Jan M. Fijor: Nie kopiować

Wbrew przekonaniu większości Polaków tworzone i wdrażane przez zachodnie rządy pakiety antykryzysowe i stymulacyjne są błędne i gospodarce szkodzą. W tej sytuacji nie tylko nie musimy, ale i nie możemy ich kopiować!

Papugowanie

Od kilku tygodni toczy się w Polsce ożywiona dyskusja na temat pakietu antykryzysowego, jaki rząd powinien przedstawić, a nie przedstawia. O ile, początkowo, pakietu domagała się opozycja, zarzucając rządzącej koalicji bierność i bezczynność, o tyle obecnie domaga się ich już niemal każdy, na czele z czołówką polskich ekonomistów: prof. prof. Kołodko, Osiatyńskiego, Gronickiego, Hausnera czy Orzechowskiego. Nawet znany z niechęci do etatyzmu i interwencjonizmu publicysta Gazety Wyborczej, Witold Gadomski opowiada się za państwowym stymulowaniem konsumpcji.

Koronnym argumentem zwolenników pakietu antykryzysowego jest przykład innych krajów. Tak postępują rządy wszystkich cywilizowanych krajów – mówi posłanka PiS, Aleksandra Natalli – Świat. Gdyby to rozwiązanie było złe – komentuje prof. Witold Orłowski – to by go nie stosował prezydent Stanów Zjednoczonych, bądź co bądź najpotężniejszego kraju na planecie. Podobne stanowisko dominuję dyskusję publiczną, a także uliczną. Niech rząd bierze przykład z innych, mądrzejszych i zrobi coś – zwraca uwagę mój współpasażer z przedziału kolejowego. Popiera go reszta pasażerów. Jedynym nie zainteresowanym pomysłem wydaje się być minister finansów i chwała Bogu. Obawiam się jednak, że wkrótce ugnie się pod naciskiem mas ignorantów, którym nie wystarczy fakt, że mimo potężnych pakietów antykryzysowych, ani w Wielkiej Brytanii, ani w Islandii, ani nawet w USA gospodarka nie tylko nie drgnęła, lecz co gorsza brnie w coraz większy kryzys, zubożając miejscową ludność.

Paradygmat Keynesa

Dlaczego potrzebny jest pakiet ratunkowy?
Z dwóch powodów. Oba powody zostały opisane w Ogólnej teorii zatrudnienia, procentu i pieniądza, autorstwa wybitnego ekonomisty (ekonomisty?) brytyjskiego, Johna Maynarda Keynesa, który mniej więcej 90 lat temu doszedł do słusznego wniosku, że jeśli konsumpcja jest głównym składnikiem Produktu Krajowego, to stymulacja konsumpcji w czasach kryzysu, kiedy konsumpcja spada, doprowadzi do wzrostu gospodarczego.

Twierdzenie to brzmiało mniej więcej tak: każdy popyt ma swą podaż. Innymi słowy, jeśli zwiększy się popyt (poprzez np. zniżki podatkowe, wydatki publiczne, subsydia etc.) wówczas uruchomi się podaż (czyli produkcję) i gospodarka ruszy. Jego konsekwencją było zobowiązanie polityków, aby wespół z ekspertami ekonomicznymi i przedsiębiorcami ratowali gospodarkę w czasach kryzysów, pompując w nią pieniądze potrzebne do stymulowania konsumpcji. I chociaż spostrzeżenia Keynesa były typowym mechanizmem interwencjonizmu, stały się szybko obowiązującym paradygmatem tzw. ekonomii wolnorynkowej, pozostając nim do dzisiaj. I chociaż niedługo przed ukazaniem się opus magnum Keynesa, urodzony we Lwowie, wybitny filozof i ekonomista austriacki, potem amerykański, Ludwig von Mises, powołując się m.in. na osiemnastowiecznego ekonomistę francuskiego, Jean Baptiste Say’a, który twierdził, że jest odwrotnie i to każda podaż ma swój popyt, ostrzegł świat przed ingerencją rządu w gospodarkę. Przestrogę (paradygmat) Misesa zbagatelizowano, uznając paradygmat Keynesa za słuszny.

Błąd Anglika

Problem w tym, że to nie Keynes, a Mises ma rację. Ekonomista brytyjski popełnił bowiem błąd już w samym założeniu. To nie konsumpcja jest głównym składnikiem PKB, lecz oszczędności i inwestycje. Pozorna dominacja konsumpcji bierze się ze sposobu liczenia PKB, który – w części dotyczącej udziału konsumpcji – uwzględnia wyłącznie finalne dobra i usługi konsumpcyjne, ignorując to co gospodarka wytworzyła w stadiach pośrednich. Np. W PKB zajdzie się wyprodukowany telewizor LCD, ale nie będzie w niej wyprodukowanego w kraju tworzywa sztucznego, z którego zrobiona jest obudowa odbiornika. Jest chleb, a nie ma zboża, z którego powstała mąka, z której chleb ten został upieczony. Licząc w ten sposób, z jednej strony zaniża się wartość PKB, z drugiej zaś, zawyża wkład konsumpcji, który w krajach rozwiniętych przekracza niejednokrotnie 2/3 PKB. „Gdyby w PKB uwzględnić także fazy pośrednie – uważa Mark Skousen, ekonomista amerykański i wykładowca Columbia Business School – wówczas okaże się, że konsumpcja nie stanowi ani 70 procent (USA), ani 65 procent (Wielka Brytania), ani nawet 57 procent (Niemcy), lecz co najwyżej 40 procent (USA), lub 35 procent (Wielka Brytania), ustępując pola pozostałym składnikom.

A jakie to składniki? W skład PKB wchodzą, obok konsumpcji, wydatki rządowe, handel zagraniczny netto (eksport minus import) oraz INWESTYCJE, które przy założeniu, że wydatki rządowe są w danych warunkach stałe, stanowi od 50 do 55 procent PKB. Tym samym na pozycję lidera wśród czynników stymulujących rozwój gospodarczy wychodzą inwestycje. I to jest wniosek rozsądny. Właśnie o tym myślał J.B. Say (1767-1832), pisząc że „podaż ma swój popyt”, czyli to produkcja stymuluje konsumpcję, a nie odwrotnie, jak utrzymywał Keynes. Ponieważ produkcję stymuluje kapitał, a czynnikiem stymulującym powstanie kapitału są oszczędności, to właśnie ciułanie i inwestycje, a nie rozrzutność i konsumpcja prowadzą do prosperity. Pokrywa się to zresztą z naszym codziennym doświadczeniem. Gdy jest z kasą źle, to trzeba zacisnąć pasa, a nie kupować nowe telewizory, futra czy jeździć na Karaiby.

Siła przyzwyczajenia

Mimo iż prawa ekonomii w skali makro nie różnią się od prawa ekonomii w skali mikro, paradygmat Keynesa jest tak silny, że nawet całkiem rozsądnym ludziom odbiera rozum.
Czy to oznacza, że w rządach Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Wielkiej Brytanii, czy we władzach Unii Europejskiej nie ma ludzi mądrych, którzy by wiedzieli, że paradygmat Keynesa jest błędny i dlatego nie działa? Odpowiedź na to pytanie podał niespełna pół wieku temu wybitny myśliciel amerykański, Thomas S. Kuhn, który zauważył, że do momentu powstania nowego paradygmatu, ludzkość posługuje się paradygmatem starym, nawet jeśli jest on błędny. Z tego to powodu odkrycie Kopernika przez ponad 160 lat ustępowało paradygmatowi Ptolomeusza aż się Galileusz nie uparł.

Wzorujmy się zatem na mądrym i odważnym kanoniku z Fromborka i zamiast kopiować cudze, ale błędne pomysły zwolenników Keynesa, sięgnijmy po paradygmat Misesa, tym bardziej, że jego twórca też wywodzi się z ziem polskich. Ta nasza odmienność jest wielką szansą!

Jan M Fijor
27.01.2009 r.

Wszelkie kopiowanie i wykorzystanie w celach publicystycznych dozwolone za każdorazową zgodą autora oraz za podaniem źródła
***
Tekst był wcześniej opublikowany na stronie autora

One thought on “Jan M. Fijor: Nie kopiować

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *