Wielokrotnie rozważałem, czemu mężczyźni prezentują w swoim życiu tak różne postawy. Jest to zagadnienie zahaczające o ekonomię czy politykę, tym niemniej starałem się tutaj stworzyć jakąś własną aprioryczną perspektywę, jako że nauki humanistyczne często rozpatrują wiele powiązanych zjawisk w oddzieleniu od siebie. Zapewne wypadałoby wkrótce tą perspektywę systematycznie opisać, ale na to jeszcze przyjdzie pora. Teraz chciałbym w sposób niemal pozanaukowy wyjaśnić moje wątpliwości w określaniu postawy męskości, czyli zasadniczego elementu również mojej własnej tożsamości emocjonalnej.
Z tego, co zaobserwowałem na świecie, postawy wobec męskości dzielą się, podobnie jak w przypadku kobiecości, na dwie grupy. Po pierwsze, są na świecie ludzie przekonani o istnieniu obiektywnych i niezmiennych praw moralnych. Chcą oni kierować się w swoim życiu zasadami wywiedzionymi czy to ze starożytnych ksiąg, czy to własnej intuicji, czy też z badań nad przyrodą i odnoszeniu wniosków pochodzących z ich wyników do własnego życia. Takie czy inne, niezmienne wartości istnieją. A wiedza o ich istnieniu zapewni nam szczęście. Jeśli z jakiegoś powodu mamy wrażenie że jest inaczej, czujemy, że nasze życie, będące konsekwencją takich założeń, nie odpowiada nam, to znaczy że nie jesteśmy zgodni z zasadami, o których poprawności przecież jesteśmy najzupełniej przekonani. Wydaje się nam wtedy, że myśli i skłonności niezgodne z naszym światopoglądem powinny być z naszego umysłu konsekwentnie wypierane. Taką postawę określił bym mianem postawy ideologa.
Istnieją mężczyźni patrzący na swoją rolę w świecie zupełnie inaczej. Widzą, że wszelkie zasady nie spełniają ich oczekiwań. Wydaje im się, że dobre jest to, co sprawia im satysfakcję i chcą znaleźć tego w życiu tyle, ile się da. Ich działanie i rezultaty, jakie może wywołać to dla nich miara osobistego sukcesu. Odnoszą się z dystansem do wszelkich z góry danych schematów postępowania i pragną za każdym razem, kiedy mają taką możliwość, postąpić na swój własny sposób. Bliski im jest ideał przedsiębiorcy opisywany zarówno przez przedstawicieli Austriackiej Szkoły Ekonomii, jak i zwolenników filozofii obiektywizmu. Taką postawę określić mogę mianem postawy działacza.
Powyższe postawy doczekały się rozmaitych ujęć teoretycznych, w których jedna lub druga jest preferowana, najbardziej skrajnymi zwolennikami pierwszej są chyba muzułmanie, a drugiej – postmoderniści. Ale nie jestem pewien, czy we współczesnym świecie jakiekolwiek ideologie maja realny wpływ na postawy ludzi wobec życia.
Każdy, kto próbuje się zastanowić nad tym, zaobserwuje zapewne ogromny bezwład zmian, jakie dokonują się we współczesnej rzeczywistości i bezwład naszych własnych wysiłków w dążeniu do bycia jej częścią. Przyczyn tego szukałbym w wadliwości pewnych elementów religii, która doprowadziła ludzkość do ogromnych zmian, których świadkami jesteśmy od dwustu lat, czyli chrześcijaństwa. Nie chcę tutaj zaprzeczyć ogromnej pozytywnej wartości tych zmian. Uważam jednak, że zarówno kapitalizm, jak i demokracja – dwie podstawowe idee określające naszą współczesną cywilizację – w ciągu ostatnich lat dość mocno się zużyły i potrzebują zredefiniowania w takim kierunku, który odrzuci przestarzałe koncepcje moralności, sięgające swoim rodowodem czasów starożytnych.
Niektórych mogłoby oburzyć pewnie powyższe zdanie, jako że można uważać, że tak wiele robiono, począwszy od rewolucji francuskiej, aby się chrześcijaństwa z naszej cywilizacji pozbyć. Uważam jednak, że te wysiłki nie były udane, wręcz przeciwnie, niektóre z nich, jak na przykład komunizm, cofnęły ludzkość w jeszcze większe zacofanie. Zapewne nie każdy jest o istnieniu takich zależności przekonany, ale tutaj chciałbym się skupić na współczesnych symptomach funkcjonowania naszego społeczeństwa, które nie jest w żadnym wypadku odpowiednio zorganizowane, co doprowadza do ciągłych konfliktów, dla rozwiązywania których poświęca się mnóstwo czasu i pieniędzy.
Zacznijmy od ideologów. Wierzą oni w zbawczą moc wiedzy, która sprawia, że coraz więcej rzeczy jest dla nas jasnych, a życie da się lepiej zaplanować. Z tego powodu popierają publiczne finansowanie edukacji i przymus edukacyjny od 5 do 18 roku życia. Wierzą, że propagowanie w społeczeństwie wiedzy jest właściwe niezależnie od tego, czy sami obdarowywani tego chcą. Dlatego chętnie pracują na finansowanych przez państwo uniwersytetach i placówkach badawczych. Są przekonani, że ich wiedza czyni świat lepszym miejscem do życia, niezależnie od tego, że nie mają pojęcia lub nie zastanawiają się nad tym, jak liczne są zafałszowania i przekłamania, których dopuszczają się we wprowadzaniu tej wiedzy w życie ci, którzy należą do drugiej grupy.
Działacze wiedzą, że jedynym szczęściem, jakie mogą osiągnąć w życiu, jest ich szczęście osobiste. Z tego powodu nie wierzą w żadne uniwersalne dobro, a jedynie dobro własne. Które można osiągnąć dzięki aktywności ekonomicznej. Ideał przedsiębiorcy, o ile można tu w ogóle mówić o jakimś ideale, jest dla nich jedynym sensem egzystencji. Wierzą, że najważniejsze rzeczy w życiu to te, które można nabyć za pieniądze, dlatego zarabianie jak największej ilości pieniędzy jest celem funkcjonowania ich przedsiębiorstw.
Powszechnie uważa się, że prywatna przedsiębiorczość była podstawą przemian, jakie dokonały się w społeczeństwach i gospodarkach europejskich w XVIII i XIX wieku. Nie zamierzam polemizować z poglądem, że tak rzeczywiście było. Ale czy to, co się wtedy stało, było ostatecznym spełnieniem wszystkich potrzeb ludzkości, albo choćby świat, w którym żyjemy, jest zaprojektowany w sposób tak dobry, że bardzo ciężko wymyślić coś lepszego? Cóż, z pewnością trzeba najpierw określić, co nam się nie podoba.
Ludwig von Mises pisze w „Ludzkim Działaniu” o suwerenności konsumentów:
Ich zakupy bądź powstrzymanie się od zakupów decyduje o tym, kto powinien zarządzać fabrykami i firmami. Oni sprawiają, że biedni się bogacą, a bogaci biednieją. (…) Kapitaliści, przedsiębiorcy i właściciele ziemi mogą zachować i powiększyć swoje bogactwo jedynie przez jak najlepsze wypełnianie potrzeb konsumentów. Nie mogą wydawać pieniędzy, których konsumenci nie będą chcieli zwrócić im w postaci wyższych kwot płaconych za ich produkty. W prowadzeniu swoich firm muszą być nieczuli i zimni, ponieważ tacy są również konsumenci, ich szefowie.
A ja, obserwując współczesny świat, stwierdzam, że nie dostarcza mi się tego, czego potrzebuję. Mam wielki wybór i różnorodność w zaspokajaniu potrzeb fizjologicznych, mieszkaniowych, a nawet seksualnych, ale inne potrzeby, umieszczone na piramidzie potrzeb Maslowa wyżej, nie znajdują na znanym mi wolnym rynku odpowiedniego zaspokojenia. Czemu? Czyżbym nie wyrażał ich odpowiednio? Czyżby nie robili tego inni? A może jednak jest w każdym konsumencie jakaś wewnętrzna granica, uniemożliwiająca znalezienie tutaj odpowiedniego podejścia i blokująca rynkowe interakcje? Teoretycy wolnego rynku, szukający zastosowania dla dobrowolnych wymian w każdej dziedzinie życia, twierdzą, że można mówić o ekonomii małżeństwa. Okazuje się, że ekonomia taka może nam powiedzieć, na przykład, że jeśli chcę poślubić wyjątkowo ładną dziewczynę, to w zamian za jej zgodę mogę zobowiązać się do tego, że to ja będę zmywał naczynia. Teoretyzując na ten temat, musimy więc, tak czy owak, zniżyć się do rozważań na temat potrzeb fizjologicznych czy seksualnych. Czemu tak jest? Do odpowiedzenia sobie na to pytanie przybliżyła mnie inna książka Ludwiga von Misesa, „Interwencjonizm”.
Krytykując we wprowadzeniu doktrynę reform moralnych, pisze on:
Reformatorzy, których propozycje tutaj analizujemy, chcą ustanowić dodatkowe normy etyczne poza porządkiem prawnym i kodeksem moralnym stworzonym dla utrzymania i ochrony prywatnej własności. Dążą oni do tego, by wyniki produkcji i konsumpcji odbiegały od tych, które byłyby osiągnięte na wolnym rynku. Chcą wyeliminować siły, które kierują działaniami człowieka w gospodarce rynkowej. Określają te siły jako samolubstwo, egoizm, motyw zysku, itp. Chcą je zastąpić innymi siłami. Mówią o sumieniu, altruizmie, miłości braterskiej i uwielbieniu Boga. „Produkcję dla zysku” chcą zastąpić „produkcją użytkową”. Wierzą, że wystarczy to do zapewnienia harmonii współpracy ludzi w ekonomii opartej na podziale pracy i że żadna interwencja państwowa nie będzie konieczna.
Sądzę, że motyw zysku nie jest wszystkim, czym powinien kierować się przedsiębiorca, nawet wtedy, kiedy zakłada to również posłuszeństwo wobec państwowego aparatu ochrony własności, mogącego narazić go na niewspółmiernie wysokie straty. Niestety, chrześcijańscy ideologowie, nie mający pojęcia o istocie funkcjonowania wolnego rynku, silnie zaciemniają obraz, proponując zastąpienie „egoizmu” – „altruizmem”. Mises stwierdza tutaj i w wielu innych publikacjach, że nie wymyślono innego spójnego systemu funkcjonowania gospodarki, niż kapitalizm. Ale ten problem pojawia się być może dlatego, że wartości reprezentowane przez chrześcijaństwo są tak skrajnie przeciwne tym, które są wprowadzane w życie przez oparty na egoizmie wolny rynek. I mimo upływu 70 lat od napisania „Interwencjonizmu” nie jest wcale lepiej.
Tym, co blokuje w nas dążenie do zaspokajania wyższych potrzeb na sposób rynkowy, jest etyka chrześcijańska, która nie została jeszcze z tych dziedzin życia wyparta. Nadal wierzymy, że środki materialne są jedynie narzędziem do tego, aby praktykować swoją religię w jeszcze lepszy sposób, a więc dążyć do tych samych wyższych celów, co nasi przodkowie. Nie zauważając, że cele te prowadziły ich do życia przez wieki w stanie stagnacji, niewiele lepszej od stanu cywilizacji pozaeuropejskich. I mając nadzieję na wielką nagrodę po śmierci.
***
Tekst ten został opublikowany pierwotnie na blogu autora.
Brak praw autorskich: ten artykuł jest udostępniony na licencji Free Art License. Można go swobodnie modyfikować oraz rozpowszechniać zgodnie z warunkami tej licencji.
Być może potrzeby wyższego rzędu zrealizować już trzeba samemu i odwoływanie się do drugiego człowieka, niezależnie od panującego systemu ekonomicznego, jest tu kontrproduktywne. Z drugiej strony, potrzeby estetyczne, które są u Maslowa w czubie piramidy, jednak są w jakimś stopniu realizowane na wolnym rynku, teatry działają, galerie też, są filharmonie, muzykę, niemalże każdą, można kupić. Obrazami czy to w formie kopii czy oryginałów też się handluje. Ale żeby kupić, to trzeba wiedzieć czego się chce. A to, już zależy tylko od nas samych. A jeżeli tego na rynku nie ma, to brawo, odkryłeś swoją niszę, w której możesz zostać producentem-monopolistą – zostań artystą i wyraź to, czego nie zrobił do tej pory nikt inny.
Tzn. mógłbym sobie wyobrazić jakiś rynek doradców dla niewiedzących, czego chcą. Sęk w tym, że nie wierzę, aby ich pomoc okazała się skuteczna w przypadkach, które najbardziej jej potrzebują. Zresztą poniekąd ludzie kupują rzeczy z wyższych partii hierarchii potrzeb – na kozetkach u psychologów, nieprawdaż?
Mimo wszystko, sądzę, że jesteśmy na tyle indywidualni, że im wyższa potrzeba, tym bardziej się między sobą różnicujemy, zarówno w środkach jak i celach. I dlatego trudno oczekiwać na tym polu pomocy z zewnątrz. Trzeba sobie pomagać samemu. Coś w stylu uprzywilejowanego dostępu…
Ale i tak oczyma wyobraźni widzę już prawie pythonowski skecz o handlu życiowymi celami życiowymi. 😀
Eee, ale to tak nie działa. Rynek niech zapewnia to, w czym jest dobry, czyli potrzeby materialne, duchowe musimy odkryć i zrealizować sami.
Cnoty się z nikim nie wymieni. Samemu trzeba ją wyprodukować.
>Tym, co blokuje w nas dążenie do zaspokajania wyższych potrzeb na sposób rynkowy, jest etyka chrześcijańska, która nie została jeszcze z tych dziedzin życia wyparta.
No tak, jasne, zaraz nasuwa mi się fragment odcinka Family Guy, gdzie Stewie i Bryan (pies) przybywają do równoległego wszechświata, w którym nie było chrześcijaństwa, „a więc” nie było „ciemnych wieków”, zatem antyczny postęp mógł się rozwinąć lepiej i dalej niż u nas, tak że nawet proste potrzeby fizjologiczne były załatwiane automatycznie, a każda niewiasta była wyposażona, że ho ho.. fiu fiu.. niezły ROTFL.
A poważnie – wyższe potrzeby bez Chrześcijaństwa, które podkreśla ponadziemski i duchowy wymiar człowieczeństwa, by w ogóle nie wystąpiły, więc Twoja puenta traci podparcie z deczka.
A teraz to ty z deczka pitolisz, SzLZ. Rozumiem, że wg. Ciebie poganie nie mają i nie mieli potrzeb estetycznych, poznawczych czy nie upatrywali dla siebie jakichś celów życiowych, które mogliby realizować? To jest tak głupie, że nawet polemika z tym, stawia mnie w nieciekawej pozycji…
Acha, wiesz, że wyższe potrzeby, to niekoniecznie potrzeba bycia zbawionym przez Jezusa Chrystusa?
Wpierw sam sprawdź, czym są potrzeby duchowe, a potem „pitol”.
…
Tragicy greccy oczywiście nie mieli potrzeb duchowych, nie?
I starożytni Egipcjanie, a zwłaszcza faraonowie też nie mieli potrzeb duchowych. Ciekawe tylko czemu podporządkowywali się architekci i budowlańcy taszczący na saniach dupne kamienie. Pewnie ambicji i megalomanii, nie? No i kapłani, przygotowujący i udoskonalający sposoby mumifikacji.
To nie były oczywiście sprawy wynikające z potrzeb duchowych. Tylko ze szpanu pewnie.
No tak, ale, z prakseologicznego punktu widzenia, stwierdzić wypada, że skoro europejczycy tak chętnie przyjęli chrześcijaństwo, to widać ten żydowski wynalazek był im miły i bardziej zaspokajał potrzeby duchowe, niż, dajmy na to, kult Odyna. Ale są do dziś miejsca, gdzie Jahwe się bardzo słabo zadomowił. I pojawia się pytanie: skoro europejscy koloniści nie mogli tam zbudować cywilizacji europejskiej w oparciu o swoją religię, to jak zrobić to inaczej? Jak przekazać światu potencjał ekonomiczny naszej tradycji? W jakimś sensie udało się to amerykańskim doradcom, którzy współuczestniczyli po II Wojnie Światowej w budowie potęgi japońskiego przemysłu. Ale zaniedbano edukację ekonomiczną Japończyków, co zaskutkowało tragiczną polityką gospodarczą prowadzoną przez ich rząd po dziś dzień. Tak więc postęp techniczny musi być oparty o jakieś ideologiczne fundamenty, bez tego wysiłek ludzki obraca się wniwecz.
@Fanbatha, umiesz czytać ze zrozumieniem?
>No tak, ale, z prakseologicznego punktu widzenia, stwierdzić wypada, że skoro europejczycy tak chętnie przyjęli chrześcijaństwo, to widać ten żydowski wynalazek był im miły i bardziej zaspokajał potrzeby duchowe, niż, dajmy na to, kult Odyna. Ale są do dziś miejsca, gdzie Jahwe się bardzo słabo zadomowił.
Jahwe = judaizm.
Chrześcijaństwo = Bóg, Jezus Chrystus i Duch Święty.
Dobrze Urodzony, fakt. Pytanie tylko czy Europejczycy faktycznie tak chętnie przyjmowali chrześcijaństwo. Nie chciałbym tu wchodzić w buty jakichś antyklerykałów czy innych wojujących ateistów, ale jak na to nie patrzeć, taki chrzest Polski to wynik interwencji państwa, nieprawdaż? Przynajmniej tyle pamiętam ze szkoły, tzn. narracja jest taka, że Mieszko nie chciał dostać wpierdolu z Zachodu, i to była taka karta przetargowa, że a nuż, zostaniemy chrześcijanami, to nas Papiestwo ochroni, bo krześcijanin krześcijanina bić nie może, a w ramach chrytianizacji, to owszem, paganerowi w pysk dać wolno.
A skoro to była decyzja polityczna, i faktycznie był to chrzest Polski, a nie Polaków (tzn. była to wola władzy, a nie przeciętnych wyznawców Świętowita czy Swaroga), to wiadomo jakie zdanie wypadałoby mieć libertarianom w tej kwestii. Więc nie przesadzajmy z tymi chęciami.
To tak jakbyś dzisiaj miał się nawrócić na islam czy prawoczłowieczyzm brukselski, bo jak nie, to dostaniesz takim podatkiem, że się nie pozbierasz, a jak nie, to Cię eksmitują, bo dzielnica musi być 'czysta religijnie’. Skoro wierzący, w tym Polacy, w Niemczech żeby nie płacić kościelnego podatku podają się za ateistów, to co dopiero w sytuacji gdy państwo ustala, że konwersja jest kwestią ważną dla jego prestiżu, a może i w ogóle uzależnia kwestię jego bytu i zrobi wszystko, żeby swój cel osiągnąć.
Religia państwowa czystych rąk mieć nie może. Z tego względu, że właśnie jest państwowa. Niezbyt to odkrywcze, ale co tam…
Może SzLZ uświadomi nas jak to z tym chrześcijaństwem było i w jakich miejscach ludzie przyjmowali je dobrowolnie, a w jakich było to podyktowane względami politycznymi.
No właśnie. To samo z UE. Niby taki straszny socjalizm tam panuje, ale polscy liberałowie przez tyle lat nie potrafili sobie poradzić z głupią Stocznią Gdańską. Jakość naszych wartości jest zawsze weryfikowana przez działanie.
A Mieszko mógł dzięki zmianie wiary przywieźć sobie fajną żonę z zagranicy. A potem drugą.
Czemu mam bronic nie swoich tez?
A co, nie zgadzasz się z moją, że mariaż z państwem szkodzi każdej dziedzinie działania ludzkiego, jaka się z nim wiąże? Dlaczego praktyka religijna miałaby stanowić wyjątek – dzięki bożej interwencji?
Nie uważasz, że w czasach pierwszych chrześcijan wiara była zdecydowanie wyższej jakości niż dziś? Bo ja sądzę, że właśnie tak było, i to nie dlatego, że ich prześladowania zagrały akord z merytoryczną częścią treści tej wiary – Męką Pańską, cierpieniem, etc, chociaż jakiś wpływ na 'aktualność’ tej wiary pewnie i miało – każdy mógł przejść drogę Syna Bożego.
Ale z innego powodu. W czasach gdy gośćmi reklamującymi się rybcią karmiono lwy i inne zwierzątka, trzeba było naprawdę mieć jaja, żeby w to wierzyć i się do tego publicznie przyznawać. Ale nie chodzi tu też o jakąś wyższość moralną tych ludzi, cnoty. Ale o to, że chrześcijanami zostawali ludzie nieprzypadkowi, którzy w znacznej części nie dziedziczyli swojej wiary, decydowali się na nią sami, świadomie i jako dorośli uznawali za swoją.
I tym ludziom należy się szacunek i podziw. Ale jak się mają do tego chrześcijanie z wieków późniejszych, w momencie gdy ta religia stała się religią państwową, Rzymu? Albo dzisiejsze popłuczyny po tym wszystkim? Ludzie, którzy nie wiedzą ile jest przykazań, jak one brzmią, jaki jest w zasadzie sens śmierci Chrystusa, ale dumnie zwą się chrześcijanami. W niedziele na mszy oczywiście też ich nie uświadczysz, ale to chrześcijanie, hehe…
No nijak się mają, najogólniej rzecz biorąc. Nazywanie takich tym mianem w mojej ocenie jest krzywdzące i uwłaczające dla tych, którzy posłużyli za karmę dla kotowatych. A Kościół gówno z tym robi przecież.
No właśnie, działanie Kościoła… Jakiś czas temu, chyba po Bożym Narodzeniu, był news, że jakiś serwis społecznościowy, Beautyful People, zdaje się czy coś takiego, przetrzebił swoje szeregi, bo wykluczył ze swojego grona ludzi, którzy po świętach przytyli i nie zdążyli schudnąć w jakimś tam terminie, w związku z czym nie spełnili kryteriów, jakie ten serwis stawia swoim członkom.
Może i odbierzesz to jako świętokradztwo, SzLZ, ale Kościół mógłby się od tego durnego targowiska próżności, sporo nauczyć – dbania o tożsamość przykładowo. Durne, bo durne zbiorowisko pięknisiów, którzy zakładają ekskluzywny klub z Bóg wie jak prozaicznych powodów, ale jednak umie zadbać o to, aby klub realizował misję do jakiej został stworzony.
A Kościół? LoL. Jego misją już dawno przestało być głoszenie Eucharystii, skoro ludzie, nawet którzy sami uznają się za katolików, jej nie znają, nie znają podstawowych dogmatów, nie wierzą w piekło czy coś tam jeszcze. A jaki jest tego powód? A taki, że Kościół skupia się na tym, by w jego strefie wpływów znalazła się jak największa liczba ludzi, już nawet nie wyznawców jego nauk.
Skoro odstępców od wiary, heretyków czy jak ich tam zwiecie, w każdym razie tych, którzy opowiadają rzeczy niezgodne z naukami Kościoła się nie banuje, nie wypisuje, ekskomunikuje, czy coś, to później każdy ciągnie w swoją stronę i rozpieprza od środka tożsamość, jeśli ona jeszcze w ogóle tam jest. A najlepszym dowodem na to, że chodzi o ilość formalnych członków, jest to, jak cała ta organizacja odnosi się do apostatów, jak utrudnia im wystąpienie z całej tej wspólnoty, chociaż sama już wcześniej powinna ich wywalić, bo nie wierzyli w to, co było wymagane.
Przecież to jakaś paranoja. Goście robią tę uprzejmość, że sami przychodzą i mówią, że w to nie wierzą, nie spełniają warunków uczestnictwa w całym tym przedsięwzięciu, jakie są przed nimi stawiane, a zamiast podziękowań, że ułatwili sprawę administracji czy komuś, kto powinien odpowiadać za takie kwestie, że byli uczciwi wobec siebie i Kościoła, to im się na łby wylewa pomyje i próbuje odwodzić od tego kroku. „Nie, zostańcie, zastanówcie się nad tym jeszcze.” mówi się ludziom, których wiara jest martwa już od dawna.
No to jest tak żenujące, że nawet przykro to komentować, nawet mnie, chociaż jestem z poza tego całego burdelu.
A że nie chodzi o zbawienie jak największej ilości ludzi, to przecież wiadomo, bo nikt mi nie wmówi, że ateista, ale formalny katolik dostanie się za niebios bramy, podczas gdy ateista – niekatolik, apostata zostanie przed nimi. Że niby papież pomacha papierkiem, wizę wyda, pieczątkę przybije? Obaj wg. chrześcijaństwa, jeśli nie wierzą, że Chrystus był Synem Bożym, z tego co wiem, mają tak samo przesrane. Więc po co robić ludziom wodę z mózgu? Po co trzymać w swoim gronie ludzi, którzy nie chcą w nim być? Przecież macie tam jakiś odpowiedni tekścik o odcinaniu grzesznych części ciała, więc nie da się tego odpowiednio zinterpretować, żeby bany rozdawać?
Sprawa rozbija się oczywiście o kasę. I tutaj całe to lewackie ścierwo typu „Fakty i Mity” czy jak się to tam zowie, ma absolutną rację. O i ile ja nie mam nic przeciwko zarabianiu, nawet przez organizacje religijne, bo zysk to zysk, znaczy obie strony są zadowolone, to wypadałoby coś za tę kasę z tacy od siebie dać. Chociażby dbać o prestiż całej tej grupy wyznaniowej, usuwając tych, którzy do niej nie pasują.
Piszę emocjonalnie, nie dlatego, że mnie to jakoś rozczarowuje, po prostu jestem człowiekiem, który lubi gdy słowa znaczą to co faktycznie mają znaczyć. Jeżeli jakiś tam procent katolików nie wierzy w Sejtana 666 czy Ducha Świętego, a bycie katolikiem ponoć od tego zależy, to ja mam jakiś paradoks przed sobą, i w dodatku niczemu on nie służy, poza rozmywaniem mi znaczeń słów.
Gdyby KK zależało na wierze swoich łowieczek, hej! to by powypieprzał ze swoich szeregów tych wszystkich przypadkowych ludzi, tych którzy tam nie byli ileś razy się spowiadać, czy wielkanocy nie obchodzą. Od razu odmowa pochówku czy co tam za usługi oferujecie swoim członkom, powinna iść, itd. Chrzest tylko dla dorosłych i już jakość wiernych idzie w górę, bo nikt nie zostaje katolikiem z automatu.
Kontrola jakości wiary i wiernych – jak w każdej innej firmie i będziecie mieli dobry produkt. Może chętnych na niego będzie 10x mniej, może 100. Wiele budynków trzeba będzie sprzedać, ale przynajmniej ludzie dostaną katolicyzm a nie wybór katolicyzmopodobny. No i kolejna sprawa, związki z państwem. Trzeba po prostu je zrywać. Skończyć z pierdoleniem, że państwowe oparcie daje prestiż, bo nie daje, tylko odbiera. Żadnej religii w szkołach, żadnego przymusowego nauczania. Profesjonalna promocja, a nie takie działania na odwal nastawione na masy.
I na dobre to wyjdzie każdemu. I wierze, i wiernym, i kapłanom i całemu wizerunkowi firmy. No ale są priorytety i priorytety. Jak się jest pazernym i głupim, to się wszystko straci. I tyle mam do powiedzenia o powszechnym, apostolskim kościele jako odstępca od wiary i deista.
Z przykrością przyznaję Ci racje co do „jakości Chrześcijaństwa”, ale cóż ja mogę? Każdy wypowiada się wyłącznie w swoim imieniu i odpowiada za swoje postępowanie. Jest mnóstwo hipokrytów i ignorantów, którzy nawet nie wiedzą w co wierzą i zapewne Kościół (jako hierarchia duchownych i innych nauczycieli) ma w tym swoją winę, ale nie można jej całej tylko na niego przerzucać. Zło w ludziach tkwi jak świat stary, czy to 2000 lat temu, czy dzisiaj. Natomiast Nauka Kościoła jest niezmienna, są instytucje i organy, które zapobiegają temu, by nie tożsamość została zachowana. I zgoda, może po okresie II wojny św. zaczęło się to powoli niebezpiecznie rozluźniać, potem pojawiły lewicujące i heretyckie tendencje w samym Kościele, których owocem był po części SW II, ale nie jest tak, żeby jawne odstępstwa od doktryny były tolerowane i niekarane; i teraz powoli wracamy na właściwy tor, dzięki takim ludziom jak B16. Chociaż IMO tradycjonaliści przesadzają z tym, jakoby katolicyzm się protestantyzował, bo uwypuklił coś, co było w nauczaniu od zawsze, czyli takie prawa człowieka etc.
„Od razu odmowa pochówku czy co tam za usługi oferujecie swoim członkom, powinna iść, itd. Chrzest tylko dla dorosłych i już jakość wiernych idzie w górę, bo nikt nie zostaje katolikiem z automatu.”
Chrzest to dopiero początek, potem jest jeszcze komunia, bierzmowania.. a trakcie Wielkiego Postu odnawianie przyrzeczeń chrzestnych…
Poza tym, jak sobie wyobrażasz „badanie” uczciwości przeciętnego parafianina? Każdy ma własne sumienie i Bóg to osądzi, czy wierzył naprawdę, czy szczerze się modlił etc. To fakt, iż takie trzymanie się tradycji dla samej tradycji jest puste i jałowe, ale takich ludzi, z mojego doświadczenia, jest garstka, bo prędzej czy później zaprzestają z podobną praktyką w ogóle. I trudno. Nikogo na siłę nie można zmuszać do wiary. A że są politycy i wreszcie rządy, które próbują to czynić – postępują niemoralnie, a co więcej niezgodnie z Nauką Kościoła.
I na koniec – jestem tylko skromnym robakiem, wg którego wcale tak źle nie jest, jak opisujesz, a Ty mi tutaj z takiej grubej i ogólnej rury.. cóż ja mogę? Nie jest tragicznie.. ludzie są i będą kłamcami, ale Kościół dawał i da sobie radę. 😉
Władza zawsze się wyżywi. Gorzej z ludem. Jakie masz Kamilu zdanie o takich zarzutach?
@autor
„przestarzałe koncepcje moralności, sięgające swoim rodowodem czasów starożytnych”
„przestarzałe” koncepcje moralności, sięgające swoim rodowodem czasów starożytnych. czyli grecka, pogańska prapolska i generalnie indoeuropejska zostały odrzucone stulecia temu i zostały zastąpione koncepcjami judeochrześcijańskimi [wywodzącymi się z chrześcijaństwa i islamu]
-warto sobie powtórzyć na czym się opierały
@autor
„przestarzałe koncepcje moralności, sięgające swoim rodowodem czasów starożytnych”
„przestarzałe” koncepcje moralności, sięgające swoim rodowodem czasów starożytnych.
czyli grecka, pogańska prapolska i generalnie indoeuropejska zostały odrzucone stulecia temu
i zostały zastąpione koncepcjami judeochrześcijańskimi [wywodzącymi się z chrześcijaństwa i islamu]
-warto sobie powtórzyć na czym się opierały
Oj, a Ty mi tu o grzesznikach wyjeżdżasz. Wiadomo, człowiek jest niedoskonały, myli się, nie domaga. No i git, grubaski z tego serwisu, o którym pisałem, też na swój sposób zgrzeszyli. Dostali nawet czas na pokutę i poprawę, ale z niego nie skorzystały, i kierownictwo się z nimi pożegnało – wrócić będą mogli jak schudną i znowu wyładnieją. 🙂
Czyli można realizować jakieś tam ideały, mimo niedoskonałości człowieka, tylko potrzebna jest do tego wola, chęć dążenia do perfekcji. Zresztą sam serwis też mógł przecież popełnić błąd i wywalić kogoś stamtąd niezasłużenie – z tym też trzeba się liczyć, bo pomyłka może zdarzyć się każdemu. Ale oni wykazują wolę do realizowania misji jaką sobie ustalili – gromadzenia jakichś ludzi, którzy spełniliby jakieś ustalone kryteria kanonów piękna w ich mniemaniu – i jakoś to robią.
A błędy KK polegają nie na jakichś pomyłkach poszczególnych indywiduów, tylko na wybraniu złego celu i metod działania. Sądzę, że ta powszechność tutaj szwankuje. Jeżeli organizacja nie jest elitarna, nie zachowa tożsamości i będzie równała w dół. Pomysł, żeby wszystkich najpierw ściągnąć i utworzyć Duchowy Front Jedności Narodu, czy coś takiego, a potem ewentualnie ich nauczać i nauczyć tego, co niby powinni wiedzieć jest po prostu wyjątkowo głupi. Jeżeli bowiem włącza się do grupy ludzi, którzy uważają, że aborcja jest w sumie OK, in vitro pożądane a kobiety powinny być księżmi, to później nie można się dziwić, że oni znajdą sobie swoich reprezentantów i jak w normalnej polityce będą forsować swoje rozwiązania.
I tak też są tam u was jacyś moderniści czy rabin w czasie Wielkanocy, ale to Ty mi sam możesz mówić, co tam jest, a czego jeszcze nie ma, bo ja się nie orientuje dokładnie jak ta cała polityka kościelna wygląda. Wystarczy, że muszę znosić państwową…
No więc taki pomysł jest chory – przed ludźmi uczciwie trzeba postawić wymagania, powiedzieć; oczekujemy tego, tego, tego – komu się nie podoba, spierdalać gdzie indziej – następnie wziąć tych, którzy pozostali i z nimi pracować nad tym co ma być osiągnięte. Przyjmować kolejnych chętnych, wywalać tych, którzy rezygnują i być w tym konsekwentnym.
Tym bardziej, że tu też działa inny mechanizm – jeśli coś jest elitarne, to uczestnictwo w tym nobilituje. A jak nobilituje, to warto dać już coś od siebie, mobilizuje do działania. A jak jest powszechne? No właśnie. To musi dopasować się do najsłabszego ogniwa.
Dlatego obrona w stylu, że to grzesznicy jakoś do mnie nie przemawia, skoro inni grzesznicy, równie grzeszni a pod względem pychy, na katolickie standardy, może i dużo bardziej grzeszni, potrafią się zorganizować i bronić interesu w jakim się spotkali, a KK, który rzekomo ma być ostoją wartości Europy, dzierżycielem drogowskazów dobra i zła, etc. nie potrafi im dorównać, chociaż tylu świętych, tradycji i czegotam jeszcze chcesz, stoi za nim, to znaczy, że się po prostu nie stara.
A interes przecież, którego ma bronić, to nie konkurs piękności, tylko chyba coś trochę bardziej doniosłego, nie? Jakieś zbawienie ludzi, walka o ich życie po śmierci u boku Boga (Bóg ma trzy boki, prawda?) czy coś w ten deseń, może więc warto byłoby się ciutkę bardziej postarać… chociaż może to gówno warte i lepiej poużywać ministranta, ja się tam nie znam. To nie moje pokemony.
Ojejku, no normalnie. Nie chodzi, żeby tam pełną inwigiliację robić, śledzić czy ktoś się tam modli odpowiednią ilość razy i czy przypadkiem nie po bożemu spełnia obowiązki małżeńskie w jakichś wyuzdanych pozycjach. No ale jak ktoś na kolędę xiędza nie wpuszcza, szczuje psami, czy mówi, żeby spierdalał klecha czem prędzej, to wypada nazwisko takiego delikwenta zapisać, zaaplikować mu bana i poinformować, że nie jest już członkiem KK. I tyle.
Jak Pan Polityk w TV mówi, że jest katolikiem, ale nie zgadza się z tym, z tym i z tamtym i się nie dostosuje i jeszcze ustawę wprowadzi nieprawomyślną wg. Kościoła, to już maksymalnie po tygodniu ekskomunikę powinien dostawać.
Jak Pani Celebrytka Wielce Sławna znowu publicznie zrobi coś nieteges i się tym będzie chwaliła, to ostrzeżonko a przy recydywie ban. Przede wszystkim reakcje na publiczne wystąpienia – przecież da się to monitorować, nie? Nie da się? Da się. I co, ja mam was tego uczyć? Bosz…
A później stopniowo w dół. Jeżeli akurat jakiś xiądz se czyta liberalis.pl i widzi, że jeżdże po KK jak po łysej kobyle, a później wyrażam zdanie, że w kwestiach teologicznych zdecydowanie się z chrześcijaństwem nie zgadzam, to już powinien chwycić za klawirę i spróbować się ze mną skontaktować, czy aby nie mam ochoty opuścić tej święconej instytucji, jeśli do tej pory tego nie zrobiłem (a nie zrobiłem, bo mi się nie chciało i doszedłem do wniosku, że to w interesie kościoła jest mnie z niego usunąć i to jego psi obowiązek; i tak se czekam na tę ekskomunikę i czekam, a tu dupa, nic takiego nie następuje).
Tyle, że po takim odsiewie okazałoby się ilu true- katolików jest w rzeczywistości. A tego Kościół się po prostu boi i woli żyć w matriksie. Ludzie zresztą też jest tak wygodnie. Film se o kremówkach papieża obejrzą i już lans z pokoleniem JP2. Na początku myślałem, że chodzi o Pokolenie Jurassic Park 2, ale jedynka przecież była lepsza…
A grubej rury postanowiłem użyć, bo ostatnio mnie dziewczyna wyciągnęła na „Agorę” – poszedłem, bo rzadko kiedy powstaje jakiś fabularny film dotyczący filozofów, a tym bardziej żeby pokazywali to w kinach; to Hypatii sobie nie odpuściłem. No i wrażenia miałem takie nie za ciekawe, gdy idzie o kondycję jakiejkolwiek religii, która staje się państwową, oficjalną i w ogóle certyfikowaną.
To znaczy, ateiści, ci bojowi, pewnie odebrali film jak gazwyb poucza, i musieli mieć niezły ubaw, że wierzący w jakieś niezbyt różniące się od siebie fikcje, obrzucają się kamieniami, sztyletują i w ogóle zachowują jak polscy pseudokibice. Wiadomo, reakcja psów Pawłowa… i jeszcze chrześcijan można oskarżyć o krwiożercze zapędy, więc film w pytę.
Ale moim zdaniem tam było doskonale przedstawione, że tak naprawdę takie konflikty to czysta polityka. Nie ma czegoś takiego jak wojna religijna. Uwierzyłbym w to, gdybym zobaczył, jak w czasie dysputy teologów, dochodzi do regularnej bójki – wtedy tak. Ale skoro ludzie, którzy najlepiej wiedzą o co chodzi w ich religiach, potrafią wyjść z takiego spotkania bez ubytków w kończynach i zębach, to zabijający się plebs na ulicy nie prowadzi, żadnej wojny religijnej, tylko co najwyżej jego religie są wykorzystane przez sprytnych skurwysynów, którzy chcą osiągnąć jakiś cel polityczny.
Jeśli nie będzie różnic religijnych, to wykorzystają różnice etniczne. Jak nie etniczne, to klasowe. Nieważne jakie – ważne, że „wojna jest jak serial – musi trwać” i potrzebuje do tego jakiegoś paliwa, bo są jacyś kolesie, którym jest to na rękę.
No i jeszcze mi się przypomniała wizyta Woodsa na UO, jakiegoś takiego krześcijańskiego libertarianina, minarchisty chyba. Opowiadał o tym jaki to KK bywał wolnorynkowy, jaki wkład miał w ekonomii, etc. Ale jak nadeszła pora pytań, to nie miał za łatwo, a gdy go zapytałem, czy wierzy że Kościół w najbliższym czasie będzie gotowy odciąć się od państw, w sensie; nie wykorzystywać przymusowego aparatu państwa do realizacji swojej misji, to stwierdził, że niestety w to wątpi. Potem chciałem zadać mu drugie pytanie: dlaczego więc z tymi wykładami nie jeździ głównie po kuriach czy innych plebaniach i nie tłumaczy tego wszystkiego hierarchom, ale chłop tak zmarkotniał i widać było, że stracił sens swojej pracy, że nie chciałem go już dobijać i spasowałem.
Ale tak faktycznie jest – kościół państwa nie odpuści. Jak można chrystianizować poprzez państwo, to szansę trzeba wykorzystać. Państwo to siła i potęga jest i basta – skoro można komus za pomocą państwa coś kazać, to dlaczego nie kazać mu zachowywać się tak, jak powinien zachowwać się wierzący, nie?
No i niewielu potrafi dojść do tej prostej odpowiedzi: bo to nie działa, a nawet szkodzi. Gdy spogląda się w państwo, trzeba uważać żeby państwo nie spojrzało w nas. Kościół tego nie wie i do tego państwa się upodabnia, przejmując jego wady.
That’s all, folks. Dobranoc.
@Dobrze Urodzony,
Czy to jeden z tych tekstów, że władza papieża jest niechrześcijańska czy coś? Jeśli tak, to bzdura. Głową Kościoła na ziemi jest papież, czyli następcy Św. Piotra. To jest jasno wyłożone w PŚ.
>Ojejku, no normalnie. Nie chodzi, żeby tam pełną inwigiliację robić, śledzić czy ktoś się tam modli odpowiednią ilość razy i czy przypadkiem nie po bożemu spełnia obowiązki małżeńskie w jakichś wyuzdanych pozycjach. No ale jak ktoś na kolędę xiędza nie wpuszcza, szczuje psami, czy mówi, żeby spierdalał klecha czem prędzej, to wypada nazwisko takiego delikwenta zapisać, zaaplikować mu bana i poinformować, że nie jest już członkiem KK. I tyle.
No i tak się dzieje przecież, ale Kościół nie powinien i nie odwraca się od nikogo ostatecznie. W tym roku nie wpuścili, może w następnym otworzą, czemu by nie próbować? Oczywiscie wszystko zostaje zanotowane i „karta” delikwenta została stworzona.
>dlaczego więc z tymi wykładami nie jeździ głównie po kuriach czy innych plebaniach i nie tłumaczy tego wszystkiego hierarchom, ale chłop tak zmarkotniał i widać było, że stracił sens swojej pracy, że nie chciałem go już dobijać i spasowałem.
Bo oni to wiedzą, a przynajmniej wiedzieć powinni (a to już zależy od jakości kształcenia seminaryjnego, któremu niestety brak wykładów filozoficznych).
>Jak Pani Celebrytka Wielce Sławna znowu publicznie zrobi coś nieteges i się tym będzie chwaliła, to ostrzeżonko a przy recydywie ban. Przede wszystkim reakcje na publiczne wystąpienia – przecież da się to monitorować, nie? Nie da się? Da się. I co, ja mam was tego uczyć? Bosz…
Bosz.. no i tak się dzieje. Śledzisz wypowiedzi różnych hierarchów na wypowiedzi niektórych polityków? Nie sądzę.. ale też trudno, żeby KRK odpowiadał na wszystko, co jakaś osoba „publiczna” powie. To absurd. Nauka jest jasna i dostępna dla każdego chętnego. Kto chce się dowiedzieć, jakie zdanie ma Chrystus w danej kwestii, ten może łatwo sprawdzić. To, co Ty sugerujesz pachnie mi upartyjnieniem Kościoła w sensie dosł. Co oni, Ty my zaraz kontra..
LoL. Leżę na łopatkach. Ja sądziłem, że gdzie jak gdzie, ale w seminariach to filozofia powinna być podstawą. No ale co ja tam wiem, durny poganin jestem.
Ojej, wypowiedzi hierarchów… A co za tym dalej idzie? Nic. Żadnych działań. Tak samo można se pogadać o pedofilii – samo gadanie niczego jakoś nie zmienia – za każdym słowem powinna iść jakaś decyzja. A na razie, to polityk coś tam se powie, a biskup mu tam palcem pogrozi, lub w ogóle odniesie się tak nieosobowo, że tylko ktoś kto to śledzi, będzie wiedział, że pije do takiego czy owego przypadku. Jedni udają, że słuchają, drudzy udają, że nauczają i wszystkim jest wygodnie. No panie, parodia.
Jakby to była moja firma, to bym urządził taką selekcję, że kamień na kamieniu by nie został.
Nauka może być dostępna dla każdego, ale uczestnictwo w tym całym klubie już takie nie powinno być. Co z tego, że ja tę naukę być może znam lepiej od pospolitego katola, skoro się z tym nie zgadzam? A ponoć trza się zgadzać we wszystkim, nie?
I to nie jest żadne upartyjnienie, bo tam nie ma miejsca na partie. Odpowiedź na konkretne działania powinna być możliwie jak najszybsza. Przecież na tym polega dobra kontrola jakości. Nie można se olewać i lekceważyć, że wypuszcza się buble i zastanawiać się co z tym później robić, jak już się tego sporo nazbiera.
>Tym bardziej, że tu też działa inny mechanizm – jeśli coś jest elitarne, to uczestnictwo w tym nobilituje. A jak nobilituje, to warto dać już coś od siebie, mobilizuje do działania. A jak jest powszechne? No właśnie. To musi dopasować się do najsłabszego ogniwa.
A dopasowywuje się? Kościół jest strażnikiem tej samej nauki Chrystusowej, która została ludziom objawiona 2010 lat temu. I jest elitarny, bo tylko wybrani są w stanie uzyskać łaskę wiary i w niej wytrwać (z przerwami czy nie) aż do końca ziemskiego pielgrzymowania. Bóg daje szanse wszystkim, ale nie każdy jest zdolny temu podołać.
@FanBatha: Leżę na łopatkach. Ja sądziłem, że gdzie jak gdzie, ale w seminariach to filozofia powinna być podstawą. No ale co ja tam wiem, durny poganin jestem.
O ile wiem, to była przed okresem „skażenia” Kościoła modernizmem (przełom XIX/XX w.).
>Ojej, wypowiedzi hierarchów… A co za tym dalej idzie? Nic. Żadnych działań. Tak samo można se pogadać o pedofilii – samo gadanie niczego jakoś nie zmienia – za każdym słowem powinna iść jakaś decyzja. A na razie, to polityk coś tam se powie, a biskup mu tam palcem pogrozi, lub w ogóle odniesie się tak nieosobowo, że tylko ktoś kto to śledzi, będzie wiedział, że pije do takiego czy owego przypadku. Jedni udają, że słuchają, drudzy udają, że nauczają i wszystkim jest wygodnie. No panie, parodia.
Mylisz się, ale co innego pedofilia, za którą idą decyzje, a co innego wypowiedzi polityków i innych osób publicznych. Na litość, żyjemy w czasach, gdzie co herezja jest czymś na porządku dziennym, więc reakcja Kościoła musiała by być 24 godzinna.. Nie tędy droga.
>Nauka może być dostępna dla każdego, ale uczestnictwo w tym całym klubie już takie nie powinno być.
I nie jest.
>Co z tego, że ja tę naukę być może znam lepiej od pospolitego katola, skoro się z tym nie zgadzam? A ponoć trza się zgadzać we wszystkim, nie?
Nico. Trzeba jeszcze wiary, żeby stać się członkiem tego klubu.. wiary!
😉
>I to nie jest żadne upartyjnienie, bo tam nie ma miejsca na partie. Odpowiedź na konkretne działania powinna być możliwie jak najszybsza. Przecież na tym polega dobra kontrola jakości. Nie można se olewać i lekceważyć, że wypuszcza się buble i zastanawiać się co z tym później robić, jak już się tego sporo nazbiera.
Miałem na myśli Twoją propozycje, żeby katolicyzm odpowiadał na każdą głupotę, która padnie z ust polityka czy innej znanej osoby. Tak jak partie się ciągle między sobą ścigają i przekrzykują, tak Ty IMO widziałbyś rolę Kościoła.
A mało to ludzi tam macie?
Nie mówię, że na każdą, ale na przynajmniej tyle, ile jest w stanie. I nie odpowiadał, w sensie gadki-szmatki, tylko wyciągał konsekwencje wobec swoich zbuntowanych owieczek. Jeżeli bycie katolikiem ma jakąś wartość dla polityków, np. żeby inni katolicy na nich głosowali, to zaczną się pilnować, ale dopiero wtedy, gdy zobaczą, że ten status łatwo można stracić.
I nie chodzi o to, żeby kogoś przekrzykiwać, tylko wykluczać po prostu.
Chodzi o takie pomysły jak exkomunika Ewy Kopacz? Sprawa kontrowersyjna, ale niby ciekawe. Ale problemem organizacyjnym w robieniu tego na większą skalę jest centralizacja Kościoła. Nie ważne, ilu ludzi będzie miała kuria – jeśli jeden człowiek będzie musiał podejmować co dzień ważne, polityczne decyzje, to szybko stanie się to mało wiarygodne. Zwróćmy uwagę, jak robi to „salon” – każda decyzja niezgodna z podzielanym przez ludzi centrolewicy światopoglądem może zostać oprotestowana w bardzo wielu mediach i przez wielu niezależnych ludzi jednocześnie. Oni tego na pewno ze sobą nie uzgadniają – po prosu każdy czyta „Wyborczą” i wie, co robić w każdej sytuacji.
Każdy, kto swoimi słowami lub działaniami łamie w którymś punkcie Naukę KRK sam się automatycznie od niego wyklucza.
SzLZ,
Każdy, kto swoimi słowami lub działaniami łamie w którymś punkcie Naukę KRK sam się automatycznie od niego wyklucza.
w sensie, że mnie już nie ujmują w statystykach? Bo ja mam – przyznam szczerze – wrażenie, że jednak obejmują. Choć dopuszczam możliwość pomyłki, temat mnie kompletnie nie interesuje…
FatBantha,
możesz mi zapodać coś więcej na temat „Agory”? Zastanawiałem się, czy nie obejrzeć, a znajoma mówił, że dobre…
Smootny, to znaczy chcesz jakichś fachowych analiz krytyków literackich, krótkiej recenzji, spoilerów czy zwykłego szkicu fabularnego, o czym to to?
Ogólnie rzecz biorąc neoplatonizmu w filmie jest mało, jeśli już to można prędzej znaleźć tam wątki pitagorejsko-geometrycznofilskie. Głównie poruszane są kwestie natury astronomiczno-kosmologicznej, tj. weiszowa Hypatia ma wątpliwości, gdy idzie o obowiązujący model ptolemejski, który uznaje za zbyt wymyślny i przekombinowany, eksperymentuje sobie z innymi i w końcu usiłuje poprawić ten Arystarcha z Samos, heliocentryczny.
No i ogólnie stara się nie zawracać sobie głowy polityką, którą jednak coraz trudniej ignorować, zważywszy na to, co się dzieje w Aleksandrii.
A to co się dzieje, też jest ładnie pokazane, bo przez pryzmat jej studentów, którzy do tych wydarzeń podchodzą z różnym nastawieniem. Upaństwowienie chrześcijaństwa z wszystkim, co się z tym wiąże, też jest dosadnie zaakcentowane, no ale o tym już wspominałem.
Co tam jeszcze… o, jest jeden, w sumie prosty, zabieg, ale Ci go nie zdradzę, bo może się jednak wybierzesz, który myślę, że się nieźle sprawdza i pozwala przyjąć optykę Hypatii w kwestiach priorytetów.
W ogóle całość jest dość sprawnie zrealizowana, może tylko musowe ukazanie męczeństwa za naukę, można było trochę mniej pretensjonalnie ukazać, ale ogólnie nie było źle.
Znajoma ma rację – dobre. Przede wszystkim dlatego, że rzadko w ogóle ktoś porusza taką tematykę, to raz. Dwa, że to jest dość bezpośrednie i naturalistyczne, nie wyczuwa się więc fałszu – tzn. faktycznie tak mogło być, nie trzeba wielkiego wysiłku, żeby zawieszać niewiarę i „łykać” co nam reżyser serwuje. Wizualnie film ciekawy, muzyka bez żadnych charakterystycznych motywów, które zapadłyby w pamięć, ale klimat oddaje.
Mnie się ten film podobał, może nawet sobie go kupię, jak wyjdzie na nośnikach optycznych.
Idź, idź. Obejrzyj sobie.