieka roku zasługuje Naomi Klein. Nie Barack Obama, nie John McCain, nie Donald Tusk, nie Dalajlama, nie Kaczyński, ani nawet nie Paulson z Bernake’m. To właśnie Naomi Klei była dla mnie gwiazdą tego roku. Jeżeli ktoś nie usłyszał o niej przy okazji No Logo, to z całą pewnością usłyszał w mijającym już roku przy okazji jej ostatniej książki, Doktryna Szoku. Jak współczesny kapitalizm wykorzystuje klęski żywiołowe i kryzysy społeczne. A nawet jeśli nie słyszał o książce, to z pewnością nazwisko obiło mu się o oczy. Tyle wywiadów, ile zostało z nią przeprowadzone w tym roku, tyle artykułów, które zostały przetłumaczone na polski, tyle debat, które odbyła, to chyba nawet Kołodko nie miał.
Co możemy powiedzieć o samej autorce? Ograniczę się może tylko do notki, umieszczonej na zakładce z Doktryny Szoku…: Naomi Klein jest dziennikarką, pisarką, filmowcem (a dlaczego nie filmowczynią – sc?), wielokrotnie nagradzaną. No Logo zostało wydane w 28 językach. The New York Times nazwał ją biblią ruchu alterglobalistycznego. Współpracuje, bądź współpracowała z The Nation, Guardian, Harper’s. Prowadzi własną stronę internetową.
A co takiego znajduje się w książce? W zasadzie już sam podtytuł mówi wszystko. Naomi Klein rozprawia się (czy też stara się rozprawić) ze współczesnym kapitalizmem. Książka ma piorunującą bibliografię i jest kapitalnie udokumentowana (niemal 50 stron samych przypisów, zresztą w całości praktycznie bibliograficznych). Już sam ten fakt ukazuje ogrom zgromadzonych materiałów, danych i informacji. Ale jest to tylko jedna strona, choć nie ukrywam, że wielce wymowna. Problem w tym, że Naomi Klei nie zawsze dokumentuje to, co powinna (a może po prostu tak mi się wydaje). Choćby tutaj (Klein pisze wcześniej, jak to minister handlu Iraku mówi, że naród „ma już serdecznie dość bycia poddawanym kolejnym eksperymentom. System zniósł już dostatecznie dużo szoków” i nie potrzebuje jeszcze drastycznych reform gospodarczych):
Kiedy Irakijczycy zaczęli stawiać opór, spotkały ich represje w postaci aresztowań. W więzieniach ich ciała i umysły zostały poddane kolejnym wstrząsom, które tym razem przyjęły mniej metaforyczną postać. (s.15)
Aż się prosi przecież, by po tym zdaniu było podane jakieś źródło. Jakiś dowód, lub choćby oskarżenie prasowe. Przyznam, że mało się interesuję wojną w Iraku, być może, że takie działania miały miejsce. Ale to nijak nie zwalnia autorki z dokumentowania tego. Nie można przecież z góry zakładać, że każdy czytelnik zna się na tym temacie. Takich sytuacji znalazłem w książce kilka, może kilkanaście (ale bliżej „kilka”), co na pracę ponad 500-stronnicową nie jest istotną liczbą. Ukazuje natomiast coś innego: pomijanie danych nieprzyjemnych, które nie pasują do tezy. Przyznam, że najlepiej to dostrzegłem, gdy zaczęła opisywać Polskę, bo tutaj miałem jakąś wiedzę, tymczasem zarówno Argentyna, Chile, Chinach, Rosji, czy RPA moja wiedza jest jedynie prasowa. Ale widząc to, jak instrumentalnie traktuje fakty, obawiam się, że również w innych częściach pracy tak to się odbywało. Jakkolwiek od razu mówię, że są to moje podejrzenia i nie mam żadnych dowodów na to.
Co mnie jednak zaciekawiło w książce, to (pomijając fakt, że prawie wszystko) fragmenty o inicjatywach oddolnych. Chętnie bym się dowiedział więcej o „prywatnych miastach” a la Sandy Springs (s.464 i nast.), o tym, jak Chavez „oddawał” przedsiębiorstwa państwowe ludziom w formie kooperatyw pracowniczych (s.501), albo jak powstała Boliwijska Alternatywa dla Ameryk (s.502). Bardzo mnie też zaciekawiła inicjatywa chłopów w Tajlandii po tsunami z 2004 roku (s.509-511), która później została powtórzona na Sri Lance.
Trochę mnie tylko boli ignorancja ekonomiczna autorki, która zresztą sama przyznaje, że nie jest specem w tej dziedzinie. Ale mimo wszystko warto wiedzieć, że gdy autorka mówi o wolnym rynku, ma na myśli korporacjonizm, styk biznesu z polityką. Warto wiedzieć, że gdy autorka mówi o neoliberalizmie w wykonaniu szkoły chicagowskiej, ma na myśli neokeynesism (z czym zresztą byłbym skłonny się zgodzić:). Warto wiedzieć takie rzeczy, w razie dyskusji o książce.
O książce, którą każdy, niezależnie od osobistych sympatii, powinien przeczytać.
31.12.2008
Filip Paszko
***
Tekst ukazał się wcześniej na blogu autora.
Jeśli sobie przypominam tortury w iraku to zostało to przynajmniej oficjalnie ogłoszone 'oddolną inicjatywą’ znudzonych żołnierzy i wszczento śledztwo. W każdym razie oficjalnie były to pojedyńcze wybryki kilku żołnierzy łamiących regulamin/prawo itd.
Jezeli czyni sie komuś zarzuty w rodzaju:
'pomijanie danych nieprzyjemnych, które nie pasują do tezy.’
Nalezy poprzec to jakims argumentem czy przykladem, w przeciwnym razie uwaga nie ma zadnej wartosci, zwlaszcza, gdy następuje coś takiego:
'Ale widząc to, jak instrumentalnie traktuje fakty, obawiam się, że również w innych częściach pracy tak to się odbywało. Jakkolwiek od razu mówię, że są to moje podejrzenia i nie mam żadnych dowodów na to.’
Jezeli ma sie podejrzenia nie poparte zadnymi argumentami, nie nalezy tego upubliczniac i zachowac rzecz dla siebie.
Gdy pisze sie, ze 'mało się interesuję wojną w Iraku’, to jest to dosc nieszczesne przyznanie sie do wlasnej ignorancji, biorąc pod uwage, ze wojna ta prowadzona jest przy twoim finansowym wsparciu. Czyli ze inwazja na kraj i mordowanie niewinnych ludzi nie wzbudza 'zainteresowania’ samych oprawców. Nic dodac nic ujac. Zadziwiające ze interesuja nas natomiast sprawy w ksiazce Noami Klein, ktorych nie potrafimy udowodnic.
Oto wiec artykul komentujacy imponujaco udokumentowaną prace społeczno polityczną, w ktorym brak jest jakichkolwiek tresci merytorycznych oprocz 'podejrzen’ oraz przyznanie sie do ignorancji na temat zaangazowania sie naszego panstwa w inwazje na Irak.
Przedziwny jest juz sam tytul „Doktrynerka roku” – trudno to zinterpretować.
kto czytał książkę, ten wie, o czym mówię, panie Goldstein. Weźmy rzecz pierwszą z brzegu: i o Chile, i o Rosji, i o Polsce, i o każdym innym kraju, gdzie się taka terapia szokowa odbyła, autorka pisze, że nowe władze (te „rewolucyjno-reformacyjne) doprowadziły do szaleńczego wzrostu inflacji, bezrobocia itd. Ale nigdzie nie ma nawet słowa o tym, dlaczego tak się stało – czyli co robiła poprzednia władza, kiedy czegoś takiego nie było. A ponieważ wiem mniej więcej, jak to się odbywało w Polsce (a w książce opis jest identyczny niemalże, jak przy innych przypadkach), to całkiem uprawniony jest wniosek, że autorka CELOWO pomija fakty, byle tylko udowodnić tezę.
Przyznam też, że nie interesuje mnie, na co poseł wydaje swoją dietę, która w końcu też pochodzi z moich pieniędzy. Widać więc, żem jest taki kompletnie ignorancki, że aż dziw, że się taki osobnik ostał w XXI wieku, nieprawdaż? Wybacz więc, że mam ciekawsze zainteresowania, niż naparzanka na polach naftowych, tym bardziej – USA.
Co do tytułu… na maturze jest zadanie z interpretacji wiersza. Sęk w tym, że nie chodzi w tym o to, żebyś napisał „co autor miał na myśli”, tylko „co autor klucza miał na myśli”. Odpierdol się więc od moich tytułów i zajmij się np. śledzeniem wydatków posłów, cobyś ignorantem nie był.
Bez urazy smootny, ale z tym Irakiem rzeczywiście trochę dałeś ciała. Poważnie nie słyszałeś o torturach w Abu Ghraib? Było o tym całkiem głośno, nawet Wybiórcza, która zazwyczaj patrzy przez palce na wyczyny wojsk okupacyjnych w Iraku i Afganistanie, puściła trochę potępiających artykułów, vide Rok po aferze Abu Ghraib.
Dys,
wyobraź sobie, że nie słyszałem, bo mnie najzwyczajniej w świecie kompletnie nie interesuje ta wojenka. Nie oglądam ani Faktów, ani Wydarzeń, ani Wiadomości, ani jakiegoś innego programu informacyjnego. Z publicystyki to czasem sobie zajrzę na TVN24, jak leci Loża Prasowa, czy coś w tym stylu. W zasadzie oglądam CNBC, bo informacje biznesowe mnie w miarę interesują. W necie też nie szukam niusów politycznych, tylko biznesowych. Nawet w gazetach czytam tylko komentarze ekonomiczne:)
Takie już moje odchylenie i nic nie poradzę, że jak mnie coś nie kręci, to to olewam:)
ale dzięki za linki:)
>wyobraź sobie, że nie słyszałem, bo mnie najzwyczajniej w świecie kompletnie nie interesuje ta wojenka. Nie oglądam ani Faktów, ani Wydarzeń, ani Wiadomości, ani jakiegoś innego programu informacyjnego.
Ja też, ale z tą różnicą, że nawet 'biznesowych’ nie oglądam. Chyba, że z jakiegoś niezależnego portalu tak jak korespodent lub blog misesa.
Warto w tym temacie zapoznac się z opinia Johana Norberga z Cato Institute, który doskonale rozprawia się z ta ksiazka dowodzac, ze autorka dosyc wybiorczo przedstawia fakty, przemilcza je, lub wyolbrzymia aby stworzyc koncowo inny obraz niż jest w rzeczywisotosci. Link do arta http://www.cato.org/pubs/bp/html/bp102/bp102index.html
Co prawda polemikę przejrzałem dość pobieżnie i na chybił-trafił, ale nie mogę się zgodzić z opinią przedmówcy, jakoby Norberg „doskonale rozprawił się” z publikacją Klein.
Ciekaw jestem skąd Norberg zaczerpnął info (str. 7), jakoby brytyjscy górnicy w Orgreave sprowokowali policję do ataku, rzucając kamieniami i starając się przerwać policyjne kordony podczas słynnych strajków w latach 1984-85. W różnych artykułach opisujących te zajścia, krążących pod necie, nigdzie nie znalazłem najmniejszej nawet wzmianki na ten temat rzucania kamieniami – poza dość wątpliwą [url=http://en.wikipedia.org/wiki/Battle_of_Orgreave]notką[/url] na wiki, pozbawioną jakichkolwiek źródeł. Za to można znaleźć opisy akcji specjalnych jednostek policji, zaprawionych w bojach z kibolami i uczestnikami zamieszek w Irlandii Płn., ściągniętych z innych regionów krajów (rząd Thatcher ponoć obawiał się, że lokalna policja może być zbyt pobłażliwa dla górników). Jakie to akcje? Np. rajdy konne w zwarty tłum i bicie kogo popadnie pałami.
Niby szczegół, ale jeśli jest ich więcej, to czy tak wygląda rzetelna krytyka?
To czego nam najbardziej potrzeba to krytyka systemu społeczno politycznego, a nie krytyka krytyki tego systemu, który doprowadza aktualnie do zniszczenia życia biologicznego na Ziemi …i nie jest to bynajmniej żart. I to czy Naomi Klein zaprezentowała wystarczającą liczbę argumentów aby poprzeć tezę, że współczesny kapitalizm jest ideologicznym bankructwem i filozofią destrukcji, nie powinno zaprzątać niczyjej uwagi. Jeżeli samemu nie potrafimy rozumieć rzeczy, które dostrzegalne są gołym okiem, oznacza to, że trzeba leczyć umysły a przynajmniej wzrok. Chociaż w wielu przypadkach możliwe, że jest to trudne do wykonania, biorąc pod uwagę ogrom kłamstwa, na jakiej ta kultura wyrosła.
Co więcej…
Jeżeli ktoś nie dostrzega problemu, na polach naftowych Iraku, uznając to za zwykłą „naparzankę”, to ma też małe szanse zrozumienia „co poseł wydaje na swoją dietę”. Nie żyjemy w „wiosce mazowieckiej” ale „globalnej”. I z całą pewnością Naomi Klein rozumie to dużo lepiej, a to że nie była w stanie opisać „całego świata” w sposób satysfakcjonujący każdego mazowieckiego wieśniaka, nie zmienia znaczenia jej krytyki.
nie zmienia też znaczenia tego, że przeinacza fakty i pomija te niewygodne, czyż nie?
Swoją drogą, czytelniku, wiesz co mnie wkurwia? Że człowiek czyta książkę, poleca ją i uważa za naprawdę kawał dobrej roboty, ale nie ma prawa zwrócić uwagi na to, co jest w niej nie tak, bo zaraz go jakiś ćwok nazwie „wieśniakiem”. Przyjmij więc sobie do wiadomości, że Klein nie jest moim bogiem i będę mówił o jej książce to, co mam do powiedzenia, nie patrząc na to, czy się to komuś podoba, czy nie.
To nie jest mój tekst 🙂 ktoś pode mnie się podszywa , więc w razie czego wątpliwości nie kierować do mnie
Panie Filipie,
Niestety tekst jest do bani, o czym ktoś już wcześniej mówił… jeśli chce pan krytykować, to proszę to podeprzeć argumentami, albo przemilczeć. Prawda jest taka, że Klein odwaliła kawał dobrej roboty, której dyskurs libertariański nie może przetrawić, bo od kilku lat posługuje się wciąż tymi samymi jednostajnymi kategoriami. Pisze pan, że kiedy autorka pisze o wolnym rynku, to ma na myśli styk biznesu z polityką i ma pan cholerną rację. Problem w tym, że żaden z libertarianin nigdy nie zastanowił się, czy można w ogóle rozpatrywać W PRAKTYCE wolny rynek bez tych wszystkich zakłóceń. Odwołujecie się wiecznie do idealnego typu, i wedle niego oceniacie, czy jakaś reforma publiczna jest dobra, czy zła, natomiast praktykę zupełnie pomijacie. A ja, który uważam, że ten wasz typ idealny jest fajny i w ogóle, i tak jestem za zwiększeniem społecznej (nawet jeśli musimy się czasem odwołać do władzy państwowej) kontroli nad gospodarką, bo po prostu uważam, że to lepsze niż doprowadzenie do „władzy minimum”, która też jest typem idealnym, zupełnie oderwanym od „rzeczywistej rzeczywistości”. Cóż, po prostu stajecie po złej stronie politycznego dyskursu, oto Wielcy Oszukani, proszę państwa – libertarianie.
Czytelniku,
dobrze, że zwracasz mi na to uwagę:)
butters,
czy ja gdziekolwiek napisałem, że nie mogę przetrawić Klein? Wręcz przeciwnie chyba, książkę polecałem każdemu. Twój (przejdźmy na „ty”) problem polega na tym, że krytyka jakichś tez Klein jest dla Ciebie krytyką światopoglądu autorki. Tymczasem o nim wiele nie napisałem, a za to, co się Tobie z czym kojarzy, to ja nie odpowiadam.
Ponadto, przechodząc do libertarianizmu, mylisz się, gdy mówisz, że libertarianie nie zajmowali się tym problemem. Zajmowali i to w dosyć obszerny sposób. Co prawda tutaj też trzeba odróżnić: własność środków produkcji i korporacje. O własności rzeczywiście część libertarian nie pisze, bo jest to dosyć nieistotne – jeżeli nie pochodzą one z łamania praw, to jest wszystko jedno, jaka własność będzie dominować. Mylisz się też, gdy piszesz o kontroli. Libertarianie (a przynajmniej takie odniosłem wrażenie, obcując z nurtem) nie mają nic przeciwko społecznej kontroli. Ale tu znowu jest Twój błąd, bo utożsamiasz (tak wywnioskowałem) SPOŁECZNĄ kontrolę z kontrolą PAŃSTWOWĄ.
butters trafil w samo sedno sprawy !!! Wielkie wyrazy uznania.
Libertarianski dyskurs jest rozmową o świecie, który nie istnieje, o kapitalizmie, którego nikt nie widział na oczy. NIGDY. Nikt nie jest nawet w stanie stwierdzić ani udowodnić, że te dywagacje o „wolnym rynku” mają jakikolwiek sens, skoro empirycznie nie daje się ich potwierdzić. Klein opisuje natomiast rzeczywistość. I to jest właśnie problemem. Bo libertarianie wolą dyskusję oderwaną od rzeczywistości.
Smootnyklaunie, oczywiscie ze mozesz krytykować Klein bo masz do tego prawo. Ale podkreślam: Na razie tego nie zrobiłeś. Jeżeli nie interesuje ciebie wojna w Iraku, a do Klein kierujesz zaledwie „podejrzenia”, jak ktoś słusznie zwrócił uwagę, to wybacz ale jest to wieśniacka krytyka. I ja mam takie samo prawo to głośno powiedzieć, jak ty przypisujesz sobie swoje.
A Klein nie jest wcale moim bogiem i być nim nie musi, żeby zwrócić uwagę na bezwartościowość twojego argumentu nie popartego ani przykładem ani żadną treścią.
Poza tym: czy zastanawiałeś się, jaki jest w ogóle sens rozmawiania na temat książki? (Podnoszenie swojego ego?) Dużo lepiej byś zrobił, gdybyś napisał swoją i zaczął rozmawiać o problemach, ludzkich problemach, jak np: wojna w Iraku, a nie na temat tego czy „Klien jest twoim bogiem czy nie”. Kogo to obchodzi i jakie ma to znaczenie???
Ucz się od Klien rozmawiać o ludzkich problemach i o tym, jak je zrozumieć. Bo Klein nie ogląda świata w podręcznikach „wolnego rynku”. Klein patrzy na ulice i na ludzi, coś czego niektórzy libertarianie, zaczytani w podręcznikach szkoły austriackiej, jeszcze nie potrafią.
Boże, przestań wreszcie chrzanić od rzeczy…
Zasrany empiryku. xD LOL
Powiedział ten, co z pewnością w życiu ani jednej książki nie przeczytał, całą swą wiedzę budował na doświadczeniu życiowym…. albo z wiadomości telewizyjnych, bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że byłeś w Iraku osobiście i znasz świat z pierwszej ręki. że jesteś takim zajebistym empirykiem, i nie opierasz się na teoriach… ba… nie masz żadnych teorii i stoisz twardo na ziemi… LOL 2
„Dużo lepiej byś zrobił, gdybyś napisał swoją i zaczął rozmawiać o problemach, ludzkich problemach,”
Tak jak Ty oczywiście już daaawno temu uczyniłeś, że teraz patrzysz na wszystkich z góry?
ależ czytelniku, cały czas staram się zachować spokój, ja nic nie mam do tego, czy Klein rozmawia o rzeczywistości, czy nie. Chodzi o to, że jak rozmawiamy o rzeczywistości, to rozmawiajmy precyzyjnie. Gdy widzę kolor różowy, to nie mówię o nim, że jest „czerwony”, albo „żółto-burgundowy”, czy jaki tam jeszcze. Więc jak ktoś widzi obecny system gospodarczy i mówi o nim, jak o wolnym rynku, to ja się po prostu zastanawiam, czy ten ktoś wie, o czym mówi. I tyle w temacie. Nie opieprzam Klein za to, że gada o tym, o czym gada – opieprzam ją za to, że gada cholernie nieprecyzyjnie. Co więcej, w całości zgadzam się z tezą Klein, którą starałeś się wytłuszczyć w swoim pierwszym komentarzu (jeszcze na pierwszej stronie). Sęk w tym, że Klein myli (a przynajmniej stosuje wymiennie, choć sama łapie się na tym, że nie powinna była) wolny rynek z kapitalizmem i korporacjonizmem. I tego się czepiam i czepiał będę.
Powiem szczerze, że nie wiem, jaki jest sens dyskutowania na temat jakiejś książki. Ja po prostu lubię sobie dyskutować o różnych sprawach i jak jest ktoś, kto chce akurat pogadać o tym, o czym i ja chcę, to gadamy. A jak ktoś nie chce, to się w gadułę nie włącza (którą to niepisaną zasadę złamałeś swoimi komentarzami). Więc: jeżeli nie chcesz gadać o tej książce, to się możemy już pożegnać i nie wpadaj tu więcej. Jeżeli chcesz – to gadamy i nie zastanawiamy się, po co. A jak się czujesz fajniejszy, bo nie gadasz o książce, to podaj mi tytuł tej, którą sam napisałeś, to i ją sobie przeczytam i będziemy mogli pogadać. A jak nie napisałeś, to idź i zacznij, zamiast tylko gadać – bo i po co?
Swoją drogą, nie wiem, co ma znaczyć: „Klein nie ogląda świata w podręcznikach wolnego rynku”? Albo, że mam „małe szanse zrozumienia co poseł wydaje na swoją dietę” (dostrzegasz bzdurę swojego tekstu teraz?). Naprawdę, nie obchodzi mnie, czy poseł wydaje kasę na dziwki i alkohol, na samochód, czy oddaje na dom dziecka. CEL w żadnej mierze nie uświęca ŚRODKÓW, czyli kradzieży. I nic więcej.
Mam więc taką prośbę: albo gadamy o książce i przestajesz wyjeżdżać ad hominem, albo możesz mi już głowy nie zawracać.
Dokładnie,
I Klein używając mylnie terminów „wolny rynek” lub „kapitalizm” w stosunku do współczesnego systemu, sugeruje rozwiązanie jeszcze większej interwencji państwa i pogłębiania się nierówności oraz ubóstwa, które tak podkreśla i zarzuca systemowi rzekomo kapitalistycznemu. A ktoś, nie mający styczności z Austriakami ani żadną inną porządną teorią ekonomiczną, łyknie takie rozumowanie jak nic.
„Ponadto, przechodząc do libertarianizmu, mylisz się, gdy mówisz, że libertarianie nie zajmowali się tym problemem.”
A gdzie się niby zajmowali?
no mutualiści to bardzo często, nierzadko u agorystów się przewija, a w najlepszych latach to nawet Rothbard zwracał na to uwagę (Hoppe, przynajmniej w „Demokracji…” tylko napomknął coś na ten temat – właśnie w związku z Rothbardem, o ile dobrze pamiętam)
Że nie wspomnę o samej logice: jeśli obecny „wolny rynek” jest wspomagany przez państwo, a libertarianie rozpatrują wolny rynek bez państwa, to chyba absurdalnym by było, by się zastanawiali, czy aby bez państwa, władza nie będzie interweniowała…
„Jest bardzo dobrą propagandzistką” 😉