Stany Zjednoczone będą miały nowego prezydenta. Baraka Obamę, który wygrał wyścig z Johnem McCainem, lansując się na nowego Kennediego. Hasłami obecnego prezydenta elekta były „zmiana” i „nadzieja”, sugerujące odejście od obowiązującego fatalnego reżymu Busha. W dodatku sukcesem okazało się przedstawienie McCaine’a jako kontynuację tej nieudolnej polityki. W efekcie Obama wygrał z druzgocącą przewagą z jednoczesnym poklaskiem mediów i wielu intelektualistów.
Tymczasem, czy rzeczywiście możemy liczyć na autentyczną zmianę w prowadzonej polityce? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że do żadnej zmiany nie dojdzie, a Obama to zwykła wydmuszka i figurant. Obecnie najważniejsze problemy związane ze Stanami Zjednoczonymi: to podupadające mechanizmy rynkowe, chory system bankowy i finansowy, nadchodzące bankructwo finansów publicznych, rozrośnięte do granic możliwości imperium angażujące się w agresywną politykę zagraniczną i coraz poważniejsze ograniczanie swobód obywatelskich.
Pogłębianie tych problemów to błąd, który był popełniany w zasadzie przez wszystkich prezydentów Stanów Zjednoczonych w drugiej połowie XX wieku. Bez względu na to, czy mówimy o Clintonie, Reaganie, Nixonie, czy innych prezydentach. Każdy z nich nie rozwiązywał tak naprawdę w żadnym stopniu problemu bankrutującego imperium amerykańskiego. Czy Obama zapowiada zmianę tego stanu rzeczy?
Niestety nie. Zamiast tego zacznie się pewnie koncentrować na takich rzeczach jak aborcja, komórki macierzyste, lub na innych ideologicznych kwestiach. Obecny sekretarz skarbu Henry Paulson zamierza rozdać w sumie siedemset miliardów dolarów dla finansowych zombies, które krążą na Wall Street. Natomiast Obama już zapowiedział, że należy ten plan rozszerzyć na przemysł motoryzacyjny. General Motors, Ford i Chrysler radośnie przyszli już ustawiać się w rzędzie do kongresu po kolejne pieniądze. Na nic zdaje się zdroworozsądkowe tłumaczenie, że te firmy nie mają ustawiać się w kolejkach do kongresu, tylko mają produkować samochody kupowane przez ludzi. A jeśli produkują samochody, których ludzie nie kupują, to pora najwyższa, żeby zmieniły działalność, a nie z powodu swoich błędów wystawiali rachunek podatnikowi.
Stąd też Obama nie martwi się specjalnie tym, że wspieranie bankrutów będzie niszczyło siłę amerykańskiej gospodarki. W dodatku nie przejmuje się też tykającą bombą amerykańskiego długu publicznego. Powiedział, że nie należy się przejmować deficytem budżetowym w przyszłym i następnym roku. Nie dość, że nie przejmuje się długookresowymi problemami, czyli bankrutującą za kilkanaście lat opieką zdrowotną i emerytalną, to na dodatek nie przejmuje się ciągłym rozdawaniem publicznych pieniędzy dla firm prywatnych.
Nie ma co się zresztą dziwić, ponieważ jego sponsorami byli lobbyści Goldman Sachsa, JP Morgana, Citigroup, Morgana Stanleya, a także Lehman Brothers i Fannie Mae. A więc filarów oligarchii finansowej, która doprowadziła USA na skraj zapaści. Jeśli chodzi o politykę zagraniczną, to również nie należy się spodziewać większych zmian. Nawet jeśli wycofa część wojsk z Iraku, to po to, aby zaangażować je w Afganistanie, albo w jakąś inną wojenkę prowadzoną nie do końca wiadomo w jakim celu.
Jeśli ktoś zatem myśli, że Obama miałby naprawdę oznaczać zmianę w polityce, to w sumie wierzy w to, że Obama zaraz wejdzie do budki telefonicznej i wyskoczy w stroju Supermana. Mało prawdopodobne.
***
Tekst pochodzi ze strony Instytutu Misesa
Tak, Obama zmieni cokolwiek. Nie w sferze gospodarczej, ale jak sam wspominasz w sferze ideologicznej. Czyli już trudno nazwać go figurantem, czy wydmuszką. Obama jest socjaldemokratą, więc nie zmieni wiele w finansach, tylko będzie inaczej usprawiedliwiał działania w tej kwestii. „Aborcja, komórki macierzyste i inne ideologiczne kwestie” są równie ważne, jak finanse. W tej chwili wypowiedział się właściwie tylko o aborcji – że to wybór kobiety. No to nie jest tak źle – po 8 latach rządów chrześcijańskiej konserwy.
>No to nie jest tak źle –
Morderstwo nienarodzonych nie jest takie źle jak morderstwo narodzonych, dorosłych?
>Nie w sferze gospodarczej, ale jak sam wspominasz w sferze ideologicznej.
Ideologia to wymysł umysłu ludzkiego. To zaprzeczenie rzeczywistości. :>
>Czyli już trudno nazwać go figurantem, czy wydmuszką.
Nie widzę żadnego związku. Oczywiście, że mozna go nazwać pionkiem.. gdyby mówił o likwidacji przywilejów, to już co innego.
>po 8 latach rządów chrześcijańskiej konserwy.
Ha ha ha ha…
Oczywiście, że morderstwo nienarodzonych nie jest tak złe, jak morderstwo dorosłych. Nienarodzonych nie ma, likwiduje się komórki.
Ideologia nie zaprzecza rzeczywistości. Każdy ma jakiś zespół twierdzeń, którymi układa sobie to, co jest wokół niego na istotnie, nieistotne, ważniejsze, mniej ważne itd. To od ideologii, którą wybrałeś zależy, czy uznajesz płód za coś, co w ogóle można zamordować.
Od 20 stycznia 2001 do 20 stycznia 2009, chrześcijanin, konserwatysta (Oczywiście, co do ostatniego można się spierać – no ale to kwestia ideologii, która jest „zaprzeczeniem rzeczywistości”) – wszystko prawda. 🙂
>Oczywiście, że morderstwo nienarodzonych nie jest tak złe, jak morderstwo dorosłych. Nienarodzonych nie ma, likwiduje się komórki.
1. Komórki są i to jest fakt obiektywny.
2. Człowiek dorosły to też kupa komórek, więc co, nie istnieje? LOL
Z medyczno-biologicznego punktu widzenia, to kupa komórek połączonych w narządy, i nic więcej.
Z fizykalnego punktu widzenia, to kupa cząsteczek: atomów, elektronów etc……….
>Ideologia nie zaprzecza rzeczywistości. Każdy ma jakiś zespół twierdzeń, którymi układa sobie to, co jest wokół niego na istotnie, nieistotne, ważniejsze, mniej ważne itd.
Ech, mówisz o światopoglądzie, o systemie wartości.
Nie o ideologii.
>To od ideologii, którą wybrałeś zależy, czy uznajesz płód za coś, co w ogóle można zamordować.
To prawda, że ideologia zaprzecza oczywistym faktom i próbuje je zanegować. Nieudolnie, bo jest tylko ideologią, czyli skrzywionym spojrzeniem na świat.
>Od 20 stycznia 2001 do 20 stycznia 2009, chrześcijanin, konserwatysta (Oczywiście, co do ostatniego można się spierać – no ale to kwestia ideologii, która jest “zaprzeczeniem rzeczywistości”) – wszystko prawda. 🙂
Jak widzisz kobietę, to skąd wiesz, że to kobieta, a nie pies?
Dlaczego ludzi, którzy uznali by, że kobieta jest psem nazywa się śmiało chorymi psychicznie lub upośledzonymi, czyli uznaje się, że coś nie tak jest z ich poznaniem?
Kwestia światopoglądu?
rozumiem, że korzystasz z jakiejś definicji ideologii, której nie rozumiem. Ideologia to zbiór poglądów, ale ok. możemy korzystać z różnych definicji.
A mój pogląd na świat jest taki, że płód to nie człowiek. Różnica między dorosłym człowiekiem, a płodem jest taka, że płód nie funkcjonuje samodzielnie, tylko kosztem „nosicielki”. Człowiek dorosły to kupa komórek, która może samodzielnie funkcjonować.
„Z medyczno-biologicznego punktu widzenia, to kupa komórek połączonych w narządy, i nic więcej.” Na tej zasadzie zabicie człowieka jest równie karygodne, jak zabicie kurczaka. „Z fizykalnego punktu widzenia, to kupa cząsteczek: atomów, elektronów etc……….” A na tej zasadzie, to i drzew nie należy niszczyć. To co odróżnia dorosłego, od płodu jest samoświadomość. Już nie mówię o świadomości, którą mogą mieć nawet szympansy. Samoświadomość to jest TEN wyróżnik. Tak wynika z mojego systemu wartości itp.
Szczerze mówiąc, nie rozumiem tego o psie, kobiecie itp. Czepiasz się hip-hopu i suczek? 😉 Tzn. wydaje mi się, że zmierzasz do tego, że światopogląd może wypaczać rzeczywistość, a właściwy jest tylko ten (pewnie Twój), który w pełni zgadza się z rzeczywistością. Nie no jak tak, to spoko, aczkolwiek pewnie mam inny.
>rozumiem, że korzystasz z jakiejś definicji ideologii, której nie rozumiem. Ideologia to zbiór poglądów, ale ok. możemy korzystać z różnych definicji.
Ideologia to zamknięty system mający na celu ogarnięcie całego świata.
Światopogląd, pogląd – to pogląd zawężony do pewnego skrawka rzeczywistości. Może ulegać pewnym modyfikacjom pod wpływem nowych faktów, większej wiedzy etc. W przeciwieństwie do ideologii, którą trzeba wtedy odrzucić w całości.
Tak mnie nauczono na studiach. :>
>A mój pogląd na świat jest taki, że płód to nie człowiek. Różnica między dorosłym człowiekiem, a płodem jest taka, że płód nie funkcjonuje samodzielnie, tylko kosztem “nosicielki”. Człowiek dorosły to kupa komórek, która może samodzielnie funkcjonować.
Ale przecież płód samodzielnie funkcjonuje. Wszystkie czynności życiowe wykonuje sam!
>A na tej zasadzie, to i drzew nie należy niszczyć.
Na jakiej zasadzie? Ja tu mówię o kwestiach stricte naukowych, a nie normatywnych.
>To co odróżnia dorosłego, od płodu jest samoświadomość. Już nie mówię o świadomości, którą mogą mieć nawet szympansy. Samoświadomość to jest TEN wyróżnik. Tak wynika z mojego systemu wartości itp.
Pierwsze słyszę… z systemu wartości mogą wynikać jakieś normy, a nie to, czy ktoś ma samoświadomość i czy jej nie ma.
A skoro już poruszamy tą kwestie – nikt nie udowodnił, że istnieje coś takiego jak samoświadomość – jeśli chcesz opierać się na Nauce. 🙂
>Szczerze mówiąc, nie rozumiem tego o psie, kobiecie itp. Czepiasz się hip-hopu i suczek? 😉
Ale masz skojarzenia! >:) Nie wpadł na taką konotacje.
>Tzn. wydaje mi się, że zmierzasz do tego, że światopogląd może wypaczać rzeczywistość, a właściwy jest tylko ten (pewnie Twój), który w pełni zgadza się z rzeczywistością. Nie no jak tak, to spoko, aczkolwiek pewnie mam inny.
Oczywiście, że właściwy może być tylko jeden. Prawda to zgodność z rzeczywistością.
Nie istnieje wielość prawd. 😀 To, co jest fałszem, nie jest prawdą i vice-versa. Jak uważasz, że to zależy tylko i wyłącznie od twojego subiektywnego widzimisie, to faktycznie masz poważny problem.
Zaś przykład rzuciłem pierwszy lepszy, jaki mi się nasunął. Pies i kobieta, obiektywnie patrząc, różnią się od siebie. Nie nazwiesz zwierzęcia czworonożnego i szczekającego (w skrócie) kobietą, prawda? Nazwa może być inna, ale chodzi o samo znaczenie danej nazwy.
Ponadto, jeśli rozpatrywać człowieczeństwo w kategoriach samodzielności, to wychodziłoby, że cała ludzkość winna ulec „dehumanizacji”, gdyż nie ma człowiek niezależnego całkowicie od innych ludzi. Choćby w tak błahych acz ważnych sprawach jak pokarm. Gdyby rolnik nie wyprodukował ziemniaka, to co byśmy jedli na obiad? Sami byśmy nie wyhodowali.
kamil, jeżeli przywrócenie kontroli nad częścią swojego ciała jest morderstwem, to próbą morderstwa jest np. zaprzestanie karmienia dziecka, gdy ono się tego domaga (nie tylko, gdy ssie pierś. przez całe życie dziecka). kiedy strzelam do kogoś, robię to, choć on niekoniecznie uniemożliwia mi kontrolowanie tego, co dzieje się w środku mnie. kiedy lekarz, za zgodą kobiety, zabija płód, zawsze zabija intruza. jeśli kobieta nie ma prawa do tego, dlaczego ma prawo np. nie karmić swojego dziecka, jeśli nie chce, przynajmniej w momencie, gdy ono stało się już dorosłe? nawet jeśli to rzeczywiście doprowadzi do śmierci głodowej tego dziecka?
Uprawa ziemniaka nie jest taka ciężka. 😉 Poza tym w większości jadam ryż.
W ramach sprostowania – nie uważam, że dzięki światopoglądowi ktoś ma, czy nie ma samoświadomości. Zgodnie z moim światopoglądem samoświadomość jest wyróżnikiem po prostu (i aż!).
Nie uważam, że rzeczywistość zależy od widzimisie, ale postrzeganie jej tak. Ja gdy widzę kobietę, to widzę kobietę. Ale gdy widzę płód, to nie widzę człowieka. I płód wiele nie przeżyje poza kobietą. Spoko – jest aparatura. No właśnie potrzebuje tej aparatury! Można powiedzieć: ok, a co z ludźmi, którzy w wyniku wypadku żyją dzięki aparaturze. Oni mieli zdolność, którą utracili.
Samodzielność. Ja rozpatruję tę kategorię nie względem innych, tylko właśnie zdolności do prowadzenia autonomicznego życia (co nie znaczy, żeby być samotną wyspą). Wracając do rolnika i ziemniaków, to rolników jest i tak zdecydowanie za wielu, ale to przedmiot na inną dyskusję. Poza tym larwami też można się najeść, a żaden człowiek ich nie hoduje (nie licząc larw jedwabnika).
Poza tym piękny zabieg: „tak mnie uczono na studiach” – zasadniczo zabiera mi argumenty. Ale nie, bo zasadniczo wszystko układa się znów na definicji. Ideologia też może zmieniać się z czasem. Przykładowo socjaldemokratyzm ulegał zmianom na przestrzeni lat. I też o tym uczyłem się na studiach. W przypadku zmian ideologii nie trzeba odrzucić jej całej, a zmienić jeden zawarty w niej pogląd. Czasem owszem wiąże się to z odrzuceniem całej ideologii, ale nie zawsze. I znów socjaldemokraci, którzy odrzucili nawet marksizm w 1959. Ale pozostali wciąż socjaldemokratami (a żeby ich pies jebał).
>Przykładowo socjaldemokratyzm ulegał zmianom na przestrzeni lat.
W jaki sposób?
>kamil, jeżeli przywrócenie kontroli nad częścią swojego ciała jest morderstwem, to próbą morderstwa jest np. zaprzestanie karmienia dziecka, gdy ono się tego domaga (nie tylko, gdy ssie pierś. przez całe życie dziecka).
Kurwa mac, wracaj do podstawówki, płód NIE jest częścią ciała kobiety. To oddzielny organizm!
>kiedy strzelam do kogoś, robię to, choć on niekoniecznie uniemożliwia mi kontrolowanie tego, co dzieje się w środku mnie. kiedy lekarz, za zgodą kobiety, zabija płód, zawsze zabija intruza.
Jakiego intruza? Nie wiesz, że seks prowadzi do zapłodnienia jeśli się nie używa 'zabezpieczeń’? Trzeba wypić piwo, które się naważyło. Ponieśc konsekwencje swoich czynów, a nie je zabijać.
>Uprawa ziemniaka nie jest taka ciężka. 😉 Poza tym w większości jadam ryż.
W ramach sprostowania – nie uważam, że dzięki światopoglądowi ktoś ma, czy nie ma samoświadomości. Zgodnie z moim światopoglądem samoświadomość jest wyróżnikiem po prostu (i aż!).
Tak lepiej. 😉
>Nie uważam, że rzeczywistość zależy od widzimisie, ale postrzeganie jej tak. Ja gdy widzę kobietę, to widzę kobietę. Ale gdy widzę płód, to nie widzę człowieka. I płód wiele nie przeżyje poza kobietą. Spoko – jest aparatura. No właśnie potrzebuje tej aparatury! Można powiedzieć: ok, a co z ludźmi, którzy w wyniku wypadku żyją dzięki aparaturze. Oni mieli zdolność, którą utracili.
Ale są także tacy, którzy urodzili się z bardzo wysokim stopniem upośledzenia. To więc nie są ludzie?
Już nie wspominając o niemowlętach, które same sobie nie przewiną pieluchy. ….
>Samodzielność. Ja rozpatruję tę kategorię nie względem innych, tylko właśnie zdolności do prowadzenia autonomicznego życia (co nie znaczy, żeby być samotną wyspą). Wracając do rolnika i ziemniaków, to rolników jest i tak zdecydowanie za wielu, ale to przedmiot na inną dyskusję. Poza tym larwami też można się najeść, a żaden człowiek ich nie hoduje (nie licząc larw jedwabnika).
A ja się pytam, kiedy człowiek staje się naprawdę i całkowicie samodzielny, i czy w ogóle jest taki kiedykolwiek?
Żeby jeść potrzebujemy jedzenia, wyhodowanego przez innych ludzi. Prawda. Można sobie samemu wyhodować ziemniaki, lecz nie każdy zna się na roli, nie każdy POTRAFI!
Choć w innych względach można by go nazwać bardzo niezależnym i samodzielnym. Ale jest to samodzielność pozorna. I logiczną konsekwencją przyjęcia takiego wyznacznika byłaby naprawdę 'dehumanizacja’ znacznej części ludzkiej populacji.
————-
Jasiu, przepraszam za 'kurwę’, ale szlag mnie trafia, gdy czytam, że płód jest częścią ciała kobiety. Zreszta, jak jest 'intruzem’, to nie moze byc jej czescia. Z watraba sie rodzimy, czyz nie?
@Kamil
A napisał, że płód jest częścią ciała kobiety? Do ograniczenia kontroli, jaką kobieta sprawuje nad swoim ciałem wystarczy w zupełności, że będzie „intruzem”, który zagnieździł się w jej ciele. Ponieważ przez jakiś czas jest mu ono niezbędne do podtrzymywania i rozwijania własnych sił witalnych, co prędzej czy później wpłynie ujemnie na możliwości dysponowania tym ciałem przez kobietę (np. niechciane wymioty).
Ja bym życzył wszystkim kobietom, żeby potrafiły spojrzeć na istoty, które noszą w swoim łonie raczej jak na długo wyczekiwanych, bardzo pożądanych gości, niż „intruzów”, których należy się pozbyć. Jednak nie zmienia to zasadniczo mojego podejścia do kwestii aborcji: to matka „wynajmuje” dziecku swoją własność, a nie na odwrót i to ona powinna mieć decydujące zdanie w kwestii, do kiedy taka niepisana „umowa najmu” obowiązuje (i czy w ogóle ma obowiązywać). A że jej przedwczesne zerwanie może skończyć się śmiercią dziecka? I co z tego? Jakoś nie słyszałem, żeby libertariańscy prolajfersi równie gorliwie protestowali, powołując się na łamanie libertariańskich aksjomatów, gdy np. prywatny właściciel jakiegoś lokalu wyrzuca na bruk najemców i ci tego samego dnia zamarzają na ulicy, z braku ciepłego kąta.
Ot, takie podwójne standardy prolajferskiej moralności: dopóki w brzuchu kobiety, to świętość, którą kobieta musi donosić (choćby wbrew swojej woli), ale jak już wyjdzie z brzucha to może nawet zdechnąć z głodu, wszak nie można zmuszać ludzi do dobroczynności i dzielenia się własnością.
„Wynajmuje” celowo ujęte w cudzysłów. Trudno wszak mówić o „umowie” w sytuacji, gdy jedna ze stron nie jest nawet w stanie sformułować i przekazać swojej woli. Więc nawet jeśli kobieta początkowo pragnęła dziecka (albo nie pragnęła i tylko deklarowała gotowość donoszenia ciąży, po ewentualnej „wpadce”), ale później się rozmyśliła, to nie można zarzucić jej, że dopuściła się „zerwania umowy”.
Analogicznie jak nie łamie żadnej umowy ktoś, kto pozwala kotom żywić się resztkami, które wyrzuca na swój śmietnik, ale po czasie dochodzi do wniosku, że to jednak zły pomysł i zaczyna je stamtąd przeganiać. Nie chcę przez to zasugerować, że z płodem można czy powinno obchodzić się jak z takim kotem. Stwierdzam tylko, że zdolność komunikowania się płodu jest nawet bardziej ograniczona, niż takich kotów, więc nie może być stroną jakiejkolwiek umowy, dobrowolnej lub nie.
Co nota bene stanowi kolejny dowód potwierdzający moją tezę, że aborcji nie da się zakazać na gruncie libertariańskiej etyki, bez zabrnięcia w oczywiste absurdy i sprzeczności.
>A napisał, że płód jest częścią ciała kobiety?
Jaś?
>Do ograniczenia kontroli, jaką kobieta sprawuje nad swoim ciałem wystarczy w zupełności, że będzie “intruzem”, który zagnieździł się w jej ciele. Ponieważ przez jakiś czas jest mu ono niezbędne do podtrzymywania i rozwijania własnych sił witalnych, co prędzej czy później wpłynie ujemnie na możliwości dysponowania tym ciałem przez kobietę (np. niechciane wymioty).
>Ja bym życzył wszystkim kobietom, żeby potrafiły spojrzeć na istoty, które noszą w swoim łonie raczej jak na długo wyczekiwanych, bardzo pożądanych gości, niż “intruzów”, których należy się pozbyć. Jednak nie zmienia to zasadniczo mojego podejścia do kwestii aborcji: to matka “wynajmuje” dziecku swoją własność, a nie na odwrót i to ona powinna mieć decydujące zdanie w kwestii, do kiedy taka niepisana “umowa najmu” obowiązuje (i czy w ogóle ma obowiązywać). A że jej przedwczesne zerwanie może skończyć się śmiercią dziecka? I co z tego?
gówno, zabije Cię – i gówno- i co z tego? Będę chciał usunąć lokatora, któremu wynajmuje mieszkanie – zabije! Co za problem? Uznam sobie, że to nie człowiek i nie zasługuje na to, żeby żyć.
GOWNO……………….
………………………………………………………………………………………………
>Co nota bene stanowi kolejny dowód potwierdzający moją tezę, że aborcji nie da się zakazać na gruncie libertariańskiej etyki, bez zabrnięcia w oczywiste absurdy i sprzeczności.
Ty się na logikę nie powołuj, bo jesteś z nią na bakier.
Człowiek jest człowiekiem od momentu poczęcia. Uważasz inaczej? Więc kiedy?
W momencie narodzin? W wieku 16, a może 20 lat?
Gdy zacznie chodzić, mówić, bawić się?
Brzydzą mnie tacy ludzie jak ty.
Libertarianin? Dobry żart! Zwykły gnój, który chce uciec od odpowiedzialności za swoje własne czyny zwalając ją na innego człowieka.
Faktycznie, nie każdy zasługuje na to, żeby żyć i ty jesteś jedną z takich osób. 😛
Nie szanujesz prawo do życia innych, więc sam zrzekasz się swojego aksjomatu.
Zmiany socjaldemokracji na przestrzeni lat:
Do 1951 roku głównym hasłem była likwidacja kapitalizmu na rzecz socjalizmu, przy reżimie demokratycznym. W tymże roku miała miejsce I Międzynarodówka Socjalistyczna. Po tym czasie zrezygnowali z pierwotnych zamiarów pozbycia się socjalizmu i zaczęli opowiadać się za demokracją gospodarczą. Odcięli się od komunizmu, podziału klasowego, haseł rewolucyjnych, radykalizmu. W 1959 zrywają z marksizmem (konkretnie SPD, sztandarowa partia socjaldemokratyczna, a za nią poszły inne. Był to zjazd w Bad Godesberg).
Począwszy od II wojny światowej socjaldemokraci opowiadają się za ochroną socjalną, państwem dobrobytu, które przeżywa kryzys w latach 80. To wywołuje konieczność radykalnych cięć wydatków z budżetu (i tu kolejna zmiana – deficyt budżetowy wcześniej był w pełni akceptowany, ale zrozumieli, że nie może on stale się powiększać). W 1999 „Manifest socjaldemokracji” w Wielkiej Brytanii i Niemczech, w którym postuluje się konieczność otwarcia się na nowe wyzwania cywilizacyjne (kwestie bezrobocia, globalizacji), a państwo ma nie zastępować wolnej przedsiębiorczości, a stymulować ją. Fakt, że Manifest nie spotkał się z wielką aprobatą socjaldemokratów wszystkich państw, ale wpisywał się w nurt „Nowej Trzeciej Drogi”, z którą zgadzał się na przykład Bill Clinton.
A taki Slawoj Żiżek także zwie się socjaldemokratą mimo, że w ogóle nie zerwał z marksizmem, co więcej, czerpie z niego.
Przykład innej ideologii to chadecja. Pierwsze ugrupowania nawet nie chciały być kojarzone z partiami. Powstawały w XIX wieku i były silnie ugruntowane przy kościołach. To już były ugrupowania chadeckie. Potem stwierdzili, że warto mieć reprezentację parlamentarną i powstawały pierwsze partie, które wchodziły do parlamentów różnych państw już w latach 20. zeszłego stulecia. Ideologia chadecka, ale jednak jakieś zmiany – przejście od niechęci do partii do kształtowania się partii. Co więcej, powstały na gruncie encykliki Rerum Novarum Leona XIII, która absolutnie potępiała socjalizm we wszelkich odmianach. Nie było opcji, żeby chadecja wiązała się w koalicję z socjaldemokratami. Teraz to nie problem – przykładem jest choćby Wielka Koalicja z 2005. I a propos wiązania się tejże koalicji: chadecja w życiu kiedyś (na początku) nie poszłaby na kompromis (bo to sprzeczne z nauką chrześcijańską) a w przypadku Große Koalition zgodzili się na wprowadzenie podatku dla najbogatszych, w zamian na zgodę lewicy (nie mylić z Lewicą, Die Linke) na podwyżkę VAT-u. To pewnie i tak nie wyczerpuje tematu.
„A ja się pytam, kiedy człowiek staje się naprawdę i całkowicie samodzielny, i czy w ogóle jest taki kiedykolwiek?” – rozważasz to w kwestii społecznej, czy też na gruncie społecznym. Ok, można przyznać, że człowiek nie jest samodzielny nigdy, że jest częścią systemu funkcjonalnego. Ale to na gruncie społecznym. Jako jednostka sam potrafi podejmować decyzje, sam o sobie decyduje.
„Już nie wspominając o niemowlętach, które same sobie nie przewiną pieluchy.” Jakby się zastanowić, skoro ktoś założył tę pieluchę, to pewnie i zdejmie. Ale mniejsza o pieluchę. Widzisz z dziećmi to jest tak, że to „młode” homo sapiens. Jakaś dziwna kolej rzeczy sprawiła, że akurat ludzie wymagają długiej opieki po narodzinach. Tak, jak źrebię to „młody” koń, tak dziecko… ale to już powyżej było napisane.
„Ale są także tacy, którzy urodzili się z bardzo wysokim stopniem upośledzenia.” No i to są upośledzeni ludzie, podobnie rzecz ma się, jak z „młodymi” człowieka. To już jest problem natury społecznej, czy ktoś się zajmuje, czy nie.
„Można sobie samemu wyhodować ziemniaki, lecz nie każdy zna się na roli, nie każdy POTRAFI!” To niech się nauczy. Albo niech wpierdala ryż (jako i ja robię, chociaż dziś będzie makaron). Człowiek naprawdę może Cię, Kamilu, zaskoczyć.
Samodzielność, piszesz, jest pozorna. Również uważam, że człowiek nie jest „samotną wyspą” – ale tu chodzi o człowieka w społeczeństwie.
Wracając do aborcji – albo płód jest częścią matki, albo nie jest jej częścią.
W przypadku pierwszym kobieta ma prawo usunąć to, co uważa za zbędne. Zgodnie z zasadą „Volenti non fit iniuria” – człowiek robi coś z samym sobą, przyjmuje odpowiedzialność za swój czyn. Chyba zgadzamy się obaj, co do tego, że człowiek może dowolnie decydować o swoim ciele? Skoro to jej ciało, to ma prawo usunąć.
Jeśli nie jest jej częścią, to jest „intruzem”, a czemu ma tolerować takowego w swoim ciele? W swojej własności?
Absolutnie zgadzam się z tym, że człowiek powinien sobie zdawać sprawę, że seks bez zabezpieczenia może skończyć się ciążą. Ale to trochę jak z domem – nie zamkniesz drzwi i ktoś się włamie, po prostu wejdzie i zacznie grzebać, szukać, wynosić. I przyłapiesz go – dajesz mu spokój, bo w sumie „mogłem zamknąć drzwi”?
I absolutnie zgadzam się z życzeniami DysKordian (nie wiem, czy odmieniać, czy nie, sorry) kierowanymi do kobiet. Po prostu kwestia aborcji, to wola „właściciela obrabowanego domu”. Jakkolwiek ta metafora może być uznana za nadużycie.
Wracając do głównego tematu: Obama zgodził się na aborcje, nie nakazał jej, ale rozszerzył zakres wolności jednostki w tej kwestii (jakkolwiek USA są strasznie policyjnym państwem), co jest zmianą w stosunku do polityki Busha. A temat główny brzmiał „Czy Obama zmieni cokolwiek?” Nie znaczy, że na lepsze w każdym przypadku, ale zmieni, co podtrzymuję.
można lepszym językiem tworzyć? Dzięki z góry.
@Kamil
Nie zajmowałem się w ogóle statusem płodu, więc nie rozumiem, do czego pijesz. Co więcej to, czy uznamy płód za człowieka czy nie, nie ma żadnego znaczenia dla mojej analizy. Ani jej nie podważa, ani nie potwierdza. Gdybyś na spokojnie przeczytał mój post zamiast unosić się emocjami to wiedziałbyś, dlaczego.
Dobry, niedobry, ale na pewno nie mój. Wielokrotnie pisałem, że nie uważam się za libertarianina, więc ponownie nie ten adres, kolego.
PS. Jeszcze jeden post, w którym wyzwiesz mnie od gnoi i poczęstujesz innymi epitetami, bez odniesienia się do meritum moich postów, a podziękuję Ci za dyskusję i uznam, że należy Cię na przyszłość ignorować, jak zwykłego netowego trolla. Tyle.
„Wracając do głównego tematu: Obama zgodził się na aborcje, nie nakazał jej, ale rozszerzył zakres wolności jednostki w tej kwestii (jakkolwiek USA są strasznie policyjnym państwem), co jest zmianą w stosunku do polityki Busha.”
Ale bardziej prawa aborcyjnego w USA nie da się poszerzyć – od pamiętnego wyroku sądu najwyższego z 1970 roku aborcja jest dozwolona w każdym trymestrze ciąży , więc nie wiem co Obama mógł by jeszcze poszerzyć ??? Chyba tylko zezwolić na legalizację badań na embrionami , którą to blokował Bush w imię ochrony życia poczętego m jakby głupio to nie brzmiało.
Bo śmieszy mnie stawianie znaku równości pomiędzy zlepkiem komórek a dorosłym człowiekiem , nawet jeżeli mają takie same DNA , to stopień ich złożoności jest bez porównania. Może zaczniemy jeszcze chronić plemniki i karać onanistów za to że zabijają życie nienarodzone 🙂
@conorowski
Analogia chyba nie do końca trafiona. Ja bym ją trochę zmodyfikował i w miejsce włamywacza wstawił głuchoniemego, niepotrafiącego pisać i czytać, ani posługiwać się językiem migowym, dzikiego lokatora. Może wygląda to trochę karkołomnie, ale wówczas mamy jako taki ekwiwalent płodu, równie upośledzony pod względem możliwości komunikowania się z otoczeniem.
Czy pozbycie się takiego lokatora, nawet jeśli właściciel zdecydował się go przez jakiś czas utrzymywać, można uznać za zerwanie warunków jakiejś „umowy”, zawartej między nimi i naruszenie wolności jednej ze stron? W jaki sposób, skoro jej zawarcie jest, z technicznego punktu widzenia, niemożliwe, wszak jedna ze „stron” pozbawiona jest możliwości komunikowania się? Na razie więc podtrzymuję moją tezę: libertarianie-prolajfersi nie potrafią udowodnić, że aborcja narusza interesy płodu, bo to by wymagało skonsultowania się z samym płodem. I prawdopodobnie nie będą w stanie, dopóki ludzie nie opanują sztuki telepatii. Status płodu (już człowiek czy jeszcze nie?) nie ma tu nic do rzeczy!
Co oczywiście nie oznacza, że nie da się, przy poszanowaniu libertariańskich aksjomatów, wyegzekwować jeśli nie całkowitego zakazu aborcji, to przynajmniej ograniczenia tego zjawiska. Moim zdaniem jest to możliwe, ale to temat na inną dyskusję.
Czytelnik napisał: „Bo śmieszy mnie stawianie znaku równości pomiędzy zlepkiem komórek a dorosłym człowiekiem , nawet jeżeli mają takie same DNA , to stopień ich złożoności jest bez porównania. Może zaczniemy jeszcze chronić plemniki i karać onanistów za to że zabijają życie nienarodzone”
Jak i mnie.
Jeśli idzie o Obamę, to fakt, że nie poszerzył prawa, tylko je poparł, czym zerwał z Bushowskim negowaniem zasadności tego prawa. A to jest jakiś postęp – większa możliwość decydowania o sobie.
Pamiętam, że temat „czy płód, to człowiek, czy nie” zaczął się, gdy Kamil napisał o morderstwie. Jego pierwszy post.
„Status płodu (już człowiek czy jeszcze nie?) nie ma tu nic do rzeczy!” Zgadzam się. Co nie zmienia faktu, że moim zdaniem płód człowiekiem nie jest. Nie z tego wynika, uważam, prawo do aborcji, tylko z prawa do decydowania o sobie.
@conorowski
I chyba tu jest właśnie pies pogrzebany. Odnoszę wrażenie, że dla niektórych prolajfersów człowieczeństwo płodu (pal już licho kwestię, czy rzeczywiste, czy tylko domniemane) automagicznie przekłada się na deklarowanie woli życia. W myśl tego niepisanego założenia tworzą następujące równanie: płód = człowiek = istota obdarzona wolą i chęcią przeżycia. O ile pierwsze dwa elementy równania mógłbym jeszcze uznać za prawdziwe, o tyle trzeci uważam za czysto spekulatywny.
I zdania nie zmienię, dopóki jakiś płód nie zamanifestuje, w zrozumiały i niebudzący wątpliwości sposób, swojej woli przeżycia.
Uprzedzając ewentualne kontrargumenty. Przypadek kogoś, kto zapadł w śpiączkę lub doznał całkowitego paraliżu, to trochę co innego. Zazwyczaj wcześniej ten ktoś był w stanie zakomunikować swoją wolę życia i zapewne robił to wielokrotnie. Może nawet sporządził stosowny dokument, w którym wyraził swoje życzenia, na wypadek takich właśnie sytuacji. W przypadku płodu, ciężko nawet o takie poszlaki. Od chwili połączenia komórki jajowej z plemnikiem po rozwiązanie, płód nie może w jakikolwiek sposób wyartykułować swoich racji (o ile w ogóle jakieś posiada). Pod tym względem nie różni się istotnie od kotów z mojego przykładu. A skoro libertarianie uznają wyższość ludzkich interesów nad kocimi, dopuszczając nawet zabicie kota przez człowieka, bez poniesienia żadnych konsekwencji, to z jakiej racji postulują ubezwłasnowolnienie kobiety i traktowanie jej jak inkubatora, w imię wyimaginowanych interesów płodu?
Proszę tylko opatrznie nie zrozumieć mojego komentarza jak poparcia dla amerykańskiej ustawy aborcyjnej , bo uważam ze jest ona zbyt liberalna pozwalając na przerywanie ciąży w każdym jej momencie. Osobiście wolałbym przyjecie rozwiązań europejskich które są bardziej wyważone i kompromisowe , gdyż dopuszczają aborcjię tylko w określonym czasie.
Dla mnie aborcja to tzw. szara strefa moralności gdzie nie możemy dokładnie ustalić granic między właściwym a niewłaściwym postępowaniem – więc musimy zdać się na rozwiązania kompromisowe.
I zanim znowu ktoś mnie zwyzywa i zarzuci proaborcyjne zapędy, zwracam uwagę, że kwestia moralnego statusu aborcji nie była przedmiotem mojej rozkminy. Dowodziłem tylko, że nie da się wywieść bezpośrednio z libertariańskich aksjomatów zakazu aborcji; choć możliwe są inne, zgodne z libertarianizmem metody zwalczania tej praktyki.
@Czytelnik
Otóż to. Taka strefa półmroku 😉
DysKordin, ale mogę Ciebie zabić, prawda? No zgódź się, żeby mnie potem policja w ,razie czego, nie ścigała za usunięcie jednego idioty. xD
Kurde, czemu twoja matka (ofiara napaści intruza) nie pomyślała, że nie chce być 'inkubatorem’ w imię twoich 'wyimaginowanych’ interesów i nieistniejącej woli przeżycia?
No powiedz mi?
>Dowodziłem tylko, że nie da się wywieść bezpośrednio z libertariańskich aksjomatów zakazu aborcji
Gdzie to wywiodłeś?
„>kamil, jeżeli przywrócenie kontroli nad częścią swojego ciała jest morderstwem, to próbą morderstwa jest np. zaprzestanie karmienia dziecka, gdy ono się tego domaga (nie tylko, gdy ssie pierś. przez całe życie dziecka).
Kurwa mac, wracaj do podstawówki, płód NIE jest częścią ciała kobiety. To oddzielny organizm!”
twój palec w moim oku też by nie był. dalej nie widzę uzasadnienia, żebyś mógł wsadzać mi palec do oka. nawet, gdybym się na to zgodził, to jakbym się wycofał potem, nie widziałbym w tym nic zdrożnego. a kobieta uprawiając seks niekoniecznie musi godzić się na ciąże.
„>kiedy strzelam do kogoś, robię to, choć on niekoniecznie uniemożliwia mi kontrolowanie tego, co dzieje się w środku mnie. kiedy lekarz, za zgodą kobiety, zabija płód, zawsze zabija intruza.
Jakiego intruza? Nie wiesz, że seks prowadzi do zapłodnienia jeśli się nie używa ‘zabezpieczeń’? Trzeba wypić piwo, które się naważyło. Ponieśc konsekwencje swoich czynów, a nie je zabijać.”
kobieta uprawiając seks ani nie zobowiązuje się wobec nikogo do urodzenia dziecka, ani niekoniecznie – ma do tego prawo. przynajmniej jedna koncepcja wolnościowa, Rothbarda, nie dopuszcza oddania się komukolwiek w niewolę. nawet jeśli jednak oddałaby się, płód musiałby być w stanie przyjąć taka umowę.
@Kamil
Poważnie myślisz, że komuś na tym forum zaimponujesz chamskimi wycieczkami osobistymi?
Gdybyś tak się nie spienił i nie zapluł monitora pod wpływem emocji, to pewnie byłbyś wstanie znaleźć odpowiednie fragmenty. Ja w każdym razie nie będę się specjalnie dla Ciebie powtarzał.
“>twój palec w moim oku też by nie był. dalej nie widzę uzasadnienia, żebyś mógł wsadzać mi palec do oka.
Bo to nie miało być uzasadnienie, lecz wykazanie Ci niewiedzy na temat biologii. :>
Akurat. 🙂
>nawet, gdybym się na to zgodził, to jakbym się wycofał potem, nie widziałbym w tym nic zdrożnego. a kobieta uprawiając seks niekoniecznie musi godzić się na ciąże.
Więc może się zabezpieczyć, jeśli tego nie czyni, to może co najwyżej płakać nad wylanym mlekiem.
Zdarza się, ale to nie jest żaden powód, aby druga istota ludzka (dziecko) musiało za to cierpieć, płacić swoim życiem.
>kobieta uprawiając seks ani nie zobowiązuje się wobec nikogo do urodzenia dziecka, ani niekoniecznie – ma do tego prawo.
Natomiast dziecko ma prawo do życia i póki nie będzie mogło samo wyrazić swej woli (życia lub śmierci), póty nie widzę uzasadnienia dla decydowania za niego, a mętne i szare definicje człowieka (a może 3 tydzień, a może 7 miesiąc?) uważam za co najmniej niebezpieczne. jeśli nie mamy pewności, to nie możemy robić rzeczy pochopnych, za które życiem przypłaci inna osoba.
Nie mówię, że kobieta jest mniej ważna – nie jest – zarówno ona jak i dziecko są równie istotne!!!
> przynajmniej jedna koncepcja wolnościowa, Rothbarda, nie dopuszcza oddania się komukolwiek w niewolę. nawet jeśli jednak oddałaby się, płód musiałby być w stanie przyjąć taka umowę.
Rothbard, mało mnie obchodzi, nie każdy jest doskonały. dlatego należy czerpać z różnych koncepcji, a najlepiej z samej rzeczywistości.
>Poważnie myślisz, że komuś na tym forum zaimponujesz chamskimi wycieczkami osobistymi?
Ależ gdzie tu widzisz jakieś wycieczki?
Zapytałem najzupełniej poważnie.
>Gdybyś tak się nie spienił i nie zapluł monitora pod wpływem emocji, to pewnie byłbyś wstanie znaleźć odpowiednie fragmenty. Ja w każdym razie nie będę się specjalnie dla Ciebie powtarzał.
Jestem spokojny. To fakt, spieniłem się nieco, ale z nieco innego powodu. Mianowicie braku szacunku dla prawa do samoposiadania przejawiającego się jego wyrywkowym traktowaniem.
Kamilu, nie tak ostro. Dyskutujmy, ale nie obrazajmy sie wzajemnie
„Bo to nie miało być uzasadnienie, lecz wykazanie Ci niewiedzy na temat biologii. :>
Akurat. :)” akurat jej nie wykazałeś – nie napisałem, że płód jest częścią ciała, choć ewidentnie w pierwszych stadiach przynajmniej zarodek nie jest łatwo od ciała kobiety rozróżnialny.
„Więc może się zabezpieczyć, jeśli tego nie czyni, to może co najwyżej płakać nad wylanym mlekiem.
Zdarza się, ale to nie jest żaden powód, aby druga istota ludzka (dziecko) musiało za to cierpieć, płacić swoim życiem.”
oczywiście, że może o ile ma prawo do robienia ze swoim ciałem co chce. i prawo do aborcji na życzenie jak najbardziej jest usprawiedliwione tym samym – najpierw ktoś lub coś (pojęcie osoby jest nieostre i na pewno o osobowości nie decyduje budowa DNA, ani jego niepowtarzalność), narusza czyjeś prawo do dysponowania sobą, nie jest to odpowiedź na naruszenie tego, kto jest poszkodowany, więc jednocześnie – osoba poszkodowana uzyskuje prawo do przywrócenia kontroli nad samą sobą. to dosyć proste. i wolnościowe.
„Natomiast dziecko ma prawo do życia i póki nie będzie mogło samo wyrazić swej woli (życia lub śmierci), póty nie widzę uzasadnienia dla decydowania za niego, a mętne i szare definicje człowieka (a może 3 tydzień, a może 7 miesiąc?) uważam za co najmniej niebezpieczne. jeśli nie mamy pewności, to nie możemy robić rzeczy pochopnych, za które życiem przypłaci inna osoba.
Nie mówię, że kobieta jest mniej ważna – nie jest – zarówno ona jak i dziecko są równie istotne!!!”ja nie twierdzę, że dziecko nie ma prawa do życia, nie ma natomiast absolutnego prawa do życia. nie może np. żyć w taki sposób, że ktoś inny, własnym ciałem podtrzymuje go przy życiu. nie na gruncie etyki wolnościowej, czyli takiej, zgodnie z którą człowiek, który traci na skutek agresji kontrolę nad sobą, może odeprzeć takie naruszenie.
i tak, dziecko jest równie ważne, matka nie ma prawa dysponować jego ciałem dopóki ono pierwsze nie wystąpi przeciwko prawom do jej ciała. ale w przypadku ciąży właśnie tak jest.
dobra, panowie. Ponieważ mam ostatnio na dniach spore doświadczenie w prowadzeniu takich dyspót, to proponuję posunąć dyskusję do przodu. A żeby tak się stało, to postarajcie się ustalić taką definicję człowieczeństwa, którą zaakceptuje druga strona. Wtedy będziecie sobie mogli wyciągać wnioski. Bo teraz to wygląda tak, że Kamil mówi „a”, DysKordian et cet. mówi „b”, ale jakbyście gadali w różnych miejscach. Wyjdźcie więc może od jednego punktu, to będzie lepiej dla przyszłości gaduły:)
Smootny ale o taką definicję ( i tego skutki ) rozgrywa się cały spór w sprawie aborcji 🙂 Obie strony mają częstokroć mocne argumenty , dlatego jestem zwolennikiem kompromisowego rozwiązania – ale do tego potrzeba dobrej woli i porzucenia dogmatyzmu.
@Kamil
„No zgódź się, żeby mnie potem policja w ,razie czego, nie ścigała za usunięcie jednego idioty. xD”
Cokolwiek pijesz, odstaw to, bo już Ci się na wzrok rzuca…
Przyszedłem na ten świat, bo tak zdecydowała moja mama, zgodnie zresztą z prawem do dysponowania własną osobą. Które Ty chcesz ograniczać, obłudnie argumentując jakobyś zabiegał o równe traktowanie praw matki i dziecka. Tylko że jako płód, prawdopodobnie całkiem długo nie posiadałem nawet samoświadomości, nie wspominając o możliwości potwierdzenia lub zbycia się mojego prawa do życia; jak i faktu, że to ja pierwszy ograniczyłem jej prawo samoposiadania. Uzbrojony w tę wiedzę, już jako dorosły osobnik mogę więc powiedzieć, że nie miałbym do mojej mamy żadnych pretensji, gdybym dowiedział się, że jednak brała pod uwagę możliwość skrobanki (zwłaszcza w 1 trymestrze ciąży), czyli jak to Jasiu zgrabnie ujął, „przywrócenia kontroli nad samą sobą”.
Jakoś tak się „dziwnie” składa, że wyżej cenię sobie niektóre interesy konkretnych, namacalnych, posiadających zdolność komunikowania się bytów, niż czegoś, co być może nawet nie jest osobą (bardziej w sensie uczestnika kultury, niekoniecznie biologicznych różnic) i w żaden sposób, samo z siebie, nie potrafi wyartykułować swojej woli, o ile jakąkolwiek posiada. Szczególnie, gdy te wyimaginowane interesy pierwsze uderzają w prawa realnych osób.
Czytelniku, ja jestem skłonny przystać na aborcję na życzenie, gdzieś tak, myślę, do końca 1 trymestru. Sądzę, że z mojej strony to wystarczający kompromis. Zresztą nigdy nie postulowałem podwyższenia tej granicy, poza przypadkami zagrożenia życia lub zdrowia matki.
>Przyszedłem na ten świat, bo tak zdecydowała moja mama, zgodnie zresztą z prawem do dysponowania własną osobą. Które Ty chcesz ograniczać, obłudnie argumentując jakobyś zabiegał o równe traktowanie praw matki i dziecka.
W jaki sposób chcę „obłudnie” i „klerykalnie” ograniczać?
> Tylko że jako płód, prawdopodobnie całkiem długo nie posiadałem nawet samoświadomości, nie wspominając o możliwości potwierdzenia lub zbycia się mojego prawa do życia; jak i faktu, że to ja pierwszy ograniczyłem jej prawo samoposiadania.
Rozumiem, że twoja droga mama nie wiedziała, jakie są skutki pewnych czynności seksualnych z płcią przeciwną i nie miała żadnej możliwości zabezpieczenia się przed nimi, ale to nijak nie jest i nie będzie naruszenie jej własności ciała. Gdyby logicznie przyjąć, że tak by było, to furtka dla zabijania niemowląt, które przecie naruszałyby ten aksjomat, stanęła by otworem. Oczywiście trochę przesadzam, ale można do takiego wniosku dojść.
>Uzbrojony w tę wiedzę, już jako dorosły osobnik mogę więc powiedzieć, że nie miałbym do mojej mamy żadnych pretensji, gdybym dowiedział się, że jednak brała pod uwagę możliwość skrobanki (zwłaszcza w 1 trymestrze ciąży), czyli jak to Jasiu zgrabnie ujął, “przywrócenia kontroli nad samą sobą”.
>Jakoś tak się “dziwnie” składa, że wyżej cenię sobie niektóre interesy konkretnych, namacalnych, posiadających zdolność komunikowania się bytów, niż czegoś, co być może nawet nie jest osobą (bardziej w sensie uczestnika kultury, niekoniecznie biologicznych różnic) i w żaden sposób, samo z siebie, nie potrafi wyartykułować swojej woli, o ile jakąkolwiek posiada. Szczególnie, gdy te wyimaginowane interesy pierwsze uderzają w prawa realnych osób.
Podobnie argumentowali takie ohydne praktyki eutanazyjne naziści oraz inni zwolennicy szeroko rozumianej „czystej rasy”.
Niestety do twojej informacji człowiek jest bytem nie tylko stricte „materialnym”, czego dowodem jest choćby twoja tutaj niby intelektualna, ale nie do końca, aktywność.
Jeśli uważasz, że człowiek to tylko ciało i zdolność komunikacji, to czemu by nie 'uśpić’ ludzi w śpiączce, którzy nijak nie spełniają twoich powyższych bzdurnych warunków?
Bo wcześniej byli w stanie się komunikować? Człowiek we wczesnych stadiach rozwoju też nie może się komunikować TERAZ, a różnica, że będzie to mógł czynić w niedalekiej przyszłości, zaś człowiek dorosły w śpiączce mógł to czynić WCZEŚNIEJ jest cholernie i zajebiście arbitralną, wręcz niedostrzegalną różnicą!
„Klerykalnie”? Odstaw wreszcie ten fiolet, bo naprawdę zaczyna Ci się na wzrok rzucać.
Słabo rozumiesz. Wiedziała i miała możliwość. Nie skorzystała, ponieważ pragnęła dziecka. W tym przypadku nie było mowy, żebym dopuścił się ograniczenia jej prawa samoposiadania – podobnie jak tego prawa nie łamie osoba zadająca ból amatorowi BDSM, na jego własne życzenie. Choć w innych okolicznościach, gdyby obiektem nie był amator BDSM, a ktoś, kto nie wyraża zgody na zadawanie mu bólu, nie powinno być żadnych wątpliwości, że doszło do naruszenia prawa samoposiadania. Nauka z tego płynie następująca: nie istnieje żaden ściśle określony kanon zachowań naruszających zasadę samoposiadania, gdyż to zależy od indywidualnie lub społecznie (ale zawsze mających swoje źródło w subiektywnym, arbitralnym chceniu) wyznawanych norm etycznych. A już na pewno nie Tobie o tym decydować, przynajmniej do końca 1 trymestru w temacie aborcji (po tym okresie byłbym skłonny uwzględnić Twoje pretensje, a nawet sam zachowałbym się jak typowy zamordysta i starał się uniemożliwić matce poddanie się aborcji).
Jak rozumiem sugerujesz, że każda matka uważa małego człowieczka przyssanego do jej cyca za niechcianego intruza i tylko czeka, aż społeczeństwo zaakceptuje aborcję na życzenie, żeby stopniowo przesuwać granicę przyzwolenia do punktu, który pozwoli matkom bezkarnie mordować ich dzieci. A jak dać ludziom swobodny dostęp do broni palnej, to będą jatki na co drugiej ulicy. Znieść prohibicję na dragi, to albo się wszyscy zaćpają na śmierć, albo narkomani będą biegać z brudnymi, zakażonymi strzykawkami i zarażać przypadkowych ludzi HIVem.
Twoje graniczące z fanatyzmem zafiksowanie na punkcie libertariańskiej etyki i czegoś, co – chyba dla żartu – nazywasz „logicznym myśleniem”, najwyraźniej nie pozwala Ci dostrzec, że ludzie zazwyczaj wyznają jeszcze inne systemy wartości, które jak najbardziej mogą dopuszczać arbitralne rozstrzygnięcia, typu „do końca 1 trymestru aborcja jest dopuszczalna, a po tym terminie usunięcie płodu oznacza morderstwo”. I nie istnieje żadne żelazne prawo historii, które mówi, że te normy zawsze, prędzej czy później, ulegną poluzowaniu. Ja w każdym razie nie słyszałem o ani jednej, historycznie rozpoznanej społeczności, która doszłaby od aborcji płodów do mordowania niemowlaków, wliczając w to Spartan. A trochę z historią i antropologią kulturową mam na swoich studiach do czynienia…
Co to, jak brakuje argumentów to uciekamy się do reductio ad Hitlerum? Po tym popisie niskich lotów erystyki (prawo Godwina się kłania), plus wcześniejsze wiązanki, śmiesz jeszcze twierdzić, że to moja aktywność na tym forum jest „niby intelektualna, ale nie do końca”? Lol! Ośmieszaj się dalej… 😀
Ale skoro poruszyłeś temat III Rzeszy w kontekście aborcji, to przypominam, że „aryjskim” kobietom w 1943 roku zabroniono pod karą śmierci skrobanki na życzenie, wyłączając przypadki poważnego zagrożenia życia lub zdrowia matki. Uzasadnienia nazistowskich prawodawców nie różniły się znacząco od Twojego: trzeba chronić interesy oraz przyszłość narodu niemieckiego i rasy aryjskiej. Interesy w równym stopniu wyimaginowane, co płodu, wszak nie istnieje żaden „naród niemiecki” czy „rasa aryjska”, które można by spytać o zgodę na taką „ochronę”.
Wielu ludzi utrzymuje, że moja intelektualna aktywność jest funkcją procesów neurochemicznych, zachodzących w moim mózgu – jak najbardziej materialnych, dających się empirycznie badać.
Niedostrzegalną co najwyżej dla Ciebie i innych fanatycznych prolajfersów. Natomiast wielu ludzi nie ma problemu z uchwyceniem tej różnicy.
I oczywiście, że arbitralna. Nie bardziej, niż Twoje twierdzenie, jakoby płód był człowiekiem obdarzonym pełnią libertariańskich praw i świadomie pragnącym żyć, nawet kosztem prawa matki do dysponowania swoją osobą.
Drogi Dyskordianie!
A takoż inni forumowicze.
Czy Prawo Godwina odnosi się tylko do „reductio ad Hitlerum” czy także do „reductio ad Stalinum CheGuevarum Bolszewikum itd”?
Z tego co piszą na wiki wynika, że nie tylko.