cynik9: O czym przeciwnicy standardu złota nie wiedzą

a co nie przeszkadza im mówić głośno.

Ze standardem złota jest jeden podstawowy problem – aby powiedzieć coś do sensu należy przynajmniej zdefiniować o jaki “standard złota” chodzi. Bez tego merytoryczna dyskusja za- lub przeciw jest utrudniona.

Ostatni raz polski system monetarny coś wspólnego ze złotem miał trzy pokolenia wstecz. Młodszym pokoleniom umysły wyprały lata propagandy. Naprzód o pieniądzu jako złu koniecznym na drodze do komunizmu, potem o fiat money jako dobru objawionym. Zagubił się w tym wszystkim jedyny pieniądz coś warty – złoto. Z tego powodu zapewne trudno znaleźć jedną wypowiedź na temat standardu złota która nie byłaby powielaniem obiegowych stereotypów, często z emfatycznym zajęciem stanowiska “za” lub “przeciw”. Ale “za” lub “przeciw” konkretnie czemu?

Obecnie wyznawana teoria QTM (quantity theory of money), zakładająca bezpośrednią zależność między ilością papieru i poziomem cen brakiem złota w systemie się oczywiście nie przejmuje. Nic dziwnego – po banicji złota z systemu gdzie od zawsze funkcjonowało jako cerber nad ekscesami władzy QTM zajęła jego miejsce. Jeżeli coś jest standardem w tym przypadku jest nim tylko całkowita dowolność rządów i banków centralnych w drukowaniu takiej ilości papieru jaką uznają za stosowną i jaką nieświadome masy przełkną bez rozruchów i palenia opon. To jest, zanim się nie zorientują jak są okradane inflacją.

Oczywiście jest także ujęcie bardziej politycznie poprawne. Mówi się tam o inflacji jako złu koniecznym, które manipulując podażą pieniądza należy utrzymywać w ryzach. Jednak bez złotego cerbera istotą praktyki QTM w rękach rządów nie są ryzy ale przede wszystkim manipulacja. Pełna swoboda generowania dowolnej ilości pieniądza przy koszcie własnym zero. Cel który zwodził rządzących, i ich alchemików, od stuleci został w końcu osiągnięty.

W teorii miało to łagodzić normalny cykl ekonomiczny. W praktyce pokusa dziecka w sklepie ze słodyczami jest zbyt wielka. To do czego prowadzą lata polityki nieograniczonego druku papieru, połączonej z orgią łatwego kredytu, widać obecnie. Finał tego nie będzie zresztą żadnym ewenementem historycznym. Dzieje papierowego pieniądza od wieków to jedna długa piła – od entuzjazmu i solennych przyrzeczeń po nieuchronny kolaps i od znowu od nowa.

Na przeciw temu stoją rozwiązania wywodzące się z filozofii ograniczonej podaży pieniądza i powiązania jego emisji z parametrami poza bezpośrednią kontrolą rządów. Ponieważ administracyjne ograniczenia w obliczu ułomności natury ludzkiej okazują się nieodmiennie fikcją, źródłem praktycznie egzekwowalnych ograniczeń może być jedynie natura. W tym przypadku ograniczona ilość pewnego surowca czy towaru. Może tym ograniczeniem być złoto, i powiązana z nim określona ilość pieniądza. Postulują to wyznawcy szkoły austriackiej dla których każde zwiększenie podaży pieniądza oznacza inflację. Może być nim wariant doktryny “real bills”, bardziej przypominający “klasyczny” standard złota jaki istniał przed 1914. Zakłada on że podaż pieniadza może wzrastać nieinflacyjnie, ale tylko wtedy jeśli stoją za nią rzeczywiste aktywa materialne. Zgłębianie tych różnic zostawimy na inną okazję. Tutaj istotne jest to że “standard”, jaki by nie był, zakłada niezależne od rządu ograniczenie podaży pieniądza.

Kontrowersja między standardem złota i nie standardem jest zatem filozoficzną różnicą pomiędzy ograniczoną parametrami naturalnymi podażą pieniądza a podażą nieograniczoną, zależną wyłącznie od rządowego widzimisię i doraźnych prądów politycznych.

Niezależnie jednak od preferencji filozoficznych czas jest skończyć w tym miejscu z pokutującym w wielu dyskusjach prymitywnym wyobrażeniem “standardu złota” jako sytuacji chodzenia na zakupy z portmonetkę pełną złotych monet. Sądząc po licznych komentarzach takie właśnie wyobrażenie ma nie tylko gros przeciwników “standardu złota” ale także spora rzesza jego zwolenników.

Rozważmy kupca ciągnącego na wielki jarmark w średniowiecznej Europie, wówczas jak najbardziej na “standardzie złota”. Kupiec goni stado bydła, wiezie beczki z dziegciem czy winem, bele sukna. Ma też długą listę tego co zamierza kupić na targach. Przeciwnicy “standardu złota” naiwnie wyobrażają sobie że kupiec musiał wieźć ze sobą także kufer pełen złota aby za niego nabyć to co zamierza kupić. Jakże by inaczej? Tylko bowiem ten najbardziej naiwnie pojęty “standard złota” każe jego przeciwnikom martwić się o rzeczy takie jak obawy że złota może “nie starczyć dla wszystkich” (autentyczne), że politykę monetarną ustanawiać będą “górnicy w Peru”, że bogata w złoto Rosja zje Polskę na lunch przed czym bogata w ropę Rosja jakoś się jeszcze ociąga, i masę podobnych absurdów.

W rzeczywistości obok i ponad przewożone towary średniowieczny kupiec żadnego złota nie wiózł. Nie wiózł ponieważ na miejscu mógł zaciągnąć krótkoterminowy kredyt pod zastaw swoich towarów, które stanowiły konkretną, namacalną wartość. Kredyt taki, w postaci papierowych biletów wymienialnych na złoto, był jego “walutą” na czas targów. Tymi biletami płacił za to co chciał nabyć i dostawał je za to co sprzedał. Dopiero nadwyżkę po targach zamieniał u miejscowego, nazwijmy to sobie, “agenta clearingowego” na złoto, po czym z zakupionym towarem wracał do domu.

Na rozwinięciu tej zasady, w pewnym przybliżeniu, polegały późniejsze “standardy złota”. Obrót był papierem reprezentującym roszczenie na dobro materialne, który po zmonetyzowaniu jako pieniądz stawał się elementem w całym łańcuszku transakcji. Dopiero na samym końcu tego papierowego łańcuszka pojawia się złoto czy srebro, “domykając” transakcję. To czy do sklepu ludzie chodzili akurat ze złotymi monetami czy z jakąś wersją papieru nie jest tutaj istotne. Istotne jest co innego – że mieli wybór. Wymienialność na złoto była zawsze opcją i ultymatywnym wentylem bezpieczeństwa.

Na tej zasadzie, grosso modo, opierał się także ostatni znany “standard złota” – Bretton Woods. Działał on w warunkach zdaniem przeciwników naiwnie pojętego “standardu złota” zupełnie niepojętych. W zrujnowanej wojną Europie nikt złota nie miał, a w bogatej w złoto Ameryce prywatne posiadanie złota było karalne kryminałem do lat 10. Jak tu wprowadzać “standard złota”? Okazało się że można ponieważ chodzi w nim przede wszystkim o to co zawsze: o kontrolno- moderującą funkcję złota.

To że implementacja Bretton Woods dotyczyła jedynie poziomu wymiany międzynarodowej niczego tutaj nie zmienia. Kraje produkowały i sprzedawały to co chciały, gdzie chciały i jak chciały, wszystko za papierowe dolary. Dopiero na końcu łańcuszka była gwarantowana przez Amerykę możliwość clearingu różnic w złocie. Ponieważ każdy aby żyć musi kupować i sprzedawać, kraj o zrównoważonych przepływach nie potrzebował złota w ogóle.

Złoto i tu funkcjonowało jako cerber nad zapędami polityków i jako języczek u wagi. Tylko gdy dopuścisz do trwałej nierównowagi różnicę będziesz musiał pokryć w złocie. Co sprawia oczywiście ból, zwłaszcza gdy rezerw nie masz zbyt wiele. Dodrukować własnej waluty w razie problemów oczywiście można. Ale sztywny kurs wymiany ze światem zewnętrznym prędko cię otrzeźwi i wymusi zaciśnięcie pasa, albo stracisz całe swoje rezerwy i zbankrutujesz. To było istotą funkcji złota w “standardzie” systemu Bretton Woods.

I to było także przyczyną jego końca. Główny promotor systemu, USA, zaczął w pewnym momencie oszukiwać. Potrzebując więcej środków niż miał na politykę “guns and butter” Johnsona (guns=Wietnam, butter=programy socjalne) wyprodukował wbrew zastrzeżeniom partnerów dużo więcej papieru niż ustalony parytet przewidywał. Wiara w system wyparowała. Partnerzy mając alternatywę wybrali wtedy rozliczenia nadwyżek w złocie. W obawie przed odpływem wszystkich swoich rezerw złota Nixon zerwał w końcu Bretton Woods, odmawiając dalszej wymiany dolarów na złoto. “We’re all keynesians now” – powiedział w ‘71.

Bretton Woods i jego losy są kolejnym przypomnieniem że problem jest nie ze “standardem złota” ale z naturą ludzką i z klasą polityczną w szczególności. Mając możliwość realizacji doraźnych celów politycznych klasa polityczna w demokracji nadużyje i doprowadzi do upadku każdy system nie oparty na czymś na co nie ma wpływu. “Standard złota”, niezależnie od implementacji, jest umową którą działa dobrze, spełniając swoje funkcje kontrolne. Skutecznie na przykład przeciwdziała hurtowemu okradaniu mas przez inflację, nieodłączną w każdej alternatywie. Tym bardziej zdumiewa czasem krytyka “standardu złota” ze strony tych którzy byliby właśnie jego największymi beneficjentami.

Każdy “standard złota” pozostaje jednak umową dobrowolną. Poirytowany gracz, jeśli jest odpowiednio silny, może w każdej chwili stolik przewrócić, rozrzucić karty i wyjść. Faktem jest też że umowy te były regularnie łamane, zawieszane i ignorowane na czas wojen. Byłoby jednak absurdem wysuwanie tego jako argumentu “niestabilności” przeciwko standardowi złota. O tym co oznacza “stabilność” w obecnym układzie fiat money , nawiasem, masy się właśnie dowiadują z autopsji.
10.03.2009
cynik9
***
Tekst wcześniej ukazał się na stronie domowej autora.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *