Z okazji 10 rocznicy Wielkiej Reformy Emerytalnej z 1999 roku, Gazeta Wyborcza opublikował dziś emerytalny apel ekonomistów: profesorów Marka Góry – twórcy reformy i Krzysztofa Rybińskiego byłego Wiceprezesa NBP ze Szkoły Głównej Handlowej oraz Ludwika Sobolewskiego – prezesa Giełdy Papierów Wartościowych.
Całkowicie przez przypadek również dziś w Dzienniku prezesi największych banków działających w Polsce (nazywanych przez Dziennik – nie do końca trafnie „polskimi”) ostrzegali, że polski system finansowy jest zagrożony, gdyż przybywa osób, które szukają nowych kredytów na spłatę poprzednich. Według szacunków zamieszczonych w Biuletynie Informacji Kredytowej, ok. 600 tys. klientów ma już więcej niż sześć pożyczek. Wartość pożyczek konsumpcyjnych, które mogą nie zostać spłacone sięga kwoty 45 mld zł. To aż jedna trzecia wszystkich kredytów na kartach czy zaciągniętych na kupno samochodów, sprzętu RTV i AGD. Skala zjawiska może być jeszcze większa, bo jeśli banki odmawiają klientom pieniędzy, idą oni do firm pożyczkowych. A te nie dostarczają danych o dłużnikach do Biura Informacji Kredytowej, z którego korzystają banki.
Natomiast w Gazecie Prawnej ukazał się wywiad z Wiceprezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS) – Marią Szczur – z którego wynika, że w 2009 roku „zabraknie” 5 mld. zł. na emerytury. Co prawda wpływy ze składek na ubezpieczenia społeczne w pierwszym kwartale wyniosły 21,72 mld zł – czyli 24,7% zaplanowanych i są wyższe o 1,4 mld zł w stosunku do pierwszego kwartału roku ubiegłego, to ostateczna kwota wpływów do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS) na koniec roku będzie zależeć od faktycznego ukształtowania wskaźników makroekonomicznych. Przypomnę, że ZUS układając budżet MUSI przyjąć takie same wskaźniki, jakie założono w budżecie państwa. A ile są warte wskaźniki przyjęta przez Pana Ministra Rostowskiego – widać, niestety, aż nazbyt dokładnie. „W przypadku znacznego odchylenia się zmiennych makroekonomicznych, które są zakładane przy konstrukcji planu, FUS będzie zmuszony do pokrycia niedoboru z dotacji budżetu lub ze środków pozyskanych z kredytów” – twierdzi Pani Prezes Maria Szczur.
Co te trzy sprawy mają ze sobą wspólnego? Pozornie nic. Ale praktycznie mają bardzo dużo. Zaczynając od końca: to nie ZUS zabraknie tylko w systemie emerytalnym, którego elementem są Otwarte Fundusze Emerytalne (OFE), zabraknie. Bo od reformy emerytalnej z 1999 roku pieniędzy dla emerytów nie przybyło! Wręcz przeciwnie – ubyło! Jest ich mniej o prowizje i opłaty pobierane przez OFE. Co prawda OFE miały nasze pieniądze inwestować i w ten sposób pomnażać, ale wiadomo – kryzys! Ten sam kryzys dotknął przecież zarządzany przez ZUS Fundusz Rezerwy Demograficznej (FRD), który przez cały czas uzyskuje jednak lepsze wyniki niż większość OFE!
Ludzie nie spłacają kredytów, bo wielu traci pracę. A traci ja dlatego, bo praca jest droga. A droga jest dlatego, że państwo ją opodatkowuje bez mała jak wódkę – w tym tak zwaną składką na ubezpieczenie emerytalne, część której przekazywana jest do OFE. Najłatwiejszym sposobem redukcji kosztów w okresie dekoniunktury jest dla wielu przedsiębiorstw redukcja zatrudnienia. Ale przecież sytuacja tych, którzy pracy nie stracili też jest nie do pozazdroszczenia. Teoretycznie siła ich popytu (a tym samym zdolność do spłacania pożyczek) mierzona – zgodnie z Prawem Saya – siłą ich podaży jest znacznie wyższa niż w rzeczywistości. Ktoś, czyją pracę pracodawca wycenił na 3.600 zł zarabia tylko 2.000 zł. Resztę – czyli 1.600 zł. – pracodawca musi odprowadzić do urzędu skarbowego (zaliczka na PIT) i do ZUS (składki ubezpieczeniowe) skąd część składki emerytalnej „ubezpieczonego” powędruje do OFE. Ale nie powędruje w związku z tym na spłatę pożyczek w banku, który jest akcjonariuszem Powszechnego Towarzystwa Emerytalnego (PTE), które zarządza OFE. Czy to naprawdę jest aż tak skomplikowane???
Banki skarżą się, że klienci nie spłacają pożyczek i oczekują „pomocy” od rządu, grożąc „załamaniem rynku finansowego” które (to załamanie) będzie mieć katastrofalne skutki dla gospodarki realnej. Ale przecież rząd już sprawił, że PTE w 2008 roku zarobiły ponad 600 mln zł. Z roku na rok zarabiają zresztą coraz więcej. Nic dziwnego, skoro biorą maksymalną prowizję, na jaką pozwala im prawo. Swoje wyniki finansowe zawdzięczają nie lepszemu zarządzaniu, tylko większym przychodom, które mają zagwarantowane ustawowo, gdyż „ubezpieczeni” muszą być „ubezpieczonymi” bo inaczej pójdą do więzienia! Źródłem przychodów są przekazywane do OFE przez ZUS składki klientów OFE, którzy najpierw płacą prowizję od każdej „składki” (7%), a potem co miesiąc opłatę za zarządzanie (0,045-0,023%). Co prawda 7% to maksymalna ustawowa wysokość prowizji, ale tak się jakoś przez przypadek złożyło, że z 15 działających towarzystw 14 pobiera stawkę maksymalną. Tylko PTE Allianz pobiera 4%. UOKiK jakoś nie widzi w tym problemu, że wszystkie OFE mają takie same koszty. Rocznie PTE zbierają w ten sposób około 1,5 mld. zł. Nie ponoszą przy tym żadnych kosztów na owo „zbieranie”. Robi to za nie ZUS! Prognoza kondycji finansowej PTE do 2040 roku przygotowanej w 2003 roku przez ówczesny Urząd Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych przewiduje, że za 23 lata PTE zarobią (według wartości pieniądza z 2003 roku), 1,9 mld zł. W jednym roku. W sumie do 2040 roku PTE zarobią blisko 25 mld zł. Bez ryzyka.
I dopiero w tym kontekście należy spojrzeć na przedstawiony w Wyborczej „manifest emerytalny”. Najważniejszy jest w nim postulat stworzenia tak zwanych funduszy bezpiecznych (Fundusze B), do których stopniowo miałyby być wpłacane przez OFE nasze pieniądze, gdy do wieku emerytalnego będzie pozostawało coraz mniej lat. Ma to uchronić nasze oszczędności przed gwałtownymi wahaniami na giełdzie, takimi jak pod koniec zeszłego roku. „Uruchomienie subfunduszy przedemerytalnych jest stosunkowo proste i nie ma żadnego powodu, aby dalej z tym zwlekać!” – piszą autorzy manifestu. W zasadzie tak. Ale tylko w zasadzie. Po pierwsze już dziś ponad 70% naszych składek przekazanych przez ZUS do OFE (oczywiście pomniejszonych o prowizje) jest inwestowana bezpiecznie – czyli w papiery emitowane przez Skarb Państwa. Co to oznacza w praktyce? Nie mniej niż więcej tylko tyle, że za zarobione przez nas złotówki – czyli papiery z napisem „legalny środek płatniczy”, Skarb Państwa przekazuje do OFE papiery z napisem „obligacja” albo „bon” z zobowiązaniem, że za określony czas zwróci OFE papiery z napisem „legalny środek płatniczy” wraz z odsetkami. Skąd Skarb Państwa weźmie na te odsetki? Weźmie je miedzy innymi od tych, którym będzie wypłacana emerytura w postaci podatku VAT i akcyzy. Więc te bezpieczne subfundusze są tak samo bezpieczne jak wszystko inne – jest to zobowiązanie państwa do zabrania podatnikom. Ale szczególnie ciekawi mnie tabela opłat jakie miałyby być pobierane za to zarządzanie Funduszami B. Bo coś tak podskórnie czuję, że pomysł z jest tylko i wyłącznie ruchem pozornym polegającym na odzyskaniu przez OFE tego co stracą na skutek ustawowego zmniejszenia maksymalnego progu prowizji i opłat za zarządzanie.
Drugim pomysłem przedstawionym w manifeście emerytalnym jest zmobilizowanie towarzystw emerytalnych do „prawdziwej konkurencji”. Jak? Otóż przez lepsze porównanie!!! Wiadomo, że przymus płacenia składek jest sam w sobie świetny dla rozwoju konkurencji w ramach oligopolu OFE. Dziś ich wyniki ocenia się tylko w ich własnym gronie, porównując ze średnią uzyskiwaną przez wszystkie fundusze emerytalne. Tymczasem naprawdę rzetelną ocenę może nam dać dopiero porównanie dokonań towarzystw ze stopami zwrotu, jakie można uzyskać na rynku. Nasuwa się od razy pytanie: kto komu broni robić takie porównania już dziś? Trzeba będzie wprowadzić przymus robienia ocen. Powstanie specjalna „agencja ratingowa a la polonaise” – czyli „Rada ds. OFE” działająca na podstawie specjalnej ustawy o „benchmarku zewnętrznym”. Wejdą do niej przedstawiciele różnych środowisk: „specjaliści z dziedziny finansów o uznanej międzynarodowej reputacji (np. polscy matematycy finansowi), przedstawiciele PTE, Ministerstwa Finansów, Komisji Nadzoru Finansowego i Giełdy Papierów Wartościowych oraz makroekonomiści”. Od razu ciśnie mi się pytanie: „specjaliści z dziedziny finansów o uznanej międzynarodowej reputacji”, „przedstawiciele PTE, Ministerstwa Finansów, Komisji Nadzoru Finansowego i Giełdy Papierów Wartościowych” nie będą „makroekonomistami”? Adam Smith by się nie załapał to tak szacownego grona! Ciekawe czy będą pracowali społecznie, czy trzeba będzie zrobić jakiś odpis od składek na ubezpieczenie emerytalne, żeby się Rada mogła utrzymać. wynająć godny niej gmach i oczywiście kupić samochody. Ciekawe, czy taka Rada zapewniłaby, żeby w „benchmarku zewnętrznym” nie znalazły się papiery emitowane przez Lehman Brothers – bank o uznanej międzynarodowej reputacji, albo akacje General Motors, czy innych potęg amerykańskiego przemysłu samochodowego.
A teraz uwaga: „kiedy już na rynku nastanie prawdziwa konkurencja, będzie można wprowadzić także obniżki prowizji od powierzonego funduszom kapitału”. Czyli obniżki dopiero wtedy jak „nastanie prawdziwa konkurencja”, po tym jak „się zrobi” porównania! Tylko jak zachęcić do konkurencji skoro działa stara socjalistyczna zasada: „czy się stoi, czy się leży prowizja się należy!” Prowizja – przypomnę – nie od wyników, tylko od wysokości środków odebranych nam POD PRZYMUSEM!
Zwróćmy jeszcze uwagę na uzasadnienie reformy i jego logikę.
„W miejsce starego systemu, który z powodu starzenia się społeczeństwa po pewnym czasie stałby się niewypłacalny, stworzono nowy system, który gwarantuje zrównoważoną ochronę interesu pokolenia pracującego i pokolenia emerytów, czyli w praktyce odpowiedni podział dochodu narodowego. Chodziło także o to, by złagodzić skutki fluktuacji gospodarczych. Celem reformy była również indywidualizacja uczestnictwa w systemie. Dzisiaj każdy może sprawdzić stan obu kont emerytalnych i racjonalnie podjąć decyzję, czy i jak chce dodatkowo oszczędzać na emeryturę, a także kiedy na nią przejść”.
Pokusimy się o rozbiór logiczny cytowanego akapitu?
Zdanie pierwsze: „z powodu starzenie się społeczeństwa stary system stałby się nie wypłacalny” jest zdaniem nieweryfikowalnym logicznie. Jest ono zarazem prawdziwe i nieprawdziwe. Wszystko zależy od interpretacji. „System” nie stałby się niewypłacalny. Bo systemu żadnego nie było! W ustawie określano wysokość emerytur. Jak „system stawał się niewypłacalny” to nie waloryzowano emerytur a zwiększano inflację!
Zdanie drugie: „nowy system gwarantuje zrównoważoną ochronę interesu pokolenia pracującego i pokolenia emerytów, czyli w praktyce odpowiedni podział dochodu narodowego”! Zdanie pierwsze i drugie dzieli przecinek. Jak złożone są te zdania? Podrzędnie? Współrzędnie? Istnieje między nimi jakiś stosunek wynikania? Przede wszystkim samo zdanie drugie nie jest prawdziwe. Nowy system wcale nie gwarantuje „zrównoważonej ochrony interesu pokolenia pracującego i pokolenia emerytów, czyli w praktyce odpowiedniego podziału dochodu narodowego”. Przypomnę: w 1999 roku składki płacone „na ZUS” nie zostały obniżone. A więc reforma niczego nie zmieniła po stronie „pokolenia pracującego”. To, że składkę „na ZUS” podzielono na kilka różanych składek też odprowadzanych do ZUS tylko pod różnymi nazwami, nie miało żadnego znaczenia z punktu widzenia zmniejszania faktycznej zdolności popytowej „pokolenia pracującego” w stosunku do tej zdolności mierzonej od strony podażowej. A co z „interesem pokolenia emerytów”? Przecież w ich interesie byłoby otrzymywania wyższych świadczeń, a nie niższych. Sporo wyjaśnia równoważnik zdania: „odpowiedni podział dochodu narodowego”. Tylko jaki jest „odpowiedni”? Od początku było wiadomo, że chodziło o zamiar obniżenia stopy zastąpienie – czyli wysokości emerytur w stosunku do wynagrodzeń przed przejściem na emeryturę.
Natomiast zdanie: „jednym z najważniejszych efektów nowego systemu emerytalnego jest stabilność finansowa kraju” jest już zdaniem bezwątpienia nieprawdziwym. Co udowodnili już górnicy, kolejarze, nauczyciele. Czy stwierdzenie, że „nie będą potrzebne w przyszłości drastyczne podwyżki składek ani podatków lub drastyczne obniżki emerytur” opiera się na założeniu, że górnicy już więcej do Warszawy nie przyjadą? A ze zdania, że „dzięki temu (to znaczy reformie emerytalnej) nasz kraj ma lepszą pozycję konkurencyjną niż kraje, które nie przeprowadziły takiej reformy i będą musiały się zadłużać” to ma wynikać, że gdyby nie reforma to ze 128 miejsca w rankingu konkurencyjności spadlibyśmy na 129? I ciekawe, dlaczego Niemcy są pod tym względem wciąż przed nami, skoro reformy nie przeprowadzili. A stawiana do niedawna za wzór Irlandia ma zupełnie inny system emerytalny.
Zdaniem autorów manifestu „ze względu na nowatorski charakter oraz dużą przejrzystość działania najbardziej widocznym i najczęściej komentowanym elementem nowego systemu emerytalnego są OFE”. Bardzo chciałbym poznać metodologię inwestowania OFE, żeby się nie zastanawiać, czy pieniądze odebrane nam pod przymusem nie są inwestowane pod zajęte przez kogoś pozycje! Strategia inwestycyjna ZUS wobec FRD nie jest tajemnicą. A pieniądze w FRD i w OFE to takie same publiczne (bo przymusowo nam zabrane) pieniądze. Tu się zgadzam w stu procentach z autorami manifestu: koniczna jest „dyskusja nie uznająca tematów tabu: czy w polskich warunkach inwestor instytucjonalny, jakim są OFE, działa z takim horyzontem, jak na ten typ inwestora przystało, czyli długoterminowym? Czy wszystkiemu winna jest minimalna wymagana stopa zwrotu oparta na „benchmarku wewnętrznym” (czyli średniej stopie zwrotu OFE), czy są też inne przyczyny skrócenia horyzontu inwestycyjnego? Dlaczego OFE nie kupują akcji, gdy są one często wręcz absurdalnie przecenione, natomiast w szczycie hossy na ogólną liczbę 83 małych debiutantów na GPW w portfelach OFE na koniec 2007 roku znajdowały się akcje 42 takich spółek?” No właśnie dlaczego! Może ktoś jednak zajął wcześniej pozycje???
A teraz taki passus: „oczywiście powstaje pytanie, w jaki sposób zwiększyć stopę zwrotu z naszych oszczędności ulokowanych w OFE. Z punktu widzenia teorii systemów emerytalnych OFE są sposobem na sprawiedliwy podział PKB między pokoleniami. W myśl tej teorii, jeżeli wszystkie środki OFE są inwestowane w kraju, to w długim okresie przeciętna stopa zwrotu z inwestycji powinna być podobna do dynamiki zmian dochodu narodowego (…) Błędem byłoby jednak przyjąć jakieś tempo wzrostu PKB i oczekiwać, że w długim okresie taka będzie stopa zwrotu w OFE. Jest odwrotnie – to dobre funkcjonowanie instytucji takich jak OFE może przyspieszać wzrost gospodarczy. Po pierwsze, OFE gromadzą tak dużo środków, że sposób, w jaki są one inwestowane, może wpływać pozytywnie lub negatywnie na PKB. Po drugie, jeżeli dopuszczamy możliwość inwestycji zagranicznych, to wówczas uzyskiwana stopa zwrotu z OFE może być wyższa w długim okresie niż tempo wzrostu PKB kraju”. Jak to można skomentować? Po pierwsze: skoro inwestowanie w kraju powoduje, że przeciętna stopa zwrotu z inwestycji powinna być podobna do dynamiki zmian dochodu narodowego, to inwestowanie za granicą oznacza, że przeciętna stopa zwrotu z inwestycji może być INNA – jeśli zmiany dynamiki dochodu narodowego za granicą będą inne. Ale to wcale nie oznacza, że koniecznie WYŻSZA. W 2009 to w Polsce dynamika zmiany dochodu narodowego będzie należała do najwyższych! Nie ma zresztą powodów, żeby w kolejnych latach nie mogło być tak samo. To znaczy powody są – ale wyłącznie polityczne. Dysponujemy bowiem w Polsce niewykorzystanym potencjałem, którego uwolnienie może uczynić nas na stałe europejskim tygrysem gospodarczym. Leżymy w środku Europy – na skrzyżowaniu szlaków handlowych, z dostępem do morza, kilkoma niezamarzającymi portami, niewykorzystanymi dotąd zasobami atrakcyjnych gruntów. I mamy ludzi. Młodych, wykształconych, pomysłowych, odważnych, pracowitych. Takich zasobów pracy nie ma nigdzie w Europie. Ale my ten nasz kapitał opodatkowujemy tak jak wódkę – między innymi składkami na OFE. Więc nam tego kapitału ubywa. Wyjeżdża do Irlandii – tam nie ma OFE. Po drugie, sposób, w jaki środki zgromadzone przez OFE są inwestowane, rzeczywiście może wpływać na PKB. Ale póki co OFE 70% zgromadzonych środków „inwestują” w papiery Skarbu Państwa, a 30% w akcje spółek giełdowych. A to nie ma praktycznego związku z rzeczywistym wzrostem narodowego dobrobytu! Jak OFE kupowały akcje na Giełdzie gdy indeksy rosły, to bogacili się ci, którzy je sprzedawali, a którzy kupili je wcześniej. Jak OFE kupują obligacje, to Skarb Państwa wypłaca dotację dla ZUS, żeby starczyło na bieżące emerytury. Nie ulega więc wątpliwości, że OFE powinny mieć możliwość lepszego inwestowania. Abstrahując, że nie powinny być przymusowe, ale skoro już są, to tym bardziej powinny móc lepiej zarządzać zgromadzonymi środkami. Obligacje Skarbu Państwa można kupić na poczcie bez żadnej prowizji!
Autorzy manifestu uważają poza tym, że „rolą rządu i parlamentu jest stworzenie inteligentnych i nie szkodzących rynkowi zachęt dla OFE, by uczestniczyły w procesach modernizacji kraju i gospodarki, takich jak prywatyzacja i inwestycje w infrastrukturę.” Jakich „zachęt”? Albo cos jest opłacalne, albo nie. Stwórzmy po prostu zamiast systemu „zachęt”, system w którym będzie można bez przeszkód inwestować w intratne przedsięwzięcia. Niechby prywatne fundusze – choćby i OFE – mogły wybudować most w Warszawie i pobierać myto za przejazd nim. Zysk gwarantowany. Dla wszystkich.
Robert Gwiazdowski
22.05.2009
***
Tekst był wcześniej opublikowany na blogu autora
Czy, jako specjalista, nie mógłby Pan wspólnie z przyjaciółmi stać się skutecznym doradcą
rządzących? Co stoi na przeszkodzie, aby mieć wpływ na racjonalizowanie prawa gospodarczego?
Widocznie coś stoi. Rządzącym wcale nie zależy na racjonalizacji, lecz na posłuszeństwie, które najlepiej jest utrzymać ograniczając nieco ludzi materialnie i umysłowo. Polecam ostatnio opublikowany tekst o libertariańskiej teorii klas.
To nic nie da. Trzeba zając się sobą…