Karol Mazur: Aborcja, konflikt matka/dziecko i wolny rynek

W niniejszym tekście chciałbym poruszyć temat aborcji a ściślej przeanalizować argument przedstawiony przez Arkadiusza Sieronia w tekście pt. “Decydujący libertariański argument przeciw legalności aborcji”, który pojawił się na portalu Instytutu Misesa.

Autor stara się wykazać, że między matką a płodem nie istnieje żaden konflikt i z tej perspektywy stara się rozprawić z zarzutem zwolennika aborcji Murray’a Rothbarda, który zasugerował, że płód jest pasożytem w ciele matki.[1] Moim zdaniem p. Sieroń nie dotknął istoty problemu i pominął w swojej argumentacji kilka istotnych elementów całej układanki. Aby rzeczowo przeanalizować czy mamy do czynienia z konfliktem na linii płód-matka, musimy sprawdzić co dzieje się w organizmie kobiety podczas ciąży, musimy odwołać się do zagadnień z zakresu biologii ewolucyjnej i genetyki. Jednocześnie chciałbym zaznaczyć, że sam należę do przeciwników aborcji, będąc zwolennikiem ruchu pro-life, postaram się w tym tekście przedstawić swój własny punkt widzenia na kwestię aborcji, jak i poniekąd wysunąć moim zdaniem, całkiem ciekawą alternatywę w opozycji do argumentu zaproponowanego przez Arkadiusza Sieronia.

Matka i płód – odwieczny konflikt

W swoim tekście Arkadiusz Sieroń pisze, że niezbędnym warunkiem zaistnienia agresji jest występowanie konfliktu o rzadkie zasoby.[2]

Z perspektywy biologicznej, na pierwszy rzut oka wynikać może, że między matką a rozwijającym się płodem zachodzi cudowna i udana współpraca. Zapłodnienie, przebieg ciąży, i pomyślne jej zakończenie to z pewnością sukces reprodukcyjny rodziców, coś co biologia określa mianem przekazania genów następnemu pokoleniu. Organizm matki dostarcza wszystkich niezbędnych składników i warunków do prawidłowego rozwijania się maleństwa, na które z utęsknieniem czeka świat. Czy w takim świetle może istnieć jakikolwiek konflikt między matką a płodem ? Wielu biologów kwestionuje taką możliwość, warto jednak przyjrzeć się argumentom podanym przez biologów ewolucyjnych Davida Haig’a i George’a C. Williamsa, które sugerują, że problem na tej płaszczyźnie jest dosyć istotny. Niezręcznie jest mi jako przeciwnikowi aborcji, kwestionować tę na pozór prawidłową opinię, jednak przy baczniejszym przyjrzeniu się całemu zagadnieniu przekonamy się, że utrzymywany przez Arkadiusza Sieronia argument nie znajduje odzwierciedlenia w mechanizmach biologicznych, a co za tym idzie uważam, że Rothbard ma rację a argument p. Sieronia po prostu się nie broni.

Proces reprodukcji zgodnie z biologią wymaga aby organizm matki opiekował się płodem do samego końca czyli do momentu porodu. Niestety nie każdy płód wymaga karmienia, jak sugeruje George Williams jeśli płód przejawia oznaki defektu lub jest duże prawdopodobieństwo, że dziecko urodzi się z poważnym schorzeniem, matka dzięki tzw. mechanizmom rozpoznawczym macicy otrzymuje pewien sygnał. W jej interesie leży więc aby embrionu jak najszybciej się pozbyć.[3]  W ten sposób matka ma szanse na szybsze ponowne zajście w ciążę, która będzie jak twierdzi Williams dla niej bardziej obiecująca.

Istotą tego zagadnienia jest fakt, że wiele aborcji dokonuje się w ten sposób poza wiedzą kobiety, często sama matka nie wie nawet, że była w ciąży, we wczesnym etapie ciąży tzw. naturalne aborcje są bardzo częste. Biolodzy ewolucyjni próbując zrozumieć ten mechanizm zasugerowali, że taka selekcja płodów wynika z przystosowawczej zdolności matczynych tkanek.[4] Stąd też jedne płody są drogą naturalną odrzucane a inne są akceptowane. Z drugiej strony jak sugerują biolodzy embrion również może wykazywać swoją aktywność w tym zakresie, może on więc próbować wpływać na organizm kobiety. Biologia, która nie kieruje się moralnością czy etyką, mówi wprost – dla matki korzystniejszym jest odrzucenie wadliwego płodu niż jego zaakceptowanie, to zysk ilościowy. Płód musi być z kolei zdeterminowany do tego aby za wszelką cenę, życia i śmierci, dążyć do poprawnego zagnieżdżenia się w macicy, możliwości jednak ma w przeciwieństwie do matki dość mocno utrudnione.  Arkadiusz Sieroń nie zgodziłby się w tej kwestii, sugeruje to zdaniem – Ależ, czy matka nie może robić tego, czego tylko zapragnie? [5]

Kolejnym przejawem konfliktu na linii matka-płód jest konflikt genowy o którym biolog George Williams wspomina twierdząc, że geny ojca, matki i wielu innych dalszych krewnych które biorą udział w budowie pewnego organizmu muszą walczyć o miejsce dla siebie.

Williams podaje przykład efektywności procesu reprodukcyjnego z punktu widzenia samego tylko płodu. Aby ów płód mógł bez przeszkód i prawidłowo, zgodnie z programem rozwojowym funkcjonować, musi koniecznie otrzymywać od matki odpowiednią ilość potrzeb jakich się domaga. Potrzeby te określa fizjologia, która mówi, że zawsze lepiej jest mieć nadmiar niż niedomiar. Williams w tym przypadku obrazuje całą zależność na krzywej, która odzwierciedla efekt doboru krewniaczego, biorąc pod uwagę wpływ innych np. krewnych. Osobiste interesy płodu mogą więc schodzić na plan dalszy.

Obrazuje to wykres:

źródło: G. Williams, The Pony Fish’s Glow. 1997 Brockman Inc.

Siłą rzeczy płód ma największe szanse wówczas kiedy otrzyma zasoby w odpowiedniej dla siebie ilości, sytuację tę obrazuje na diagramie punkt 01. Aby jednak taki scenariusz miał miejsce muszą jak słusznie zauważa Williams współdziałać geny. Gdyby jednak pojawiła się mutacja lub też jakiś mechanizm, który powoduje kompletną zmianę sytuacji, w tym miejscu Williams podaje zmniejszenie koncentracji glukozy jaka jest dostarczana przez matkę do łożyska, wówczas mielibyśmy do czynienia z rozprzestrzenianiem się mutacji i w konsekwencji efektem byłoby wyparcie pierwotnego allelu. W tym miejscu należy spojrzeć na diagram od strony matki, dostarczanie niezbędnych zasobów np. substancji odżywczych to koszt, który powodować może ogromne spustoszenie u matki. Sądzę, że w tym miejscu zrozumiała staje się logika i wywód Rothbarda, dla którego ten schemat obrazuje działanie pasożyta. Matce opłacać się będzie ponosić koszty jedynie wtedy kiedy sama osiągać będzie zyski. Williams pisze, że – ideałem jest takie wykorzystanie zasobów by zysk netto w stosunku do zainwestowanych zasobów wyrażał w diagramie możliwie najbardziej stromo zorientowaną linią, dotykającą do krzywej przedstawiającej zyski płodu. (…) idealny poziom nakładów matki oznaczony symbolem Om. Tak więc, jak to widać na wykresie, ideał jednego z uczestników tej relacji nie pokrywa się z ideałem drugiego.[6]

Dlatego często spotyka się kobiety cierpiące na cukrzycę podczas ciąży, wszystko to oczywiście wynika z faktu, że między płodem a matką istnieje konflikt biologiczny.

Jeszcze bardziej drastyczny opis tego konfliktu przedstawia biolog David Haig, który przedstawia sposób w jaki płód zagnieżdża się w macicy, wytwarza łożysko, które powstaje na skutek przenikania tkanek macicy i dezorganizuje miejscowy mechanizm kontroli krwiobiegu.[7] Tym sposobem matka nie ma już żadnej kontroli nad dostarczaniem krwi do łożyska. Idąc dalej, łożysko wymusza na matce, za pomocą pobudzających substancji chemicznych potrzeby żywnościowe, dokonuje w ten sposób radykalnej reorganizacji hormonalnej w ciele kobiety.

Substancje te podnoszą m.in. zawartość cukru we krwi. W odpowiedzi na to, matka również wytwarza substancje ale całkowicie przeciwne temu procesowi. Mamy wówczas do czynienia z jawnym konfliktem biologicznym, w którym albo konsensus zostanie osiągnięty albo jedna ze stron przegra. W przypadku przegranej matki, oznacza to cukrzyce ciążową, nadciśnienie i eklampsja. Eklampsja jest zatruciem ciążowym, któremu towarzyszy utrata przytomności, rzucawki i drgawki. Można się zastanowić nad triumfem płodu, który przecież bez matki nie jest w stanie dalej funkcjonować, podobnie jak wspomniany przez Rothbarda pasożyt. Skutki działalności płodu w łożysku niestety prowadzą do tragedii i przegranymi w rezultacie są obydwie strony konfliktu.

Kolejnym przejawem biologicznego konfliktu jest moment narodzin, w interesie matki może być szybsze wydanie dziecka na świat, czego może nie podzielać płód, który nie będzie chciał opuścić dobrego lokum. Wszystko sprowadza się do omawianego przez Rothbarda konfliktu na linii matka – płód. W tym miejscu na podstawie argumentów dostarczanych przez biologię zmuszony jestem przyznać Rothbardowi rację i myślę, że każdy rozsądny libertarianin zgodzi się z tym zdaniem. Argumentów przeciwko aborcji trzeba więc szukać na innej płaszczyźnie.

Jak radzić sobie z argumentami pro-choice ?

Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę, że argumenty świeckie nie zdają już egzaminu. Do pewnego momentu uważałem, że ponoszenie odpowiedzialności [czyli po prostu pogodzenie się z zajściem w ciążę ] jest argumentem ostatecznym w debacie o aborcji i jego trzeba się trzymać – formuła była prosta – stało się, ponosimy tego konsekwencje. Niestety aby zasada ta była respektowana niezbędne jest przyjęcie pewnych wartości i wyznawania jednej tylko aksjologii przez ogół społeczności. Jak doskonale wiemy, jest to najzwyczajniej w świecie niemożliwe. Prawny zakaz wykonywania aborcji również niczego nie załatwia, podziemie i tak będzie kwitnąć. Dosyć dobrą odpowiedź daje religia, wspólnota wyznaniowa, która w kodeksie moralnym po prostu ma zapis wdrukowany podświadomie w skupione wokół niej jednostki, że aborcja jest czymś ewidentnie złym.

Zasady te pozwalają trzymać się raz obranej drogi i szanująca się osoba należąca do wspólnoty religijnej nie będzie próbowała jej złamać. Inaczej sprawa się ma kiedy mamy do czynienia ze zróżnicowanym, różnorodnym kulturowo, światopoglądowo społeczeństwem, jaki wówczas zastosować argument ? Nie chodzi przecież o prawny zakaz, problem leży w oddolnej inicjatywie społecznej, która powinna samoistnie wytworzyć, nawet jeśli złudzenie, które mówiłoby wprost, że aborcję trzeba potępiać i za wszelką cenę uznawać za moralnie złą. Nie ma jednak jasnej recepty na to aby taka inicjatywa mogła się pojawić, a którą społeczeństwo bez procesu socjalizacji by podchwyciło. W ostatecznym rozrachunku możemy odwołać się do prawideł wolnego rynku, na którym w jakiś sposób mogłoby pojawić się zapotrzebowanie na dzieci.

Cóż to oznacza? Nawet jeśli będziemy mieli do czynienia z uprzedmiotowieniem płodu, sprowadzeniem go do roli dobra lub usługi jaką ktoś za odpowiednią cenę może nam zaoferować, to warto chyba zaryzykować dla ochrony życia poczętego. Gdyby rynek, niezależnie od wyznawanych przez ludzi wartości, zasugerował takie zapotrzebowanie na adopcję i dla przykładu cena za dziecko oscylowałaby wokół kwoty dajmy na to 10 tyś. złotych, która matka usunęłaby wówczas ciążę, wiedząc, że po 9 miesiącach może otrzymać za dziecko stosowną sumę pieniędzy? Z jednej strony taka transakcja budzić może odrazę lub niechęć konserwatystów czy głęboko wierzących ludzi, których wyznawana aksjologia nie pozwala na tak redukcjonistyczne podejście do problemu, jestem jednak skłonny iść w zaparte i zaryzykować, że byłby to układ najlepiej chroniący nienarodzone jeszcze dzieci. Doskonale problem ujmuje David Friedman w udzielonym wywiadzie – Niedopuszczalność aborcji jest dobrem publicznym osób będących jej przeciwnikami. Instytucje rynkowe mają tendencję do niedoprodukowywania dóbr publicznych w stosunku do dóbr prywatnych, aż do momentu, gdy popyt na dobra publiczne jest znacznie większy niż na prywatne. Zasady prawne produkowane na wolnym rynku będą faworyzowały te drugie. Z drugiej strony, społeczeństwo anarchokapitalistyczne tworzy wolny rynek w dziedzinie adopcji. Rezultatem, przynajmniej biorąc pod uwagę obecne przyczyny aborcji, będzie znaczny, pozytywny sygnał na rzecz urodzenia, dla decydującej się na to matki, w postaci opłaty za prawo do adopcji. Pary pragnące wychowywać dzieci będą silnie wpływać na zmniejszenie się liczby aborcji, a mechanizm zapewniający to będzie sensu stricto ekonomiczny. Zmniejszy się w stosunku do obecnych rozmiarów skala zjawiska.[8]

Dzięki temu może pojawić się odwrotna tendencja do obserwowanej obecnie, i to nawet w laicyzującej się Europie. Zainicjowanie popytu na dzieci musi leżeć w interesie przeciwników aborcji. Wydaje mi się, że nie ma innej drogi, jak tylko zdać się na mechanizmy rynkowe. Wdawanie się w dyskusje, czy intelektualne spory z ruchem pro-choice w kwestii kiedy możemy mówić o człowieczeństwie, jakie należy ustalić arbitralne granice wiekowe itd. jest zwyczajną stratą czasu. Przyjęcie pewnych reguł gry rynkowej daje realną szansę na obronę życia poczętego, na ocalenie miliona nienarodzonych jeszcze dzieci. Istotą problemu jest po prostu stworzeniem pewnej aury, zapotrzebowania, które rynek wysunąłby w kierunku aborterów i zaoferował im korzystniejszą transakcję aniżeli bezceremonialne usunięcie ciąży.

Karol Mazur

[1] Zob. M. Rothbard, Etyka wolności, wyd. Fijor, Warszawa 2010.

[2] A. Sieroń, Decydujący libertariański argument przeciwko legalności aborcji. [W:] Instytut Misesa, http://mises.pl/blog/2011/12/17/sieron-decydujacy-libertarianski-argument-przeciwko-legalnosci-aborcji/ (plik pdf, dostęp 12.07.2012). s.2.

[3] Zob. G. Williams, Światełko mydliczki, wyd. CIS Warszawa 1997, s. 122.

[4] Zob. Tamże, s.123.

[5] A. Sieroń, Decydujący libertariański argument przeciwko legalności aborcji. [W:] Instytut Misesa, http://mises.pl/blog/2011/12/17/sieron-decydujacy-libertarianski-argument-przeciwko-legalnosci-aborcji/ (plik pdf, dostęp 12.07.2012). s.3.

[6]  G. Williams, Światełko mydliczki, wyd. Cis Warszawa 1997, s.126.

[7] Zob. Silent Struggle: A new theory of pregnancy. [W:] http://www.nytimes.com/2006/03/14/health/14preg.html?pagewanted=all (dostęp 12.07.2012).

[8] Wywiad z D. Friedmanem, [W:]Strona Domowa Włodzimierza Gogłozy, http://wgogloza.com/wolnosciowa-biblioteka/wywiad-z-davidem-d-friedmanem/ (dostęp 12.07.2012).

10 thoughts on “Karol Mazur: Aborcja, konflikt matka/dziecko i wolny rynek

  1. Dyskusja o aborcji musi uwzględniać prawa majątkowe i spadkowe płodu.
    Czy mogą być państwowe regulacje dopuszczające zabicie właściciela majątku.
    Płód może być jedynym właścicielem ogromnego majątku (np. jako pogrobowiec).
    Rozumieli to starożytni prawnicy rzymscy.
    Zabójcy nie wolno dziedziczyć po zabitym przez siebie majątku.
    A państwo jako wspólnik zabójcy(np. przez dotowanie aborcji), nie może przejmować majątku zabitego.

  2. „Dyskusja o aborcji musi uwzględniać prawa majątkowe i spadkowe płodu.”

    No i nie zapominajmy jeszcze o tym, no… jak mu tam…, a, efekcie motyla.

  3. Ten tekst to na poważnie? 😉
    Autor pokazuje na wykresie, w jakim stopniu płód jest albo nie jest pasożytem, czy mi się tylko wydawało? 😀

    Bajdełej, niezły pomysł ze sprzedażą dzieci. Proponuję jeszcze przywrócić niewolnictwo, co by zwiększyć popyt (bo bezpłodne pary się kiedyś skończą). No i oczywiście pedofilię. Pedofilia u libertarian zawsze w ceniie.

  4. Butters, od kiedy lewica w kwestiach obyczajowych przejawia moralność pensjonarki? U libertarian wszystkie -filię są w cenie. All inclusive. Jak wyzwolenie, to wyzwolenie.

  5. Nielegalność aborcji, jak się zdaje, sprawić może, że kobiety chcące dokonać zabiegu nielegalnie mniej chętnie będą rozważać adopcję – bo nie mogą się później wycofać. Tak więc powyższy tekst tak naprawdę agituje za legalizacją.

  6. Miło, że ktoś odniósł się do mojego tekstu. Niestety, obawiam się, że nie zostałem należycie
    zrozumiany.

    Moja analiza była prakseologiczna, nie biologiczna. Nie wnikałem w aspekty biologiczne, tylko zauważyłem, że z prakseologicznego punktu widzenia nie istnieje pomiędzy matką a płodem konflikt o rzadkie zasoby. Bo takimi zasobami mogłoby być a) pożywienie; b) jakieś inne substancje biochemiczne; c) miejsce zajmowane przez płód.

    Jeśli chodzi o a), to z prakseologicznego punktu widzenia (ale nie biologicznego) pokarm, który może sobie przywłaszczać płód, został w całości skonsumowany przez matkę, w tym sensie, że został finalnie bezpośrednio użyty do zaspokojenia jej potrzeby. Jeśli chodzi o b), to matka nie ma wpływu na takowe procesu, a więc z prakseologicznego punktu widzenia nie można ich uznać za dobra (vide: Menger). Jeśli chodzi o c), to konflikt by był, jeśliby matka chciała sama znaleźć się w swojej macicy, co jest rzecz jasna zupełnie absurdalnym pomysłem; poza tym można powiedzieć, że płód jako pierwszy w pewnym sensie przywłaszczył sobie to miejsce.

    Zresztą taki konflikt jest możliwy tylko pomiędzy zewnętrznymi w stosunku do siebie bytami, a relacji między matką a płodem nie można uznać za takowej.

    Jeśli chodzi o drugą część, to również nie mogę się z nią zgodzić. „Wdawanie się w dyskusje, czy intelektualne spory z ruchem pro-choice w kwestii kiedy możemy mówić o człowieczeństwie, jakie należy ustalić arbitralne granice wiekowe itd. jest zwyczajną stratą czasu”. Otóż, nie, pytanie o istotę człowieczeństwa nie są stratą czasu, lecz kluczową kwestią etyczną, obok której cywilizowane społeczeństwo nie może przejść obojętnie.

    Nie można też po prostu zastosować mechanizmu wolnorynkowego. Autor wykazuje niezrozumienie, czym on jest. Jest on mechanizmem wymiany legalnie zdobytej własności i tytułów do niej. Zatem trzeba najpierw ustalić, co i w jaki sposób może stać się legalną własnością, aby można było mówić o rynku na takie dobro. Wiele osób by się nie zgodziło z opinią, że można handlować dziećmi, jako że nie można ich posiadać legalnie na własność tak samo jak np. jabłek. Oczywiście, można zrzec się czy odsprzedać prawa do opieki nad dziećmi, ale nie jest to takie proste zagadnienie, jak zdaje się sugerować autor artykułu.

    PS. To, że i tak będzie podziemie aborcyjne, to żaden argument. Prawdopodobnie zawsze będą istnieć płatni zabójcy, ale to nie jest argument, by można było mordować powszechnie ludzi.

  7. arkazy:

    c), to konflikt by był, jeśliby matka chciała sama znaleźć się w swojej macicy, co jest rzecz jasna zupełnie absurdalnym pomysłem; poza tym można powiedzieć, że płód jako pierwszy w pewnym sensie przywłaszczył sobie to miejsce.

    Fisting, baby!

  8. Arkazy, czyli pasożyty w ciele człowieka z prakseologicznego punktu widzenia też nie są w konflikcie o zasoby z człowiekiem. Hmm… Ciekawy punkt widzenia.

  9. Niektórzy chyba do tej pory nie pojmują, że jakich wygibasów intelektualnych by nie czynili, płód nie może być podmiotem. I mu jest obojętne, czy się narodzi, czy nie 🙂 A skoro o to nie dba, to chyba jednak wolność matki, którą już to obchodzi, jest ważniejsza.

  10. Przede wszystkim daremnym trudem jest uzasadnianie swoich stanowisk etycznych za pomocą prakseologii. Sprawnie można działać także w celach uznawanych przez innych za niemoralne. I jakkolwiek absurdalne może się wydawać autorowi, aby kobieta „chciała sama znaleźć się w swojej macicy”, możliwy jest wybór takich celów, które z tą macicą będą miały coś wspólnego i konflikt będzie występował. Prakseologia nie wartościuje prywatnych celów, a środki stosowane do ich (sprawnego) osiągania. Więc „absurdalność” pewnych zachowań, nie dyskwalifikuje ich jako nieistotnych, które pozwolą na takie wnioski, jak wniosek autora.

    Poza tym nie skomentowałem tego:

    poza tym można powiedzieć, że płód jako pierwszy w pewnym sensie przywłaszczył sobie to miejsce.

    Rozumiem, że jeśli ktoś Ci wsadzi coś w tyłek, to też uznasz, że był tam pierwszy i w pewnym sensie przywłaszczył sobie to miejsce?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *