Po zakończeniu I wojny światowej amerykańscy urzędnicy znaleźli się w dość ponurej sytuacji. Wysokość długu federalnego poszła ostro w górę z powodu wydatków wojennych, a roczna stopa inflacji cen konsumpcyjnych skoczyła od zakończenia wojny znacznie powyżej 20 procent. Aby przywrócić równowagę fiskalną i rozsądne ceny, władze realizowały coś, co dziś szokuje nas jako niesamowicie „okrutna” polityka. W ciągu zaledwie jednego roku budżetowego (1920-1921), poziom wydatków federalnych został obniżony z 18,5 miliardów dolarów do 6,4 miliardów dolarów, czyli o 65 procent. Budżet cięto także przez kolejne dwa lata, tak że w roku budżetowym 1922 wyniósł on 3,3 miliarda dolarów.
Jeśli chodzi o politykę pieniężną, Fed podniósł wartość stopy dyskontowej do rekordowo wysokiego poziomu 7 procent w czerwcu 1920 roku. Czytelnik mógłby pomyśleć, że nominalna stopa była właściwie „luźniejsza” niż 1,5 procent w 1931 roku, z powodu zmian stopy inflacji. Było jednak przeciwnie, gdyż deflacja cen w latach 1920-1921 była bardziej dotkliwa. W okresie jej szczytu, od czerwca 1920 r. wskaźnik cen konsumpcyjnych spadł o 15,8 procent w ciągu 12 miesięcy. W przeciwieństwie do owych lat, w okresie Wielkiego Kryzysu deflacja cen w skali rocznej nie osiągnęła nawet 11 procent, i to w dowolnie wybranym momencie. Czy patrzymy więc na nominalne stopy procentowe lub „prawdziwe” (to jest skorygowane o inflację), zawsze wyjdzie nam, że Fed był o wiele bardziej „napięty” podczas kryzysu 1920-1921 i o wiele „luźniejszy” podczas tego, który nazywamy Wielkim. Niektórzy współcześni ekonomiści podkreślają z kolei, że nasze rozważania pomijają pewien ważny element. Nawet jeśli Fed obniżył stopę dyskontową do niskiego poziomu w początkowym okresie Wielkiego Kryzysu, całkowity zasób pieniądza w posiadaniu publicznym zmniejszył się o jedną trzecią od 1929 do 1933 roku. Dlatego Milton Friedman mógł winić Fed za nie uczynienie wystarczająco dużo, by zapobiec Wielkiemu Kryzysowi. Poprzez zalanie systemu bankowego pieniędzmi z nowo utworzonej rezerwy (część „bazy monetarnej”), Fed umożliwił masowe wycofywanie wkładów pieniężnych przez spanikowanych ludzi i zapewnił stałość całego systemu finansowego w państwie.
Wydaje się jednak, że nawet ten wycyzelowany argument niedostatecznie wykazuje, dlaczego kryzys lat 1929-1933 miałby być bardziej surowy niż ten z lat 1920-1921i. Załamanie bazy monetarnej (bezpośrednio kontrolowane przez Fed) w latach 1920-1921 było największe w historii USA, i zaczęło ustępować na początku kadencji Hoovera. Tak więc znów mamy ten sam problem: oto standardowe wyjaśnienie monetarystów odnoszące się do Wielkiego Kryzysu, o wiele bardziej przystaje do opisywanego.
Wnioski
.Jeśli keynesiści mają rację co do Wielkiego Kryzysu, ten z lat 1920-21 powinien być znacznie gorszy. To samo dotyczy monetarystów: jeśli ich teoria dotycząca lat trzydziestych jest poprawna, dopiero w dwudziestych powinny się były dziać dantejskie sceny. Nie ma wątpliwości, pierwszy opisywany kryzys był bolesny. Stopa bezrobocia osiągnęła szczytowy poziom 11,7 procent w 1921 roku. Ale już tylko 6,7 procent w roku następnym, a spadła do 2,4 procent w 1923 roku. Po depresji Stany Zjednoczone przystąpiły do korzystania z „szalonych lat dwudziestych”, prawdopodobnie najbogatszej dekady w historii kraju. Niektóre elementy tego dobrobytu były iluzoryczne, sam skutek kolejnych inflacji Fed-u, ale mimo to kryzys początku lat dwudziestych solidnie „oczyścił system ze zgnilizny” i stworzył solidne ramy dla trwałego wzrostu gospodarczego. Jak wiemy, sprawy potoczyły się zdecydowanie inaczej w 1930 roku. Mimo lekkiej polityki fiskalnej i monetarnej administracji Hoovera i Rezerwy Federalnej, która dziś, jak mówią eksperci, była błędna i koniecznie trzeba uniknąć „błędów Wielkiego Kryzysu ” – stopa bezrobocia rosła coraz wyżej i wyżej, osiągając nieprawdopodobny poziom 25 procent w 1933 roku. I oczywiście, po „wielkim skurczu” USA wpadły w stagnację lat trzydziestych, które z pewnością były najuboższą dekadą w historii kraju. Podsumowując: wydaje się oczywiste dla wszystkich, których umysł nie jest ciasno zamknięty w ramy doktryny keynesowskiej lub monetarystycznej: wolny rynek działa. Nawet w obliczu ogromnych wstrząsów wymagających dużych zmian strukturalnych, najlepsze co rząd może zrobić to obciąć własny budżet i doprowadzić do powrotu większych środków do sektora prywatnego. Ze swojej strony Rezerwa Federalna nie pomoże usuwać skutków powodzi na szokowanych rynkach kredytowych zrzucając im zielone kawałki papieru. Ceny zaś mogą się ustabilizować i osiągnąć rzeczywiste wartości rynkowe, jeśli tylko politycy i szefowie banków centralnych zechcą zrobić coś naprawdę prostego: zejść im z drogi.
Robert Murphy
Tłum. Krzysztof Sarna
***
Artykuł ukazał się pierwotnie na stronie Polsko-Amerykańskiej Fundacji Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego