Od czasu wydania w Polsce książki amerykańskiego ekonomisty i filozofa Hansa-Hermanna Hoppego Demokracja – bóg, który zawiódł , w tzw. środowisku libertariańskim nie milknie od dyskusji na jej temat. Kontrowersje związane z myślą Hoppego dotyczą zwłaszcza jednego tematu, który ogólnie możemy oznaczyć nalepką z napisem „anarchokonserwatyzm” i wszystkim, co z tym terminem jest związane – przeciwstawianiem demokracji monarchii na korzyść tego drugiego systemu rządów, moralnym konserwatyzmem i stanowczym opowiedzeniem się po (tradycyjnie, nie współcześnie rozumianej) prawej stronie sceny politycznej.
W gruncie rzeczy nie ma u Hoppego niczego, co byłoby w jakikolwiek sprzeczne z podstawami libertariańskiej filozofii politycznej – o ile przysługuje libertarianizmowi takie miano, jednak o tym za chwilę. Wychodząc od aksjomatów libertariańskich (a. samoposiadania i wynikającego zeń bezpośrednio a. nieagresji) amerykański ekonomista dokonuje jedynie rewizji historycznej, ostrze swojej krytyki kierując zwłaszcza przeciwko dość powszechnemu mitowi demokracji, przedstawiającemu system ów jako spełnienie ideału wolności. Idzie tutaj Hoppe niejako za klasycznie liberalną tradycją myślenia o polityce – nazywaną niekiedy liberalizmem arystokratycznym – w której ostrzeżenia przed zagrożeniami płynącymi z demokracji sformułowane były niejednokrotnie bardziej dosadnie, niż te przed innymi formami ustrojowymi – żeby wymienić w tym miejscu choćby nazwiska Alexisa de Toqueville’a, Benjamina Constanta, lorda Actona, Jakuba Bachofena czy Wiliama Gladstone’a.
Kwestia rozprawienia się z mitem demokratycznym była dla liberałów klasycznych problemem pierwszorzędnym przede wszystkim dlatego, że był to ustrój, który stając się po rewolucji 1789 roku rzeczywistością w większości europejskich krajów, faktycznie zmieniał zakres pojęcia wolności, tym samym poddając je zafałszowaniu. Profesor Hoppe idzie dokładnie tym samym tropem, stając w radykalnej opozycji do propagowanej demokratycznej wizji świata, w której miano wolności przysługuje kontrkulturowym zjawiskom napędzanym przez instytucje państwowe (emancypacja tzw. mniejszości, feminizm, tolerancjonizm itd.). I to właśnie stanowi podstawę krytyki Hoppego rozpętywanej co jakiś czas przez środowiska tzw. lewicowo-libertariańskie. Mimo, że nie ma w myśleniu amerykańskiego autora niczego, co godziłoby w formalistyczną etykę libertariańską – występuje tutaj potępienie państwa jako agresora łamiącego prawo własności – to niektórzy za wszelką cenę chcą dowieść tego, że Hoppe się myli.
I tutaj przechodzimy do problemu głównego. We wspomnianym sporze nie chodzi bowiem o libertariańską etykę praw własności, ale o kwestię stricte demokratycznej – i zarazem rzecz jasna antyliberalnej – retoryki upatrującej przymusu poza bezpośrednią przemocą fizyczną. Myślenie to reprezentowane jest dziś przede wszystkim przez feministki i aktywistów homoseksualnych, analizujących historię kultury pod kątem panowania w niej „zniewalających” wzorców i dążących do ich wyeliminowania. Każdy system wartości, wiążący się z preferowaniem jednych dóbr i zarazem odrzucaniem drugich, jest tutaj postrzegane jako zalążek faszyzmu i próba narzucenia wszystkim dookoła swojego obrazu świata.
Jest to oczywiście podejście nie tyle niespójne, co wewnętrznie sprzeczne, gdyż przeciwstawianie się każdej całościowej wizji świata jest zarazem przedstawianiem wizji pozytywnej. W momencie zaistnienia sporu pomiędzy – na przykład – konserwatystą a kontrkulturowcem, zarzuty tego drugiego w stosunku do absolutystycznego myślenia konserwatysty jest takim samym narzucaniem własnej wizji świata (np. tolerancji czy tzw. relatywizmu moralnego) jak argumentacja strony przeciwnej. Twierdzenie, że nie ma wartości absolutnych i należy wszystkie uznawać jako równouprawne jest tak samo absolutystyczne jak twierdzenie przeciwne, w innym wypadku relatywista nie ma podstaw aby je wypowiadać.
Wróćmy zatem do problemu głównego. Stefan Blankertz pisze w podsumowaniu swojego krytykującego Hoppego artykułu: „Po lekturze Hoppego trzeba się zdecydować pomiędzy konserwatyzmem i libertarianizmem, dokładnie tak samo, jak po lekturze Kropotkina trzeba dokonać wyboru pomiędzy komunizmem i anarchizmem. Albowiem oba naraz nie są możliwe.” W jaki sposób można dojść do takiego wniosku? Blankertz argumentuje to w ten sposób: Hoppe posługuje się tezami powinnościowymi, zatem przekracza czysto proceduralną etykę libertariańską, gdyż ta pozostawia ludziom wolność w dążeniu do indywidualnie wyznaczanych celów. Jest to twierdzenie błędne, a to z kilku powodów.
Po pierwsze Hoppe twierdząc na przykład, że prywatna armia będzie z pewnością dyskryminowała przy naborze kobiety i homoseksualistów niekoniecznie musi posługiwać się postulatem normatywnym (to znaczy narzucać czytelnikowi tradycyjną wizję kultury) ale zwykłą obserwacją, niezgodną jedynie z całkowicie – jak na razie – nieuprawnionymi wnioskami teorii feministycznej, upatrującymi historyczną przewagę liczebną żołnierzy-mężczyzn nad żołnierzami-kobietami jedynie w uwarunkowaniach kulturowych. Twierdzenie o istnieniu tzw. „płci kulturowej” (gender) jest twierdzeniem dobrym jak każde inne i można je jak na razie przyjąć jedynie na wiarę. Istnieją oczywiście ludzie uważający, że kobieta przebrana w mundur wygląda tak samo naturalnie jak żołnierz czy policjant, a mężczyzna pracujący jako gospodyni domowa jest właściwą osobą na właściwym miejscu, ale wypada to uznać w tym momencie za kwestię gustu i to gustu – mimo usilnych starań feministek – wciąż mało popularnego. Dlatego stwierdzenie, że prywatna armia, nie będąc zmuszoną przez egzekwowaną prawnie polityczną poprawność, będzie raczej preferowała żołnierzy niż kobiety jest tak samo uprawnione jak to mówiące, że szef budowy zatrudni raczej do pracy barczystego mężczyznę niż drobną kobietę, a projektant mody kobiecej szukał będzie modelki a nie transwestyty.
Po drugie, nawet gdyby Hoppe istotnie posługiwał się w tym miejscu postulatami normatywnymi o charakterze moralnym czy też kulturowym, w żaden sposób nie narusza tym etyki libertariańskich praw własności, gdyż nie postuluje ich łamania – jak jasno sugeruje Blankertz. Oczywiście penalizacja pewnych zachowań np. seksualnych zakłada istnienie prawa, ale prawa prywatnego – skoro więc tak, to dyskryminacja osób niepożądanych nie jest z tego punktu widzenia żadnym problemem. Światopogląd konserwatywny może współistnieć ze światopoglądem kontrkulturowym w ramach teorii libertariańskiej, gdyż stanowiąc treść wypełniającą formalną ramę obydwa są równouprawnione, a libertarianizm żadnej z nich nie może zakładać – w innym wypadku popadnie w sprzeczność.
Każda teoria moralna, zakładająca zawsze jakiś system wartości, jest zarazem pewną koncepcją wychowania i co za tym idzie – pytaniem stricte politycznym, które dotyczy organizowania się ludzi we wspólnoty zgodnie z naturą człowieka jako zwierzęcia społecznego. Człowiek nie może rozwijać się zupełnie sam i przejmuje – najpierw mimowolnie, następnie świadomie – wzorce go otaczające. Twierdzeniu temu nie sposób zaprzeczyć, gdyż nawet przypadki „dzikich dzieci” czy osób rozwijających się poza społeczeństwem (Kacper Hauser) pokazują, że uczyły się one zachowań, które obserwowały. W ten sposób rodzi się kultura: system norm obowiązujących wewnątrz danej zbiorowości ludzkiej, a także efekty zachowań podporządkowanych tym normom. Współpraca społeczna te normy koniecznie zakłada, gdyż zapewniają one sprawny jej przebieg. Niekoniecznie musi w grę wchodzić obowiązujące we wspólnocie prawo – czyli przymus – egzekwujące dane normy, aby zapewnić jej stabilność. Towarzyskie czy zawodowe wykluczenie, bojkot, można zaliczyć do „bezinwazyjnych” praktyk, równie skutecznie piętnujących zachowania niepożądane.
Rzeczą jednak w tym miejscu najważniejszą jest stwierdzenie, że organizacja ludzi w społeczną współpracę, której wynikiem jest powstawanie wspólnot opiera się na pewnym systemie wartości, który każdy członek wspólnoty musi zaakceptować, gdyż w innym wypadku zostanie z niej wykluczony. To z kolei, obalając zresztą mrzonki co poniektórych o możliwości utrzymania się stanu anarchii bez stosowania przemocy, stanowi podstawę stwierdzenia – wyakcentowanego przez Monteskiusza w Duchu praw – że każdy system polityczny z konieczności musi opierać się na pewnym systemie wychowania, w ramach którego dokonuje się proces socjalizacji młodego człowieka. Innymi słowy, nie istnieje coś takiego jak neutralny światopoglądowo system wychowawczy, gdyż każdy – niezależnie od tego czy opiera się na własności prywatnej, czy też jest prowadzony przez państwo – ma na celu wpojenie pewnego wzorca zachowań i wartości uznawanych w danej wspólnocie.
Z tego też powodu libertarianizm nie jest filozofią polityczną we właściwym sensie, gdyż nie wartościując indywidualnych celów jednostki nie może również zakładać żadnego wzorca osobowego ani opartego na tym modelu wychowania. Aby zachować spójność, libertarianizm musi pozostać swoistą metafilozofią, wewnątrz której możliwe jest funkcjonowanie różnych stanowisk moralnych i pedagogicznych (politycznych).
Hoppe, opowiadając się za konserwatyzmem, uznaje jednocześnie ten fakt, co wcale nie sprowadza na niego obowiązku rezygnacji z jego własnych przekonań moralnych. Konserwatyzm posiada pewną wizję funkcjonowania wspólnoty społecznej (politycznej), podobnie jak posiada ją lewica, za którą opowadają się przeciwnicy Hoppego. W ramach metafilozofii libertarianizmu nie można ocenić które stanowisko jest lepsze. Nie ma i nie może być czegoś takiego jak „ściśle libertariańska wizja kultury”, usytuowana „poza lewicą i prawicą”. Postulowanie wykluczenia jakiegoś systemu wartości z ram libertarianizmu jest niczym innym, jak próbą stworzenia takiego wzorca, co wprowadza go w nieuchronną sprzeczność.
Olgierd Sroczyński
28.05.2009
***
Tekst był wcześniej opublikowany na blogu autora
z jednej strony należy zgodzić się z Hoppe że monarchia jest lepsza od demokrancji ponieważ przeciętny monarcha jest bardziej zainteresowany zarządzanym przez niego krajem, bo rządzi nim zwykle dożywotnio,
i dwa. -przekazuje swoją własność następcą
Z drugiej strony monarchia, – przynajmniej we wczesnej fazie rozwoju-, jest odmianą socjalizmu lub komunizmu. Wielu ludzi zapomina że w dawnej zachodniej monarchii inaczej niż w Polskiej monarcha był właścicielem prawie całej ziemi [i] środków produkcji którą wcześniej zwykle zabrał poprzednim właścicielom, a szlachta i arystokracja zarządzała nią w jego imieniu.
Tak że w przypadku wyboru: demokratyczny socjalizm / komunizm czy jednokratyczny komunizm / socjalizm [ czyli mona- archia ] ten drugi jest chyba lepszy.
Ale chcielibyście być poddanymi króla?
@z jednej strony należy zgodzić się z Hoppe że monarchia jest lepsza od demokrancji ponieważ przeciętny monarcha jest bardziej zainteresowany zarządzanym przez niego krajem, bo rządzi nim zwykle dożywotnio,
i dwa. -przekazuje swoją własność następcą
Naukowa forma takiego twierdzenia, winna brzmieć – mniej więcej – tak, że PRAWDOPODOBIEŃSTWO zadziałania bodźców skłaniających króla do dbania o swoje królestwo jest większe aniżeli w przypadku władcy wybranego okresowo i tymczasowo. Ale do tego dochodzi jeszcze, jak ów król pojmie „dbanie o swoją własność”, bo nie ma żadnego merytorycznego powodu, by wnosić, iż ustrój gospodarczy byłby bliski* kapitalizmowi wolnorynkowemu.
*Bo prawdziwy nie przyjmuje żadnego państwa
@ten drugi jest chyba lepszy.
Niby dlaczego?
@Cyberius
Bossszzzz, człowieku, zlituj się. Ile można powtarzać te same bujdy?
hxxp://liberalis.pl/2008/01/04/krzysztof-sledzinski-prekarium/
hxxp://liberalis.pl/2008/04/22/filip-paszko-i-rzeczpospolita-wolnosciowy-raj/
Przeczytaj, wróć i przeproś za to, coś NAskrobał 😉
@ kamil
ten drugi jest chyba lepszy.
Niby dlaczego?
właśnie dlatego że zachowanie monarchy przenosi się na stan kraju z którego czerpie on korzyści
napisałem chyba, ponieważ można znależć całkiem sporą liczbę przypadków kiedy monarchowie niezbyt roztropnie gospodarzyli, -chociażby Korea północna i słynny Kim,
albo Rosja carów, Lenin i Stalin
„napisałem chyba, ponieważ…”
W takim razie, po „chyba” trzeba było dopisać „nie”.
ZSRR lepsze niż Szwecja ;D Zbaw go, JEzusku…
@Olgierd:”Po drugie, nawet gdyby Hoppe istotnie posługiwał się w tym miejscu postulatami normatywnymi o charakterze moralnym czy też kulturowym, w żaden sposób nie narusza tym etyki libertariańskich praw własności, gdyż nie postuluje ich łamania – jak jasno sugeruje Blankertz. Oczywiście penalizacja pewnych zachowań np. seksualnych zakłada istnienie prawa, ale prawa prywatnego – skoro więc tak, to dyskryminacja osób niepożądanych nie jest z tego punktu widzenia żadnym problemem. Światopogląd konserwatywny może współistnieć ze światopoglądem kontrkulturowym w ramach teorii libertariańskiej, gdyż stanowiąc treść wypełniającą formalną ramę obydwa są równouprawnione, a libertarianizm żadnej z nich nie może zakładać – w innym wypadku popadnie w sprzeczność.”
No nie. Seryjnie, nie. Bo kiedy wyrażam wątpliwości, to nie twierdzę jeszcze, ze czegoś nie ma. Można stwierdzić, że jakiś pogląd jest prawdziwy, że jest fałszywy albo, że się nie wie, jaki jest. Kontrkulturowiec jak najbardziej może przyjmować to trzecie stanowisko.
„Istnieją oczywiście ludzie uważający, że kobieta przebrana w mundur wygląda tak samo naturalnie jak żołnierz czy policjant, a mężczyzna pracujący jako gospodyni domowa jest właściwą osobą na właściwym miejscu, ale wypada to uznać w tym momencie za kwestię gustu i to gustu – mimo usilnych starań feministek – wciąż mało popularnego.”
No chyba u Ciebie na wsi, w kółku różańcowym prowadzonym przez Twoją Starą.
I nie ma czegoś takiego, jak prywatne prawo, bo nie ma prywatnej przemocy. Przemoc zawsze jest stosowana przez kogoś wobec kogoś, kto tego nie chce (inaczej to nie jest przemoc), więc nie należy do dobrowolnej organizacji, więc nie dysponuje w sposób wyłączny sobą i jeśli przyjmiemy metodologiczny indywidualizm, nie ma żadnego znaczenia, czy przemoc stosuje ktoś, kto nazywa się urzędnikiem państwowym, czy nie.
„Wielu ludzi zapomina że w dawnej zachodniej monarchii inaczej niż w Polskiej monarcha był właścicielem prawie całej ziemi [i] środków produkcji którą wcześniej zwykle zabrał poprzednim właścicielom, a szlachta i arystokracja zarządzała nią w jego imieniu”
Zawsze nie mogłem tego zrozumieć , jak można być właścicielem czyjejś własności ??? Przecież to zwykła uzurpacja. Nijak to się ma do libertarianizmu , a to że niektórzy paleolibertarianie tak mówią to tylko świadczy o tym na jakie psy schodzi myśl libertariańska – Rothbard się w grobie przewraca 🙂
Do tego dochodzi jeszcze jeden problem , czy państwo jako fikcyjny byt może mieć jakiegoś konkretnego właściciela ??? Chyba nie , i niezależnie od tego czy mamy do czynienia z królestwami lub republikami.
„właśnie dlatego że zachowanie monarchy przenosi się na stan kraju z którego czerpie on korzyści”
Dlatego więc teraz żyjemy w epoce dominacji demokracji przedstawicielskich a nie monarchii 🙂 Królewiątka same się pozałatwiały.
panowie, proszę o zachowanie przynajmniej pozorów kultury:)
jasiu, to Ty się pojawiłeś na S24 jako tajemniczy „jash…”?:)
@Smootny :
Rozumiem twoją ostrożność po wypadkach na innym blogu , ale to nie salon24 i chyba nie skasują całej strony za wyzwiska których nie ma 🙂
Osoby, które uważają, że będę z nimi dyskutował na poziomie „twojej starej” i rynsztoka albo są bezdennie tępe, albo zwyczajnie naiwne. :)))))) W ten sposób możecie się do siebie zwracać na squocie, ja się z żywiołami wykolejonymi nie zadaję :)))))
No i widzicie 🙂 a mówi się, że konserwa raz otwarta już nigdy nie zdoła się zamknąć… wydaje mi się, że dokonaliśmy przełomowego odkrycia. Czuję się tak jak ten facet, który wynalazł roundup, a potem patrzył jak znienawidzone chwasty powoli usychają.
niczego nie mam zamiaru kasować, ino proszę:)
„No i widzicie a mówi się, że konserwa raz otwarta już nigdy nie zdoła się zamknąć… wydaje mi się, że dokonaliśmy przełomowego odkrycia.”
Ha ha!
Genialne i jakież prawdziwe!
Ultra Olgierd :
Osoby, które uważają, że mój argument sprowadzał się do Twojej Starej nie znają Jej tak dobrze jak ja.
Smootny – si. Stwierdziłem, że w towarzystwie Quasiego wyjdę na miękkiego fleta, co spowoduje, że Cywilizacyjnośmierciowe Wypierdy Szatana zostaną zaprezentowane bardziej wiernie. No i Terlikowski jest durniem moim zdaniem, z tytułem doktora. Filozofii. Nie twierdzę, że taki dureń jak ja może jemu to doskonale uzmysłowić, ale przynajmniej próbowałem.
@Ultras
Jeśli ze wszystkich postów pod tym artem potrafisz jedynie wyłuskać drobny promil w postaci „łebków” i inszej szydery, i jeszcze twierdzisz, że oddaje on całokształt naszej twórczości, to chyba na wzrok Ci się rzuca trzymanie głowy w konserwie. :))))))
Czyli mam przez to rozumieć, że więcej żaden Twój art, ani komentarz nie popsują mi lektury tego serwisu?
Zajebiście 🙂
@Ultrarecht
„Osoby, które uważają, że będę z nimi dyskutował na poziomie “twojej starej” i rynsztoka albo są bezdennie tępe, albo zwyczajnie naiwne. :)))))) W ten sposób możecie się do siebie zwracać na squocie, ja się z żywiołami wykolejonymi nie zadaję :)))))”
Taaaa? A kto pierwszy wyszedł z tekstem „Nie mówisz do swojej starej, won.”? No kto???
Nooo…bo to bylo odpowiedz na „lebka”, dales chyba zly link, bo wypowiedz, gdzie Ultrarecht rzucal miechem, byla jakos wczesniej…
„Konserwatyzm jest ok, tylko konserwatyści to k***” parafrazujac marszalka. :]
Chętnie zobaczę ten mój post z rzucaniem mięchem, nawet się nie krępujcie.
Że tak powiem jak się kończą argumenty zaczynają się wycieczki personalne. Ad meritum panowie, ad meritum.
Jasiu no bez przesady – w quasim sobie kumpla znalazłeś. Gorszego faszysty se wybrać nie mogłeś?
Ot choćby te „lewaki”.
@qatryk:”Jasiu no bez przesady – w quasim sobie kumpla znalazłeś. Gorszego faszysty se wybrać nie mogłeś?”
Eeeeee, słucham? Co sprawia, że uważasz jakobym ja sobie sojusznika w Quasim znalazł? Tj. w takim sensie, że oboje jesteśmy za prawem do aborcji na życzenie, to tak. Tylko, że jemu się marzy przymusowa aborcja do czasu do czasu.
Przy czym jakoś wyjątkowo moim zdaniem chłopak od reszty s24 nie odstaje.
@Ultrarecht
Jednakże, najważniejszym źródłem wyzysku
w średniowieczu była statokratyczna i, co za tym idzie,
plutokratyczna wyłączność na posiadanie ziemi.
Kluczową instytucją prawną temu służącą było
prekarium, [!]to jest wzięcie chłopa pod opiekę przez pana,
które jedynie w teorii było dobrowolnym środkiem; w
rzeczywistości, pan ziemski miał do dyspozycji całe
spektrum metod, którymi mógł przymusić chłopa do
uległości.[!]”
Podkreślenie moje :>
No nie. Jedna sprawa system wyzysku, który nie został zlikwidowany nigdy, inna sprawa, jak demokracja ma się do monarchii, dlatego, że monarcha miał tylko pośredni związek z systemem, jako, że był na jego szczycie. Bo z faktu, że był najważniejszą osobą w państwie, nie wynika, że mógł je zlikwidować.
ani nie mógł, ani nie chciał:)
@Dobrze Urodzony
Owszem. I to pokazuje, jak niewiele różni demokrację parlamentarną od monarchii pod względem struktur władzy, mimo chciejstwa konserwowych chłopców. Gdyż i w jednym, i w drugim systemie status quo podtrzymywały/podtrzymują także, a może przede wszystkim, interesy oligarchów (feudałów, kapitalistów) kontrolujących gros środków produkcji. Bez ich poparcia większość władców znaczyła i znaczy tyle, co nic.
Od siebie dodam jeszcze, a propos wielokrotnie dyskutowanych tu grodzeń i sytuacji chłopów, że w Anglii pierwsze grodzenia (XIII wiek, o ile mnie pamięć nie myli) wspólnych pastwisk przeprowadzane były właśnie pod auspicjami i z inicjatywy lokalnych feudałów, a nie władzy centralnej. Warto wspomnieć, że na zdecentralizowany, stopniowy i rozłożony w czasie charakter tych zmian wskazał jako pierwszy Wujek Lewackie Samo Zuo, źródło sennych koszmarów u konserwowych chłopców, czyli… Karol Marks we własnej osobie 🙂 Co ciekawe, późniejsi historycy obrali odwrotny kierunek i podkreślali raczej gwałtowny, odgórny charakter własnościowych przemian. Nawet ci zainspirowani Marksem, jak Hammondowie. Jednak współcześni historycy skłaniają się bardziej ku optyce Marksa, co swego czasu przyznał nawet Carson, wcześniej zarzucający Marksowi niedostateczne uwypuklenie roli władzy centralnej w genezie kapitalizmu.
Im bardziej nad tym myślałem, tym coraz mocniej zaczynałem wątpić w popularne wśród „libertariańskich” własnościowców (tak z lewa, jak i z prawa) przekonanie, jakoby to władza centralna w największym stopniu odpowiadała za opresywny charakter prywatnej własności środków produkcji, dawniej i dzisiaj. Obecnie mogę tylko przyklasnąć Bakuninowi, który stwierdził, że „[k]ażda rewolucja polityczna, która za cel natychmiastowy i bezpośredni nie ma równości ekonomicznej, jest z punktu widzenia praw i interesów ludowych zamaskowaną reakcją i hipokryzją”. Innymi słowy, powszechna wśród własnościowców tendencja ograniczania rewolucji do „szczytów” władzy, to nic innego, jak zakamuflowany neo-feudalizm.
Choć biorąc pod lupę poglądy wyznawców Hoppego, należałoby raczej mówić o neo(?)-feudalizmie pełną gębą 🙂
Spoko, niech będzie! :>
NEOFEUDALIZM – fajnie brzmi. 🙂
Prawda? 🙂 I przy okazji masz argument dla zakonserwowanych na amen chłopców (takich hardkorowych pancerników pozbawionych choćby jednej, liberalnej rysy na swoich korpusach, jak towarzycho z OMP), żeby nie odrzucali zalotów propertarian 😀
Bo choć „leberały w gębach, to serca w konserwach!”
Dys, czyli, jam am rozumieć, Ty czujesz się teraz takim już zupełnie całkiem egalitarystą?
Czy całkiem to ciężko mi powiedzieć, musiałbym się dłużej nad tym zastanowić. Na pewno uznaję postulat demokratyzacji/uspołecznienia większej części gospodarki za jeden z najważniejszych priorytetów, jakie powinien IMHO obrać szeroko rozumiany ruch wolnościowy.
Czyli politycznie (w sensie taktyki) mogę o sobie powiedzieć na chwilę obecną, że bardziej czuję się @komem, niż propertariańskim libertarianinem.
A pomyśleć, że (pewnie jak większość tutaj) zaczynałem jako korwiniarz 😀
Cóż, ja ciągle jednak pozostaje przy założeniu, że na moje poglądy składa się głównie założenie, że nie mam nic przeciwko czyimś poglądom, dopóki wyznający je ludzie liczą się z moimi interesami. 😉
W sensie takim, że ostatecznie podoba mi się, jakże abstrakcyjna, wizja życia między ludźmi w którym istnieje tajemniczy zestaw zasad, który umożliwia ludziom bezkonfliktowe robienie tego, co im się podoba. Abstrakcyjna względem jakichkolwiek zasad. I choć mam też dość głębokie przekonanie, że to jest z tego powodu bardzo mało jasne, to jednak nie potrafiłbym określić się jako anarchokomunista. Ani anarchokapitalista. Właśnie dlatego, że w głowie mam właśnie taką mętną galaretę miętową. 🙂
No, ja też pozostaję przy tym założeniu 🙂 Tylko doświadczenie mi podpowiada, że na takie wzajemne poszanowanie na linii pracownik-pracodawca raczej nie ma co liczyć.
Nie wiem, może gdzieś są jacyś kapitaliści skłonni traktować zdanie pracowników na równi z własnym. Ja jednak wciąż mam w pamięci ostatnią moją dyskusję z jednym kapitalistą, jaka miała miejsce w realu, na temat demokratycznej kontroli w miejscu pracy. Omal nie skończyło się na rękoczynach, a gość nie jest w byznesie żadną grubą rybą – ot, średniej wielkości płotka. Jeśli tak reagują średniacy, to myślę, że po tłustych kotach można się spodziewać co najmniej wykorzystania organizacji a la The Pinkertons, w walce o władzę w miejscu pracy z pracownikami o radykalnie demokratycznym nastawieniu.
@Dyskordian:
1.“[k]ażda rewolucja polityczna, która za cel natychmiastowy i bezpośredni nie ma równości ekonomicznej, jest z punktu widzenia praw i interesów ludowych zamaskowaną reakcją i hipokryzją”.
Tyle, że Bakunin „co chwila” zmieniał swój pogląd na rewolucje, a nierówności społeczne, podział klasowy, wynikały faktycznie w dużej mierze z istnienia władzy centralnej, która pełniła rolę pośrednika w interesach klasy „kapitalistycznej”. Bakunin słusznie zauważył, jaką rolę odgrywa państwo w wyzysku i ucisku, dlatego dążył, tj. akapy, do jego likwidacji. Dlatego nie ma zadnej sprzecznosci w celach akapow i spadkobiercow Bakunina (ktorych nie wiem, jak poprawnie ochrzcic).
2.Prawda? 🙂 I przy okazji masz argument dla zakonserwowanych na amen chłopców (takich hardkorowych pancerników pozbawionych choćby jednej, liberalnej rysy na swoich korpusach, jak towarzycho z OMP), żeby nie odrzucali zalotów propertarian 😀
Zmieniam zdanie, bo jeszcze tylko mi brakuje męskich zalotów koło ucha, BLEEEEEEEEEEFUJ!
Jestem na razie zbyt ciemnogrodzki na takie dewiacje.
@Dys
No, ale to jeszcze nie komunizm. To jest najwyżej syndykalizm. W komunizmie, jeśli dobrze rozumiem, konsumenci wespół z producentami środki produkcji posiadają wspólnie.
@Jeśli tak reagują średniacy, to myślę, że po tłustych kotach można się spodziewać co najmniej wykorzystania organizacji a la The Pinkertons, w walce o władzę w miejscu pracy z pracownikami o radykalnie demokratycznym nastawieniu.
Wysunę śmiałą hipoteskę, że obecna klasa średniaków, na wolnym rynku, prędzej zjadałaby resztki z okolicznych śmietników, niż dochodziła do „czegoś”, dzięki tzw. „umiejętnościom i talentom” w gospodarowaniu. Przedsiębiorca, „wyhodowany” na korporacjonistycznym garnuszku, nie zna życia i za nic ma życie innych, dlatego głównym celem rewolucji pokojowej powinno być usunięcie przyczyn takiego stanu rzeczy – państwa wraz z jego przybudówkami.
Wiesz, też kiedyś ceniłem sobie taką galaretowatość moich poglądów, ale jak mnie życie trochę skopało po dupie, to nabrałem determinacji, żeby jednak przynajmniej spróbować nadać im jako-taki, praktyczny kształt. Nie chcę się przez resztę mojego dorosłego życia nadstawiać, byleby do emerytury, a samą abstrakcyjną wizją niestety niewiele zdziałam. Mógłbym oczywiście płynąć z prądem, posłuchać różnych „dobrych rad” i samemu starać się wejść w buty kapitalisty, tudzież zostać japiszonem, ale taka perspektywa przyprawia mnie o reakcję wymiotną.
—
Żeby nie było, dalej podobają się idee typu decentralizm, lokalizm, działanie w „ludzkiej skali” etc. Nie mam zamiaru podczepiać się pod jakąkolwiek organizację dążącą do wielkoskalowych rozwiązań, angażujących duże masy ludzi. To na wypadek, gdyby komuś zachciało się przylepić mi łatkę bolszewika 🙂
Co do nomenklatury, to nie do końca mogę się zgodzić. Można być w kwestii taktyki, na dzień dzisiejszy, syndykalistą, ale za cel stawiać sobie właśnie @komunizm. Tak rozumują niektóre znane mi @komy.
@Kamil
Może tak, może nie. Jeśli masz rację i czysto „rynkowe” zniesienie kapitalizmu jest możliwe, to uwierz mi, jako jeden z pierwszych dokonałbym konwersji na taką strategię. Nigdy nie fetyszyzowałem przemocy i naprawdę wolałbym traktować ją jako ostateczność przy wdrażaniu w życie mojej wizji.
Obawiam się jednak, że to trochę idealistyczne myślenie.
@Dys
Ale czy rozwiązania siłowe nie są równie daleko idącą mrzonką? Nie pytam się o to, czy nie można wymusić choćby demonstracją siły zachowania KRUSU (zakładając, że można 🙂 ), ale dalej idące zmiany?
Jasio, ciężko mi na tak postawione pytanie odpowiedzieć, choćby z tego względu, że – jak już pisałem – stawiam na lokalizm i nie kreślę żadnych dalekosiężnych planów czy wizji.
Intuicyjnie rzecz biorąc sądzę jednak, że lepiej jest w ogóle odejść od myślenia, które na celu ma opracowanie „jedynie słusznej” taktyki czy pomysłów na „ostateczne rozwiązanie” kapitalizmu. Tak przemoc, jak i pokojowe działania mogą być pożyteczne, w zależności od sytuacji.
Często nawet trudno oddzielić te dwie opcje, wszak różni ludzie różnie rozumieją te kwestie. To, co dla mnie i dla Ciebie może być niewinnym żarcikiem – np. emisja pocztówek obśmiewających Busha w kontekście śmierci Papy – u takiego Terlikowskiego wywołało atak kurwicy i pragnienie zaaplikowania autorom i sprzedawcom pocztówek „lekarstwa” rodem z Talibanu. Podobnie sitting czy okupowanie miejsca pracy, które osobiście postrzegam jako nieagresywne taktyki, w oczach neoliberałów i propertarian są często uznawane za oczywistą przemoc.
No i o to tylko miem chodziało. To dla mnie jest odpowiedź, zresztą jakoś tam mi pokrewna.
Jako, że uważam się za 99 % libertarianina (propertarianina), to mogę powiedzieć, że takie działania nie są dla, o dziwo, czystą agresją przeciwko czyjejś własności. Co innego kradzież lub wandalizm, ale zwykłe okupowanie, ciut za mało na agresje.
„Jako, że uważam się za 99 % libertarianina (propertarianina), to mogę powiedzieć, że takie działania nie są dla, o dziwo, czystą agresją przeciwko czyjejś własności. Co innego kradzież lub wandalizm, ale zwykłe okupowanie, ciut za mało na agresje.”
A jeżeli pracownicy okupowaliby taki zakład przez 30 dni z rzędu i zostaliby zwolnieni przez pracodawcę? Czy etyka libertariańska nie dopuszcza czasami w takiej sytuacji użycia przemocy?
Na zasadzie: wyjdź stąd, proszę. -> wyjdź, powtarzam. -> wypierdalaj, słyszysz? -> ostrzegałem, pif paf.
???????
Już kiedyś zastanawiałem się, czy z punktu widzenia libertarian, topienie strajkujących górników jest zbrodnią, czy może tylko nietaktem.
„A pomyśleć, że (pewnie jak większość tutaj) zaczynałem jako korwiniarz 😀 ”
No proszę, może ten Korwin nie taki zły jak go maluja.
Ja zaczynałem od SLD. To na nich oddałem swój pierwszy głos w wyborach (nie pamiętam nawet jakie to były wybory, ale mniejsza z tym). Potem wolta o 180 stopni i do UPR. Do libertarianizmu doszedłem gdy zorientowałem się, że to co mówi Korwin nie ma nic wspólnego z wolnością, że to naprawdę zaprzeczenie wolności…I że UPR to zamodrystyczna partia, jak każda inna.
Nie wstydzę się jednak ani tego, że popierałem kiedyś SLD, ani UPR. To było szczere, naprawde szczere… Nawet teraz nie traktuję swojego libertarianizmu/anarchizmu dogmatycznie (stad „umiarkowany” 😉 ) Nie czytałem nigdy żadnej ksiązki Rothbarda, Hoppa, Konkina, ani żadnego innego guru. Co najwyzej jakieś przypadkowe teksty. „Żyj i daj życ innym”- ot cala moja filozofia.
Butters
Jeśli brać pod uwagę, że przemoc, stosowana w obronie własności, np. wg. Rothbarda może być wyrządzić taką krzywdę proporcjonalną do szkody, to pif-paf może być trudne do usprawiedliwienia. Tak samo topienie.
Jak się mierzy te proporcje? 🙂 Tylko z ciekawości pytam.
Ja nie pamiętam żadnego sposobu mierzenia. Przy czym akurat do tego bym się nie doczepiał, różnego rodzaju pomysłu prawno-obyczajowe nie muszą ścisłe i w rzeczywistości nie są.
butters,
te proporcje mierzy się tak, jak mierzy się poziom Twojej satysfakcji z dyskusji na tej stronie:) Czyli – subiektywnie. Nie ma żadnego obiektywnego sposobu zmierzenia takich proporcji, bo
1. nie jest potrzebny
2. nie jest możliwy
Proporcje będą wyglądały tak, jak sobie ludziska postanowią sami, między sobą, jak sobie ustalą z pomocą arbitra, mediatora, lub sędziego. Nie wiem, czy zrobiłeś to celowo, ale Twoje pytanie i precyzyjna na nie odpowiedź MUSI być postulatem zamordystycznym, a tego raczej tutaj nie uświadczysz.
Weźmy sobie taki przykład: jakiś typek A szedł sobie po parku, a przy wyjściu z niego przez przypadek wszedł na działkę pana B, która to nie była ogrodzona, a właściciel nie raczył przy wyjściu z parku zamieścić żadnej informacji, że teren prywatny (pomijamy tutaj aspekt, czy działka może być terenem prywatnym itd, bo nie chce mi się o tym gadać). Jednak pan B strzela do pana A bez żadnego ostrzeżenia trwale go kaleczy (masakruje kolano, czy coś w ten deseń). Akcja jest prosta: gdy pójdą z tym do sądu, jest bardzo mało prawdopodobne, by pan B został uniewinniony: zwyczajnie, każdy zdrowo myślący człowiek uzna, że była to „kara” nieproporcjonalna do „winy” i nie będzie się zastanawiać, czy proporcje te wynoszą 2:1, czy 200:1. Inaczej rzecz będzie wyglądała, gdy postrzelony zostanie pisarz romansów, a inaczej, gdy lekkoatleta.
Przynajmniej tak mi się wydaje.
No widzisz. I ja się właśnie tego obawiam, że jak taki właściciel kopalni sobie przeliczy, że przez 30 dni strajku straci kilka milionów złotych, to nagle „kara” (a zaznaczam, że konlibowie wmówią sobie, że to nie jest żadna „kara” a jedynie obrona zaatakowanej własności) stanie się proporcjonalna do tych milionów. Mam wrażenie, że wielu libertarian bez zająknięcia będzie potrafiło wycenić ludzkie życie.
Zaznaczam, że to jedynie przypuszczenie i, że wcale się tak stać nie musi, co jednak nie zmienia faktu, że podobna zasada otwiera pewien niebezpieczny proces dialektyczny atakujący niezbywalność ludzkich praw. W związku z tym, chciałem tylko przypomnieć, że anarchokapitalizm (i jego sztywne, racjonalne zasady) niczego nie gwarantuje – to raz. A dwa, że widocznie również jako podstawy potrzebuje czynnika irracjonalnego, co witam jednak z pewnym miłym zaskoczeniem.
@DysKordian
„Podobnie sitting czy okupowanie miejsca pracy, które osobiście postrzegam jako nieagresywne taktyki, w oczach neoliberałów i propertarian są często uznawane za oczywistą przemoc.”
Zatrudniam malarzy (pokojowych). Umawiamy się, że będą pracować od 7 do 15 i za pomalowanie każdego pokoju w moim domu dostaną 500 zł. Pierwszego dnia przychodzą o 7, o 15 pierwszy pokój jest gotowy i malarze przychodzą do mnie po zapłatę. Wyciągam 500 zł. Panowie stwierdzają, że chcieliby renegocjować warunki, ponieważ ani wysokość pensji, ani godziny pracy im nie odpowiadają. Próbuję przekonać ich argumentem, że sami, dobrowolnie, zgodzili się na te warunki. Oni na to, że ich definicja przymusu jest szersza niż moja i w związku z tym nie uważają naszej umowy za dobrowolną. Ponieważ konsekwentnie odrzucam ich postulaty, rozpoczynają strajk okupacyjny w miejscu pracy (czyli w moim domu).
Jak dla mnie jest to ewidentnie agresja przeciw mojej własności i nie miałbym oporów, by w tej sytuacji użyć przemocy ( choć na pewno nie pif-paf).
@Bob
Do rzyci ten przykład, ponieważ daleki jestem od absolutyzowania wymienionych taktyk – nie przykładaj do mnie swojej, propertariańskiej miary. A już na pewno uznałbym za skurwysyństwo okupowanie czyjegoś mieszkania, może za wyjątkiem wielkich willi bogaczy.