Jan M. Fijor: Ignorancja i perfidia

Spada wolumen kredytów. Banki coraz mniej chętnie pożyczają pieniądze – alarmują od pewnego czasu główni ekonomiści, analitycy wielkich firm finansowych a najbardziej (o ironio!) politycy. I to nie tylko kredytów w obcych walutach, także w naszej polskiej. Od pewnego czasu – skarżą się konsumenci – otrzymanie pożyczki staje się niemożliwe. Sytuacja ma dowodzić, że złośliwe banki wykorzystują kryzys, aby nam dokuczyć.

Jakże to? – pytam – przecież banki żyją z udzielania pożyczek, a konkretnie z różnicy między tym, co płacą depozytariuszom za złożone w nich pieniądze a tym, czego żądają od kredytobiorcy za udzielony kredyt. Nie udzielając kredytu nie są w stanie zarabiać! Pół biedy, gdyby banki nie płaciły odsetek od depozytów – wtedy, ani by nie traciły (na odsetki), ani nie zarabiały. Tak jednak nie jest. Polskie banki (zresztą niepolskie też) posiadaczom kont oszczędnościowych płacą odsetki; nie tylko płacą, ale ostatnio płacą wyjątkowo dobrze. Taki Getin Bank płaci nawet 7 procent w skali rocznej.

Słabiej zorientowanych informuję, że osoba deponująca na koncie bankowym oprocentowanym w wysokości 7 procent w skali rocznej kwotę 10 tysięcy złotych, po 10 latach otrzyma z banku (brutto) w postaci odsetek drugie tyle. Co prawda, cztery z tych 10 tysięcy odda państwu, zatrzymując dla siebie 6000 zł, bank jednak musi te pieniądze mieć, a z czego by je miał, gdyby nie pożyczał.

Mimo to niewielu głównych ekonomistów, ekspertów, głównych analityków i innych guru straszących nas co dnia z ekranu telewizora zastanawia się nad tym, w jaki sposób bank odmawiający akcji kredytowej konsumentom (lub ją mocno ograniczając) jest w stanie nie tylko zarobić na odsetki dla klientów, którzy coraz chętniej (i chwała Bogu) oszczędzają, a także pokryć koszty utrzymania pracowników, wynajmu biur, ich oświetlenia, ogrzania, funkcjonowania bankomatów, wydatków na reklamę i innych, bez których jakikolwiek biznes nie jest w stanie istnieć.

Nawet złożona z samych ekspertów Komisja Nadzoru Bankowego zastanawia się, jak tu banki przymusić do pożyczania.

Tymczasem gołym okiem widać, że pomimo drastycznego ograniczenia kredytów, banki dają sobie doskonale radę. Jak to możliwe? To proste, Mają innego, lepszego klienta; zamiast zwykłych obywateli, którzy stanowią dla nich utrapienie i zbyt duże ryzyko, pożyczają państwu, wykupując od niego bezpieczne i dobrze opłacane obligacje, które nawet w okresie największych trudności gospodarczych są spłacane przez rządowego żyranta, żeby nie powiedzieć, jelenia, jakim wszyscy jesteśmy. Państwo, mając legalną władzę nad obywatelami, może w każdej chwili wyrwać nam z zębów ostatni grosz, żeby przy jego pomocy pokryć koszty swego działania. To właśnie państwo, a ściślej, rząd utrudnia nam pożyczanie pieniędzy z banków, robiąc nam za nasze pieniądze niezdrową konkurencję. Godząc się na państwo opiekuńcze wyhodowaliśmy sobie za własne pieniądze konkurenta, który nasz niszczy!

Czy trudno się dziwić, że w takiej sytuacji to samo państwo obdzieliło system bankowy przywilejami nie mającymi precedensu w żadnej innej dziedzinie gospodarki? W tym w możliwość kreowania pieniądza z powietrza, czy bezwarunkowej ochrony przed niewypłacalnością. Banki są ponadto jedynymi instytucjami, które posiadają uprawnienia sądu i mogą bez wyroku skonfiskować nasz zastaw, lub zażądać spłaty kredytu kiedy tylko zechcą i na warunkach, jakie sami ustalą.

Jakby tego było mało, rząd i politycy chuchają dmuchają na banki, bo wiedzą, że bez nich rządzenie będzie trudniejsze. Przy niezmienionym poziomie wydatków, budżet musiałby być zasilany z podatków, a to by mogło wysadzić polityków z foteli. Dlatego rządzą na kredyt, nazywając ten dodatkowy podatek eufemistycznie: deficytem budżetowym, albo nawet kotwicą (jakby to było coś pomocnego). Dobrze wiedzą, że deficyt – jak każda inna fanaberia polityków – spłacony zostanie przez nas. Można więc nadal obiecywać, kokietować, przekupywać, stymulować, kompensować, rewaloryzować i marnotrawić, ciesząc się równocześnie rosnącymi wskaźnikami popularności. Niezorientowanym obywatelom taki system się podoba, w przeciwnym razie staraliby się go ograniczyć lub zlikwidować. Zamiast ukrócić praktyki rządu, który utrudnia nam życie, zastanawiają się nad znalezieniem sposobu, by zmusić banki do pożyczania. Perfidia polega na tym, że rząd nam w tym pomaga.

Jan M Fijor
21.04.2009
***
Wszelkie kopiowanie i wykorzystanie w celach publicystycznych dozwolone za każdorazową zgodą autora oraz za podaniem źródła

Tekst był wcześniej opublikowany na stronie autora

One thought on “Jan M. Fijor: Ignorancja i perfidia

  1. Jest demokracja, lud tak zagłosował i chce robić dobrze politykom, którzy nas zadłużają.

    Ok, jak lud tak chce to niech sobie płaci.

    Ale skoro ja też mam za to płacić to następnego okrągłego stołu nie będzie Panowie,

    kropka, kropka, kropka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *