Jestem najpiękniejszy, najmądrzejszy i najbogatszy. Co mi tam Pitt (Brad), Einstein (Albert) czy Buffet (Warren). Bardzo proszę różne kolorowe czasopisma o umieszczanie mnie na pierwszym miejscu wszelakich rankingów. I jeszcze bym prosił abym, idąc po kredyt do banku, mógł sam dokonać oceny swojej zdolności kredytowej i wyceny aktywów mających stanowić zabezpieczenie kredytu, o który wnioskuję.
Tak sobie to wymyśliłem, gdy dotarła do mnie w dzisiejszym „Dzienniku”, przeoczona pod koniec ubiegłego tygodnia, informacja, że FASB (Amerykańska Rada Standardów Rachunkowości Finansowej) pozwoliła, by banki same wyceniały swoje aktywa. Jak stwierdzili przedstawiciele FASB, dzięki zmianom zasad rachunkowości banki „wyjdą na prostą”. Proszę sobie wyobrazić, jak „wyszliby na prostą” wszyscy kredytobiorcy, którym banki udzielały kredytów na zakup nieruchomości i sprzedawały opcje, gdyby mogli dziś sami wycenić ich wartość. Przecież wszyscy wiemy od różnych analityków, że kryzys jest rezultatem pęknięcia bańki hipotecznej i spadku wartości nieruchomości. Jakby każdy mógł wycenić swoją nieruchomość sam, to nie byłoby żadnego kryzysu! Nieprawdaż?
A teraz komentarz analityczny:
„Jeśli rynki odżyją, to niepewne aktywa banków zaczną nabierać wartości i może się okazać, że wyceny przyjęte przez banki nie odbiegają od wycen rynkowych. Wtedy nie ma się czym przejmować”!!!!!!!!!!!
A jeśli nie? To też nie ma się czym przejmować, bo analiza będzie trafna. Kończy się ona bowiem stwierdzeniem: „jeśli tak się nie stanie (to znaczy jeśli rynki nie „odżyją”) to za pół roku, rok, czeka nas powtórka z nerwowej sytuacji z początku obecnego kryzysu”.
Święta prawda. Jest tylko jeden problem: co się stanie, gdy „rynki”, które najpierw „odżyją”, zorientują się, że „aktywa banków” nabierały wartości przez „pół roku, rok” w taki sam sposób, jak „nabierały wartości” przez rok 2006 i 2007? I pytanie fundamentalne: czy te rynki już tego nie wiedzą? Zapomniały co się stało we wrześniu 2008? Ale skoro wyborcy zapominają i głosują po kilku latach na tych samych, których wcześniej mięli dość, to i „rynki” po kilku miesiącach mogą „zapomnieć”, co się wydarzyło.
To jest klasyczny syndrom bitej żony alkoholika: jak obiecuje, że już więcej bił nie będzie, to może tym razem rzeczywiście przestanie.
Włodzimierz Ilicz Uljanow (pseudonim rewolucyjny „Lenin”) twierdził, że w komunizmie kucharka będzie mogła rządzić państwem. Na rządzeniu państwem (zwłaszcza komunistycznym) się nie znam, ale z pewnością kucharka może dziś inwestować na „rynkach finansowych” z równą skutecznością jak „instytucjonalni inwestorzy”! Czyżby to już był ten leninowski wymarzony komunizm?
08.04.2009
Robert Gwiazdowski
***
Tekst został wcześniej opublikowany na blogu autora.