Zabawny i popularny film pt. Dave, wytwór politycznej fantazji, w pełni oddawał treść tytułowego frazesu. Sobowtór, który przejął władzę po prawdziwym prezydencie, flirtującym oszuście, kiedy ten zachorował, przypadł od razu wszystkim do gustu (możemy przyjąć, że nawet widzom), kiedy ogłosił, iż rząd „od zaraz” uważa za swoje naczelne zadanie zagwarantowanie każdemu pracy. W jaki sposób? Tego nie wie nikt, bo dekret jest niemożliwy do zrealizowania, a same próby tej realizacji niebezpieczne.
Autorzy Dave’a i twórcy frazesu o gwarantowaniu pracy powiedzieliby, że każdy, kto występuje przeciwko wydatkom rządowym i jest za zniesieniem jałmużny czy też odrzuca programy robót publicznych jest człowiekiem pozbawionym współczucia. Należy wszelako przede wszystkim pamiętać, że współczucie to cecha tych, którzy rozdają potrzebującym swoje własne bogactwo, a nie tych, którzy rozdają bogactwo innych ludzi. Nawet gdyby rząd był w stanie zapewnić każdemu pracę, nie byłby to objaw współczucia, lecz przykład, jak można okradać Piotra, żeby dać Pawłowi.
Następną sprawą jest to, że w rzeczywistości rząd nie ma najmniejszego pojęcia, jak zapewnić każdemu pracę; administrujący państwem niczego nie wymyślają, nie zakładają żadnego przedsiębiorstwa, nie odkrywają żadnych nowych praw natury, które mogliby wprowadzić w życie – nic. Państwo nie potrafi tworzyć miejsc pracy. Jedyne co może robić, to odbierać pieniądze jednym (co niszczy miejsca pracy), potrącać fundusze na swoje utrzymanie (co suto napełnia żołądki polityków i biurokratów) i oddawać resztę w postaci programu robót publicznych czy też subsydiów (co przywraca niektóre utracone miejsca pracy, lecz jedynie na tak długo, jak długo istnieją fundusze publiczne, bo na ogół na tak sztucznie „utworzoną” pracę nie ma żadnego popytu na rynku).
Nikt kto wprowadza, pomaga uchwalić czy też podpisuje projekt ustawy pozwalającej rządowi rozdawać pieniądze, nie tworzy jakiegokolwiek miejsca pracy. Niemniej prawie wszyscy marzyciele świata popierają tego typu politykę złudzeń, nie wyłączając wielu pisarzy, aktorów i producentów z Hollywood. Nic dziwnego, że szkody wyrządzone w tej sprawie są niemal nie do naprawienia. Mamy przed sobą prosty, jasny aksjomat mówiący, że nic nie można wyprodukować z niczego.
Chyba jednak najważniejszą sprawą, pomijaną przez zwolenników miejsc pracy tworzonych przez programy rządowe jest ta, że nawet same próby zagwarantowania ludziom miejsc pracy naruszają najcenniejszą zasadę współżycia między ludźmi. To przecież praca jest tym, co ktoś może wykonać ze względu na tych, którzy przychodzą na rynek, by nabyć owoce jego pracy. Praca pisarza istnieje dopóty, dopóki istnieją ludzie, którzy chcą czytać jego książki; praca inżyniera istnieje na mocy tego, że ktoś ma ochotę płacić za nowe maszyny czy nowe komputery. Kelnerów zatrudnia się, bo ludzie stale odwiedzają restauracje. Szefowie firm mają pracę, bo ludzie chcą inwestować w interes firmy i chcą, żeby ktoś ją prowadził. Jednym słowem miejsca pracy istnieją dlatego, że ludzie chcą i mogą otrzymać owoce tej pracy. Wyobraźmy sobie jednak, co trzeba by zrobić, żeby zapewnić miejsca pracy. Kelner pracujący we francuskiej restauracji, do której już nie zachodzi żaden potencjalny klient, straci swoją pracę, jeśli nie zmusi się klientów do żywienia się francuskimi potrawami, niezależnie od ich pragnień, wyborów, możliwości portfela i tak dalej. Producenci maszyn do pisania będą mieli pracę tylko wtedy, kiedy zabroni się klientom nabywania komputerów i zmusi do posługiwania się przestarzałymi narzędziami. Robotnicy w fabrykach samochodów nie mieliby pracy, gdyby klientów zmuszano do zachowania miejsc pracy w fabrykach powozów. Już sama próba zagwarantowania miejsc pracy dla tych ludzi zakłada ustanowienie systemu powszechnego przymusowego niewolnictwa, w którym klienci wbrew swojej woli nabywają dobra i usługi, których by nie nabyli, gdyby nie byli do tego przymuszeni przez gwarantującego pracę.
Zatem nie tylko niemożliwym jest, by państwo gwarantowało miejsca pracy – ze względu na to, że państwa niczego nie produkują i nie nauczyły się też stwarzać czegoś z niczego. Co więcej, próba tworzenia miejsc pracy jest dla rządów moralnie niebezpieczna, ponieważ zakłada ona przypisywanie konsumentów do miejsc pracy przez ten rząd gwarantowanych. W istocie już samo opodatkowywanie dla tworzenia miejsc pracy sprowadza się do jednego – do wymuszonej pracy oraz niedobrowolnego świadczenia usług.
Bez wątpienia ci, którzy tracą pracę, znajdują się często w ciężkim położeniu, czasem dlatego, że nie zdołali się przygotować na ciężkie czasy, kiedy indziej dlatego, że źle ocenili, co ludzie chcą kupować, albo też po prostu dlatego, że konsumenci pofolgowali swojemu kaprysowi, który wyparł z rynku ich nawet niekiedy lepszy produkt czy lepszą usługę. Utrata pracy wcale nie musi być bolesnym doświadczeniem, choć czasami potrzeba takiego doświadczenia, by niektórych zmobilizować do podniesienia swojej pozycji, do „wyrwania się z dołka”. W każdym jednak razie, niezależnie od tego, czy wybór potencjalnego klienta był przemyślany czy też nie, istotną sprawą tutaj jest to, że usiłowanie zmuszenia klienta do kupna jest tym samym co przymuszanie osoby do pracy w takim miejscu, w jakim ona nie chce pracować. Wprowadza to niedobrowolne usługi i niechętne branie udziału w czymś, na przykład konsumpcji, by inni mieli zatrudnienie.
Nawet daremny wysiłek w kierunku zagwarantowania miejsc pracy dla wszystkich może mieć niszczący skutek uboczny. Ludzie przyzwyczajają się do myślenia, że rząd może zaradzić ich kłopotom, tj. że ci, którzy w społeczeństwie dzierżą władzę i mogą używać siły w majestacie prawa, najlepiej rozwiążą nasze rozmaite problemy, więc my sami nie musimy się tak znowu starać, by się nam w życiu powodziło coraz lepiej.
Kilka lat temu odwiedziłem starego przyjaciela z Budapesztu, który osiedlił się w Montrealu. W czasie wizyty poprosił mnie, żebym pomógł w nauce jego 13-letniej córce, która sobie nie radziła w szkole. W ogóle nie znałem dziecka, tak że jedynym o co mogłem zapytać, było: „Dlaczego uczysz się źle w szkole?” Dziewczynka odpowiedziała: „Nie interesuje mnie to, czego tam uczą”. Żeby zapanować nad sytuacją, pytałem dalej: „Jak sobie poradzisz w życiu bez wykształcenia?” Jej odpowiedź mnie zdumiała: „Rząd będzie się o mnie troszczył”. Kanadyjskie, brytyjskie, szwedzkie i – nie zapomnijmy – sowieckie państwa opieki socjalnej, które znajdowały się w dużo gorszej sytuacji niż Stany Zjednoczone, nie tylko narzuciły nędzny system swoim obywatelom, ale też przygotowały ich do dożywotniego uzależnienia.
Państwo nie może gwarantować miejsc pracy. Już same próby w tym kierunku grożą nam przymusowym niewolnictwem, zaś uzależnienie od mitu otrzymania czegoś za nic ma wpływ demoralizujący.
Dr Tibor Richard Machan (ur. 1939), emerytowany profesor filozofii Auburn Univeristy, a także ekspert Hoover Institution. Ostatnio ukazała się jego książka Libertarianism defended (2006).
Tekst pochodzi z książki „Fałsz politycznych frazesów”, której pierwsze polskie wydanie ukazało się dzięki finansowej pomocy założyciela i prezesa Fundacji PAFERE, p. Jana Małka.
Tłum. Jan Kłos
***
Artykuł ukazał się pierwotnie na stronie Polsko-Amerykańskiej Fundacji Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego
Ależ oczywiście że państwo jest w stanie zapewnić wszystkim pracę. Wystarczy zatrudnić bezrobotnych do przelewana z pustego w próżne z podatków albo inflacji.