Kamil Szostak: O mitologizacji

Jedną z większych i poważniejszych cechą ustroju d***kratycznego jest zjawisko, które nazwałbym mitologizacją. Mitologizacja ma swe ufundowanie w typowo ludzkich uwarunkowaniach do uschematyczniania świata, a raczej zeń jego recepcji (na zasadzie, iż żeby poznać byt, trzeba zbudować wokół niego teorie). Mitologizacja służy przeciętnemu człowiekowi, ale też ludziom, których przyjęło się nazywać intelektualistami. I nie byłoby w tym nic niebezpiecznego – gdyby nie władza ludu, która czyni z mitologizacji centralny – jak się wydaje – punkt podparcia dla pasożytniczej strony d***kracji. Słowem, takie patrzenie na świat staje się łatwą pożywką dla polityczno-ekonomicznych elit, które – zbyt często – jedynie dzięki niej są w stanie umocnić i utrzymać swą nadrzędną wobec narodu pozycję. A ponadto, [właśnie] dzięki niej niej stają się elitami, czego jaskrawym wręcz przykładem może być kariera p. Andrzeja Leppera, który na fali rolniczego niezadowolenia z ich partykularnej sytuacji ekonomicznej, został wyniesiony do Parlamentu, a gdy już tam się dostał.. wyzyskiwał tą idee, ile tylko się da[1]. Ów niezadowolenie rolników było/jest podsycane głównie przez mit, biednej wsi. Biedna wieś oznacza, iż gospodarstwa polskie wymagają ciągłej opieki spolegliwego urzędnika państwowego, że ciągle trzeba nie inwestować (z budżetu) i dotować, bo przeto każdy obywatel na tym korzysta etc. Tak jak każdy mit, idea, myśl tak i ta ma swe źródło w rzeczywistości obiektywnej. Ten zapewne wziął się stąd, iż po 89′ tzw. PGR masowo upadały i popadały w (dosł.) ruinę. Cóż, o ile nie można temu zaprzeczyć, o tyle nie można rozciągać tej historycznej sytuacji na przyszłość. Do tego, przeto, gdyby ten wolny rynek – o którym mówiono i głoszono, że się go wprowadza – zadziałał, to PGR mogły by z powodzeniem stanąć na nogi i stać się wydajnymi przedsiębiorstwami. Czemu tak się nie stało, Czytelnik winien już wiedzieć.

Inną ciekawą opinią – z którą spotykałem się osobiście parokrotnie – brzmi: wzrost bezrobocia jest spowodowany przez zalew tzw. taniej siły roboczej z Azji etc. Chińczycy zabierają pracę Polakom i ogóle.. Poprzestając na ogólnej krytyce tej legendy: Jeżeli Azjaci mogą wykonywać prace tą samą, co Polacy, za mniejszą niż oni stawkę, to rodzi to niższe ceny dla .. Polaków-konsumentów. Otóż głównym błędem powyższego nacjonalizmu ekonomicznego jest nierozpoznanie, że człowiek jest zarówno pracownikiem, jak i konsumentem[2]. Oczywiście, dopóty to się nie zmieni, dopóki rząd będzie próbował naprawiać taką sytuacje wprowadzając w życie prawa blokujące zagraniczny kapitał itp.

Lecz przechodząc do clue całego tekstu. Osoba lub grupa osób, która chciałby zmienić ten kraj (w sensie dosł.), musi zmierzyć się z wieloma licznymi przeszkodami, spośród których – wg mnie – najtoksyczniejszą jest mitologizacja etatyzująca[3]. I tym miejscu rodzi się tzw. teoria (strategia) działania. O ile strategia różnej maści czerwonego bydła[4] mnie mało interesuje, o tyle bardziej skupię się na libertarian i konserwatystach. Co do tych pierwszych, pomijając nurt – powiedzmy – reforministyczny, to zgodni są oni zasadniczo, iż społeczeństwo trzeba przekonywać do swych racji poprzez publiczne debaty, uliczną propagandę czy też edukację ekonomiczną już w szkołach podstawowych, ale nie tylko.. Mankamenty takiej strategii pojawiają się w momencie, gdy odbiorcy rzeczonego przekazu niekoniecznie chcą go sobie przyswoić lub po prostu go nie rozumieją. Co na to libertarianie? Nie znam zdania wszystkich[5], ale rzecznikiem[6] ciekawej teorii, jest p. Stefan Molyneux[7]. Twierdzi on (i chyba nawet popełnił on o tym książkę), iż zasadniczo wpierw należy przygotować – podatny na argumenty szczegółowe – grunt sprowadzając całą dyskusje to ustalenia, czy obie strony są zgodne co do pryncypiów samej dyskusji, czyli do pytania: „czy mam prawo chociaż zachować własne zdanie, nawet jeśli byłoby ono odmienne od twojego?”. W skrajnie trudnych przypadkach, gdy odpowiedź rozmówcy byłaby zdecydowanie negatywna, należy po prostu zaprzestać jakiejkolwiek wymiany zdań, gdyż – jak uzasadnia Molyneux – nie można rozmawiać z kimś, kto celowo i świadomie przykłada nam lufę do skroni. Abstrahując od skuteczności takiego rozumowania, nie można mu odmówić pewnej dozy zdrowego rozsądku.

Co zaś się tradycjonalistów tyczy, to podobnie w libertariańskiej strategii, można wyróżnić u nich dwa zasadnicze nurty: reforministyczno-kompromisowy i bezkompromisowy. Ten pierwszy, oczywiście, najskuteczniejszą szansę zmian upatruje w powolnych acz metodycznych reformach w ramach samej d***kracji[8]. Drugi natomiast – choć a-parlamentarny, nie bynajmniej nieapolityczny – idzie drogą propagandowo-publicystyczną. Lecz w przeciwieństwie do propagandy uprawianej przez wolnościowców, konserwatyści – konsekwentnie – raczej unikają rozgłosu i masowości, a odbiorcę zawężają do wąskich i nielicznych grup. Do ludzi z krótką preferencją czasową, myślących długofalowo.. do tzw. elity Narodu.

Aczkolwiek wbrew tym szczegółowym różnicom w przyjmowanych strategiach, obie grupy muszą stawić czoła ludzkiej tendencji do tworzenia mitów. Wojownicze nastawienie bowiem może z czasem ulec rozmiękczeniu lub całkowitej dezintegracji, mitologizacja zaś wydaje się być ciągłą i nieustającą przypadłością rodzaju ludzkiego. Lecz skoro nie da się wyplenić tego zjawiska, to może trzeba zredukować jego zasięg tak, aby nie miał wpływu na decyzje rządu, które dotyczą nas wszystkich?

Kamil Szostak
13.09.2010

Przypisy:

[1] Tak jak i pozostali politycy zresztą.
[2] Więcej na temat w licznych pracach przedstawicieli austriackiej szkoły ekonomii, tj. von Mises, Rothbard, Hoppe, a także niektórzy ekonomiści innych szkół.
[3] Można by wyróżnić tyle odmian mitologizacji, ile przenosi ona ze sobą treści, tj. mitologizacja naukowa (scjentystyczna) pochodzenia pozytywistycznego.
[4] Ogólnie mówiąc – komunistów, bolszewików, część socjalistów.
[5] Można powiedzieć, iż co libertarian, to inna strategia.
[6] Jeśli nie twórcą i apologetą w jednej osobie.
[7] http://www.youtube.com/watch?v=nKOTqRb5nvg
[8] Można się zastanawiać, czy p. Artur Górski powinien być zaliczany do grona konserwatystów, choć – jak on sam twierdzi – należy do konserwatywnej frakcji w swojej partii.
***
Tekst pochodzi z bloga autora.

13 thoughts on “Kamil Szostak: O mitologizacji

  1. Moim zdaniem, nie można wiele powiedzieć w sprawie strategii działania, jeśli nie zahaczy się o kwestię walki klas. Dlaczego rolnicy uważają, że należą im się dotacje? Głównie nie dlatego, że kiedyś państwo dopłacało do PGR-ów, a potem nagle przestało, ale z powodu uprzywilejowania i względnej wolności gospodarczej w rolnictwie w czasach PRL. To wyrobiło w polskich rolnikach lenistwo i pogardę dla reszty społeczeństwa prawie dorównujące głównej części klasy próżniaczej. Są więc wyzyskiwaczami, którzy utrzymują swój mit po to, by nadal utrzymywać swoje uprzywilejowanie – a my możemy to akceptować lub nie.

    Jak rozumiem, autorowi chodzi o to, że skoro nie można „obcych klasowo” elementów społeczeństwa przekonać, to mimo wszystko należałoby próbować zwalczyć w nich jakieś cechy umysłu. I kompletnie się nie zgadzam z takim podejściem. Zakres działania „zarazy” jest dużo mniejszy, niż by się mogło wydawać. Polityką zajmują się głównie ci, którzy odnoszą z tego korzyści materialne – reszta siedzi cicho i od czasu do czasu zagłosuje na tego, kto najlepiej się rozreklamował. To w przełamaniu bierności klasy wyzyskiwanej widziałbym zadanie dla aktywistów. Jest potrzeba doprowadzenia do sytuacji, w której obecni nauczyciele, urzędnicy, rolnicy, górnicy i parę innych zawodów to mniejszości szanowane i nie dyskryminowane – poza jedną sprawą: ich poglądami politycznymi.

  2. @1 Może i racja, nie chciało mi się silić na głębsze wyjaśnienia, chciałem tylko wskazać na istnienie takich mitów.
    @2 Raczej chciałem wskazać na to, na co nie zawsze krytyka ustrojów d***kratycznych, zwraca dostateczną uwagę, a co stanowi o jednym z ważnych powodów „niewydolności” owego ustroju. Wnioski są dla Czytelnika do wysnucia, tak jak np. ten o tym, czy aby propaganda i „edukacja” miała jakiś większy sens, jeśli ludzie, gdy zabierze im się jedne mity, wytworzą sobie drugie. A skoro tak, jeśli już nie chcemy porzucić libertariańskich strategii, to czy nie lepiej próbować wywalczyć jednak ten „mit wolnorynkowy”; niekoniecznie zracjonalizowany i zrozumiany światopogląd, że wolny rynek jest najlepszym lekarstwem?

  3. @Sundance Kid,

    why thanks.. ale nie nadaję się do publicystyki mimo wszystko..

    Czemu „korwinizmów”? Jakich?

  4. To nie jest anarchostraussizm. To jest brak umiejętności przyznania się, że jest się swoim najlepszym kochankiem. I to nie tylko niebezpieczne. To smutne.

    Aha – kij z mięsa Ci w oko za „prominentnego antypropertarianina” czy jakoś tak. I Twojej Starej.

  5. Jeśli chcesz zrozumieć, co jest lekarstwem, musisz najpierw znać chorobę. Tym, którzy obecnie z budżetu więcej wyciągają, niż wkładają, nie wydaje się sensowne obniżanie wydatków – cóż na to poradzimy. Są naszymi przeciwnikami, z którymi trzeba się zmierzyć. Walczą o przeżycie. Ich sukcesy to nasze porażki. A mogłoby nas być więcej, niż ich. Mity to propaganda, zapychacz dla bezczynnej świadomości; przestają być istotne w momencie, kiedy zaczynamy rozmawiać o czymś rzeczywistym. Dziwisz się, że ludzie są myślowo bezczynni? Cóż, przywykli do tego, odwyk musi być bolesny.

    Chyba, że chodzi o to, jak zorganizować to od podstaw, na czym oprzeć się przy konstruowaniu ruchu. Zapewne wielu rzeczy nie da się tu rozstrzygnąć czysto teoretycznie. Wszystko zależy od specyficznych warunków danego kraju. Pewnie unikać należy tematów tradycyjnie lewicowych bądź prawicowych, a skupiać się na tym, jak prywatna inicjatywa, legalnie bądź nie, może już teraz uczynić nasze życie lepszym. Wielu ludzi ma w życiu dość konkretne problemy i nie mają pomysłu, co z nimi zrobić. Jeśli im pomożemy, uwierzą w nas i w nasz system wartości. Jeśli nie możemy im pomóc, bo nie potrafimy, nie łudźmy się, że uwierzą, gdy będziemy im mówić o sprawach o wiele mniej konkretnych. Chyba, że masz do czynienia z kimś, komu brata zabiło BND czy inne takie. Ale dla przeważającej części społeczeństwa państwo nie jest największym zagrożeniem; jest nim prywatna rzeczywistość, z którą sobie nie radzą, a jeśli nawet, to są pewni, że inni sobie nie poradzą.

  6. No dobra, może to nie takie proste. Są podmioty gospodarcze, których produkty są z powodu aktywności rządu wycenione wyżej. Najczęściej dzieje się tak wtedy, kiedy dany podmiot otrzymuje pieniądze od rządu, ale można inaczej, np. przez patenty, koncesje i tak dalej. Produkty innych są wycenione niżej – i tutaj dzieje się to najczęściej przez opodatkowanie, ale czasem ma to miejsce w budżetówce z powodu zmonopolizowania danego sektora i narzucenia niezdrowej konkurencji – jak w opiece zdrowotnej w Polsce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *