Zrozumienie czym w Stanach Zjednoczonych była Zimna Wojna, jest dla Polaków trudne ze względu na zaabsorbowanie ich własną, złożoną historią. Choć nominalni członkowie Imperium Zła i żołnierze armii, która miała wywołać III wojnę światową, Polacy starali się czynić aktywną dywersję. Chociaż po drugiej stronie Żelaznej Kurtyny stali jeszcze niedawni przyjaciele Stalina, którzy mogli kraj nad Wisłą zamienić w zgliszcza przy pomocy jednego rozkazu, wśród niepodległościowo nastawionych Polaków zwyciężyła postawa wolnościowa. Identyczną postawę w Stanach Zjednoczonych Murray Rothbard przypłacił wieloletnim ostracyzmem.
Dzisiejszy obraz Ameryki tworzy przede wszystkim postępujące upaństwowienie kolejnych działów gospodarki (jak chociażby ostatnia „reforma” służby zdrowia). Ameryka nie przypomina już dziś dawnej oazy wolnego rynku pośród zbiurokratyzowanego świata, lecz, począwszy od Wojny Secesyjnej, jest rządzona przez najpotężniejsze w świecie państwo, które wywołuje wojny, narzuca swoją dominację oraz kontroluje cały światowy system finansowy. Z kraju, składającego się z samorządnych libertariańskich wspólnot, na przestrzeni ostatnich dwóch wieków uczyniono supermocarstwo.
Prawdziwym fundamentem tego kraju była od zawsze polityka izolacjonizmu: Amerykanie pragnęli jej aż do pierwszych lat I wojny światowej. Wówczas to Woodrow Wilson na drodze podstępu i wbrew woli ludności postanowił przystąpić do wojny. Po jego urzędowaniu nastąpiły tragiczne w skutkach rządy republikanina Herberta Hoovera, którego należy obarczyć główną odpowiedzialnością za Wielki Kryzys oraz jeszcze bardziej fatalne zarządzenia ufającego Stalinowi Franklina Delano Roosevelta. To właśnie na barkach tych prezydentów i popierających ich ludzi spoczywa odpowiedzialność za zaprowadzenie czegoś, co współcześnie nazywane jest welfare-warfare state. O ile w Europie wszyscy pragną państwa welfare, o tyle mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo uzależnione jest ono od amerykańskiego warfare. Wielka to szkoda, bo obydwa te czynniki są ze sobą ściśle i nierozłącznie związane.
Rodzice Murraya Rothbarda, a szczególnie jego ojciec, byli przed II wojną światową jednymi z bardzo nielicznych wówczas osób w Stanach Zjednoczonych, które nie miały komunistycznych sympatii. Zafascynowane Rooseveltem, który wprowadził haniebny New Deal, amerykańskie elity intelektualne niemal jednym głosem wyrażały się pochlebnie o ustroju spod czerwonej gwiazdy. Do ZSRR jeździły wycieczki przedsiębiorców, gwiazdy Broadwayu i Hollywoodu chwaliły Stalina, a tacy przeciwnicy państwa i wojny jak Albert Jay Nock, Garet Garrett czy Henry Mencken zostali całkowicie zmarginalizowani. W atmosferze poparcia dla wszystkich zarządzeń rządu, USA weszły w stan wojny. Kat wschodniej Europy – ZSRR – był w oczach dominujących wówczas elit sprzymierzeńcem, którego nie można było krytykować.
Gdy jednak wojna się kończyła i stało się jasne, że „wujek” Stalin nie zamierza nikogo głaskać po głowie, nastroje się odmieniły. Owczy pęd amerykańskich wykształciuchów znalazł wyraz w nowej świeckiej religii: deklarowaniu poparcia dla każdego rozszerzenia władzy państwa ze względu na Zimną Wojnę. Amerykański Lewiatan nie mógł znaleźć łatwiejszego pretekstu dla wzmocnienia swego stanu posiadania. Jeżeli ktoś sprzeciwiał się jakiemukolwiek nowemu podatkowi i polityce wzmacniania państwa, uważano go za półgłówka i podejrzewano o sprzyjanie Sowietom.
W 1956 roku William Buckley Jr. założył periodyk „National Review” i ochrzciwszy się prawicą, zaczął popierać wszelkie tendencje, zmierzające do zwiększenia władzy państwa. Wedle Buckleya (swoją drogą agenta CIA), prawdziwym patriotą był jedynie zwolennik welfare-warfare state. Co gorsze, skupił wokół siebie także sporą grupę eks-komunistów z lat 30-tych, którzy zaczęli toczyć walkę o rozszerzanie wpływów Lewiatana pod sztandarem… prawicy i konserwatyzmu. Na łamach pisma Buckleya przez jakiś czas gościł także Murray Rothbard, ale jego współpraca z pismem zakończyła się bardzo szybko ze względu na coraz bardziej socjalistyczną linię pisma.
Głównym punktem niezgody Rothbarda była kwestia zbrojeń wojennych. W tym czasie Stany Zjednoczone dokonywały średnio kilku dużych operacji wojskowych rocznie. Imperium Zła rozszerzyło się nagle na cały świat, a walka z nim pochłaniała kolejne miliardy dolarów. Jeżeli szukać dziś przyczyny kryzysów, które nawiedzają ostatnio USA, znajdziemy ją nie w amerykańskim welfare, ale właśnie w warfare. Za przekształcenie się wierzchowca wolności w kobyłę socjalizmu odpowiadają dziś najbardziej prezydenci, których powszechnie uważa się za pogromców komunizmu. Prezydenci Nixon i Reagan (by wymienić tylko tych dwóch) sukcesywnie zwiększali podatki na rzecz armii, która atakowała kilka krajów na rok i wszędzie narzucała swoje dolarowe imperium inflacyjne.
Środowiska konserwatywne i prawicowe dały się w okresie Zimnej Wojny całkowicie zmanipulować neokonserwatystom i przyjęły socjaldemokratyczne credo. Dopiero pod koniec lat 60-tych Murrayowi Rothabrdowi i garstce libertarian udało się zorganizować pierwsze struktury, które pozwoliły odrodzić prawicę USA. Okazją do tego stał się protest przeciwko wojnie w Wietnamie. Będąc wyszydzonym przez socjalistyczną prawicę i zepchniętym na margines, Rothbard zawarł czasowy sojusz z młodzieżowymi organizacjami, buntującymi się przeciw zaciągowi do wojska i wojnie. Choć może wydawać się nam to dziwne, w owych czasach państwowa propaganda walki o demokrację „za wszelką cenę” była na tyle silna, że środowiska tradycyjnie bliskie Rothbardowi nie chciały nawet przyjmować jego argumentów do wiadomości. Sojusz rozpadł się tak szybko, jak się zawiązał, ale sprawa została nagłośniona i od tego czasu kształtował się silny ruch libertariański. Libertarianie trafili ze swoim wolnorynkowym przesłaniem do powszechnej świadomości, czego owocem jest chociażby republikański senator Ron Paul. Jako jedyny z wszystkich kandydatów na prezydenta domagał się wycofania wojsk USA z wszystkich 123 krajów świata, gdzie obecnie stacjonują. Jako jedyny domagał się zniesienia państwowej waluty i powrotu do uczciwej gospodarki. Z całą pewnością można powiedzieć, że pojawienie się Rona Paula nie byłoby możliwe bez nieugiętej postawy Rothbarda.
Jak zauważył sam Rothbard, chociaż od kiedy jako dwudziestolatek zaczął publikować w prawicowych pismach nigdy nie zmienił poglądów, w latach sześćdziesiątych zaczął określać je jako lewicowe. I nie świadczy to bynajmniej o tym, że Rothbard był człowiekiem chwiejnym, lecz o ciągłej ewolucji sceny politycznej. Poglądy wolnorynkowe bywały już nieraz w historii nazywane lewicowymi, choć w dniu dzisiejszym byłoby to nadużycie. Rothbard nazywał się przekornie lewicowcem, gdyż cała prawica w USA została podbita przez skrajnie socjalistycznie usposobionych osobników. Zwróćmy uwagę, że nie inaczej jest też dziś w Polsce, gdzie partie uważane powszechnie za prawicę mogłyby z powodzeniem zapisać się sto lat temu do Międzynarodówki.
Niektóre osoby, które zapoznają się z biografią Rothbarda, traktują czasowy sojusz z antywojenną lewicą jako pretekst do odrzucenia całej jego twórczości. Jednak Rothbard nigdy nie stał się ani odrobinę bardziej lewicowy! Jego myśl należy uznać za wypełnienie wolnościowej myśli Bastiata, de Molinariego, Cantillona czy Nocka. Jego ortodoksja wobec klasycznej myśli wolnorynkowej i tradycji prawa naturalnego nie pozwoliła mu znaleźć zrozumienia nawet w obrębie seminarium Ludwiga von Misesa, gdzie przeważały poglądy potwierdzające rzekomą konieczność akceptacji dla welfare-warfare state.
Rothbard zakwestionował nawet tak utarte dogmaty, jak rola wyścigu zbrojeń w upadku ZSRR. To nieprawda, że zwiększone wydatki na armię powaliły czerwonego kolosa na łopatki. Budując wojenny socjalizm w USA, prezydenci jedynie pogrążali swój kraj w tym samym bagnie, w którym od lat tkwili Sowieci. Dalsze brnięcie w politykę welfare-warfare może jedynie doprowadzić do międzynarodowej katastrofy gospodarczej, kryzysu na niespotykaną skalę. Jeżeli świat z czasów Zimnej Wojny dzięki czemuś przetrwał, były to resztki wolnorynkowego systemu w krajach Zachodu. Reagan nie ma więc zasługi w obaleniu komunizmu na drodze powiększania państwowego budżetu i zwiększania podatków, te działania należy wręcz uznać za jego błąd. System komunistyczny upadł, gdyż nie jest w nim możliwa kalkulacja, z czego zdali sobie w końcu sprawę sowieccy magnaci. Choć najpewniej upadłby jeszcze szybciej, gdyby zdusiła go wolnorynkowa konkurencja, tłumiona przez budowę Imperium Dollarum.
Jakub Wozinski
Niektóre osoby, które zapoznają się z biografią Rothbarda, traktują czasowy sojusz z antywojenną lewicą jako pretekst do odrzucenia całej jego twórczości. Jednak Rothbard nigdy nie stał się ani odrobinę bardziej lewicowy! Jego myśl należy uznać za wypełnienie wolnościowej myśli Bastiata, de Molinariego, Cantillona czy Nocka.
no. zadeklarowanych lewicowców..
Może i częściowo tak. Ale nie oznacza to, że z założenia należało odrzucić możliwość militarnego pokonania ZSRR. Po prostu zimna wojna była prowadzona przez USA tak nieudolnie, że musiał się zapaść do wewnątrz. Reagana można nie lubić za to, że walczył z narkotykami i za to, że nie zrobił tak wiele dla likwidacji etatyzmu w USA, jak można było sobie wymarzyć. Ale raczej nie za to, jak prowadził wojny. W pewnym momencie koszty dalszych zbrojeń okazały się dla Sowietów zbyt wielkie. Częściowo wynikało to z oszustwa ze strony USA zaprezentowanego na jednej z konferencji pokojowych, częściowo z klęski w Afganistanie, częściowo z katastrofy w Czarnobylu. Gdyby w latach 80 nie podejmowano na Zachodzie aktywności militarnej, w jaki sposób by konkretnie wolnorynkowa konkurencja „zdusiła” system komunistyczny?
Zasada „im gorzej, tym lepiej” nigdy mi się nie podobała.
Autor
Rothbard nazywał się przekornie lewicowcem, gdyż cała prawica w USA została podbita przez skrajnie socjalistycznie usposobionych osobników.
Nieprawda, to nie była kwestia przekory, jeśli wziąć pod uwagę jego tekst „Dlaczego konserwatyści kochają wojnę i państwo”.
@ Dobrze urodzony
SKoro Reagan tak skutecznie walczył z Imperium Zła nakładając coraz większe podatki na armię, to najlepiej zrobiłby, gdyby znacjonalizował całą gospodarkę USA i zbudował za nią wielką armię, nieprawdaż?
Właśnie z takim poglądem najbardziej walczę. ZSRR upadło przede wszystkim dlatego, że zbudowany uprzednio w USA i na Zachodzie wolny rynek pozwolił wytworzyć tak wielki dystans Wschodu do krajów Zachodu, że Sowieci już dłużej nie mogli zgrywać głupa, że u nich jest dobrobyt. Tu nie poszło o wielką armię i wydatki na nie, lecz o luksusowe auta, wycieczki zagraniczne i styl bycia, których socjalizm komunistyczny nie mógł zapewnić wszystkim beneficjentom państwa.
Gdyby Reagan miał odwagę być izolacjonistą i zostawić rzeczy na świecie w spokoju, USA zwiększyłyby swój dystans wobec świata jeszcze szybciej i Sowiety pękłyby o wiele wcześniej, tak jak w Chinach pękli, bo miejscowym beneficjentom państwa zamarzyło się w końcu centrów handlowych, nart w Szwajcarii i kolorowych filmów.
@ jaś skoczowski
Ależ w gruncie rzeczy ROthbard czuł się chyba konserwatystą, przynajmniej na poziomie obyczajowym. Zdecydowanie ganił młodych radykałów. Może zamiast „przekory” powinienem więc powiedzieć „taktycznie”. Przecież cały czas wzorował się na Old Right i ostatecznie zamierzał ją wskrzesić.
Rpthbard
Ależ w gruncie rzeczy ROthbard czuł się chyba konserwatystą, przynajmniej na poziomie obyczajowym.
Orwell też, a był zdecydowanie bardziej lewicowy niż Rothbard.
Zdecydowanie ganił młodych radykałów.
Tylko wśród samych libertarian, tylko dlatego, że nie prezentowali jego podejścia.
Przecież cały czas wzorował się na Old Right i ostatecznie zamierzał ją wskrzesić.
Tym gorzej to świadczy o nim i o tym tekście, do którego wkleiłem link. I tym bardziej to oddala go od anarchizmu choćby.
Właśnie o to chodzi, że nie posyłał tępego mięsa armatniego na wroga, jak Nixon.
Kwestia upadku komunizmu w Chinach jest otwarta. Może wraz z rozwojem gospodarczym ustrój tego państwa zmieni się na bardziej sprzyjający jednostce. Ale nadal jest to kraj oficjalnie rządzony przez jedną partię, łamiący wiele podstawowych praw jednostki. Co najwyżej tyle możemy sobie powiedzieć: gdyby nie Reagan, ZSRR nie upadłby, ale może mimo to byłby bardziej wolnym krajem, niż obecnie Rosja. Ale szczerze wątpię. Różnice w zamożności między państwami są ogromne i jakoś niekoniecznie coś z tego wynika. Nieliczne kraje, jak Korea Południowa, Estonia, częściowo również Polska, przestawiły się na kapitalistyczne myślenie. Reszta świata nie robi tego, a przecież nic ich nie ogranicza, żadna partia, żadne sojusze.
W latach osiemdziesiątych pewnie można było wierzyć, że to właśnie PRL zreformuje się, złapie za pysk i wprowadzi kapitalizm, ale nic takiego się nie stało, mimo że bieda aż piszczała. Wszystko musiało paść. Nie znam szczegółów, ale być może również z powodu kosztów zbrojeń w ZSRR i związanej z tym potrzeby „bratniej” pomocy? Czyli jednak „im gorzej, tym lepiej”… Albo, dokładniej: „nim gruby schudnie, chudy zdechnie”.
Uważany za lewicowego Konkin o Rothbardzie: ” …słyszałem o Murray’u Rothbardzie, ale otaczająca go fama pro-komunistycznego izolacjonisty zniechęcała mnie do zainteresowania się jego ideami.”
A odchodząc już od Rothbarda i związanej z nim taksonomii, ciekawie sytuację prezentuje tekst Tuckera, który dowodzi, że libertarianizm jest na lewo od marksizmu, co mi się niesłychanie podoba.
http://cia.bzzz.net/benjamin_r_tucker_socjalizm_panstwowy_i_anarchizm
Nie rozumiem tej sensacji, że rewolucyjna ideologia jaką jest libertarianizm jest zaliczany do nurtu lewicowego..