Karol Korczak: Granice legalizmu

Radykalny legalizm to idea wyznawana przez konserwatywnych liberałów, która najbardziej odróżnia ich od libertarian. Według niej, umowy zawierane obecnie przez państwo lub pod jego wpływem powinny być wiążące również wtedy, gdy uznamy, że były nieuczciwe z powodu faworyzowania przez państwo bądź to siebie, bądź jednej ze stron. W związku z tym należy dotrzymywać wszelkich zobowiązań emerytalnych, spłacać obligacje, chronić własności, nawet tej zdobytej przez polityków czy osoby z nimi powiązane. Zapewne można to wytłumaczyć pochodzeniem konserwatywnego liberalizmu od liberałów-reformatorów z XIX wieku wierzących w utopijną koncepcję ewolucji instytucji społecznych. Ale libertarianin, chcąc zaproponować jakąś koncepcję alternatywną, musi sobie odpowiedzieć na ważne pytanie: jeśli nie stan dotychczasowy, to co ma określać stosunki własnościowe w libertariańskiej społeczności?

„Austriacy” mają na to pytanie jasną odpowiedź: jedynym sensownym kryterium jest zasada pierwotnego przywłaszczenia. Własność musi wrócić do tego, kto ją zrabował. Wywłaszczeniu powinni zostać poddani nie tylko ci, którzy przekraczali w przeszłości prawo, ale również ci, którzy wykorzystali niesprawiedliwe prawo dla zwiększenia swojego majątku. Ale, jak napisałem w tekście omawiającym poglądy wolnorynkowych anarchistów, można wskazać na sytuacje, gdzie należałoby odejść od tej zasady.

Podobno całkowita wartość mienia znajdującego się we władaniu państwa polskiego to 800 miliardów złotych, natomiast polski dług publiczny przekroczył już 700 miliardów. Finansiści z własnej woli kupowali od państwa obligacje, chyba, że zarządzali funduszami emerytalnymi, które zostały do tego zmuszone. Ale czy możemy wobec tego nagle ogłosić, że rząd polski nie będzie już więcej spłacał obligacji oprócz tych z kont przyszłych emerytów? Nie sądzę. A to dlatego, że gdyby tak ktoś zrobił, natychmiast w prasie zagranicznej pojawiłyby się doniesienia o niezbitych dowodach na łamanie w faszystowskiej Polsce praw człowieka i prześladowanie mniejszości seksualnych. I w mgnieniu oka powstałaby potrzeba przygotowania nowej operacji pokojowej przez wspólne siły NATO, ONZ, UE i ZBiR. To byłoby samobójstwo. Libertarianie, którym udałoby się przejąć w Polsce władzę, nie mogliby sobie na coś takiego pozwolić, zwracając uwagę, że układ sił międzynarodowych jest w stanie anarchii w stylu Davida Friedmana – wygrywa zawsze silniejszy. Długi, szczególnie te zagraniczne, musimy spłacić w pierwszej kolejności, nawet, jeśli miałoby to oznaczać poważne problemy materialne polskich emerytów. A w zobowiązaniach krajowych również nie można sugerować się tylko pierwotnym przywłaszczeniem – wszak istnieją grupy przywileju złożone z ludzi bardzo niebezpiecznych dla porządku publicznego – na przykład górnicy. Jeśli nie można by osłabić ich strajkowego potencjału za pomocą służb specjalnych, należałoby spełnić ich żądania, mimo że wynikają z bezpodstawnych przywilejów, ponieważ nie spełnienie ich oznacza poważne zagrożenie dla rządu, który by się na to poważył. Pozostali emeryci i renciści (w tym ja) są mniej niebezpieczni, dlatego pomaganie im można by było pozostawić ludziom dobrej woli.

Inny problem to prywatyzacja. Czy należy prywatyzować wszystko za pomocą licytacji, nie dodając żadnych innych warunków, niż cena, do oferty prywatyzacyjnej? Ogólnie jest to pewnie dobra forma, ale należałoby zwrócić na zagrożenia, które za takim myśleniem się kryją. Jedno jest najbardziej oczywiste, nie tylko dla libertarian: nie można powierzać firm energetycznych ludziom, którzy mogą być zależni od obcych, wrogo nastawionych do naszego kraju państw. Zasady tej nie przestrzegano podczas polskiej prywatyzacji, i być może kiedyś za to zapłacimy. Podobny problem pojawić się może przy prywatyzacji infrastruktury. Jeżeli drogi na jakimś większym obszarze znajdą się w dyspozycji jakiejś jednej osoby, nie mówiąc już o tym, że może ona również mieć powiązania z wywiadem obcego rządu, to mogą pojawić się problemy z korzystaniem z nich i możliwość nadużyć, jakich dopuszczano by się w płatnościach za przejazd czy w trakcie kontroli drogowych, korzystając z lokalnego monopolu. Należy więc stworzyć taką organizację własności dla infrastruktury, która umożliwi każdemu posiadanie jakiejś części udziałów w tych elementach infrastruktury, z których się korzysta. Inne, jeszcze poważniejsze zagrożenie zauważam w prywatyzacji edukacji. Ktoś kiedyś przedstawił przypuszczenie, że prywatyzacją edukacji w Polsce byłby bardzo zainteresowany Kościół. Jeśli tak, to prywatyzacja oznaczałaby tak naprawdę ponowną klerykalizację polskiej oświaty, co odbiłoby się zapewne negatywnie na poziomie nauczania, szczególnie na wsiach. A jeśli nawet poziom by się nie pogorszył, bo już teraz jest bardzo niski, to po zniesieniu przymusu i bezpłatności edukacji wiele szkół by opustoszało – podobnie, jak pustoszeją obecnie kościoły. Tak więc przy tworzeniu nowych ram własnościowych dla funkcjonowania społeczeństwa zwrócić należy również uwagę na potrzebę związku własności z posiadaniem środków potrzebnych temu, kto z nich korzysta – uczniom, potrzebującym wolności od tradycjonalistycznej ciemnoty, kierowcom, chcącym poruszać się po okolicy, w której mieszkają. Docenić więc trzeba również pewne elementy mutualistycznej koncepcji własności.

Z takim podejściem wiąże się wiele innych spraw – kto ma stworzyć libertariański „rząd”, którego zadaniem byłaby likwidacja struktur państwowych? Jak zorganizować zarządy w spółkach akcyjnych posiadających infrastrukturę? Kto będzie decydował, które wywłaszczenie jest właściwe, a które nie? Problemy te również wymagają odrębnego potraktowania, mającego na celu uczynienie instytucji zawiadujących sprawami publicznymi tak moralnymi, efektywnymi i przyjaznymi, jak tylko się da.

Karol Korczak

***

Brak praw autorskich: ten artykuł jest udostępniony na licencji Free Art License. Można go swobodnie modyfikować oraz rozpowszechniać zgodnie z warunkami tej licencji.

8 thoughts on “Karol Korczak: Granice legalizmu

  1. @Karol, A to dlatego, że gdyby tak ktoś zrobił, natychmiast w prasie zagranicznej pojawiłyby się doniesienia o niezbitych dowodach na łamanie w faszystowskiej Polsce praw człowieka i prześladowanie mniejszości seksualnych. I w mgnieniu oka powstałaby potrzeba przygotowania nowej operacji pokojowej przez wspólne siły NATO, ONZ, UE i ZBiR.

    Żadna poważna siła polityczno-wojskowa nie ruszyła tyłka za przeproszeniem w tym celu, o ile nie wiązało by się to z utratą REALNEJ gotówki lub jej źródeł (tzw. „wpływów” politycznych, energetycznych etc.). Słowem, nie ma opcji, żeby ZSRE czy to NATO napadły na Polskę (jako już tylko/aż dzielnicę), bo jakieś prawa pedziów czy innym dewiantów są łamane. 😀

  2. SZLZ , mowimy o hipotetycznej sytuacji – mało możliwej , ale gdyby ktoreś z państw orientalnych sypnęło groszem , ktoż wie – że libertarianie przejmują władzę.
    Mam nawet plany dot. obsady a także tego , kto co i gdzie sprząta.
    Zaś długi niech spłacają ci , ktorzy je zaciągali. Przyszłe państwo wolnościowe powinno się wyraźnie odciąc od dawnego reżymu mafijnego PRL , III RP , PSRE.

  3. Co ma do tego „hipotetyczna sytuacja”? Mówię, że żaden obcy rząd nie ruszyłby tyłka z tak błahego powodu jak łamania „praw człowieka” czy „przywilejów mniejszości”.

  4. To wiadomo , ale taki będzie ich pretext. Dla tego ktoś wreszcie musi usunąć nam z drogi tamte obce rządy.
    Stąd też inwazja islamska na Europę zachodnią a chińska na Syberię jest dla nas korzystna.

  5. ” „Austriacy” mają na to pytanie jasną odpowiedź: jedynym sensownym kryterium jest zasada pierwotnego przywłaszczenia. Własność musi wrócić do tego, kto ją zrabował. ”
    Że co?

    Na rozpoczęcie wojny każdy pretekst jest doby, a częste gadanie o tym, że terenów nie opłaca się napadać, bo nie mają bogactw naturalnych jest głupie. Polska, podobnie jak Kosowo, byłaby świetną bazą militarno-wypadową dla np. Stanów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *