Filip „FatBantha” Wysocki: Między zanieczyszczeniami w rzece Adama Dudy, a niedouczonymi libertarianami Lory, czyli krótka rozprawa o rozwiązywaniu problemów w anarchokapitalizmie

Niedawno w portalu liberalis.pl pojawił się tekst autorstwa Adama Dudy pod tytułem: „Czy rzeka może być prywatna?”. Nie wywołał specjalnych emocji czytelników, chociaż poruszył ciekawy problem, a żeby było jeszcze zabawniej, potwierdził słowa Manuela Lory, którego tekst przetłumaczono i umieszczono w tym samym portalu, odrobinę wcześniej.

W zasadzie wypowiedź Lory mogłaby stanowić trafną odpowiedź na wątpliwości pana Dudy, ale moim zdaniem, byłaby odpowiedzią ewidentnie defensywną, wymijającą a przez to niesatysfakcjonującą żadnej ze stron: ani sceptycznego krytyka anarchokapitalizmu, ani zainteresowanego jak najlepszym reprezentowaniem swojego stanowiska akapa.

O ile faktycznie wypada się zgodzić z diagnozą Lory, dotyczącą typowego zjawiska odwrotu od poznawanej doktryny, w momencie nieotrzymania satysfakcjonujących odpowiedzi na pytania, dotyczące rozwiązywania problemów jej ramach, o tyle nie sądzę, że właściwą postawą wobec tego czysto ludzkiego zachowania, miałby być otwarty odwrót lub zachowawcze „odwal się pan i szukaj odpowiedzi u kogo innego”.

W zasadzie dotyczy to każdego, kto publicznie popiera jakieś stanowisko. Nieważne czy znajduje się ono w polu spraw politycznych, ekonomicznych, czy stricte filozoficznych. Jeśli nie masz ochoty na prowadzenie sporów, nie zabieraj głosu. Jeśli już go zabierasz, przekraczasz konwencję prywatności przekonań i musisz być gotowy na odpieranie różnych zarzutów związanych ze swoimi poglądami, które mogą się pojawić.

Dyskusję można porównać do walki. Za cel dyskusji możemy uznać konwersję interlokutora, cel walki pokonanie rywala. Zarówno jedna jak i druga składa się z sekwencji ciosów różnej siły, pchnięć, cięć i bloków czy pozornych ataków. Co więcej, 'słuszność’ strony jaką reprezentujemy, nie oznacza od razu, że każdą dyskusję „wygramy”. Kto sądzi inaczej, przypomina zwolennika średniowiecznej instytucji sądu bożego, w której fizyczne zwycięstwo na arenie oznaczało automatycznie, że zeznania wcześniej złożone, były prawdziwe. To, że w dyskusji pokonasz libertarianina, nie oznacza od razu, że cały libertarianizm jest wadliwy. Ten fakt równie dobrze może wskazywać na to, że trafiłeś na nieuka bądź człowieka, który nie zna wystarczająco dobrze, stanowiska które reprezentuje, by się przed tobą obronić i wyciągnąć odpowiednie kontrargumenty. Równie dobrze może oznaczać, że sama konwencja dyskusji, w której odpowiadać trzeba od razu, po prostu mu nie odpowiada.

I sądzę, że skoro pan Adam Duda zdecydował się opublikować swoje wątpliwości, trafił właśnie na wyjątkowo pacyfistycznie nastawionych anarchokapitalistów, którzy albo nie zamierzali popisać się swoimi szermierczymi umiejętnościami, uznając, że nie warto, albo po prostu nimi nie dysponowali.

Czując się w obowiązku skorygowania tego błędu, chciałbym odpowiedzieć panu Dudzie, możliwie dokładnie jak tylko potrafię, jak w stanie naturalnym można byłoby rozwiązywać problemy i wykazać dlaczego te sposoby są znacznie lepsze od rozwiązania etatystycznego.

Problem:

Sąsiad wrzuca w swojej części rzeki nieczystości, które spływają na nasz fragment tejże, co nam niebywale przeszkadza i chcemy temu zapobiec.

Diagnoza:

Działanie, którego efekty uboczne przenoszą się poza własność, na której zostały zainicjowane.

Rozwiązania:

Jest ich przynajmniej kilka:

– ofensywno-wychowawcze; czyli swojska metoda na Pawła i Gawła. Podejmujemy analogiczne działanie, które legalnie inicjujemy w swoich granicach, a którego efekty uboczne są dotkliwe dla sąsiada. Wszakże strzelanie z własnej katapulty zawartością szamba, bądź koszy na śmieci może być naszym hobby, a to, że nieczystości lądują u sąsiada, to już nie nasz problem. Wyrzutnia kowadeł czy ostrzał artyleryjski w wersji bardziej dosadnej. Jeśli się nam chce, możemy posłużyć się rzeką i zbudować sobie uroczy, zawracający akwedukt, którego koniec będzie styczny z granicą sąsiada. Akwedukt jest naszą własnością, a to, że sąsiada zalewa woda z jego własnymi zanieczyszczeniami, to już przecież nie nasz problem.

– defensywno-zachowawcza; na tzw. drugi policzek. Ponosimy koszty działania sąsiada i dodatkowo inwestujemy w skuteczną ochronę. Montujemy filtry, bądź zwykłą kratkę, przy granicy, zza której płyną śmieci i sami oczyszczamy swój kawałek rzeki, skoro chcemy aby była czysta. Wariant skrajny; wyprowadzamy się gdzie indziej.

– ekonomiczno-społecznościowa; wraz z innymi właścicielami, którzy swoją ziemię mają niżej brudasa i którym też to przeszkadza, udajemy się do lokalnych sprzedawców, u których sąsiad nabywa dobra i mówimy: „albo on, albo my”. Organizujemy bojkot i kończymy dopiero gdy zrealizowane zostaną nasze żądania.

Problemem tej samej klasy powszechnie dziś spotykanym jest głośna muzyka odtwarzana w nocy lub hałaśliwe popijawy. Rozwiązania są analogiczne. Możemy wbijać gwoździe, ciąć drewno czy piłować metal w momencie gdy będzie to uciążliwe dla sąsiada.(Paweł&Gaweł), możemy też sami zainwestować w wytłumienie hałasu (drugi policzek), możemy skrzyknąć innych, którym przeszkadza hałas i organizować bojkot.

Oczywiście nie ma gwarancji, że zawsze każde z tych rozwiązań się sprawdzi. Każde z nich może zadziałać, ale może mieć też niekorzystne konsekwencje: w pierwszym przypadku, eskalację konfliktu, drugim – nasza pokora może sprowokować sąsiada do kolejnych bezczelnych zachowań, których koszta będziemy musieli ponosić, trzeci – bojkot może obrócić się przeciw nam.

W anarchokapitalizmie to do nas jednak należy zarówno ocena sytuacji i wybór środków do osiągania celów, jakie sobie założymy, a nie do osób trzecich. Jest to optymistyczne, w gruncie rzeczy, spostrzeżenie. Szczególnie gdy zestawimy to z tym, co ma nam do zaproponowania państwo. Rozwiązaniem państwa jest zawsze prawny zakaz, któremu mamy się poddać i ewentualne wytyczenie obszarów, w których coś wolno, a czegoś nie (np. plan zagospodarowania przestrzennego).

Stąd od 23:00 do 6:00 nie wolno niby hałasować, a jednak w jakiś dziwny sposób miasta tętnią od ostrych popijaw, których nikt nie przerywa (działania policji są nieskuteczne, bo impreza rozkręca się za chwilę od nowa, bądź policja ignoruje takie zgłoszenia). Równie dziwnym trafem, mimo tych wszystkich planów zagospodarowania przestrzennego, interwencyjne programy są pełne historii ludzi, którzy w wyniku jakichś zaniedbań urzędników bądź ich nieuczciwości, narażeni są na hałas, smród czy brud z okolicznych fabryk, oczyszczalni ścieków, etc.

Co jest najbardziej charakterystycznego w działaniu państwa? Jednotorowość zarówno sposobu rozwiązania problemu jak i podmiotu, który jest za to odpowiedzialny. Prawo jest rozwiązaniem, a państwo jest odpowiedzialne za jego wprowadzenie. Kiedy jedno, albo drugie zawiedzie, jesteśmy w zasadzie bezsilni, bo to, że państwo samo zawodzi w jakiejś sprawie, nie znaczy, że pozwoli komu innemu skuteczniej w niej zadziałać.

Doskonałym przykładem są tu samosądy. Ewidentnie wynikają z nieudolności państwa – to bowiem, nie jest w stanie zaspokoić potrzeby bezpieczeństwa jakiejś osoby bądź grupy osób. Dla tych ludzi ich potrzeba jest istotniejsza od tego, kto ma ją zaspokoić, więc sami decydują się na ten krok, skuteczne realizując swój interes. Na ogół mimo tego, że państwo samo zawaliło sprawę w dziedzinie, w której ma się rzekomo specjalizować, nie ma skrupułów, by zadziałać przeciwko tym, których zawiodło.

Co więcej, śmiem zaryzykować tezę, że prawo również ulega popsuciu, podobnie jak pieniądz, jeśli nie jest weryfikowane na wolnym rynku, tylko siłą ustalone jako jedyne możliwe na danym obszarze. Znajdujemy się więc w koszmarnej pułapce: nie dość, że jesteśmy skazani na to, że w kluczowej sferze naszego życia usługi pełni monopolista, który coraz gorzej wypełnia swoje zobowiązania, to jeszcze w dodatku program jego działań ulega nieustannej korozji. Jak można się na ten stan rzeczy godzić?

Jestem raczej apriorycznym teoretykiem, niźli praktykiem poszukującym odpowiedzi w empirii i eksperymencie, ale z przekory w kwestii prawa postawiłbym właśnie na to drugie. Dziś wszelkie dyskusje czy za pewne czyny należy karać śmiercią, czy cudzołóstwo jest dopuszczalne, jak należy karać złodziei, i tym podobne są w zasadzie pustosłowiem.

A dlaczego by tak, nie przekonać się, jakie systemy prawne są nie tylko pożądane, ale i skuteczne i w najlepszy sposób zaspokajają potrzeby swoich użytkowników? Dlaczego nie urynkowić prawa? Konkurencji mniej lub bardziej rynkowej podlegają receptury leków, media, nośniki informacji, formaty zapisu danych, tworząc coraz bardziej złożone lub proste w zależności od tego co jest w cenie, formy. Dlaczego prawo, które jest znacznie ważniejsze od tych wszystkich rzeczy, miałoby pozostać monopolistycznie marne? Skazane na degradację. Dlaczego nie utowarowić tej dumy i perełki etatyzmu, jaką jest prawo, by ostatecznie rozstrzygnąć, czego po nim oczekują ci, którym ma ono służyć?

Wracając jednak do tematu; tak się składa, że dziś żyjemy w świecie państw, a rzeki, mimo tego, że państwa bardzo chcą się wykazywać ochroną środowiska, są brudne. I co? Znajduje się jakieś rozwiązanie? Dzisiaj nawet jeśli pana sąsiad, Panie Duda, zanieczyszczałby rzekę, ale miał tzw. koneksje w kręgach chociażby lokalnej władzy, albo działał „dla dobra ogółu”, mogłoby się zdarzyć, że byłby Pan wobec jego występku bezsilny. Bo państwo w jego sprawie nie kiwnęłoby palcem, natomiast wobec Pana wyciągnęło konsekwencję, jeśli zechciałby Pan zadziałać na własną rękę. Za postawienie filtrów na 'swoim’ odcinku rzeki, podpadłby Pan, bo nie ma zgody na ingerencję w nurt tejże na tym odcinku, bądź nie jest Pan upoważniony do takich działań. O 'anarchokapitalistycznym akwedukcie odwetu’ nie miałby Pan co nawet marzyć, bo nie dostałby Pan na niego zgody, a jeśli ściąłby Pan drzewo na swojej posesji bez odpowiedniego papierka, które miałoby posłużyć za ewentualny budulec katapulty, zapłaciłby Pan jakąś niezłą sumkę w ramach kary, bądź zlicytowanoby pańską 'własność’ na jej poczet.

Owszem, anarchokapitalizm łatwo obśmiać, bo w istocie zabawna jest myśl o jakimś sąsiedzkim konflikcie, w którym żadna ze stron nie chce ustąpić i dochodzi do jego eskalacji do poziomu totalnego absurdu. Jeszcze śmieszniej jest, gdy wyobrazimy sobie, że to sytuacja powszechna. Sęk w tym, że gdyby się bliżej sprawie przyjrzeć, to na śmiech zasługują uczestnicy takich wojenek, a nie ustrój, który swoją konstrukcją im na nie zezwala. Bo on z małymi wyjątkami, zezwala w zasadzie każdemu na wszystko. Jeśli dwóch dorosłych ludzi uznaje, że chcą spędzić życie na wzajemnym dogryzaniu sobie, to jest ich wybór i oni poniosą jego konsekwencje. Być może znajdą w tym satysfakcję i konflikt stanie się sensem ich życia. Być może później uznają, że zmarnowali spory kawał czasu i jeszcze większy energii. Tak czy owak, sami poniosą konsekwencje swoich czynów, bez względu czy te będą uznane przez nich za negatywne czy pozytywne.

I to jest w tym wszystkim kluczowe: anarchokapitalizm niczego nie obiecuje, nie daje żadnych gwarancji sukcesu i nie realizuje żadnych roszczeń. W przeciwnieństwie do komunizmu w różnej postaci, nie można go o nic obwiniać, bo on nie ma żadnego programu i w żaden sposób nie podejmuje się jego realizacji. Można oczywiście mieć pretensje, że do jakiegoś zjawiska dopuszcza, ale tak naprawdę co to oznacza? Jedynie to, że nie zgadzamy się z jakąś grupą ludzi, którzy w wyniku wartości jakimi się kierują, realizują takie cele, a nie inne. Ale tak naprawdę, to co z tego, że to robią i dlaczego my mielibyśmy to oceniać i wyznaczać im swój cel, za ten godny dążenia? W końcu każdy z nas wypije piwo jakie sobie w życiu nawarzy, a doprawdy nie rozumiem dlaczego wszyscy mieliby pić ten sam browar…

Jest to chyba najprostszy do obrony system rządzenia, bo bardzo łatwo odbić piłeczkę w stronę ewentualnych jego oponentów i na długo pozostawić ją po ich stronie. Bo dlaczego wasze oczekiwania wobec ludzi miałyby być ważniejsze od ich własnych oczekiwań względem siebie? Dlaczego wasza ocena ich zachowań, miałaby być dla nich bardziej wiążąca od ich własnych ocen? Dlaczego mają zachowywać się w sposób jaki im wyznaczacie, a nie w jaki wyznaczają sobie sami?

Na te pytania musi odpowiedzieć każdy, kto krytykuje tę doktrynę. Rozumiem, że dla wielu etatystów główną wartością jest bezpieczeństwo. Ale dlaczego i jakim prawem usiłują oni zmusić siłą, do uznania tej wartości przez ludzi, którzy chcą czegoś innego? Oczywiście można byłoby zapytać też, dlaczego uważają, że monopolista może jakąkolwiek konsumencką potrzebę (bo bezpieczeństwo niewątpliwie nią jest) zaspokajać lepiej niż rywalizujące ze sobą na wolnym rynku podmioty, których jakość usług weryfikują zainteresowani, skoro doświadczenie temu przeczy, ale to już materiał na inną rozmowę, być może na temat zdrowia psychicznego propaństwowców.

Idziemy dalej.

Problem:

„Są inne kraje, które mogą nas wyleczyć z takiego podejścia do życia i przyjdą z milionami żołnierzy i wytyczą nowe granice i ustalą swoje państwo! Tak przecież było w czasie zaborów Polski. Istniała przecież armia ochroniarzy wielkich rodów czy magnatów, a jednak przyszła inna armia i powiedziała, że od dziś jest tutaj Rosja i płać pan podatki, albo fundujemy wycieczkę na Sybir.”

Odpowiedź:

Sądzę, że ten argument jest o tyle chybiony, że wynika z niezrozumienia czym anarchokapitalizm jest. To nie byle jaki brak państwa + trochę własności prywatnej. To przede wszystkim świadomość, że JA mogę pełnić funkcje państwa na swojej posesji. Świadomość, że gdy Rzeczypospolita legnie w gruzach, to ja będę stanowił prawo, egzekwował je i w każdy inny sposób decydował o swojej własności i ludzi, którzy się na niej znajdą. Co więcej, uznając własność sąsiada, uznam, że on ma wyłączność do dysponowania swoją ziemią w sposób, w jaki mu się podoba i że ma analogiczne legislacyjne prawa na niej, co ja na swojej.

Wątpię, aby ludzie o których Pan Duda pisze, tak postawili sprawę. Oni byli raczej przyzwyczajeni do tego, że zawsze ponad nimi będzie jakieś państwo i jedyne co robili, to czekali, aż jedno wymiecie drugie, ewentualnie próbowali się odpowiednio ustawić w nowej strukturze, by zachować dotychczasową pozycję w całej tej społeczno-politycznej strukturze.

W momencie upadku państwa i braku przyzwolenia ludzi na istnienie jakiegokolwiek innego, w dodatku uznających, że to oni mają prawo do stanowienia władzy, każdy u siebie, sytuacja przedstawi się inaczej. Tym bardziej jeśli stanowisko takie będzie powszechne. Próba opanowania takiego zbuntowanego wobec państwa w ogóle terytorium, byłaby raczej nieopłacalna.

Problem:

Anarchokapitaliści podobnie jak anarchokomuniści chcą zmienić ludzi, by ci zaakceptowali ich pomysły.

Odpowiedź:

Szczerze mówiąc trudno obalić ten sąd, ale to dlatego, że jest niejednoznaczny. Być może są anarchokapitaliści, którzy uważają, że ustrój za którym się opowiadają, powinien być powszechny i za cel stawiają sobie przekonanie każdego, kto stanie na ich drodze, do tego w co wierzą.

Ja jednak jestem anarchokapitalistą i wcale się na tym nie koncentruję, a zatem wniosek z tego taki, że nie jest to cecha konstytuująca tej doktryny. Nie zależy mi na tym, aby każdy uznał, że państwo jest złe, i ufortyfikował swój ogródek, wprowadzając na nim swoje własne prawo.

Jest mi to obojętne. Jedyne czego chcę, to aby ludzie uszanowali fakt, że JA nie życzę sobie, aby ich prawo państwowe obowiązywało na terenie, który jest moją własnością. Jedyne czego chcę, to mieć możliwość wypisania się z usług jakie świadczy wspierane przez nich państwo. I chcę tego samego, dla ludzi, którzy pragną dokładnie tego samego co ja. Tyle.

Kto Panu powiedział, że anarchokapitalizm musi być masowy, obligatoryjny i dodajmy do tego, wprowadzony całkowicie w miejsce dotychczasowych struktur państwa? Nie musi, może być równie dobrze niszowy. Większość może sobie chcieć wybierać panów Kaczyńskich, Tusków czy Lepperów i ponosić odpowiedzialność za ich rządy, może opłacać żarliwie podatkami ich wybitne pomysły, prosić w urzędach o rozmaite pozwolenia, certyfikaty na rzeczy, które równie dobrze, o ile nie lepiej, zrobiliby bez nich, ubezpieczać się społecznie i robić inne propaństwowe rzeczy. Jeśli ich to bawi, to droga wolna. Ale niech znajdzie się trochę zrozumienia dla tych, którzy sami chcieliby dla siebie czegoś innego. Dla ludzi, którzy sądzą, że mają lepsze rozwiązania, którzy uważają, że sami znacznie skuteczniej, szybciej i taniej są w stanie zaspokoić swoje potrzeby, także w kwestiach do tej pory rezerwowanych dla państwa: sprawiedliwości i bezpieczeństwa. Dla ludzi, którzy niekoniecznie uważają pieniądz fiducjarny za najlepszy z możliwych i sami w swoich mennicach chcieliby bić kruszcowy, a z jakiegoś powodu im tego nie wolno.

Nikt nie każe nikomu być wolnym, ale dlaczego tym, którzy chcą, na to nie pozwolić? Jeśli to jest zmienianie ludzi, to wtedy przyznam Panu rację, tak anarchokapitaliści chcą zmienić ludzi, równie bezwzględnie jak komuniści.

28.04.2009
Filip „FatBantha” Wysocki

34 thoughts on “Filip „FatBantha” Wysocki: Między zanieczyszczeniami w rzece Adama Dudy, a niedouczonymi libertarianami Lory, czyli krótka rozprawa o rozwiązywaniu problemów w anarchokapitalizmie

  1. „Nie wywołał specjalnych emocji czytelników, chociaż poruszył ciekawy problem, a żeby było jeszcze zabawniej,”

    Emocje i dyskusja była , ale na blogu Adama Dudu gdzie pierwej ten temat umieszczono.

  2. przecież każdy „państwowowiec” to komunista 🙂 jak przekonac sąsiada? ( zmienic?? ) że jego podatkowe dary powinny dotyczyc jego i jego znajomych :> tak więc może zacząc przekonywac aby mógł decydowac za siebie a nie za sąsiada? chcesz płacic na jakąs ochronę? płac ( w procentach od dochodu? nie wiem… ) trzeba może zmienic demokracje kolektywną na indywidualną? jak lubisz czytelniku fiskalizm – opodatkuj sie 99% ja wybieram secesje od tego terrorystycznego stanu

  3. „(…)Próba opanowania takiego zbuntowanego wobec państwa w ogóle terytorium, byłaby raczej nieopłacalna.”

    Jacek Sierpiński gdzieś już zwrócił uwagę (na przykładzie Iraku), że państwo (w przeciwieństwie do mafii, czy korporacji) jest w stanie prowadzić wojnę, nawet gdy ta jest dla niego nieopłacalna. Oprócz Iraku podobnie było prawdopodobnie w Somalii.

    Państwo jest gotowe „szlachetnie” narzucić swój kodeks moralny, nawet jeżeli koszty utrzymania podbitego terytorium przekroczą pożytki z niego płynące. Wszak tam biednych ludzi nikt nie chroni przed kokainą… trzeba ich ratować zabijając tych, którzy najwyraźniej korzystają z wykorzystywania innych, bo tego nie chcą.

    Historycznie niemal zawsze obszar który ogłaszał autonomię był atakowany przez obszar od którego się odłączył. Podobnie jest wśród małp. Zwłaszcza jak odszczepieńcom się powodzi. Zawiść moralnej kobiety, że prostytutce żyje się lepiej.

  4. 1. Faktycznie, mój błąd, nie zwróciłem uwagi, że to tekst z bloga p. Dudy.
    2. Racja, państwa prowadzą nieopłacalne ekonomicznie wojny, ale w wielu przypadkach politycy za swój zysk uznają coś innego: zależność elit nowopodbitego terytorium od ich woli, to o czym pisze ConrPL, przyjęcie ich zasad, bądź 'prestiż’ jaki wiąże się z rolą ich państwa (np. nosiciela i obrońcy demokracji, czy czegoś w tym guście).

    Sęk w tym, że państwa prowadzą wojny w świecie, który w instytucję państwa wierzy i nie wyobraża sobie, że nie jest ono konieczne. Nawet w Somalii, na którą tak lubią powoływać się libertarianie, rozmaite grupy walczą o władzę jak najbardziej państwową.

    Somalia i inne kraje w tym stylu, są miejscami, w których państwo zawodzi, jest słabe, ale jego idea nadal rządzi wśród umysłów zamieszkujących ich ludzi. Według mnie takie terytoria mogą być jedynie poligonami, w których wolnościowcy mogą sobie popatrzeć jak czasami, między jedną falą przemocy a inną, inicjowaną w imię utworzenia jakiejś centralnej władzy, rozkwita wolny rynek, jakiego nigdzie indziej w zetatyzowanym skutecznie świecie nie doświadczą. Ale tylko tym – poligonem doświadczalnym.

  5. at FatBantha

    Myślę, że wszystkie Twoje wątpliwości były poruszane w komentarzach pod pierwotnym wpisem.
    Co do ostatniego akapitu. rozumiem, że chce Pan być wolny od przymusu państwowego. OK. pojawia się pewien problem. Będąc w społeczności, która tworzy państwo, i określa się Pan, że nic od państwa nie chce i też żadnych podatków nie zapłaci to i tak mimochodem korzysta Pan z redystrybucji podatków innych członków państwa. Ma Pan ochronę wojskową, policjant będzie pana chronił nie jako z rozpędu, bo przecież nie będzie Pan nosił żadnych identyfikatorów, będzie pan jeździł po miejskich drogach i chodnikach. Nie sądzę, żeby społeczeństwo zaakceptowało taki stan rzeczy. wolność i własność łączy się z terytorium, zawsze… jedyna możliwość jaką widzę to stworzenie jakiejś enklawy dla ludzi którzy chcą być w pełni wolni. wtedy musielibyście sobie kupić tą ziemie i wypisać z tego państwa… ale to by oznaczało ogłoszenie suwerenności lub coś w tym rodzaju… żebyście jeszcze mieli wolną przestrzeń powietrzną, a wojsko danego kraju nie broniło waszej przestrzeni (samoloty, rakiety etc), najlepiej gdyby ten teren był na skraju terytorium państwa. Z tym że co dalej… to że dany kraj zrzeknie się jakiegoś terytorium nie wierze, moim zdaniem to nie realne, chyba że w wyniku wojny.
    Oczywiście istniały takie enklawy już w historii.. były rezerwaty dla Indian, a dziś to mi do głowy tylko amisze przychodzą… los indian wiadomo jaki był, a amisze to nieszkodliwa społeczność, choć bardzo rygorystyczna co do swoich członków.
    Zapewniam jednak, że gdyby amisze wybudowali sobie fabrykę chemiczną i wszystkie ścieki wrzucali do rzeki tak jak leci produkując dzięki temu tańszy produkt, to armia urzędników od razu im by weszła na głowy, a ich autonomia by została zdjęta.

    Mi się koncepcja AK bardzo podoba, tak samo jak mi się podoba marzenie żeby ludzie byli wobec siebie zawsze dobrzy.. niestety, trzeba do tego dążyć mając świadomość że nigdy do tego stanu rzeczy nie dojdziemy. patataj to u mnie na blogu fajnie podsumował.

  6. @FatBantha

    Czyż Stany Zjednoczone nie musiały walczyć z Anglią, mimo iż idea angielskiej władzy i systemu moralnego była tam powszechnie odrzucana?

  7. >Nie sądzę, żeby społeczeństwo zaakceptowało taki stan rzeczy.

    Tzn. że wg Ciebie, etatysto w skórze liberała, ludzie nie akceptują okupacji rządowej? Umyślny rykoszet do własnej bramki?

  8. Kamil
    podaruj sobie te osobiste wycieczki.
    Masz swoją wizje, która jest kompletnie utopijna. Jakoś nie jesteś w stanie dostrzec że z anarchii wyrasta władza. zawsze. wierz sobie w bajki dla dzieci, mi szkoda już czasu …

  9. „Jakoś nie jesteś w stanie dostrzec że z anarchii wyrasta władza.”

    Niby w jaki sposób ??? Po to się zmierza ku anarchii by już więcej żadna władza nie wzrastała.

  10. Anarchia jeszcze nigdy nie była trwała. Jedyny IMO przypadek, gdzie mogło powstać anarchia oparta na wolności jednostek to USA na końcu XVIII wieku. jednak i tam w końcu napisano deklaracje niepodległości… powstała republika, która bardzo dobrze się sprawdzała do czasu gdy nie zaczęła ewoluować w kierunku klasycznej demokracji. dziś demokracja w USA idzie w kierunku plutokracji, a w zasadzie już jest klasyczną oligarchią. być może będziemy mieć tam przesilenie, które doprowadzi do czasowej anarchii, ale znowu cykl się zacznie od nowa.

    anarchia kapitalistyczna jest o tyle mrzonką, że nie jesteśmy w stanie en masse dostrzec tego, że wolność i dobrowolna wymiana przyniesie nam długofalowe korzyści. zawsze się znajdzie ktoś kto pójdzie na skróty, i będzie dążył do władzy. Władze sobie można kupić, można ją zdobyć… wystarczy znaleźć sobie ludzi, którym się obieca łupy i voila… organizacja gotowa.

  11. „Anarchia jeszcze nigdy nie była trwała.”

    Irlandia przetrwała 500 lat w stanie bezpaństwowym , Islandia ponad 200 , więc nie mów że nie była trwała. To nie to samo co państwo minimum które zazwyczaj zostaje na papierze.

    „Jedyny IMO przypadek, gdzie mogło powstać anarchia oparta na wolności jednostek to USA na końcu XVIII wieku”

    W XVIII wieku USA były kolonią brytyjską więc żadnej anarchii tu nie widzę ,no może poza Pensylwanią która w pewnym okresie była de facto ustrojem anarchicznym.

    „powstała republika, która bardzo dobrze się sprawdzała do czasu gdy nie zaczęła ewoluować w kierunku klasycznej demokracji”

    Klasyczne demokracja wykształciła się dopiero w XX wieku , a USA zaczęły się rozrastać już zaraz po powstaniu. Zresztą nie rozumiem tego utyskiwania na demokrację – która też ma lepsze i gorsze formy.

    „dziś demokracja w USA idzie w kierunku plutokracji, a w zasadzie już jest klasyczną oligarchią”

    Oligarchią zaczęły już być od połowy XIX wieku , pobudka 🙂

    „Władze sobie można kupić, można ją zdobyć… wystarczy znaleźć sobie ludzi, którym się obieca łupy i voila… organizacja gotowa.”

    Tylko skąd wziąć na to wszystko środki finansowe ??? Przecież w anarchii nie ma koncentracji bogactwa bo do tego jest potrzebne państwo. Po za tym skoro już ludzie zdecydowali się na anarchię to chyba będą jej bronić , a nie oddawać się spowrotem pod czyjeś rządy.

  12. Panu Dudzie chodzi zapewne o to, że mogę znaleźć sobie paru kumpli na motorach i z bronią długolufową i urządzać sobie wycieczki po kraju na zasadzie „dawaj co masz albo życie”. Poza tym historia anarchię bezlitośnie weryfikuje – parafrazując Fermiego, gdzie one są? Anarchia ZAWSZE przegra z państwem w konkurencji na armaty i czołgi. Gdzie dziś jest anarchokapitalistyczna społeczność? Jeśli ktoś odpowie, że partyzantka i powie Afganistan lub Wietnam, to niech raczy zauważyć, że (1) specyficzne warunki (2)partyzanci byli zorganizowani (3)partyzanci CHCĄ państwa, by obronić się przed atakami w przyszłości. Patrz: Somalia. Czemu nie tworzy się wielka strefa wolności? Przecież każdy watażka z paroma Murzynami i kałasznikowami próbuje stworzyć sobie przymusowe i terytorialne PAO.

    Można sobie postawić totem Wujka Rothbarda i bawić się w nonagression axiom ale kiedyś komuś znudzi się akumulowanie kapitału albo zwyczajnie będzie psychopatą i po utopii.

    BTW to ciekawe, że libertarianizm całkowicie ignoruje zagadnienie wolności wewnętrznej, a co za tym idzie psychologii, manipulacji itp.

  13. „Panu Dudzie chodzi zapewne o to, że mogę znaleźć sobie paru kumpli na motorach i z bronią długolufową i urządzać sobie wycieczki po kraju na zasadzie “dawaj co masz albo życie”

    Przecież ludzie tak czy siak będą musieli sobie zorganizować jakieś służby obronne , po za tym przy legalnym dostępie do broni , szanse na skuteczną obronę jeszcze bardziej rosną.

    „Anarchia ZAWSZE przegra z państwem w konkurencji na armaty i czołgi.”

    A to mieszkańcy anarchii nie mogą mieć też armat i czołgów ???

    „(1) specyficzne warunki”

    Są wszędzie

    „partyzanci byli zorganizowani”

    A tu by nie byli ??? ciekawe czemu ???

    „partyzanci CHCĄ państwa, by obronić się przed atakami w przyszłości.”

    A ci by chcieli by pozwolono im żyć tak jak chcą – każda idea może tu być dobra , nie tylko ta propaństwowa.

    „Patrz: Somalia.”

    W Somalii niema żadnej anarchii : http://pl.wikipedia.org/wiki/Somalia , patrz dział :”Państwa powstałe na terenie Somalii podczas wojny domowej od 1991″

    „Czemu nie tworzy się wielka strefa wolności?”

    Bo do tego trzeba wolnościowego społeczeństwa.

    „Przecież każdy watażka z paroma Murzynami i kałasznikowami próbuje stworzyć sobie przymusowe i terytorialne PAO”

    Dlatego bez jakiejś formy redystrybucji , która „wyzeruje” takich watażków się nie może obejść. Po za tym przecież mieszkańcy poszczególnych miast , gmin , osad mogą zawierać między sobą sojusze obronne , lub po prostu wspólnie koordynować politykę wobec przestępczości.

    „albo zwyczajnie będzie psychopatą i po utopii”

    A kto mówi że w anarchii nie będzie przestępców ??? Będą choć pewnie w mniejszej liczbie , zważywszy na to jak polityka państwa przyczynia się do eskalacji przestępczości.

  14. @Czytelnik:”A to mieszkańcy anarchii nie mogą mieć też armat i czołgów ???”

    Chyba nie. Armaty i czołgi to już OGROMNA organizacja, która bez przymusu się nie utrzyma. Kto będzie chciał utrzymywać ludzi, którzy muszą się szkolić w obsłudze takiego sprzętu (nie mówiąc o produkcji). Jak nic pojawi się kompleks przemysłowo-militarny, który narzuci władzę.

  15. „Anarchia ZAWSZE przegra z państwem w konkurencji na armaty i czołgi. ”

    W ogóle nie czaję tej argumentacji. Po pierwsze, śmieszy mnie, gdy takich tekstów używają minarchiści, którzy są utopistami z krwi i kości, nie gorszymi wcale od Platona. Po drugie, że:
    przed dzisiejszą demokracją liberalną nie było wcześniej nigdy demokracji liberalnej
    przed demokracją bezpośrednią w Szwajcarii nie było wcześniej demokracji bezpośredniej w Szwajcarii 😉
    To, że jakiegoś systemu nigdy nie było, nie oznacza, że go nie będzie (zwłaszcza, że anarchizm jest dość świeżym wynalazkiem tak naprawdę, a anarchokapitalizm z całym zapleczem ideologicznym to już w ogóle świeżynka… miejmy nadzieję, że niezbyt żywotna). Takie dowodzenie łatwo doprowadzić do absurdu – tzn. nawet zakładając, że w Atenach była demokracja, to skąd się tam wzięła, skoro wcześniej nie było jej nigdzie (zgodnie z logiką „gdzie to było?”, nie powinna się pojawić również w Atenach). Trochę jakbyśmy zakładali, że wszystkie możliwe systemy istniały u zarania dziejów, a teraz to sobie z nich wybieramy…

    EDIT: Oczywiście anarchokapitalizm nie jest aż tak nowy, jak napisałem, natomiast w dzisiejszym kształcie, z oficjalnym manifestem nie istnieje chyba zbyt długo, nie? 🙂

  16. @Rafał

    Tak bardzo subtelnie to wyraził, że aż nadał instytucji państwa pełną legitymizacje!

    @Trol

    Przecież to „błąd naturalistyczny”, co piszesz. :>

  17. A to nawet ja wiem, to tyle samo, co obecna forma lub kształt, więc prawdziwym pytaniem jest – czym lub jaki jest ten kształt?

  18. @Lorent:Panu Dudzie chodzi zapewne o to, że mogę znaleźć sobie paru kumpli na motorach i z bronią długolufową i urządzać sobie wycieczki po kraju na zasadzie “dawaj co masz albo życie”. Poza tym historia anarchię bezlitośnie weryfikuje – parafrazując Fermiego, gdzie one są? Anarchia ZAWSZE przegra z państwem w konkurencji na armaty i czołgi. Gdzie dziś jest anarchokapitalistyczna społeczność? Jeśli ktoś odpowie, że partyzantka i powie Afganistan lub Wietnam, to niech raczy zauważyć, że (1) specyficzne warunki (2)partyzanci byli zorganizowani (3)partyzanci CHCĄ państwa, by obronić się przed atakami w przyszłości. Patrz: Somalia. Czemu nie tworzy się wielka strefa wolności? Przecież każdy watażka z paroma Murzynami i kałasznikowami próbuje stworzyć sobie przymusowe i terytorialne PAO.

    Można sobie postawić totem Wujka Rothbarda i bawić się w nonagression axiom ale kiedyś komuś znudzi się akumulowanie kapitału albo zwyczajnie będzie psychopatą i po utopii.

    BTW to ciekawe, że libertarianizm całkowicie ignoruje zagadnienie wolności wewnętrznej, a co za tym idzie psychologii, manipulacji itp.

    Najbardziej w minarchizmie bawi mnie jego niekonkluzywność. Być może kompletnie bezpaństwowe społeczeństwo jest nieosiągalne i? Jakie granice miałoby to wyznaczyć anarchistom, nawet gdyby przyjęli do wiadomości to? Czym różni się jakikowliek anarchizm od zwykłego decentralizmu (takiego nurtu politycznego, który dąży do maksymalnego rozproszenia władzy), w skrajnej postaci? Nawet jeśli założymy, że państwo, czyli jakiś monopol terytorialny przemocy, to jest forma życia nierozerwalnie związana z ludźmi, to możesz podać jakiekolwiek granice dla kształtu ewentualnego państwa, stwierdzając to? W jaki sposób państwo rozwinąć się nie może? Jakie są minimalne wymiary państwa np. terytorialne? Czym monopol przemocy może się nie zajmować, a czym już musi?

    Nie odpowiesz na te pytania, to będzie ziewliwie.

  19. @Kamilek
    „Przecież to “błąd naturalistyczny”, co piszesz. :>”

    ??????????????????????????????????????????????
    Ja popełniam błąd naturalistyczny????? Gdzie?????

    „A to nawet ja wiem, to tyle samo, co obecna forma lub kształt”

    Dla mnie to se nawet możesz myśleć, że „oficjalny manifest” jest trąbką z uszami. Znowu masz jakieś problemy z dochodzeniem do istoty sformułowania, a ja posłużyłem się całkowicie potocznym określeniem, intuicyjnym… heh… możesz go nie rozumieć, spoko, nie będę się go kurczowo trzymał.

    @smootny
    „a co to jest “oficjalny manifest” anarchokapitalizmu?”

    Nie wiem. Zawsze mi się wydawało, że „O nową wolność” Rotbarda. Toć jest napisane, że to „Libertarian manifesto”, nie? Ale mogę się mylić, to jasne. Mało tego, możecie się ze mną nie zgodzić, jeżeli inaczej zrozumiemy słowo, „oficjalny”, „manifest” i „anarchokapitalizm”. Nieważne, bo nie obchodzi mnie, czy @kapizm jest stary, czy nowy 🙂
    Trochę luzu, ludzie, bo już obojętnie co napiszę, to wam się wydaje, że was atakuję 😉

  20. Jeszcze raz przejrzałem sobie moją wypowiedź celem odnalezienia błędu naturalistycznego… i naprawdę nie widzę. Czy możesz mnie Kamilu oświecić?

  21. Ależ ja się wcale nie oburzam:) Tak tylko spytałem, bo przecież Konkin też ma swoje Libertarian manifesto, czemu więc niby Rothbiego ma być oficjalny?:)

  22. Bo jak sam Konkin pisze, jego manifest jest konsekwencją „O nową…”. Poza tym, agorystycznej teorii klas (tam się pojawia, prawda?) nie potrafię traktować poważnie… cały czas mam wrażenie, że to ponury żart (podobnie jak nazwisko autora :)).

  23. o libertariańskiej teorii klas pisał ostatnio Krzysiek Śledziński, tekst czeka na razie na publikację. Tam sobie będziemy (a w zasadzie będziecie, bo ja się akurat na niej bardzo nie znam) mogli pogadać szerzej.

  24. @Trol

    Hipokryzja nie boli. Że muszę pełnić rolę egzekutora. :/

    „To, że jakiegoś systemu nigdy nie było, nie oznacza, że go nie będzie”?

    „Dla mnie to se nawet możesz myśleć, że “oficjalny manifest” jest trąbką z uszami. ”

    Więc nie pytam po co się odnosiłeś do mej poprawki. :> Phi.
    @Smootny Clown
    Bo skądinąd jest znany szerszemu gronu w przeciwieństwie do Konkina, który sam nie wie, o co mu chodziło (aluzja do tłumaczenia polskiego). :]

  25. butters, a znasz jakieś bardziej przydatne teorie klasowe? Nie twierdzę, że Konkinowska jest dobra, raczej wątpię, by były jakiekolwiek nie trywialne teorie klasowe (nie sprowadzające się ostatecznie do stwierdzenia, że klasa rządząca to ta, co rządzi). PRzy czym nie jestem znawcą, jestem wręcz dużym ignorantem.

  26. @Kamilek
    „Hipokryzja nie boli. Że muszę pełnić rolę egzekutora. :/”

    Kolejny raz dajesz powody, by twierdzić, że operujesz terminami, o których nie masz zielonego pojęcia. Proszę, wyjaśnij mi, gdzie był błąd naturalistyczny w tym, co napisałem. Bo w zdaniu:
    “To, że jakiegoś systemu nigdy nie było, nie oznacza, że go nie będzie”
    go niestety nie ma. Jeśli jest, proszę wyjaśnij, na czym polega. Może coś przeoczyłem.

    @jaś
    Cóż, powiedziałbym, że już nawet klasyczna marksistowska teoria jest bardziej przydatna. Jeszcze przydatniejsza jest neomarksistowska, zwłaszcza w wykonaniu Bourdieu (czyli klasa jako wspólna wrażliwość estetyczna, język itd.) Ale to temat na inną dyskusję.

  27. @komentarze
    Rozumiem święty ogień względem podłych minarchistów ale ja minarchistą nie jestem bardziej niż anarchistą 🙂 I jedno i drugie jest niemożliwe do zrealizowania – w zasadzie poza podniecaniem się książkową teorią, można tylko wcielać pewne wartości w swoje własne życie. Np: oszukując urząd podatkowy, pracując na czarno, nie inicjować przemocy itp itd

    A refleksja o wolności wewnętrznej wciąż aktualna. Wolność jako stan braku czyjejś ingerencji to jedno ale czy wolne są np: moherowe babcie, których co prawda nikt nie zmusza do niczego ale siedzą pod ciężkim autorytetem i są niesamodzielne intelektualnie? Wolne są czy zniewolone? :>

  28. Jak dla mnie zniewolone. Ale z „wewnętrznej” perspektywy patrząc, każdy z nas podlega takiemu zniewoleniu. Wszyscy tkwimy w pojęciowych klatkach budowanych przez język. Czasem tylko zdarza się, że opanujemy sztukę w miarę płynnego prześlizgiwania się z jednej do drugiej, ucząc się w ten sposób pewnego dystansu i krytycyzmu wobec nich. Co samo w sobie może być jednak kolejną klatką, jeśli ktoś za bardzo popłynie w temat. I tak w koło, Macieju 😉

  29. ankanapy nie proboja zmienic ludzkiej natury w przeciwienstwie do ankomuchow. Jesli cokolwiek proboja zmienic to stan wiedzy i zrozumienia otaczajacego nas swiata za pomoca logicznego rozumowania. Nie rozumiem jak mozna porownywac te dwie rzeczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *