3 listopada prezydent Czech Vaclav Klaus podpisał Traktat Lizboński i tym samym, jak się dziś wydaje, dał przyzwolenie na budowę Europejskiego Państwa. Choć wielu osobom mogło się wydawać, że bezkompromisowy i rzutki Klaus jeszcze raz zagra uniokratom na nosie, uważnym obserwatorom jego polityki scenariusz zdarzeń był znany od samego początku.
Wszystko zaczynało się tak dobrze: już w 1989 roku Klaus, tak jak w Polsce Leszek Balcerowicz, został ministrem finansów pierwszego niekomunistycznego rządu. W 1992 roku, po zwycięstwie w wyborach jego partii ODS, został nawet premierem. Wszystko to robiło ogromne wrażenie, gdyż Klaus wydawał się osobą bezprecedensową. Nikt wcześniej nie zajmował tak wysokiego stanowiska w jakimkolwiek rządzie, wygłaszając jednocześnie równie śmiałe opinie prorynkowe, a nawet libertariańskie. W 1990 roku został pierwszym wschodnioeuropejskim członkiem Mont Pelerin Society. Słynął z wypowiedzi takich, jak np. „Trzecia droga do najszybszy sposób do znalezienia się w Trzecim Świecie” lub „Zrozumiałem, że nie ma czegoś takiego jak ‘publiczny interes’”. Jego książka „Renaissance: The Rebirth of Liberty In the Heart of Europe” została wydana przez amerykański Cato Institute i pozwoliła mu uzyskać miano bodajże najwybitniejszego europejskiego libertarianina.
W XX wieku wielu polityków chętnie powoływało się na Miltona Friedmana czy też na Fryderyka von Hayeka, którzy w powszechnej opinii byli radykalnie wolnorynkowi. Co zaś dopiero powiedzieć o Vaclavie Klausie, który w swoich wystąpieniach publicznych posiłkował się Ludwigiem von Misesem czy Fryderykiem Bastiatem? W powszechnej opinii Klaus stał się zaciekłym bojownikiem o gospodarczą wolność, co zresztą bardzo mu odpowiadało. Chlubił się: „jeśli Szkoła Austriacka wymrze w Austrii, my w Pradze sprawimy, że ożyje!”
Jak już zauważyłem powyżej, Polska także miała swojego ministra finansów i wicepremiera, który swoimi hasłami mógłby wzbudzić u niezorientowanego w kontekście odbiorcy wrażenie, że jest gorącym zwolennikiem wolnego rynku. W swoich licznych książkach i artykułach Leszek Balcerowicz pisze zdecydowanie, że „im bardziej radykalne poszerzanie zakresu działania państwa, tym więcej negatywnych skutków dla gospodarki. Różne formy ekspansji państwa mogą także prowadzić do wzmożonej korupcji, przestępstw podatkowych, rozwoju szarej strefy i osłabienia państwowej ochrony pozostałej wolności gospodarczej” („W kierunku państwa ograniczonego”). Balcerowicz występuje co jakiś czas na łamach „Tygodnika Powszechnego” (vide: niegdysiejszy dodatek „Ucho igielne” z Balcerowiczem w roli naczelnego smoka liberalizmu) czy też „Wyborczej” i zdecydowanym tonem mówi o szkodliwości ubezpieczeń społecznych, złu przymusowej edukacji oraz prowadzi dywagacje na temat standardu złota. Niestety, wszystko to kończy się na samych deklaracjach.
Choć wielu osobom ciężko w to uwierzyć, na podobne rozdwojenie jaźni cierpi Vaclav Klaus. Jego wizerunek bezkompromisowego pogromcy socjalistów służy mu niewątpliwie jako demokratyczna kreacja przyciągająca widzów – wyborców. Choć wokół obecnego prezydenta Czech narobiło się sporo szumu z racji jego słownej walki z ekoterroryzmem, w czynach jest już nieco mniej spektakularny.
Rząd Klausa zasłynął niegdyś wprowadzeniem ustawy o kontroli czynszów w całych Czechach, której w tak ostrej postaci nie było nawet za CSSR. Ostro krytykując wszelkich lewicowców za ograniczanie wolności, sam bezdyskusyjnie poparł przymusową i powszechną służbę wojskową. Za jego rządów nigdy nie doprowadzono do prywatyzacji państwowego monopolisty, „Telecomu”, co zresztą sam Klaus w sposób zupełnie obłudny bagatelizował. Zapytany przez czeskich dziennikarzy dlaczego „Telecom” jest jeszcze własnością państwa, odpowiedział: „[prywatyzacja Telecomu] nie jest częścią systematycznej zamiany komunizmu na gospodarkę wolnorynkową. Można jej dokonać w dowolnym czasie. … Nie ma ona żadnego związku z ogólnym funkcjonowaniem tego kraju.” W czasie tego samego wywiadu dodał jeszcze, że w zasadzie to lepiej dla Czechów byłoby, gdyby „Telecom” nadal został własnością skarbu państwa. Dzięki Klausowi Czesi nie mogą także posiadać rachunków za granicą, co motywowane jest „interesem narodowym”.
Klaus – „pogromca socjalistów” znany jest także Czechom z odgrażania się zagranicznym sieciom supermarketów za ich „nieuczciwie niskie” ceny. Jego rządy przyczyniły się do utrzymania państwowego stanu posiadania w sferze bankowej, a szumnie zapowiadana prywatyzacja usług pocztowych, edukacyjnych czy też telewizyjnych nigdy nie nastąpiła. Podobne zaniechania i nowe regulacje można by wyliczać bez końca …
Wracając jednak do tworzącego się na naszych oczach Europejskiego Państwa, warto przypomnieć, że akces Czech do NATO i UE zgłosił … sam Vaclav Klaus. Jego decyzję o podpisaniu Traktatu należało zatem traktować jako logiczne następstwo poprzednich kroków. Jego wolnorynkowa poza od zawsze była jedynie środkiem do przejęcia władzy. Skoro upadło CSSR, ludzie zapragnęli czegoś nowego. Komunizm już wypróbowaliśmy, teraz spróbujmy wolnego rynku. Klaus wykorzystał tą sytuację i stworzył swój wizerunek pogromcy etatyzmu. Trzeba mu przyznać, że uczynił to w bardzo umiejętny sposób. Polski wariant Klausa w postaci Balcerowicza nigdy nie zyskał przecież masowej sympatii. Plan Balcerowicza, w odróżnieniu od pomysłów byłego premiera Czech, trzeba było niejako narzucić przy pomocy „autorytetów.”
Najgorsze w całej sytuacji jest jednak to, iż rozdwojenie jaźni u Klausa przyczynia się do społecznego zdyskredytowania idei wolnorynkowych. W Czechach pozycja Klausa jest nadal na tyle silna, że wolnorynkowców utożsamia się niemal całkowicie z jego środowiskiem. Pomaga w tym zresztą światowa opinia, która, w zamian za kilka butnych słów na temat globalnego ocieplenia, przydaje Klausowi aurę niestrudzonego bojownika o wolność. (W identyczny sposób działa w Polsce mechanizm „napompowywania” Balcerowicza.) Niestety, momenty kluczowe, a takim było podpisanie Traktatu Lizbońskiego, obnażają prawdziwy charakter człowieka. Całkowicie zrozumiałe jest to, iż podpis pod Traktatem był podyktowany odpowiednimi ramami instytucjonalnymi Republiki Czeskiej, ale kto inny je tworzył, jeśli nie sam Klaus (wieloletni minister finansów, premier i prezydent)? Próby wybielania go całkowicie abstrahują od tego, co Klaus czynił poza swoimi szumnymi zapowiedziami. W tej sytuacji po raz kolejny potwierdził, że wolny rynek jest dla niego jedynie pustą deklaracją.
Jakub Wozinski
22.11.2009 r.
Nie pierwszy i nie ostatni raz słuszne idee wyszły z polityki zgwałcone.. nihli novi. Nie ma się co łudzić, iż kiedyś będzie inaczej.
Jego książka „Renaissance: The Rebirth of Liberty In the Heart of Europe” została wydana przez amerykański Cato Institute i pozwoliła mu uzyskać miano bodajże najwybitniejszego europejskiego libertarianina.
miano KOGO?!?
„Rząd Klausa zasłynął niegdyś wprowadzeniem ustawy o kontroli czynszów w całych Czechach, której w tak ostrej postaci nie było nawet za CSSR.”
Coś więcej na ten temat?