Homoseksualizm i liberalność
Homoseksualiści, po to, aby mogli żyć w pokoju, skazani są na liberalność. Wykraczają poza normalność. Nie służą zachowaniu gatunku. Nie produkują żadnych dzieci, które później (rzekomo) po pierwsze będą płaciły nasze emerytury, albo też zaciągną się do armii w przypadku wojny. Obojętnie, faszyści, komuniści, fanatycy religijni, psycho-higieniści, prostacy czy też zupełnie „normalni” obywatele – wszyscy oni odczuwają wstręt i prześladują homoseksualistów jako osoby chore bądź wynaturzone i perwersyjne. W najlepszym wypadku chce się je „nawracać” bądź „leczyć”, w najgorszym zaś zabija się je.
Tym samym nie dziwi, że pionierzy wyzwolenia homoseksualistów byli wolnomyślicielami i anarchistami: każdy kto proklamuje prawo każdego człowieka do bycia innym, będzie naturalnie reprezentował również ideę, aby homoseksualiści mieli prawa takie same jak wszyscy inni ludzie. Zwracam tutaj uwagę na Johna Henry’ego Mackaya (1864-1933), szkocko-niemieckiego indywidualnego anarchistę i pioniera pedofilii, Emmę Goldmann (1860-1940), rosyjsko-amerykańską anarchistkę komunistkę i pionierkę w walce o wyzwolenie i prawa kobiet, oraz na Paula Goodmana (1911-1972), współzałożyciela nowoczesnego ruchu libertariańskiego i pioniera „Gay Liberation”.
Wbrew naturze?
Obok libertariańskiego uzasadnienia, iż korzystanie z życia i własnych upodobań seksualnych jest częścią wolności każdej jednostki, występuje jednak jeszcze drugie założenie: iż nie jest kwestią wolnej decyzji to, że ktoś posiada skłonności homoseksualne, ale jest to rodzaj naturalnego przymusu. Tym samym prześladowanie osób homoseksualnych jest niejako uchybieniem przeciwko naturze.
Wskazówka ta jest tak dalece prawidłowa, jak homoseksualizm rozprzestrzeniony jest w naturze. Już w starożytności oraz w średniowieczu uznawano – co prawda błędnie – zające, łasice oraz hieny za organizmy homoseksualne. Do zwierząt, u których według poglądów dzisiejszej etologii występuje homoseksualizm, zaliczają się obok najróżniejszych owadów szczególnie określone gatunki monogamicznie żyjących mew morskich, wśród których od 8 do 14 procent stale żyjących ze sobą par stanowią pary lesbijskie, szare langury (od tłumacza: małpy z rodziny makakowatych) jak i szympansy bonobo, najbliżsi krewni człowieka.
Tego rodzaju „obrona” homoseksualizmu jest jednak bardziej niż problematyczna:
Przyjmując, że wyszlibyśmy z założenia, iż skłonność do zabójstwa na tle seksualnym jest wrodzona, ofiary „wyżycia” się związane z tą skłonnością byłyby wykluczane przez podejmowanie odpowiednich środków, chociaż byłaby ona „naturalna” i nie leżała w zakresie „odpowiedzialności” mordującego na tle seksualnym.
Różnicą pomiędzy homoseksualizmem i zabójcą na tle seksualnym nie jest ich „natura”, ale fakt, iż homoseksualista nikomu nie szkodzi, podczas gdy zabójca na tle seksualnym to właśnie robi.
Argumentacja, aby nie tłumić i nie uciskać homoseksualizmu, nie może zatem mieć nic wspólnego z „naturą“, ale leży na zupełnie innej płaszczyźnie, a mianowicie związana jest z prawem. Prawo ludzkie reguluje związki i relacje pomiędzy sprawcą i ofiarą. Jeżeli nie ma ofiary (bądź „powoda”), nie ma sędziego – mówi przysłowie.
W przypadku kwestii, czy dane działanie powinno być dozwolone czy też zabronione, nie ma znaczenia, czy coś jest „naturalne” czy też „wbrew naturze”. Sięganie do „natury” jest w tym wypadku tylko ideologią.
Z dala od państwa czy też poza państwem?
Kiedy w krajach takich, jak Kuba, Iran czy też Afganistan – aby wymienić tylko kilka z nich – homoseksualiści w dalszym ciągu są brutalnie prześladowani, w krajach zachodnich o wysokim dobrobycie, takich jak Stany Zjednoczone czy Republika Federalna Niemiec, wykształciła się zupełnie inna postawa: homoseksualiści, podobnie jak inne mniejszości, powinni być nie tylko tolerowani, ale ich dyskryminacja powinna być wręcz zabroniona. Coraz częściej homoseksualiści wnoszą powództwa, analogicznie jak kobiety bądź mniejszości etniczne, korzystając z „prawa do równouprawnienia”, na przykład po to, aby otrzymać daną posadę, kiedy uważają, iż odrzucenie ich kandydatury opiera się na „dyskryminacji”.
Dla tych homoseksualistów ich stosunek do państwa uległ drastycznej zmianie: jeżeli wcześniej państwo było jedyną instytucją, która zakłócała ich szczęśliwe życie, teraz powinno być ono ich sojusznikiem w walce z „uprzedzeniami” nierozumnego społeczeństwa.
Ale: „kto jest z państwem, tego ono wykończy” mówił niemiecki anarchista Gustav Landauer (1870-19191). Stwierdzi to szybko właściciel nocnego baru gejowskiego, kiedy jakaś kelnerka na podstawie prawa do równouprawnienia wniesie powództwo w związku z brakiem otrzymania zatrudnienia, albo jakiś gość płci męskiej, wskazując na prawo do równouprawnienia będzie żądał możliwości wejścia do lesbijskiego lokalu. Mieć uprzedzenia oraz prawo „dyskryminowania” stosownie do własnych skłonności należą tak samo do podstawowych praw wolności indywidualnej, jak możliwość korzystania z własnej homoseksualności.
Zakłamanie państwa
Zresztą polityczna poprawność państwowej klasy rządzącej też jest kłamstwem. Nie wolno zatem opowiadać żadnych dowcipów o obcokrajowcach. Ale państwu, Republice Federalnej Niemiec, wolno odprawiać z granicy obcokrajowców, albo też pod przymusem deportować ich, po to, aby w swoich ojczyznach umarli z głodu bądź też zginęli w wyniku prześladowań politycznych. Albo nie wolno robić sobie żartów z homoseksualistów. Nie przeszkadza to jednak Republice Federalnej Niemiec w żądaniu od par homoseksualnych podatków wyższych niż od (pozostających w związku małżeńskim) par heteroseksualnych.
Zanim więc lesbijki i geje wybiorą na swojego partnera i sojusznika państwo, aby móc postawić na swoim w relacji do „machos” i „normalos”, powinni się najpierw dokładnie zastanowić, czy lepszym rozwiązaniem nie byłaby koalicja wolności: korzystniejsze będzie tolerowanie paru nieszkodliwych dowcipów oraz kilku niesympatycznych objawów dyskryminacji, niż oddanie się „najzimniejszemu z wszystkich potworów, państwu” (Nietzsche).
Artykuł opublikowano na www.ef-magazin.de
Tłumaczenie: Anna Muszkieta-Buszka
a gdzie się Timur podział, hę? Dawno go tu nie było:)
Błagam… czy naprawdę libertarianie muszą reprezentować poziom współczesnego pop-społeczeństwa i niezdrowo interesować się kwestią „miłości” dwójki panów?
To, że pan X z panem Y może bawić się na swojej ziemi we wspólne analne igraszki, chyba każdy libertarianin się zgodzi- ale nie każdy musi pochwalać ten wybór jako moralnie właściwy, czy traktować go w kategoriach normy. Zresztą tę ostatnią kwestię, pozostawmy lepiej do rozstrzygnięcia wolnym nacisków i poprawności politycznej psychiatrom i seksuologom.
„A dajcie mi spokój z gejami. Ja już wolę do lesbijek”- Jan Maria Rokita.
Oprócz tego, interesują się również takimi bezeceństwami jak narkomania czy prostytucja. Czy należy tematy te zostawić psychologom i seksuologom? A czy są wśród nich libertarianie? Jeśli tak, to chętnie.
Timur pomału wychodzi z osłabienia pogrypowego. Ale spoko Filipie! Timur zawsze wraca.
A zatem już jestem, ale na dłuższe posty trzeba troche poczekać. 🙂
„Oprócz tego, interesują się również takimi bezeceństwami jak narkomania czy prostytucja. Czy należy tematy te zostawić psychologom i seksuologom? A czy są wśród nich libertarianie? Jeśli tak, to chętnie.”
Nie interesują mnie ani geje (mam inne preferencje), ani narkomania (wolę alkohol i papierosy) ani prostytucja (nie potrzebowalem nigdy płacic za miłosc). Mimo to uważam się za wolnościowca. Coś nie tak ze mną, czy jak?
To, że się czymś interesuję, nie znaczy, że sam jestem w to życiowo zaangażowany. Zdaję sobie sprawę po prostu, że moje milczenie w tych sprawach oznaczałoby zgodę dla represji wobec zachowań uważanych za niemoralne. Tym bardziej, że represje te są finansowane z płaconych również przez wolnościowców wszelakiej maści podatków.
„Nie interesują mnie ani geje (mam inne preferencje), ani narkomania (wolę alkohol i papierosy) ani prostytucja (nie potrzebowalem nigdy płacic za miłosc). Mimo to uważam się za wolnościowca. Coś nie tak ze mną, czy jak?”
No ba!:D
Cóż, jak mus, to mus.
Mogę zostać lesbijką (nominalistycznie)- zawsze lubiłem dziewczyny. :>
Mogę przy tym palić marihuanę (realistycznie)- zawsze chciałem spróbować. :>
Ale do burdelu nie pójdę!
>A zatem już jestem, ale na dłuższe posty trzeba troche poczekać. 🙂
Czekamy, czekamy..
Że zacytuję jeszcze raz niejakiego outsidera z forum na racjonalista.pl:
Autor komentuje pewne poglądy, które nie są właściwe wszystkim libertarianom, ale mimo to jest w tej myśli coś ciekawego. Jeśli uznajemy, że każdy ma prawo do podejmowania decyzji we własnej sprawie, to skąd ta pewność, właściwa chrześcijanom, że niektóre decyzje są mimo to lepsze od innych, lepsze choćby na tyle, aby usprawiedliwione było nie chcieć mieć z „grzesznikami” nic wspólnego? Inaczej mówiąc: czy da się zalegalizować jakiekolwiek „przestępstwa bez ofiar” nie naruszając norm społecznych? Moim zdaniem nie.
Lewica to rozumie, i dlatego do pełnej legalizacji homoseksualizmu (małżeństwa) dąży się poprzez walkę z homofobią. Takie działanie przynosi sukces i tak właśnie trzeba działać w celu na przykład legalizacji prostytucji. Zachowania uznawane za patologiczne muszą zacząć być uważane za normalne. Wtedy będą mogły być zatwierdzone jako normy przez prawo.
„Jeśli uznajemy, że każdy ma prawo do podejmowania decyzji we własnej sprawie, to skąd ta pewność, właściwa chrześcijanom, że niektóre decyzje są mimo to lepsze od innych, lepsze choćby na tyle, aby usprawiedliwione było nie chcieć mieć z “grzesznikami” nic wspólnego?”
W zasadzie to samo pytanie może byc zadane lewicowcom. Obiektywnie nie idzie stwierdzic, które decyzje są lepsze, a które gorsze. Subiektywnie to chyba normalne, że będę uznawal za najlepszą decyzję, ktrą ja podjąłem. Odnosząc do sytuacji- suviektywnie mogę uznawac za normę/dewiację co mi się podoba. I to już samo w sobie usprawiedliwia moją niechec do ludzi o…innych poglądach na rzeczywistosc.
„Lewica to rozumie, i dlatego do pełnej legalizacji homoseksualizmu (małżeństwa) dąży się poprzez walkę z homofobią. Takie działanie przynosi sukces i tak właśnie trzeba działać w celu na przykład legalizacji prostytucji. Zachowania uznawane za patologiczne muszą zacząć być uważane za normalne. Wtedy będą mogły być zatwierdzone jako normy przez prawo.”
A co jeżeli ktoś nie uwaza czegoś (homoseksualizmu, prostytucji czy czegokolwiek) za normalne? 😉
Z grono.net :
>Pranie pałą takich jak Ty przez policjanta to Dobra Samo w
>Sobie. Kwik anarchistów to piękna muzyka. Chętnie
>skonstruowałbym organy, w ktorych w stosownych celach
>siedzieliby anarchiści, stymulowani prądem tudzież w inny
>sposób. Dawaliby wówczas głos. Oczywiście byłby to
>wielki instrument, ale za to jaki ciekawy, o niekończących
>się możliwościach brzmieniowych.
„Jedno jest pewne: z libertarianizmu wynika niezbicie, że penis w męskiej dupie jest tak samo dobry, jak kaczka w pomarańczach. A to Bogu miłe nie jest. Amen”
>A co jeżeli ktoś nie uwaza czegoś (homoseksualizmu, prostytucji czy czegokolwiek) za normalne?
Wtedy tego zakazuje. Tylko taka postawa jest spójna emocjonalnie.
Ale są jeszcze tak zwani konserwatywni liberałowie. Według nich człowiek ma prawo do podejmowania decyzji we własnych sprawach tylko wtedy, gdy dotyczą one przestrzeni prywatnej, czyli takich sytuacji, w których dysponuje swoją własnością, by robić z nią to, co mu się podoba. Ortodoksyjny libertarianizm nie uznaje w ogóle potrzeby istnienia państwa i kreowanej przez nie przestrzeni publicznej, wszystko musi być prywatne.
Czy da się to pogodzić z nietolerancją? Czy, jak uważa Hoppe, w systemie takim można pozwolić sobie na wszelkiego rodzaju dyskryminację, a nawet na ograniczanie imigracji? Ja uważam, że nie. Które decyzje są lepsze, a które gorsze? Gorsze są te, które prowadzą do konfliktu, dlatego, że konflikt wewnętrzny jest najpoważniejszym zagrożeniem dla ładu naturalnego. Od razu pojawi się jakiś wspaniałomyślny rozjemca – tak, jak to było w Islandii.
Tak więc wszelkiego rodzaju mniejszości muszą mieć zapewnioną swobodę na tyle, na ile nie dążą do konfliktu z większością. Zabranianie tym mniejszościom czegoś z powodu niezdrowych uprzedzeń jest obiektywnie gorsze niż pragnienie przeżywania życia według własnych zasad, bo jest rozpoczynaniem agresji.
Rzecz jasna, tak rozumiana agresja nie jest tożsama z naruszaniem zasady pierwotnego przywłaszczenia i opartej na niej koncepcji własności u „Austriaków”.
„Wtedy tego zakazuje. Tylko taka postawa jest spójna emocjonalnie.”
Jeżeli zacznę głosic, że słońce kreci się wokół ziemi uznasz to za normalne ? Jeżeli tak to znaczy, że odwrotną teorię (ziemia kręci się wokół słońca) uznasz za nienormalną i będziesz próbowal jej zakazac (jeżeli A nie jest równe B, to nie ma opcji, zeby zarówno A jak i B byly prawdziwe). Jeżeli nie, to czy będziesz usilowal zakazac mi głoszenia tych teorii?
„Czy da się to pogodzić z nietolerancją?”
Z nietolerancją nie. Z niechęcia do pewnych zachowań, które jednak uznajemy za dopuszczalne- owszem.
„Błagam… czy naprawdę libertarianie muszą reprezentować poziom współczesnego pop-społeczeństwa i niezdrowo interesować się kwestią “miłości” dwójki panów?
To, że pan X z panem Y może bawić się na swojej ziemi we wspólne analne igraszki, chyba każdy libertarianin się zgodzi- ale nie każdy musi pochwalać ten wybór jako moralnie właściwy, czy traktować go w kategoriach normy. Zresztą tę ostatnią kwestię, pozostawmy lepiej do rozstrzygnięcia wolnym nacisków i poprawności politycznej psychiatrom i seksuologom.”
nie musi wychwalać, ale może, zwłaszcza, jeśli ma argumenty za tym, że homoseksualizm jest moralne poprawny. a pozostawienie norm psychiatrom i seksuologom to jak zlecenie operacji operatorowi dźwigu. psycholog czy psychiatra może zajmować się tym, jak działa ludzka psychika. a nie, jaka powinna być – czyli określać normę. tj. może się tym zajmować, ale ma do tego takie same kompetencje, jak każdy inny. nie jest do tego specjalistą. specjalistami od norm są etycy.
a homoseksualizm jest moralnie poprawny, o ile tylko normy wyznawane przez libertarian są słuszne. nie są?
>Jeżeli zacznę głosic, że słońce kreci się wokół ziemi uznasz to za normalne ? Jeżeli tak to znaczy, że odwrotną teorię (ziemia kręci się wokół słońca) uznasz za nienormalną i będziesz próbowal jej zakazac (jeżeli A nie jest równe B, to nie ma opcji, zeby zarówno A jak i B byly prawdziwe). Jeżeli nie, to czy będziesz usilowal zakazac mi głoszenia tych teorii?
Ja bym nie usiłował zakazać, ale wierz mi, nie wszyscy ludzie rozumują w ten sposób. Niechęć przeradza się w agresję bardzo łatwo w umysłach, których działalność nie jest obudowana ciasnym gorsetem libertariańskich aksjomatów. Na przykład, uwierzysz, że można uważać, że głoszący kłamstwo oświęcimskie stają się przez fakt głoszenia współwinni zbrodni, którym zaprzeczają? A znalazłbyś w Polsce na pewno nie jednego profesora, który tak uważa.
„>A co jeżeli ktoś nie uwaza czegoś (homoseksualizmu, prostytucji czy czegokolwiek) za normalne?
Wtedy tego zakazuje. Tylko taka postawa jest spójna emocjonalnie.”
A niby dlaczego?
To, że nie uważam czegoś za normalne (tj. zgodne z normą) nie oznacza automatycznie, że chcę tego zakazać. Na przykład uważam, że posiadanie IQ równego 160 albo wyższego nie jest normalne – wszak takie IQ ma tylko jeden procent ludzkości – ale niby dlaczego miałbym się domagać zabijania czy izolowania takich ludzi?
Tak samo nie jest normalne na przykład bycie starym kawalerem czy starą panną. Albo nieposiadanie telewizora. Albo taplanie się zimą w przerębli. To wszystko są odchylenia od normy wyznaczanej przez większość ludzi.
Ale ja nie czuję żadnego wewnętrznego przymusu, by być koniecznie taki jak większość, ani nie powoduje u mnie dyskomfortu to, że jacyś ludzie nie są tacy jak większość. Bycie takim jak większość nie jest dla mnie żadną szczególną wartością.
Nie wiem, czy zostałem dobrze zrozumiany. Nie chcę odrzucać zasady akceptacji czyjejś „inności”, wydaje się, że powstrzymanie od inicjowania agresji to sensowny pomysł. Zastanawiam się po prostu, dlaczego ludzie na świecie definiują swój tolerancyjny stosunek do świata tak selektywnie. Dlaczego wolność religijna ma sens, a wolność narkotyczna już nie? Dlatego, że narkotyki są uważane za coś złego. A coś złego może nam zawsze zagrozić. To mroczne dziedzictwo chrześcijaństwa, którego nie da się, moim zdaniem, zintegrować z libertarianizmem. Możesz ułożyć sobie wiele reguł, które agresję będą osłabiać, ale utajony zapał zawsze będzie się w tobie tlić: ze złem trzeba walczyć! Nie można się cofać, powstrzymywać, pozwalać mu rosnąć – trzeba je zniszczyć.
Jak wyleczyć ludzi z takiego myślenia? Przez podawanie kontrprzykładów dla tych wzorców, które uważają za złe.
Oglądałem ostatnio jeden z archiwalnych programów „Młodzież kontra”, w którym gościem był JKM. Na początku prowadzący zadał młodzieżówkom wiodących partii pytanie: czy jesteście liberałami? Bardzo wiele osób ze wszystkich organizacji podniosło ręce. Trudno zrozumieć, co to znaczy, ale być może liberalizm kojarzy się niekoniecznie z jakimiś konkretnymi poglądami, ale rodzajem stosunku do rzeczywistości, być może jest to chęć zdystansowania się od tradycjonalistycznego katolicyzmu reprezentowanego przez część księży i pewne radio. Zapewne owi liberałowie nie widzą sprzeczności między swoimi poglądami i postawami liderów wiodących partii, ale to wynika z braku wykształcenia i chęci poszukiwania prawdy. Być może nie słyszeli nigdy o aksjomacie nieagresji, można tylko podejrzewać, że nie uważają wszystkiego, co rażąco inne od ich wyobrażeń, za złe. Ale z jakiegoś powodu muszą uważać za zły zakaz noszenia dziwnych fryzur, a zakaz kupowania „dopalaczy” – za dobry. Co może różnić te sytuacje?
Dla libertarianina różnica ta jest czystą abstrakcją. Chrześcijanin natomiast spyta sam siebie czy też swojego sumienia: czy to jest grzeszne? Jeśli tak, to nie ma co dyskutować, pozwalając komuś na grzech, sami grzeszymy, a nawet jeśli nie, to uniemożliwiając komuś grzech zbawiamy go od Śmierci Wiecznej. Jak z tym walczyć? Po prostu należy się postarać, aby w zachowaniach uważanych za grzeszne widać było coś pozytywnego.
Dobrze Urodzony- może ja źle Cię rozumuję, ale wg. mnie mieszasz dwie rzeczy. Stosunek moralny do określonych zachowań to jedno a obiektywna ich ocena to drugie. Homoseksualizm, narkomania czy noszenie dziwnych fryzur to nie są rzeczy obiektywnie złe- bo obiektywnie złe jest tylko to co szkodzi innym. A subiektywnie mogę wartościowac moralnie jak mi się podoba. Mogę brzydzic się homoseksualistami/cpunami itp. , mogę nawet przekonywac ich że grzeszą/postępują niemoralnie/nieetycznie, ale jeżeli nie usiłuję ich do niczego zmuszac siłą to nie ma w tym nic nielibertariańskiego.
„Dla libertarianina różnica ta jest czystą abstrakcją. Chrześcijanin natomiast spyta sam siebie czy też swojego sumienia: czy to jest grzeszne? Jeśli tak, to nie ma co dyskutować, pozwalając komuś na grzech, sami grzeszymy, a nawet jeśli nie, to uniemożliwiając komuś grzech zbawiamy go od Śmierci Wiecznej. Jak z tym walczyć? Po prostu należy się postarać, aby w zachowaniach uważanych za grzeszne widać było coś pozytywnego.”
A co jeżeli ktoś, hipotetycznie, chce byc libertarianinem i chrześcijaninem jednocześnie ?
bliskość cudzego nosa określa moją wolność 🙂 a co ma wynikać z mojej deklaracji wolności dla zażywania narkotyków/alkoholu/ itp? że muszę tego kogoś wpuszczać do swego/domu/sklepu? mieszanie łopatą w szklance wody 🙂 jeżeli wyjrzę ze swej nory to przepraszam ale zauważam tysiącletnią grabież czy to grabież „chrześcijańska”? „cywilizacyjna”? „cesarska”?
>bo obiektywnie złe jest tylko to co szkodzi innym.
a jak obiektywnie okreslic, co szkodzi, a co nie szkodzi innym? :]
>Mogę brzydzic się homoseksualistami/cpunami itp. , mogę nawet przekonywac ich że grzeszą/postępują niemoralnie/nieetycznie, ale jeżeli nie usiłuję ich do niczego zmuszac siłą to nie ma w tym nic nielibertariańskiego.
Co, jeśli twoje przekonywanie wzbudza w kimś trzecim agresję wobec tej osoby? A co, jeśli jesteś świadkiem takiej agresji? Będziesz na tyle przekonany o słuszności sprawy, aby kogoś bronić? A czy ten ktoś, prawie już przekonany, będzie miał motywację, żeby samemu się bronić, skoro jest tak niegodziwym stworzeniem?
Ja nie mówię, że na pewno tak nie będzie. Jeśli odpowiadasz twierdząco, to w porządku, tylko wydaje się, że z jakiegoś powodu libertarianie nie są zbyt aktywni w sprawach publicznych. Być może dlatego, że nie mają wielkich wizji, wszystko ma być dokładnie takie, jak każdy sobie wymyśli – czyli żadne. Mnie samego też z pewnością to dotyczy.