Robert Gwiazdowski: Krugman i Chińczycy, Rostowski i Cegielski – kto komu kradnie

Jeden z moich „ulubionych” makroekonomistów (pisałem o nim tu) laureat pokojowej Nagrody Nobla (a nie, przepraszam, pokojowej to Obama, Krugman to ekonomicznej) napisał właśnie w swoim stałym felietonie w NYT, że dewaluując swoją walutę Chińczycy „szkodzą globalnej koniunkturze gospodarczej”, „odbierając” popyt innym krajom „kradną” im miejsca pracy, które mogłyby powstać w krajach notujących niższy wzrost, gdyby nie Chińczycy. Noblista zaznaczył, że „w normalnych czasach byłby pierwszym, który odrzuca twierdzenia, że Chiny kradną miejsca pracy, ale obecnie jest to po prostu prawda”. Co to są „normalne czasy” nie wyjaśnił. Ale na logikę (niestety nie ma Nobla z logiki) należałoby stwierdzić, że zdaniem Krugmana „dzisiejsze” czasy „normalne” nie są. Ergo – są „nienormalne”. Albo może „normalne inaczej”.

Ciekawe tylko dlaczego? Czyżby dlatego, że amerykański rząd nie posłuchał Krugmana? Przecież słuchał! Może jednak „dodrukował” o parę miliardów dolarów za mało? Ilościowa teoria pieniądza ma to do siebie, że zawsze można się spierać o ilość „lekarstwa”, które należy zaaplikować pacjentowi. Co prawda Milton Friedman stworzył algorytm, ile należy drukować”, ale wiadomo, zgodnie z Prawem Murphy’ego, że jak coś może pójść źle, to na pewno pójdzie. No i poszło.

Warto się jednak zastanowić, co jest synonimem „normalności”? Jak Amerykanie dewaluują dolara? „Na logikę” – taki wniosek z przemyśleń Krugmana można byłoby wyciągnąć. A może „normalnie” byłoby wtedy, gdyby nikt swojej waluty nie dewaluował? Może warto o to zaapelować, ale najpierw Chińczycy muszą urealnić swoją walutę i ją zdewaluować do poziomu odpowiadającemu wartości dolara wyrażonej w wartości towarów i usług produkowanych w USA.

Jakie rozwiązanie Krugman mógłby zalecić Prezydentowi Obamie? Po pierwsze wojna! Ale skoro Obama dostał pokojowego Nobla, to trochę pewnie nie wypada. Po drugie mogłoby nie być łatwo. Więc Krugman powinien doradzić Obamie, żeby zaczął „kraść” miejsca pracy Chińczykom! Jak? Ukraść też trzeba umieć!

Na przykład w Polsce ktoś „ukradł” miejsca pracy związkowcom z Cegielskiego! Właśnie dziś zrobili demolkę w Poznaniu. Powinni pod Ambasadą Chińskiej Republiki Ludowej. Bo teraz właśnie w Chinach produkuje się statki. Ciekawe dlaczego Chińczycy nie zamawiają silników do statków w Fabryce Cegielskiego? Czyżby były za drogie? Ciekawe dlaczego? Czyżby w Chinach stal była tańsza? Przecież jeszcze niedawno kupowali ją między innymi w Polsce!!! Hutnicy się bardzo z tego cieszyli. Zażądali od razu podwyżek! I oczywiście je dostali. Na a jak dostali podwyżki hutnicy, to przecież związkowcy z Cegielskiego nie mogli dopuścić, żeby w ich zakładach było gorzej! W 2008 roku w „Ceglorzu” wyprodukowali 21 silników. Przychody ze sprzedaży wyniosły 438.883 tys. zł, a wynik finansowy netto 435 tys. zł Więc na początku 2009 związkowcy zażądali podwyżek o 8% (przy średnim wynagrodzeniu ok. 3.500 zł. brutto bez składek ubezpieczeniowych!) zlikwidowania akordu i dniówek i zawierania umów tylko na czas nieokreślony (żeby płacić ZUS i nie móc zwolnic pracownika, jak się okaże niepotrzebny, bo skończą budowę silnika i następnego zlecenia nie będzie). W samym „Ceglorzu” pracuje coś około 1.500 osób a w grupie kapitałowej ponad 2.700. A więc koszty płacy brutto, to 1/3 przychodów ze sprzedaży!!! Ja rozumiem, że z tych 3.500 w kieszeni pracownika robi się niecałe 2.900, choć tak naprawdę średni koszt ich pracy wyniósł około 5.000 zł. I to jest główny powód koledzy związkowcy, dla którego niedługo zamkną Wam fabrykę.

Przy okazji: Cegielski ma ponad 60 ha gruntów i 350.000 m2 budynków!!! Statystycznie na jeden montowany silnik przypadają 2 hektary gruntu i 17.500 m2 budynku!!! Od których to hektarów i metrów kwadratowych płaci się słony podatek.

Inicjatywa Pracownicza w HCP kilka miesięcy temu ogłosiła apel do zarządu (żeby przedstawił plan ratowania zakładów), do rządu (żeby wywalił prezesa i udzielił pomocy) i mediów (żeby informowały uczciwie)

„Pracownicy Cegielskiego nie rozumieją dlaczego rząd niemiecki może wspomagać Volkswagena, a polski nie może wspomagać przemysłu stoczniowego, nie może wspomóc Cegielskiego; dlaczego z pomocy publicznej korzystają unijne banki, a nie może przemysł” – napisali związkowcy. I przyznam szczerze, że z tym akurat się w pełni zgadzam, bo ja też tego nie rozumiem! Wytłumaczyć mogę jedynie troszeczkę „rząd polski”. Otóż w odróżnieniu od rządu niemieckiego, wiarygodność kredytowa rządu polskiego jest kapinkę mniejsza i dlatego rząd polski po prostu nie ma z czego ratować Cegielskiego. Zwłaszcza, że żeby uratować Cegielskiego musiałby najpierw uratować stocznie, bo to do statków Cegielski produkuje silniki. A próba ratowania stoczni przy pomocy inwestora z „Kataru” zakończyła się aferą, a innych chętnych „inwestorów” nie było. Wychodzi więc na to, że jako inwestor mógłby się pojawić jedynie agent „Tomasz” z zakupem „kontrolowanym”. Tylko po co, skoro państwo i tak jest już właścicielem i stoczni i Cegielskiego?

A teraz jeszcze zdanie całkiem na poważnie: to nie tylko roszczenia związkowców „rozkładają” niektóre polskie zakłady. Ale także roszczenia Ministra Finansów, który nie jest w stanie zrozumieć, że koszty pracy są w Polsce zabójcze nie tylko dla „prywaciarzy” ale i dla państwowych molochów. To Minister Finansów (a nie Chińczycy) „kradnie” nam miejsca pracy! Konieczna jest radykalna zmiana systemu podatkowego. Dopłaty do hazardu, czy podatek „węglowy” w niczym nam nie pomogą. MUSIMY zmniejszyć opodatkowanie pracy, a zwiększyć opodatkowanie konsumpcji (albo zmniejszyć wydatki na ratowanie nierentownych firm, które są nierentowne między innymi z powodu „akcyzowego” opodatkowania pracy).

23.10.2009
Robert Gwiazdowski
***
Tekst został wcześniej opublikowany na blogu autora.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *