Współczesnemu człowiekowi trudno jest zrozumieć, że wartości, które próbuje zaszczepić w nas kapitalizm i państwo są nie tylko zaprzeczeniem wartości pierwotnych (takich jak pomoc wzajemna) stojących u podstaw rozwoju gatunku ludzkiego, ale są wręcz wypaczeniem natury ludzkiej.
Kapitalizm stara się w człowiekowi zaszczepić rywalizację, chciwość, egoizm, przywiązanie do hierarchii i brak poczucia wspólnoty a także solidarności. Natomiast zysk i bogacenie się uznawane są w obecnym konsensusie za jedyny (a przynajmniej najważniejszy) sens życia społecznego (przynajmniej tych najbogatszych. Sensem życia ubogich jest bogacenie bogatych by byli jeszcze bogatsi a oni jeszcze biedniejsi). Nie są to jednak wartości, które stały u podstaw rozwoju naszego gatunku.
Wręcz przeciwnie – przez ludzi pierwotnych uznane byłyby za złe. Lecz jak słusznie zauważył Murray Bookchin[1], kapitalizm to „zło”, obrócił w „cnoty”, które w społeczeństwach kapitalistycznych mają stać u podstaw relacji społecznych. Kapitalizm i państwo kapitalistyczne dążą do jak najgłębszego ich zakorzeniania tak wykorzenić wartości pierwotne z człowieka. Stąd też tak wielu osobom ciężko jest sobie wyobrazić, iż człowiek z natury nie jest jednostką indywidualną a kolektywną, że nad własne dobro najczęściej przedkładał dobro ogółu, cenił współpracę a nie rywalizację a wczesne społeczeństwa, w przeciwieństwie do obecnych, były niehierarchicznie – także pod względem ekonomicznym.
Dzieje się tak pomimo faktu, że tzw. darwinizm społeczny jako prąd intelektualny, który dążył do unaukowienia kapitalistycznego modelu społecznego, w myśli socjologicznej i społecznej został zmarginalizowany i odrzucony przez większą część świata nauki wiele lat temu (z różnych powodów, w które nie ma sensu się zagłębiać). Mimo to w dalszym ciągu jego naleciałości oraz pozostałości są wszechobecne w powszechnym przekonaniu i wielokroć powtarzane są nawet przez świat nauki.
Zastanówmy się nad sensem jednego z takich powiedzeń, które jest naleciałością darwinizmu społecznego – prawo dżungli. Ma ono oznaczać powstanie sytuacji, w której rodzi się zaciekła, krwawa rywalizacja, i z której zwycięsko wyjdzie tylko jedna ze stron. W tej rywalizacji nie ma żadnych zasad – ma to być po prostu prawo silniejszego. Silniejszy wygra, słaby ulegnie. W stanie natury poniósłby śmierć. Oczywiście w wyobrażeniu wielu ludzi tak właśnie wygląda świat natury oraz tak właśnie zachowywał się człowiek pierwotny.
Nie jest to prawda. Naturalnie takie zachowania istnieją a w związku z tym są spotykane. Nie są one jednak regułą. Wręcz przeciwnie – poza niektórymi gatunkami zwierząt – są one odstępstwami od natury. To pomoc wzajemna jest naturalnym czynnikiem rozwoju i tylko wtedy dany gatunek może zwiększyć swoją populację. I w tym sensie prawo dżungli powinno nam się kojarzyć z pomocą wzajemną, życiem społecznym a nie zaciekłą rywalizacją czy prawem silniejszego. Wbrew jednak ogólnemu zdziwieniu nie jest to wyodrębniony pogląd badaczy o lewicowych (komunistycznych) zapatrywaniach, takich jak Piotr Kropotkin, lecz był to pogląd samego Karola Darwina, który powody przetrwania człowieka widział w pomocy wzajemnej:
„Słabość fizyczna i niezdolność do szybkiego biegania a także brak broni naturalnej są u człowieka więcej niż zrównoważone po pierwsze przez jego zdolności umysłowe, i po wtóre przez ludzkie właściwości społeczne zapewniające człowiekowi pomoc towarzyszy”[2]
Z resztą Darwina ciężko byłoby podejrzewać o szerzenie tak prymitywnego darwinizmu jaki propagowali Huxley czy Spencer. Przecież Karol Darwin ukochał sobie obserwowanie żuków. A żuki jak wiemy są jednym z najbardziej społecznych owadów, które swe istnienie opierają w pełni na mocy wzajemnej.
Nad wyraz trafny przykład pomocy wzajemnej wśród żuków podaje nam Piotr Kropotkin w swej Pomocy Wzajemnej w świecie przyrody opisując zachowanie żuków grabarzy:
„Grabarze żyją zwykle pojedynczo, skoro jednak któryś z nich znajdzie ciało myszy lub ptaka, którego sam nie zdołałaby pochować, zwołuje 4,6 lub 10 innych grabarzy w celu dokonania pogrzebu wspólnymi siłami; w razie potrzeby przenoszą ciało na miękki grunt i chowają je w pewien szczególny sposób, nie walcząc przy tym specjalnie o to, któremu z nich należy się przywilej złożenia jajek w tej zdobyczy”[3].
Myśliciele o liberalnych zapatrywaniach negują jednak rolę pomocy wzajemnej. Przykładowo Herbert Spencer – socjolog, darwinista i filozof liberalny – uważał, że świat ludzi pierwotnych to świat walki wszystkich przeciwko wszystkim. To prawo silniejszego i w końcu to moralność silniejszego. Za wszelką cenę ten myśliciel nie chciał nadać człowiekowi prawa do posiadania instynktu społecznego i oparcia swego rozwoju na pomocy wzajemnej a nie rywalizacji. Co dziwne – tego samego prawa nie odmawiał innym zwierzętom niż człowiek[4].
Kropotkin miał więc rację. Dla liberalnych darwinistów świat człowieka prymitywnego to świat niemal wyjęty z myśli Hobbesa. Wbrew naukowym faktom, liberałowie do tej pory wyznają koncepcje niemal żywcem wyjęte z Lewiatana, zgodnie z którym:
„[ludzie] na drodze do swego celu (którym jest przede wszystkim zachowanie własnego istnienia, a czasem tylko własne zadowolenie) starają się zniszczyć jeden drugiego albo sobie podporządkować. (…) Przed tą nieufnością wzajemną nie może się człowiek zabezpieczyć niczym tak rozumnie, jak podejmując środki zaradcze; a mianowicie siłą lub podstępem opanowując wszystkich ludzi, których opanować może, póki nie widzi żadnej innej siły dość wielkiej, by mogła mu zagrozić. Tak postępując nie czyni on nic więcej niż to, czego wymaga jest własne samozachowanie; a to jest ogólnie dozwolone[5]. (…) Tak więc w naturze człowieka znajdujemy trzy zasadnicze przyczyny waśni. Pierwsza, to rywalizacja; druga to nieufność; trzecia, to żądza sławy. (…) Ta wojna każdego człowieka z każdym innym ten ma jeszcze skutek, że nic tutaj nie może być niesprawiedliwe. Pojęcie tego, co słuszne i niesłuszne, sprawiedliwości i niesprawiedliwości, nie mają tutaj miejsca. (…) Siła i podstęp są w tej wojnie dwiema kardynalnymi cnotami”[6].
Jednocześnie odrzucają także również życie gromadne, bo w końcu:
„Ludzie nie znajdują przyjemności w życiu gromadnym (przeciwnie, raczej znajdują wiele przykrości), gdzie nie ma mocy, która by była zdolna trzymać w strachu ich wszystkich”[7].
W związku z tym darwinizm społeczny, w pewien wywrotny i być może nie zamierzony sposób, chciał wykazać słuszność poglądów Hobbesa i innych liberalnych protoplastów, wg których człowiek to podstępne zwierze, rywalizujące między sobą, kierujące się wyłącznie własnymi partykularnymi interesami gotowe się dla nich pozabijać. Dla tych myślicieli względny porządek może zostać zapewniony wyłącznie poprzez bat państwowy, który by względnie regulował stosunki między ludzkie i nieco łagodził tę wojnę wszystkich przeciwko wszystkim. Oczywistym faktem miało być także to, że to właśnie kapitalizm miał najlepiej odpowiadać ludzkiej naturze. O tym, że jest to banał i truizm świadczą chociażby opisy ludów pierwotnych, nazywanych pogardliwie dzikimi, którzy żyją bądź żyli najczęściej w komunizmie pierwotnym – bez państwa, bez ośrodków władzy, bez własności w oparciu o zasady równości i pomocy wzajemnej.
Jednak koncepcje darwinistów społecznych wynikały z zapotrzebowania epoki – w jakiś sposób dostarczyć przedstawicielom kapitału intelektualnego oręża w celu ulegitymizowania kapitalistycznych stosunków produkcji. W ten sposób chciano wytłumaczyć nierówności, rywalizację, wyzysk, niesprawiedliwość czy imperializm w stosunkach międzynarodowych.
W związku z tym darwinizm społeczny jest w rzeczywistości kontynuacją koncepcji predestynacji znanej z protestantyzmu. Skoro świat stawał się coraz bardziej racjonalny a wraz z nim ludzie, trzeba było szukać naukowych i racjonalnych dowodów, którymi dałoby się legitymizować kapitalizm oraz imperializm.
Ponadto sama podstawa darwinizmu społecznego o stałej rywalizacji i walce zwierząt, gatunków, etc. pomiędzy sobą ma średnio racjonalne podstawy. Po pierwsze może dlatego, że było to wyniesione żywcem z koncepcji liberalizmu ekonomicznego, który fetyszyzuje konkurencję przypisując jej niemal zbawcze moce. Co dziwne fetyszyzuje się konkurencje pomimo, że z rzadka przynosi ona coś dobrego. Po drugie „gatunki lub ich część zmuszone do walki, wychodzą z tej próby zdziesiątkowane i znacznie słabsze”[8].
Stąd też można wątpić w to czy w ogóle rywalizacja pomiędzy gatunkami lub pomiędzy osobnikami tego samego gatunku aby na pewno przyczyniają się (w pozytywnym sensie) do rozwoju gatunku. Zwłaszcza, że Kropotkin – jak sam zaręcza – pomimo usilnych prób obserwacji rywalizacji, ujrzał w świecie zwierzęcym znacznie więcej pomocy wzajemnej. Stąd też spokojnie uznać możemy, iż to pomoc wzajemna jest determinującym czynnikiem rozwoju.
Zostawmy jednak świat przyrody, który dostarcza nam aż nadmiar przykładów pomocy wzajemnej, albowiem nie o tym miał być ten artykuł. Zastanówmy się nad człowiekiem pierwotnym, którego Huxley w jednej ze swych prac przedstawił jako „jakiegoś tygrysa czy lwa zupełnie pozbawionego pojęć etycznych, nieustannie walczącego o byt i pędzącego życie w ciągłym zmaganiu się”[9].
Nie jest to jednak prawda. Człowiek od najwcześniejszych lat swego rozwoju żył w społecznościach jednak nie w rodzinach (rodzina jest dosyć późnym wytworem kultury ludzkiej) acz w klanach. Człowiek pierwotny nie był także zwierzęciem pozbawionym zasad etycznych. Wbrew przeciwnie – jak wskazuje Kropotkin – już sama trwałość organizacji klanowych wskazuje, iż człowiek pierwotny nie mógł się kierować wyłącznie własnym namiętnością i nieustannie walczyć o byt. Wniosek nasuwa się więc jeden – indywidualizm nie był charakterystyczny dla pierwotnych.
Kropotkin dostarcza nam aż nadto przykładów i opisów ludów pierwotnych, które opierały się na poczuciu solidarności, pomocy wzajemnej i pełnej kolektywności, w której w pełni dzielono się zdobyczami z polowań i wszelkimi innymi dobrami, często nie wytwarzając nawet czegoś takiego jak własność prywatna.
Do takich plemion zaliczyć możemy Buszmenów, których Burchell i Moffat opisywali jako bezinteresownych i obdarzonych dobrym sercem ludźmi. Cały klan, wspólnota, dzielił się sprawiedliwie zdobyczami, opiekowali się wzajemnie i byli względem siebie uczciwi. Kolejnym takim ludem są Hotenoci słynących z bardzo wysokiego uspołecznienia i oparcia swej egzystencji na pomocy wzajemnej. Jest to lud żyjący pokojowo, których ulubionym zajęciem jest rozdawanie podarków i pomaganie bliskim.
Nie inaczej prezentowały się stosunki społeczne pomiędzy Autochtonami australijskimi, wśród których wszelkie dobra i zdobycze z polowań należały do całego klanu, posiłki jadano wspólnie. Żyli w oparciu i pomoc wzajemną, pomagali słabszym, chorym i starcom. Co najciekawsze – były to ludy nie posiadające religii. Podobnie żyli Papuasi, którzy także nie posiadali religii oraz nie znali żadnej władzy. Ziemia wśród nich była własnością wspólną (chociaż płody należały do tego co ją uprawiał), dbali o chorych i starszych. Żyli w swoistym komunizmie pierwotnym pozbawionym władzy, pracując i wychowując dzieci wspólnie.
Ciekawe mechanizmy wykształcili Inuici (Innuici/Eskimosi), którzy tworzą klany w celu niesienia sobie pomocy wzajemnej i wspólnej walki z trudami nieprzychylnego im świata. Rodziny żyją we wspólnym domu zwanym „długim domem” pośrodku, którego utrzymywany jest wspólny ogień. Same ich stosunki społeczne oparte są na komunizmie pierwotnym – całe zdobycze z polowań czy z połowów należą do klanu. Nawet w tych regionach, gdzie Duńczykom udało się Eskimosom narzucić własność prywatną wytworzyli oni swoiste mechanizmy przeciwdziałające gromadzeniu bogactw i zachowujących równość we wspólnocie, które jednocześnie pozwalają zacieśniać więzi we wspólnocie. Mianowicie, jeżeli ktoś się w jakiś sposób wzbogaci organizuje uroczystą kolację dla całego klanu, po którym rozdaje obecnym cały swój majątek[10].
Podobnych przykładów dostarcza nam Fryderyk Engels[11], który na podstawie pracy Lewisa Morgana[12] skrótowo opisuje nam życie Indian Amerykańskich, szczególnie Irokezów. Irokezi żyli w rodach, które wybierały (poprzez rady) swojego naczelnika w czasie pokoju zwanego Sachema oraz Wodza na czasy wojenne. Wybór dokonywał się demokratycznie – głosowali wszyscy członkowie rodu; zarówno kobiety jak i mężczyźni. Podobnie w każdej chwili, poprzez głosowanie powszechne, można było go odwołać. Sama władza Sachemy była ojcowska – jak określił ją F. Engels. Nie posiadał żadnych środków przymusu i był raczej ostoją moralną aniżeli władcą w znaczeniu stricte.
Jednocześnie Wodzowie oraz Sachemowie byli delegatami rodu do wspólnej rady plemiennej dla wspólnych spraw, która składała się ze wszystkich Sachemów i Wodzów poszczególnych rodów. Wyraźnie więc widać federacyjną budowę struktur społecznych wśród Indian. Sama rada zajmowała się głównie regulowaniem stosunków z innymi plemionami. Ponadto – głos mógł zabrać każdy członek plemienia a wszelkie decyzje podejmowane były jednogłośnie.
Engels zwraca również bardzo dużą uwagę na oparcie więzi społecznej wśród Irokezów na pomocy wzajemnej – zarówno w odniesieniu do pomocy w dosłownym znaczeniu jak i wzajemnej obronie i zapewnieniu sobie bezpieczeństwa. W związku z tym wszyscy członkowie rodu byli wolni, zobowiązani do pomocy wzajemnej i wzajemnej obrony wolności.
Wszyscy byli także równi względem siebie – „ani sachemowie, ani dowódcy wojenni nie wymagają żadnych przywilejów; tworzą on związek bratni, spojony więzami krwi. Wolność, równość, braterstwo, jakkolwiek nigdy nie sformułowane, były podstawowymi zasadami rodu, który znów jest jednostką całego systemu społecznego, podstawą zorganizowanego społeczeństwa indiańskiego”[13].
Cała władza w danym rodzie należała do rady, która była „demokratycznym zgromadzeniem wszystkich dorosłych – męskich i żeńskich – członków rodu wszyscy z równym prawem głosu. Rada ta wybierała i wysuwała sache-mów i wodzów wojennych, zarówno jak i pozostałych stróżów wiary”[14].
Co prawda niektóre rody wytworzyły funkcję wodza naczelnego, lecz nie posiadał on właściwie w normalnej sytuacji władczych kompetencji. Jego jedynym zadaniem było podejmowanie doraźnych środków w sytuacjach kryzysowych (np. najazd innego plemienia) do momentu zwołania rady.
Był więc to systemem „bez żołnierzy, żandarmów i policjantów, bez szlachty, królów, namiestników, prefektów i sędziów, bez więzień, bez procesów – wszystko idzie swym normalnym trybem. Wszelkie spory i zatargi rozstrzyga ogół tych, których to dotyczy: ród lub plemię, lub poszczególne rody pomiędzy sobą”[15].
Triumfował więc komunizm pierwotny, w którym gospodarstwa domowe należały do wspólnoty kilku rodzin. Ziemia także była wspólna – należała do całego plemienia. Jednakowoż rodzinom ponadto przydzielano także ogródki. Nie było biednych, bo „komunistyczne gospodarstwo i ród znają swe obowiązki względem starych, chorych i okaleczonych na wojnie. Wszyscy są równi i wolni – również kobiety. Nie ma tu jeszcze miejsca na niewolników, na nie ma go również na ujarzmianie obcych plemion”[16].
Przedstawione przez Kropotkina jak i Engelsa przykłady jasno potwierdzają tezę Kropotkina, iż istnieje swoisty instynkt społeczny, który pozwala na rozwój ludzkiej solidarności, powstania poczucia łączności społecznej oraz nauczył ludzi pomocy wzajemnej. „Mamy tu do czynienia z nieświadomym uznaniem tej siły, którą każdy człowiek czerpie z pomocy wzajemnej. Mamy tu do czynienia ze ścisłą zależnością szczęścia każdego od szczęścia wszystkich, wreszcie z poczuciem sprawiedliwości, które doprowadza jednostkę do stawiania praw każdego ze swych bliźnich na równi z prawami własnymi[17]”.
Współczesna antropologia potwierdza te teorię. Przykładowo jeden z najwybitniejszych antropologów – Paul Radin[18] bardzo dużą uwagę przywiązywał do fundamentalnego szacunku i troski o potrzeby materialne wśród społeczeństw pierwotnych. Prowadziło to do tego, że wszyscy mieli prawo do środków do życia niezależnie od swego udziału w wytwórczości. Plemiona zdawały sobie sprawę z ludzkich ułomności i nierówności możliwości (ze względu na wiek, warunki fizyczne, choroby, schorzenia, etc), które właśnie w ten sposób chciano kompensować. „Często jednostkom, które były obarczone jakimiś ułomnościami dawano specjalne „przywileje”, co wyrównywało zajmowaną przez nich pozycję, przy zachowaniu szacunku dla bardziej uzdolnionych członków społeczności.[19]”
Oczywiście różne plemiona bywały różne. I tak np. o ile większość plemion w pełni opiekowało się starszymi czy chorymi tak i istniały te, w których niemal do rangi obowiązku wyrósł zwyczaj by starcy sami się zabijali czy głodzili by młodym nie zabierać pokarmu. Nie była to jednak dla nich kara – lecz raczej zaszczyt, ostatnia przysługa wobec wspólnoty.
Podobnie kwestia opieki nad potomstwem. Wśród większości opisów dotyczących życia społeczeństw pierwotnych przeważa zachwyt nad tak daleko idącą miłością rodziców do dzieci. Kropotkin opisywał jak matka Buszmenka wolała się oddać w niewolę niż oddać dziecko. Przytoczył także historię pewnego Aleuta, który sam się głodził by tylko móc wyżywić własne dziecko. Z drugiej zaś strony praktykowany bywał zwyczaj dzieciobójstwa.
Oczywiście opisy te wydaje się współcześnie znacznie przesadzone – pełniły one rolę propagandy Europejczyków (tak jakby na starym kontynencie nie dochodziło do dzieciobójstwa ?) mających ukazywać rzekomą „niższość” tzw dzikich i argumentować konieczność zniewolenia ich. W praktyce jednak jeżeli zabijano nowo narodzone dzieci (częściej je porzucano) to tylko i wyłącznie z powodu braku wystarczającej ilości żywności. W plemionach, w których żywności było pod dostatkiem takie praktyki były niespotykane.
Przypisy:
[1] Murray Bookchin – „Przebudowa społeczeństwa”, Oficyna wydawnicza Bractwa „Trojka”, Poznań 2009, strona 60
[2] Piotr Kropotkin – „Pomoc wzajemna”, Oficyna Wydawnicza Bractwa „Trojka”, Poznań 2006, strona 74
[3] tamże, strona 28
[4] tamże, strona 22
[5] Thomas Hobbes – „Lewiatan” [w:] „Historia idei politycznych, wybór tekstów” tom I, Warszawa 2005, strona 337
[6] tamże, strona 338
[7] tamże, strona 337
[8] Piotr Kropotkin – „Pomoc wzajemna”, Oficyna Wydawnicza Bractwa „Trojka”, Poznań 2006, strona 19
[9] tamże, strona 59
[10] tamże, strona 67
[11] Fryderyk Engels – „Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa. W związku z badaniami Lewisa H. Morgana” | dostępne pod adresem: http://marxists.org/polski/marks-engels/1884/pochodzenie/index.htm
[12] L. H. Morgan, „Ancient Society” | Lewis Henry Morgan (ur. 21 listopada 1818 r. w Aurora w stanie Nowy Jork – zm. 17 grudnia 1881 r. w Rochester w stanie Nowy Jork) – amerykański antropolog kulturowy i historyk, jeden z przedstawicieli ewolucjonizmu w naukach społecznych. W 1856 roku został członkiem American Association for the Advancement of Science, a w 1875 – National Academy of Sciences. Zajmował się głównie życiem Irokezów
[13] L. H. Morgan, „Ancient Society”, cyt. wyd., str. 85-86. – 100. [cytat zawarty w:] Fryderyk Engels – „Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa. W związku z badaniami Lewisa H. Morgana” | dostępne pod adresem: http://marxists.org/polski/marks-engels/1884/pochodzenie/index.htm
[14] Fryderyk Engels – „Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa. W związku z badaniami Lewisa H. Morgana” | dostępne pod adresem: http://marxists.org/polski/marks-engels/1884/pochodzenie/index.htm
[15] tamże
[16] tamże
[17] Piotr Kropotkin – „Pomoc wzajemna”, Oficyna Wydawnicza Bractwa „Trojka”, Poznań 2006, strona 21
[18] Radin Paul, ur. 2 IV 1883, Łódź, zm. 21 II 1959, Nowy Jork, amer. antropolog i historyk religii, pochodzenia pol.;
[19] Murray Bookchin – „Przebudowa społeczeństwa”, Oficyna wydawnicza Bractwa „Trojka”, Poznań 2009, strona 63
04.02.2010
Maciej D.
Tekst pochodzi z bloga autora.
No tak. Wszyscy ludzie z natury są komunistami – potwierdzenie tego faktu można znaleźć jak się pójdzie z małym dzieckiem do piaskownicy (czyżby nie mieliście towarzysze takich doświadczeń?). Dzieci się bardzo chętnie dzielą zabawkami i rodzice muszą je namawiać by zatrzymywały SWOJE zabawki dla SIEBIE bo przecież są ICH WŁASNOŚCIĄ.
Sugeruję zejść na ziemię.
Kiedyś miałem tu dyskusję z LBM’em odnośnie tego (tak przy okazji – nie potrafiłem zamieścić długiej odpowiedzi czy jakieś są wytyczne w jakim przypadku odpowiedź nie wejdzie?). Komunizm jest jak najbardziej możliwy ale wymaga odpowiedniej mentalności. I dlatego też tak starano się na siłę stworzyć „homo sovieticus”. Taką mentalność okazują się mieć te ludy pierwotne wymienione w artykule. Konsekwencją tego podejścia jest to że zatrzymali się na takim etapie rozwoju a nie innym. Jak ktoś chce to proszę bardzo – ale beze mnie.
Drugą sprawą, którą chciałbym poruszyć jest to, że te ludy mają (bądź miały) bardzo sprawny mechanizm obronny. Wyrzucenie poza społeczność – taki dajmy na to Indianin, który sprzeniewierzyłby się praktykowanej moralności był wyrzucany z plemienia i musiał sobie radzić sam. Bardzo dotkliwa kara – inne plemiona nie przyjmą bo wiedzą, że to banita i taki jest skazany na radzenie sobie samemu.
Taka kara nie działa dobrze w naszym społeczeństwie – „złoczyńca” po prostu by zmienił miejsce żerowania. Działać może tylko na bardzo niewielką skalę w społecznościach z małą mobilnością i gdzie się wszyscy znają.
A co do tych przebrzydłych pieniędzy i bogacenia się. Podoba mi się to porównanie do „certyfikatów użyteczności” http://www.youtube.com/watch?v=OUL152yGVGI
Jak się przyjmie taką retorykę to nagle bogacenie się przestaje być takie obrzydłe? Nieprawdaż?
Pozdrawiam
Buszmeni, Hotentoci, Inuici… Przecież to ludy, które wykształciły najlepszych naukowców w swoich komunach!
Niestety (dla autora tekstu), komunizm nie sprawdza się u ludzi w praktyce, ponieważ 1. ludzie myślą, 2. dlatego że myślą, potrafią wykorzystać innych do swoich celów. Nie jesteśmy bezmyślnymi istotami jak żuczki. Historia pokazuje, że im więcej wolności, tym lepiej.
hiimbr
Stąd większość ludzi tyra, dostając marne grosze w porównaniu ze swoim pracodawcą. Bardzo rozumne. Ludzie, gdzie was robią, sami przecież nie możecie rosnąć, nie.
ignorant
Bredzisz. Albo udowodnij. To znaczy, gdzie się zatrzymali? Skąd wyciągnąłeś liniową koncepcję rozwoju ludzkich zbiorowości (spokojnie, nie odpowiadaj, to już jest pytanie retoryczne, ja wiem skąd)? Poza tym – co najmniej w przypadku Hiszpanii anarchistycznej dobrobyt na terenach zaanarchizowanych rósł. Na przykład.
No dobra, a teraz czas przeczytać tekst 😀
Autor
Jakże Ty rozumiesz tę naturę, że pozwala Ci to mówić o wypaczeniu natury? Zaraz, dlaczego, na co jak najbardziej pozwala budowa ludzkich organizmów, miałoby być jakimś wypaczeniem?
A dlaczego człowiek nie miałby być jednym z tych gatunków? Nawet, jeśli pewne plemiona ludzkie nie przejawiają skłonności do morderczej, wewnętrznej, rywalizacji?
Za wszelką cenę ten myśliciel nie chciał nadać człowiekowi prawa do posiadania instynktu społecznego i oparcia swego rozwoju na pomocy wzajemnej a nie rywalizacji.
Z tego co wiem, bredzisz, bo Spencer, wczesny, uważał pomoc innym za objaw wyższego rozwoju, oczywiście dobrowolną.
A to ciekawe. Ale masz na to jakieś dowody, przesłąnki jakiś masz, czy tak sobie chlapiesz?
@jaś skoczowski:
W kapitalizmie można zmienić swojego pracodawcę. W komunizmie pracodawca jest, pośrednio lub bezpośrednio, jeden. W kapitalizmie można wybierać pomiędzy pracodawcami, pomiędzy ofertami pracy, można założyć własną firmę, jeżeli komuś nie odpowiada sytuacja na rynku. W komunizmie jest się skazanym na łaskę pracodawcy. Więc jeżeli nawet w kapitalizmie jest wyzysk, to jest on dobrowolny, w komunie nie.
@j.s.#4
Po pierwsze prosiłbym trochę kulturalniej.
Po drugie od kiedy to anarchia = komuna?
Po trzecie kiepski przykład z tą Hiszpanią, jak zagrabili majątki to nic dziwnego, że im się polepszyło. Ja dam inny przykład http://en.wikipedia.org/wiki/Plymouth_Colony#Economy
Twoim zdaniem to przypadek, że po przejściu z komuny na rozdzielenie ziemi i zachowanie owoców swojej pracy im się polepszyło?
Pokaż mi społeczeństwo o wysokiej stopie dobrobytu, które jest oparte na zasadach komuny. Ja takiego nie znam i twierdzę, że jest to wynik właśnie „prywatnej własności” (a raczej jej braku).
Na ostatek – nie wyciągałem żadnej „liniowej koncepcji rozwoju ludzkich zbiorowości”. Jeżeli myślisz, że kogoś przestraszysz mądrymi terminami to się mylisz. Masz do czynienia z ignorantem, na którym dziwnie brzmiące terminy nie robią wrażenia. Nawet to, że Ty wiesz skąd ja wyciągnąłem (choć nie wyciągałem) też nie robi na mnie wrażenia 🙂
ignorant
Ależ możesz prosić do woli. Dopóki będziesz robił coś, co mnie brzydzi, będę wyrażał swoje obrzydzenie. Na razie jest ono skierowane głównie wobec twoich poglądów, ale jak okaże się, że są dosyć trwale u Ciebie zamocowane, to zacznę się brzydzić Tobą. No i wtedy zamilknę, rzecz jasna. Albo zacznę kpić.
Wyprowadź mnie z błędu (a jest on możliwy, nie jestem wybitnym znawcą historii. Jakiejkolwiek), ale czy Ty wciąż piszesz o postfeudalnej Hiszpanii i stosunkach własnościowych tam panujących? Z tego co ja wiem, oni się nigdy nie doczekali żadnej reformy rolnej i cały podział własności, zwłaszcza ziemskiej, był wibitnie nie libertariański aka propertariański. Czyli zabór tych ziem był najprawdopodbniej słuszny z punktu widzenia nawet etyki politycznej Rothbarda np. Pomijam już koncepcje bardziej przywiązane do pomysłu, że można posiadać tylko efekt swojej pracy, takie jak mutualizm czy anarchoindywidualizm, zgodnie z którym w ogóle własność terytorium i surowcum to jakieś dziwum i nowum. O jaki zagrabieniu piszesz?
Oraz: przecież zagrabione (rozumiane nawet nienormatywnie) można najzwyczajniej „źle” zainwestować. Bolszewicy zagrabili dużo więcej. Co nie przeszkodziło doprowadzić na Ukrainie im do potężnego głodu.
Twój inny przykład dowodzi pewnej tezy o jakiejś tam generalności: że komunizm cośtamcośtam. Mój przykład umacnia tylko negację tej tezy, rażąc w jej uniwersalność. Wiesz jaka jest różnica? Mnie wystarczy jeden przykład do osłąbienia uniwersalności. Jeśli twierdzisz, że wszystkie kruki są czarne, wystarczy, że znajdę jednego niebieskiego, i już iwemy, że nie wszystkie. Ale jak ja twierdzę, że nie wszystkie kruki są czarne, to wskazanie jednego czarnego kruka nie przeczy temu, co twierdzę – musiałbyś dowieść, że w ogóle nie było udanych komunistycznych i zarazem wolnościowych (anarchistycznych/libertariańskich w szerszym sensie) eksperymentów komunistycznych. Co Ci się nie udało jak na razie i wątpię, że dasz radę w ogóle.
W dodatku podałeś przypadek komunizmu, który w żądnym stopniu wolnościowy nie był.
Moim zdaniem to nie przesądza kwestii tej, czy komunizm wolnościowy może być sukcesem gospodarczym.
Problem polega na tym, że termin, którego się czepiasz, sam ukułem i dalej nie wydaje mi się trudny. Jest nazwą po prostu takiego poglądu, że rozwój ludzkości przebiega tak, że można bezwzględnie ocenić poziom rozwoju jakiejś zbiorowości, zgodnie z normatywną wizją tego, jak zbiorowości rozwijąć się powinny.
hiimbr
Nie masz pojęcia o czym piszesz, jeśli przez komunizm rozumiesz też anarchokomunizm.
@ignorant:
„Po drugie od kiedy to anarchia = komuna?”
Dominującym nurtem anarchizmu, jest ten komunistyczny.
„Po trzecie kiepski przykład z tą Hiszpanią, jak zagrabili majątki to nic dziwnego, że im się polepszyło”
No ale przecież zdaniem libertarian kolektywizm/komunizm nie ma prawa być efektywny ekonomicznie. I przykład Jasia jest bardzo dobry, bo pokazuje że przetestowano z sukcesem rozwiązania @społeczne, czego nie można powiedzieć o @kapitalizmie.
„inny przykład”
I co ma to wspólnego anarchizmem ??? Chyba więcej z utopiami literackimi które wtedy wymyślano.
@jas
Właściwie w tym momencie należałoby skończyć dyskusję i poczekać aż rozmówca zacznie się zachowywać jak „Jan”.
A co ma piernik do wiatraka? Mnie nie interesują dyskusje o wyższości Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia (nie widzę żadnej sensownej możliwości zmiany stosunków własnościowych obecnie panujących, więc mnie te dyskusje nie interesują).
Stwierdzenie faktów:
1. urządzono kolektywizację zabierając fabryki i majątki ich dotychczasowym właścicielom
2. majątki te zostały stworzone w systemie „własności prywatnej” – czasem na przestrzeni wieków
3. przystąpienie do komuny nie było obowiązkowe, więc zgaduję, że jakaś część do nich nie przystępowała i wolała rządzić się na swoim własnym kawałku ziemi
4. dane było chłopo-robotnikom rządzić się całe dwa lata
5. przez te dwa lata potrafili je utrzymać (przywołując tu wielki głód na Ukrainie przypominasz mi dowcip o wielkodusznym Stalinie, który „mógł przecież zabić”)
I twierdzisz, że to jest dowód na to, że społeczności oparte na wspólnocie owoców pracy mogą się rozwijać tak samo jak te oparte na zachowywaniu tychże. A ja twierdzę, że mu daleko do tego.
Wygodnie też pominąłeś moją prośbę, więc wyartykułuję ją jeszcze raz: podaj mi przykład społeczeństwa opartego (cały czas) na zasadzie komuny (wspólność owoców produkcji), która osiągnęła wysoki stopień dobrobytu. To jest ten „niebieski kruk”, którego chcesz mi pokazać.
Dla przypomnienia moja teza w oryginalnym komentarzu była: społeczeństwa pierwotne, które praktykowały „komunę”, zatrzymały się na pewnym podstawowym stopniu rozwoju.
W oczekiwaniu na „niebieskiego kruka” …
ignorant
Podałem. Ci. Przykład. Przykład społeczności komunistycznej funkcjonującej, na co Ty odpowiedziałeś, że to dlatego, że oni żyli na zagrabionym. Kiedy podważyłem, jakoby to co mieli, na zasadach komunistycznych, zostało zgrabione, Ty nagle stwierdzasz, że to w ogóle nie istotne jest, czy coś zostało zgrabione. Wiesz oczywiście, że własność jest prawem? Nie można mówić o kradzieży, jeśli nie jest wskazana osoba, która ma prawo wyłącznego dysponowania rzeczą. Własność nie jest faktem, jest normą. Jeśli więc piszesz, że:
to musisz doprecyzować, o jaki zabór Ci chodzi. Bo wedle pewnych kryteriów, jak najbardziej ważnych, to nie było zabieranie nikomu niczego.
No i co z tego? Ba, powiem więcej – zostały stworzone w tym systemie i przynajmniej według poglądów anarchistów, głównie dzięki pracy tych, którzy je przejmowali. Bo generalnie, jeśli nie zauważyłeś, antykapitalizm zakłada się na założeniu, że kapitalistyczna dystrybucja tytułów własności jest nieadekwatna do zasług. A Ty, zgodnie z ksywką, postanowiłeś to zlać i jako dowiedzioną przyjąć tezę przeczącą antykapitalizmowi. Zupełnie bezpodstawnie. No bo przecież nie jest podstawą do stwierdzenia, że w antykapitalizmie zarobki kapitalistów są zasłużone, zwłaszcza jeśli zasługa kapitalistów miałoby samodzielne tworzenie tego bogactwa – a dowodem na to, że bogacić może się ktoś bez kapitalistów jest właśnie Hiszpania, bo gdyby tylko w systemie kapitalistycznym można było produkować dobrobyt, to Hiszpańskie kolektywy skończyłyby tak, jak skolektywizowane rolnictwo na Ukrainie.
Rzeeeeeeeeeee co? „Cały czas”? Przecież nie było w ogóle żadnego społeczeństwa, które cały czas funkcjonowało według niezmiennych zasady dystrybucji dóbr. Na tej zasadzie można zdyskredytować każdy normatywny pomysł dotyczący ekonomii.
@jas
Kruk, piękne i inteligentne stworzenie. Niełatwo je znaleźć a jeszcze w niebieskim kolorze. To może …. kura? Cip, cip akwamarynko!
A tak bardziej poważnie. Obniżam wymagania – „cały czas” nie przystaje do tego czego szukałem. Chodzi mi o przykład społeczeństwa opartego na komunie które funkcjonowało na tej zasadzie przez co najmniej parę pokoleń i potrafiło znacząco poprawić swoje warunki bytowe. Bo uważam, że nie jest przypadkiem, że te wszystkie plemiona wymienione dalej są w takim a nie innym stanie. Nie wartościuję tutaj – jak ktoś jest bardziej szczęśliwy w ten sposób, proszę bardzo.
Jak powiedziałem nie interesuje mnie dyskusja o tym czy mieli prawo przejąć te majątki czy nie. Według mnie nie – oni się tylko najmowali do pracy i za to dostawali wynagrodzenie, za swój czas i trud. Jak im wynagrodzenie nie pasowało mogli szukać szczęścia gdzie indziej.
@ignorant:
„Chodzi mi o przykład społeczeństwa opartego na komunie które funkcjonowało na tej zasadzie przez co najmniej parę pokoleń i potrafiło znacząco poprawić swoje warunki bytowe.”
A ty pokaż mi społeczeństwo @kapowe które funkcjonowało przez kilka wieków.
@Czytelnik
A gdzie ja coś wspomniałem o anarchizmie? Chodzi mi tylko i wyłącznie o komuna (składanie się do wspólnej puli a z niej każdemu według …) vs. każdy zachowuje sobie owoce swojej pracy dla siebie (po ewentualnym opłaceniu podatków – tu oczywiście są nadużycia, bo wg. mnie wszelka redystrybucyjna działalność państwa jest nieuprawniona).
Macie jakiegoś fix’a na przyklejanie etykietek 🙂
Raczej na pewno nie jestem @kapem, być może minarchem :), ale na prawdę nie ma dla mnie to aż takiego znaczenia co mi przykleicie.
ignorant
I czego ma to dowieść? I ile pokoleń dokładnie? I dlaczego tyle? Dlaczego też nie uznałeś, że podane przykłady choćby społeczeństwa irokeskiego to dobry przykład? Bo nie znali prochu?
No i oczywiście jest to odejście od tematu, zacząłeś od tego, że społeczeństwa komunistyczne muszą prezentować poziom prymitywny rozwoju. Kiedy Ci udowodniono, żę tka nie jest, zacząłeś coś kombinować z zagrabianiem. Teraz, kiedy ustaliliśmy, że nie bardzo można jednoznacznie o zagrabieniu mówić, zaczynasz kombinować z wielopokoleniowością.
Okej. Specjalnie dla Ciebie Emilia Romagna. Tak wiem, to nie jest region czysto komunistyczny i dlatego jest jednym z bogatszych regionów w Europie, bo te kooperatywy to tylko żerujo panie na zdrowej tkance kapitalizmu. No i to tylko dwa pokolenia, nie?
Ale przecież warunek który stawiasz sprawia, że powołujesz się na istnienie zestawienia, które nie istnieje – bo nie ma społeczności, gdzie ktokolwiek kiedykolwiek zachowywałby cały produkt swojej pracy. Fajnie wykazywał to zresztą Kropotkin.
@ignorant:
„Macie jakiegoś fix’a na przyklejanie etykietek”
Nie mam żadnego fixa, chodzi o co innego.
„Raczej na pewno nie jestem @kapem, być może minarchem”
Dobra wskaż mi państwo minimum które funkcjonowało przez kilka wieków.
@jas
Bo moja teza nie była, że komunizm nie ma racji bytu (sugeruję przeczytaj komentarz #1 jeszcze raz – te plemiona są oczywistymi przykładami falsyfikującymi taką tezę). Teza była: komuna (bądź też mentalność potrzebna by się w komunie dobrze czuć) sprawiają, że blokowany jest rozwój. Na zasadzie: nie chce mi się pracować ciężej skoro inni przejedzą mój wysiłek – ale to jest subiektywne spojrzenie, nie mam mentalności komunistycznej. Może oni myślą i zachowują się jak ten Boxer z folwarku…
Ciekawa interpretacja. „zatrzymali się na takim etapie rozwoju a nie innym” – tak napisałem. I to się odnosi do tego, że żyjąc przez wieki w komunie pozostają ciągle w takim samym „punkcie rozwoju” jak na początku. To nie oznacza, że każdy próbujący wprowadzić komunę sprowadzi się do poziomu tych plemion (a zwłaszcza w ciągu 2 lat – ten przykład hiszpański jest zupełnie nietrafiony). Twierdziłem (i jeszcze całkiem nie zmieniłem zdania), że społeczeństwo wprowadzające komunę przestanie się rozwijać, bądź ten rozwój będzie w dużym stopniu zahamowany.
Co do zagrabienia: to był argument przeciwko przykładowi Hiszpanii. Bo ten przykład w „karykaturze” wygląda tak. Jestem biednym robotnikiem, który najmuje się do pracy za pieniądze. Nie mam kapitału a jedna wypłata starcza mi w sam raz do następnej. Przychodzi zawierucha, więc się skrzykujemy z kumplami i wywozimy na taczkach właściciela fabryki i wykorzystujemy pozostały majątek tylko i wyłącznie do własnych celów. No i przy okazji postanawiamy urzeczywistnić sen wszystkich komunistów. Ten sen trwał 2 lata. I traktujesz ten przykład jako dowód na to, że komuna jest gites (no bo przecież nie rozkradli wszystkiego i nie zeszli do poziomu plemion pierwotnych). Ale zostawmy to bo dałeś o wiele bardziej ciekawy przykład.
Ciekawe. Ale prosiłbym o przybliżenie sprawy. Tak wiem, to nie jest region czysto komunistyczny – to jest stwierdzenie faktu czy też na odwrót, szyderstwo mające podeprzeć twierdzenie, że to jest region komunistyczny? Obstawiam pierwsze – dokument twierdzi, że 1.25 miliona jest członkami co dawałoby nieco ponad 30%.
Według wiki „social cooperatives” są szczególnym sukcesem – czyli rząd wycofał się (w sporej części) z działek takich jak pomoc starszym i przekazał je coop’om. Czym dokładnie są takie coop’y? W przypadku tych „social” na razie traktuje je prostu jak mieszankę spółek akcyjnych (każdy z jedną akcją) i fundacji charytatywnych (bo mają wolontariuszy i do 80% ZYSKU „may be distributed” – cokolwiek by to nie znaczyło).
W szczególności poproszę o wyłuszczenie – jak ignorantowi – czym dokładnie te consumers coopy są (przykładowe cytaty z wiki):
Znaczy się „zapluty kapitalista” dostarcza towary na rynek i stara się zmaksymalizować ilość „certyfikatów użyteczności” przekazywanych mu przez konsumentów (i konsumenci w swoim ciągłym i nieustającym głosowaniu na rynku za pomocą pieniędzy mówią temu kapitaliście jaka jest jego rzeczywista użyteczność) a konsumenckie coop’y służą konsumentom do dostarczenia dóbr po jak najmniejszych cenach (które okazują się być w przybliżeniu rynkowe)? Nie kumam różnicy.
Tak samo z tą redystrybucją zysków. Wredna kapitalistyczna firma ma swoich inwestorów (akcjonariuszy) i zysk może być im wypłacany w postaci dywidendy (o czym decydują na walnym zgromadzeniu). Coop’y natomiast … właściwie robią to samo. Gdzie ta różnica? W ograniczeniu: jeden głos per głowa?
Jakieś lepsze źródła niż ta reklamówka i wiki? Chętnie poczytam.
Poproszę o namiar – zwłaszcza jeżeli jest to krótkie i treściwe :).
ignorant
Na zasadzie: nie chce mi się pracować ciężej skoro inni przejedzą mój wysiłek – ale to jest subiektywne spojrzenie, nie mam mentalności komunistycznej. Może oni myślą i zachowują się jak ten Boxer z folwarku…
Nie raczej niektórzy po prostu potrafią korzystać z współpracy. Nie mają np. chorobliwej nieufności wdrukowanej pod czaszką. W czasie, gdy propertarianie stawiają płoty i budują schron, oni zdobywają znajomości i je utrwalają, zwłaszcza, te korzystne dla nich. I wiesz, wyobraź sobie jeszcze, że czasem nawet w organizacjach ludzkich jest dobre bo, bo, bo:
bo mają wolontariuszy
Dalej:
Tak samo z tą redystrybucją zysków. Wredna kapitalistyczna firma ma swoich inwestorów (akcjonariuszy) i zysk może być im wypłacany w postaci dywidendy (o czym decydują na walnym zgromadzeniu). Coop’y natomiast … właściwie robią to samo. Gdzie ta różnica? W ograniczeniu: jeden głos per głowa?
Jeśli nie widzisz różnicy między kolektywem inwestorów, a kolektywem inwestorów i konsumentów, w którym każdy ma równy głos, to problem tkwi, tka mi się zdaje, w twojej perspektywie. Podnieś głowę (hint: najpierw ją wyjmij).
Spróbuję: kolektyw inwestorów nie produkuje niczego dla siebie. Zamknij oczy. Wyobraź sobie motywację. Teraz wyobraź sobie różnice w motywacji, gdy robisz coś dla siebie lub robisz coś dla kogoś innego. A wyobraź sobie, że robisz coś dla siebie z innymi, a nie sam. I wyobraź sobie, że oni mają, każdy osobno, taką samą moc wpływania na Ciebie, jak Ty na nich, a nie inną.
Wyobraź sobie. Albo, nie czekaj, to Ty jesteś tym gościem, który nie przeczytał Folwarku Zwierzęcego – albo nie przeczytały całości, albo ze zrozumieniem, trzeciej opcji nie ma?
Obstawiam pierwsze – dokument twierdzi, że 1.25 miliona jest członkami co dawałoby nieco ponad 30%.
Przypomnij mi, kiedy zacząłeś się domagać przykładów globalnego komunizmu?
Co do kwesti zachowywania produktu swojej pracy:
The abolition of wage labor is central to anarchist communism. With distribution of wealth being based on self-determined needs, people would be free to engage in whatever activities they found most fulfilling and would no longer have to engage in work for which they have neither the temperament nor the aptitude. Anarchist communists argue that there is no valid way of measuring the value of any one person’s economic contributions because all wealth is a collective product of current and preceding generations. For instance, one could not measure the value of a factory worker’s daily production without taking into account how transportation, food, water, shelter, relaxation, machine efficiency, emotional mood etc. contributed to their production. To truly give numerical economic value to anything, an overwhelming amount of externalities and contributing factors would need to be taken into account – especially current or past labor contributing to the ability to utilize future labor. As Kropotkin put it: „No distinction can be drawn between the work of each man. Measuring the work by its results leads us to absurdity; dividing and measuring them by hours spent on the work also leads us to absurdity. One thing remains: put the needs above the works, and first of all recognize the right to live, and later on, to the comforts of life, for all those who take their share in production..”
Zwróć uwagę zwłaszcza na ten fragment, w którym stwierdzone jest, że akurat ta koncepcja jest centralna dla anarchokomunizmu. A potem zastanów się, jak nazwać kogoś, kto zaczyna o nim dyskutować nie znając jej. Nie, ignorant nie jest tym słowem. Ignorant nie musi zachowywać się niestosowanie.
@mały jaś
EOT (a szkoda bo temat ciekawy), ale nie będę rozmawiał z kimś prezentujący taki poziom kultury.
eh, podziwiam twoją cierpliwość jasiu. Libertarianom nie da się wytłumaczyć, że poza rynkiem i stalinizmem mogą być inne systemy ekonomiczne. Tak to jest z fanatykami.