Większość moich polskich znajomych wierzy, że żyjemy w wolnym kraju, a rząd jest gwarantem naszej wolności. Jednak gdy o tym dyskutujemy, staje się jasne, że mówią oni o takim znaczeniu wolności, jakiego nasz rząd nauczył nas w szkole.
Przywołują wszystko, co usłyszeli o PRL-u i porównują obecną sytuację z oczywistym brakiem wolności, jakiego ludzie doświadczyli w realnym socjalizmie. Zgadzają się, że są kraje, których mieszkańcy mają więcej swobód obywatelskich niż my mamy w Polsce, ale wciąż uważają, że wolność można mierzyć w skali binarnej, przyznając ‘0’ totalitaryzmowi i ‘1’ demokracji pośredniej.
Kiedy porównuję ich definicję wolności, pełną zawiłości i wykluczeń, do mojego rozumienia wolności, jako możliwości zrobienia wszystkiego, co nie pogwałci wolności innych, dochodzę do jednego wniosku – rząd nie jest gwarantem naszej wolności, tylko uczy nas, byśmy gwarantowali jemu wolność. I „dobrze wyedukowane” społeczeństwo przyjmuje rolę takiego gwaranta. Nawet jeśli część z nas jest zbyt głupia lub zbyt mądra, by nauczyć się jego reguł, rząd trzyma nas wszystkich pod swoimi skrzydłami dzięki wspaniałemu narzędziu – demokracji.
A każdy musi przyznać, że demokracja jest uczciwa. Jest to władza większości, więc jest usprawiedliwiona przez… cóż, tak naprawdę, jedynie przez siebie samą… Każdy rząd powie ci, że większość ludzi wierzy w demokrację, więc demokracja jest ustanowiona mocą własnej władzy. Tak samo jak autorytaryzm był ustanawiany mocą władzy autorytarnych przywódców. Optymiści nazwą to postępem, ale według mnie to zwykła ewolucja…
Nawet gdyby rząd był skutecznym gwarantem resztek swobód, które nam zostawił, wciąż będzie wrogiem naszej wolności, ponieważ zmusza nas do poświęcenia części naszych naturalnych praw. Przykładów nie trzeba szukać daleko – nie mamy nawet swobody wyboru gwaranta naszej wolności i nie możemy zrezygnować z tej gwarancji, jeśli uznamy, że cena za taką ochronę jest zbyt wysoka. Niewielu więźniów nazwałoby strażników „gwarantami swojej wolności”, lecz jeśli kraty są niewidzialne, a ludzie nie słyszeli o miejscu poza nimi, większość z nich się gubi. Nie wierzą, że znajdują się w więzieniu. Jeśli nie mają wyboru, wmawiają sobie, że i tak wybraliby swoją sytuację. Jeśli rząd ustanowi siebie jedynym gwarantem naszej wolności, większość uważa, że jest najtańszą opcją.
Mimo to, wierzę, że rząd nie musi być wrogiem naszej wolności. Może być jej gwarantem bez pozbawiania nas naturalnych praw. Taka sytuacja będzie możliwa jedynie wtedy, gdy funkcje rządu staną się usługami sprzedawanymi na wolnym rynku. Jeśli ludzie będą mieli możliwość tworzenia własnych rządów (lub samorządów) lub podporządkowywania się istniejącym poprzez podpisanie wolnej umowy, każdy rząd będzie musiał służyć ludziom, zamiast na nich pasożytować. Jeśli będziemy mieli swobodę wyboru i rezygnacji z naszego rządu, stanie się on naszym podwładnym, nie przełożonym.
Tylko wtedy, my i nasi obecni władcy przekonamy się, ilu ludzi woli być zarządzanym przez innych niż przez siebie. Jednak zanim ta sytuacja nastanie, wielu optymistów będzie musiało zdać sobie sprawę z braków w swojej wolności. Jeśli widzisz kraty więżące ciebie i twoich rodaków, musisz otworzyć tyle par oczu, ile zdołasz.
Demokracja jest ustanowiona – czy ci się to podoba, czy nie.
Bartek Dziewa
22.04.09
Prawdziwa wolność to była w USA w XIX wieku
„Prawdziwa wolność to była w USA w XIX wieku”
Pod warunkiem jednakże że urodziłeś się biały i bogaty.
Taką samą „Prawdziwą Wolnością” mogła się TEŻ cieszyć kremlowska elita i jej dzieci w czasach Breżniewa
Naczy się było tam całkiem fajnie, ale ciągle nie to.