Nie od dziś Internet jest solą w oku władzy. Nie mogąc go skutecznie kontrolować i opodatkować, zbiurokratyzowane rządy wypowiadają mu wojnę.
Kagańce dla internautów przygotowują ostatnio i władze europejskie (dyrektywą o odcinaniu Sieci niepokornym użytkownikom), i polski rząd (planując blokowanie nielegalnych stron).
Obydwa pomysły mają jeden wspólny mianownik – działania władzy mają odbywać się poza wymiarem sprawiedliwości. Strony internetowe blokować mają sami dostawcy, opierając się na liście sporządzanej przez UKE, policję, służby specjalne i Ministerstwo Finansów (!). Również użytkowników do odcięcia wskazywać będą urzędnicy. Rzecznik policji, Mariusz Sokołowski – rozgarnięty niczym policjant z pierwszego lepszego dowcipu o mundurowych – uspokaja, że „prawa obywatelskie nie będą zagrożone, bo policja będzie blokować jedynie strony z nielegalnymi treściami„.
Tylko patrzeć, jak policja zacznie bez wyroków sądowych robić rewizje, zakładać podsłuchy i zamykać ludzi w więzieniach, a rzecznik będzie nam kojąco klarował, że praworządni obywatele mogą przecież spać spokojnie, bo „policja rewiduje, podsłuchuje i więzi jedynie osoby łamiące prawo„. Ongiś nielegalne było coś, czemu prawomocnie udowodniono niezgodność z prawem. Dziś proces sądowy to już, jak widać, zbędna formalność. Wszak urzędnik i tak wie lepiej.
Ludwik von Mises ostrzegał, że „nawet najgorsze prawo jest lepsze od biurokratycznej tyranii„. Niebawem nie będzie trzeba czytać klasyków, żeby się o tym przekonać.
Krzysztof Pochmara
8.11.2009
***
Tekst był wcześniej opublikowany na stronie autora