Konkretne pytanie dotyczące niedawnej inwazji Izraela na Gazę powinno brzmieć nie „kto ma rację”, ale „czy Izrael może przetrwać”.
Gdy piszę te słowa, Izrael używa armii, nastawionej na walkę z wrogimi państwami do zwalczania wrogiej populacji. We współczesnym świecie to rzadko przynosiło rezultaty. Aby pokonać państwo niszczy się jego siły zbrojne i zajmuje jego terytorium. Gaza jednak ma niewiele sił zbrojnych, które można by zniszczyć, żadnych czołgów, czy samolotów, a jej terytorium było i jest kontrolowane przez Izrael. Izraelskie Siły Zbrojne (IDF) mogą Gazę najechać, ale populacja dalej tam będzie mieszkać i dalej będzie wroga. Szturchanie galarety ma niewielki skutek.
Izrael jest i będzie małym krajem, w regionie który go uparcie nie chce. Racje i krzywdy nic tu nie zmienią. Raz za razem Izrael atakuje wrogów, którzy mogą być pokonani, ale nigdy całkowicie. I tak bomby spadają na Gazę, na Syrię, na Bejrut, czy być może nawet na Iran. Każda wojna jest gwarancją następnej: 1948, 1956, 1967, 1973, 1982, 2006, 2009, i dalszych ciągłych wojen.
Dzisiejszy Izrael nie jest tym wymarzonym kiedyś krajem, w którym profesorowie z Heidelbergu, uciekinierzy z Europy, pracowaliby na roli wraz z kibucnikami, a wieczorem grali w szachy i na skrzypcach. Brutalny konflikt tworzy brutalnych ludzi. Masakry wiodą do przeciw-masakr, ekstremiści dochodzą do głosu, a rozwiązania siłowe wydają się być jedynymi możliwymi.
Do czego to prowadzi ? Jak długo może trwać ? Nastepne 50 lat ? A może 100 ? Powiadam, że albo ten kraj osiągnie pokój ze swymi sąsiadami, albo skończy tak jak królestwa Krzyżowców. Można głosić, że Izraelczycy są najlepszymi ludźmi świata, albo najgorszymi, ale to nie ma znaczenia. Umiera się tak samo, czy ma się rację, czy jej nie ma.
Izraelczycy znaleźli się w pułapce własnej polityki. Kontynuują aneksję Zachodniego Brzegu. Ich osiedla są już tak liczne i tak zaludnione, że ich usunięcie jest prawdopodobnie polityczną niemożliwością dla rządu Izraela, co wyklucza rozwiązanie sporu przez stworzenie dwóch państw w Palestynie. Kontrolowanie dużej i wrogiej mniejszości jest możliwe tylko przy użyciu ostrych metod, które z kolei podtrzymują wrogość tej mniejszości. Tymczasem w Palestynie Arabowie mnożą się o wiele szybciej niż Izraelczycy, tak że proporcjonalnie kurcząca się liczba Izraelczyków rządzi rosnącą liczbą Arabów. Nasuwa się porównanie z Południową Afryką. Ale czy tamto rozwiązanie może skutecznie działać ? I jak długo ?
Izrael ma też znaczną wewnętrzną mniejszość arabską. Oni też mają więcej dzieci niż Żydzi. Jeśli ten trend będzie się utrzymywał, i izraelscy Arabowie zachowają prawo głosu, Izrael będzie pewnego dnia krajem islamskim. Prędzej czy później stanie przed wyborem : Demokratyczny albo żydowski.
Amerykanie wybili autochtonów, Hiszpanie się z nimi wymieszali, Izrael jednak nie może zrobić ani jednego ani drugiego.
Skoro Izraelczycy nie chcą się pobratać ze swoimi Muzułmanami, będą mieli do wyboru pozbawienie ich prawa głosu, lub czystkę etniczną. Pozbawienie prawa do udziału w wyborach będzie prowadzić do coraz mniejszej liczby Żydów, rządzących coraz większą liczbą Muzułmanów. Coś jak w Alabamie w latach 30-ch.
Pozbawianie prawa głosu już się zresztą zaczyna. Izrael właśnie zabronił partiom arabskim brania udziału w nadchodzących wyborach, ale sądy je zaraz „odbroniły”.
Czystka etniczna ? Spędzenie i wygnanie licznej mniejszości wymagałoby użycia wyjątkowej brutalności. To prawdopodobnie byłoby najmniej moralne, ale najbardziej praktyczne rozwiązanie. Protest Kongresu [amerykańskiego, przyp tłum] jest wyjątkowo mało prawdopodobny, ale nawet gdyby, to jak podejrzewam, po fakcie. Zresztą Kongres przyjąłby z aprobatą zrzucenie bomby atomowej na Chicago przez Izrael.
Trend długoterminowy jest jednak w dół. Pozycja militarna Izraela nie jest tak dobra jak mogłoby się wydawać. Posiada on doskonałe lotnictwo, dobrą armię z poboru, broń atomową i słabszych przeciwników. Nic z tego nie jest szczególnie użyteczne przeciw wrogiej populacji.
Jest prawdopodobne, że kraje islamskie zdobędą kiedyś broń atomową. Zagrożenie nie leży w możliwości użycia jej niespodziewanie przeciw Izraelowi, gdyż byłoby to samobójstwo. Broń atomowa nie musi jednak być użyta, żeby była skuteczna.
Dziś Bomba jest asem atutowym Izraela. Gdyby, powiedzmy, Syria zaatakowała i (choć to nieprawdopodobne) wzięła górę, syryjskie miasta zostałyby spopielone i Damaszek o tym dobrze wie. Dzięki temu Izrael nie jest zagrożony klęską konwencjonalną. Gdyby jednak kraj arabski miał broń atomową, ten as stałby się bezwartościowy. Trzeba bardzo uważać z bombardowaniem krajów, które mogą „wyparować” w odpowiedzi „swoje” miasta.
Co więcej, Izrael istnienie swe opiera w 100% na innym kraju – Ameryce. USA dostarcza uzbrojenie, pomoc finansową, weta w ONZ i wsparcie wojskowe w sytuacjach ostatecznych, gdy Izrael jest w kłopotach, jak np w 1973. Bez tego oparcia Izrael nie mógłby istnieć – małe kraje, nie posiadające nafty, nie mogą sobie pozwolić na wielkie armie.
Gdybym był Izraelczykiem, bardzo by mnie to niepokoiło. Wsparcie Ameryki zależy w znacznej mierze, o ile nie całkowicie, od izraelskich „lobbies”. Gdyby się one zachwiały, zachwiałby się Izrael. Nie oznacza to, że w USA kipi przytłumiony anty-semitizm, czekający na swój dzień. Kluczowe jest to, że dziś jest dzisiaj i nie wiadomo co będzie jutro. Kongres popiera każdego, kto mu płaci, czy go zastrasza i dzisiaj „Lobby” może zmusić do płacenia wysokiej ceny za opozycję. Ale jeśli wiatr zawieje w inną stronę, Kongres zakręci się razem z wiatrem. Co może stworzyć taki przeciwny wiatr ? Nie wiem. Widzę tylko, że Izrael nie ma nafty, jego wrogowie ją mają, a światowy popyt na ropę szybko rośnie. Wystarczy tu przypomnieć casus Tajwanu [rzuconego przez USA na pastwę losu, na rzecz Chin, przyp tłum].
Dalej, podejrzewam, że poparcie dla Izraela w społeczeństwie [USA, przyp tłum], nie jest nawet w przybliżeniu tak silne, jak się uważa. Wśród konserwatystów, których jest niemało, istnieje znacząca, choć łagodna niechęć do Żydów i o wiele silniejsza wrogość wobec Izraela. Trudno mi powiedzieć, jak jest ona silna. Irytacja to jedno, chęć doprowadzenia tego kraju do upadku, z prawie pewnymi tragicznymi konsekwencjami, to drugie. Ludzie jednak rzadko patrzą tak daleko w przyszłość. Wielu, gdyby mogło otwarcie wyrazić swe zdanie, wzruszyłoby ramionami mówiąc „ No to co. To ich problem”. Takie narodowe wzruszenie ramionami oznaczałoby koniec Izraela.
Wydaje mi się, że słaby na razie odór klęski unosi się nad Tel Awiwem. Potęga Ameryki wydaje się być u schyłku, rezultaty jej wojen z Islamem wątpliwe, a jej kontrol nad muzułmańskimi satelitami niepewna. Nic co Izrael może zrobić nie zapewni trwałego rozwiązania jego problemów. Demografia jest zagrożeniem, wrogość Arabów regionu jest niezmienna, przewaga militarna może tylko maleć i cały ten syjonistyczny projekt wisi na włosku „Lobby”. Pamiętam jak myślałem o ZSRR – „to nie może się utrzymać” i nie widziałem też żadnej szansy na jego przetrwanie. No i padło.
W przypadku Izraela, o ile się coś nie zmieni (a nie mam żadnych pomysłów na zmiany), też nie przewiduję szczęśliwego zakończenia.
Fred Reed
30.01.2009
***
Tekst pochodzi ze strony Alternatywa.com
No cóż!
Aryjczycy sami sobie ukręcili bat na własną dupę!
Państwo Izrael jest typowym dzieckiem Holocaustu.
Do czasu Pearl Harbor aryjskie USA gorliwie popierało aryjską III Rzeszę zaopatrując ją we wszystko co najlepsze.
Nawet IBM spłodził maszyny na karty perforowane co ułatwiło wyłuskiwanie Żydów z niemieckiego społeczeństwa.
USA gorliwie dostarczało Niemcom czteroetylek ołowiu bez którego lotnictwo III Rzeszy nie miało szans na błyskotliwe sukcesy.
Gdy Holocaust stał się faktem zaistniała konieczność stworzenia Państwa Izrael.
Nie mogę się oprzeć przekonaniu, że USA to taki ZSRS-bis który BOHATERSKO walczy z przeciwnościami losu, które to przeciwności SAM wcześniej SPOWODOWAŁ.
Hitler bez poparcia zdegenerowanych arystokratów i USA byłby co najwyżej ozdobą Octoberfest.
Gdyby nie fiku miku uczynione przez FED u schyłku lat 20-tych nie byłoby Wielkiego Kryzysu który pchnął spauperyzowanych Niemców prosto w objęcia Hitlera.
Lecz nawet fiku-miku poczynione przez FED to byłoby za mało gdyby nie dyskretna pomoc Stalina który podziwiał Hitlera jako lodołamacza rewolucji.
Wg planów Stalina Hitler miał podbić całą Europę i wykrwawić ją ( i siebie też ) po czym Niezwyciężony ZSRS miał zaatakować i stworzyć Sojuz do Gibraltaru.
Ten orwellowski ang-soc i Eurazja nie wzięły się ze sufitu!
Nie zgadzam się z tym że światem rządzi Wszechświatowy Spisek Żydowski. Gdyby tak było, Holocaust nigdy by się nie zdarzył, a jeśli Holocaust był wewnątrzżydowską rozgrywką ( co sugerują niektórzy ) to po TAKIEJ ilości ofiar na pewno powstałby rozłam i któś by puścił farbę. Solidarność ( nawet ta żydowska ) MA SWOJE granice!
Rzekoma hegemonia żydowska w sektorze bankowo finansowym, nawet jeśli jest faktem, nie jest wynikiem spisku z Diabłem, który przy użyciu Żydów postanowił pognębić biedne aryjskie duszyczki i odrywać ostatni kielonek szampana od ust uciśnionej blondynki, ale jest wynikiem polityki prowadzonej przez tychże blondwłosych Wikingów-Nordyków od których wciąż się roi w szeregach arystokracji.
Otóż to oni w ramach chrześcijaństwa zakazywali pożyczania pieniędzy na procent a że bardzo lubili hulanki a ciągle im brakowało kasy to pożyczali od Żydów którym religia pożyczać na procent NIE zabraniała.
Oto skąd wzięła się potęga żydowskiej finansjery. Żaden Pakt z Diabłem tylko… klęska na własne życzenie.
Dzisiejsze bezwarunkowe poparcie USA dla Izraela bierze się po części stąd, że lobbies w USA to żydowska finansjera, ale to za mało. Bierze się tez stąd, że Bliski Wschód jest terenem roponośnym, więc Izrael jest potrzebny USA do szachowania okolicznych państ arabskich. Amerykanie nie potrafią przeżyć bez tych swoich „przedłużaczy fiutów” czyli paliwożernych samochodów, więc jeszcze długo długo arabska ropa będzie im potrzebna. A lobbies to wg mnie sprawa drugorzędna choć też szalenie istotna.
A zatem generatorem prawie wszystkich ogólnoświatowych problemów jest USA.
Gdyby nie istnienie USA i jego polityka nie byłoby ani Rewolucji Październikowej ani III Rzeszy. Kto twierdzi inaczej ten jak zwykle myli przyczyny ze skutkami.
A Izrael? No cóż. Za sprawą Holocaustu z Małego Problemu Europejskiego zrobił się Wielki Problem Ogólnoświatowy. Jedyną nadzieją dla Izraela byłoby pojednanie się z Arabami ( w końcu też semitami ) i wspólne pogonienie kota Białemu Człowiekowi.
Czynnik Wrogiej Populacji został w tym artykule świetnie naświetlony. Wystarczy popatrzeć na USA-nców w Iraku. F-16 i inne bajery były dobre by kraj podbić, ale okazały się zupełnie nieprzydatne do wsiekiwania miłości Arabom do USA.
I lada dzień Amerykanie stąd spieprzą z podwiniętym ogonem tak jak spieprzali z Somalii. Konliowie mają argument że to ten wstrętny marksistowski Obama.
A ja mówię że szkoda że Bush nie mógł rządzić przez trzecią kadencję. Wtedy by się okazało że król jest nie tylko nagi ale na dodatek całkowicie wydepilowany jak transwestyta. Ciekawe jakich wtedy chwytów retorycznych użyliby konlibowie i arystokraci.
to na razie tyle.