Wyobraź sobie przez chwilę, iż gdzieś w środkowej części Teksasu znajdowałaby się obca baza militarna, powiedzmy chińska lub rosyjska. Wyobraź sobie te tysiące uzbrojonych żołnierzy, którzy stale patrolowaliby amerykańskie ulice w pojazdach wojskowych. Wyobraź sobie jak słyszysz, iż sprawują oni pieczę nad „naszą ochroną”, „promowaniem demokracji”, „ochroną ich strategicznych interesów”.
Wyobraź sobie, iż działają poza prawem Stanów Zjednoczonych i że Konstytucja nie jest dla nich wiążąca. Wyobraź sobie, że co jakiś czas popełniają oni błędy lub działają na podstawie złych informacji i w rezultacie zabijają lub terroryzują niewinnych Amerykanów, łącznie z kobietami i dziećmi, nie podlegając w tym czasie żadnym reperkusjom i nie ponosząc konsekwencji swoich czynów. Wyobraź sobie, że utworzyli oni punkty kontrolne na naszej ziemi i rutynowo przeszukują i plądrują całe okolice. Wyobraź sobie, że Amerykanie baliby się tych obcych wojsk, oraz w ogromnej większości uważano by, że bez nich w Ameryce żyłoby się lepiej.
Wyobraź sobie, iż niektórzy Amerykanie byliby tak źli z powodu ich obecności w Teksasie, że postanowiliby połączyć siły i walczyć z nimi w obronie naszej ziemi i suwerenności, ponieważ przywódcy w rządzie odmawialiby lub nie byliby w stanie sami tego uczynić. Wyobraź sobie, że ci Amerykanie, którym za ich akcje obronne przyklejono etykietkę terrorystów lub rebeliantów, są rutynowo zabijani, lub chwytani i torturowani przez obce siły na naszej ziemi. Wyobraź sobie, że okupanci wyszli z założenia, iż im więcej zabiją Amerykanów, tym szybciej powstrzymany zostanie opór, ale zamiast tego, za każdego zabitego Amerykanina, dziesięciu więcej gotowych będzie chwycić za broń przeciwko nim, skutkiem czego będzie niemający końca rozlew krwi. Wyobraź sobie, iż mieszkańcy ziem, z których pochodzą obcy, także chcą by ich wojska wróciły do domu. Wyobraź sobie, że wybierają przywódcę, który obiecał sprowadzić ich do domu i położyć kres temu horrorowi.
Wyobraź sobie, iż ten przywódca zmienia zdanie, gdy tylko zostaje wybrany.
Rzeczywistość jest taka, że nasza militarna obecność jest tak uwłaczająca dla żyjących tam ludzi, jak uwłaczającą byłaby obecność sił chińskich w Teksasie. Nie pozwolilibyśmy na to, ale sami mamy globalnie rozciągające się imperium oraz bardzo nachalną, prowadzoną od dekad politykę zagraniczną, wzbudzającą dużo nienawiści i urazy względem nas.
Zgodnie z naszym CIA, wtrącanie się w sprawy Bliskiego Wschodu było główną motywacją do przerażających ataków z 9/11. Ale zamiast zmiany naszej polityki zagranicznej, po prostu jeszcze bardziej uległa ona eskalacji. Z pewnością mieliśmy prawo ścigać odpowiedzialnych za 9/11, ale dlaczego tylu Amerykanów uważa, jakoby byśmy mieli prawo do militarnej obecności w 160 krajach, skoro sami nie zgodzilibyśmy się na choćby jedną obcą bazę na naszej ziemi, z jakiegokolwiek powodu? Proszę zauważyć, że nie są to ambasady, ale instalacje wojskowe. Nowa administracja niczego w tej kwestii nie zmienia. Rozmieszczając wszędzie wojska i bawiąc się semantyką, nie realizuje priorytetów obywateli amerykańskich, którzy zwyczajnie chcą powrotu naszych mężczyzn i kobiet do domu. 50 tysięcy stacjonujących żołnierzy w Iraku nie przysparza pokoju bardziej, niż gdyby 50 tysięcy rosyjskich żołnierzy stacjonowało w Stanach Zjednoczonych.
Zamknięcie baz militarnych i zaprzestanie stosowania gróźb i przemocy wobec innych krajów nie jest izolacjonizmem. Wręcz przeciwnie. Otwarcie się na przyjaźń, uczciwy handel i dyplomację jest polityką zagraniczną spod znaku pokoju i dobrobytu. Jest to jedyna polityka zagraniczna, która nie doprowadzi do bankructwa w krótkim czasie, gdyż nasze obecne działania z pewnością do tego doprowadzą. Podzielam rozczarowanie Amerykanów retoryką polityki zagranicznej naszego rządu. Smutne jest to, że nasza polityka zagraniczna ZMIENI SIĘ, tak jak Imperium Rzymskiego, kiedy wszystkie finansujące ją budżetowe i monetarne sztuczki zostaną wyczerpane.
Kongresmen Ron Paul
9 marca 2009
Przełożył: Kelwin
tekst źródłowy
***
Tekst był wcześniej opublikowany na blogu Rewolucja jest teraz
Świetny tekst, za to zawsze podziwiałem Rona Paula. To jest prawdziwy mąż stanu, który inny amerykański polityk odważyłby się powiedzieć coś podobnego?
Jeśli pamiętacie inwazja na Irak była uzasadniana posiadaniem przez ten kraj broni chemicznej, biologicznej, było też coś o możliwych powiązaniach z Al-kaidą. Wszystko okazało się fikcją. Reżim iracki nie był święty, lecz amerykanie obalając go doprowadzili do ogromnej eskalacji przemocy – od czasu inwazji zginęły setki tysięcy irakijczyków…
Zabrakło też przeciwwagi dla Iranu, którą był Irak.
Jeszcze krótkie info o USA: wtrącają się w nie swoje sprawy, raz popierają różne reżimy (np. Husajn kiedyś był ich pupilkiem, potem go zdradzili podczas wojny iracko-irańskiej), raz te reżimy obalają.
USA to zwykły agresor (jak każde imperium!!) i to nie od dziś (ciekawe kto pamięta agresję na Meksyk w 1846??). Od tamtego momentu USA regularnie budowały swoje wpływy w obu amerykach, wywołując wojny domowe, obalając reżimy, interweniując militarnie. Potem taka polityka rozniosła się na cały świat.
Na koniec coś o tarczy antyrakietowej: jest skierowana przeciwko Rosji, gdyby Korea i Iran chciały wystrzelić rakiety, mogłyby je wystrzelić w kierunku przeciwnym – w stronę Alaski i Kalifornii. Jeśli już godzimy się na tarczę to powinniśmy coś z tego mieć (nie tylko baterię patriot ze ślepakami) ale np dwustrony sojusz z USA, taki jaki ma Izrael.
Dla ciekawskich polecam przeczytanie artykułu 5 traktatu o NATO:
„Strony zgadzają się, że zbrojna napaść na jedną lub więcej z nich w Europie lub Ameryce Północnej będzie uznana za napaść przeciwko nim wszystkim i dlatego zgadzają się, że jeżeli taka zbrojna napaść nastąpi, to każda z nich, w ramach wykonywania prawa do indywidualnej lub zbiorowej samoobrony, uznanego na mocy artykułu 51 Karty Narodów Zjednoczonych, udzieli pomocy Stronie lub Stronom napadniętym, podejmując niezwłocznie, samodzielnie jak i w porozumieniu z innymi Stronami, działania, jakie uzna za konieczne, łącznie z użyciem siły zbrojnej, w celu przywrócenia i utrzymania bezpieczeństwa obszaru północnoatlantyckiego.
O każdej takiej zbrojnej napaści i o wszystkich podjętych w jej wyniku środkach zostanie bezzwłocznie powiadomiona Rada Bezpieczeństwa. Środki takie zostaną zaniechane, gdy tylko Rada Bezpieczeństwa podejmie działania konieczne do przywrócenia i utrzymania międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa.”
chciałbym tylko zauważyć, że nawet Bush nie wierzył w żadną broń. Tego argumentu użyto tylko dlatego, by opinia publiczna przyklasnęła. Nie chcę tutaj uprawiać jakiegoś myślenia paranoicznego, ale warto zwrócić uwagę, że za wojną w Iraku (i w ogóle neoimperializmem) opowiadają się przede wszystkim neokonserwatyści (którzy za Busha osiągnęli niebagatelną pozycję w Waszyngtonie). Informacje na temat broni masowego rażenia w Iraku pochodziły od CIA, której szefował wtedy George Tenet, … neokonserwatysta.
Tu się zgadzam Realisto!
Ciekawe co na to konlibowie. Teraz mają WIELKI zgryz, bo równocześnie kochają i USA jako takie jak i Rona Paula.
Ciekawe w jakim kierunku pójdzie eskalacja postów.
1: Ogłoszą że Ron Paul zdradził?
2: Ogłoszą, że wprawdzie USA wyrządziło sporo zła ( co słusznie zauważył Ron Paul ) ale za to odpowiedzialni są bolszewiccy agenci, niezłapani na skutek zachlania się na śmierć Senatora Mc Carthy’ego?
3: Spróbują zamilczeć ten wątek?
dobra wypowiedź Rona Paula z 13.04.08 nawiązująca do tematu:
te 2 bardziej związane z obecnym „kryzysem”:
http://www.youtube.com/watch?v=K7T32o6XB70
Dzięki za linki Realisto!
Bombastyczne!
A co tak wszyscy zacichli. A?!…
Reagan. I wszystko jasne 🙂
@ tekst
pytanie zadane przy okazji – co tam robią polscy żołnierze?
drugie po co nam amerykańskie bazy wojskowe
-to takie pytania w kontekście artykułu jakie mi się nasunęły podczas czytania
Cyberius, nasi żołnierze byli w Iraku ponieważ USA poprosiło nas (jak inne kraje z NATO) o przysługę polityczną, tak żeby atak i okupacja Iraku wyglądały na działanie szerokiej społeczności międzynarodowej, a nie tylko USA. Przysługę wykonaliśmy, lecz jakoś nie widzę z tego profitów (miały być kontrakty na odbudowę Iraku). Poza tym chciałem zauważyć, że Polska nigdy nie walczyła i nie miała żadnych zatargów z krajami arabskimi, więc po co ich zrażać do nas…
@Realista
zgoda nic dodać
chyba tylko tyle że nie ma potrzeby aby nasze wojska były obecne poza granicami
[ w charakterze agresorów]
a wojska innych państw w naszym kraju
Niestety nasze wojska są jeszcze w Afganistanie…
tak na marginesie Afganistanu jeszcze nikomu nie udało się podbić – Anglicy próbowali w XIX wieku, potem Ruscy zmagali się przez 20 lat, w końcu dali sobie siana w 1989r.
Najlepsze jest to, że USA wydatnie wspierały mudżahedinów przeciwko Ruskim, przysyłając nowoczesną broń (np wyrzutnie stinger), a teraz sami mają problem, ciekawe jak długo jeszcze tam zabawią??
Ruscy dla odmiany w rewanżu mogliby wspierać Talibów hehe
No i wątek zacichł!
Czyżby brak wyobraźni?
Ciekawym pomysłem byłoby też namówienie Putina do uznania niepodległości jakiegoś Południowego Podkarpacia i zorganizowanie tam rewolucji agorystycznej.
Raczej Rusi Zakarpackiej lub Naddniestrza Dobrze Urodzony!
Jak by tak rozpatrywać to w Europie jest wiele miejsc potencjalnych konfliktów etnicznych:
Irlandia Północna
Kraj Basków
Katalonia
Siedmiogród (mniejszość węgierska w Rumunii)
Mniejszość węgierska na Słowacji
Krym, wschodnia Ukraina (zamieszkane głównie przez Rosjan)
Naddniestrze w Mołdawii
była Jugosławia – to nie tylko problem Albańczyków zamieszkujących Kosowo i Macedonię, ale też Serbów i Chorwatów zamieszkujących Bośnię
Włochy – na północy co niektórzy chcieliby się odłączyć od biedniejszego południa
Cypr (nie leży w Europie) – do dziś nie rozwiązany konflikt między Grekami a Turkami
Ron Paul jest spoko. przedstawił problem tak prosto, jak tylko się dało.
niestety, do zbyt wielu ludzi nawet łopatologia nie dociera…
Do wielu? Kogo miałeś na myśli Bartku?
a to niezłe pytanie – specjalnie tak napisałem, żeby nie podawać nikogo z nazwiska;)
takie ogólne wrażenie po rozmowach z ludźmi i po obserwacji, jakie rzeczy ktoś był w stanie im wcisnąć i jak trudno to czasem odkręcić…
no i oczywiście wojnę w Iraku popierało dużo więcej osób niż ci, którzy czerpali z niej realne korzyści – i spodziewam się, że wielu z nich słyszało różne argumenty przeciwników wojny, ale jakoś nie dotarły one do nich.
Ja NIGDY nie poparłem wojny w Iraku. Co do Afganistanu miewałem wątpliwości.
Antyamerykański byłem OD ZAWSZE nawet wtedy gdy nikt za to „medali” nie dawał.
Słyszałem też argumenty „rozsądnych ludzi”, że tortury w Abu Graib to była lewacka mistyfikacja. I że neokoni pragną Wolności.
A teraz wyobrażam sobie, że post „Wyobraź sobie” wreszcie odżywa! 🙂
w sumie wystarczyło trochę poopowiadać, jaki to Saddam Husajn jest niedobry, i już sporo ludzi popierało tę inwazję.
można wyobrazić sobie również taką sytuację:
wiem, że mój sąsiad bije dzieci. wparowuję mu więc na chatę, zabijam sąsiada i przy okazji jedno dziecko (w wyniku działań wojennych oczywiście). reszcie dzieciaków każę dla mnie pracować. tłukę je i zabijam tylko wtedy, kiedy się przeciw mnie buntują.
myślę, że polskie prawo nie powinno mi zabraniać takiego „wyzwalania dzieci sąsiada”, skoro samo państwo polskie współuczestniczyło w takim „wyzwalaniu” na dużo większą skalę.
niestety, problem ze skalą jest taki, że w opinii większości ludzi (chyba każdy nieanarchista przy jakichś rodzajach działań taką sztuczkę intelektualną popełnia), gdy relacja z „jednostka – jednostka” albo „grupa jednostek – jednostka” przeskakuje na „państwo – jednostka” albo „państwo – grupa jednostek” to to samo działanie z nieetycznego staje się nagle etyczne. może jakiś nieanarchista mi jakoś wytłumaczy ten fenomen? interesuje mnie moment przeskoku z „nieetycznego” na „etyczne”. czy to jest jakieś płynne przejście, czy po prostu nagle się zapala lampka, że już dane działanie jest „w porządku” (ja bym etykę mierzył w skali binarnej, więc skłaniam się ku drugiej opcji, ale może się mylę). chciałbym poznać proces „usprawiedliwiania” pewnych, niedopuszczalnych w mniejszej skali, zachowań – krok po kroku.
rękawica rzucona 😉
To proste. Z lekcji historii z liceum pamiętam: w polityce tak naprawdę nie ma moralności. To jest zresztą istota doktryny dyplomatycznej zwanej „Polityką Realną”…
tyle, że często ludzie, którzy ani sami nie są politykami, ani nie znajdują się w okolicach szczytu łańcucha redystrybucyjnego (innymi słowy, po których gołym okiem widać, że więcej tracą niż zyskują na istnieniu państwa i jego monopoli), usprawiedliwiają istnienie państwa zarówno pod kątem pragmatyzmu, jak i moralności.
jeśli natomiast pominiemy moralność i zostawimy sam pragmatyzm to poparcie dla państwa jest wręcz powszechne.
osoby, które widzą zgrzyt moralny w państwowych działaniach, ale popierają je ze względów pragmatycznych, mogłyby chociaż, z szacunku dla sensu, w ogóle nie mówić o moralności w żadnej dziedzinie, a najlepiej otwarcie przyznać, że mają ją w dupie.