Nawet nie zauważyłem, kiedy moje palce wstukały na klawiaturze powyższy nagłówek. No dobrze, trzeba iść za ciosem. Skoro już tyle napisałem, a wy nadal to czytacie, wypada mi zamieścić dalej moje przemyślenia na temat publicznego wymiaru sprawiedliwości.
Na wstępie zaznaczam, że nie mam swoim palcom nic do zarzucenia – temat jest rzeczywiście ciekawy, a głos w sprawie warto zabrać, jako że nawet libertarianie mają w tej kwestii podzielone zdania. Minarchiści (zwolennicy rządu o mocno ograniczonych kompetencjach) nie wykluczają pozostawienia sądownictwa w rękach państwa, nierzadko uważając, że jest to konieczność, jeśli wolne społeczeństwo chce się skutecznie chronić przed przestępcami. Anarchokapitaliści konsekwentnie sprzeciwiają się przymusowo utrzymywanym instytucjom publicznym, argumentując, że sądownictwo można sprywatyzować.
Państwowy wymiar sprawiedliwości, żeby sprawnie funkcjonować, stosuje wobec obywateli pewne środki przymusu. Potrzebne jest finansowanie z podatków, żeby utrzymać pracowników i infrastrukturę. Nawet gdyby wystarczały w tym celu dobrowolne składki, przymusu się nie pozbędziemy – publiczne sądownictwo narzuca przecież obywatelom swój autorytet. Z drugiej strony, ów przymus przez wielu ludzi uważany jest za „zło konieczne”. Koncepcja prywatnych sądów może przecież budzić spore wątpliwości. Jaki autorytet miałyby takie sądy? Jak skłócone strony miałyby zgodnie wybrać sędziego w ich sporze? Czemu skazany miałby podporządkować się jego wyrokowi?
Wyobraźmy sobie niewielką Społeczność (w zasadzie może to być duża Społeczność, ale niewielką będzie nam się krócej wyobrażało). Pewnego dnia rodzi się Konflikt pomiędzy dwoma członkami Społeczności – Adamem i moim imiennikiem, Bartkiem. Konflikt ten, ze względu na swą naturę, musi być jak najszybciej rozstrzygnięty – brak konsensusu naraża bowiem obie strony na spore niebezpieczeństwo. Kulturalną wymianą wyzwisk i argumentów, Adam i Bartek próbują jakiś czas przekonać się nawzajem do swoich stanowisk, nie przynosi to jednak rezultatów. Jeśli ta dwójka musiałaby rozwiązać spór bez udziału osób trzecich, pozostawałoby jej tylko rozwiązanie siłowe.
„Prawo silniejszego” ma naprawdę wielu zwolenników – wystarczy przyjrzeć się ludzkim czynom, ignorując ich słowa, by dojść do takiego wniosku. Może sąd nie jest w takim razie Społeczności potrzebny? Poza tym, Konflikt dotyczy tylko Adama i Bartka – czemu ktoś ma im pomóc w jego rozstrzygnięciu?
To celne pytania i warto je zapamiętać. Mimo to, wielu czytelników [w tym ja – przyp. czytającego i edytującego tekst autora] wolałoby oddać swój spór pod rozwagę sędziemu, zanim odwoła się do „prawa silniejszego”.
Jeśli Adam i Bartek nie umieli ugodowo rozstrzygnąć Konfliktu we własnym gronie, proces sądowy może być formą pokojowej ingerencji zewnętrznej, która ten spór zakończy. Pojawia się więc Jurek, który dostrzegłszy Konflikt, proponuje swoją nieskromną osobę jako kandydata do roli sędziego w tej sprawie.
Mamy teraz trzy możliwości:
1. Adam i Bartek zgadzają się (obdarzają Jurka autorytetem).
2. Tylko jeden ze skłóconych się zgadza.
3. Adam i Bartek nie udzielają Jurkowi autorytetu.
Przeprowadzę teraz prostą analizę wszystkich opcji, rozważając, gdzie możliwe jest pokojowe (a może nawet sprawiedliwe) rozwiązanie Konfliktu, a gdzie musimy odwołać się do „prawa silniejszego”. Przypominam jednocześnie, że rozstrzygnięcie Konfliktu jest konieczne, a to, czy którakolwiek strona ma „rację” jest sprawą drugorzędną (osobiście stawiam na Bartka, niemniej przyznaję, że brak mi rozsądnych argumentów).
1. Adam i Bartek zgadzają się.
Jurek otrzymuje niewymuszony autorytet sędziego, zatem jego postanowienie jest dla obu stron wiążące. Adam i Bartek mogą oczywiście najpierw omówić warunki pracy Jurka, zakres jego możliwości i metodę wyegzekwowania jego postanowień. Jeśli Jurek wyda werdykt, nie przekraczając otrzymanych od obu stron uprawnień, Adam i Bartek dobrowolnie zobowiązali się do niego dostosować. Mamy więc do czynienia z pokojowym rozwiązaniem Konfliktu. Nawet jeśli Adam lub Bartek odmówią podporządkowania się wyrokowi, wyegzekwowanie go siłą będzie sprawiedliwym rozwiązaniem, jeśli przed rozprawą strony zgodziły się na taką możliwość. Wszystko zależy od właściwego doboru sędziego i odpowiednio precyzyjnej umowy.
3. Tylko jeden ze skłóconych się zgadza.
Przyjmijmy, że jest to Adam, Bartek natomiast nie obdarza Jurka autorytetem sędziego. Są teraz dwie możliwości: Jurek nie zostaje arbitrem, a zwaśnione strony wracają do punktu wyjścia, albo proces odbywa się, mimo protestów Bartka. W pierwszym przypadku, Adam i Bartek mogą szukać innego sędziego lub przystąpić do argumentów siłowych (lub spytać Jurka o zdanie, jednak jego opinia nie będzie dla nikogo wiążąca). Nas jednak interesuje ta druga możliwość. Jeśli proces odbywa się wbrew woli Bartka, pokojowe rozwiązanie jest praktycznie wykluczone (wprawdzie późniejsza argumentacja może jeszcze Bartka przekonać, istnieje zatem szansa, że zgodzi się on ostatecznie z werdyktem Jurka, ale na takiej samej zasadzie możemy liczyć, że kradzież okaże się pokojową darowizną, bo jej ofiara może nie odczuć swojej straty i nie mieć pretensji do złodzieja – na razie będę ignorował możliwość takiego „happy endu”, później jeszcze do niej wrócę). Niezależnie od tego, jakie mój imiennik miał ku temu powody, nie uznał on autorytetu Jurka jako sędziego w jego sporze, nie ma więc żadnego powodu, by dostosować się do jego werdyktu.
Nie jest tu istotne, czy postanowienie Jurka jest „sprawiedliwe”. Gdyby istniał obiektywnie sprawiedliwy werdykt w tej sprawie, Adam i Bartek mogliby się do niego dostosować bez angażowania Jurka do roli sędziego. Skoro jednak nie umieli sami Konfliktu rozwiązać, oznacza to, że optowali za innymi rozwiązaniami, zatem obiektywnie sprawiedliwy werdykt nie istnieje. Choćby każdy poza nimi (albo każdy poza jednym z nich) uznał werdykt Jurka za sprawiedliwy, nie oznacza to, że ten werdykt jest obiektywnie sprawiedliwy. Większość nie zawsze ma rację, a Bartek nie poddał się dobrowolnie ani woli większości, ani woli Jurka.
Jeśli wyrok Jurka zostanie wyegzekwowany, będziemy mieli do czynienia z typowym „prawem silniejszego”. Tylko dla Adama rozwiązaniem Konfliktu było zatrudnienie Jurka jako sędziego, zatem wyegzekwowanie jego wyroku (niezależnie od tego, czy Adam jest z niego zadowolony) jest siłowym narzuceniem Bartkowi woli Adama.
4. Adam i Bartek nie udzielają Jurkowi autorytetu.
Z tych samych powodów, co poprzednio, interesuje nas tylko ten przypadek, w którym proces się jednak odbywa. Wtedy również nie powinniśmy się spodziewać pokojowego rozwiązania. Adam i Bartek nie uznali autorytetu Jurka jako sędziego w ich sporze, jeśli więc jego wyrok zostanie wyegzekwowany, będzie to narzuceniem Adamowi i Bartkowi woli Jurka. Jeśli Jurek będzie w stanie wyegzekwować swój wyrok, nie będzie to wcale oznaczało, że werdykt był sprawiedliwy, a jedynie to, że Jurek jest z tej trójki najsilniejszy (pomijam tu drugorzędną kwestię honorariów Jurka – rozwiązanie jest siłowe, nawet jeśli Jurek rozsądzi Adama i Bartka „za darmo”).
Jeśli zignorujemy niewielkie prawdopodobieństwo „happy endu” w drugim i trzecim przypadku, pokojowe rozwiązanie możliwe jest tylko wtedy, gdy obie strony zaakceptują rozstrzygającego ich spór sędziego. Jeśli którakolwiek ze stron nie uznaje autorytetu sądu, poza nikłą szansą, że „jakoś się w trakcie dogadają”, proces oferuje jedynie rozwiązanie siłowe, czyli takie, z jakiego Adam i Bartek mogliby skorzystać również bez udziału Jurka. Posługując się tymi wnioskami, porównam teraz model sądownictwa publicznego i prywatnego.
1. Adam i Bartek zgadzają się.
Jest to jedyny przypadek, w którym werdykt jest sprawiedliwy. Nie uważam, że jest on obiektywnie sprawiedliwy w takim sensie, że każdy na miejscu Jurka powinien rozstrzygnąć ten spór w identyczny sposób. Jest on sprawiedliwy, ponieważ wszystko odbyło się dobrowolnie. Adam i Bartek zgodzili się dostosować do werdyktu Jurka – zatem on, egzekwując go, czyni sprawiedliwości zadość.
Gdyby Jurek był przedstawicielem publicznego sądownictwa, spełniałby on w tym przypadku swoje zadanie. Obie strony uznają autorytet sędziego i chcą dostosować się do jego werdyktu. Oznacza to również, że akceptują posiadane przez sąd kompetencje i obowiązujące w Społeczności prawo.
Z drugiej strony, gdyby Jurek reprezentował prywatny sąd, a Adam i Bartek obdarzyliby go autorytetem, mogliby udzielić mu takich samych kompetencji, jakie miałby sąd publiczny.
Można się spierać, czy Jurek publiczny, czy też Jurek prywatny, zaproponowałby skłóconym stronom lepsze warunki do rozstrzygnięcia sporu. Z jednej strony, Społeczność zatrudniając Jurka może ustanowić rygorystyczne zasady, na jakich sąd publiczny ma działać. Z drugiej, Adam i Bartek mogą zrobić to samo, zatrudniając prywatnego sędziego. Moje doświadczenie mówi mi, że „funkcjonariusze publiczni” źle wykonują swoją pracę, a wpływ jednostek na kształt i jakość świadczonych usług rozmywa się wraz ze wzrostem liczebności społeczeństwa – czyli ilości pracodawców.
Adam i Bartek, zatrudniając prywatnego Jurka, mają wpływ na kształt umowy i mogą ją idealnie dostosować do swoich potrzeb. Wprawdzie prywatny Jurek, jeśli nie jest z góry opłacany przez całą Społeczność, może żądać od Adama i Bartka wysokiej ceny za swoją usługę, pamiętajmy jednak, że sąd może po prostu nie być niektórym członkom Społeczności potrzebny. Konflikt dotyczy tylko Adama i Bartka – czemu ktoś ma im pomóc w jego rozstrzygnięciu? Czemu cała Społeczność miałaby wykształcić sądownictwo i je opłacać? Osoby, które nie chcą składać się na sąd, ryzykują, że nikt nie pomoże im rozstrzygnąć ewentualnych konfliktów. Jakim prawem mielibyśmy zakazywać im podjęcia ryzyka?
Prywatny Jurek mógłby oczywiście zażądać wysokich honorariów za swoją pracę, jednak cena, jaką zaproponuje, będzie zawsze sprawiedliwa, ponieważ nikt nie zmusza Adama i Bartka do skorzystania z tej oferty (w przeciwieństwie do ceny, jaką państwo przedstawia obywatelom za usługi publicznego wymiaru sprawiedliwości – nawet jeśli ty uznajesz ją za niską, osoba, która uważa, że cena jest wygórowana, zawsze może podać wystarczający argument: skoro nie zgadza się, że usługi sądu są warte takich pieniędzy, nie powinna być zmuszana do ich zakupu). Jeśli wszystkie strony dobrowolnie akceptują jakiś układ, oznacza to, że jest on sprawiedliwy.
W prywatnym sądownictwie możemy liczyć na konkurencję. Jeśli cena byłaby wysoka, oznaczałoby to jedynie, że albo Adam i Bartek mogą znaleźć korzystniejszą ofertę, albo ta usługa jest tyle warta, skoro nikt nie potrafił lub nie chciał korzystniejszej oferty stworzyć.
Podsumowując, publiczny wymiar sprawiedliwości oferuje Adamowi i Bartkowi to samo, co mógłby zaoferować prywatny sąd, zatrudniony na tych samych warunkach. Publiczny sąd stosuje jednak nieuzasadniony przymus wobec pozostałych członków Społeczności i zabija konkurencyjność.
Wszystkim, którzy w tym momencie pomyśleli, że istnieje możliwość, iż publiczne sądownictwo byłoby dobrowolnie opłacane przez całą Społeczność, a jego autorytet nie byłby wymuszony, ponieważ wszyscy byliby zadowoleni z jego usług, pragnę uświadomić subtelną różnicę. W takim przypadku byłby to sąd prywatny, który zmonopolizował rynek, ale nie stosuje przymusu. Sąd publiczny to monopolista, który opiera swoje działanie na przymusie.
2. Tylko jeden ze skłóconych się zgadza.
W tym przypadku, jeśli proces się odbywa, prowadzi on do siłowego rozwiązania Konfliktu. Prywatny sąd nie posiadałby żadnych uprawnień, żeby zająć się tą sprawą. Gdyby próbował wymusić swój wyrok na Bartku, który nie uznał jego autorytetu, byłby zwyczajnym agresorem. Prywatny sąd nie posiada jednak środków finansowych z pieniędzy podatników ani przyzwolenia Społeczności na siłowe wymuszenie swojego autorytetu. Bartek ma więcej możliwości obrony przed inwazyjnym „sądem”. Jeśli prywatny sąd chce rzeczywiście świadczyć usługi w swojej branży, a nie zajmować się przestępczością zorganizowaną, odrzuca sprawę.
Sąd publiczny musi się sprawą zająć, skoro jedna ze stron złożyła pozew. Możemy zatem wywnioskować, że publiczny wymiar sprawiedliwości, prowadząc sprawy, w których jedna ze stron nie uznaje jego autorytetu, zajmuje się przestępczością zorganizowaną. Co gorsza, działalność ta finansowana jest z pieniędzy podatników, dzięki czemu sąd ma więcej środków, by skutecznie narzucać swoją wolę. Silniejszy wygrywa.
Jedyną możliwością, w której sąd publiczny pomoże stronom pokojowo rozwiązać Konflikt, zamiast egzekwować „prawo silniejszego”, jest owo niewielkie prawdopodobieństwo „happy endu”, który nadejdzie, jeśli Bartek uzna autorytet sędziego w trakcie rozprawy. Istnienie takiej opcji nie jest jednak usprawiedliwieniem dla działalności sądu publicznego. Czy ja również mógłbym znaleźć dwie skłócone osoby, wymusić od nich „niewielką opłatę” i próbować je pogodzić, bo istnieje możliwość, że mi się uda?
3. Adam i Bartek nie udzielają Jurkowi autorytetu.
Ten przypadek jest dość podobny do poprzedniego. Prywatny sąd nie jest angażowany do Konfliktu przez żadną ze stron, musiałby więc zajmować się przestępczością zorganizowaną, żeby wymusić swoją wolę.
W przypadku publicznego wymiaru sprawiedliwości mamy natomiast dwie opcje – albo któraś ze stron złoży pozew, albo nie. Jeśli pozew nie zostanie złożony, Adam i Bartek nic nie zyskają na istnieniu publicznego sądownictwa, mimo że są zmuszeni je utrzymywać. Publiczny wymiar sprawiedliwości zabija również konkurencyjność, przez co Adam i Bartek tracą potencjalne możliwości znalezienia kompetentnych sędziów.
Jeśli natomiast jeden z nich złoży pozew, oznaczać to będzie, że publiczny sąd na tyle skutecznie pozbył się konkurencji lub do tego stopnia wyeliminował inne metody rozstrzygania sporów, że otrzyma pod rozwagę sprawę, w której żadna ze stron nie uznałaby jego autorytetu, gdyby miała większe pole manewru. W tym przypadku sąd jest najsilniejszą stroną i jedynym prawdziwym zwycięzcą.
Publiczny wymiar sprawiedliwości jest o wiele gorszym rozwiązaniem od sprywatyzowanego sądownictwa. W przypadku spraw, w których spełnia on swoje zadanie, prywatne, konkurujące sądy i tak byłyby lepszą opcją. Publiczne sądownictwo, poza nazwą, nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością. Podtrzymuje jedynie „prawo silniejszego” w najgorszym wydaniu – czyli takim, w którym wszystkie karty są już dawno rozdane i jedna strona jest na tyle silna, że reszta nie próbuje nawet walczyć o swoje racje, pozostając posłuszna. Autorytet sądu opiera się na ekscentrycznych strojach sędziów, poważnych minach i napuszonym języku. Jeśli te metody zawiodą, wymuszany jest siłą. Gdyby publiczne sądownictwo chciało opierać swój autorytet na realnych umiejętnościach, przymus nie byłby mu potrzebny.
Jaka może być jakość usług, świadczonych przez publiczny wymiar sprawiedliwości? Ludzie są w stanie generować nieograniczoną liczbę konfliktów. Utrzymując publiczne sądownictwo, zobowiązujemy się do rozpatrzenia i podjęcia decyzji w każdym z nich (odrzucenie sprawy też jest decyzją i wymaga pewnego wstępnego rozpatrzenia pozwu). Musimy zatem wynająć odpowiednią ilość sędziów, by skutecznie działać (nie ma więc górnej granicy kosztów, jakie poniesiemy), lub czekać odpowiednio długo na rozpatrzenie naszych spraw (również nie istnieje górna granica), jeśli nie wpompujemy w sądownictwo wystarczających środków finansowych. Nie mamy żadnego wpływu na skuteczność działania wymiaru sprawiedliwości, nie możemy też negocjować naszej umowy (dla porównania: jeśli prywatny sąd nie zobowiązałby się do rozpatrywania naszych pozwów w satysfakcjonującym nas czasie, nie musielibyśmy go zatrudniać). Zwolennicy publicznego sądownictwa nie powinni narzekać na opieszałość polskich sądów, bo sami są częścią siły, na której państwo się opiera, każąc nam płacić ustalaną przez siebie cenę za „usługi”, których charakter samo sobie wyznacza.
Proponuję trzeźwą ocenę sytuacji, bo naprawdę nie jest ciekawie. Publiczne sądownictwo jest jednym z najgroźniejszych oddziałów przedsiębiorstwa, które zmonopolizowało już tyle obszarów aktywności ludzkiej na naszym terenie. Przedsiębiorstwo to, ukrywając swój handlowy charakter, nazywa siebie państwem i posługuje się oficjalną nazwą „Rzeczpospolita Polska”. Świadczy niskiej jakości (lub całkowicie pozorne) „usługi”, pobierając za nie wysokie opłaty. Jest to jedyne przedsiębiorstwo w naszym regionie, które wypracowało sobie tak silną pozycję, że jest w stanie zamknąć w swoich więzieniach tych, którzy nie opłacają jego „usług”. Jeśli nie zapłacisz za sądownictwo, ono samo cię osądzi i skaże, udając, że nie jest sędzią we własnej sprawie.
Publiczny wymiar sprawiedliwości w minarchizmie pełniłby identyczną rolę. Minarchizm oznacza jedynie, że posługujący się przymusem monopolista jest słabszy niż w obecnym systemie. Istnienie państwa nie może gwarantować nam, że „prawo silniejszego” nie obowiązuje. Przeciwnie, mówi nam, że słabsi są już w wystarczającym stopniu podporządkowani.
Opowiadając się za prywatnym sądownictwem, warto żebym odpowiedział na trzy zarzuty, które sam postawiłem temu modelowi.
1. Jaki autorytet miałyby takie sądy?
Odp: Dobrowolnie udzielany im przez klientów.
2. Jak skłócone strony miałyby zgodnie wybrać sędziego w ich sporze?
Odp: Nikt nie gwarantuje, że go znajdą, ale w przypadku publicznego wymiaru sprawiedliwości mają jeszcze mniejszy wybór. Jeśli go nie znajdą, proces i tak nie powinien się odbyć, co uargumentowałem, omawiając drugi i trzeci przypadek Konfliktu Adama i Bartka.
Prywatne sądy mogą działać na zasadzie ubezpieczycieli od konfliktu. Moglibyśmy je opłacać z góry, jeśli uznalibyśmy ich autorytet. Skłócone osoby, które wcześniej poddały się pod jurysdykcję tego samego sądu, nie mają więc tutaj problemu, bo wybrały sędziego jeszcze przed wybuchem konfliktu. Dwa konkurujące sądy mogą umówić się, w jaki sposób sądzić ewentualne spory pomiędzy klientami jednego i drugiego, jeśli ci sobie tego zażyczą – zanim podpiszemy umowę z sądem, możemy wszakże sprawdzić, jak szerokie daje on nam możliwości rozstrzygania sporów.
3. Czemu skazany miałby podporządkować się wyrokowi sędziego?
Odp: Jeśli dobrowolnie poddał się pod jego jurysdykcję, zobowiązał się do tego. Jeśli nie, nie powinien się podporządkowywać. Nie ma zatem powodu, dla którego mielibyśmy dostosowywać się do wyroków publicznego sądu, ale niestety obowiązuje tutaj „prawo silniejszego”.
09.05.2009
Bartek Dziewa
Skomentuję tylko ten fragent, w którym „Tylko jeden ze skłóconych się zgadza” z postanowieniem sądu.
Stosowny cytat B. Dziewy:
„W tym przypadku, jeśli proces się odbywa, prowadzi on do siłowego rozwiązania Konfliktu. Prywatny sąd nie posiadałby żadnych uprawnień, żeby zająć się tą sprawą. Gdyby próbował wymusić swój wyrok na Bartku, który nie uznał jego autorytetu, byłby zwyczajnym agresorem. Prywatny sąd nie posiada jednak środków finansowych z pieniędzy podatników ani przyzwolenia Społeczności na siłowe wymuszenie swojego autorytetu. ”
Przyjmijmy, że jest tak jak Bartek Dziewa pisze: prywatny sąd nie jest w stanie wymusić na Bartku wyroku.
Dlaczego jednak Bartek i Adam procesowali się. Robimy retrospekcję: Wymordowano połowę rodziny Adamowi. Ten wynajął detektywa, który znalazł dowody, że zrobił to Bartek. Obaj stanęli przed sądem. B. Dziewa opowiedział już resztę.
>>“Tylko jeden ze skłóconych się zgadza” z postanowieniem sądu.<<
niezupełnie. rozpatruję, jakie są przypadki, zanim proces się rozpocznie. oni się zgadzają lub nie zgadzają z wyborem sędziego, nie z „postanowieniem sądu” – to jednak spora różnica.
co do Twojego przykładu, to rozumiem o co Ci chodzi, ale z niczego się nie wycofuję.
widzę cztery główne przyczyny, dla których Bartek mógł nie zgodzić się z wyborem sędziego:
1. jest winny, więc unika procesu
2. uważa, że sędzia jest niekompetentny
3. uważa, że sędzia jest stronniczy
4. uważa, że istnieją sędziowie, którzy lepiej nadają się do prowadzenia tej sprawy
we wszystkich tych przypadkach doprowadzenie do procesu jest agresją wymierzoną w Bartka – tyle, że ja nigdzie nie napisałem, że ta agresja jest zawsze nieuzasadniona. większość się zapewne zgodzi, że jest ona uzasadniona w pierwszym z tych czterech przypadków – ja też się z tym zgadzam. jest tylko taki problem, że zanim proces się odbędzie, nie mamy zazwyczaj stuprocentowej pewności, że ktoś jest winny (domniemanie niewinności). dlatego nazywajmy rzeczy po imieniu – to jest agresja – i zazwyczaj dopiero po fakcie (o ile w ogóle) okazuje się, czy uzasadniona.
proces, w którym tylko jedna strona uznaje autorytet sędziego jest w zasadzie samosądem (mamy więcej pośredników, relacje są nieco zagmatwane, ale nie powinno nas to zwieść) – nie jest on sprawiedliwy z założenia – i żeby to uargumentować, celowo odwołałem się do czysto teoretycznej sytuacji i nie podawałem charakteru konfliktu ani nie sugerowałem, kto może być winny.
a to, że oskarżony może być winny – więc być może zasłużył sobie na taką „niesprawiedliwość” (w tym przypadku celowo wstawiam to słowo w cudzysłów) to już inna kwestia.
problem jest taki, że w praktyce najprawdopodobniej nie unikniemy tego typu samosądów (np. siłowego doprowadzenia przed sąd kogoś, wobec kogo mamy silne podejrzenia), bo nie zawsze strony zgodzą się, co do wyboru sędziego. zgadzam się zatem, że w niektórych przypadkach samosąd będzie uzasadniony.
idealna sytuacja to ta, w której obie strony zgadzają się z wyborem sędziego, ale nie zawsze jest ona osiągalna. ja w tym artykule porównuję publiczne sądownictwo ze sprywatyzowanym właśnie pod tym kątem – który model daje więcej możliwości osiągnięcia tego stanu idealnego, a który sprzyja samosądom.
pisząc wprost, teza tego artykułu to:
prywatyzując sądownictwo dążymy do wyeliminowania siłowego rozstrzygania sporów, dając możliwości oparcia sądownictwa na dobrowolnych umowach. publiczne sądownictwo zadowala się wymuszeniem swojego autorytetu, nie dąży więc do pokojowego rozstrzygania sporów. 🙂
ja uwazam, ze taki model jest kompletnie bez sensu, bo gdyby nawet obie strony zgodzily sie co do wyboru sadziego i podpisaly umowe to po ogloszeniu wyroku strona, dla ktorej wyrok jest niekorzystny moglaby sie do tej umowy niedostosowac i tego wyroku niezrealizowac. wtedy jakis sad musialby ocenic prawomocnosc samej umowy oraz to, czy zostala ona podpisana zgodnie z prawem (np nie pod przymusem, w stanie pelnej swiadomosci, itd). i tak w kolko. tylko naiwniak marnowalby czas na rozprawy w takich sadach.
poza tym zdecydowana wiekszosc spraw rozstrzyganych w sadach jest wynikiem dzialania jakiejs osoby lub grupy osob, ktore krzywdzi inna osobe lub grupe osob i jest ono niezgodne z prawem. do sadu idzie sie zazwyczaj po to zeby sprawdzic czy jakies dzialanie faktycznie bylo niezgodne z prawem i czy to oskarzony go dokonal. jezeli potencjalny oskarzony dokonal czynu za ktory ma byc sadzony i wie, ze ow czyn jest niezgodny z prawem (nietrudno sie dowiedziec) to nie ma co liczyc ze bedzie on chcial wybrac jakiegokolwiek sedziego chyba ze jego glupota osiaga absurdalny poziom.
tak wiec uwazam ze model sadownictwa ktory przedstawiles nie funkcjonowalby w ogole, chyba ze w rozumowaniu osiagnelismy inny poziom abstrakcji i na przyklad temu modelowi towarzyszy to ze litera prawa w ogole nie istnieje.
„gdyby nawet obie strony zgodzily sie co do wyboru sadziego i podpisaly umowe to po ogloszeniu wyroku strona, dla ktorej wyrok jest niekorzystny moglaby sie do tej umowy niedostosowac i tego wyroku niezrealizowac.”
to samo można zarzucić publicznemu sądownictwu, z tą różnicą, że w publicznym owa „umowa” nie jest dobrowolna.
niekoniecznie strona realizuje wyrok, to raczej sąd lub wynajęta przez niego lub strony prywatna policja go wyegzekwuje.
„wtedy jakis sad musialby ocenic prawomocnosc samej umowy oraz to, czy zostala ona podpisana zgodnie z prawem (np nie pod przymusem, w stanie pelnej swiadomosci, itd). i tak w kolko.”
skąd wiesz? to przecież zależy od tego, jak się strony i sąd umówili. mogli się przecież umówić, że stronom nie przysługuje prawo do apelacji i wyrok jest natychmiastowo egzekwowany, mogli omówić warunki apelacji tak, żeby uniknąć opisanych przez Ciebie problemów.
przy wyborze sądu zwracają też uwagę, czy jest on w stanie wypełnić kontrakt, czyli wyegzekwować wyrok (lub nie wymagają tego od sądu i wynajmują w tym celu policję). na tym polega wolny rynek.
„tylko naiwniak marnowalby czas na rozprawy w takich sadach.”
tylko naiwniak wierzy, że zmonopolizowanie jakiejś branży jest konieczne do jej funkcjonowania.
„poza tym zdecydowana wiekszosc spraw rozstrzyganych w sadach jest wynikiem dzialania jakiejs osoby lub grupy osob, ktore krzywdzi inna osobe lub grupe osob i jest ono niezgodne z prawem.”
na ten zarzut już odpowiedziałem – przeczytaj sobie pierwszy i drugi komentarz.
„tak wiec uwazam ze model sadownictwa ktory przedstawiles nie funkcjonowalby w ogole, chyba ze w rozumowaniu osiagnelismy inny poziom abstrakcji i na przyklad temu modelowi towarzyszy to ze litera prawa w ogole nie istnieje.”
istnieje, tylko nie wygląda tak jak obecnie – nie jest zmonopolizowana.
opisałem model anarchokapitalistyczny, w którym odgórne prawo zastępują oddolne umowy, pakty o nieagresji (niekoniecznie sformalizowane) oraz pakiety praw tworzone przez prywatne sądy. sądy mogą zawierać umowy z jednostkami oraz innymi sądami, żeby unormować stosunki ze sobą nawzajem.
wielu ludzi właśnie po to, żeby mieć jakiś wpływ na to, przed jaki sąd trafią i unikać sytuacji, w której powód siłowo postawi ich przed wybranym przez siebie sądem, unormuje swój stosunek do branży sądownictwa, podpisując umowę z jednym z sądów.
ci, którzy tej sytuacji nie unormują, jeśli kogoś skrzywdzą, zostaną zaciągnięci przed sąd siłą, czyli tak jak teraz.
może to inny poziom abstrakcji, według mnie po prostu lepszy jakościowo, szybszy i sprawiedliwszy model, więc przedstawiłem część jego zalet w porównaniu z publicznym sądownictwem – w tym artykule skupiłem się głównie na etycznych, nie praktycznych, chociaż o tych ostatnich też wspomniałem.
ciesze sie ze wspomniales o prywatnej policji, obraz mi sie troche rozjasnil. Jednak pozostaje kilka spraw, do ktorych sie przyczepie.
„skąd wiesz? to przecież zależy od tego, jak się strony i sąd umówili. mogli się przecież umówić, że stronom nie przysługuje prawo do apelacji i wyrok jest natychmiastowo egzekwowany, mogli omówić warunki apelacji tak, żeby uniknąć opisanych przez Ciebie problemów. przy wyborze sądu zwracają też uwagę, czy jest on w stanie wypełnić kontrakt, czyli wyegzekwować wyrok (lub nie wymagają tego od sądu i wynajmują w tym celu policję). na tym polega wolny rynek.”
ja nie pisalem o zadnej apelacji, tylko o tym, ze ktos po wydaniu wyroku moze stwierdzic, ze on wcale nie chcial byc sadzony w tym sadzie, a podpisal umowe tylko dlatego, ze z niewyjasnionych przyczyn byl wtedy pod wplywem substancji psychoaktywnych (czy podac jakakolwiek inna przyczyne, ktora wyklucza w pelni swiadome i dobrowolne podpisanie umowy). Uwazam, ze w takiej sytuacji wykonanie wyroku powinno byc wstrzymane do czasu wyjasnienia tej sprawy, bo inaczej byloby to zwykle naduzycie.
„tylko naiwniak wierzy, że zmonopolizowanie jakiejś branży jest konieczne do jej funkcjonowania.”
funkcjonowac to sobie moze, mi chodzi o skuteczne funkcjonowanie.
„istnieje, tylko nie wygląda tak jak obecnie – nie jest zmonopolizowana.
opisałem model anarchokapitalistyczny, w którym odgórne prawo zastępują oddolne umowy, pakty o nieagresji (niekoniecznie sformalizowane) oraz pakiety praw tworzone przez prywatne sądy. sądy mogą zawierać umowy z jednostkami oraz innymi sądami, żeby unormować stosunki ze sobą nawzajem.”
jesli dobrze rozumiem, w tym modelu nie istnieje jednolite prawo ktorym objete sa wszystkie jednostki, tylko kazdy podlega takiemy prawu jakie mu sie podoba, bo moze podpisac umowe z jakim chce sadem, jak rowniez sam moze ten sad zalozyc. dobrze rozumiem?
„wielu ludzi właśnie po to, żeby mieć jakiś wpływ na to, przed jaki sąd trafią i unikać sytuacji, w której powód siłowo postawi ich przed wybranym przez siebie sądem, unormuje swój stosunek do branży sądownictwa, podpisując umowę z jednym z sądów.”
jakie kompetencje ma zwykly, szary, ubogi powod zeby gdzies kogos postawic sila?
„ci, którzy tej sytuacji nie unormują, jeśli kogoś skrzywdzą, zostaną zaciągnięci przed sąd siłą, czyli tak jak teraz.”
kto ma kogos zaciagac gdzies sila i jakim prawem? przeciez byloby to naruszenie wolnosci bez wzgledu na wyrok sprawy na jaka ma byc zaciagniety oskarzony. roznica miedzy sadownictwem publicznym w tej sytuacji jest taka, ze powod, nawet jesli faktycznie zostal skrzywdzony przez zaciagnieta osoba, powinien podlegac karze za naruszenie czyjejs wolnosci.
„może to inny poziom abstrakcji, według mnie po prostu lepszy jakościowo, szybszy i sprawiedliwszy model, więc przedstawiłem część jego zalet w porównaniu z publicznym sądownictwem – w tym artykule skupiłem się głównie na etycznych, nie praktycznych, chociaż o tych ostatnich też wspomniałem.”
faktycznie troche inny, bo w komentarzu dopowiedziales kilka kwestii, o ktorych wczesniej nie pisales. co do etyki, to w pewnym sensie Cie rozumiem, ale uwazam ze etyczne jest to, jak winny zostaje ukarany, a pokrzywdzony nie jest krzywdzony jeszcze bardziej, a w tym modelu byloby jeszcze trudniej to osiagnac.
na koniec chcialbym sie zapytac czy mialyby istniec jakies kryteria (prawa), ktorym takie sady musialyby podlegac i jaka instytucja sprawowalaby piecze nad tym, czy jakis sad podlega tym kryteriom? jesli nie byloby zadnych kryteriow, to jaka instytucja sprawowalaby piecze nad tym, czy jakis sad wywiazuje sie z umow? Jesli taka instytucja by nie istniala to dochodzilo by do sytuacji, w ktorych sad staje przed sadem, tylko przed ktorym mialby stawac? i dlaczego przed tym a nie innym?
„ja nie pisalem o zadnej apelacji, tylko o tym, ze ktos po wydaniu wyroku moze stwierdzic, ze on wcale nie chcial byc sadzony w tym sadzie, a podpisal umowe tylko dlatego, ze z niewyjasnionych przyczyn byl wtedy pod wplywem substancji psychoaktywnych”
ciężko mi przewidzieć, jak do takiego problemu ustosunkują się prywatne sądy, ale ten problem występuje również w publicznych – i to w gorszej wersji. przecież teraz w ogóle nie mamy wyboru, jesteśmy zmuszeni do zaakceptowania jednego sądu, jednego systemu prawnego, jednej policji, która nas pod sąd zaprowadzi i pomoże w wyegzekwowaniu wyroku. a sądy te są tak nieskuteczne, system prawny tak beznadziejny, a policja tak nadużywająca swojej władzy, że nawet pod wpływem substancji psychoaktywnych nie zgodziłbym się na zwierzchnictwo tych instytucji nade mną, a tym bardziej na opłacanie ich. tyle, że nie mam wyboru – jestem zmuszany. a skoro ktoś mnie do czegoś zmusza – to znaczy, że jestem ofiarą przestępstwa (może nie według naszego prawa, ale to tylko dowodzi tego, że to prawo jest niesprawiedliwe). nie mam niestety sądu, do którego mogę się odwołać, bo te, które siłowo zmonopolizowały branżę, same sobie dają na to przyzwolenie:|
„funkcjonowac to sobie moze, mi chodzi o skuteczne funkcjonowanie.”
a ja nie wiem, na jakiej podstawie uważasz, że będą funkcjonować nieskutecznie, skoro wszystkie Twoje zarzuty można równie dobrze skierować pod adresem sądownictwa publicznego, tyle że w jego przypadku odpada konkurencja i prawa rynku, które są bardzo dobrym weryfikatorem skuteczności. stuprocentowo skutecznie może nie będą działać, ale na pewno skuteczniej niż publiczne.
„jesli dobrze rozumiem, w tym modelu nie istnieje jednolite prawo ktorym objete sa wszystkie jednostki, tylko kazdy podlega takiemy prawu jakie mu sie podoba, bo moze podpisac umowe z jakim chce sadem, jak rowniez sam moze ten sad zalozyc. dobrze rozumiem?”
tak, właśnie na braku odgórnych autorytetów polega anarchizm. taki model dąży do wyeliminowania tzw „przestępstw bez ofiar” i uniwersalne prawo sprowadza do wzajemnych paktów o nieagresję – społeczności będą eliminować tylko tych, którzy rzeczywiście szkodzą jej członkom.
chyba, że uważasz, że większość ludzi jest na tyle głupia, że tylko dzięki temu, że istnieje klasa panów, którzy ustalają wszystkim zasady egzystowania i monopolizują sądownictwo i policję, możemy eliminować agresję i inwazję (paradoksalnie agresją i inwazją właśnie). ja nie. jak dla mnie istnienie jakichkolwiek sądów i policji i społeczna akceptacja dla tych instytucji świadczy o tym, że ludzie widzą potrzebę ich istnienia. ja tylko staram się im wytłumaczyć, że zostali oszukani co do konieczności ich zmonopolizowania – i przez to de facto podbici. stworzony został system, w którym niewielka grupka ludzi wmawia innym, że tylko oni wiedzą jak uporządkować stosunki społeczne, a tak naprawdę dzięki temu pasożytuje na pracujących (wytwarzających realne dobra) obywatelach.
„jakie kompetencje ma zwykly, szary, ubogi powod zeby gdzies kogos postawic sila?”
teraz żadne. policja natomiast posiada te kompetencje. tylko utopista może uważać, że stworzenie takich nierówności nie doprowadzi do podporządkowania jednej grupy przez drugą.
„kto ma kogos zaciagac gdzies sila i jakim prawem? przeciez byloby to naruszenie wolnosci bez wzgledu na wyrok sprawy na jaka ma byc zaciagniety oskarzony.”
tego całkowicie nie wyeliminuje żaden system. przecież dokładnie to robi teraz policja. pisałem w artykule, że prywatne sądownictwo dąży przynajmniej do wyeliminowania takich sytuacji: „Prywatne sądy mogą działać na zasadzie ubezpieczycieli od konfliktu. Moglibyśmy je opłacać z góry, jeśli uznalibyśmy ich autorytet. Skłócone osoby, które wcześniej poddały się pod jurysdykcję tego samego sądu, nie mają więc tutaj problemu, bo wybrały sędziego jeszcze przed wybuchem konfliktu.” i właśnie dobrowolna umowa może też unormować zasady postawienia kogoś przed sąd.
publiczne sądy zatrzymują postęp w tej kwestii, bo zadowalają się siłowymi rozwiązaniami. a zadowalają się, ponieważ to jest dla nich najwygodniejsze i mogą sobie na to pozwolić – państwo zgromadziło w swoich rękach najwięcej „argumentów siłowych” (wojsko, policja, monopol na posiadanie broni i udzielanie innym licencji na nią).
„roznica miedzy sadownictwem publicznym w tej sytuacji jest taka, ze powod, nawet jesli faktycznie zostal skrzywdzony przez zaciagnieta osoba, powinien podlegac karze za naruszenie czyjejs wolnosci.”
za to jeśli skorzysta z usług policji, którą ten sąd wyznaczył do doprowadzenia oskarżonego siłą, ani powód, ani policja nie będą podlegać tej karze:)
co za problem, żeby sąd prywatny podpisał umowę z jakąś policją i miał podobny zapis w swoim statucie?
wszystkie wady, jakie przypisujesz sądownictwu prywatnemu, występują w gorszej wersji w publicznym, a wszystkie zalety publicznego, jakie podajesz, można śmiało przełożyć na prywatne:)
„faktycznie troche inny, bo w komentarzu dopowiedziales kilka kwestii, o ktorych wczesniej nie pisales.”
jeśli tak, to znaczy że nie napisałem wszystkiego dostatecznie jasno, przynajmniej nie dla wszystkich. cieszę się zatem, że istnieje możliwość dyskusji w komentarzach i że z niej skorzystałeś:)
„co do etyki, to w pewnym sensie Cie rozumiem, ale uwazam ze etyczne jest to, jak winny zostaje ukarany, a pokrzywdzony nie jest krzywdzony jeszcze bardziej, a w tym modelu byloby jeszcze trudniej to osiagnac.”
obecny model jest zatem nieetyczny z założenia. każdy, kto go nie akceptuje, jest zmuszany mu się podporządkować i opłacać go, czyli wraz z kolejnymi ratami opłat i każdym kolejnym dniem podporządkowywania się prawu, które karze za popełnianie „przestępstw bez ofiar”, jest krzywdzony coraz bardziej. a że monopolizacja prawa i rozwiązań siłowych ogranicza opór jednostki przed opresyjnymi instytucjami, to krzywdzeni nie mają zbyt dużych nadziei na poprawę swego losu.
„na koniec chcialbym sie zapytac czy mialyby istniec jakies kryteria (prawa), ktorym takie sady musialyby podlegac i jaka instytucja sprawowalaby piecze nad tym, czy jakis sad podlega tym kryteriom? jesli nie byloby zadnych kryteriow, to jaka instytucja sprawowalaby piecze nad tym, czy jakis sad wywiazuje sie z umow? Jesli taka instytucja by nie istniala to dochodzilo by do sytuacji, w ktorych sad staje przed sadem, tylko przed ktorym mialby stawac? i dlaczego przed tym a nie innym?”
typowy zarzut z gatunku „kto kontroluje kontrolujących” – jak najbardziej słuszny zresztą. tyle, że ten zarzut najbardziej dotyczy właśnie samozwańczych monopoli na kontrolę stosunków społecznych.
w prywatnym sądownictwie dochodzi przynajmniej jedna ważna machina kontrolująca – konkurencja i rynek. poza tym właśnie takie kwestie jak sądy wyższej instancji, odwołania, apelacje itp powinna określać umowa, więc ja Ci nie odpowiem – dla mnie anarchia to dowolność.
mogę Ci za to podać zaletę tego rozwiązania: w prywatnym sądownictwie po pierwsze możesz ocenić, na jakim systemie prawnym dany sąd się opiera – czyli na ile jest on precyzyjny, a jak dużo pozostawia do interpretacji. po drugie możesz dowiedzieć się, jaka jest opinia o danym sądzie – czy wydaje on sprawiedliwe wyroki (i ta informacja może Ci się przydać przy podejmowaniu realnej decyzji – teraz służy Ci tylko do rozważań teoretycznych, skoro nie masz wyboru). po trzecie wspólnie z sądem możecie wybrać sąd wyższej instancji. a kto go będzie kontrolował? rynek i odpowiednio skonstruowana umowa. teraz nie kontroluje go nic, oprócz tworzonego przez jego sojuszników prawa:/
bylbym bardzo wdzieczny, gdybys w przyszlosci nie cial przynajmniej akapitow na mniejsze fragmenty, bo czasem sa one zupelnie bez sensu i wyrwane z kontekstu.
bede poslugiwal sie numerkami zeby nie zajmowac niepotrzebnie miejsca.
1. oczywiscie, ze jestesmy zmuszeni. w systemie, ktory podales tez moglibysmy byc zmuszeni do czegokolwiek, wystarczy zeby jakis sad zgromadzil odpowiednia sile i dal sobie takie prawa, jakie mu sie podobaja. mniej wiecej w taki sposob powstawaly kiedys panstwa. nie widze sensu zeby zaczynac wszystko od nowa, szczegolnie ze na poczatku ich istnienia bylo o wiele gorzej niz teraz. co wiecej, wystarczy zeby dwa sady mialy prawa, ktore ze soba koliduja i moze to doprowadzic do „wojny domowej”. to tutaj wygrywa prawo silniejszego, wygrywa ten, kto skupi sie na stworzeniu odpowiedniego sadu i zgromadzeniu najliczniejszej armii. ten najsilniejszy sad moglby stworzyc sobie prawa, na podstawie ktorych zniszczyl by inne sady i zajal ta sama pozycje, ktora zajmuja teraz sady publiczne. pozostajac przy obecnym systemie ominie nas wiele zla. wiele negatywow, ktore podajesz wynikaja z niedoskonalosci obecnych sadow a nie z tego ze sa publiczne. w systemie, o ktorym mowisz mozna sobie wybrac sad, ktoremu sie podlega, chociaz tak naprawde to, ktoremu sadowi by sie podlegalo zalezalo by tylko od tego, ktory sad ma wieksze mozliwosci ku temu, zeby doprowadzic kogos pod swoje oblicze. Teraz tez mamy mozliwosci takiego wyboru. mozemy zmienic miejsce zamieszkania na inny kraj czy tez stan. liczba krajow i stanow jest ograniczona, ale liczba prywatnych sadow tez nie moze byc nieskonczona.
2. .
3. tak, wlasnie tak uwazam. dla ciebie dobrym przykladem moze byc wlasnie istnienie publicznych sadow i publicznej policji. uwazam ze obecnie istniejacy system jest maksimum na jakie stac spoleczenstwo, ale oczywiscie caly czas wszystko posuwa sie do przodu.
4. i bardzo dobrze, ze nie ma. nikt nikogo nie powinien nigdzie sila zacigac bez zadnej moralnej podstawy. owa moralnosc, o ktorej mowie nie jest czyms, co wymysli sobie jakas grupka ludzi. moralnosc to zbior norm obranych na podstawie przekonan wiekszosci spoleczenstwa skonfrontowana ze sposcizna kulturowa, ktora to caly czas sie poszerza. totez moralnosc z biegiem lat zmienia swoj obraz, a prowo bedace z zalozenia odzwierciedleniem moralnosc rowniez zmienia swoj obraz (najczesciej sie udoskonala).
5. wlasnie, nie wyeliminuje. nawet jesli jakies osoby podpisaly umowe z tym samym sadem, to ten sad w kazdej chwili moglby zostac osadzony przez inny sad, i na mocy tego zniszczony. nie ma wiec mowy o zadnej eliminacji.
Publiczne sady nie zatrzymaly postepu w tej kwestii, bo warunki, w ktorych mozemy postawic czy tez zaciagnac kogos przed sad caly czas sie zmieniaja. pewna forma inwazji oraz przymusu pozostanie oczywiscie zawsze. podejzewam, ze wszystkie spolecznosci utoworzone kiedykolwiek przez ludzi czy zwierzeta podlagaly pewnym regolom, ktorych jednostki musialy przestrzegac bo inaczej byly wylaczone z tej spolecznosci. uwazam, ze jest to naturalne i nie do unikniecia.
6. zaden problem. najsilniejsza policja – najsilniejszy sad, i to jego prawo bedzie obowiazywalo.
co do wad to vice versa, tylko ze model, o ktorym mowisz istnial juz kiedys, w czasach nieformalnych organizacji nazywanych plemionami. stan obecny wyewoluowal wlasnie z takiego porzadku. oczywiscie kiedys nikt nie podpisywal z nikim, umow bo nie znano pisma, ale kazda umowa, w opisanym przez Ciebie systemie, moglaby zostac uniewazniona orzeczeniem jakiegokolwiek sadu na jakiejkolwiek podstawie, tak jak kiedys.
7. oczywiscie, ze nie dla wszystkich. tez sie ciesze, lubie owocne dyskusje.
8. karze, ale karac nie musi. ja wcale nie uwazam ze obecnie istniejace sadownictwo publiczne jest idealne. wiele rzeczy mozna by poprawic, ale wcale nie przekresla to calego modelu.
9. rynku obecnie na tym polu nie ma, ale konkurencja jak najbardziej. bardzo czesto obowiazujace prawa zmienialy sie chociazby po to, zeby zachecic ludzi do osiedlania sie w jakims kraju. stworzenie praw zbyt rygorystycznych doprowadziloby do wysiedlenia sie obywateli, a tego nie chce zadne panstwo.
obecnie isteniejacy system wyewoluowal z tego, ktory opisujesz, po prostu pozostali najsilniejsi, podporzadkowujac sobie slabszych. w istocie niczym sie te dwa systemy nie roznia, za wyjatkiem tego, ze obecnemu towarzyszy podzial terytorialny, ktory to i w Twoim modelu prawdopodobnie by sie utworzyl. nie widze sensu burzenia czegos i tworzenia na nowo bo jest to krok w tyl. porzadek, ktory teraz istnieje daje przynajmniej jakas stabilizacje, jak rowniez, tak istotne dla wielu, poczucie bezpieczenstwa.
„bylbym bardzo wdzieczny, gdybys w przyszlosci nie cial przynajmniej akapitow na mniejsze fragmenty, bo czasem sa one zupelnie bez sensu i wyrwane z kontekstu.”
robiłem to dla Twojej wygody, żeby zaznaczyć do którego fragmentu aktualnie się odnoszę. każdy może przecież przeczytać Twój komentarz w całości.
ale ok, spróbuję inaczej.
1. sam na początku zaznaczyłeś główną przewagę prywatnego sądownictwa: teraz jesteśmy zmuszeni, w prywatnym jedynie moglibyśmy być.
co do dalszych argumentów o wojnie domowej itp – jeśli USA podbije cały świat i pozostanie tylko jedno państwo na mapie, to wtedy dążenia reszty do wyzwolenia też nie będą miały sensu – przecież różne państwa też mogą ze sobą walczyć. pozostając pod zaborem USA „ominie nas wiele zła”.
państwo non stop wmawia ludziom, że jego istnienie to gwarant wolności, porządku itp – to daje im możliwość definiowania swojego rozumienia wolności, wprowadzania swojego porządku itp. nie stoją za tym żadne argumenty, tylko retoryka typu: „ludzie tylko skakaliby sobie do gardeł, okradali i zabijali się nawzajem. my jesteśmy wyższymi bytami, które uwalniają od tego ludzkość.”
nie wiem, czemu dobrowolnie, oddolnie wybierani stróże porządku mieliby się gorzej sprawdzić od samozwańczych watażków. państwo to właśnie zwycięstwo największych szumowin – sam zauważyłeś: „ten najsilniejszy sad moglby stworzyc sobie prawa, na podstawie ktorych zniszczyl by inne sady i zajal ta sama pozycje, ktora zajmuja teraz sady publiczne.”
co do tego, że „wiele negatywów, które podaję wynika z niedoskonałości obecnych sądów, a nie z tego że są publiczne”, to chciałbym usłyszeć jakieś argumenty. bo ja właśnie twierdzę, że te niedoskonałości wynikają głównie z tego, że są publiczne. jak napisałem: „państwo każe nam płacić ustalaną przez siebie cenę za „usługi”, których charakter samo sobie wyznacza”. liczenie na to, że usługi będą dobre, a cena sprawiedliwa to utopizm.
jeśli teraz jeden sąd ustala wszystkim prawa i ma za sobą taką siłę, to czemu jeszcze nie jesteśmy w kajdanach? bo grupce ludzi, która korzysta na tym stanie rzeczy zależy na tym, żebyśmy pracowali, wytwarzali dobra itp – oni potem zgromadzą w rękach większość siły nabywczej i hulaj dusza! oni już mają się świetnie, więc dają nam pozory wolności, żebyśmy nie zmieniali tego stanu. innymi słowy, wiele gorzej w tym momencie być nie może – władza wyciska z nas tyle, ile jest w danym momencie w stanie, jedyne ograniczenie to pilnowanie, by zbyt wiele osób nie myślało o buncie (władza boi się tylko skrajnego rozczarowania społecznego). i stopniowo, sukcesywnie zagarnia dla siebie więcej – wymyślając „zagrożenia narodowe” (Patriot Act w USA) lub „grupy potrzebujących” (nacjonalizacja gospodarki w USA spowodowana kryzysem).
czemu po prywatnych sądach, które podlegałyby większej kontroli ze strony klientów i finansowane byłyby tylko przez tych, którzy im ufają, spodziewasz się tego, czego nie spodziewasz się po państwowych, które mają już wszystkie atuty w ręku?
3. dobrze, ale podaj argumenty.
takie myślenie jest niebezpieczne, bo po monopoliście, któremu uda się wmówić ludziom, że jego monopol jest uzasadniony, można raczej spodziewać się dalszego zagrabiania obszarów wolności tych ludzi, a nie poprawy.
napisz też, co posuwa się do przodu? technologia może tak, mimo ograniczeń ze strony państwa. coraz więcej wolności w każdym razie nie mamy, wręcz przeciwnie.
dlatego: rozwój ludzkości postępuje, ale wraz z nim postępuje rozbieżność pomiędzy rozwojem, a korzyścią z tego rozwoju, jaką powinien wyciągać przeciętny człowiek.
4. całkowicie zignorowałeś to, że policja teraz ma te prawa. napisałeś „nikt nikogo nie powinien nigdzie sila zacigac bez zadnej moralnej podstawy.” z tego mogę wywnioskować, że postulujesz zabranie tych praw policji albo że wystarczy podejrzenie, by mieć moralne prawo, by kogoś gdzieś siłą zaciągać. jeśli to drugie, to czy ja również mógłbym zniewalać ludzi, których o coś podejrzewam? czy uważasz, że policja to nadludzie? albo władza to nadludzie, więc może dawać wybranym przez siebie ludziom nadludzkie prawa?
5. „wlasnie, nie wyeliminuje. nawet jesli jakies osoby podpisaly umowe z tym samym sadem, to ten sad w kazdej chwili moglby zostac osadzony przez inny sad, i na mocy tego zniszczony. nie ma wiec mowy o zadnej eliminacji.”
osądzić sobie może, tylko pod jakim zarzutem? zniszczyć może tylko siłą, a nie mocą osądu. ludzie, którzy podlegają jakiemuś sądowi, utrzymują go – po to, żeby mógł sprawnie funkcjonować – więc również bronią lub utrzymują siły zbrojne, zależnie od umowy. tak samo jak teraz państwa bronią swojego porządku przed innymi państwami.
możesz myśleć o tym, jak o dobrowolnych „państwach”, nie identyfikujących się ściśle z danym terytorium, tylko z jakimiś ideami. a to, że członkostwo jest dobrowolne, umacnia więzi pomiędzy członkami i tworzy realną wspólnotę interesów.
„Publiczne sady nie zatrzymaly postepu w tej kwestii, bo warunki, w ktorych mozemy postawic czy tez zaciagnac kogos przed sad caly czas sie zmieniaja. pewna forma inwazji oraz przymusu pozostanie oczywiscie zawsze. podejzewam, ze wszystkie spolecznosci utoworzone kiedykolwiek przez ludzi czy zwierzeta podlagaly pewnym regolom, ktorych jednostki musialy przestrzegac bo inaczej byly wylaczone z tej spolecznosci. uwazam, ze jest to naturalne i nie do unikniecia.”
zatrzymały postęp w tej kwestii – czyli w zastępowaniu metod siłowych dobrowolnymi. przecież to o tej kwestii pisałem. napisz, co takiego się zmienia w tych sądach, przecież ich autorytet jest od dawna wymuszany siłą.
zwierzęta zazwyczaj mogą odłączyć się od stada i jeśli nie wchodzą mu w drogę, to już nie muszą przestrzegać jego reguł. jeśli zostają, to znaczy, że suma sumarum im się to opłaca – więc jest to społeczność dobrowolna. stada zwierząt ograniczają swoje zasady tylko do terenów, które realnie użytkują, więc życie poza zasadami stada jest proste.
państwa podzieliły wszystkie lądy Ziemi na terytoria, gdzie obowiązują ich zasady, nie ma więc żadnej ucieczki.
6. ignorujesz postęp cywilizacyjny, podchodzisz do ludzi tak, jakby niczego nie wiedzieli o świecie i jakby władza nie z nich się rekrutowała, a z nadludzi.
najsilniejszy sąd i najsilniejsza policja wprowadzą swoje prawo? nawet, jeśli będą miały taką wolę (co naprawdę po wyrównaniu sił, wprowadzeniu wolnościowych zasad koegzystowania będzie zbyt ryzykowne w porównaniu ze współpracą, handlem i zbieraniem owoców postępu zawdzięczanego ultraliberalnej gospodarce), to zależy to od tego jaki będzie rozkład sił w danym momencie. ludzie, którym zależy na wolności będą pilnowali równowagi. poza tym, zniesienie tak silnego monopolu (na stanowienie prawa, na przymus, na posiadanie broni itd), jaki mamy obecnie, da ludziom większe możliwości obrony przed inwazyjnymi grupami. w najgorszym, choć dla mnie mało realnym, wypadku, wrócimy do tego syfu, który mamy teraz.
niedobrowolna władza (przymus) jest jak brud na kiblu. Twoje rozumowanie można porównać z takim: „nie ma sensu myć kibla, skoro za tydzień znowu będzie brudny.” a brud się gromadzi, rozrasta, aż w końcu nie będzie się dało normalnie funkcjonować.
8. właśnie, że przekreśla, bo niepłacenie podatków to również przestępstwo bez ofiary, a ściąganie z kogoś podatków siłą to przestępstwo z wyraźną ofiarą. jedynym systemem, który całkowicie eliminuje przestępstwa bez ofiar to właśnie anarchizm.
9. jakaś konkurencja jest, jeśli spojrzeć na to globalnie. nie jest to w każdym razie wolna konkurencja, ponieważ nie możesz założyć własnego państwa ze swoim systemem prawnym, nawet na „własnej” ziemi.
„obecnie isteniejacy system wyewoluowal z tego, ktory opisujesz, po prostu pozostali najsilniejsi, podporzadkowujac sobie slabszych. w istocie niczym sie te dwa systemy nie roznia, za wyjatkiem tego, ze obecnemu towarzyszy podzial terytorialny, ktory to i w Twoim modelu prawdopodobnie by sie utworzyl. nie widze sensu burzenia czegos i tworzenia na nowo bo jest to krok w tyl. porzadek, ktory teraz istnieje daje przynajmniej jakas stabilizacje, jak rowniez, tak istotne dla wielu, poczucie bezpieczenstwa.”
burzenie złego porządku, na którym zyskują tylko nieliczni, to krok naprzód, nie w tył. a to, że ten porządek jest zły w sensie etycznym uargumentowałem w swoim artykule.
obecny system wyewoluował z bezpaństwowego chaosu. ja proponuję bezpaństwowy porządek.
zarzucę chociażby cytatem z wikipedii, bo to zapewne najpopularniejsze źródło, z którego nowi ludzie poznają założenia libertarianizmu: „Anarchokapitalizm to doktryna społeczno-polityczna (…) zakładająca zastąpienie wszystkich niezbędnych funkcji społecznych spełnianych do tej pory przez państwo przez takie, które będą oparte na dobrowolnych umowach rynkowych.”
ten system nigdy nie istniał. jeśli nawet plemiona były dobrowolne (tzn było dużo terenów, na których nie obowiązywało ich prawo, przez co odłączenie się od nich nie nastręczało trudności), to stosunki między członkami różnych plemion nie były unormowane. o początku państwa można mówić wtedy, gdy ktoś siłą zjednoczył plemiona (podbił), wprowadzając swój porządek.
teraz, „dzięki” prawu i umowom międzynarodowym stosunki międzyludzkie są unormowane w skali globalnej („dzięki” w cudzysłowie, bo daleko tym normom do ideału, bardziej można by je nazwać warunkami kapitulacji mas przed władzą), więc dopiero teraz pojawia się szansa, żeby te normy zastąpić sprawiedliwymi.
fiasko bezpaństwowego chaosu wynika z tego, że ludzie nie znali jeszcze wielu z tych „funkcji społecznych”.
„sam na początku zaznaczyłeś główną przewagę prywatnego sądownictwa: teraz jesteśmy zmuszeni, w prywatnym jedynie moglibyśmy być.”
moglibysmy byc do [poczatek podkreslenia] czegokolwiek [koniec podkreslenia] zmuszeni, prosze Cie…
„co do dalszych argumentów o wojnie domowej itp – jeśli USA podbije cały świat i pozostanie tylko jedno państwo na mapie, to wtedy dążenia reszty do wyzwolenia też nie będą miały sensu – przecież różne państwa też mogą ze sobą walczyć. pozostając pod zaborem USA “ominie nas wiele zła”.”
spodziewalem sie takiego argumentu, dlatego napisalem:
„w istocie niczym sie te dwa systemy nie roznia, (…) porzadek ktory teraz istnieje daje przynajmniej jakas stabilizacje.”
dalej, wiem, ze wmawia i wiem co wmawia. nie jestem zwolennikiem istniejacego ustroju, po prostu uwazam, ze droga ktora proponujesz nie jest wcale lepsza, bo ostatecznie doprowadzilaby do czegos podobnego, a i droga nie bylaby uslana rozami.
„nie wiem, czemu dobrowolnie, oddolnie wybierani stróże porządku mieliby się gorzej sprawdzić od samozwańczych watażków. państwo to właśnie zwycięstwo największych szumowin – sam zauważyłeś: “ten najsilniejszy sad moglby stworzyc sobie prawa, na podstawie ktorych zniszczyl by inne sady i zajal ta sama pozycje, ktora zajmuja teraz sady publiczne.””
o ktorych samozwanczych watazkach mowisz? demokracja nie dopuszcza samozwanstwa, co nie znaczy, ze jest to dobry ustroj.
oczywiscie, prawdopodobnie kiedys panstwa byly zwyciestwem najwiekszych szumowin, chociaz mysle, ze nie wszystkie. nie sadze, ze nalezy wracac do takiego stanu rzeczy, lecz podeprzec sie na tym co juz uzyskalismy, czyli wielokrotnej weryfikacji panujacego ustroju przez spoleczenstwo i dostosowywaniu go do wlasnych potrzeb.
„co do tego, że “wiele negatywów, które podaję wynika z niedoskonałości obecnych sądów, a nie z tego że są publiczne”, to chciałbym usłyszeć jakieś argumenty. bo ja właśnie twierdzę, że te niedoskonałości wynikają głównie z tego, że są publiczne. jak napisałem: “państwo każe nam płacić ustalaną przez siebie cenę za „usługi”, których charakter samo sobie wyznacza”. liczenie na to, że usługi będą dobre, a cena sprawiedliwa to utopizm.”
argument pierwszy z brzegu: sady publiczne moglyby zmienic sposob ich finansowania.
utopizmem jest liczenie na to ze uslugi bylyby doskonale. ja wcale na to nie licze, bo nic nie moze byc doskonale. liczenie na to, ze uslugi beda dobre wcale nie jest utopizmem bo slowo „dobre” jest wzgledne i dla wielu uslugi swiadczone przez sady juz moga byc dobre. jezeli uwazasz, ze uslugi swiadczone przez sady w systemie, ktory opisales bylyby doskonale, to sam jestes utopista. o sprawiedliwosci nawet nie wspominam, bo wedlug ciebie i ona jest wzgledna.
w kolejnym akapicie opisujesz stan jaki mial miejsce w systemach totalitarnych. teraz wladza nie tyle boi sie buntu, co wladza (panujaca partia) walczy o to, by cieszyc sie poparciem w nastepnych wyborach. a czy ktos wymyslil zagrozenia narodowe czy nie, to jakies domysly, ktore nie sa zadnym argumentem.
„czemu po prywatnych sądach, które podlegałyby większej kontroli ze strony klientów i finansowane byłyby tylko przez tych, którzy im ufają, spodziewasz się tego, czego nie spodziewasz się po państwowych, które mają już wszystkie atuty w ręku?”
kontrola, o ktorej mowisz opieralaby sie na wizerunku danego sadu, ktory najprawdopodobniej (dla mnie jest to pewne) tworzony bylby w taki sam sposob jak wizerunek partii politycznej, ktora przed dojsciem do wladzy ma 30% popracia, a po dojsciu do wladzy 10%. cecha wolnego runku jest kapitalizm, nie sadzisz chyba, ze sady finansowane bylby tylko przez tych, ktorzy im ufaja. ja uwazam ze sady finansowane bylyby przez tych, ktorym zalezaloby na ich istnieniu, np imperialistow.
3. argumenty na co?
dobrze, ale podaj argumenty. monopolista moze nie miec zadnych mozliwosci do zagrabiania czegokolwiek.
„wiecej wolnosci” – nie rozumiem tego sformulowania. spoleczenstwo ma coraz wiecej praw, jest coraz mniejsze zroznicowanie miedzy szarymi obywatelami a klasa uprzywilejowana. to wlasnie posuwa sie do przodu.
w jaki sposob niby postepuje ta rozbieznosc? gdzie, kiedy, w jaki sposob? wedlug mnie sie cofa, ale moze rozmawiamy o innym przedziale czasowym, lub innym wymiarze czasoprzestrzennym.
4. wcale nie zignorowalem tego, ze teraz policja ma te prawa bez zadnej moralnej podstawy. to bardzo zle ze ma. to jak wyglada w tym momencie sad i policja wola o pomste do nieba, ale wcale nie uwazam zeby bylo tak dlatego, ze sa publiczne. zeby bylo smiesznie, uwazam, ze policja i sad wyglada jak wyglada, dlatego bo ich funkcjonowanie wypaczaja prywatne potrzeby pewnej grupy ludzi.
nie postuluje o zabranie tych praw, tylko o ich zmiane na takie, ktore faktycznie odzwierciedla moralnosc.
uwazam, ze obecnie policja to podludzie. „nadludzkie prawa” – coz to oznacza?
5. pod zarzutem przestepstwa w swietle ich prawa, ktore to moze zostac stworzone specjalnie na potrzeby tego, zeby jakis sad nie byl w stanie go przestrzegac. zniszczyc oczywiscie sila, ktora zostanie uzyta na mocy wydanego wyroku. heh…
dobrowolne panstwa, o ktorych mowisz zaistanialyby tylko, gdyby wszyscy sie kochali i szanowali. predzej czy pozniej pojawi sie ktos, kto bedzie chcial zniszczyc inne sady i podporzadkowac sobie ludzi. i to doprowadzi do podobnego stanu jaki mamy teraz, tylko ze biedzie obecny takze okres podporzadkowywania, czyli wojny, smierci i pozogi.
„zatrzymały postęp w tej kwestii – czyli w zastępowaniu metod siłowych dobrowolnymi. przecież to o tej kwestii pisałem. napisz, co takiego się zmienia w tych sądach, przecież ich autorytet jest od dawna wymuszany siłą.”
wybacz, myslalem, ze chodzi Ci o zatrzymanie sie w wyznaczaniu granic kiedy moga byc uzyte metody silowe. faktycznie, w takim sensie sie zatrzymaly, bo w niektorych sytuacjach przed sadem trzeba stanac, a nie – mozna, ale to tak jak w modelu opisanym przez Ciebie. w kazdym razie, o dobrowolnosci w Twoim systemie tez nie moze byc mowy, bo kazdy zdrowo myslacy czlowiek jesli mialby byc zaciagniety przed sad wyprze sie tego, ze podpisal dobrowolna umowe bez przymusu i w stanie pelnej swiadomosci. i co wtedy? znowu wracamy do takiego stanu jaki mamy teraz.
„zwierzęta zazwyczaj mogą odłączyć się od stada i jeśli nie wchodzą mu w drogę, to już nie muszą przestrzegać jego reguł. jeśli zostają, to znaczy, że suma sumarum im się to opłaca – więc jest to społeczność dobrowolna. stada zwierząt ograniczają swoje zasady tylko do terenów, które realnie użytkują, więc życie poza zasadami stada jest proste.
państwa podzieliły wszystkie lądy Ziemi na terytoria, gdzie obowiązują ich zasady, nie ma więc żadnej ucieczki.”
ja rowniez uwazam, ze dobrze by bylo, gdyby istniala taka ziemia niczyja, bez zadnych praw (niemalze zadne prawa nie obowiazuja na antarktydzie, obowiazuje tylko traktat antarktycki), ale prawda jest taka, ze mozna znalezc bardzo duzo miejsc na ziemi, gdzie nie bedziesz musial przestrzegac zadnych regol i nikt Ci za to nic nie zrobi, chocby wielkie fragmenty puszczy amazonskiej. Niektore z tych fragmentow sa juz zamieszkane przez dobrowolne spolecznosci nie podlegajace prawu zadnego kraju i nie placace podatkow.
6. to Ty ignorujesz postep cywilizacyjny nazywajac obecnie skontruowany ustroj polityczny banda samozwancow (zreszta nie wiem co czy kogo ty tak nazywasz bo chyba nie uwazasz zeby np prezydent, premier, itp byl samozwancem). oczywiscie, ze wladza rekrutowana jest z ludzi, w zadnym miejscu nie napisalem, ze tak nie jest, wiec prosze, nie oczerniaj mnie w tak prostacki sposob.
ludzie moga sobie pilnowac rownowagi, ale cecha wolnego rynku jest kapitalizm. ten kto bedzie mial najwiekszy kapital, bedzie mial tez najwieksze mozliwosci by zrownowazyc spoleczenstwo na swoj sposob. Co ciekawe cecha wolnego rynku jest dazenie do monopolizacji.
w najgorszym przypadku bedzie o wiele gorzej niz teraz, w najlepszym bedzie troche lepiej niz teraz, lecz predzej uzyskamy zmiany na lepsze bazujac na osiagnietym postepie cywilizacyjnym, ktory rzekomo ignoruje.
nie czyszczenie kibla moze doprowadzic np do epidemii groznych chorob, natomiast zburzenie tego co juz osiagnelismy (my – ludzie) ulatwi doprowadzanie do ludobojstw, wyzyskow, niewolnictwa i calego tego syfu, ktory miejmy nadzieje mamy juz za soba.
8. nieplacenie podatkow godzi w cale spoleczenstwo, a wedlug mnie powinno byc przestepstwem jesli ktos nie placi, a mimo to korzysta z dobr spolecznych (np chodzi po chodnikach zrobionych za pieniadze podatnikow).
skad pewnosc, ze jest to jedyny taki system?
9. nie wiem jakto jest teraz, ale jeszcze stosunkowo bardzo niedawno bywaly przyklady zakladania panstw przez osoby prywatne, podobne do Ciebie lub mnie, tylko ze prawdopodobnie z wiekszym kapitalem.
„burzenie złego porządku, na którym zyskują tylko nieliczni, to krok naprzód, nie w tył. a to, że ten porządek jest zły w sensie etycznym uargumentowałem w swoim artykule.”
zgoda, ale scislej, uargumentowales dlaczego obecnie funkcjonujace publiczne sadownictwo jest zle, a nie ze kazde publiczne sadownictwo musi byc zle.
„obecny system wyewoluował z bezpaństwowego chaosu. ja proponuję bezpaństwowy porządek.”
o jakim chaosie mowisz? i o jakim niby porzadku? staram Ci sie udowodnic (nie napisze, ze udowodnilem bo czekam na kontrargumenty) ze Twoj porzadek nie roznilby sie niczym od tamtego chaosu.
„ten system nigdy nie istniał. jeśli nawet plemiona były dobrowolne (tzn było dużo terenów, na których nie obowiązywało ich prawo, przez co odłączenie się od nich nie nastręczało trudności), to stosunki między członkami różnych plemion nie były unormowane. o początku państwa można mówić wtedy, gdy ktoś siłą zjednoczył plemiona (podbił), wprowadzając swój porządek.”
skad wiesz ze nie byly unormowane? na pewno w jakis sposob mogly byc, ich unormowanie bylo dobrowolne. zapalenie fajki pokoju przez indian mialo taki sam charakter jak podpisanie umowy (paktu o nieagresji).
zjednoczyl, ale niekoniecznie sila.
gwarancja tego, ze w Twoim systemie cos takiego nie nastapi jest rowna zeru, a narzedzia kontroli postepowania grup stanowiacych potencjalne zagrozenie sa jeszcze mniejsze niz obecnie.
Jesli dokladnie przyjzysz sie mapie, znajdziesz kupe miejsc (niekoniecznie w europie), na ktorych mozesz spokojnie sie osiedlic, a nawet zalozyc wlasna spolecznosc i nikt prawdopodobnie nie bedzie Ci w tym przeszkadzal. Jesli bedzie – trudno, w Twoim modelu tez byloby takie zagrozenie.
Hmm.., przyznam szczerze, że nie mogę jednoznacznie opowiedzieć się za którymś z tych modeli – tym istniejącym i tym przedstawionym przez autora. Również nie jestem zwolennikiem koncepcji sądów w aktualnym wydaniu, ale po zastanowieniu się, dochodzę jednak do wniosku, że chyba niestety jest ona jedynym sensownym rozwiązaniem (no ale nasze życie zawsze było pełne sprzeczności:P). Jako argument podam hipotetyczną sytuację: załóżmy, że zbiera się grupa kilku, a nawet kilkuset ludzi, którzy dochodzą do wniosku, że na istnieniu prywatnego sądownictwa można sobie bezkarnie poswawolić. Na początek oczywiście, aby sobie ułatwić zadanie, nie podporządkowują się oraz postanawiają na przyszłość nie podporządkowywać się żadnemu z konkurencyjnych sądów. Następnie po prostu robią to, na co mają ochotę – przyjmijmy, że nie mają ochoty na robienie żadnych cnotliwych uczynków. Ludzie, którzy przez nich ucierpieli, nie są w żaden sposób w stanie powetować sobie doznanych krzywd. Nie pójdą do sądu, bo jedna ze stron żadnego sądu nie uznaje, nie rozwiążą sporu siłowo bo „i Herkules dupa, kiedy ludu kupa”. Mało tego, inni ludzie wraz ze swoją naturalną skłonnością do skurw…(nie mam wątpliwości, że ludzie w większości są z natury źli i tylko istniejące restrykcje są w stanie jakoś ich przed czynieniem owego zła powstrzymać) dojdą do wniosku, że przedstawionej bandzie w sumie się fajnie żyje. Teraz mamy dwie możliwości: albo inni ludzie zaczynają się przyłączać do istniejącej już grupy, albo tworzą konkurencyjną mafię. I już mamy dwie, a w przyszłości więcej takich mafii, które (oprócz wybijania się nawzajem) bezkarnie rządzą i dzielą światem czy daną społecznością. Dalej, owe mafie tworzy własne prywatne sądy, do których siłą werbują ludzi i ferują wygodne dla siebie wyroki. Po jakimś czasie, mafie powybijają się i pozostanie tylko ta najsilniejsza ze swoim sądem. Czyli w sumie ostatecznie skończy się tak jak jest, tylko bez rozlewu krwi;)
Serdecznie pozdrawiam autora.
sorry, że tak późno odpisuję, wczoraj miałem obronę dyplomu – byłem zajęty przez ostatnie dni:)
@legalizator:
do części zarzutów odniosłem się (komentarz nr 2) w odpowiedzi na komentarz alfacentauri.
„nie mam wątpliwości, że ludzie w większości są z natury źli i tylko istniejące restrykcje są w stanie jakoś ich przed czynieniem owego zła powstrzymać”
ja również nie mam wątpliwości, że są z natury „źli”. dla mnie zwycięstwo porządku państwowego na świecie jest już wystarczającym argumentem:)
nie zgadzam się tylko z wiarą w „istniejące restrykcje”. są one tworzone właśnie przez grupę nielichych „skurwieli” (argumenty w dalszej części posta). anarchokapitalizm zakłada restrykcje minimum, niezbędne do pokojowego koegzystowania (w skrócie: wolność mojej pięści ogranicza bliskość czyjegoś nosa).
co do ryzyka, że wytworzy się nowa władza, to jest to na pewno najpoważniejszy zarzut i wysunął go również dziki jon. częściowo już się do niego odniosłem, ale więcej argumentów podaję dalej w tym poście.
również serdecznie pozdrawiam;)
@dziki jon:
„moglibysmy byc do [poczatek podkreslenia] czegokolwiek [koniec podkreslenia] zmuszeni, prosze Cie…”
moglibyśmy i możemy. dlatego eliminujmy przymus, zamiast go legitymizować.
„dalej, wiem, ze wmawia i wiem co wmawia. nie jestem zwolennikiem istniejacego ustroju, po prostu uwazam, ze droga ktora proponujesz nie jest wcale lepsza, bo ostatecznie doprowadzilaby do czegos podobnego, a i droga nie bylaby uslana rozami.”
Krzysztof „Critto” Sobolewski: Czy państwo jest potrzebne do obrony ludności ? Rozważania o rozwiązaniach alternatywnych:
http://liberter.webpark.pl/libert-panstwo-alterr.htm
zaznaczam, że linki w przypisach nie działają, ale źródła są podane, można ich sobie poszukać. Hans-Hermann Hoppe : The Private Production of Defence – esej (po angielsku) jest dostępny pod adresem:
http://mises.org/journals/jls/14_1/14_1_2.pdf
poza tym, nawet jeśli nie sądzisz, że osiągnięcie proponowanego przeze mnie systemu jest możliwe w obecnych warunkach, to zdecyduj się, czy uważasz, że jest to ideał, do którego należy się zbliżać (moim zdaniem tak, głównie ze względów etycznych – i uargumentowanie tego było celem mojego artykułu), czy proponujesz jakiś lepszy cel. jeśli tak, to jaki?
od razu zaznaczam, że jeśli zaproponujesz zachowanie monopolu, to napisz, jakie według Ciebie miałoby być zabezpieczenie przed tym, żeby monopolista nie wykorzystywał swojego przywileju przeciw tym, którzy mu ten monopol dają, poświęcając własną wolność (wolność od narzuconego autorytetu).
„o ktorych samozwanczych watazkach mowisz? demokracja nie dopuszcza samozwanstwa, co nie znaczy, ze jest to dobry ustroj.”
to zależy od perspektywy. jeśli ja nie akceptuje czyjegoś autorytetu – jest on dla mnie samozwańcem. jeśli autorytet nadała mu grupa ludzi (choćby to było 20-30mln Polaków), to dla mnie jest to grupa samozwańców, którzy nadali sobie prawo do narzucania mi autorytetów.
jeśli ktoś z tej grupy może posiadać broń i pilnować „porządku”, a ja nie mogę, to dla mnie jest on samozwańczym watażką.
mówię więc o wszystkich, którzy narzucają mi wolę ludu i nie zgadzają się, żebym się od niej uniezależnił, a głównie o policji i wojsku, jako oddziałach zbrojnych pilnujących obecnego porządku.
„argument pierwszy z brzegu: sady publiczne moglyby zmienic sposob ich finansowania.”
na jaki? jeśli finansowanie byłoby dobrowolne, to wystarczy jeszcze znieść przymusowy autorytet, wprowadzić konkurencję i mamy system, który opisałem.
jeśli nie byłoby dobrowolne, to znaczy, że jest to kosmetyczna zmiana. napisałem:
„Prywatny Jurek mógłby oczywiście zażądać wysokich honorariów za swoją pracę, jednak cena, jaką zaproponuje, będzie zawsze sprawiedliwa, ponieważ nikt nie zmusza Adama i Bartka do skorzystania z tej oferty (w przeciwieństwie do ceny, jaką państwo przedstawia obywatelom za usługi publicznego wymiaru sprawiedliwości – nawet jeśli ty uznajesz ją za niską, osoba, która uważa, że cena jest wygórowana, zawsze może podać wystarczający argument: skoro nie zgadza się, że usługi sądu są warte takich pieniędzy, nie powinna być zmuszana do ich zakupu). Jeśli wszystkie strony dobrowolnie akceptują jakiś układ, oznacza to, że jest on sprawiedliwy.”
nie zgadzasz się z tym? jeśli tak, to podaj kontrargumenty.
„w kolejnym akapicie opisujesz stan jaki mial miejsce w systemach totalitarnych. teraz wladza nie tyle boi sie buntu, co wladza (panujaca partia) walczy o to, by cieszyc sie poparciem w nastepnych wyborach. a czy ktos wymyslil zagrozenia narodowe czy nie, to jakies domysly, ktore nie sa zadnym argumentem.”
demokracja jest systemem totalitarnym z punktu widzenia jednostki, która nie zgodziła się oddać swojego losu pod głosowanie.
poza tym, spójrz na partie, które w ostatnich latach okupują polski parlament. czy któraś z nich jest za zniesieniem monopolu waluty i zlikwidowaniem banku centralnego? czy któraś z nich jest za zniesieniem monopolu sądownictwa, policji, wojska, licencji na posiadanie broni? czy któraś z nich jest za legalizacją wszystkich narkotyków?
jeszcze nie tak dawno temu, wszystkie polskie partie, które zdobywają wystarczające poparcie, by znaleźć się w parlamencie, uznanoby za przedstawicieli tego samego nurtu – skrajnej prawicy, którzy różnią się między sobą metodą okupacji i retoryką skierowaną do mas, czyli uargumentowaniem, czemu ta okupacja jest konieczna.
polecam:
https://liberalis.pl/2007/05/08/murray-n-rothbard-dlaczego-konserwatysci-kochaja-wojne-i-panstwo/
to, że udało im się na pierwszy plan wysunąć kosmetyczne różnice między sobą i odwrócić uwagę od samych podstaw systemu, które tę okupację ustanawiają, jest winą samej demokracji, w której polityków reklamuje się podobnie jak proszki do prania – wieszając billboard z pustym sloganem. kto ma więcej pieniędzy, ten wygrywa. a kto ma najwięcej pieniędzy?
https://liberalis.pl/tabelka-antyinterwencjonistyczna/
https://liberalis.pl/2009/04/28/adam-duda-pusty-pieniadz-jak-to-jest-zrobione/
dyskusja o „demokracji finansowej”:
http://libertarianizm.net/thread-355.html
nie propaguję tutaj pomysłu „demokracji finansowej”, na trzeciej stronie pojawia się zresztą moja krytyka. polecam jednak tę dyskusję, bo padają bardzo mocne argumenty krytyczne pod adresem aktualnego systemu (wyjaśniają, czemu nazywam go okupacją).
„a czy ktos wymyslil zagrozenia narodowe czy nie, to jakies domysly, ktore nie sa zadnym argumentem.”
to, czy zagrożenie, na które powołuje się dany polityk, istnieje, czy nie, nie jest dla mnie żadnym argumentem, żeby mógł on podejmować decyzje za mnie.
„kontrola, o ktorej mowisz opieralaby sie na wizerunku danego sadu, ktory najprawdopodobniej (dla mnie jest to pewne) tworzony bylby w taki sam sposob jak wizerunek partii politycznej, ktora przed dojsciem do wladzy ma 30% popracia, a po dojsciu do wladzy 10%. cecha wolnego runku jest kapitalizm, nie sadzisz chyba, ze sady finansowane bylby tylko przez tych, ktorzy im ufaja. ja uwazam ze sady finansowane bylyby przez tych, ktorym zalezaloby na ich istnieniu, np imperialistow.”
to jest kwestia obalenia obecnego porządku i utrzymywania równowagi.
3. „więcej wolności” = „więcej swobód”
dopisanie kolejnych środków na listę nielegalnych środków, w tym ziołowego leku antydepresyjnego (kava kava) według mnie jest regresem, jeśli chodzi o moje swobody. teraz posłowie chcą zakazać palenia w samochodzie – nawet pasażerom. wychodzą zapewne z założenia, że właściciel samochodu jest za głupi, żeby ustalić, czy jemu lub któremuś z pasażerów przeszkadza bierne palenie i wprowadzić, lub nie, zakaz samemu. takie skomplikowane problemy mogą przecież rozstrzygnąć tylko „nadludzie”:)
podaj jakieś argumenty, które potwierdzają, że rozbieżność, o której pisałem się cofa. dla mnie oczywiste jest, że z każdym dniem funkcjonowania obecnego systemu monetarnego rozbieżność między tymi, którzy posiadają licencję na emitowanie pieniądza dłużnego, a resztą społeczeństwa, rośnie.
4.”wcale nie zignorowalem tego, ze teraz policja ma te prawa bez zadnej moralnej podstawy. to bardzo zle ze ma. to jak wyglada w tym momencie sad i policja wola o pomste do nieba, ale wcale nie uwazam zeby bylo tak dlatego, ze sa publiczne. zeby bylo smiesznie, uwazam, ze policja i sad wyglada jak wyglada, dlatego bo ich funkcjonowanie wypaczaja prywatne potrzeby pewnej grupy ludzi.”
każdy człowiek ma swoje prywatne potrzeby. tyle, że w obecnym systemie prywatne potrzeby części ludzi są finansowane z publicznych (zagrabionych) środków. anarchokapitalizm zakłada to, że każdy swoje prywatne potrzeby będzie realizował sam lub szukał dobrowolnych sojuszników. utrzymanie „równowagi sił” będzie tego gwarantem. teraz siła skupiona jest w rękach niewielu.
„nie postuluje o zabranie tych praw, tylko o ich zmiane na takie, ktore faktycznie odzwierciedla moralnosc.
uwazam, ze obecnie policja to podludzie. “nadludzkie prawa” – coz to oznacza?”
napisałeś: „i bardzo dobrze, ze nie ma. nikt nikogo nie powinien nigdzie sila zacigac bez zadnej moralnej podstawy.”
jeśli nikt nie powinien, to znaczy, że człowiekowi nie przysługuje to prawo. jeśli komuś będzie przysługiwać, to nazwę to „nadludzkim prawem”.
jak ma wyglądać ta zmiana, którą postulujesz?
5. podajesz głównie argumenty z serii „kto będzie kontrolował kontrolujących”. odniosłem się już do nich w tym poście.
„wybacz, myslalem, ze chodzi Ci o zatrzymanie sie w wyznaczaniu granic kiedy moga byc uzyte metody silowe. faktycznie, w takim sensie sie zatrzymaly, bo w niektorych sytuacjach przed sadem trzeba stanac, a nie – mozna, ale to tak jak w modelu opisanym przez Ciebie. w kazdym razie, o dobrowolnosci w Twoim systemie tez nie moze byc mowy, bo kazdy zdrowo myslacy czlowiek jesli mialby byc zaciagniety przed sad wyprze sie tego, ze podpisal dobrowolna umowe bez przymusu i w stanie pelnej swiadomosci. i co wtedy? znowu wracamy do takiego stanu jaki mamy teraz.”
jednak widzę różnicę, między pozostawieniem komuś wyboru i ryzykiem, że ktoś się wyprze, że jego wybór był świadomy/dobrowolny, a nie pozostawieniem mu wyboru wcale:)
różnica ta jest szczególnie duża w sprawach cywilnych, w karnych jest rzeczywiście mniejsza, ale istnieje – i jest to zmiana na lepsze.
uważam, że mój system znosi przymus w relacjach międzyludzkich na tyle, na ile się da.
„ja rowniez uwazam, ze dobrze by bylo, gdyby istniala taka ziemia niczyja, bez zadnych praw (niemalze zadne prawa nie obowiazuja na antarktydzie, obowiazuje tylko traktat antarktycki), ale prawda jest taka, ze mozna znalezc bardzo duzo miejsc na ziemi, gdzie nie bedziesz musial przestrzegac zadnych regol i nikt Ci za to nic nie zrobi, chocby wielkie fragmenty puszczy amazonskiej. Niektore z tych fragmentow sa juz zamieszkane przez dobrowolne spolecznosci nie podlegajace prawu zadnego kraju i nie placace podatkow.”
to świetnie. co nie przeszkadza dążyć do tego, żeby wyzysk i okupacja zniknęły również w Europie, Azji, Ameryce Pn itd.
6. do wszystkich argumentów, jakie podałeś w tym punkcie, odniosłem się już w tym poście. oprócz tego:
„Co ciekawe cecha wolnego rynku jest dazenie do monopolizacji.”
nie wiem, na jakiej podstawie tak uważasz. istnieje gdzieś wolny rynek?
to interwencje państwa – monopol na udzielanie licencji – prowadzą do kolejnych monopoli.
8. wybacz, ale to jest śmieszny argument.
jeśli jednostka nie legitymizuje monopolu państwa na przydzielanie ziemi podmiotom prywatnym i organizowanie terenów publicznych, to nie tylko podatek jest dla niej kradzieżą, a jeszcze chodnik, o którym napisałeś, jest miejscem, po którym on może chodzić tylko wtedy, gdy przestrzega „warunków korzystania” wmuszonych mu przez państwo.
stosując Twoją logikę, jeśli mam poparcie znaczącej części lokalnej społeczności, mogę wejść do Twojego domu, aresztować Cię za to, że masz w szufladzie kapsułki zawierające kava kava i jeszcze nazwać Cię złodziejem, bo nie opłacasz moich „usług”, podczas gdy reszta społeczności to robi. tak działa policja, tyle że na większą skalę, a poparcie dla niej wynika głównie z braku wyboru.
9. jeśli kwestia własności ziemskiej nie była oddolnie i dobrowolnie unormowana z mieszkańcami powstających w ten sposób państw, to widzę tu również uzurpację.
„zgoda, ale scislej, uargumentowales dlaczego obecnie funkcjonujace publiczne sadownictwo jest zle, a nie ze kazde publiczne sadownictwo musi byc zle.”
w którym momencie? celowo odniosłem się do czysto teoretycznej sytuacji w fikcyjnej społeczności.
„skad wiesz ze nie byly unormowane? na pewno w jakis sposob mogly byc, ich unormowanie bylo dobrowolne. zapalenie fajki pokoju przez indian mialo taki sam charakter jak podpisanie umowy (paktu o nieagresji).
zjednoczyl, ale niekoniecznie sila.”
część była unormowana, ale nie były unormowane całkowicie.
„gwarancja tego, ze w Twoim systemie cos takiego nie nastapi jest rowna zeru, a narzedzia kontroli postepowania grup stanowiacych potencjalne zagrozenie sa jeszcze mniejsze niz obecnie.”
czekam na argumenty. ja swoje uzupełniłem w tym poście. narzędzia ucisku są teraz skumulowane w rękach niewielkiej grupy, więc nie wiem, czemu narzędzia kontroli mamy teraz większe niż mielibyśmy w anarchokapitalizmie.
„Jesli dokladnie przyjzysz sie mapie, znajdziesz kupe miejsc (niekoniecznie w europie), na ktorych mozesz spokojnie sie osiedlic, a nawet zalozyc wlasna spolecznosc i nikt prawdopodobnie nie bedzie Ci w tym przeszkadzal. Jesli bedzie – trudno, w Twoim modelu tez byloby takie zagrozenie.”
anarchokapitalizm, zanim zostanie wprowadzony, musi ukarać tych, którzy zdobyli swoją potęgę kosztem niewinnych ludzi i rozdzielić ich mienie w ten sposób, by wprowadzić początkową równowagę.
“nie mam wątpliwości, że ludzie w większości są z natury źli i tylko istniejące restrykcje są w stanie jakoś ich przed czynieniem owego zła powstrzymać”
Litości…Może od razu najlepiej załóżmy wszystkim kagańce, co ?
Kagańce i smycze są seksi!
Nie wiem, jak Ty, ale ja zawsze chciałem być zakuty w kajdanki przez kobietę w obcisłym, czarnym i skórzanym mundurze… mrauuuu
umiarkowany libertarianin:
Eeee, kagańce nic nie dadzą…
Od czegoś trzeba zacząć. Na smycze też przyjdzie czas…
no to chyba że tak