Krzysztof “Critto” Sobolewski: „Ochrona” danych osobowych, czy raczej coś innego – krytyka państwowego podejścia

Jak to już stwierdziłem w wielu esejach — machina państwowa to twór, który ciągle musi udowadniać swoją „niezbędność” dla jednostek i tworzonych przez nie społeczeństw. Dlatego też, stara się ona najpierw podsuwać swoje „rozwiązania” dla istniejących problemów (na ogół – gorsze niż sam problem, patrz „wojna z narkotykami” jako odpowiedź na wzrost narkomanii); jeśli problemy są nieistniejące – to machina państwowa je wymyśli. Jak natomiast uczy historia – ustalone przez nią 'rozwiązania’ będą, prędzej czy później, narzucone SIŁĄ PRZYMUSU, którą ona dysponuje, i której używa bardzo chętnie, jeśli jednostki i składające się z nich społeczeństwo temu nie przeciwdziałają. Tak właśnie jest w przypadku cały czas popularnego i nośnego tematu „ochrony danych osobowych”.

Chronić — co, przed kim i po co?

Jak wiemy z ostatnich lat — wszędzie tam, gdzie były wprowadzane „ustawy o ochronie danych osobowych”, dotyczyły one WYŁĄCZNIE danych „prostych” – imię, nazwisko, adres zamieszkania, wiek, płeć — wszystko to, co i tak albo można wyśledzić np. na ulicy, obserwując sąsiadów itd., albo pytając o to (np. dokładna data urodzenia, dodatkowe imiona, itd). Towarzyszyła temu wielka kampania na rzecz „ukrócenia haniebnych praktyk” takich jak: handel danymi osobowymi, ich wymiana, itd. przez FIRMY, głównie wysyłkowe.

Czy naprawdę, informacje o naszych adresach zamieszkania, nazwiskach itd. powinny być objęte ochroną prawną? Jeśli tak, to przed kim? I po co? Następne akapity powinny rozjaśnić wątpliwości.

Rzekoma 'ochrona przed natrętnymi reklamodawcami’ oraz alienacja społeczna — rynek traci, państwo korzysta

Jedną – bardzo pokrętną – z prób państwowego wytłumaczenia tej idei jest „ochrona konsumentów przed natrętnymi reklamodawcami”. Codziennie, różne sklepy, firmy wysyłkowe, organizacje itd. przysyłają Ci stosy listów. Aby Cię od tego uwolnić, PAŃSTWO po prostu im tego ZABRANIA — a ściślej, zabrania im dowiadywać się o Tobie od innych firm bez Twojej zgody — niezależnie od tego, czy sobie tego życzysz, czy nie.

Czy naprawdę jest to dla Ciebie takie korzystne? Pomyśl sobie o tym, że reklamy powstały po to, abyś Ty został(a) poinformowany o ofercie danej firmy – czyli o tym, JAK dana firma może zaspokoić Twoje potrzeby, jeśli sobie tego zażyczysz. Zgodnie z zasadami wolnego rynku, działanie takie nie powinno stanowić żadnego problemu i nie przejawia użycia agresji ani oszustwa; firmy mogą w rozmaite sposoby proponować Ci swoje dobra i usługi oraz pytać o to, czy zechcesz z nich skorzystać – nie masz obowiązku zgadzania się, ani nawet udzielania jakiejkolwiek odpowiedzi; jeśli coś Cię nie interesuje, to zawsze możesz nie odpowiadać na przysłaną Ci ofertę, i np. wyrzucić ją do kosza na śmieci, oraz zapomnieć. Zbieranie przez firmy danych o potencjalnych klientach jest korzystne zarówno dla tych klientów, jak i dla firm. Umożliwia firmom lepsze dostosowywanie swojej podaży do zróżnicowanego popytu klientów — tak zróżnicowanego, jak same jednostki, które stanowią nabywców.

Gdy jednak obowiązują ustawy o ochronie danych osobowych, to zainteresowani głównie sprzedażą wysyłkową i marketingiem bezpośrednim ludzie biznesu nie mogą o Tobie się dowiedzieć – więc po prostu dla nich nie istniejesz. Nie skorzystasz na ukrywaniu swoich danych – wskutek działania państwa, ominie Cię cały szereg bardziej i mniej ciekawych ofert. Wytwarza się sytuacja typu lose-lose — za sprawą państwa, przegrywają obie strony.

Poza wywoływaniem tej pożałowania godnej sytuacji, państwo traktuje w dodatku nas wszystkich – zarówno nabywców jak i dostawców – jak małe dzieci, które nie mają na tyle dojrzałości, aby samodzielnie ocenić, czego potrzebują, i bez użycia przemocy lub oszustwa zwyczajnie zapytać, czy dana oferta nas interesuje. Państwo nie tylko narusza wolność rynku, ale wtrąca się z butami ze swoją przemocą (jedynym środkiem, którym tak naprawdę dysponuje) w handlowe konsensualne kontakty międzyludzkie, które nie powinny go w ogóle interesować.

Ochrona danych osobowych — cenzura przeciw pytalskim

Jak ukazano, „ochrona danych osobowych” jest niekorzystna rynkowo, czyli nieużyteczna społecznie; jest ona jednakże również niemoralna, gdyż narusza jedno z podstawowych praw każdej jednostki: prawo do swobodnego wypowiadania się.

Czyż bowiem REKLAMA, OFERTA jest czymś innym, niż po prostu formą wypowiedzi? Czyż handel jest czymś innym, niż rodzajem kontaktu międzyludzkiego? Oba pytania są retoryczne; prawidłowa odpowiedź na nie brzmi 'nie’- reklama jest tylko formą wypowiedzi, tego samego typu jak np. zaproszenie na randkę, a handel – konsensualnym kontaktem międzyludzkim, takim samym jak umówienie się na randkę. Zestawienie spraw handlowych z uczuciowymi jest zamierzone – gdyż ukazuje, JAK WIELKIM naruszeniem wolności wypowiedzi jest uderzanie w to prawo złożenia oferty.

Jaką nazwę nosi system ograniczania wolnego rynku idei – wypowiedzi, oferty i dialogu, prowadzący do wyciszenia głosów szukających się nawzajem stron popytu i podaży? Jego prawidłowa nazwa to CENZURA. Ochrona danych osobowych ma z nią bardzo wiele wspólnego – nie tylko w założeniach, ale także we wpływie na społeczeństwo. Oba systemy prowadzą do alienacji społecznej, bezsensownego podziału na wrogie grupy, oraz zaniku wielu więzi, gdyż wszystkie one są oparte na wolnej, nieskrępowanej komunikacji.

A jeśli uznać zasypywanie jednostki reklamami za zło – to czy ochrona danych osobowych je zmniejsza? Bardzo wątpliwe, szczególnie w Polsce, gdzie – zaraz po wejściu tej ustawy w życie – zacząłem być dosłownie zasypywany setkami ogłoszeń i ofert BEZ ADRESATA – rozsyłanych anonimowo, do każdego adresata, wrzucanych do każdej skrzynki pocztowej, na zasadzie równoważnej internetowemu spamowi. Mało tego – dziesiątki reklam umieszczane są również na okienkach klatki schodowej, wieszane na klamkach od drzwi domu lub mieszkania, a nawet – bardzo nieostrożnie kładzione na wycieraczkach lub wręcz na podłodze klatki schodowej, co może doprowadzić do pośliźnięcia się np. kogoś z mieszkańców i złamania nogi, a nawte – spadnięcia ze schodów … Kto wtedy będzie odpowiadał za taką lekkomyślność? Nie mówiąc już o tym, w jaki ŚMIETNIK takie praktyki zamieniają dom oraz jego otoczenie – szczególnie podczas wietrznej pogody.

Czy można potępić te nowe formy rozsyłania reklam i to obecnie nie tylko przez firmy wysyłkowe i marketingu bezpośredniego? Poza tymi, którym towarzyszy przejawiające się opisanym już rozkładaniem reklamówek na ziemi (które powinno być tępione tak samo, jak nieodśnieżenie chodnika) ewidentne lekceważenie zasad bezpieczeństwa, cięzko znaleźć słowa potępienia pod adresem tych firm, które teraz pozbawione są możliwości celnego trafiania do określonych grup klientów i poszczególnych klientów. Nie należy winić ich, tylko państwo, które swoją ustawą zmusiło ich do tej formy spamowania (przypominającego blind carbon copy – bcc w Internecie), aby mogły przeżyć na rynku, czego podstawą jest ogłaszanie się.

Divide et impera (dziel i rządź) — ustawianie różnych grup przeciwko sobie

„Ochrona danych osobowych” jest również państwowym postępowaniem zgodnym z zasadą divide et impera (dziel i rządź). Osobom prywatnym (wg państw, „fizycznym”) dane do ręki zostaje potężne narzędzie ścigania „nieuczciwych” firm, które dokonują rzekomej „agresji” przeciwko danym osobowym klientów. Zupełnie niewinny, konsensualny i normalny dla WOLNEGO społeczeństwa akt proponowania oferty i czekania na odpowiedź 'tak’ lub 'nie’ traktowany jest jako przestępczy akt agresji na prywatność jednostki, której machina państwowa wmawia, iż właśnie wskazała jego wroga, który chce jej zaszkodzić.

W ten sposób, machina państwowa ustawia będących dla siebie na rynku naturalnymi partnerami, na pozycjach wrogich sobie grup, z których jedna może bardzo łatwo – przywołując potęgę państwa – zaatakować drugą. Sama idea „ochrony” należących do konsumentów danych osobowych przed dostawcami, sugeruje, iż dla osoby prywatnej firma, która chce do niej dotrzeć ze swoimi dobrami lub usługami jest jakimś ZAGROŻENIEM, przed którym trzeba ją chronić – co wynika z cech samego słowa 'ochrona’ (przed niebezpieczeństwem, złem).

Rzekoma ochrona przed 'osobami niebezpiecznymi’

Rzekomym argumentem na rzecz 'ochrony danych osobowych’ jest konieczność obrony jednostek przed osobami niebezpiecznymi – porywaczami, mordercami, gwałcicielami, itd. Jednakże, ochrona ta była możliwa również bez takich rozwiązań ustawowych – wystarczy chociażby możliwość zastrzeżenia numeru telefonu, a adresem nie trzeba się nikomu chwalić. Poza tym, osoba niebezpieczna i tak znajdzie 'namiary’ np. na kogoś bogatego, kogo można ograbić – legalnie działająca firma, rozsyłająca reklamy, już nie ma tak łatwo. W kogo więc takie regulacje uderzają ??

Nasz klient, nasz Pan — a jego dane to jego rzecz
(wolnościowe metody ochrony danych intymnych )

Nawet jednak dane bardziej „intymne” – takie, jak np. szczegóły pożycia seksualnego, zdrowie psychiczne i fizyczne, poglądy polityczne czy wyznanie wiary (lub jego brak) mogą być chronione w sposób niepaństwowy i nieoparty na narzuconym z góry, popartym możliwością użycia brutalnej przemocy przymusie. Na wolnym rynku, każdy ma prawo wyboru takich usług, jakie uważa za najlepsze. Czy TY wybrał(a)byś lekarza ogólnego, który rozpaple „na lewo i prawo” szczegóły Twojego zdrowia? Czy Ty wybrał(a)byś takiego psychologa, psychiatrę lub seksuologa, który wypaple szczegóły Twojego życia intymnego oraz zdrowia i uwarunkowań psychicznych osobom, które nie powinny o tym wiedzieć?

Jestem prawie przekonany, że nie. I można się tego w bardzo prosty sposób upewnić. Podpisując z dowolnym lekarzem kontrakt na usługi, możesz wprowadzić w nim klauzulę dot. ochrony Twoich danych. Za złamanie tajemnicy zawodowej, lekarz musiałby np. wypłacić Ci milion nowych złotych(albo i dolarów) oraz publicznie przeprosić Cię w pięciu najpoczytniejszych gazetach w postaci całostronicowych, kolorowych ogłoszeń, zamawianych przez dwa miesiące co trzy dni.

Przedstawione rozwiązanie jest zgodne z zasadami wolności jednostki, gdyż wynika z obopólnej zgody. Jeśli lekarzowi nie odpowiadają takie warunki, to ich nie podpisze, umowa nie zostanie zawarta, i nie będzie żadnego świadczenia usług, ani gromadzenia danych. W Twoim przypadku jest tak samo — po prostu, poszukasz innego lekarza, któremu przedstawione przez Ciebie zasady będą odpowiadać, i pewne jest, że go znajdziesz (patrz na początek tego podrozdziału). Zaś podpisanych umów – zgodnie z obowiązującą w każdym cywilizowanym społeczeństwie, rzymską zasadą 'pacta sunt servanda’ (umów trzeba dotrzymywać), po prostu łamać nie wolno, i można domagać się odszkodowania od strony, która je narusza.

„Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień …” – państwo ponad prawem ??

Przy zapewnieniach o „ochronie danych osobowych” państwa nie stawiają siebie samych wśród tych, przed którymi należy je chronić. Większość jurysdykcji rości sobie prawo do prześwietlania Cię na wszystkie sposoby, śledzenia, domagania się informacji, które dotyczą Twojego życia prywatnego, intymnego lub nawet wyznania wiary (tam, gdzie istnieje 'podatek kościelny’); niektóre państwa rejestrują wszystkie transakcje finansowe, większość – prowadzoną działalność gospodarczą i zawodową; niektóre znów domagają się meldowania miejsca pobytu, lub tłumaczenia, dlaczego masz przy sobie więcej gotówki, niż 'norma przewiduje’ (praktykowane w niektórych stanach USA, oczywiście w celu lepszej 'walki z narkotykami’, w handlu którymi zapłatę stanowi przeważnie 'żywa gotówka’).

I na tym nie koniec – po ohydnych zamachach terrorystycznych z 11.IX.2001, państwa – zarówno na szczeblu krajowym jak i międzynarodowym – wykorzystują to okropne wydarzenie do usprawiedliwiania coraz dalej idącej inwigilacji; do tego dążyły niektóre osoby w administracji George’a Busha, a także państwa Unii Europejskiej, które planują wprowadzenie (a może już wprowadziły?) dyrektywy, zmuszającej dostawców internetu do rejestrowania nie tylko informacji o klientach, ale także o ich działaniach – połączeniach i ich treściach, gromadzenia ich na swoich serwerach i oczywiście, udostępniania ich na żądanie. Niedawno z kolei w Polsce, policja domagała się (i pewnie nadal się domaga), aby dostawcy telefonii komórkowej (jest ich w Polsce trzech) zmuszali klientów do rejestracji kart pre-paid – zarejestrowane dane oczywiście byłyby dostępne organom ścigania w razie potrzeby; wielokrotnie w różnych krajach świata, państwa domagają się również – pod groźbą surowych kar za utrudnianie śledztwa – od dziennikarzy naruszania tajemnicy dostarczyciela informacji, co – zgodnie z wypowiedziami dziennikarzy, oraz zdrowym rozsądkiem – zagraża dziennikarstwu interwencyjnemu, śledzeniu rozmaitych afer i przestępczości (jaki przestępca będzie informował dziennikarza o swoich działaniach, jeśli ten będzie mógł być zmuszony do wydania go?)

W przeciwieństwie do firm sprzedaży wysyłkowej i marketingu bezpośredniego, państwa zorganizowały swoją działalność naruszania prywatności w systemy. „Członkostwo” w nich jest przymusowe, gdy wymagają tego określone przepisy (różne ustawy o obywatelstwie, podatkach itd.). Przykładami są: polski PESEL (system ewidencji ludności – każdy ma taki nr w dowodzie osobistym), NIP (numer identyfikacji podatkowej), RUM (id z Rejestru Usług Medycznych), wojskowe rejestry poborowych (czyli wojskowych niewolników państwa), i wiele innych, których nazw nie znam i znać (na szczęście) na razie nie muszę. O to, czy chcemy figurować w takim systemie, podobnie, jak o to, czy chcemy otrzymywać ogłoszenia, zawiadomienia, itd NIKT nie pyta – istnieje przymus, oraz kary za niepodporządkowanie się mu (np. miesiąc aresztu za nieposiadanie dowodu osobistego, itd). Podawanie nieprawdziwych informacji jest – przynajmniej w Polsce – traktowane jako ciężkie przestępstwo, zagrożone karą kilkuletniego więzienia oraz wysoką grzywną. Spis powszechny jest kolejnym przykładem państwowej ingerencji w prywatność; jeśli wprowadzonoby deklaracje majątkowe (o których teraz w Polsce jest głośno), to byłby to kolejny przykład naruszania naszej prywatności przez państwo, jeszcze dalej idącego.

Zachowanie państwa w dziedzinie tej dziedzinie jest więc nieporównywalnie bardziej naganne, niż postępowanie najbardziej nieetycznego 'sprzedawcy wysłykowego’ – w przeciwieństwie bowiem do państwa, sprzedawca nie stosuje przymusu, czyli przemocy. I tu właśnie tkwi lwia część państwowego fałszu na temat ochrony danych osobowych – z jednej strony — utrudnianie firmom wysyłkowym prowadzenia interesów w imię ochrony tego „dobra osobistego” jednostek, z drugiej zaś — posiadanie wszelkich uprawnień, aby samemu to czynić, oraz ich rozszerzanie, połączone z brutalnym przymusem ujawniania każdych danych na żądanie odpowiedniego organu państwowego.

Podsumowanie

Prawo do prywatności jest, mimo wszystko, bardzo istotne. Jak ukazano w tekście – możliwa jest jej ochrona BEZ kwestionowanych ustaw. Jak to ktoś stwierdził: „domaganie się od państwa ochrony twojej prywatności jest jak domaganie się od mafii powstrzymania przestępczości”. W celu rzeczywistego, nienaruszającego naszej wolności wzmocnienia prywatności jednostki, należałoby znieść wszelkie ustawy 'o ochronie danych osobowych’, oraz wprowadzić kategoryczny zakaz gromadzenia przez państwo większości informacji, które ono gromadzi, i pozostawić bardzo nieliczny jej zakres, związany ze ściganiem przestępczości przeciw życiu, wolności i własności oraz udziałem w wyborach i referendach (które powinny być usuwane po przeprowadzeniu takowych i podliczeniu głosów). Dopóki państwo będzie mogło żądać od nas pod przymusem wszelkich danych, które sobie zażyczy, to nie będą one bezpieczne ani 'chronione’; dopóki zaś będą istnieć ustawy o ochronie danych osobowych, to RYNEK wysyłkowy nie będzie w stanie w pełni rozwinąć swoich skrzydeł. Nie tylko, iż państwo nie musi i nie powinno wtrącać się w nasze prywatne sprawy osobiste – ale także, nie musi rejestrować działalności gospodarczej i czynić większości innych naruszeń prywatności danych. Im szybciej to zrozumiemy, tym lepiej dla nas – nigdy nie jest za późno ani za wcześnie, aby zatrzymać trend podporządkowywania społeczeństw świata orwellowskiej machinie powszechnej inwigilacji, oraz umożliwić odbudowę naturalnych więzi społecznych.

W Imię Wolności,

Krzysztof „Critto” Sobolewski, 8/9.IX.2002

(c) Copyright by Krzysztof „Critto” Sobolewski
***
Przedruk, kopiowanie, rozpowszechnianie i dystrybucja dozwolone bez żadnych ograniczeń w dowolnym celu. Modyfikacje dozwolone pod warunkiem ich wyraźnego zaznaczenia w tekście i poinformowania o tym, kto modyfikował, lub napisanie, iż modyfikacja jest anonimowa. W żadnym wypadku podpis autora, tj. wyrazy: Krzysztof „Critto” Sobolewski nie mogą być usunięte ani zmienione.

Tekst był wcześniej opublikowany na stronie autora

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *