Wydarzenia nabierają tempa. Wirtualne potęgi brytyjskiego funta, szwajcarskiego franka i amerykańskiego dolara lada moment legną w gruzach.
Ludzie budzą się z wieloletniego letargu, przecierają oczy i zadają sobie pytanie, czy przypadkiem z pieniędzmi w ich kieszeniach wszystko jest w porządku. Czy nie byli obiektem zbiorowej hipnozy?
Chociaż rządy starają się je zagmatwać, jak tylko to możliwe, w rzeczywistości podstawowe mechanizmy tzw. „polityki pieniężnej” są proste.
Genialny wynalazek, jakim był system papierowego pieniądza, pozwolił państwowym bankom centralnym na takie cuda, jak:
1. Niewyczerpana kopalnia złota.
Banki centralne: Naszym celem jest utrzymywanie „stabilnych cen„.
Skąd ten cel? Zacznijmy od tego, że przy stałej podaży pieniądza, naturalnym zjawiskiem byłaby deflacja, czyli regularny spadek cen.
Jak wiadomo, wraz z rozwojem społeczeństwa rośnie produktywność wszystkich sektorów gospodarki: rolnicy coraz wydajniej produkują żywność, fabryki dobra, usługi wytwarzane są skuteczniej.
Technologiczne przełomy, jak chociażby rewolucja internetowa, dodatkowo stymulują to zjawisko. Dzięki internetowi dystrybucja dóbr i usług jest znacznie skuteczniejsza – praktycznie przy zerowych kosztach docierają one wprost do osób, które je potrzebują.
W XIX wieku deflacja była powszechna. Przykładowo w USA w latach 1815-1913, gdy obowiązywał standard złota, ceny spadły o ponad 50 procent .
Jednak, jak głosi współczesna – podażowa – ekonomia, deflacja jest zgubna. Prowadzi do bezrobocia, wstrzymania inwestycji i konsumpcji.
Dlatego rządy za pośrednictwem banków centralnych dbają o to, by wzrost gospodarczy napędzany był stałą, „zdrową”, kilkuprocentową inflacją. Wtedy pieniądze delikatnie parzą przedsiębiorców i konsumentów w rączki, dzięki czemu zaczynają szybciej krążyć.
Dodatkowo, system bankowy musi zwiększyć bazę monetarną rok rocznie o kilka procent więcej niż wynosi inflacja (bo w pierwszej kolejności musi zasypać deflację). Dzięki temu rząd jest właścicielem intratnej „kopalni złota”, która daje mu ogromne przychody.
2. Znikający dług
Jak wiadomo inflacja to wróg oszczędnych i przyjaciel dłużników. Papierowy pieniądz sprawił, że nie możemy sobie pozwolić na odłożenie pieniędzy w sejfie, bo za kilkanaście lat będą warte połowę mniej. Natomiast zaciągając kredyt, możemy liczyć na inflacyjną premię.
Jak wiadomo, największymi dłużnikami we współczesnej gospodarce są rządy. Dlatego, gdy zdrowy rozsądek podpowiada, że niektóre z nich zaraz powinny zbankrutować…
… one stosują kolejną alchemiczną sztuczkę – monetyzację długu.
To dosyć ryzykowne posunięcie. Otóż właściciel współczesnej kopalni złota, czyli prawa do emitowania na danym terytorium jedynego „prawnego środka płatniczego”, kiedy dług wymyka mu się spod kontroli, może drastycznie zwiększyć produkcję „kruszcu”. Dzięki temu rzeczywista wartość jego zobowiązań zacznie topnieć.
Oczywiście Stany Zjednoczone, Wielka Brytania czy Szwajcaria zdecydowały się na ten krok w szczytnym celu pobudzenia gospodarki. Przecież muszą coś robić w obliczu recesji.
Jest jednak pewne ryzyko. Otóż skubani przez lata użytkownicy „papierowego złota” mogą w końcu pójść po rozum do głowy i powiedzieć DOŚĆ. Wtedy okaże się, że król jest nagi, a papier jest tylko papierem, tak jak w krążącym od kilku dni po sieci dramatycznym reportażu Guardiana:
19.03.2009
Bartłomiej Ciszewski
Tekst wcześniej opublikowany na stronie autora.
„konsumpcja i zamówienia przemysłu są odsuwane w czasie (w oczekiwaniu na niższe ceny), co napędza recesję.”
Co do zrodla… 😀
No reszta punktow jest do zaakceptowania.