Krzysztof “Critto” Sobolewski: Libertarianizm a prawa dzieci

Prawa dzieci — to, kto jest uznawany za dziecko i JAKIE przysługują mu/jej prawa, jest wśród libertarian sprawą SPORNĄ, podobnie jak np. aborcja czy kara śmierci. Jestem przeciwnikiem aborcji i kary śmierci, a w przypadku praw dzieci reprezentuję nurt „konserwatywny”.

Wolność nieodłącznie wiąże się z odpowiedzialnością za swoje czyny. Ten, kto NIE JEST W STANIE odpowiadać za to, co czyni, NIE MA wolności i, również dla własnego dobra, w jakiś sposób powinien być ubezwłasnowolniony (jeśli jego zachowanie komuś realnie zagraża).

Odpowiedzialność istnieje przede wszystkim dzięki temu, iż można do niej kogoś POCIĄGNĄĆ. A czy można pociągnąć do odpowiedzialności kogoś, kto NIE JEST W STANIE ODPOWIADAĆ ?? Czy można, na przykład, wymagać od głuchoniemego, aby usłyszał gwizd pociągu przechodząc przez tory ?? Albo od niewidomego, aby ujrzał roboty drogowe z głębokimi wykopami ?? Albo od kogoś pozbawionego zmysłu węchu, aby wyczuł ulatniający się gaz ???

Odpowiedź na wszystkie te pytania jest jedna i retoryczna: NIE MOŻNA. Gdyby tak zrobić, byłoby to okrutne i nieludzkie — po prostu bestialskie. Byłoby to groźne naigrawanie się z ludzkiego nieszczęścia, tworzenie WINY z WADY lub KALECTWA, itd.

Dziecko JAKO TAKIE nie jest, oczywiście, osobą upośledzoną. Ma pewną, choć niewielką zdolność rozpoznawania różnych rzeczy, między innymi — ograniczoną zdolność odróżniania dobra od zła (stąd dzieci zabijające kolegów po obejrzeniu brutalnego filmu czy zagraniu w brutalną grę komputerową). I właśnie to, że ta zdolność jest ograniczona, doprowadziło w cywilizowanym świecie do pojęcia 'niepełnej’ odpowiedzialności za swoje czyny.

I libertarianizm nie może tego zmienić — gdyby to zrobił, okazałby się jeszcze gorszy niż faszyzm, komunizm i etatyzm razem wzięte. Pewne sprawy wiążą się z prawami natury, z tym, jak zostaliśmy stworzeni przez Boga i Naturę, z tym, jakimi predyspozycjami jesteśmy obdarzeni w konkretnym wieku.

Wiem, że istnieją wyjątki, ale one tylko potwierdzają regułę, i mogą być — w wyjątkowych sytuacjach — usprawiedliwieniem dla pewnych działań, ale też tylko w ograniczonym zakresie.

Postuluję więc, aby prawa dzieci były na tyle ograniczone, by nie odbierać im esencji wolności, a tymbardziej nie pozwalać na ich krzywdzenie, np. na bicie, katowanie, zmuszanie do czegoś, co nie jest niezbędne dla zachowania bezpieczeństwa lub do czego zmuszanie jest sprzeczne z duchem wolności (np. do praktykowania religii lub jej niepraktykowania), ale jednocześnie aby UNIEMOŻLIWIĆ im czyny takie, jak: branie narkotyków, picie alkoholu, palenie i wdychanie tytoniu, uprawianie seksu (z dorosłymi, ale także z rówieśnikami), samodzielne mieszkanie wbrew woli rodziców (tzw. „ucieczki z domu”), włóczęgostwo (w wykonaniu dorosłych jest po prostu stylem życia), żebranie, ciężka (np. w kopalni) lub niebezpieczna (np. przy tokarce) praca, i parę innych spraw.

Postuluję także, aby NIE likwidiwować odpowiedzialności dzieci — choćby daltego, że prowadzi to wyjątkowo zwyrodniałych mafijnych i gangsterskich gnojów do wykorzystywania ich do popełniania przestępstw (kradzieży, rozbojów, sprzedaży narkotyków innym dzieciom) — ale aby za WSZELKIE czyny dzieci BEZPOŚREDNIO odpowiadali ich rodzice — tak, jakby dzieci były ich własnymi rękami i nogami. Więc, gdy jedenastoletnie dziecko popełni morderstwo, to rodzic powinien np. iść na dożywocie czy pracować przymusowo na rzecz rodziny ofiary tego dziecka, gdy ono coś ukradnie — rodzic powinien być zobowiązany do zwrotu wartości, gdy ono coś zniszczy — rodzic powinien płacić za odszkodowanie itd. I nie ma to NIC WSPÓLNEGO z „odpowiedzialnością zbiorową” — rodzice są odpowiedzialni za swoje dzieci, gdyż ŚWIADOMIE poczęli je i przywołali je na świat. Żadne dziecko na ten świat się nie „pchało” (pomijając fizyczny przebieg porodu ;-)), należy więc to uszanować.

Poza wszystkim, skłoniłoby to rodziców do PILNOWANIA swoich dzieci i DBANIA o nie — do tego, że dbaliby o nie jak o siebie samych (albo i lepiej), a NIE traktowali jak 'przypadkowe osoby’, 'byty niezależne’, czy w inny sposób powodowali robicie rodziny. Układ, który proponuję, umocniłby i utrwalił (również prawnie) instytucję RODZINY, RODZICIELSTWA i WYCHOWAWSTWA.

Sprawą dyskusyjną pozostaje, KOGO i KIEDY uznać za dziecko, a kogo za dorosłego. To już mocno zależy od kultury. W naszej kulturze, wiek dorosłości oscylował pomiędzy 16 a 21 lat, średnio wokół wieku 18 lat. Myślę, że przede wszystkim warto opierać się na rzetelnych, niewypaczonych przez ŻADNĄ ideologię badaniach psychologicznych, psychiatrycznych i neurologicznych, i na tej podstawie wyciągać wnioski o tym, JAKI wiek ma być wiekiem dorosłości. Podczas gdy można spierać się, czy osoba mająca 17 lat powinna móc się ożenić/wyjść za mąż, NIE MA żadnego gadania, aby mogła to czynić osoba w wieku lat np. siedmiu.

Jakkolwiek jednak te sprawy by wyglądały, NIC nie usprawiedliwia prowadzenia przez państwo tzw. „edukacji publicznej”, a szczególnie wykorzystywanie tego systemu w celu prania mózgu dzieci, wychowywania je na „patriotów” bądź „antypatriotów”, krzewienia określonych ideologii (polityczna poprawność, ultrakonserwatyzm, itd.) a nawet religii (jest ona osobną sprawą), stosowania inżynierii społecznej, itd.

Szkoła powinna oczywiście WYCHOWYWAĆ (co czasem jest nawet ważniejsze od uczenia), ale wychowanie powinno być oparte na ogólnych zasadach moralnych, etyce, zasadzie niekrzywdzenia innych istot, wpajaniu cnót ludzkich (nie żadnych tam 'obywatelskich’), i tępieniu zachowań SZKODLIWYCH (agresja, bicie innych, wulgarne odzywki), a NIE tych „aspołecznych”, które nie są szkodliwe (np. samotnictwa) ani, tym bardziej, NIE MOŻE zwalczać indywidualizmu i indywidualności dziecka — przeciwnie, jej OBOWIĄZKIEM powinno być ich promowanie i rozwój. Tyle, że tym NIE powinno zajmować się państwo, lecz te szkoły, które rodzice sami dla dziecka wybiorą — np. szkoła prywatna, szkoła parafialna, szkoła gminna, itd. nawet jeśli na razie utrzymamy CZĘŚCIOWO ich państwowe fundowanie, np. przez vouchery szkolne.

Szczęśliwe i udane dzieciństwo to recepta na udane życie; to również recepta na prawdziwie wolne społeczeństwo, które potrafi sobie samo poradzić. To recepta na świat bez alkoholizmu, narkomanii, przestępczości i innych plag dnia dzisiejszego. Przekazując WSZYSTKIE prawa, ale także i obowiązki rodzicom, umożliwimy im rzeczywiste zajęcie się ich pociechami, oraz, w pewnym zakresie, zmusimy ich do tego, do czego przymus jest wrodzony. Istnieje nurt odejścia od obecnego upadku, zgnilizny i demoralizacji wszystkich rodzajów — i ja widzę go właśnie w takim, wolnościowo-konserwatywnym potraktowaniu spraw wiążących się z dziećmi i ich rodzicami.

W Imię Życia, Wolności i Poszukiwania Szczęścia,

Krzysztof „Critto” Sobolewski

(c) Copyright by Krzysztof „Critto” Sobolewski 14.II.2001
***
Przedruk, kopiowanie, rozpowszechnianie i dystrybucja dozwolone bez żadnych ograniczeń w dowolnym celu. Modyfikacje dozwolone pod warunkiem ich wyraźnego zaznaczenia w tekście i poinformowania o tym, kto modyfikował, lub napisanie, iż modyfikacja jest anonimowa. W żadnym wypadku podpis autora, tj. wyrazy: Krzysztof „Critto” Sobolewski nie mogą być usunięte ani zmienione.

Tekst był wcześniej opublikowany na stronie autora

One thought on “Krzysztof “Critto” Sobolewski: Libertarianizm a prawa dzieci

  1. Strasznie nacechowany retorycznie tekst, ale mniejsza o to.
    „rodzice są odpowiedzialni za swoje dzieci, gdyż ŚWIADOMIE poczęli je i przywołali je na świat. Żadne dziecko na ten świat się nie “pchało” (pomijając fizyczny przebieg porodu ;-)), należy więc to uszanować.”
    Rodzice nie zawsze świadomie poczynają, ostatecznie mogą źle wyliczyć kalendarzyk, mogła pęknąć prezerwatywa. Oczywiście powinni wiedzieć, że jest ryzyko, ale jednak przyjmijmy, że zabezpieczali się na wszystkie możliwe sposoby i jednak nie pykło (albo pykło, jak kto woli). Nie wydaje mi się więc, że takie poczęcie było świadome. Odpowiedzialni byliby rodzice, którzy zdecydowali się nie usuwać płodu, a potem wychować to dziecko.
    Kwestia, kto wychowuje jest tu chyba istotniejsza. W końcu dzieciak może być adoptowany, a w takim razie opiekunowie to już na pewno go – świadomie, czy nie – nie poczęli.
    I inna sprawa, że nie wydaje mi się, żeby rodzić/opiekun powinien odpowiadać np. dożywociem za nie swoje przestępstwo. A teraz porównam dziecko do psa, uwaga: Z dziećmi jest, jak z psami. Jeśli pies zagryzie kogoś, to właściciel nie odpowiada, jak za morderstwo. Jeśli dziecko, nawet najgłupsze to i tak inteligentniejsze niż burek, nie usłucha rodziców i coś zrobi to rodzic nie może odpowiadać za to w pełni. A jeśli ma odpowiadać w pełni, to chyba ma prawo zrobić wszystko, żeby -i to absurdalne trochę- chronić się przed popełnieniem przestępstwa, np. więzić dziecko w domu. Ostatecznie może wyszedł mu urwis, który marzy o tym, żeby kogoś porąbać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *