Ludwik R. Papaj „Dobroczynność z urzędu”

We Wrzeszczu od przeszło dwudziestu lat działa charytatywna sekcja „Darów”. Panie wolontariuszki, dziś już sędziwe kobiety przyjmowały na swoim stoisku używane rzeczy, które przynosili darczyńcy i sprzedawały. Pieniądz był przekazywany na dożywianie biednych dzieci w szkołach. Sekcja obsługiwała aż dwadzieścia szkół. Przynamniej było tak do sierpnia bieżącego roku – obecnie działalność jest zawieszona. Powód? Urząd skarbowy!

Sprawa jest prosta. Staruszki, mimo iż całość przychodu przekazywały szkołom, zostały posądzone o prowadzenie działalności handlowej. Przestępstwo, które popełniły polegało na tym, że prowadziły działalność quasi-handlową bez wymaganych zezwoleń. I bez wymaganych opłat. Od miesiąca kwestorki mogą jedynie przyjmować dary, jeśli chciałyby je sprzedać musiałyby zatrudnić księgową, co prawdopodobnie sprawiłoby, że działalność nie miałaby sensu. Oczywiście jest szansa, że cała sprawa dobrze się skończy. Wystarczy, że zamiast kupować dary klienci będą je dostawać „za darmo”, w zamian wrzucając datek na dożywianie dzieci do skarbonki. Jednak wszystko zależy od tego, czy ktoś zechce pomóc paniom w zdobyciu jednego świstka papieru, bez którego nic nie można zrobić.

Sprawa byłaby jednak znana wyłącznie lokalnie, gdyby nie zainteresowanie telewizji całym zdarzeniem i relacja w „Faktach” 1 października. Nigdzie nie poruszono jednak kluczowego zagadnienia – fenomenu polegającego, na tym, że urzędnicy państwowi, których praca winna być – w dużym skrócie – służbą społeczeństwu, przyczynia się do czegoś wręcz odwrotnego. Urząd skarbowy niszczy społeczeństwo obywatelskiego w jego najczulszym punkcie. W tym przypadku rozłożył na łopatki dobrowolną działalność charytatywną. A mówi się, że opieka społeczna musi być z podatków – faktycznie, jeśli wcześniej zabije się inicjatywę taką jaką prowadziła pani Fryderyka z koleżankami, to z pewnością łatwiej jest twierdzić, że biedni wymagają opieki za cudze pieniądze. Tylko, że w wyniku tego, to oni właśnie są poszkodowani.

Paradoksalnie, biedni i potrzebujący tracą wtedy, gdy działalność darczyńców zostaje uhonorowana przez urzędników państwowych. Aktywność „Darów” została dostrzeżona przez prezydenta miasta Gdańska Pawła Abramowicza, który odznaczył wolontariuszki medalem za działalność charytatywną, a niedługo potem do kwestujących dobrał się urząd skarbowy. Identyczny scenariusz miała sprawa Waldemara Gronowskiego, który w 2006 został zmuszony do zapłacenia ogromnej sumy podatku od darowizny, za niesprzedany chleb, który za darmo oddawał jadłodajniom dla ubogich i szkolnym świetlicom. Urząd skarbowy wyśledził go, gdy ten został odznaczony za działalność charytatywną.

Sam Waldemar Gronowski dostrzega, że koniecznością jest istnienie szarej strefy, która nie byłaby przedmiotem pieczołowitej kontroli ze strony nadgorliwych urzędników. Bez niej dobroczynność, szkolne giełdy podręczników, banki czasu i inne inicjatywy upadną.

Ludwik R. Papaj
02.10.2009

4 thoughts on “Ludwik R. Papaj „Dobroczynność z urzędu”

  1. Państwu opiekuńczemu bardzo zależy na tym, żeby jedynie państwo było opiekuńcze, a społeczeństwo niezaradne; żeby ci niezaradni wyciągali ręce po zasiłek oraz głosowali na socjalistów.

  2. Hmm… Państwo to intelektualiści, niespełnieni pseudointelektualiści i cwaniacy. Jak ktoś kiedyś napisał – na wolnym rynku nie mieliby szans, dlatego ci państwo zorganizowali się w Państwo, aby czuwać prowadzić i – przede wszystkim – doić resztę społeczeństwa. Jeśli przyjmiemy to za dogmat to oczywistym jest, że każde Państwo (zarówno w monarchii jak i w demokracji rządzi grupa) ma naturalną skłonność do poszerzania zakresu swej władzy.
    Jeśli działalność charytatywna – ok, podniesiemy opłatę paliwową i zajmiemy się dobroczynnością, potrącimy prowizję o odpowiedniej wysokości, którą oczywista sami sprawiedliwie ustalimy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *