W czasach tak zamierzchłych że je nawet cynik9 blado pamięta nie szło obejrzeć seansu w kinie bez obowiązkowej pigułki ideologicznej. Pigułkę tą aplikowała zaradna socjalistyczna mniejszość przy władzy (ludowej) bezradnej większości pod tą władzą. A pigułką tą była Polska Kronika Filmowa.
Dziesięć minut budujących serce reportaży z jakim to entuzjazmem naród buduje wszędzie socjalizm. Czasem też na przestrogę reportaż z jakiejś pokazówki. Przykładna kara jaką surowa ręka sprawiedliwości ludowej wymierzała czającym się za węgłem wrogom socjalizmu. No i oczywiście wieści z całego bratniego obozu, z centralą w Moskwie, no bo przecież nie tylko my ale cały obóz budował wtedy socjalizm.
Polska Kronika Filmowa o Gdyni
Antybiotyk PKF na możliwe ideologiczne odchylenia działał. Nieraz nawet tak skutecznie ze niektórzy wybiegali z kina aby z miejsca chwycić za kielnię i dołączyć do grona budowniczych socjalizmu. Bo socjalizm budowało się jak wiadomo kielnią i dłońmi. Głowa była w tym wszystkim zbędna. Gdyby jej przypadkowo użyć mogłoby się jeszcze okazać że chodzi o normalną szopkę odstawianą przez rządzących weteranów walk o utrwalenie władzy ludowej tym którym utrwalano w głowach że jest to normalne.
Mógłby ktoś pomyśleć że z tych zamierzchłych czasów niewiele pozostało. I myliłby się po dziesięciokroć! Po chwili entuzjazmu towarzyszącemu dwadzieścia lat temu rozejściu się w szwach dawnego reżimu wraca nowe. Wraca szeroką ławą socjalizm, choć tym razem z innej centrali. Reszta ta sama. Centrala ponownie zawłaszczająca narodowe prerogatywy, ponownie instalująca wierne sobie kadry w prowincjach. Ponownie aktyw zaradnych, ponownie bezradne masy i ponownie odległe imperium dyktujące co i jak ma się dziać aby dokonał się postęp.
W niektórych aspektach postęp jest już tak znaczny że przegonił nawet oryginał sprzed lat. Podczas gdy wieczna miłość do panującego imperium miała na przykład dopiero zostać wpisana do narodowej konstytucji teraz imperium bez żenady po prostu narzuca swoją.
Dni narodowych parlamentów, potrzebnych imperium jak akordeon na polowaniu, są też policzone. Imperium ma przecież swój własny europarlament, i wcześniej czy później narzuci ono i własne podatki i własnych poborców. Do czego narodowe parlamenty są w zupełności zbędne. W oczekiwaniu na przydział poważnych zadań operacyjnych z centrali europarlament na razie wiele nie może i tyleż robi. Na razie więc szlifuje głównie przyszłe eurokadry stanowiąc coś w rodzaju przechowalni radioaktywnego odpadu dla wyrotowanych premierów, podziękowanych dyrektorów i przegranych polityków. Czas rozpadu radioaktywności europosłów jest jednak dość krótki, około pięciu lat. Po niezbędnym okresie regeneracji i odpowiedniego ideologicznego uzupełnienia europoseł jest gotowy do ponownego wsadu na ideologicznie istotną placówkę imperium.
Przechowalnia jest zresztą całkiem przytulna. Pozwala leniwie sączyć zimnego Duvela lub Stellę Artois i w spokoju kontemplować jak za skromne €7000 miesięcznie, plus koszty reprezentacyjne, można w imperium związać koniec z końcem. Niektórym się to nawet udaje. W końcu to średnia polska pensja roczna kapiąca co miesiąc. Nic dziwnego że o 50 intratnych miejsc w europrzechowalni przydzielonych prowincji polskiej imperium wrzały ciężkie zapasy. Kto się załapie na partyjną listę zaradnych na czołowym miejscu? Kto się okaże mniej zaradny i się załapie na dalsze? Kto się w ogóle nie załapie na listę zaradnych? Komu trzeba będzie wyciągnąć agenturalną przeszłość aby nie blokował miejsca dla bardziej zasłużonego towarzysza? Co robić aby zapewnić miejsce w przechowalni towarzyszom którzy wiedzą że polegną w najbliższych wyborach krajowych i gorączkowo poszukują szalupy ratunkowej przed koniecznością powrotu do pracy?
Powrócił też akronim PKF. Paneuropejski Konkurs Filutów, jak Stanisław Michalkiewicz trafnie określił szopkę z wyborami do europarlamentu, odbędzie się w Polsce 7 czerwca. Szansa jest zatem dla wszystkich! Dla zaradnych kandydatów na europosłów aby mobilizując rodziny i znajomych uniknąć ośmieszenia się zerową frekwencją wyborczą w euroszopce. Oraz dla reszty bezradnych europoddanych aby uniknąć ośmieszenia się udziałem w niej. Szansa na olanie eurowyborów, na podziękowanie za zaszczyt. Na odmowę roli tresowanego szympansa którego lepiej trzymać z daleka od rzeczy istotnych, jak np. referendum nt. eurokonstytucji, a któremu teraz imperium pozwala produkować się w szopce dla rozśmieszenia publiki.
Szansa na zabranie rodziny w plener aby cieszyć się śpiewem ptaków i uczciwym wyborem jaki jeszcze pozostał. Bo gdy Euroimperium zarządzi że wybory są obowiązkowe i zacznie kontrolować frekwencję będzie i po ptakach i po wyborze.
14.5.09
cynik9
***
Tekst wcześniej ukazał się na stronie domowej autora.
A ja tam pójdę na wybory 🙂 Tylko jeszcze nie wiem na kogo zagłosuję ( cisza wyborcza ).
TRAITOR! :>
Jak smiales! Oj, glowy poleca, poleca..
Ekhm, a tak serio, dlaczego?
A ja wiem , dotychczas brałem udział we wszystkich wyborach , nie mam nic jutro do roboty to się przejadę do obwodu wyborczego. Skoro już zorganizowano tą całą „szopkę” to marnotrawstwem jest z niej nie skorzystać 🙂 A i mój stosunek do EU się zmienił na bardziej akceptowalny , po za tym jeżeli wejdzie w życie Traktat Lizboński to Europejski parlament będzie miał większe kompetencje , więc ważność tych wyborów rośnie. Zapowiada się że tym razem dosyć dużą reprezentację będzie miał nurt eurosceptyczny więc paradoksalnie to dzięki tej Lizbonie będą mogli zmienić więcej , choć oficjalnie są jej przeciwni.
Panie Czytelniku, marnotrawstwem jest właśnie udział w wyborach, skoro w tym samym czasie można posłuchać muzyki Ravela.
Hehe , ale ja nie zmarnowałem czasu 🙂 Pojechałem sobie na rowerową wycieczkę a że po drodze miałem obwód wyborczy to wpadłem i zagłosowałem , choć i tak to nie pomogło bo partią którą wsparłem ledwo co przekroczyła 2% poparcie.
Mimo wszystkie cieszę, że nie zagłosowałeś na „mainstream”, jak pozostałe niecałe 30 % tego gówna, zwanego dla niepoznaki „naszym społeczeństwem”.
Ja oddałem głos na niską frekwencję i udało się, choć zastanawiam się, jak nisko zejdą standardy tej d***kracji: już nie 60 %, nie 50 %, ani nawet 40 %, a już 30 starczy by uznać jakieś wybory za „prawomocne”.
Czytelnik, na centrokurwicę głos oddałeś?
>jak pozostałe niecałe 30 % tego gówna, zwanego dla niepoznaki “naszym społeczeństwem”
To się nazywa dopiero „vulgar libertarianism”;) Już nawet nie bydlęta, ale po prostu gówno. Jak to się ma do prakseologii, o ile zgadzasz się z Misesowskim paradygmatem?
„To się nazywa dopiero “vulgar libertarianism”;) Już nawet nie bydlęta, ale po prostu gówno. Jak to się ma do prakseologii, o ile zgadzasz się z Misesowskim paradygmatem?”
Poniekąd racja, ale tylko poniekąd. Widzisz, wielokrotnie słyszałem z ust różnych rzeczników społeczestwa obywatelskiego, że „tylko idioci/ciemniacy nie głosują”. A ci idioci stanowią, w zależności od rangi wyborów 50-70% społeczeństwa. Więc, jak Korwin czy inny błazen mówi, że „demokracja to rządy durnoty bo durnych jest więcej niż mądrych” to jest wielkie oburzenie, a jak jakiś światły demokrata wyzywa od idiotów tych co te głosowanie najzwyczajniej olewają to wtedy jest OK ? To trochę takie podwójne standardy są…
@fender:
„Czytelnik, na centrokurwicę głos oddałeś?”
Tak 🙂 Choć na początku z powodu nie chęci do PO miałem oddać głos na PIS – ale dzięki trzeźwemu spojrzeniu nie uległem POPISowej pułapce marketingowej która polega na wzajemnym naganianiu sobie wyborców dla tych partii. Wspomogłem więc jakąś małą siłę polityczna spoza obecnego układu , ale niestety nie udało im się.
udało ci się! nieźle się dogadujesz z bandytami. za tę kolaborację zasługujesz na solidnego kopa w pysk!
Wybacz ale na takim poziomie nie dyskutuję.
to dobrze. zamilcz i spierdalaj!
to dobrze. zamilcz i wypierdalaj!
Fender, czy takie jazdy sa potrzebne?