Włodzimierz Gogłoza: Niewolnictwo, praca najemna wolność – Wordsworth Donisthorpe o radykalnych konsekwencjach kapitalizacji pracy

I. Wordsworth Donisthorpe (1847-1914), angielski prawnik, wynalazca, publicysta, jeden z najbardziej zasłużonych dla rozwoju myśli wolnościowej autorów, jest dziś niemal zupełnie zapomniany nie tylko przez historyków idei, ale i samych libertarian. Wzmianki o nim i jego poglądach pojawiają się w wolnościowej literaturze rzadko i zazwyczaj ograniczają się do przywołania tytułów jego prac w przypisie. W przeszło dwudziestu publikacjach historycznych Libertarian Alliance dokumentujących rozwój libertarianizmu w Wielkiej Brytanii nazwisko Donisthorpe’a pojawia się tylko kilka razy i to na marginesie rozważań na temat poglądów innych współczesnych mu wolnościowców. Tymczasem w czasach swojej aktywności publicystycznej uchodził on za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli radykalnego indywidualizmu. Jego liczne prace były szeroko komentowane nie tylko w wysokonakładowych pismach codziennych, ale także najbardziej prestiżowych periodykach naukowych, w tym The Journal of Political Economy, The Economic Journal czy The International Journal of Ethics, zaś niektóre z jego idei zyskały uznanie tak wybitnych postaci ówczesnej nauki i polityki jak Thomas H. Huxley, premier William E. Gladstone, czy John E. Cairnes (ekonomista uznawany za ostatniego z wybitnych przedstawicieli klasycznej ekonomii politycznej). Celem niniejszego opracowania jest przypomnienie sylwetki i dokonań tego niesłusznie zapomnianego proto-libertarianina oraz przedstawienie jednego z jego najgłośniejszych postulatów, oryginalnego rozwiązania tzw. „kwestii robotniczej” – idei kapitalizacji pracy.

II. Wordsworth Donistorpe urodził się 24 marca 1847 r. w Leeds. Pochodził ze zubożałej rodziny szlacheckiej o silnych tradycjach republikańskich, jego dziadek, słynny angielski poeta William Wordsworth, brał udział w rewolucji francuskiej, zaś on sam wieku 23 lat został aresztowany w Strasburgu za udział w nielegalnej demonstracji przeciwko restauracji cesarstwa francuskiego. Dzięki przedsiębiorczości ojca, wynalazcy i racjonalizatora George’a Donisthorpe’a, który w stosunkowo krótkim czasie odbudował majątek roztrwoniony przez jednego ze swych przodków, Wordsworth odebrał doskonałe wykształcenie, ukończył z wyróżnieniem studia matematyczne w Trinity College na Cambridge University oraz studia prawnicze w niemniej prestiżowym londyńskim Inner Temple. W 1878 r. zdał z powodzeniem egzamin adwokacji nie podjął jednak praktyki oddając się bez reszty działalności społeczno-politycznej i wynalazczej.
Jeszcze w czasie studiów, najprawdopodobniej pod wpływem profesora ekonomii politycznej Henry Fawcetta (prywatnie męża słynnej wiktoriańskiej feministki Millicent Garrett-Fawcett), w 1873 r. zakłada wraz ze swym kuzynem Williamem Carr Croftsem stowarzyszenie Political Evolution Society, którego organem prasowym staje się tygodnik Let Be (dosłowne tłumaczenie francuskiego hasła laissez faire). Na jego łamach Donisthorpe propaguje inspirowaną spencerowskim indywidualizmem doktrynę ewolucjonizm społecznego, określoną później przez jednego z badaczy „radosnym darwinizmem” (radosnym nie w sensie „radosnej twórczości”, lecz jej optymistycznego charakteru). W odpowiedzi na nasilającą się działalność tzw. neo-radykałów szukających rozwiązań dla problemów społecznych w ustawowych ograniczeniach wolnego rynku i zasady swobody umów, w 1881 r. Political Evolution Society po kilku latach działalności na polu publicystyczno-wydawniczym za namową samego Herberta Spencera zmienia charakter, przekształcając się z klubu dyskusyjnego w organizację społeczną. Zmiana ta pociąga za sobą także przemianowanie organizacji, która od tej pory znana jest jako State Resistance Union.
W 1882 r. organizacja przewodzona przez Donisthorpe’a staje się częścią powołanej z inicjatywy Lorda Elcho Liberty and Property Defence League, luźnej koalicji kilkudziesięciu organizacji mających na celu ochronę wolności i własności przed legislacyjnymi ograniczeniami jakim zamierzają je poddać neo-radykałowie. Skład Ligi jest bardzo różnorodny, jej członkami są zarówno zrzeszenia producentów jak i pracowników, przemysłowcy i rzemieślnicy, konserwatyści, feministki, przeciwnicy przymusowych szczepień oraz część brytyjskich anarcho-indywidualistów skupionych wokół pism wydawanych przez Henry’ego Seymoura („The Anarchist” i „Revolutionary Review”) oraz Alberta Tarna („The Herald of Anarchy” i „Free Trade”). Pomimo tej różnorodności ton organizacji zdecydowanie nadają indywidualiści skupieni wokół Donisthorpe’a, który zostaje redaktorem naczelnym organu prasowego Ligi, pisma Jus. A Weekly Organ of Individualism [1] .
Działalność Liberty and Property Defence League skupia się na dwóch płaszczyznach – ideowej i parlamentarnej. W latach 1882-1891 koalicja rozprowadza przeszło 1,5 miliona egzemplarzy kilkunastu kiludziesięciustronicowych broszur (w tym 7 autorstwa Donisthorpe’a), organizuje liczne debaty, prelekcje, spektakle teatralne, pokazy slajdów, patronuje klubom dyskusyjnym oraz świetlicom robotniczym. W tym samym okresie korzystając ze wsparcia przychylnych jej ideom członków Izby Gmin i Izby Lordów Liga blokuje uchwalenie przez brytyjski parlament 368 ustaw, a do 1900 r. ok. 400 kolejnych.
Niezwykle wysoka skuteczność Ligi na polu parlamentarnym sprawia, iż w drugiej połowie lat 1890. z prośbą o interwencję zwraca się do niej coraz większe grono bogatych przemysłowców. Wraz ze wzrostem ich wpływów Liga zaczyna w swej działalności kłaść coraz większy nacisk na ochronę własności, co doprowadza do poważnego konfliktu w gronie jej założycieli. W 1888 r. po 6 latach działalności Donisthorpe odchodzi z LPDL uznając, iż za sprawą kapitalistów wykorzystujących koalicję do ochrony własnych przywilejów, z organizacji chroniącej wolność i własność każdej jednostki bez względu na jej status społeczny przekształciła się ona w Ligę Obrony Zagrożonych Interesów (Harassed Interest Defence League). Wraz z odejściem Donisthorpe’a działalność publicystyczna Ligi zostaje znacznie ograniczona, m.in. zaprzestaje ukazywać się redagowany przez niego tygodnik Jus [2] . On sam jednak nie rezygnuje z szerzenia indywidualistycznych idei, m.in. zostając na zaproszenie Benjamina Tuckera stałym korespondentem bostońskiego dwutygodnika Liberty. W okresie tym Donisthorpe publikuje też swoje dwie najważniejsze książki Individualism: A System of Politics (London: Macmillan 1889) i Law in a Free State (London: Macmillan, 1895), w których jednoznacznie opowiada się za anarchizmem jako preferowanym modelem społecznym. Co warte podkreślenia, jego anarchizm bez wątpienia można uznać za prekursorski w stosunku do rozwiniętego w drugiej połowie XX wieku anarcho-kapitalizmu.
W sporze między Proudhonem z Bastiatem na temat legitymacji własności prywatnej Donisthorpe zdecydowanie staje po stronie Bastiata. Twierdzenie jakoby kapitał per se był efektem grabieży uznaje za „czysty absurd i oczywistą niesprawiedliwość”, jego akumulację uważa za „dobro samo w sobie”, spekulantów określa mianem „użytecznych i niezbędnych członków społeczności”, broni prawa kapitalistów do pożyczania pieniędzy na wysoki procent oraz właścicieli nieruchomości do pobierania czynszów w dowolnie ustalonej przez siebie wysokości, sprzeciwia się jakimkolwiek ustawowym ingerencjom w zasadę swobody umów, wreszcie opowiada się za bezpaństwowym systemem prawnym, w którym normy postępowania określają konkurujące ze sobą firmy ubezpieczeniowe, sądy arbitrażowe, stowarzyszenia, kluby, organizacje charytatywne, itp. Jednocześnie jednak jest to anarchizm posiadający bardzo silny wymiar społeczny – zaangażowany w poprawę bytu robotników, kwestię emancypacji kobiet, praw dzieci urodzonych poza małżeństwami, etc.
Omawiając nawet w tak dużym skrócie biografię Donisthorpe nie sposób nie wspomnieć o jego działalności wynalazczej, zwłaszcza iż miała ona także swój wymiar polityczny. Donisthorpe był pionierem kinematografii, który w 1876 r., na niemal piętnaście lat przed Edisonem opatentował prostą kamerę filmową, a w 1889 r. uzyskał patent na projektor filmowy (oba wynalazki nazwał kinesigraphem). Urządzenia te chciał wykorzystać w działalności propagandowej Ligi, która dla uatrakcyjnienia organizowanych przez siebie prelekcji wykorzystywała m.in. tzw. latarnię czarnoksięską (magic lantern) – prosty aparat projekcyjny uznawany za prototyp projektora filmowego. Zdaniem historyków filmu jest wielce prawdopodobne, iż gdyby nie problemy z zebraniem kapitału niezbędnego do stworzenia działających prototypów, co opóźniło praktyczną realizację pomysłów Donisthorpe’a o kilka lat, zamiast o kinematografii mówilibyśmy dzisiaj o kinesigrafii.
W początku XX w. zrezygnowawszy z aktywnego udziału w działalności społecznej Donisthorpe osiadł w Hindhead, Surrey oddając się swoim pasjom wynalazczym (m.in. wspomagając swych synów w eksperymentach nad systemem kina dźwiękowego), grze w szachy i badaniom nad sztucznymi językami, jedynie okazjonalnie wracając w swych publikacjach do kwestii politycznych. Zmarł 30 stycznia 1914 r. z powodu niewydolności serca.

III. W licznych i bardzo bogatych w różnorodne treści pracach Donisthorpe’a jedno z najbardziej prominentnych miejsc zajmują kwestie dotyczące stosunków pracowniczych oraz kondycji społecznej i materialnej robotników. W świetle ówczesnej sytuacji społecznej oraz tradycji ruchu indywidualistycznego, od samego początku aktywnie wspierającego dążenia robotników do poprawy ich sytuacji nie powinno być to zaskakujące, jednakże zważywszy na wielce niefortunną moim zdaniem tendencję do marginalizowania tego zagadnienia we współczesnej literaturze libertariańskiej [3] problematyka ta zasługuje na szczególną uwagę, zwłaszcza, iż zgłaszana przez Donisthorpe’a propozycja rozwiązania tzw. „kwestii robotniczej” nosi wszelkie znamiona oryginalności.
W drugiej połowie XIX w. całą Anglią wstrząsnął raz po raz szereg bardzo gwałtownych strajków (dokerów, górników, pracowników kolei, przemysłu naftowego, etc.), organizowanych pod hasłami poprawy warunków zatrudnienia, skrócenia czasu pracy, podwyższenia wynagrodzeń, czy wręcz obalenia systemu najemnego niewolnictwa (wage slavery), jak określano wówczas pracę najemną. Donisthorpe, tak jak wielu innych indywidualistów z tego okresu, z dużym zrozumieniem odnosił się do problemów robotniczych i zgadzał się ze znaczną częścią wspomnianych postulatów, podkreślając jednakże, iż choć protestujący słusznie rozpoznali objawy choroby, to zarówno postawiona przez nich diagnoza, jak i proponowana kuracja jest całkowicie błędna.
Istotnie, jak twierdzi Donisthorpe, kondycja ekonomiczna klasy robotniczej jest fatalna. Jakkolwiek przejście od niewolnictwa do pracy najemnej było krokiem w kierunku wolności i jako takie niewątpliwie stanowiło „chwalebny rozdział w historii cywilizacji”, to zmiana ta z pewnością nie jest odpowiedzią na „kwestię robotniczą”. Donisthorpe określa wręcz pracę najemną mianem „monstrualnej anomalii”, która byłaby być może „zabawna gdyby jej konsekwencje nie były tak tragiczne”. Jego zdaniem socjaliści mają rację, iż ekonomiczna sytuacja pracownika niewiele odbiega od pozycji niewolnika, tak jak bowiem właściciele niewolników łożyli na ich utrzymanie tylko tyle ile było niezbędne do utrzymania ich funkcji życiowych i sprawności psychofizycznej, tak pracodawcy płacą zatrudnianym przez siebie osobom jedynie tyle, ile jest niezbędne dla podtrzymania ich zdolności do wywiązywania się z obowiązków pracowniczych. W tym sensie prawdą jest, iż pracodawcy traktują pracownika jako maszyny, dbając jedynie o utrzymanie ich bezawaryjnej pracy. Jednak jak podkreśla Donosthorpe, sytuacja ta, wbrew temu co twierdzą na ten temat socjaliści, nie jest wynikiem spisku kapitalistów, lecz niewzruszalnego prawa ekonomii zidentyfikowanego przez D. Ricardo, który w swej najsłynniejszej pracy Zasady ekonomii politycznej i opodatkowania wykazał, iż ceny rynkowe, tj. ceny wynikające z podaży i popytu, mają tendencje do zrównywania się z cenami naturalnymi, a więc nakładami jakie są niezbędne dla wytworzenia danego produktu. Ponieważ zaś ceną naturalną pracy jest „cena, która jest niezbędna, aby umożliwić ogółowi robotników utrzymanie i zachowanie swego gatunku, nie zwiększając ani też nie zmniejszając ich liczby”, zdaniem Donisthorpe całkowicie zrozumiałym jest, iż płace oferowane przez pracodawców oscylują wokół minimum egzystencji. Co więcej, choć sytuacja, w której pracodawca zachowuje dla siebie nie tylko zyski ze swego kapitału (do czego ma pełne prawo), ale i zyski wypracowane przez pracowników jest z całą pewnością niemoralna, jest ona całkowicie sprawiedliwa, albowiem opiera się na dobrowolnej umowie stron. „Twierdzenie jakoby w wyniku szeregu transakcji składających się na umowę o pracę pracodawca obrabiał pracowników jest całkowicie nieuzasadnione. W rzeczywistości pracownik przekazuje wypracowane przez siebie zyski w zamian za z góry określoną, stałą płacę. To dalece nierozsądna wymiana i faktem jest, iż jest ona znacznie mniej korzystna dla pracowników. Mówiąc wprost wyzbywają się oni w całości owoców swojej pracy, ale robią to dobrowolnie, świadomie i z wyboru, brakuje im bowiem przedsiębiorczości i odwagi, by samodzielnie podjąć ryzyko i rozpocząć własną działalność gospodarczą. Nazywanie tej transakcji rabunkiem (dokonywanym przez pracodawcę) jest nieuczciwe i niesprawiedliwe”.
Donisthorpe zdecydowanie odrzuca pogląd jakoby umowa między pracownikiem a pracodawcą nie była dobrowolna, a o jej treści decydował przymus ekonomiczny jakiemu poddawani są pracownicy. Jego zdaniem jeśli osoba negocjująca umowę o pracę podlega jakimś ograniczeniom, to mają one charakter wewnętrzny – lenistwo, ignorancja, brak przedsiębiorczości, obawa przed podejmowaniem ryzyka, etc. – a nie zewnętrzny. Antycypując jeden z argumentów R. Nozicka przeciwko marksistowskiej koncepcji wyzysku, Donisthorpe twierdzi, iż pracownicy uznający warunki przedstawione im przez pracodawców za rabunek mogą je odrzucić i założyć kooperatywy. Na potwierdzenie tej tezy przytacza kilka przykładów udanych inicjatyw, w których pracownicy bez pomocy zewnętrznego kapitału i często przy minimalnych nakładach finansowych byli w stanie uruchomić firmy, które po pewnym czasie zaczęły wypracowywać duże zyski – i tak np. w 1848 r. 14 paryskich wytwórców fortepianów wnosząc do kooperatywy wyłącznie własne umiejętności i przy zerowym wkładzie pieniężnym założyło firmę, której kapitalizacja dwa lata później wynosiła 400 000 franków, w tym samym roku 4 kurierów powołało kooperatywę, która po roku zatrudniała już 86 pracowników, zaś rok później grupa stolarzy dysponująca sumą 135 franków powołała spółkę pracowniczą, która wkrótce przyniosła 37 000 franków czystego zysku. Start żadnej z tych firm nie był łatwy i wymagał od ich założycieli bardzo wielu wyrzeczeń, ale zdaniem Donisthorpe’a ich przykład dowodzi, że założenie przynoszącej zyski kooperatywy jest możliwe. Jeśli zatem pozostali pracownicy nie decydują się na ten krok, to nie dlatego, iż uniezależnienie się pracowników od prywatnych właścicieli środków produkcji jest celem nieosiągalnym, lecz dlatego, że większość z nich boi się ryzyka związanego z podjęciem samodzielnej działalności gospodarczej. „Ich ambicją nie jest bycie wolnym, lecz sytym” [4].
Jednak zdaniem Donisthorpe wyrzeczenia pracowników zakładających kooperatywy, choć godne pochwały, są tak naprawdę zbędne. Trudności jakie towarzyszą powstawaniu i rozwojowi firm opartych na zasadach kooperacji pracowniczej dowodzą, iż kapitał jest w równym stopniu uzależniony od pracy, co praca od kapitału, zaś próby eliminacji kapitalistów z procesów produkcyjnych są porównywalne do „próby upieczenia prosiaka poprzez spalenie chlewni”. Pracownicy mają jednak jeszcze jedną alternatywę, zamiast sprzedawać swoją pracę w zamian za z góry określone wynagrodzenie, które jak dowodził D. Ricardo na skutek naturalnych mechanizmów rynkowych będzie oscylować w granicach minimum biologicznego, czy zakładać własne firmy i zmagać się z brakiem kapitału niezbędnego dla ich funkcjonowania, mogą wnieść swoją pracę/umiejętności do przedsiębiorstw produkcyjnych na takich samych zasadach, jak kapitaliści wnoszą do nich własny majątek. Schemat ten Donisthorpe określał mianem kapitalizacji pracy.
W systemie tym pracownicy nie otrzymywaliby stałego wynagrodzenia o z góry określonej wysokości, lecz prawo do udziału w zyskach (bądź też w ew. stratach), w wysokości proporcjonalnej do wniesionego kapitału, tj. własnej pracy. Dla przykładu: „A wnosi do spółki 1 akr [ok. 05 ha] ziemi, B narzędzia rolnicze, C zaprzęg koni, D własną pracę. Ziemia warta jest 60£, narzędzia 80£, konie 120£, praca 600£. Załóżmy, że przychód na koniec roku wyniósł 946£. Mamy zatem ziemię, narzędzia (warte 10% mniej z powodu zużycia), o rok starsze, a co za tym idzie mniej warte konie, pracownika również o rok starszego oraz zysk w wysokości 86£. Jak powinien on zostać podzielony? Pomijając (dla uproszczenia) kwestię kosztów amortyzacji, właściciel ziemi powinien otrzymać 6£, narzędzi 8£, zaprzęgu 12£, zaś pracownik 60£. Część osób zapewne stwierdzi, iż udział pracownika w zysku jest nieproporcjonalnie wysoki. Tak jednak nie jest. W obecnym systemie pracownik nie bierze udziału w podziale zysków, [kapitaliści] kupują rok jego pracy i inwestują ją jako swoją, a nie jego, własność. Stąd też wszelkie zyski przedsięwzięcia słusznie przynależą im, a nie jemu. Na tym polega praca najemna. Nie ma jednak żadnego powodu, by pracownik nie miał wnosić pracy jako własnego wkładu, wówczas zaś ma oczywiste prawo do pełnego udziału w zyskach (jak i stratach) z własnej inwestycji”.
Na pytania „z czego mieliby robotnicy utrzymywać się w okresie poprzedzającym wypracowanie zysku” oraz „jak radziliby sobie w okresie spowodowanej chorobą niemożności podjęcia pracy”, Donisthorpe odpowiada – pozostawcie to pracownikom, pozwólcie im działać. „Jeśli istnieje konieczność funkcjonowania jakiegoś organu, którego zadaniem jest zapewnianie pewnego minimum egzystencji, minimalizowania ryzyka, czy gwarantowania w jakimś stopniu zwrotu nakładów, to jego stworzenie nie leży w gestii podmiotów wnoszących do przedsięwzięcia kapitał inny niż praca”. Pracownicy sami muszą zadbać o istnienie systemu zabezpieczeń społecznych.
Z perspektywy współczesnego państwa opiekuńczego propozycja ta może się wydawać niedorzeczną, jednakże pod koniec XIX w. wcale za takową jej nie uznawano. Gdy Donisthorpe ogłaszał swoją wizję kapitalizacji pracy, opiekę społeczną świadczono na skalę masową w ramach różnego rodzaju zinstytucjonalizowanych form pomocy wzajemnej, przede wszystkim zaś w ramach tzw. friendly societies, tj. organizacji przypominających w pewnym zakresie współczesne towarzystwa ubezpieczeń wzajemnych [5]. W latach 1890. funkcjonowało ich w Wielkiej Brytanii kilkanaście tysięcy, łącznie zrzeszały one około 5 milionów członków i co roku powiększały się o dziesiątki tysięcy kolejnych, w skutek czego na rok przed wprowadzeniem w 1911 r. National Insurence Act, z dobrowolnych ubezpieczeń korzystało już 9 milionów osób (NIA objęło przymusowym ubezpieczeniem dodatkowe 3 miliony osób). Zapewniały one ubezpieczenie na wypadek choroby/niemożności wykonywania pracy, odszkodowania za wypadki, zapomogi na wypadek śmierci, opiekę medyczną, pomoc w poszukiwaniu pracy, etc. Organizacje te funkcjonowały na tyle sprawnie, iż w raporcie z 1882 r. przeciwko projektowi wprowadzenia przymusowych ubezpieczeń społecznych opracowanym przez jedną z największych z nich – zrzeszającą przeszło 600 tys. członków Ancient Order of Foresters – przewidywano, iż w nieodległej przyszłości „z pauperyzmem będą się zmagać wyłącznie osoby, które z powodu niepełnosprawności lub choroby psychicznej są stale niezdolne do podjęcia pracy, a tym samym i uiszczania składek”.
System kapitalizacji pracy w połączeniu z ww. mechanizmami pomocy wzajemnej ma zdaniem Donisthorpe’a wiele niepodważalnych przewag nad pracą najemną. Eliminuje on całkowicie naturalną dla relacji pracodawca-pracownik najemny sprzeczność interesów. Jeśli płaca pracownika nie jest uzależniona od wyników jego pracy, stara się on jej wykonać najmniej jak to tylko możliwe i jak podkreśla Donisthorpe nie sposób go za to winić – dlaczego miałby się on w jakiś szczególny sposób starać, skoro zyski z jego pracy przejmuje w całości pracodawca? W firmach opartych na kapitalizacji pracy ten problem nie będzie występował, albowiem pracownik nie otrzymuje w nich stałego wynagrodzenia, lecz prawo do udziału w wypracowanych przez nią zyskach, zaś wysokość tego udziału uzależniona jest od wysokości własnego wkładu pracownika. Im bardziej efektywna jego praca, tym wyższe jego zarobki.
Zdaniem Donisthorpe’a, system ten eliminuje konieczność utrzymywania kosztownego i znienawidzonego przez pracowników systemu nadzoru. Nie tylko poprawia to atmosferę w miejscu pracy, ale i obniża jej koszta.
W warunkach kapitalizacji pracy, przemysłowcy będą też bardziej skłonni dopuszczać pracowników do zarządzania firmą wiedząc, iż pracownikom w takim samym stopniu będzie zależeć na powodzeniu przedsięwzięcia, jak im samym.
Efektem kapitalizacji pracy ma być też racjonalizacja czasu pracy – pracownicy będą chcieli pracować tak intensywnie jak są w stanie, ale nie tak długo jak tylko mogą. Efektywność pracy będzie ważniejsza od czasu jej trwania. „W niektórych działach gospodarki praca może być z powodzeniem prowadzona przez 10 czy nawet 12 godzin dziennie, w innych da się ją wykonywać rzeczywiście efektywnie maksymalnie przez cztery/pięć. Tego rodzaju różnice są oczywiste i znane wszystkim poza stale je ignorującym parlamentarzystom. Gdy zatem celem pracowników stanie się osiągnięcie możliwie największych efektów, sami wyznaczą w drodze doświadczeń jaka jest najwłaściwsza dla wykonywanej przez nich pracy długość dnia roboczego. Jeśli ustalą, iż pracując z dużą intensywnością przez siedem godzin są w stanie wypracować taki sam efekt, jak z niższą intensywnością przez osiem, będą woleli pracować raczej siedem niż osiem godzin”.
Co więcej zdaniem Donisthorpe’a, w systemie tym pracownik będzie mógł nie tylko samodzielnie decydować o optymalnej dla niego długości czasu pracy, ale także sposobie jej wykorzystania. Jeśli okaże się, iż w danym momencie (np. w porze zbiorów, czy boomu budowlanego) jego praca przyniesie mu większe zyski poza jego stałym miejscem pracy, będzie mógł dowolnie przenosić swoją pracę w inne miejsce/do innego sektora, tak jak obecnie robią to spekulanci stale kierujący swój kapitał tam gdzie w określonej chwili gwarantuje on najwyższe zyski.
Kapitalizacja zwiększając produktywność pracy, obniżając jej koszta i racjonalizując jej alokację prowadzi zdaniem Donisthorpe’a do trwałej poprawy sytuacji robotników. „Jakkolwiek [w efekcie wprowadzenia tego systemu] wzrosną zyski z wszelkich form kapitału, największe korzyści odniosą pracownicy albowiem nie tylko zwiększy się kwota podlegająca podziałowi, ale i ich udział w podziale tej kwoty wzrośnie. Co istotniejsze, wzrost ten będzie trwały i jego efekty nie zostaną zniwelowane przez wzrost populacji”.
Przede wszystkim jednak koncepcja kapitalizacji pracy, w przeciwieństwie do propozycji socjalistycznych, przełamuje maltuzjańską klątwę płac kształtowanych na poziomie minimum egzystencji, nie czyniąc przy tym nikomu szkody. „Obecnie istniejący system [pracy najemnej] to taki, w którym pracownik rezygnuje w całości z owoców swojej pracy (nie ma powodu, by twierdzić, iż jest on z nich ograbiany). To prawda, robi to jednak dobrowolnie. Socjaliści chcą go zastąpić systemem, w którym to z kolei kapitalista miałby zrezygnować w całości z zysków ze swego kapitału. Rozwiązanie to jest równie niedorzeczne, co więcej tak długo jak miałoby ono opierać się na siłowym pozbawianiu pracodawcy dochodów wbrew jego woli, jest ono równoznaczne z rabunkiem. Dlaczego jednak kapitaliści i pracownicy nie mieliby ze sobą współpracować, zgadzając się na pobieranie zysków proporcjonalnych do własnych wkładów? Kapitalizacja pracy rozwiązałaby kwestię pracowniczą bez żadnej szkody dla kogokolwiek”. Jako taka kapitalizacja jest zatem ponad wszystko inne sprawiedliwym systemem podziałów zysków.
Pomimo tych wszystkich zalet Donisthorpe podkreśla, iż system kapitalizacji pracy nie jest utopią. Nie da się go ukonstytuować z dnia na dzień, nie wszystkie obszary gospodarki są na nią gotowe, o ile wydaje się on być możliwy do wprowadzenia w górnictwie, hutach, odlewniach i w innych wielkich zakładach przemysłowych zatrudniających bardzo dużą liczbę pracowników, jego ukonstytuowanie w małych firmach czy zwłaszcza rolnictwie wciąż pogrążonym w quasi-feudalnej organizacji pracy nie przyniosłoby póki co większych korzyści, albowiem stosunków społecznych nie da się zmienić per saltum. Jeżeli kapitalizacja ma rzeczywiście poprawić sytuację robotników nie może być narzucona wbrew ich woli, co zdaniem Donisthorpe’a absolutnie wyklucza jej ukonstytuowanie na drodze ustawowej. Ponieważ zaś inicjatywa kapitalizacji pracy musi wyjść od samych robotników, których system pracy najemnej pozbawił naturalnej przedsiębiorczości i stępił w nich skłonność do podejmowania ryzyka, dzień w którym firmy oparte kapitalizacji pracy będą odgrywać znaczącą rolę w gospodarce może się okazać odległy. Niemniej jednak, jak twierdzi Donisthorpe, jedynie katastrofa może powstrzymać jego nadejście. Jego zdaniem obserwując rozwój cywilizacji od jej prapoczątków aż po czasy mu współczesne nie sposób nie dostrzec, iż społeczeństwo zmierza w kierunku coraz większej swobody jednostki – używając terminologii Herberta Spencera, ewoluuje od społeczeństwa militarnego do industrialnego, od społeczeństwa opartego na przymusie i poddaństwie, do społeczeństwa opartego na dobrowolnej współpracy i poszanowaniu umów. Praca najemna jest nie do pogodzenia z wolnością. Kapitalizacja jej ucieleśnieniem w stosunkach industrialnych.
Stąd też jak podkreśla Donisthorpe, opisując korzyści płynące z kapitalizacji pracy nie propaguje on niczego, nie opowiada się za żadnym systemem. Jest jedynie obserwatorem zmian zachodzących w społeczeństwie. Jego przewidywania dotyczące przyszłości stosunków pracy mają tyle wspólnego z propagowaniem kapitalizacji pracy jako rozwiązaniem problemów robotników, co przewidywania meteorologów o nadchodzących opadach z propagowaniem deszczu jako metody przeciwdziałania skutkom suszy.

IV. Pomimo zdecydowanie optymistycznych deklaracji Donisthorpe’a system kapitalizacji pracy nie zaistniał na znaczącą skalę ani w krajach anglosaskich, które jego zdaniem w największym stopniu były przygotowane na jego przyjęcie, ani też w żadnym innym kraju. Przeszło 120 lat po ogłoszeniu przez Donisthorpe’a idei wyzwolenia robotników spod jarzma pracy najemnej wciąż pozostaje ona dominującą formą zarobkowania. Dlaczego [6]?
Donisthorpe podkreślał, iż z punktu widzenia pracownika najemnego atrakcyjność jego propozycji polega przede wszystkim na trwałym zerwaniu z płacami oscylującymi wokół minimum egzystencji. Jego zdaniem w systemie pracy najemnej wynagrodzenie równe jest cenie utrzymania sprawności psychofizycznej pracownika i w dłuższej perspektywie nie może być wyższe. Wszelkie wzrosty płac zostaną bowiem pochłonięte przez zwiększającą się populację. System pracy najemnej utrwala zatem biedę robotników, skazując ich na kondycję ekonomiczną niewiele różniącą się od losu niewolników. Zdaniem Donisthorpe’a jedynie kapitalizacja pracy może doprowadzić do trwałej poprawy sytuacji ekonomicznej klasy robotniczej. Argument ten może być obroniony tylko jeśli uznamy, iż spiżowe prawo płac, na które Donisthorpe powołuje się w swoich rozważaniach jest prawdziwe. Tak jednak nie jest.
Teoria ta opiera się w istocie na maltuzjańskim postrzeganiu rzeczywistości, zgodnie z którym wzrost płac powyżej poziomu naturalnej ceny pracy niechybnie doprowadziłby do wzrostu populacji, czego konsekwencją będzie wzrost podaży pracy prowadzący z kolei do ponownego spadku wynagrodzenia do poziomu naturalnego. „Kiedy rynkowa cena płacy przewyższa cenę naturalną, robotnik znajduje się w pomyślnej i szczęśliwej sytuacji, ma większy udział w przedmiotach służących do zaspokajania potrzeb i uprzyjemniania życia i może wychować zdrową i liczną rodzinę. Kiedy jednak liczba robotników powiększy się dzięki temu, że wyższe płace sprzyjają wzrostowi ludności, płace spadną znowu do poziomu ceny naturalnej, a pod wpływem sił działających w przeciwnym kierunku mogą nawet czasem spaść poniżej tego poziomu”. Skutkiem tej prawidłowości ma być oscylowanie płacy wokół minimum egzystencji.
Pogląd ten jest błędny z co najmniej kilku wzajemnie powiązanych powodów.
Teoria ta opiera się na skrajnym redukcjonizmie biologicznym. Zakłada ona, iż ludzie kierują się w swoich działaniach odruchami zwierzęcymi, a ich jedynym celem jest utrzymanie się przy życiu i dorobienie się potomstwa. W takich warunkach poziom populacji wyznaczałby stopień dostępności do środków niezbędnych do życia [7]. Jak jednak słusznie zaznacza L. von Mises, człowiek chce czegoś więcej niż tylko żyć i spółkować, „chce żyć po ludzku”. Ma cały szereg ambicji, pragnień, potrzeb, a zatem i wydatków, których nie da się zamknąć w kategoriach „zapożyczonych z hodowli bydła”. Gdyby było inaczej nie mogłaby się rozwinąć żadna ludzka cywilizacja. Stąd też teoria spiżowego prawa płac wydaje się być teorią nie tyle ekonomiczną, co biologiczną.
Jednak nawet i na płaszczyźnie biologicznej spiżowe prawo płac wydaje się być co najmniej problematyczne. Wbrew bowiem temu co zakładał Malthus i jego zwolennicy, nie istnieje fizjologicznie określone minimum egzystencji dla jednostek z gatunku homo sapiens. Nie sposób wskazać minimalnej liczby kalorii, która jest niezbędna dla podtrzymania zdrowia i zdolności rozrodczych każdego człowieka, ani tym bardziej tych potrzebnych do wykonania dodatkowej pracy, albowiem wielkości te są zmienne zarówno pomiędzy jednostkami (zależne m.in. od płci i wieku), jak i w czasie (nasi przodkowie, zwłaszcza ci żyjący przed Rewolucją Industrialną byli w stanie przetrwać w warunkach nieporównywalnie cięższych niż XIX-wieczne, czy tym bardziej współczesnych – dla przykładu obecnie wśród kategorii branych pod uwagę przy ustalaniu grup potrzeb w koszyku minimum egzystencji poza wyżywieniem, odzieniem i schronieniem, znajdują się m.in. warunki lokalu mieszkalnego, stopień jego wyposażenia w odpowiednie media, normy zużycia gazu i energii oraz wydatki związane z realizacją obowiązku kształcenia w zakresie szkoły podstawowej, a zatem takie, które dla osoby żyjącej w np. w połowie XVII w. byłyby całkowicie abstrakcyjne).
Teoria ta jest także sprzeczna z faktami. Nie jest ona m.in. w stanie objaśnić obserwowanego w krajach kapitalistycznych trwałego wzrostu realnego wynagrodzenia, ani tym bardziej towarzyszącego powiększającemu się dobrobytowi ekonomicznemu spadku poziomu narodzin (zgodnie ze spiżowym prawem płac wzrost wynagrodzenia za pracę najemną musi wszak prowadzić do wzrostu narodzin). Dla przykładu tylko między 1880 a 1900 r., a więc w okresie największej aktywności publicystycznej Donisthorpe’a, płace pracowników angielskiego przemysłu, którzy w tym okresie nie zmieniali miejsca zatrudnienia wzrosły średnio od 15 do 20% [8] , w tym samym okresie stopa urodzeń w Anglii spadła z 35,2 do 29,9‰ [9]. Ten paradoksalny z punktu widzenia spiżowego prawa płac wynik jest całkowicie zgodny z obserwowaną od XIX w. prawidłowością, zwaną niekiedy prawem Bertillone’a, zgodnie z którą w miarę rozwoju cywilizacyjnego oraz wzrostu dobrobytu ekonomicznego zmniejsza się przyrost naturalny. Możemy ją wytłumaczyć, tylko jeśli uznamy, iż ludzie umieszczają zadowolenie związane z zaspokajaniem potrzeb biologicznych, na skali obejmującej także inne czysto ludzkie wartości, jak np. wskazywane przez Ricardo upodobanie do „wygód i przyjemności”. Wydaje się wręcz, iż sama racjonalizacja decyzji seksualnych podejmowanych przez jednostki – rachunek zysków i strat z posiadania potomstwa – wyklucza zasadność koncepcji, na którą powoływał się Donisthorpe.
Także na gruncie stricte ekonomicznym spiżowe prawo płac jest niemożliwe do obrony. Teoria ta nie uwzględnia faktu, iż wzrost populacji może spowodować wzrost zapotrzebowania na pracę . Jej zwolennicy mają rację utrzymując, iż zwiększenie siły roboczej wpływa na obniżenie ceny pracy, jednak jednocześnie zapominają oni, iż niższa cena wpływa pozytywnie na popyt na pracę (prowadząc np. do rozwoju tzw. pracochłonnego przemysłu).
Podobnie spiżowe prawo płac nie uwzględnia faktu, iż pracownik konsumuje dobro, które sprzedaje, tj. swój czas. Kosztem alternatywnym godziny wypoczynku jest stracona płaca za godzinę pracy. Im wyższa płaca tym bardziej atrakcyjnym staje się świadczenie pracy, albowiem czas wolny staje się droższy. W takiej sytuacji pracownik jest skłonny pracować dłużej, kosztem mniejszej ilości czasu wolnego (tzw. efekt substytucyjny). Jednocześnie jest jednak tak, iż wyższe płace powodują, że pracownik może pracować mniej utrzymując się na tym samym poziomie konsumpcji (tzw. efekt dochodowy). Pracownik będzie zatem skłonny pracować więcej w sytuacji gdy efekt substytucyjny jest silniejszy od efektu dochodowego. Stąd też im wyższa płaca tym większa jest podaż pracy.
Teoria ta całkowicie pomija też kwestie produktywności pracowników. Popyt na pracę nie jest popytem bezpośrednim, lecz pochodnym względem popytu na dobra finalne wytwarzane przez pracownika. Pracodawca nie zatrudnia pracowników dlatego, iż chce im zapewnić środki do życia, ale dlatego i tylko wówczas, gdy istnieje popyt na wytwarzane przez niego usługi. Stąd też pracodawca porównuje płacę z efektem pracy mierzonym krańcowym produktem pracy. Wzrost produktywności wpływa na wzrost płac.
Wszystkie te czynniki sprawiają, iż w krajach kapitalistycznych płace realne, wbrew temu co twierdził Donisthorpe, nie utrzymują się na poziomie bliżej nieokreślonego minimum egzystencji, lecz rosną. W konsekwencji sytuacja ekonomiczna klasy robotniczej w tych krajach ma tendencję do stałej poprawy. To zaś sprawia, iż praca najemna pomimo wszystkich jej wad, jest nadal dostatecznie atrakcyjna, by odwieść większość pracowników od podjęcia ryzyka wynikającego z praktycznej realizacji idei kapitalizacji pracy [11].
***
Niniejszy tekst został po raz pierwszy zaprezentowany podczas ogólnopolskiej konferencji Libertarianizm – teoria, interpretacja, praktyka (Kazimierz Dolny, 7-8 VI 2008). Z uwagi na brak miejsca przypisy zostały ograniczone do minimum. Osoby zainteresowane zapoznaniem się z jego całością odsyłam do tomu pokonferencyjnego.
***
[1] Co interesujące i znamienne w kontekście licznych sporów o to czy anarcho-kapitaliści, których protoplastą był Donisthorpe są częścią szerszego ruchu anarchistycznego (zob. np. I. McKay (ed.) An Anarchist FAQ: Volume 1, AK Press 2008, s. 481-547) Benjamin Tucker – jeden z najwybitniejszych dziewiętnastowiecznych anarcho-indywidualistów – twierdził, iż Jus pomimo jego „burżuazyjnego charakteru”, bardziej służy idei wolności, niż anglojęzyczne pismo P. Kropotkina Freedom. Zob. Id., Anarchy and Its Organs, „Liberty”, Whole No. 122, 14-04-1888, s. 5.
[2] Sama Liga przetrwała jeszcze do lat 1920., aczkolwiek jej aktywność w początku XX w. zdecydowanie spadła i w konsekwencji przestała ona odgrywać znaczącą rolę na scenie społeczno-politycznej Anglii.
[3] Rzecz jasna istnieją pewne wyjątki od tego trendu, zob. zwłaszcza publikacje autorów z kręgu Alliance of the Libertarian Left.
[4] Ibid., s. 251. Warto tym miejscu podkreślić, iż Donisthorpe uważał wspomniany zanik przedsiębiorczości klasy robotniczej za najgorszą konsekwencję systemu pracy najemnej. Jak stwierdza „denuncjacja swobody kontraktów jest dziś zjawiskiem niemal powszechnym. Niewątpliwie na taki stan rzeczy wpływ mają doświadczenia pracowników z fałszywą wolnością zwaną pracą najemną, które to doświadczenie skutecznie zniechęca ich do idei wolnościowych. To zupełnie naturalne. A jednak niemoralności pracy najemnej nic nie egzemplifikuje bardziej, niż fakt zanikania wśród pracowników poczucia własnej wartości, ujawniający się w domaganiu się przez nich jałmużny od przedstawicieli klasy, którą stale atakują oraz w braku ich przedsiębiorczości i zaradności”.
[5] Zob. np. D. D. Green, Medical Care Through Mutual Aid. The Friendly Societies of Great Britain, [w:] D. T. Beito, P. Gordon, A. Tabarrok (eds.), The Voluntary City. Choice, Community and Civil Society, Ann Arbor: The University of Michigan Press 2002, s. 204-222.
[6] Z uwagi na limity objętościowe pracy odpowiadając na to pytanie ograniczę się do kwestii związanych z kluczową dla tezy W. Donisthorpe’a teorią płac, zdając sobie sprawę, iż nie wyczerpuje to całości zagadnienia. Czytelników zainteresowanych bardziej kompleksowym omówieniem kwestii pracy najemnej z perspektywy libertariańskiej odsyłam do następującej dyskusji K. A. Carson, Contract Feudalism. A Critique of Employer Power Over Employees, „Libertarian Alliance Economic Notes” 105 (2006); P. Marks, A Critique of a Critique. An Examination of Kevin Carson’s Contract Feudalism, „Libertarian Alliance Economic Notes” 108 (2007); K. A. Carson, Further Thoughts About Contract Feudalism: A Response to Paul Marks, „Libertarian Alliance Economic Notes” 109 (2008). Wersje elektroniczne wszystkich ww. publikacji dostępne są na stronie domowej wydawcy.
[7] I rzeczywiście wydaje się, iż do czasów Rewolucji Industrialnej, za sprawą m.in. bardzo niskiej wydajności pracy tak właśnie było. Zob. J. Szpak, Historia gospodarcza powszechna, Warszawa 2003, s. 157-158.
[8] W. Ashworth, An Economics History of England: 1870-1939, Oxford: Routledge 2006, s. 200. Gwoli ścisłości należy zaznaczyć, iż Donisthorpe zdawał sobie sprawę z tego, że rynkowa cena pracy może utrzymywać się przez dłuższy czas powyżej jej poziomu naturalnego, nie mniej jednak twierdził, iż w odpowiednio długiej perspektywie te dwie wartości muszą jeśli nie zrównać się to przynajmniej istotnie zbliżyć. Jednak nawet jeśli weźmiemy pod uwagę znacznie dłuższy okres tendencja do wzrostu realnych płac wydaje się być w kapitalizmie niezachwiana. Zob. N. F. R. Crafts, T. C. Mills, Trends in Real Wages in Britain, 1750-1913, „Explorations in Economic History” Vol. 31, No. 2 (1994), s. 176-194 oraz F. A. Harper, Why Wages Rise, New York: Fundation For Economic Education 1957, s. 18.
[9] J. Szpak, op. cit., s. 160.
[10] Szerzej na temat korzyści ze wzrostu populacji w J. L. Simon, The Ultimate Resource II: People, Materials, and Environment, Princeton: Princeton University Press 1998, s. 357-391.
[11] Na temat względnej atrakcyjności pracy najemnej w stosunku np. do samozatrudnienia zob. M. N. Rothbard, Konkin on Libertarian Strategy (polskie tłumaczenie artykułu), ”Strategy of the New Libertarian Alliance” 1 (1981), s. 3-5.

Tekst został opublikowany w trzecim numerze pisma MindFuck

11 thoughts on “Włodzimierz Gogłoza: Niewolnictwo, praca najemna wolność – Wordsworth Donisthorpe o radykalnych konsekwencjach kapitalizacji pracy

  1. Łoo… Donisthorpe od dzisiaj jest moim ziomem. Swoją drogą ciekawie się nazywał. Burżujsko i snobistycznie w ch**. 🙂 Że też wcześniej o nim nie słyszałem… Panie Włodzimierzu, bardzo dziękuję za ten tekst. Bo ile można mielić Rothbarda?

    „Wulgarny libertarianizm” znów w natarciu na Liberalis.pl. Nice. 😉

  2. W samym artykule, wynika, że Donistrophe nie rozumiał (i nie jest to jego wina w tym sensie, że wtedy mało kto to rozumiał – Marx był tak samo jak dzie4cko we mgle), że relacja kapitalista-pracownik to nie jest relacja właściciel kapitału-proletariusz. Nie rozumie zresztą też tego Carson, co świetnie pokazuje tekst, do którego odsyłasz nas Włodku.

    Z góry pisze, że tego nie odkryłem – odkrył to Ellerman David (czy coś podobnego, nie chcę mu zrobić złej reklamy, jak źle go zrozumiałem) i chwałą mu za to. Otóż: prawo własności tylko wtedy usprawiedliwiałyby relacja między pracownikiem a pracodawcą, gdyby ze względu na nie człowiek mógł się zbyć prawa do decydowania o sobie. A to nie jest konieczne z libertariańskiej perspektywy. Nie chodzi więc o to, na co zwraca uwagę Donisthorphe, nie chodzi tez o historyczne zaszłości, co zdaje się Carsonowi (stąd nie czytam jego prokapitalistycznej krytyki – będzie równie nietrafna, co sam artykuł). Praca najemna jest niezgodna z libertarianizmem o ile tzw. selfownership jest czymś niezbywalnym. Bo pracownik najemny musi wykonywać czyjeś polecenia albo można go fizycznie usunąć z miejsca pracy, czyli pozbawić go jak najbardziej prawa do decydowania o sobie, nawet jeśli nie złamałby umowy i wypełniałby wszelkie jej ważne warunki (warunek „będziesz robił co Ci każę” nigdy nie jest ważny, bo jest warunkiem sprawiającym, że umowa jest umową niewolniczą).

  3. No i to, że codziennie rano tysiące Polaków idzie do pracy, nie sprawia, że zrzekają się oni czegokolwiek. Selfownership jest niezbywalne, nawet jeśli A wykonuje polecenia B, to wciąż używa do tego własnego ciała i umysłu, i jedyne, co różni takie działanie od działania „wolnego” to to, że pomysł, chęć, wola pierwotna nie pochodzi od osoby wykonującej daną czynność, a od innej.

  4. Podobnie spiżowe prawo płac nie uwzględnia faktu, iż pracownik konsumuje dobro, które sprzedaje, tj. swój czas. Kosztem alternatywnym godziny wypoczynku jest stracona płaca za godzinę pracy. Im wyższa płaca tym bardziej atrakcyjnym staje się świadczenie pracy, albowiem czas wolny staje się droższy. W takiej sytuacji pracownik jest skłonny pracować dłużej, kosztem mniejszej ilości czasu wolnego (tzw. efekt substytucyjny). Jednocześnie jest jednak tak, iż wyższe płace powodują, że pracownik może pracować mniej utrzymując się na tym samym poziomie konsumpcji (tzw. efekt dochodowy). Pracownik będzie zatem skłonny pracować więcej w sytuacji gdy efekt substytucyjny jest silniejszy od efektu dochodowego. Stąd też im wyższa płaca tym większa jest podaż pracy.
    Nie jest to prawda. Każda kolejna jednostka pieniądza jest zazwyczaj dla pracownika warta mniej w jego czasie. Ponieważ dany pracownik przy wyższej pensji będzie miał więcej pieniędzy pracując x godzin, praca kolejną godzinę może (ale nie musi, ponieważ za kolejną godzinę dostanie więcej pieniędzy i jego decyzja będzie zależala od tego, który efekt będzie w jego konkretnym przypadku silniejszy. Pracownik, może też wybrać np. żebranie, czy utrzymywanie się z własnego gospodarstwa – wobec tylu alternatyw analiza dokładnych zależności jest bardzo złożona) być dla niego mniej atrakcyjna, niż gdyby zarabiał mniej.

  5. SzLZ

    No i to, że codziennie rano tysiące Polaków idzie do pracy, nie sprawia, że zrzekają się oni czegokolwiek. Selfownership jest niezbywalne, nawet jeśli A wykonuje polecenia B, to wciąż używa do tego własnego ciała i umysłu, i jedyne, co różni takie działanie od działania „wolnego” to to, że pomysł, chęć, wola pierwotna nie pochodzi od osoby wykonującej daną czynność, a od innej.

    W tym sensie żadne działanie z zewnątrz nie odbiera jednostce możliwości decydowania o sobie. Nawet jak Ci przystawię pistolet do głowy i zagrożę, że strzelę, jeśli nie zrobisz tego, co chcę, możesz odmówić.

    Wystarczy, jeśli ktoś za nieposłuszeństwo może spotkać się z fizyczną przemocą i człowiek traci prawo do decydowania o sobie. Zaczynam się zastanawiać czy w ogóle coś takiego jest do uniknięcia, na pewno jednak – następuje na skutek zmuszenia pracownika do postępowania zgodnie z poleceniami pracodawcy.

  6. @ jaś skoczowski

    „Praca najemna jest niezgodna z libertarianizmem o ile tzw. selfownership jest czymś niezbywalnym. Bo pracownik najemny musi wykonywać czyjeś polecenia albo można go fizycznie usunąć z miejsca pracy, czyli pozbawić go jak najbardziej prawa do decydowania o sobie, nawet jeśli nie złamałby umowy i wypełniałby wszelkie jej ważne warunki (warunek „będziesz robił co Ci każę” nigdy nie jest ważny, bo jest warunkiem sprawiającym, że umowa jest umową niewolniczą).”

    Dlaczego tylko praca najemna? Jeśli przebywam na terenie czyjejś własności, to jej gospodarz zawsze może zażądać abym robił to, co on mi każe, a gdy się nie zgodzę, usunąć mnie fizycznie ze swojej własności, pozbawiając mnie prawa do decydowania o sobie. Jeżeli przyjmiemy za kryterium zgodności z libertarianizmem możliwość wydawania poleceń i siłowego usunięcia z jakiegoś terenu, to trzeba by uznać, że nielibertariańskie jest samo przebywanie na terenie czyjejś własności.

  7. >W tym sensie żadne działanie z zewnątrz nie odbiera jednostce możliwości decydowania o sobie. Nawet jak Ci przystawię pistolet do głowy i zagrożę, że strzelę, jeśli nie zrobisz tego, co chcę, możesz odmówić.

    Oczywiście, bo tak jest. Niewolnictwo nie jest wymazaniem czyjejś wolności (która jest wolnością woli), co najwyżej ograniczeniem zewnętrznej wolności.

  8. SzLZ

    Oczywiście, bo tak jest. Niewolnictwo nie jest wymazaniem czyjejś wolności (która jest wolnością woli), co najwyżej ograniczeniem zewnętrznej wolności.

    Gdyby był nam dostępny aparat Voigta Kampffa, to nawet by nam nie pomogło, bo oni mieli chyba jakąś skalę od człowieka do maszyny. Wiesz dlaczego? Bo zacięła Ci się taśma z takim tępym, mechanicznym głosem, którym ciągle powtarzasz to samo i tak. I takiej hecy niestety nie da się wyrazić na żadnej skali. Przekraczasz skalę, jesteś tak najoczywistszym przypadkiem.

    Mam dla Ciebie smutną wiadomość: twój pobyt na ziemi jest nielegalny androidzie. Czy nie pomyślałeś już kiedyś o swojej emeryturze?

  9. A z czego żył ten Donisthorpe, że tak się zapytam, ktoś wie? Bo chyba nie z wydawania tych różnych pisemek?

  10. Naturalnie, że z wyzysku, przecież.

    Grał też w szachy na pieniądze i kręcił kinesigrafem własnego projektu pornole, jak przystało na przyzwoitego wolnościowca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *