Wendy McElroy: Co to znaczy, że „wojna jest zdrowa dla państwa”? Wojna zabija indywidualizm.

We wstępie do „Wojny i intelektualistów” [„War and the Intellectuals”] zbioru esejów Randolpha Bourna z 1964, redaktor Carl Resek wyjaśnia znaczenie stwierdzenia „wojna jest zdrowa dla państwa”, ukutego w odpowiedzi na przystąpienie Stanów Zjednoczonych do pierwszej wojny światowej. Resek pisze: „w swym kontekście znaczyło to, że wojna to bezmyślna siła zatruwająca moralność narodu, a zwłaszcza zatruwająca intelektualistów”. Słynna, oryginalnie siedmiowyrazowa, maksyma Bourne’a ma złożone znaczenie, które często jest niedostrzegane przez tych, którzy się ową maksymą posługują. By tę złożoność dostrzec trzeba zbadać teoretyczny kontekstowi, w jakim to powiedzenie się zrodziło.

Państwo, Rząd, Społeczeństwo

Bourne argumentuje, że w czasach pokoju większość ludzi nie zaprząta sobie głowy Państwem, bowiem ma do czynienia częściej z Rządem, który sprawuje praktyczne „urzędy i funkcje” codziennego użytku Państwa. Bourne definiuje rząd jako „konstrukcję prawną, wykonującą polecenia ludzi. Rząd to idea Państwa w praktyce, znajdująca się w rękach realnych, konkretnych i omylnych ludzi”.

W czasach pokoju ludzie częściej stykają się z Rządem, np. poprzez poczty czy szkoły państwowe, niż z urzędami uosabiającymi dane Państwo, np. z Sądem Najwyższym. Stanowiska, które umożliwiają funkcjonowanie Rządu, jak chociażby posady listonoszy, czy nauczycieli, nie są otoczone nimbem świętości. To, jak opisuje ich Bourne „zwykli śmiertelnicy”. Nawet ci, wybierani na stanowiska polityczne, nie wywołują podziwu, ale zazwyczaj „giną w tłumie”. To egalitarne podejście jest częścią amerykańskiego dziedzictwa republiki, w której panuje rozdział kościoła i państwa. W czasach pokoju zatem „idea Państwa niemalże zanika w ludzkiej świadomości”. Ludzie, owszem wstają, by oddać cześć fladze na meczach, ale tak naprawdę nie mają zbyt wielu powodów, by myśleć o Państwie.

Amerykańskie Państwo to bardziej koncept, niż realnie istniejąca instytucja. Kształt polityczny zrodził się podczas amerykańskiej rewolucji, a sformalizowały go Konstytucja i Karta Praw. Rządy się zmieniają, ale Państwo w zasadzie jest ciągle takie samo. To Państwo, a nie Rząd, wywołuje dumę, czy patriotyczne uczucia u obywateli, bowiem uważa się, że Państwo jest uświęcone historią i wolą ludzi. To takiemu Państwu – nie Rządowi, czy to Republikańskiemu, czy Demokratycznemu – ludzie składają hołd, z ręka na piersi.

Kolejnym kluczem do zrozumienia Ameryki jest pojęcie „społeczeństwa”, o którym Bourne pisze jako o „narodzie” lub o „kraju”. Społeczeństwo to zbiór niepolitycznych czynników, które konstytuują życie w Ameryce, są to: określone poglądy, wspólne dziedzictwo, tradycja i literatura, wspólna historia, wyjątkowy skład etniczny, czy dominujące normy kulturowe. Te niepolityczne czynniki odróżniają amerykańskie społeczeństwo od chińskiego, czy francuskiego. To one tworzą amerykański sposób życia. W czasach pokoju więcej ludzi utożsamia się ze społeczeństwem niż z Rządem. Dla przykładu, więcej osób określa się jako bardziej związanych ze społecznością lokalną, religijną, czy etniczną niż z partią polityczną.

W przeciwieństwie do Rządu, społeczeństwo nie jest manifestacją Państwa, ani też nie może pokojowo z Państwem współistnieć, bowiem te koncepcje są wobec siebie antagonistyczne. W eseju „Państwo” [„The State”] Bourne zauważa „Kraj [społeczeństwo] to koncept pokojowy, tolerancyjny, oparty na zasadzie żyj i pozwól żyć innym. Państwo to z kolei koncept oparty na sile i rywalizacji, to agresywna grupa. My zaś, niestety, urodziliśmy się nie tylko w kraju, ale także i w Państwie, i w trakcie dorastania nasze uczucia do społeczeństwa i do Państwa są sprzeczne”.

Podsumowując argumentację Bourne’a – w czasach pokoju ludzie utożsamiają się ze społeczeństwem, wchodzą w interakcje z Rządem, a raz na jakiś czas mają do czynienia z uświęconym Państwem. Jednakże granice między tymi trzema konceptami nie są wyraźnie wytyczone.

Wpływ wojny

Bourne postrzega wojnę jako najskrajniejsze zachowanie Państwowości – „agresywnej grupy” – które w Państwie nie byłoby możliwe. „Wojna to działanie Państw” – pisze, „dopuszczalne tylko w takim systemie”.

Bourne twierdzi, że wojna zaciera granice między Państwem, Rządem, a społeczeństwem do tego stopnia, że dla wielu ludzi te granice znikają całkowicie. Przepełnieni emocjami patrioci nie dostrzegają „różnic między Państwem, narodem, a rządem”. Bourne tak opisuje ten proces: „Patriotyzm staje się uczuciem dominującym i gmatwa relacje oraz uczucia jakie jednostka żywi, i powinna żywić, wobec społeczeństwa, którego jest częścią”. A zatem: „Każdy obywatel, który w czasach pokoju nie pełnił funkcji pozwalających poczuć się częścią Państwa, staje się Rządowym agentem-amatorem donoszącym na szpiegów i osoby nielojalne, zbiera fundusze Rządowe, lub propaguje postawy i działania oficjalnie uznawane za konieczne”.

W czasach wojny Państwo i Rząd to praktycznie to samo – działania antyrządowe postrzegane są jako działania antypaństwowe. Dla przykładu, z prawa krytykowania prezydenta korzysta niemal każdy Amerykanin, ale taka krytyka jest zdradą, gdy prezydent wypowiada komuś wojnę. Jak zauważa Bourne „protesty przeciw wojnie, chłodne opinie na temat konieczności, czy piękna mobilizacji, staja się surowo karane, znacznie surowiej niż zwykłe przestępstwa”.

Wpływ wojny na społeczeństwo jest jeszcze większy. Bourne pisze „w trakcie wojny w narodzie dochodzi do uniformizacji uczuć, a hierarchię wartości wieńczy ideał Państwa, którego nie dałoby się ustanowić, przy pomocy innych, niż wojna, środków”. Zamiast funkcjonować zgodnie z pokojową zasadą żyj i pozwól żyć, społeczeństwo przejmuje zachowanie Państwa, czyli „agresywnej grupy”.

Tak wygląda teoretyczna strona stwierdzenia „wojna jest zdrowa dla Państwa”. W czasach pokoju ludzi określa ich społeczność, wchodzą oni w interakcje z Rządem, nie zastanawiając się nad samym Państwem. W trakcie wojny ten porządek zostaje odwrócony. Rząd praktycznie staje się Państwem, a społeczeństwo jest podległe obu instytucjom.

Jednostka w czasie wojny

Co dzieję się z jednostką, gdy społeczeństwo i Rząd zostają zdominowane przez Państwo? W czasach pokoju ludzie działają zgodnie z własnym sumieniem tak, aby zapewnić sobie to, co według nich jest ważne, czyli zazwyczaj dbają o utrzymanie, bezpieczeństwo dla rodziny, czy spędzanie wolnego czasu na pogłębianiu zainteresowań. Jednostki wchodzą ze sobą w interakcje pokojowo i bez potrzeby odgórnej koordynacji, bowiem te interakcje następują za ogólna zgodą – np. pójście na mecz, czy wymiana towarów na pieniądze i na odwrót – i nie ograniczają wyboru innym jednostkom.

W czasach wojny jednostki stają się, jak to ujmuje Bourne „stadem”. Oto jak opisuje ten termin: „Państwo organizuje stado w taki sposób, by atakowało inne stado, lub broniło się przed innym stadem, zorganizowanym na podobnych zasadach”. Bourne wyraźnie zaznacza, że stado nie jest emocjonalną całością, ale może mieć różne uczucia i poglądy w sprawach działań wojennych i samej wojny. Mimo to „poprzez doskonale dobraną mieszankę pochlebstw, agitacji i zastraszenia ze stada skutecznie tworzy się mechanicznie działającą jednostkę, jeśli nie duchową całość”.

Tak jak zaciera się granica między Państwem, a społeczeństwem, tak samo zaciera się granica między Państwem, a jednostką. Państwo próbuje oddziaływać na potężną siłę jaką jest ludzki wybór, odwołując się do patriotyzmu. Namawia by „wybrać” zgłoszenie się do armii, lub by wspierać wojnę w jakikolwiek inny sposób. Zazwyczaj jednostki czują się zobowiązane, gdyż w trakcie wojny „każdy obywatel identyfikuje się z ogółem i czuje się dzięki tej identyfikacji silniejszym”. Ale jeżeli jednostka dokona złego wyboru – nie zgłosi się do armii na ochotnika, lub nie będzie wspierać działań wojennych – szybko okaże się, że Państwu nigdy nie zależało na dobrowolnych wyborach. „Mężczyźni zostają poinformowani, że zgodnie z własną wolą zostaną wcieleni do wojska, by złożyć ofiarę dla dobra swojego kraju, a jeżeli się sprzeciwią, to będą ścigani, jak za najgorsze zbrodnie”.

Jednostka zazwyczaj nie protestuje przeciwko masowemu łamaniu praw, bo czuje coś, co Bourne nazywa „niemal dziecięcym oddaniem” wobec Państwa, zwłaszcza wobec Państwa toczącego wojnę. Bourne porównuje te emocje do uczuć religijnych. „Tak jak kościół jest postrzegany jako droga do duchowego zbawienia człowieka, tak Państwo postrzegane jest jako instytucja zbawiająca człowieka politycznie”. Te same uczucia patriotyczne, które powodują, że niektórym napływają do oczu łzy, gdy salutują fladze przed meczami, są wyolbrzymiane, lub jak powiedzieliby inni wypaczane i wykorzystywane, przez Państwo w stanie wojny, aby jednostki były uległe. Ludzie czują się silniejsi, gdyż identyfikują się z całością i w ten sposób przestają być jednostkami, a stają się obywatelami Państwa. Człowiek, który się wyłamuje i pozostaje jednostką, czuje się „porzucony i zagubiony”, zaś ci, którzy podążają za stadem czują „przyjemne posłuszeństwo i kojącą oraz niewymagającą odpowiedzialności ochronę”.

A zatem „ludzie w trakcie wojny stają się, dosłownie, posłusznymi, pełnymi pokory i zaufania dziećmi, znów wierząc naiwnie w nieomylnych i wszechpotężnych dorosłych, którzy się nimi zaopiekują”. Ta „wielka machina – stado” funkcjonuje w „niewiarygodnym pomieszaniu dumy z demokracji i osobistego strachu”, które sprawia, że jednostki tworzące stado „zgadzają się na zniszczenie ich sposobu życia, lub samego życia, w sposób tak okropny, że w normalnych warunkach byłoby to nie do pomyślenia”. Jednostka staje się „dzieckiem na karku rozszalałego słonia”, które nie jest w stanie ani zapanować nad słoniem, ani z niego zsiąść – musi jechać, aż słoń sam zdecyduje się zatrzymać. To także wynika ze stwierdzenia, że „wojna jest zdrowa dla Państwa” – wojna to śmierć indywidualizmu.

Wnioski

Esej autorstwa Bourne, napisany w opozycji do pierwszej wojny światowej nie jest typową anty-wojenną literaturą. Bourne poświęca bardzo mało miejsca krytyce konkretnych działań politycznych. Nie zajmuje się rzezią młodych żołnierzy i cywilów. Nie protestuje przeciw zyskom przemysłu około-wojskowego, nazywanego ogólnie „dostawcami amunicji” w jego czasach. Osią eseju jest atak na świętość wojny, poprzez ukazanie, w jaki sposób prowadzi ona do moralnego upadku społeczeństw, poprzez zniszczenie zasady pokojowej interakcji, na której opiera się społeczeństwo.

Podsumowując, Bourne odnosi się do moralnych konsekwencji wojny jakie poniesie powojenne społeczeństwo, odrzucające indywidualizm na rzecz „instynktu stadnego”. Elokwentnie argumentuje, że powojenna Ameryka byłaby zubożona moralnie, intelektualnie i psychologicznie. Bourne nie miał na myśli tego, że powojenna Ameryka zmagałaby się z rozbuchaną biurokracja, która nie chciałaby cofnąć się do stanu z przed wojny, na co zwracało uwagę wielu historyków. Bourne mówi o mniej widocznych, ale prawdopodobnie większych, kosztach wojny. Dla przykładu, Ameryka po 1918 roku byłaby zaludniona intelektualistami, którzy by „zapomnieli, że prawdziwym wrogiem nie były imperialne Niemcy, a sama Wojna”. Poprzez mianowanie pierwszej wojny światowej – świętą wojną, położono intelektualny i psychologiczny fundament pod to, co Bourne nazywa „rozrywką klas wyższych” – pod globalny konflikt.

Wendy McElroy
Ten artykuł ukazał się w The Freeman, w lipcu 1999, pod tytułem „Inne ofiary wojny”.
***
Tłumaczenie: Bartosz Rumieńczyk
na podstawie: Wendy McElroy, War is the Health of the State: its Meaning

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *